Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Pisanie 29.11.17 1:40  •  Dom Harakawa - Page 7 Empty Re: Dom Harakawa
Wypadł z pociągu, nim drzwi na dobre się rozsunęły. Słyszał jeszcze ten charakterystyczny dźwięk, gdy dopadł do schodów wyprowadzających z metra. CIS-A. CIS-A. Stacja... Potem już tylko świszczało w uszach.

Miał za sobą dziesiątki... wróć, miał za sobą SETKI treningów, o wiele bardziej męczących i wymagających. A jednak się zdyszał. Dopadł już prawie do drzwi Harakawy, dokańczając zgłoszenie na bezdechu.
- Tak. Potwierdzam. Jasne, że tak – wymamrotał w identyfikator. Nadgarstek miał uniesiony, aby funkcjonariusz przyjmujący prośbę o szybką interwencję słyszał go jak najlepiej. W międzyczasie starał się dodzwonić do matki Ylvy, a potem, już chyba z czystej desperacji, również do Kiry i Kouty. Ani pani Harakawa, ani bracia dziewczyny nie odebrali jego połączeń, co tylko bardziej go zdenerwowało.
Ylva wykręcała mu już różne numery, większość z nich nie figurowała nawet w pobliżu śmieszności, ale tym razem miał wrażenie, jakieś niejasne, drążące w umyśle dziurę przeczucie, że to coś poważnego. Powinien był prędzej zadzwonić na komisariat, ale jak na złość w linii metra nic nie chciało łączyć. Z wściekłości wyżył się wtedy na jakiejś kobiecie, którą ignorował przez cały czas jazdy, choć zagadywała go od kilku stacji. Był tak nieswój, że wreszcie wydarł się, żeby spieprzała. On. Cholerna oaza spokoju. Chodzący Takt i Subtelność. Łapiąc za klamkę przypomniał sobie to zaskoczone spojrzenie nieznajomej. Widział w jej rosnących oczach coraz więcej pytań, ale nic go to nie obchodziło. Zostawił ją w metrze. Dziesięć minut temu. A przez dziesięć minut...
Szarpnął za drzwi. Otwarte. Od razu dostrzegł snop światła padający z kuchni. Nie silił się nawet na to, aby działać po cichu. Jeżeli ten dziwny typ był w środku, nagłe wtargnięcie mogło odwrócić jego uwagę – przynajmniej na sekundę. Jeżeli go nie było, Rū i tak nie miał powodu, aby zachowywać się jak w pokoju pełnym porcelany.
Porcelana, przemknęło mu przez myśl, gdy szedł twardym, szybkim krokiem przez korytarz. Działał przypadkowo, ale zaskakująco logicznie. Nie wziął ze sobą żadnej broni, ale umysł miał na tyle sprawny, że zdołał przypomnieć sobie akurat teraz o ciężkiej figurce kota syjamskiego, jaką pani Harakawa kiedyś postawiła na komodzie pod ścianą. Bracia Ylvy wygrali ją na jakimś przyjęciu albo kiermaszu – zresztą, co za różnica? Kot był nieproporcjonalny, o długiej, żyrafiej szyi i długich łapach. Siedział, z ogonem wykręconym w eskę przylgniętym do jego boku. Przechodząc obok Kyōryū chwycił go za gardło i sprawnie przekręcił, aby w miarę potrzeby zamachnąć się i uderzyć tym ciężkim, kocim dupskiem w pysk degenerata.
Degenerata, który dopijał sobie herbatkę i trajkotał tuż przy Ylvie z kubkiem w dłoniach. I to wszystko chwilę po tym, jak Rūka dosłownie WLECIAŁ do kuchni.
Aż go zamurowało. Trzymał dłoń na wysokości ramienia, z tym durnym kotem błyskającym oczami i patrzył to na siedzącego nieznajomego, to na rudowłosą. Na nieznajomego. Na rudowłosą. Na nieznajomego...
Wciągnął gwałtownie powietrze.
… i na rudowłosą.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.17 23:03  •  Dom Harakawa - Page 7 Empty Re: Dom Harakawa
Trochę jej ulżyło, bo nie miała już wrażenia, że stoją w miejscu. Przynajmniej poznała jego imię, które pomimo swojego egzotycznego brzmienia, wydawało się najbardziej realne w tej całej abstrakcji.
- Dziękuję za zrozumienie. Wiesz, mówisz, że zamykam oczy, ale spróbuj postawić się w mojej sytuacji. To, co mówisz jest totalnie abstrakcyjne, jakby na to nie spojrzeć. Pojawiasz się nagle, znikąd i bombardujesz mnie informacjami, które normalnie słyszało się w bajkach dla dzieci. Chyba nie oczekujesz, że rzucę ci się na szyję i od razu ci w to wszystko uwierzę? – zapytała cicho, wbijając spojrzenie w swoje dłonie. Sięgnęła drugą do bandażu i nieco go poprawiła, bo przy robieniu jedzenia nieco się osunął w dół. Szczerze powiedziawszy, miała istny chaos w głowie. Mętlik z mętlikiem. Nie miała pojęcia w co powinna wierzyć. Z jednej strony rozum jej podpowiadał, że to wszystko jest bujdą, że mężczyzna naprawdę cierpi na jakieś problemy z głową i potrzebuje specjalistycznej pomocy, z drugiej zaś strony… Jeszcze do niedawna twierdzono, że poza murami nic nie ma. Dopiero dawny dyktator ujawnił, że tak naprawdę przez te wszystkie lata żyli karmieni kłamstwami. Tak więc istniała możliwość, że nieznajomy mówił prawdę. To co wtedy? To oznacza, że anioły istniały naprawdę?
Poczuła ucisk w okolicach potylicy. Sięgnęła do lewej skroni i zaczęła ją delikatnie masować, chcąc ulżyć sobie w bólu. Nie, teraz nie mogła o tym myśleć. Musiała wszystko poukładać sobie w głowie. Na spokojnie.
- Z pewnością jeszcze wrócimy do tego tematu, ale nie dziś, dobrze? – wreszcie spojrzała na niego, czując się wyjątkowo wyczerpana.
- Nie, nie, Ruuchan nie jest moim narzeczonym. To mój przyjaciel z dzieciństwa. – zaśmiała się cicho, wypijając do końca herbatę i odstawiła kubek.
- Hamaliel, tak? Czy wolisz, żeby zwracać się do ciebie Ve—
Trzask
Zamilkł odwracając gwałtownie głowę, by ujrzeć…
- Ruuchan…? – w pierwszej sekundzie w jej oczach pojawił się błysk pełen radości. Nieważne ile go nie widziała. Miesiąc, tydzień, parę dni. Tęsknota zawsze ściskała serce. Podniosła się z krzesła, chcąc doskoczyć do niego i go mocno objąć. Jak zawsze. Jak zawsze miała w zwyczaju.
- Co ty tu- – zamilkła. Coś ją powstrzymało. Coś niewidzialnego zamroziło jej ciało. Widziała napięte mięśnie chłopaka, usta ściśnięte w wąską linię, poruszającą się szczękę od nacisku.
Ruuchan był zły. Był wściekły.
Przez to całe zamieszanie nie tylko nie wzięła na poważnie jego słów, że tu przyjedzie. Ale zupełnie wypadło jej z głowy, by go powiadomić, że nieznajomy jednak nie jest aż taki groźny.
Nawet ona, osoba która nie zaliczała się do najbystrzejszych osób, zorientowała się, jak to wszystko może wyglądać jego oczami.
Serce przyspieszyło, a w ustach zaschło. Bała się. Bała się złości chłopaka.
- Ruuchan, to nie tak… - … jak myślisz. Prawie zabrzmiało jak nieudolne tłumaczenie, kiedy mąż przyłapuje żonę na zdradzie z kochankiem.
- Naprawdę to nie tak! Musiałam go wpuścić, zaczął płakać, potem mówić, że nie chce mnie skrzywdzić, bo jest aniołem i do tego moim stróżem, co prawda z początku myślałam, że… że jest chory, wiesz? Na głowę i coś mu się pomieszało, więc chciałam mu po prostu pomóc. Ugotowałam mu jedzenie, w sumie dla braci też, ale nakarmiłam, bo wydawał się taki zagubiony, jak dziecko. Bałam się, ale potem mniej i… wszystko potoczyło się tak nagle, że… że zapomniałam do ciebie zadzwonić. – zaczęła chaotycznie się tłumaczyć, chcąc jak najlepiej zarysować sytuację, chociaż wiedziała, że żadne tłumaczenie jej nie usprawiedliwia.
- Przepraszam bardzo! Nie złość się, dobrze? Naprawdę cię przepraszam! – chciała na koniec rzucić jakimś żartem dla rozładowania atmosfery, ale podskórnie wiedziała, że to nie najlepszy moment.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.17 13:35  •  Dom Harakawa - Page 7 Empty Re: Dom Harakawa
Jestem w takim razie mocno nietutejszy – Skinął głową lekko. Teraz, kiedy dosadnie powiedziała mu, w czym rzecz, to w pewien sposób zaczynał rozumieć. Był wszak istotą prostą — męską i niejapońską — zatem trzeba  mówić do niego dosadnie, wprost i dosłownie! I najlepiej dużo karmić, ale tym już się zajęli.
 – Naprawdę mniej więcej tego oczekiwałem, bo ja bym tak zrobił! Ale to chyba żadne zaskoczenie. I przykro mi z powodu twojej ręki! Mam nadzieję, że to nic wielkiego… – Nie umknęło mu poprawianie bandaża, zaś szmery spoza kuchni już tak. Nie był najbardziej spostrzegawczy na świecie, co zresztą nie powinno być w żadnym stopniu zdziwieniem. Nie pojmował wielu emocji własnych, decydując, że powinien je zepchnąć za błazeńską maskę, więc co tu mówić o cudzych…?
 Otworzył usta, chcąc odpowiedzieć na jej urwane pytanie, jednak przeniósł wzrok w tym samym kierunku, co dziewczyna. I przez chwilę po prostu wpatrywał się w chłopaka z figurką – och, jakże była słodziutka! – a gdy usłyszał, jak Ylva nazwała przybysza, aż mu zatrzepotało serce. Wstał dość niezdarnie, jednak starając się utrzymać typową dla siebie grację, po czym – oczywiście po tłumaczeniach Ylvy – podszedł do młodzieńca z serdecznym, niewinnym uśmiechem.
 – Miło mi cię poznać! Ja niezmiernie zadowolony, że zaopiekowałeś się moją kuzynką przez te wszystkie lata! U mnie pewne opory z językiem japońskim, stąd też wynikło nasze nieporozumienie. Pochodny z dalekich lądów. M-6 — mój dom. – Przerzucił się zgrabnie na jakieś  kazirodcze dziecko polskiego i rosyjskiego akcentu oraz na mniej więcej rosyjską składnię.
 – Od całej duszy dziękuję ci, maladiec. Nazywają mnie Velesem, ja iluzjonista i od paru tygodni staram się nawiązać kontakt z naszą słodką Ylvą. Dzięki dołączeniu do cyrku podróż — możliwa, jednakże z rodziną po tej stronie kontakty — nienajlepsze. Krycie się koniecznością, a ja po raz ostatni panienkę widział kilkanaście lat temu. Nie większa niż krewetka, jednak dalej nie widzę wielkich zmian! – Roześmiał się uprzejmie.
 – Od czasu do czasu moje pojawienie się — jeśli panienka zgodna, co najważniejsze — możliwe. „Anioł stróż” frazeologizmem rosyjskim. Zagrożenie nie jest z mojej strony. – Dla niego samego przejawianie jakiegokolwiek objawu instynktu było czymś wręcz dziwacznym, jednak sądząc po wściekłości chłopaka i strachu dziewczyny, nie było innego wyjścia. Poza tym obiecał jej, że nie poruszy więcej tematu aniołów i będzie udawał kogoś zwyczajnego. We wnętrzu jednak sam czuł pewien niepokój, wiążący się z tym, że już przy pierwszej właściwej rozmowie straci swoją podopieczną. Jego dusza przedstawiała teraz obraz przerażonego, drżącego jak osika na wietrze, słabego człowieka, którym prawie że był.
 – Mój pobyt przeciągnięty. Wypadek zdarzył się przepustki, w dniu kolejnym odebrana zostanie z urzędu. Za znak uznane, zatem ja pozostał tutaj i wykorzystał dzień ostatni na odwiedzenie damy. Wybaczcie wasz niepokój, przed wizytą kolejną powiadomienie pozostawię. – Wolno uniósł dłonie w geście poddania się czy też niewinności.
 – Przyjemny widok — młody mężczyzna przybywa by dziewczę uchronić przed obcym. Mężny i odważny niczym lew. – A jako, że trzeba być lisem i lwem według Machiavellego, to Veles przybierał drugą rolę. Mówił cały czas z sympatią w głosie, ostatni zdania jednak ubierając w niemały podziw. Każde słowo składał tak, jakby faktycznie wierzył w każde z nich, kolejne głoski przeplatając melodyjnością rosyjską i typową dla tego narodu chęcią do prowadzenia gawęd.
 – Opowieści o cyrku u mnie liczne, nie chwaląc się. Przymierzał się do opowiadania Ylvie, zatem jeśliś chętny, dołącz~ z przyjemnością poznam kogoś, kto z nią w chwilach lekkości pozbawionych. – Zapraszająco wskazał prawą dłonią na stół, od którego właśnie wstał. A gdzieś w głowie kotłowała mu się myśl, że wolałby, by chłopiec nie przykotłował mu tym kotłem. Kotem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.17 23:21  •  Dom Harakawa - Page 7 Empty Re: Dom Harakawa
Był pewien i dałby za to sprzedać matkę, że dzięki swojemu dwudziestoletniemu doświadczeniu przygotowany został na wszystko, co sprawi mu Ylva. Gdyby wypowiedział tę pewność na głos wyszedłby na idiotę.
I nie miałby matki.
- Co ty... – reszta słów natrafiła na przeszkodę w postaci zębów, gdy zwarł szczęki i spojrzał na Harakawę. Podświadomie poczuł ulgę, że dziewczynie nic nie jest, ale zamiast odetchnąć, wypuszczając całe napięcie wraz z wydechem, złość tylko się w nim wzmogła. Na samą myśl, że jechał przez pół Świata-3, aby osobiście sprawdzić, czy wszystko gra – i to wszystko na darmo – palce zaciskały się mocniej na tandetnej figurce syjamskiego kota. Słuchając jej tłumaczeń zwyczajnie nie dowierzał. Twarz ściągnięta była w niechęci, ale to oczy zdradzały najwięcej; kiedy się poruszył, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą, w czarnych tęczówkach pojawił się błysk.
A gdyby samym spojrzeniem można było ścinać łby, głowa nieznajomego toczyłaby się właśnie w stronę lodówki. Rūka spojrzał na niego w momencie, w którym nogi krzesła szurnęły po podłodze w kuchni. Nie cofnął się, choć wszystkie nerwy napięły się w gotowości, jakby musiał rezerwowo przygotować się na odparcie ataku ze strony...
- Miło mi cię poznać! - … kuzyna Ylvy, który ni z tego ni z owego zaczął szarżować w jego stronę; Rūka trzymał się w jednym miejscu chyba tylko na słowo honoru. Choć słuchał. Naprawdę starał się słuchać i poukładać to wszystko w głowie, ale ciężko uwierzyć w coś, co było tak nieprawdopodobne.
Tak głupie, pomyślał mimowolnie, marszcząc nos i unosząc górną wargę, gdy ta plątanina nóg, rąk i uśmiechów zaczęła opowiadać coś o byciu kuzynem, zaginionym, z cyrku. Przybrał jednak mniej oczywistą maskę, kiedy trajkotanie nie ustąpiło, nie padł też żaden cios i nie widać było broni.
Ta bezsensowna paplanina miała być autentyczna?
- Nie większa niż krewetka, jednak dalej nie widzę wielkich zmian!
Rudowłosy się zaśmiał, a Rūka, mimowolnie, podniósł brwi i wzruszył barkami, jakby planował powiedzieć: „Jezu, człowieku, wiem o czym mówisz...”, ale najwidoczniej w porę ugryzł się w język. Albo po prostu nie zdążył wykrztusić z siebie tych paru słów, bo słowotok zagłuszył sekundową ciszę i nic już nie miało sensu.
Na skroni zaczęła pulsować jakaś dotychczas nieruchliwa żyłka, a policzki, grzbiet nosa i czoło zaszły czerwienią. Z ukosa spojrzał na Ylvę i to właśnie ten obraz zburzył słaby, chybotliwy fundament, jaki zaserwował Veles. Harakawa była bliska łez, plątała się i chaotycznie tłumaczyła – innymi słowy robiła wszystko, co dla niej nienaturalne.
Gdyby wszystko było w porządku, przecież wyjaśniłaby sytuację na spokojnie, nie? Może entuzjastycznie albo humorystycznie, ale na pewno bez tych wielkich oczu wypełnionych pojedynczymi iskierkami sceptycyzmu. Jakby nie wiedziała co powiedzieć, by sytuacja nie przyniosła gorszych plonów albo jakby bała się, że jedno słowo może okazać się sygnałem do mordobicia.
Ciemne brwi ściągnęły się, na czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka. Mózg Rūki szybko składał całość do kupy, pracując na najwyższych możliwych obrotach. Był zły, że nie wpadł na tak oczywiste rozwiązanie od razu, ale w pierwszej rundzie szok konkretnie wybił go z całego rytmu.
Przecież Ylva była w niebezpieczeństwie i całą sobą mówiła: boję się tego gościa, Rū, on mnie szantażuje! Bo właśnie taka wersja wydarzeń była oczywista - jeżeli Harakawa miała się kogoś bać, to kogo bardziej: najlepszego przyjaciela, z którym wychowywała się od dzieciaka czy nieznajomego typa mówiącego głośno i nieskładnie, w dodatku typa, który wyciągał teraz rękę w stronę stołu w zapraszającym tempie? Mięśnie się napięły. Niby jaki gość czuje się na tyle pewnie w cudzym domu, żeby dysponować przestrzenią? Jaki gość przejmuje rolę należącą do właściciela?
W filmach zwykle byli to zbyt pewni siebie mordercy.
Kyōryū jeszcze chwilę stał – minęło jedno uderzenie serca – kiedy przystąpił do działania. Nagle szarpnął ręką, zadzierając twardą, ciężką figurkę nad głowę. Zdążył spojrzeć w roześmiane, niewinne oczy porywacza, nim nie świsnęło powietrze. Wycelował w ten aktorski ryj z całej siły licząc na to, że marudzenie i przewracanie oczami Hachirō Moroi'ego zdały test – i że mając oponenta tuż przed swoim nosem zwyczajnie nie spudłuje.
- Policja jest w drodze – wycedził jeszcze, poprawiając prowizoryczną broń w palcach na wypadek, gdyby nieznajomy miał łeb jak granit albo – co gorsza – gdyby zdążył odskoczyć.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.01.18 0:29  •  Dom Harakawa - Page 7 Empty Re: Dom Harakawa
Miała wrażenie, że znajduje się w filmie z serii w “Krzywym Zwierciadle”.
Z jednej strony Ruu, którego nie powinno tutaj być, ze spojrzeniem, którego mógł mu pozazdrościć niejeden morderca, z drugiej rudowłosy odstawiający kolejną szopkę, od której głowa powoli zaczynała pękać. Chyba pierwszy raz w życiu czuła się naprawdę bezradna, nie mając pojęcia jak to wszystko ogarnąć. Istny dom wariatów.
Ale szybko przekonała się, że miało być jeszcze gorzej.
Kiedy Ruu unosił rękę z figurką, wszystko zdawało się zwolnić. Jakby niewidzialna ręka nacisnęła na pilocie slow motion. Ylva widziała wszystko doskonale. Moment zamachnięcia, a potem uderzenia. Jak rudowłosy leci do tyłu, jak szczęki ciemnowłosego zaciskają się z taką siłą, że miała wrażenie, że za moment usłyszy jak kruszą się kości. A potem zapadła cisza. Cisza tak potężna, że wydawało jej się, że słyszy jak ziemia się obraca.
W typowych romansidłach dziewczyny w takich sytuacjach zazwyczaj wskakiwały pomiędzy dwóch facetów. Rozkładały ręce na boki, w obronie jednego z nich, niejednokrotnie samej obrywając przypadkiem. Ewentualnie uczepiały się rozpaczliwie i desperacko chłopaka atakującego, obejmując go mocno i ze łzami w oczach błagały, by przestał.
Ale Ylva nie była żadną bohaterką romansidła. Nie była bohaterką czegokolwiek, no chyba że jakieś karykaturalnej parodii.
Usta zacisnęły się w wąską linię, a stopa przesunęła się nieco w ich stronę, sprawiając wrażenie, że mimo wszystko wybierze którąś z opcji głupich i naiwnych romansideł.
Ale ciało samo się zatrzymało, a na skroni niebezpiecznie zapulsowała żyłka pełna irytacji.
- Do cholery jasnej! – krzyknęła nagle, zaciskając mocno obie dłonie w pięści, aż czuła w jednej, która nie była owinięta bandażem, jak paznokcie wbijają się w miękką skórę.
- Co wy wyprawiacie? Ty! – spojrzała w stronę Velesa z gniewnymi iskierkami w jasnym spojrzeniu.
- Przestań z tymi dyrdyłamami! Jaki kuzyn, jaki cyrk? Która wersja jest w takim razie kłamstwem? Ta o stróżu, Edenie i Desperacji czy ta, którą teraz sprzedałeś Ruuce? – zapytała, chociaż tak naprawdę nie oczekiwała żadnej odpowiedzi. Ale Veles mógł być pewien, że bariera, która pomiędzy nimi powoli się kruszyła, na nowo stała się stabilna i coraz bardziej nie do przebicia.
- A ty… – tym razem skierowała wzrok w stronę Ruuki. Co prawda nadal nieco obawiała się jego reakcji, ale w tym momencie złość skutecznie przysłoniła strach.
- Odłóż tę figurkę. To ulubiony przedmiot mamy, no I jak ją zbijesz, to Kira oraz Kouta będą płakać. I przestań go bić. Nie jest groźny, mówiłam ci przecież, prawda? Jest dziwny, to prawda. Oraz to, że mnie śledził przez ostatnie tygodnie. To też prawda. Przypuszczam, że ma jakieś problemy psychiczne, bo mówi o takich rzeczach, że rzekomo jest aniołem spoza granic miasta, co brzmi absurdalnie, nie uważasz? Ale nic mi nie zrobił, więc myślę, że nie jest groźny. Dlatego to odłóż. – nie było prośby w jej głosie, ani też rozkazu, ale dało się wyczuć nutę zniecierpliwienia.
- Uspokójmy się I nie róbmy niepotrzebnej bardachy, zwłaszcza, że niebawem wrócą bracia I ostatnią rzeczą, jakiej chcę, to żeby wystraszyli się ciebie, Ruu. – zmarszczyła nieco brwi. To prawda. Jej bracia mają wspomnienia z Ruuką bardzo dobre. Wspomnienia, w których nie ma przemocy oprócz szczeniackich przepychanek. Widok Ruuki bijącego kogoś innego na pewno odcisnąłby niezbyt przyjemne piętno na ich wspomnieniach. Dlatego bez względu na wszystko, musiała ich przed tym ochronić. W końcu była starszą siostrą.
Westchnęła cicho, powoli uspokajając nerwy.
- Mamy jeszcze trochę czasu. Usiądźmy I porozmawiajmy na spokojnie. Zjesz coś? Pewnie głodny jesteś.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.18 19:31  •  Dom Harakawa - Page 7 Empty Re: Dom Harakawa
Chyba każdy w takiej sytuacji spodziewałby się, że cios jednak nadejdzie, jednak Wołos należał do istot o sercu zbyt czystym i niewinnym, ażeby rodziły się w nim wątpliwości względem dobroci zamiarów innych istot. Skrajnieś naiwny, a taki stary; któż właśnie tak by o tobie pomyślał? Całe zajście nie trwało wiele dłużej niż przeistoczenie się melodii serca z radosnej na taką poruszoną przez strach, adrenalinę; narastające w oczach anioła niedowierzanie było jedynie najbardziej dostrzegalnym efektem tego, co działo się w jego wnętrzu. Nie dało się dostrzec w nich wściekłości — widok ten bowiem mijał różnobarwne tęczówki niczym wegetarianie mięsa — jedyne, co się tam pojawiło, to mieszanka lęku i smutku.
 Czuł, jak jego serce nieprzyjemnie zaciska się, gotowe, by w każdej chwili rozsypać się na milion kawałków niemożliwych później do ogarnięcia spojrzeniem, a co dopiero zebrania czy sklejenia do kupy. Podobny do sznura obejmującego szyję skazańca ucisk poczuł we wnętrzu własnego gardła, w którym uwiązł głos. Nawet pojedyncza głoska nie zdołała przedostać się przez zaporę. Usta drżały zupełnie tak, jakby desperacko starał się nie wybuchnąć płaczem, a ciało stawało się coraz bardziej wypompowane z sił i energii, które przecież nigdy go nie opuszczały.
 Właśnie to czując, zdołał ledwie odskoczyć, zataczając się do tyłu. Nie dał jednak rady w pełni uniknąć ciosu, przez co figurka przedstawiająca kocisko uderzyła w jego ręce; zwłaszcza prawa będzie dla niego problematyczna w użyciu jeszcze przez przynajmniej jakiś czas, o ile w ogóle ku temu będzie zdatna. Jakimże to był szczęściarzem, że był aniołem, a zatem i posiadaczem wzmożonej regeneracji. Właśnie tą myślą starał się zająć swój umysł, uczepiwszy się jej niczym tonący brzytwy, kiedy, nie będąc w stanie utrzymać równowagi, wylądował na podłodze, obijając sobie przy tym cztery litery. Podkulił nogi ku sobie, zaś lewą rękę przycisnął do prawej, jakby w ten sposób chcąc ochronić ją od dalszych obrażeń. Nie potrafił walczyć, a choć użycie mocy wchodziło w grę, to jednak zrezygnował z tego.
 Przypominał zwierzę. W tej chwili wyglądał po prostu jak skarcone psisko o złotym sercu, które wpatruje się we właściciela z lękiem. Dopełnienie obrazka powinno obejmować również podkulony ogon oraz położone po sobie  uszy, przylegające do łba. Bał się, że padnie kolejny cios — nie był w stanie pojąć ich genezy, a zatem tym bardziej rosło w nim przerażenie i bezradność. Nie śmiałby przecież skrzywdzić nikogo, toteż przyczyn nie widział ku temu, by jego samego skrzywdzić. Czuł jednak skruchę, popychaną strachem, gdy patrzył w ciemne oczy. Skąd w kimś o obliczu dziecka tyle goryczy i chęci czynienia krzywdy?
 Czuł się atakowany z każdej możliwej strony — niewiele brakło, by Wołos uznał, że nawet ściany starają się go zaszczuć, że każdy skrawek tapety bądź farby formuje się powoli w grymas niezadowolenia, wściekłości. Przyjął na siebie kolejną porcję czegoś, czego nie pojmował — nie docierało do niego to, że słowa dziewczyny mogły być przejawem zmęczenia bardziej niż faktycznej chęci zrobienia mu krzywdy. Miał ochotę zapaść się pod ziemię; szkoda, że tej sztuki jeszcze nie opanował. Nie potrafił zrozumieć sytuacji, w jakiej się znalazł.
 – Ja… – Odezwał się w chwili, gdy oboje ucichli, chwiejnie podnosząc się z miejsca. – Czy bez lęku mogę przedstawić raz jeszcze to, co jest prawdą? Czy po raz kolejny mogę poprosić nawet o odrobinę ziemi z doniczki bądź o zgaszenie światła? Tudzież, jeśli takie posiadasz, o zwierzę domowe? – Spytał, odbudowawszy chwiejny pokój ducha, na jaki się musiał niesamowicie silić.
 – Podałem już moje prawdziwe imię, panienko. Moją historię, choć tożsama jest prawdzie, uznałaś za nieprawdziwą. Poprosiłaś mnie o to, ażebym zaprzestał rozmów o Edenie. Przestałem więc i wersję fałszywą przedstawiłem twojemu przyjacielowi, chcąc w ten sposób załagodzić spór, który i tak miał miejsce. Jest mi przykro, że uciekłem się do kłamstwa, młody człowieku. Zapewne zasłużyłem na to, że mnie zaatakowałeś. Podałbym ci rękę na zgodę, jednakże wciąż mam obawy, że przez dłuższy czas niezdatna będzie do użytku i nazbyt krucha. – Uniósł prawą dłoń, uśmiechnąwszy się przepraszająco. Bolało jak diabli, każdy ruch sprawiał mu ból, jednak nie pozwolił, by jego twarz wykrzywiło coś, co wskazywało właśnie na taki stan.  Był wyjątkowo smutnym błaznem, który wrósł już w tę rolę i zapuścił w niej korzenie.
 – Naprawdę jestem aniołem i pochodzę zza murów… Pamiętam wciąż to, jaki świat był dawniej. Nie jestem obłąkany ani groźny, przysięgam. Przybyłem do miasta chcąc chronić panienkę. – Mówił powoli i ostrożnie, starając się wyłapać jakikolwiek gniew w ruchach młodego człowieka. Jeżeli coś takiego dostrzeże, po prostu pobiegnie znów na górę i się ewakuuje oknem, zlewając się z cieniem, jaki siłą rzeczy zaczynał zalewać ulice. I pewnie nigdy więcej tu nie wróci, nie chcąc pakować się więcej w kłopoty. Co ciekawe, słowa o policji jakoś zupełnie mu umknęły; widocznie stłumił je strach.

|| Osoba numer cztery powiedziała, że chce pisać po moim poście, tak jakby co-
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.01.18 1:25  •  Dom Harakawa - Page 7 Empty Re: Dom Harakawa
Kiedy Shinya był młody, wierzył, że stróże prawa codziennie walczą z przestępczością, robią bohaterskie rzeczy... cóż, nie mógłby powiedzieć, że to przekonanie towarzyszyło mu aż do dorosłości, ale coś z dziecięcych myśli tkwiło w nim całkiem długo. Aż tu nagle sam stał się jednym z owych stróżów, by przekonać się, jak daleki był od prawdy. W dzień taki jak dzisiejszy mógł liczyć co najwyżej na powstrzymanie jakiejś bójki albo czegoś w tym stylu. Ekscytujące przygody? Z pewnością nie na jego służbie.
Mogłoby się wydawać, że będzie to niczym zniszczenie jego odwiecznych marzeń, ale nic podobnego. Obecny stan rzeczy nawet bardziej się Shinyi podobał. Teraz ciężko mu było sobie wyobrazić, jak męczące musiałoby być codzienne łapanie przestępców. Cisza i spokój zdecydowanie bardziej go pociągały.
Praca to jednak praca, więc gdy tylko dostał zgłoszenie, nie zwlekając ruszył pod wskazany adres, jako że był najbliższym niego oficerem. Z tego, co mu przekazano, wiedział, że mowa o jakimś włamaniu. Nie był pewny, czy powinien nadal spodziewać się napastnika w środku, czy raczej będzie zmuszony go ścigać, ale był gotowy na wszystko.
Kiedy dotarł do podanego domu, od razu zauważył nieco uchylone, jakby przymknięte w pośpiechu albo w ogóle zostawione samym sobie drzwi. Wyciągnął broń, którą zawsze miał na służbie, jednak skierował ją w ziemię. Był przygotowany, ale nie miał zamiaru do nikogo strzelać, jeśli nie okaże się to konieczne. Gdyby jednak ktoś został zaatakowany przez napastnika, nie miał zamiaru się powstrzymywać. Znał dokładnie wszystkie procedury postępowania w takich przypadkach.
Bez zbędnego hałasu, ale i bez zwłoki ruszył do środka, kierując się w stronę światła, które było zapalone nieco głębiej. Gdy dotarł do kuchni, rozejrzał się, chcąc zorientować się, na czym stoi.
Najpierw rzecz jasna zauważył mężczyznę ubranego bardzo nietypowo, jak tu przegapić wysokiego rudzielca w kapeluszu i pelerynie? Przyciskał do siebie rękę, z czego Okiayu wyciągnął prosty wniosek, że ten był ranny. Dalsze rozumowanie wskazało figurkę trzymaną przez innego obecnego jako broń, która ową ranę zadała. Ozdoba zdecydowanie była trzymana w taki sposób, by można było nią uderzyć. Ku zaskoczeniu wojskowego, twarz młodzieńca nie była mu obca - widział ją nieraz na szkoleniu prowadzonym przez Hachiego. Ostatnią osobą była zaś młoda dziewczyna, z pewnością mieszkanka domu.
- Nie ruszać się - rzucił ostro donośnym głosem, nie krzycząc jednak. Krzyki nigdy mu jeszcze nie pomogły w niczym.
W tej chwili wdzięczny był swojej nadgorliwości w sprawdzaniu, czy Moroi nie jest dla rekrutów za ostry. Gdyby nie to, miałby wątpliwości, kto tu jest włamywaczem, w końcu to obcy mężczyzna wyglądał w tej chwili na najbardziej poszkodowanego. Cóż, świadczyło to tylko o tym, że nauki Hachiego na coś jednak się przydały, a jego uczeń umiał zareagować odpowiednio szybko na zagrożenie. Choć czy owo zagrożenie było tak duże? Shinya nie widział, by obcy miał przy sobie jakąkolwiek broń. Mimo to, musiał się nim zająć i wyjaśnić całą tę sytuację.
- Pójdzie pan ze mną - odparł spokojnie do rudzielca, nadal trzymając skierowaną w ziemię broń, chociaż nie sądził, by była mu potrzebna. - Mam nadzieję, że nie będziemy musieli bawić się w skuwanie i będzie pan współpracował. - Następnie skierował się do rekruta, choć nadal miał oko na nieproszonego gościa. - Zajmę się nim, proszę poczekać tu z panią, będę potrzebował i jej zeznań.

| Jakby coś było nie tak albo czegoś brakowało, to poprawię~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.01.18 4:34  •  Dom Harakawa - Page 7 Empty Re: Dom Harakawa
Zaatakowałby raz jeszcze. Wszystkie mięśnie napinały się do kolejnego uderzenia, myśli jak drobinki metalu ciągnące do magnesu skierowały się w stronę upadającego włamywacza. W jednej chwili przestał widzieć zaskoczenie na twarzy, zmierzwione rude włosy i oczy błyszczące od strachu. Veles przestał być człowiekiem, przestał w ogóle istnieć. Rūka dostrzegał królika, samemu będąc wilkiem. Siła skumulowała się w nadgarstku i przedramieniu. Unosił już figurkę.
— Do cholery jasnej!
… ale jej głos zadziałał jak bariera, która odgrodziła broń od celu. Kyōryū wykonał cios, ale niecelny i zbyt niepewny, przez co ciężka oręż świsnęła tylko w powietrzu, mijając nieznajomego o dobre kilkanaście centymetrów. Rūka sam nie wierzył, że się zatrzymał. Że w ostatniej sekundzie zmienił tor ruchu i chybił. Że wystarczył jej krzyk, aby się opamiętał, choć w czarnych oczach wciąż tliła się chora, niewytłumaczalna nienawiść.
Nie spuszczał wzroku z mężczyzny.
Nie wiesz co mówisz — wycedził torpedowany niezbyt trafnymi argumentami. Miał się przejmować zdaniem Kouty? Kiry? Ich matki? Miał potulnie stulić uszy i pokiwać głową, bo Ylvie zrobiło się żal napastnika? Bo żałowała kogoś, kto wydawał się niegroźny? Nie myślała racjonalnie.
Rūka był pewien, że to podstęp — przecież i lisy chowały zęby, gdy na horyzoncie majaczył myśliwy. Jaką, do licha, miała mieć pewność, że przerażenie nieznajomego nie było grą aktorską? Że nie ratował życia marnymi kłamstwami?
Czarnowłosy ledwo trzymał się spokoju. Poruszał szczęką, sondując plączącego się w zeznaniach włamywacza. Nie zaatakował go ponownie, ale nie dlatego, że nagle stanął po tej samej stronie co Harakawa.
Zwyczajnie nie zdążył.
W momencie, w którym otwierał usta, by kazać mu się zamknąć, usłyszał obcy głos. Łopatki ściągnęły się, prostując napięte plecy. Kątem oka dostrzegł nową postać, na ułamek sekundy pozwalając, by zaskoczenie wykrzywiło mu twarz. „Znam go” — dokładnie te dwa słowa odbiły się echem w umyśle, kiedy odrywał wzrok od żołnierza S.SPEC.
Widywali się rzadko. Prawdę mówiąc, byli sobie obcy. Rūka tylko kilkakrotnie dostrzegł cień starszego wojskowego, który zawsze kręcił się w pobliżu pana Hachirō. Zdał się jednak na niego. Bądź co bądź był wyższy stopniem, znał procedury. Orientował się więc w tak pokręconych sytuacjach jak obecna.
Poza tym serce Rūki waliło jak po maratonie. Dopiero zdał sobie sprawę, że mięśnie, które wcześniej uznał za „gotowe do walki” były naprężone aż za mocno. Nie chciał tego tłumaczyć strachem, ale czym innym mogło to być? Ulga sama wtaczała się w jego żyły, powoli studząc irracjonalny gniew.
Dopiero docierały do niego pewne fakty.
Jak chociażby ten, że nadal wściekle zaciskał palce na figurce. Uspokój się, do cholery — nakazał sobie, wypuszczając powietrze przez zwarte zęby. Po raz pierwszy, od kiedy tu wparował i wykonał atak, spojrzał na Ylvę.
Niech się nawet nie waży obierać roli matki Teresy. Niech nawet do głowy jej nie przyjdzie, by bronić tego porąbańca. Znał ją na tyle, by wiedzieć, że z całej ich czwórki była najbardziej nieobliczalna. Potrafiłaby stanąć w obronie nieznajomego, gdyby tknęło ją jakieś abstrakcyjne poczucie, że stawiając się za nim, czyni słusznie. Działało to jednak w obie strony; Harakawa musiała wiedzieć, że pierwszym, który spróbuje ją powstrzymać przed głupotą był przyjaciel z dzieciństwa.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.18 1:24  •  Dom Harakawa - Page 7 Empty Re: Dom Harakawa
Ruuchan znał ją na tyle długo, że zapewne zaczął już się domyślać co chodzi po jej głowie. Zaniepokojony wzrok powędrował w stronę przerażonego nieznajomego. Barki delikatnie uniosły się wraz z cichym westchnięciem, po czym ponownie opadły. Widząc go takiego przerażonego, zrobiło jej się żal. I do tego doszły wyrzuty sumienia, bo miała wrażenie, że cała ta sytuacja miała miejsce z jej winy. Musiała jakoś to rozwiązać. Nie darowałaby sobie, gdyby tylko stała z boku i wszystkiemu przyglądała się ze spokojem. Poza tym rola „damy w opałach” nie była dla niej.
- Uspokójmy się na moment. – powiedziała cicho, w pełni skupiając swoją uwagę na ciemnowłosym. Musiała go jakoś „okiełznać”, żeby móc cokolwiek dalej zrobić. Widziała złość, jaka wyłaniała się z ciemnych oczu chłopaka. Czuła każdy jego napięty mięsień, chociaż go nawet nie dotykała. Ale takie rzeczy po prostu odczuwała. Już od wielu lat. Jakby byli połączeni niewidzialną linią.
- Ruuchan. – zaczęła delikatnie, ruszając miękko w jego stronę, zatrzymując się dopiero przed nim. Zadarła głowę, czy mi się wydaje, czy znowu urósł, by móc spojrzeć mu w oczy, próbując wychwycić coś, o co mogłaby się zaczepić, a co nie było złością i gotowością bojową. Coś, co należało do jej Ruuki.
Wychwyciła.
- Nic nikomu nie grozi, Ruuchan. – wyciągnęła dłoń w jego stronę I początkowo delikatnie, a potem stopniowo pewniej, pochwyciła palcami jego, tę, którą trzymał figurkę, próbując zmusić go do opuszczenia ręki.
- Wiem co mówię. Spójrz na niego. Nie wygląda na mordercę. Dziwaka, owszem. Wariata też. Ale nie mordercę. – starała się mówić spokojnie, choć zaskakująco pewnie. Chociaż gdzieś w tyle jej głowy cichutki głosik szeptał, że gdyby naprawdę przyszło jej zmierzyć się z bezwzględnym sadystą, to na pewno nie miałaby jakichkolwiek szans dzięki swojej naiwności.
Spróbowała zepchnąć ten głos, zapewne głos rozsądku, gdzieś w odmęty umysłu.
- Czy możemy na spokojnie por— – słowa utonęły przerwane kolejnym, nieznanym głosem. Instynktownie zamarła, ale szybko wyjrzała zza ramienia przyjaciela, domyślając się, z kim mają do czynienia.
Władza.
Jeszcze jego tutaj brakowało, przemknęło jej przez głowę z przekąsem.
Uniosła powoli ręce w geście obronnym, jak to filmy ją nauczyły, udowadniając, że nie ma przy sobie żadnej broni. Musiała to jakoś odkręcić. Musiała.
- Panie władzo, wydaje mi się, że zaszło nieporozumienie. Nic się nie dzieje, i nikt nie jest zagrożony. – uśmiechnęła się delikatnie w stronę ciemnowłosego policjanta.
- Prawda, Ruuchan? – spojrzała w stronę przyjaciela, próbują znaleźć w nim oparcie.
Znowu.
Jak zawsze .
Gorzej, że wewnętrznie czuła, iż tym razem będzie inaczej.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.18 23:39  •  Dom Harakawa - Page 7 Empty Re: Dom Harakawa
Kojące słowa młodej dziewczyny nie potrafiły jednak ukoić niespokojnego anielskiego serca. Zbyt wiekowy już Wołos, mimo dość opanowanej powłoki, nie był w stanie w swym wnętrzu osiągnąć nawet namiastki spokoju. Wciąż sam sobie przypominał zaledwie wystraszone zwierzę, a choć kochał je, to powinien jednak odznaczać się pewną wyższością ponad braćmi czworonożnymi. Ciało zbyt kruche nie mogło powstrzymać drżenia jeszcze przez parę długich momentów, ciągnących się w nieskończoność sekund.
 Wracaj do roli, nie daj się z niej wybić. Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, anielski błaźnie — już i tak przesadziłeś. Sprawiłeś, że dzieci są smutne, przerażone i wściekłe, choć przecież chciałeś dla wszystkich dobrze.
 Przeszedł do roli dość biernego obserwatora, kiedy dziewczę zaczęło poruszać się i bronić go. Ani drgnął, choć wewnętrznie wciąż targał nim strach. Nie obawiał się w całej swej naiwności, że młody chłopak uderzy ją — w końcu przybył tu, by ją ocalić przed zagrożeniem — było mu jedynie wstyd, że kiedy ona działała, sam, mimo swego wieku, ani drgnął, bowiem pożerał go strach. Obawiał się, że cokolwiek nie zrobi, to wywoła jedynie kolejny atak zwierzęcej furii.
 Głębokie wdechy i chwila na wyschnięcie szpecących policzki pojedynczych łez były tym, czego anioł potrzebował. Łzy nie wyglądały jakby miały dodać mężczyźnie powagi czy wiarygodności, jednak w tych smutnych czasach odnosił wrażenie, że uśmiech nie bywa już symbolem czystych intencji. Spojrzeniem Wołos powiódł w kierunku nowo przybyłego, którego głos doprowadził anioła do skulenia się po raz kolejny. Dopiero po paru kolejnych momentach na nowo przybrał spokojniejszą minę.
 – Wszystko w porządku – Powiedział do dziewczyny, uśmiechając się w sposób bardzo przepraszający, ale i uprzejmy. Nie należał do osób nieładnych ani do takich, które mogłyby prezentować się groźnie, po czym zrobił trzy zaskakująco zręczne kroki w kierunku mężczyzny. Zwrócił się jednak do samego dziewczęcia.
 – Najwidoczniej tak właśnie musi być, a ja nie pasuję do twojego świata, panienko. Głupim byłem wierząc, że nie posiadasz już swego stróża, a choć pewne jest, że posiadam rozmaite przewagi, to nie uchronię cię przed światem tak dobrze, jak twój przyjaciel. Wierzę w niego i w ciebie. Jeślim doprowadził do sytuacji, kiedy muszę wyprowadzanym być przez stróża prawa, nie świadczy to dobrze o mnie, jednakże…  – Oczy anioła zaiskrzyły się za sprawą kolejnych łez, które uformowały się w ich kącikach.
 – Wdzięczność bym poczuł, gdyby od czasu do czasu podczas mych wizyt możliwość spotkania zaistniała. Wola kobiety wszak dla dobrze wychowanego mężczyzny winna stanowić świętość… Cóż za dziwne czasy nastały! – I wbrew swoim słowom, Vel roześmiał się serdecznie z niesłyszalną sztucznością.
 – Prośbę mam jeszcze jedną, mój miły, problemów nadmiernych nie sprawiaj młodej damie, dobrze? Zbyt wiele kłopotów napotkała już dziś z mojej winy. Zatem proszę — odejdźmy tam, gdzie twa decyzja wskaże. – I z tymi słowy pozwolił się wyprowadzić mężczyźnie za drzwi, przy okazji podnosząc upuszczoną wcześniej maskę.
 – Mam nadzieję, że nie byłem zbyt problematyczny…  – Odezwał się do młodzieńca głosem trochę smutnym, jednak naraz wesołym w pewien sposób. Skupił spojrzenie na oczach funkcjonariusza S.SPEC, po czym wciągnął wolno wieczorne powietrze. Zachowywał zewnętrzny spokój, choć w środku był przerażony i odczuwał wstyd. Zamknął oczy, zaś otwarłszy je po dłuższej chwili, znowu spojrzał na Shinyę. Grzecznie dał się poprowadzić parę metrów, niemniej jednak przeszedłszy je, Wołos zorientował się, jak łatwą będzie ucieczka.
 – I mam też nadzieję, że czyn mój kolejny nie przysporzy ci kłopotów. Ja również pracuję i rzecz w tym, że zmierzać do swej pracy powinienem. Żegnaj! – I korzystając ze swojej mocy cienia, Wołos wtopił się w mrok, uprzednio machając do policjanta. Tym sposobem przepełzł jeszcze parę ulic, aż poczuł się na tyle bezpieczny, by powrócić do ludzkiej postaci.

zt — ucieczka za konsultacją z Shinyą
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.18 0:59  •  Dom Harakawa - Page 7 Empty Re: Dom Harakawa
Shinya musiał przyznać, że jeszcze nie spotkał się z taką sytuacją. Nic po sobie nie pokazywał, utrzymując maskę spokoju, którą tak łatwo było mu przybrać w czasie pracy, ale takiej osoby jak dziwny rudzielec to nie spotkał. Ani łzy, ani potulność, ani uprzejme i przepraszające słowa nie były w podobnej sytuacji czymś zwyczajnym. Okiayu zaczynał wierzyć dziewczynie, że zaszło tu dość niecodzienne nieporozumienie, choć z początku dziwnie było słyszeć takie słowa. Nigdy nie spotkał podobnego włamywacza, a przecież już kilka ładnych lat był na służbie. Co prawda brał pod uwagę, że mężczyzna może być dobrym aktorem, że mógł ich zwodzić, próbując w ten sposób grać niewiniątko, jednak podskórnie czuł, że ten jest z nimi szczery.
Cóż, czego by o tej sytuacji nie myślał, przynajmniej nie musiał się szarpać czy wykłócać. Trzeba było doceniać takie spokojne akcje, gdyż nieczęsto się przytrafiały. Nie przerywał mężczyźnie przeprosin, poczekał, aż ten skończy, po czym skinął mu głową i wskazał gestem drzwi.
- Proszę za mną, udamy się na komisariat i z pewnością wszystko wyjaśnimy - odparł cicho i spokojnie. Schował broń - wątpił, by ta była mu potrzebna - po czym chwycił nachodźcę pod ramię i wyprowadził z mieszkania. Chciał, by jak najszybciej zszedł on z oczu młodym, jako że sytuacja wydawała mu się napięta, a radzenie sobie z obcym z pewnością nie pomagało.
Tak jak się spodziewał, nie napotkał ze strony wyprowadzanego żadnych trudności. Szedł szybkim krokiem, nie czując potrzeby nawiązywania rozmowy. Chciał jak najszybciej mieć to z głowy. Nie zaciskał mocno ręki, nie chcąc sprawić obcemu zbędnego bólu.
Najwidoczniej jednak dał się rozproszyć potulnością zatrzymanego. Gdy ten się zatrzymał, Shinya również stanął, zastanawiając się, o co chodzi. Do tej pory mężczyzna był tak posłuszny, że funkcjonariusz przestał podejrzewać go o próbę ucieczki. Powtarzał też sobie, że nawet jakby spróbował, to będzie mógł go spokojnie dogonić, a w ostateczności miał też broń.
Nie spodziewał się, że ten po prostu... zniknie. Rozpłynie się w mroku. Okiayu stał chwilę, wgapiając się w miejsce, gdzie przed chwilą stał obcy, po czym poddenerwowany zajrzał w pobliską uliczkę, ta jednak była pusta.
To z pewnością nie wyglądało jak coś, co mógł zrobić człowiek. Wojskowy nie był pewny, co właśnie zobaczył, ale wiedział jedno - musiał to jak najprędzej zgłosić do kwatery głównej. Niech ci wyżej stojący się tym zajmą. W takich chwilach właśnie Shinya najbardziej cieszył się, że jest zwykłym, prostym żołnierzem, który tylko wykonuje rozkazy.
Jako że nie miał już kogo odprowadzać, wrócił szybko do mieszkania, by upewnić się, czy wszystko w porządku. Nie było go zaledwie kilka minut, więc liczył na to, że nadal będzie tam owa dwójka.
- Nie musicie się nim martwić, został przekazany władzy - skłamał gładko. Nie podobało mu się, że musiał to zrobić, ale zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom było priorytetem, a z pewnością nie czuliby się bezpiecznie, gdyby się dowiedzieli, że tak łatwo gubią więźniów. No i nie mógł przecież zdradzić, jak ten się wymknął.
- Nic pani nie jest? - spytał się gospodyni. - Jak go przesłuchamy, przyślemy funkcjonariusza, który zada pani kilka pytań. Nic wielkiego, nie ma czym się denerwować. Sam bym je przyjął, ale muszę pilnie wrócić. - Czytaj powiadomienie o nadnaturalnej istocie wyższych instancji było ważniejsze, poza tym po uzyskaniu tych informacji odpowiedni ludzie będą mogli lepiej przesłuchać dziewczynę.
- Dobra robota - pochwalił chłopaka, skinąwszy mu głową. - Szybka i słuszna reakcja. Możliwe, że i tobie będą chcieli zadać kilka pytań. Mogę poznać twoje imię? - spytał uprzejmie, choć wzrok sugerował raczej polecenie. Jak ten przekazał mu swoje dane - jeśli nie, i tak powinien być w stanie wskazać chłopaka - Shinya pożegnał dwójkę, zostawiając ich samym sobie, po czym wyszedł z mieszkania i szybko skierował się w stronę kwatery.

|zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Dom Harakawa - Page 7 Empty Re: Dom Harakawa
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach