Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Ktoś tu dostanie wpierdol. [samoobrona i walka wręcz] 4ICxTck


Cel: Zdobycie umiejętności samoobrony i walki wręcz.
Miejsce:
Różnie. Głównie Desperacja. Ewentualnie Eden.
Czas:
Teraźniejszość +/- kilka miesięcy.
Postacie:
Nathair i Ryan. I pewnie kilku NPC.


Przesunął palcami pomiędzy włosami, gdzieś z tyłu głowy, wyczuwając wyraźnie wybrzuszenie. Syknął cicho pod nosem, kiedy pod dotykiem odezwał się ból. Guza miał już parę dni, ale wciąż cholernie bolał i był uciążliwy. Na całe szczęście liczne zadrapania i siniaki poznikały, choć gorzki posmak przegranej wciąż pozostawał. Miał dość bycia ciągłą ofiarą, kiedy nie mógł używać w pełni swoich mocy. Bez nich tak naprawdę był zwykłą, różową kluską. Chłopcem do bicia. A wystarczyło poznać kilka chwytów do obrony i ciosów.
Westchnął ciężko, kiedy zatrzymał się przed znienawidzonymi drzwiami, do znienawidzonego domu, gdzie rezydował znienawidzony osobnik. Oczami wyobraźni już widział jak Ryan z niego kpi i odmawia mu pomocy. Ale musiał postawić wszystko na jedną kartę bo i tak nie miał właściwie do kogo się zwrócić z prośbą o pomoc. Druga sprawa, że wymordowany zdawał się być jednym z najlepszych w tym fachu, bo przecież niejednokrotnie widział go w akcji. Ostatnie westchnięcie nim zapukał i pchnął drzwi, wchodząc na bezczelnego do środka. Od razu skierował swoje kroki do sypialni mężczyzny, doskonale wiedząc, że właśnie tam go znajdzie. No i się nie pomylił.
Zatrzymał się przed nim, omiatając na krótko spojrzeniem książkę, którą aktualnie czytał, by z bijącą pewnością siebie skupić się na niewzruszonej twarzy wymordowanego.
- Ryan.tak właśnie się nazywa - Posłuchaj…. bo cię posłucha… - Bo widzisz… no I chuj strzelił twoją pewność siebie.
Chłopak odwrócił głowę i podrapał się po policzku nieco zmieszany, nie wiedząc do końca jak ubrać w słowa, wydawać się mogło, dość absurdalną prośbę.
- Pokaż mi prawdziwe ciosy. Jak się bronić, kiedy trzeba zdać się na własne ciało, pozbawione możliwości użycia mocy. Jak… – spojrzał na niego ukradkiem. - Jak nie być chłopcem do bicia i oddać uderzenia. – wzrok padł na ścianę, która wydawała się niezwykle interesująca. - Proszę.

                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Głośne skrzypnięcie starych zawiasów w tak małym domu nie umknęłoby niczyjej uwadze. Ich dźwięk zastępował jakiekolwiek inne powitanie i już było wiadomym, że ma się do czynienia z nieproszonym gościem. Mimo tego szare tęczówki ani na chwilę nie oderwały się od tekstu w pożółkłej od wilgoci książce, która domagała się delikatności przy przewracaniu każdej strony. Aż dziw, że ktoś taki jak on był w stanie się na nią zdobyć. Istniały priorytety, a dla niego najwidoczniej ponad zajęciem się włamywaczem stało się dokończenie rozdziału. Pewność siebie mocno przyćmiła poczucie zagrożenia.
Którego i tak nie było.
„Ryan.”
Brak reakcji. Przewracana kartka zaszeleściła cicho, a mężczyzna powrócił do przesuwania spojrzeniem po kolejnych rzędach zlepionych ze sobą literek. W jego obecności całkiem łatwo było uznać samego siebie za mało absorbującego, kiedy nie raczył nawet pojedynczym spojrzeniem, a co dopiero odpowiedzią. Nathair równie dobrze mógłby nachylić się i wpuszczać słowa prosto do jego ucha, a on nawet by nie drgnął. Nie przyjmował do wiadomości, że anioł przyszedł do niego w ważnej sprawie.
„Pokaż mi prawdziwe ciosy.”
Wróć.
Zaczepił wzrokiem o jego buty, wsłuchując się w kolejną część jego wypowiedzi. Stopniowo sunął coraz wyżej, w międzyczasie dokonując jego dokładniejszej oceny. Zabawne, że porywał się z motyką na słońce, jednocześnie nie chcąc być chłopcem do przyjmowania ciosów.
Trzask.
Grimshaw zamknął książkę z głuchym łupnięciem i odrzucił ją na bok. Podniósł się do siadu i skrzyżował ze sobą nogi i oparł łokcie o kolana, splatając ze sobą palce rąk. Wreszcie zawiesił wzrok na twarzy skrzydlatego, jeszcze chwilę przypatrując mu się w uciążliwym milczeniu. Już nawet nie chodziło o jego marną aparycję. Problem mógł tkwić w...
Uderz mnie.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

W sumie to było jak jedno, wielkie koło fortuny. Tylko, że bez koła. I fortuny.
Ryan albo słuchał i miał wyjebane, albo nie słuchał i miał wyjebane, albo ogólnie miał wyjebane. W zależności, na jaki humor się trafiło. Po wypowiedzeniu swoich słów podpartych głupim „proszę”, co, wierząc bądź nie, z trudem opuściło jego usta, czekał na werdykt jak skazaniec na ścięcie głowy. Chociaż równie dobrze był gotowy nie otrzymać jakiejkolwiek odpowiedzi, ale i na to był przygotowany. Najwyżej kopnie go w stopę, żeby zakomunikować „spójrz, tutaj jestem. Nie ignoruj mnie jak to masz w zwyczaju, bo to już jest męczące”.
Ale Ryan zareagował.
Prawie jak jakiś cud. Brakowało wyciągnąć ręce ku niebiosom i podziękować za te dary. Ze zmieszaniem wymalowanym na twarzy obserwował jak Ryan taksuje go swoim spojrzeniem. „Ocenia, hm?”. Nathair westchnął cicho, ucząc się przy tym osobniku cierpliwości, choć ta niełatwo mu przychodziła. Owszem, zdawał sobie sprawę ze swoich fizycznych defektów i tego, na ile jego ciało jest wytrzymałe, ale nie zmieniało to faktu, że nawet takie chuchro jak on mogło sobie poradzić po odpowiednim wyćwiczeniu.
”Uderz mnie.”
Co.
To podstęp. Oczywiście, że tak.
Zmrużył swoje oczy przyglądając się uważnie niewzruszonej twarzy swojego podopiecznego. Skoro tego tak bardzo chciał…. Uniósł rękę, by trzasnąć go w twarz. Mocno, boleśnie. Za to wszystko, co mu zrobił do tej pory, przelewając na niego całą swoją wściekłość. Wystarczyło się zamachnąć.
Ale nie mógł.
Niewidzialne liny obwiązały się dookoła jego ręki skutecznie go powstrzymując przed zadaniem ciosu Ryanowi. Żałosne.
- Tsk. – dłoń bezwiednie opadła wzdłuż ciała. Niestety, ale musiał przyznać sam przed sobą, że nie potrafi I przede wszystkim nie chce zadać mu jakiegokolwiek bólu. Nie Ryanowi.
Właśnie.
Raptownie zacisnął mocno powieki, próbując przywołać w głowie obraz najgorszego z możliwych wrogów. Długo nie musiał czekać, kiedy w umyśle zamajaczyła sylwetka jasnowłosego. Ponownie uniósł rękę. Ale tym razem z sukcesem zamachnął się, by zadać cios.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Od początku nie spodziewał się rewelacji. Srebrzyste tęczówki nieruchomo przypatrywały się różowowłosemu chłopakowi. Ani na chwilę nie spuścił wzroku z jego twarzy, mimo że kątem oka dostrzegł wyraźny ruch unoszonej ręki. Trzeba przyznać, że całkiem łatwo było mu spoglądać na anioła prowokacyjnie i jednocześnie ze zwątpieniem w to, że cokolwiek tutaj zdziała. Może nie powinien tłamsić resztek nadziei chłopaka na to, że wybrał sobie dobrego nauczyciela, ale, prawdę mówiąc, powinien najpierw zgłosić się do kogoś swoich gabarytów.
Ryan uniósł brew, gdy ręka Nathaira opadła z powrotem na wcześniejsze miejsce. To był prawdopodobnie najszybszy odwrót, na jaki mógł się zdobyć. Mimo wszystko z jakiegoś powodu świetnie się bawił, gdy widział jak młodzieniec wiesza sobie na szyi ciężki głaz i z własnej woli idzie na dno, dławiąc się swoimi ambicjami. Już chciał spytać, czy ma dość, kiedy dłoń ponownie wzniosła się ku górze i ruszyła w jego stronę.
Czy zamierzał mu na to pozwolić?
Oczywiście, że nie, chociaż wiedział, że cios nie zaboli ani nie zmusi go do niekontrolowanego przekrzywienia głowy na bok. Momentalnie wystrzelił ręką do gówy, ale zamiast odtrącić ramię chłopaka, zamknął jego nadgarstek w silnym uścisku. Oparł dwa palce o wewnętrzną strone jego znacznie drobniejszej dłoni i naparł na nią, chcąc zmusić go do wygięcia jej do tyłu. Nie szczędził przy tym siły.
Katastrofa ― mruknął sucho i na tyle znacząco, by w głowie młodzieńca zakorzeniła się myśl o wyższym stopniu beznadziei jego umiejętności. Zacisnął palce wolnej ręki w dość luźną pięść, ale to wcale nie umniejszyło siły ciosowi wymierzonemu w brzuch, który miał odwrócić uwagę skrzydlatego od podcięcia jego nóg własną, gdy wydawało się, że tym szybkim, zgarniającym ruchem próbuje przyciągnąć go do siebie. Oczywiście w ostatecznym rozrachunku wytrącił go z równowagi, wypuszczając jego przedramię z objęć chłodnych palców. ― Może na początku powinieneś poprosić o pomoc jakąś dziewczynę? Niektórym z nich idzie to znacznie lepiej ― rzucił, nachylając się nad Heatherem i bezceremonialnie przycisnął lekko kolano do jego krocza.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oczywiście, że nie spodziewał się że Ryan pozwoli na zadanie ciosu. Kto jak kto, ale nie on. Ale przynajmniej spróbował. Tak, jak wymordowany chciał, a kwestia, że w głowie chłopaka zamiast chłodnego ciemnowłosego pojawił się ktoś inny, mogła zostać przemilczana. Liczył się efekt końcowy. Chociaż w tym przypadku był jego wyraźny brak.
Powieki chłopaka rozluźniły się i otworzyły, kiedy tylko poczuł chłodne palce dookoła swojego nadgarstka. Jak na zawołanie na twarzy skrzydlatego zawitał grymas nieprzyjemności i pewnego odrzucenia, jakby nagle zaczął się brzydzić dotykiem swojego podopiecznego, choć źródła jego wyrazu były różnorakie. Mięśnie napięły się, kiedy szarpnął się, chcąc wyswobodzić, czując podskórnie, że tai obrót sprawy nie przyniesie nic dobrego. Ale, jak można było się spodziewać, chłopak prawie nie drgnął, choć włożył w szarpnięcie naprawdę sporo siły. Mimo to, jego ręka jak na rozkaz zaczęła się uginać pod naporem palców szatyna, co pociągnęło za sobą ciche warknięcie buntu.
A potem przyszedł cios w brzuch i bliskie spotkanie z podłogą.
Kiedy drobne ciało huknęło, Nathair syknąwszy z bólu momentalnie skulił się, podciągając mocniej nogi pod siebie i jedną ręką obejmują się za brzuch, przez chwilę mając wrażenie, że lada moment zwróci Ryanowi na nogi zawartość swoje śniadania. Na całe szczęście pieczenie powoli ustępowało. Zadarł nieco głowę, by móc spojrzeć w te przeklęte, srebrne tęczówki.
- Ale przyszedłem z tym do ciebie. – mruknął cicho przez zaciśnięte zęby, jednocześnie zaciskając palce na kolanie, który wciskał się w jego najczulsze miejsce na ciele, próbując naprzeć na niego, żeby się odsunął.
- Ze wszystkich osób to tylko ty jesteś w stanie mi pomóc I mnie nauczyć. – dodał, jednocześnie próbując wypełznąć od niego, nie szczędząc przy tym ewentualnego bolesnego odepchnięcia czy też zapachu nogą w bok Ryana swoim kolanem, by ten stracił równowagę, a Nathair mógłby wykorzystać tę chwilę i cofnąć się pod ścianę.
- Wiem, że Desperacja nie jest darmowa. – aluzja prześlizgnęła się przez jego gardło, wyraźnie dając do zrozumienia, że jest w stanie zapłacić każdą cenę za pomoc w nauce.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Bez poruszenia przyglądał się zwijającemu się z bólu, drobnemu chłopakowi. Nie poczuł się źle choćby na ułamek sekundy, nie przyjmując do wiadomości, że właśnie potraktował kompletnie niedoświadczonego anioła za surowo. Wszystko wskazywało na to, że jeden cios w zupełności mu wystarczył, jednak jak na złość przesunął kolanem po jego kroczu, zanim wsparł się nim o podłogę między jego nogami, widząc jak różowowłosy walczy o swoją wolność. Umknął dotykowi jego palców, ale jego ciało wciąż rzucało cień, który uświadamiał skrzydlatemu, że Grimshaw nadal był nad nim.
„Ale przyszedłem z tym do ciebie.”
Był to prawdopodobnie największy błąd, jaki mógł popełnić.
Szatyn przesunął spojrzeniem gdzieś w bok, czując, że chłopak próbuje go od siebie odepchnąć. Już w pierwszej sekundzie zaparł się na tyle mocno, by nie pozwolić chłopakowi na wytrącenie go z równowagi. Oparł rękę tuż obok głowy Heathera, przyciskając palce do brudnej podłogi i wydawało się, że zrobił to tak mocno, że równie dobrze spróchniałe deski mogłyby za chwilę popękać. Na szczęście nic podobnego nie nastąpiło. Nie, żeby ktokolwiek przejmował się stanem rozpadającej się chaty. Próba cofnięcia się pod ścianę przez Nathaira mogła skończyć się teraz wyłącznie bliskim spotkaniem jego barku z przedramieniem mężczyzny.
Jestem też w stanie cię połamać, żeby tego nie zrobić, musiałbym nie traktować cię poważnie. ― Właściwie niewiele by się zmieniło, co? Przysunął wolną rękę do czoła chłopaka i nie szczędząc siły przy pstryknięciu go palcem w sam jego środek. Wcale nie było to aż tak nieprzyjemne doznanie w porównaniu z tym, co jeszcze mogło się stać. ― Masochizm to też choroba, aniele.
Odsunął się od niego i wstał z podłogi, otrzepując przy tym niedbale kolana z kurzu. Podłoga pod jego nogami zaskrzypiała, a dźwiękowi zawtórował kłośny stukot pazurów o podłogę. Minęło już kilka miesięcy, a młody wilk zdążył wyciągnąć się w górę, jedynie młodzieńczy pysk, który właśnie wsunął się do sypialni świadczył o tym, że jeszcze nieco brakowało mu do dorosłego przedstawiciela gatunku. Zaspany kundel zamerdał leniwie ogonem i doczłapał do jeszcze siedzącego na podłodze stróża, przysuwając zimny nos do jego ucha, by wreszcie otrzeć się łbem o jego szyję.
Cholerny miłośnik wszystkiego, co żywe.
To dobrze ― mruknął, kompletnie ignorując obecność młodego wilka, który właśnie chwytał w zęby parę różowych kosmyków. ― Te usługi będą cię sporo kosztować. Ale nie zamierzam się z tobą użerać. Nie mam cierpliwości do mało pojętnych uczniów. ― Uniósł brew, mierząc go wzrokiem, który z góry zakładał, że Colin mógł do takich należeć. ― Co już potrafisz?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ból brzucha powoli ustępował, choć to nie on był tutaj największym problemem, a nadszarpnięta duma anioła. Bardzo szybko zorientował się, że wszelakie objawy podjęcia prób na wyswobodzenie są tłumione przez szatyna. A szarpiąc się tylko i wyłącznie pogarszał swoją i tak marną sytuację. Dlatego też już po chwili leżał nad wyraz spokojnie, czekając, aż Grimshaw sam go puści. Jedynie cichutkie syknięcie wyrwało się spomiędzy jego zębów, a uda momentalnie zacisnęły się mocniej spinając niemal każdy możliwy mięsień w jego nogach, gdy kolano wymordowanego prześlizgnęło się po jego wrażliwym miejscu.
Dupek.
Nie podobało mu się, że praktycznie w każdej sferze znajomości z Ryanem, i na każdym etapie ich relacji, czy to łóżkowej czy normalnej, to właśnie on, zawsze, ale to zawsze musiał znajdować się na dole. Mimowolnie odwrócił głowę nieco w bok, walcząc samemu ze sobą, by nie przyspieszyć odsunięcia od siebie ciała wymordowanego za pomocą jednej z jego mocy. Ale jak szybko ten głupi pomysł pojawił się w głowie, tak szybko zniknął.
- Wiem, że jesteś. – mruknął, próbując ukryć marudny ton. - I też nie oczekuję jakiejkolwiek taryfy ulgowej. Jestem tego w pełni świadomy, Jay. – oczywistym było, że Nathair nie miał najmniejszej szansy w bezpośrednim starcu z ciemnowłosym. Ani teraz, ani nigdy nie będzie miał. Ryan przewyższał go nie tylko gabarytami, ale w czystej, brutalnej sile fizycznej. Ale żywił nadzieje, być może płonne, że pozna chociaż podstawy, albo parę sztuczek, które pomogą mu z zerwaniem wizerunku chłopca do bicia.
W końcu mężczyzna odsunął się od niego, co jasnowłosy momentalnie wykorzystał, by podnieść się do siadu. Już chciał zupełnie wstać, kiedy do pokoju prześlizgnął się zwierzak Ryana. W pierwszym odruchu anioł położył dłoń na jego głowie i zaczął go machinalnie głaskać.
- Zapadłem na nią dziesięć lat temu. – odgryzł się momentalnie, nie spuszczając nawet na chwilę spojrzenia i intensywnych źrenic z pleców swojego podopiecznego.
- Nie wiem czy chcę poznać two—Hunter, przestań. Nie wiem czy chcę poznać twoją cenę teraz, czy później, niemniej… – odsunął wilka od siebie, który właśnie rozpoczął wspinanie się na niego i sam wstał na nogi.
- Osoba, która uczyła mnie posługiwania się mieczem mówiła, że szybko łapię. – dłonie sięgnęły po katanę, którą miał przy boku i bardzo szybko pociągnął za sznurki, które ją trzymały przy pasku anioła, a następnie złapał za nią i odrzucił na materac. Po chwili do jej towarzystwa dołączyła bluza Nathaira, pozostawiając go w samych spodniach i ciemnej bokserce.
- Właściwie to nic. Do tej pory posługiwałem się tylko bronią albo mocami. – dodał formując dłonie w pięści, starając się przybrać jakąś fajną pozę do walki czy też obrony, ale… wyszło jak wyszło.
Dobrze, że Ryan nigdy się nie śmieje.
- Może moje ciosy nie są bolesne I silne, ale wydaje mi się, że nadrabiam to szybkością. Więc? W domu czy na zewnątrz? Jestem gotowy. – w jego spojrzeniu coś błysnęło, coś ciekawego i zadziornego, a czego praktycznie nigdy nie można było dostrzec w aniele.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

„Jestem tego w pełni świadomy, Jay.”
Jasne.
Nie podzielił się z nim swoim sceptycyzmem przynajmniej ten jeden raz, mimo że demotywacja innych tkwiła mocno zakorzeniona w jego naturze. Nie potrafił przekonać samego siebie do cudownej przemiany anioła, wspominając chwile, w których nie chciał, by traktowano go jak szmatę. Teraz z kolei dobrowolnie pozwalał na to by wypucował nim podłogi w swoim domu i sponiewierał bardziej niż w chwilach, które przyprawiały go o skrępowanie.
Jak chcesz ― rzucił lakonicznie i rozmasował ręką kark, na którym wciąż odczuwał skutki wcześniejszego leżenia. Ciało Nathaira było ciałem Nathaira i to on decydował, co chciał z nim zrobić. Nie licząc tych chwil, w których to Grimshaw podejmował tę decyzję za niego. W niektórych kwestiach wciąż musiał naprowadzać młodzieńca na właściwy – co z tego, że tylko jego zdaniem – tor.
Ciemnowłosy chwycił za guzik koszuli i rozpiął go, odwracając się od skrzydlatego, by podejść do skrzyni pod ścianą. Hunter i tak odpowiednio zajął się jego gościem, przysuwając łeb bliżej w reakcji na głaskanie.Wydawał z siebie psie pomruki, trącając łapą udo chłopaka i dopraszając się tym o więcej.
Fakt. Dziesięć lat temu też sam tu przyszedłeś ― mruknął, nie przejmując się tą nędzną próbą dogryzienia. Coś musiało być na rzeczy, jeśli dobrowolnie stawiał sobie poprzeczki, których nie potrafił przeskoczyć. Musiał być albo zbyt głupi albo zbyt mocno wierzyć w to, że on już innym pokaże albo zwyczajnie lubił, gdy los ruchał go w jego anielską dupę.
Koszula swobodnie zsunęła się z ramion Grimshawa i wylądowała na podłodze, gdy odrzucił ją niedbale gdzieś w bok. Zawiasy skrzyni zaskrzypiały nieprzyjemnie, a chwilę później wieko z głośnym hukiem uderzyło o ścianę, wtórując niezadowolonemu szczęknięciu młodego wilka. Zwierzę opadło ciężko tyłkiem na ziemię, uderzając ogonem o brudne deski. Dwukolorowe oczy niechętnie obserwowały uważnie różowowłosego, gdy ten podnosił się z ziemi, jakby czworonóg liczył na to, że robi to tylko po to, by kontynuować zabawę. Zaskomlał cicho, zupełnie tracąc uwagę stróża.
Hunter ― mruknął. Nie musiał podnosić głosu, by psisko przekręciło głowę w jego stronę i zamknęło rozwarty pysk z cichym kłapnięciem. ― Poznasz ją później. O ile po tym wszystkim jeszcze się do czegokolwiek  przydasz. Jeśli nie, dam ci trochę czasu ― wymruczał, naciągając na siebie luźny podkoszulek. Nawet jeśli zamierzał dać Heatherowi dodatkowy czas, ton jego głosu bynajmniej nie zwiastował, że była to taryfa ulgowa, niemniej różowooki powinien być wdzięczny za to, że w ogóle przewidywał taką opcję.
Nie spierdol tego.
Stanął przodem do jasnowłosego, nawijając na palec wystającą z materiału nitkę i jednym szarpnięciem zerwał ją i upuścił na podłogę. Kąciki jego ust ściągnęły się w zniesmaczonym wyrazie, kiedy przyszło mu przyglądać się temu idiotycznemu przedstawieniu. Popisy nie były tu mile widziane, o czym dał mu to zrozumienia ostentacyjnym odchrząknięciem.
Mhm. Przychodzisz do mnie z niczym, chcesz, żebym traktował cię poważnie. W porządku. Zasady są proste. Pierwsza ― uniósł rękę, wystawiając jedynie palec wskazujący, jakby tym gestem podkreślał wagę umowy, mimo że ton jego głosu zwykle w zupełności wystarczał. ― Stosujesz się do wszystkiego, co powiem. Druga ― do pierwszego palca dołączył kolejny ― żadnych mocy. Trzecia ― wystawił trzeci palec ― jeżeli będziesz miał dość, powiedz to. Ale pamiętaj, że to będzie oznaczało, że tylko zmarnowałeś mój i swój czas. Ochronisz swoją dupę, ale będziesz musiał poszukać nowego nauczyciela. Jak w przypadku złamania którejkolwiek z zasad.
Opuścił luźno rękę wzdłuż ciała, kiedy znudził mu się podobny sposób wyliczania.
To ja decyduję o tym, kiedy masz przerwę i kiedy kończymy ― dodał zaraz i przykucnął, by sięgnąć po leżące obok buty. ― Idziemy na zewnątrz.
To oczywiste, że nie chciał tu niepotrzebnego bałaganu.
Hunter w natychmiastowym tempie zerwał się na równe nogi, widząc jak jego właściciel opuszcza pokój. Otarł się pyskiem o jego nogę, wyprzedzając go w drzwiach, jak za każdym razem, kiedy wychodzili z domu.
Dziesięć pompek ― odezwał się dopiero, gdy znaleźli się na zewnątrz, stając naprzeciwko siebie. Po pierwszym poleceniu nastała chwila ciszy, a szare tęczówki uważnie mierzyły jasnowłosego, czekając aż wypełni pierwsze polecenie.
Świetnie się bawił, co?
Na pewno. Zważywszy na to, że zaraz pokręcił głową i wystawił niezabezpieczone dłonie przed siebie. Naprawdę musiał nie dostrzegać w nim potencjału.
Pokaż mi jak uderzasz.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oczywistym było, że w jego oczach był kimś, kto nigdy nie nauczy się chociażby podstaw samoobrony i że prędzej straci wszystkie zęby, oko, zostanie połamany w dwadzieścia razy, niż sparuje chociaż jeden cios wymierzony przez wymordowanego. Nathair był tego w pełni świadomy, tak samo jak i tego, że choćby niewiadomo jak się przykładał, starał i próbował to zawsze pomiędzy nim a podopiecznym pozostanie spora przepaść jeśli chodzi o siłę fizyczną. Były rzeczy,  z którymi nie poradzi sobie posiadając tak wątłe i drobne ciało. Ale braki w sile i wytrzymałości mógł nadrobić innymi atutami. Ale nawet ich szare tęczówki nie dostrzegały z góry skazując go na porażkę.
Ale mimo to postanowił mu pomóc.
Omiótł spokojnym wzrokiem na gie ramiona mężczyzny szybko tracąc zainteresowanie i skupił się na skaczącej kulce, która molestowała jego nogi skacząc dookoła. Zwierzak był tak cholernym przeciwieństwem Ryana, że momentami skrzydlaty zastanawiał się jakim cudem Grimshaw jeszcze go trzyma.
”Dziesięć lat temu sam tutaj przyszedłeś.”
Usta anioła drgnęły nieco wyginając się w smutnym i zgryźliwym uśmiechu.
Wiem. I żałuję tego.
Jednakże nie powiedział tych słów na głos, woląc, by niektóre kwestie pozostały jedna niewypowiedziane. Wymordowany nie musiał wiedzieć wszystkiego. Kiedy zebrał się z ziemi, był gotowy do wyjścia na zewnątrz, ale dalsze słowa mężczyzny skutecznie zatrzymały go w miejscu.
Słowa odnośnie zapłaty zignorował. Istniała też szansa, nikła bo nikła ale zawsze, że wymordowany mógł po prostu zapomnieć o tym i już więcej nie wracać do tego. Nathair musiałby być naprawdę głupi żeby samemu się o to upominać. Z letargu wyrwały go kolejne wyliczenia Grimshawa. Słuchał ich uważnie, zapamiętując każde z osobna, by w końcu skinąć krótko głową na znak zgody.
- Rozumiem. – no cóż, czego innego mógł się spodziewać? To raczej było więcej jak pewne, że nie będzie mógł używać swoich mocy, chociaż bez tego był o wiele bardziej bezbronny w stosunku do wymordowanego. A z każdą kolejną chwilą zaczynał się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze postąpił.
Ruszył za Ryanem zostawiając wszystko za sobą, zostając jedynie w luźnym ubraniu I będąc na boso. Nawet miecz zostawił w pokoju, chociaż z drugiej strony Ryan chyba nic o nim nie wspominał i o ewentualnym zakazie jego używania. Wolał jednak nie ryzykować. Gdy tylko wyszedł z pomieszczenia, od razu poczuł letni wiatr, który musnął jego odkrytą skórę wywołując dreszcze. Nie wiedział czego może się spodziewać, ale liczył się praktycznie ze wszystkim. Włącznie z przemianą Ryana, chociaż nie chciał próbować bronić się przed żywym czołgiem. Wiadomo, jaki byłby wynik.
”Dziesięć pompek”
Że co.
Ale tak poważnie? Ryan… serio?
Przyglądał mu się przez chwilę z miną idioty, do którego nie docierało polecenie. Jednakże szybko się ogarnął, odsuwając się nieco od mężczyzny, pamiętając dudniące w jego głowie zasady, których nie mógł złamać.
Zaparł się rękoma I nogami na ziemi, po czym nie spoglądając na swojego nowego nauczyciela przystąpił do ćwiczenia. Pierwsza, druga, trzecia, czwarta pompka poszła całkiem nieźle. Przy piąte ręce zaczęły już drżeć, przy szóstej i siódmej zamieniły się w galaretkę, przy ósmej nie podniósł już ciała, tylko opadł na ziemię z cichym hukiem. I wtedy zorientował się, że Ryan bardzo nieprzyjemnie sobie z niego zakpił.
Zapowiada się świetnie
Jak poparzony zerwał się z ziemi, obrzucając Ryana nieprzychylnym spojrzeniem rozzłoszczonych tęczówek, jednakże te bardzo szybko uspokoiły się, pamiętając z kim mają do czynienia. Kolejne polecenie. Ty razem nie wyglądało na to, żeby ciemnowłosy znowu zamierzał z niego pożartować. Anioł przez krótką chwilę zaczynał rozważać jak powinien go zaatakować.
W ogóle nie umiesz atakować.
Przygryzł dolną wargę, po czym zaatakował. Najpierw zamachnął się prawą pięścią, celując wprost w dłonie, wkładając w to najwięcej siły, ile w sobie miał. A kiedy to zrobił, zamachnął się z drugiej strony, tym razem nogą, celując kolanem. Ryan nie sprecyzował czym i jak ma bić. Dlatego też Nathair chciał to wykorzystać. Celował oczywiście w wyciągnięte ręce, chociaż kusiło go, by wbić kolano w okolice biodra Ryana, tak dla sprawdzenia.
- A skrzydła? Mogę używać skrzydeł czy też nie?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

„Rozumiem.”
Powinien dopisać mu plus do nieistniejącego dziennika za bycie niekonfliktowym, mimo że spodziewał się fali obiekcji w związku panującymi na jego „lekcjach” zasadami. Każdy pies czasem szarpie się będąc na smyczy, choć w tej sytuacji gwałtowniejsze odruchy stanowiły poważne zagrożenie dla Nathaira. Pozbawiony skrupułów właściciel wiedział, że odpowiednio niebezpieczna kolczatka załatwi sprawę. Nawet zbyt duży krok postawiony za daleko, mógł zakończyć wszystko.
Wychodząc na zewnątrz, obejrzał się za siebie przez ramię, zsuwając spojrzenie ku bosym stopom chłopaka, do których już zdążył poprzyklejać się kurz i brud z niemytej od lat podłogi. Nie odezwał się ani słowem, mimo że nie uważał, że stąpanie po gałęziach i innym chruście w samym środku lasu, było dobrym pomysłem, choć fakt faktem, że różowowłosy musiał dostosować się do pracy w każdych warunkach.
Nie doliczasz za to dodatkowych punktów?
Nie.
Kiedy padło pierwsze polecenie, przyglądał mu się wyczekująco, chcąc nadać całej tej sytuacji jeszcze więcej powagi. Nie był typek, który palił się do żartów, ale w takich chwilach o wiele ciężej było mu odmówić. I chociaż fakt, że Heather w końcu ustosunkował się do wydanego polecenia nie wywołał nawet najmniejszego błysku satysfakcji z oczach Grimshawa, było warto. Choćby dla tego nieprzychylnego spojrzenia, pod którym nie ugięłaby się nawet wątła gałązka.
Nadeszła kluczowa chwila.
Ciemnowłosy nieustannie przyglądał się uważnie chłopakowi, gdy ten wymierzył pierwszy cios. Spiął mięśnie ramion, chcąc jeszcze bardziej utrudnić aniołowi pozbycie się przeszkody ze swojej drogi. Przyjął na siebie kolejny ze świadomością, że młodzieniec robił to źle i że pompki faktycznie były dobrym rozwiązaniem. Gdy noga, którą wcześniej wymierzył cios, opadła na ziemię, Ryan momentalnie chwycił skrzydlatego za nadgarstek, unosząc jego rękę wyżej. Wsunął palec wskazujący wolnej ręki w zaciśniętą pięść stróża, zahaczając nim o kciuk, który ukrył się pod resztą palców. Sugestywnie zmusił różowookiego do wyciągnięcia go na zewnątrz.
Możesz, jeżeli uważasz, że nie istnieją żadne sytuacje, w których nie będziesz mógł z nich skorzystać ― odparł, kładąc szczególny nacisk na tym jednym warunku. Wątpił jednak, by Nath bezkarnie mógł używać skrzydeł w mieście. Czasem i w Desperacji anioły nie były mile widziane. ― Kciuk na zewnątrz. Przy mocniejszym uderzeniu możesz go uszkodzić ― zaznaczył, wypuszczając go z uścisku, ostatni raz demonstrując, jak powinien to robić, zaciskając swoją dłoń w pięść. ― Jeszcze raz. Mocniej.
Ponownie wystawił ręce przed siebie.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie umknęło mu krótkie spojrzenie, jakim obdarzył jego bose stopy. Mógł tylko przypuszczać, co też tak naprawdę myślał teraz ciemnowłosy. Prawda była jednak taka, że Nathair większość swojego życia spędzał biegając na boso. Jak dobrze się przyjrzeć, to całe jego stopy były pokryte większymi, bądź mniejszymi bliznami. Ale żadne skaleczenie czy też wbity gwóźdź nie zraziło go do zmiany swoich przyzwyczajeń. Tak było mu lepiej, nieskrępowany niepotrzebnymi butami. Chociaż owszem, bywały momenty, w których szczerze żałował tego. Ale miał nadzieję, że dzisiaj tak nie będzie. Mimo, że podświadomie czuł, iż to nie stopy będą jego największym zmartwieniem.
Jak można było się spodziewać – jego uderzenia nie zrobiły jakiegokolwiek wrażenia na wymordowanym. Nawet nie przesunęły go o milimetr. Nic. Jakby atakował istny głaz.
Cholerny czołg.
Odetchnął cicho przez nos, szykując się do kolejnego ataku, ale jego nadgarstek już się znalazł w żelaznym potrzasku. W pierwszej reakcji chciał odskoczyć i się wyrwać, spodziewając się silnego ciosu od Ryana. Ale nic takiego nie miało miejsca. Zamiast tego dostał kolejne pouczenie, które bardzo szybko zanotował w swojej głowie. Czyli, krótko mówiąc, bez skrzydeł. Szkoda, bo t naprawdę sporo mogłoby mu ułatwić. Ale Ryan miał racje. Istniało wiele sytuacji, w których Nathair nie będzie mógł na nich polegać.
Gdzieś w oddali zagrzmiało zwiastując w najbliższym czasie ulewę przecinającą przez zygzaki błyskawic i huki grzmotów. W tym samym czasie anioł przyglądał się przez krótką chwilę nowemu ułożeniu pięści, a w jego jasnej tęczówce pojawił się dziwny błysk zrozumienia. Na kolejne błędy nie było miejsca, nie mógł sobie na nie pozwolić, będąc świadomy wszelakich konsekwencji, jakie mógłby ponieść. Uniósł głowę spoglądając na wymordowanego i przesunął stopą po wierzchu drugiej.
Dasz radę.
Zaatakował.
Mocniej. Wkładając w uderzenie tyle siły, ile tylko potrafił. A potem spadł kolejny cios, a za nim następne. A z każdym razem uderzał coraz mocniej. Wiedział, że tymi sflaczałymi ramionami nic nie zrobi wymordowanemu, ale mimo to chciał mu udowodnić, że nie jest aż tak beznadziejny, za jakiego uważał go podopieczny. Nie przestawał napierać nawet w momencie, kiedy jego ramiona zrobiły się już nieco ociężałe, jakby zrobione z ołowiu. Dopiero za którymś razem przestał, rozchylając nieco usta, by stonować i zrównoważyć przyspieszony oddech. Serce zaczęło kołatać w klatce piersiowej od wysiłku i siły, jaką wkładać w ciosy. Uniósł ręce wyżej, gotowy do kolejnego natarcia.
Dalej?
A gdzie pytanie “I jak?”
Chujowo.
Masz dość?
W życiu.
Czekając czy też nie – znowu zaatakował. W końcu nie padło magiczne słowo „stop”, prawda? A Nathair zamierzał trzymać się ustalonych zasad, chociażby miał rzygać swoimi flakami ze zmęczenia.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach