Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Pisanie 06.05.16 0:35  •  Dom Harakawa - Page 2 Empty Re: Dom Harakawa
Zmarszczyła ledwo zauważalnie brwi. Oczywiście, że będzie dramatyzować. A to tylko dlatego, że się martwiła o niego. Co jak co, ale Ruuchan wymachujący pięściami w obcego człowieka nie był codziennością. Zresztą, znali się od wielu lat. Był jej bliski i choć wielokrotnie nie dawała tego po sobie poznać, urywając prawdziwe emocje i uczucia pod szerokim uśmiechem, to jednak zawsze będzie się o niego martwiła. Czy tego chciał czy też nie.
Przewróciła oczami słysząc wymianę zdań pomiędzy jej bratem a Ruuką, choć musiała przyznać, że nawet nie wiedziała w którym momencie zaczęła się śmiać, totalnie rozłożona i pokonana. Ucieranie nosa Keicie zawsze wychodziło ciemnowłosemu i zawsze dziewczyna patrzyła na to z nieukrywaną wesołością. Zawsze cię rozbawi. Tak, to była prawda.
- No, koniec już tego dobrego. – powiedziała biorąc za rękę Keitę I ruszyła wolnym krokiem za resztą. Zamilkła na krótki moment wpatrując się w idącego przed nią Ruukę z dziwnym, nieodgadnionym wyrazem twarzy, jakby jej myśli uciekły gdzieś bardzo daleko i były nie do uchwycenia. Jednak szybko się ocknęła i przyspieszyła, chcąc zrównać z chłopakiem. Właściwie prawie byli na miejscu, wystarczyło skręcić i…. Odwróciła lekko głowę w bok, spoglądając na twarz Ruuki, kiedy poczuła jego dotyk na swoim małym palcu. Jej kąciki ust uniosły się ku górze, obdarzając go delikatnym uśmiechem. Cokolwiek by nie zrobił – nigdy nie potrafiła się na niego gniewać. Nie na długo, nie na poważnie, chociaż wielokrotnie obrywał od niej za swoje głupie docinki. A właśnie, skoro o docinkach mowa….
- Te, panie mądraliński. – zmrużyła niebezpiecznie oczy - Że niby drzazgi ci się wbijały? Tak? Deska? Przypominam Ci, że wciąż rosnę. – prychnęła butnie, jednocześnie nieco wypinając swoją klatkę piersiową do przodu. - Zobaczysz. Jak w następne wakacje założę mój nowy strój kąpielowy, to odszczekasz swoje słowa, ot co! – pokiwała głową, chcą dodatkowo tym gestem potwierdzić to, co powiedziała. Przesunęła małym palcem wzdłuż jego, i zacisnęła go wraz z serdecznym na wskazującym Ruuki, przesuwając spojrzenie w stronę jasnego nieba.
- A. Czy ty dzisiaj nie masz jeszcze odebrać Momo-chan? Bo wiesz, w razie co mogę pobiec po nią. Wątpię, by ta moja mała glizda chciała cię puścić dzisiaj. – zrobiła ledwo zauważalny gest w stronę idącego obok niej Keity.
- Swoją drogą, Ruuchan. Zastanawiałeś się może kiedyś, jakby to było, gdyby—KEITA. – przerwała w chwili, kiedy jej młodszy brat wyrwał się z jej uścisku. Chłopiec przykucnął i podniósł monetę, spoglądając podekscytowany na siostrę.
- Patrz! Znalazłem pieniążka!
- Brawo, ale już mówiłam, że gdy idziemy przy ruchliwej drodze, to masz nie puszczać mojej ręki, prawda? Zresztą, jesteśmy już na miejscu. – powiedziała zatrzymują się i dopiero tutaj wypuszczając ze swojego uścisku dłoń Ruuki. Pchnęła lekko Keitę w stronę oszklonego i nowoczesnego budynku, na którym znajdował się szyld głoszący ‘Dentysta’. Skierowała swoje kroki od razu w lewo i podeszła do recepcji, gdzie siedziała miła pielęgniarka o filigranowej figurze i ciemnych lokach upiętych w kucyk.
- Dzień dobry. Keita I Kira Harakawa. Kontrola. – pielęgniarka skinęła głową I od razu przystąpiła do wyszukiwania młodych pacjentów w komputerze.
- Zgadza się. Proszę usiąść w poczekalni. Pan doktor wnet wezwie. Em… wszystko dobrze? – zapytała kobieta spoglądając na Ruukę.
- Tak, tak. Nic mu nie jest. – powiedziała Ylva i machnęła ręką. Sięgnęła po Keitę i pociągnęła go w stronę poczekalni, gdzie siedziały już dwie dziewczyny w wieku licealnym, oraz inna matka z córką, na oko miała może z 7, 8 lat. Keita wyrwał się siostrze i podbiegł do kącika zabaw, z radością łapiąc za porozsypywane klocki. Kira usiadł grzecznie na jednym z kolorowych krzeseł i spojrzał na swoją kostkę Rubika.
- Kira? Może idź do brata się pobawić? – ale Kira pokręcił jedynie kostką I zaczął zabawę. W tym samym momencie z drugiego końca Sali rozległ się chichot dziewcząt, które ukradkiem rzucały spojrzenia Ruuce, po czym powracały do chichotania i szeptania. Ylva zmarszczyła czoło przyglądając się nieznajomym. Od razu rzuciło się jej w oczy, że jedna z nich była typowo japońską pięknością. Delikatna, alabastrowa skóra, długie, lśniące włosy koloru tak głębokiej czerni, że w świetle wydawały się połyskiwać niebieski odcieniem, ubrana w uroczą sukienkę i gdy śmiała się, zakrywała usta. Druga z kolei był typem bardziej chłopczycy, o burzy włosów, krótko ściętych, ale żyjących własnym życiem.
- Ruuchan. Tam masz łazienkę. Ogarnij się, co? – rzuciła cicho do chłopaka, kiedy sama usiadła obok Kiry, przez krótki moment zapominając o obecności innych ludzi, i sięgnęła po swój telefon. Ale kiedy tylko drzwi łazienki zamknęły się za Ruuką, krótkowłosa dziewczyna podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do Ylvy, obdarzają ją szerokim uśmiechem. Uśmiechem, który jej się nie spodobał.
– Em, przepraszam bardzo. – jasnowłosa uniosła na nią spojrzenie, przyglądając się jej uważnie. Nie, zdecydowanie nie jest w jego typie.
- Czy jesteś może dziewczyną tego chłopaka co poszedł do łazienki? Bo jak nie, to czy da—
- To mój chłopak. Jaki masz interes? – zapytała krótko, zmazując uśmiech z jej twarzy.
- A…. no bo mojej koleżance bardzo się spodobał i chciała jego maila. Ale skoro tak… – Ylva przechyliła się lekko w bok, spoglądając na drugą, drobniejszą dziewczyną. Ta też nie jest w jego typie.
- Przykro mi. Ale jest zajęty. A kto dał ci prawo decydowania o jego typie, hm?
No właśnie. Nikt.
Krótkowłosa westchnęła i wróciła na swoje miejsce szepcząc coś drugiej, która wyraźnie osowiała. Chłopczyca jednak nie zamierzała rezygnować i kiedy tylko drzwi od łazienki otworzyły się i stanął w nich Ruuka, od razu podniosła się i podeszła do niego.
- Przepraszam, że przeszkadzam… – powiedziała cicho, tak, żeby nikt inny tego nie dosłyszał. – Ale bardzo podobasz się mojej koleżance, Hakiri. I chciałaby cię poznać, dlatego prosiła o maila. Ale twoja dziewczyna powiedziała, że nic z tego. Chociaż jak dla mnie coś kręci, dlatego pomyślałam, że jednak uda mi się wyłudzić od ciebie tego maila dla Hakiri. Proszę? – złożyła obie ręce jak do modlitwy i mrugnęła do Ruuki.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.05.16 7:30  •  Dom Harakawa - Page 2 Empty Re: Dom Harakawa
Westchnął, otwierając wyjątkowo chętne walki drzwi, które stawiały mu większy opór niż buldożer. Ledwo przekroczył próg na linii łazienka-hol, gdy dopadła do niego kompletnie nieznana osoba. W pierwszej chwili miał ochotę chwycić ją za poły ubrania i przerzucić przez bark, realizując chwyty, jakie wbito mu do głowy przy - nielicznych - treningach sztuk walki. Mimo nieprzemożonej chęci jedyne, co zrobił, to wbił w nią ciemne, pytające spojrzenie.
- Przepraszam, że przeszkadzam...
Cichy ton spowodował mimowolne przechylenie głowy na bok - jak  u głupiego psa, któremu nie da się wpoić łatwej komendy. Dziewczyna niezrażona brnęła dalej, nieświadoma, że wkracza na szczególnie grząski grunt. Gdzieś w połowie jej monologu podniósł spojrzenie. I tym razem nie trzeba było słów. Jego mina mówiła sama przez się: „dziewczyna, hm?” A potem pokręcił ledwo widocznie głową, zrywając kontakt wzrokowy, by móc skupić się ponownie na rozgadanej znajomej Hakiri.
- Proszę?
Uśmiechnął się.
- Niczego nie obiecuję. Która to Hakiri?
Dziewczyna podniosła natychmiast głowę i wlepiła w niego zaintrygowane spojrzenie. Dostrzegł jednak w jej oczach coś dodatkowego. Jakiś rodzaj ulgi?
- Czyli... czyli to nie jest twoja dziewczyna?
Uśmiech nieco ścierpł.
- Nie. Nie do końca.
Dziwnie paliły go te słowa. Mówienie tego było mówieniem oczywistości, ale gdzieś podskórnie czuł się tak, jakby prawdą zdradzał wszystko, co dotychczas zbudował razem z Ylvą. Po co gadała takie głupstwa? W dodatku za jego plecami? Zacisnął lekko usta, pozbywając się tych myśli. Niedorzeczność. Pewnie źle ją zrozumiały.
Albo to wymyśliły.
Właśnie.
Nie tylko nie było powodów, żeby Harakawa zaczynała szerzyć wśród samobójczyń wstawki o stanie cywilnym chłopaka, ale to ona była pierwszą, która próbowała umówić go z połową ludzi z Shiroi. Nie miała motywu, żeby wmawiać innym czegoś tak absurdalnego.
- To moja... w zasadzie siostra - uściślił, wsuwając palce na kark. Czuł, jak ten zaczyna się napinać pod wpływem zdenerwowania.
- To świetnie! - Dziewczyna ucieszyła się i zrobiła krok do tyłu, wskazując ruchem głowy siedzącą koleżankę. - To Hakiri.
- Och. - Poczuł się, jakby dostał obuchem przez zęby. W końcu dopiero po chwili do niego doszło, że zrobił jakąś idiotyczną minę. Odchrząknął szybko. - Zostawisz nas na chwilę samych?
Dziewczyna kiwnęła szybko i odsunęła się pod ścianę, przepuszczając wyższego o głowę chłopaka wąskim korytarzem. Hakiri od razu wstała z miejsca, zaciskając palce jednej dłoni na brzegu drugiej, ale poza tym nie zdradziła żadnych oznak zdenerwowania. Trzymała się nawet lepiej niż Ruuka, który w czasie krótkiej rozmowy dwukrotnie uśmiechnął się z zażenowania, próbując jakoś załagodzić swoje słowa. Gdzieś w trakcie oboje zerknęli w kierunku Ylvy, dając jej do zrozumienia, na jakie tory zszedł temat. Ruuka ponad ramieniem posłał jej przelotne spojrzenie, ale wrócił nim do Hakiri znacznie szybciej, niż zrobiła to czarnowłosa. Zaraz potem pokręcił głową, wsuwając rękę do kieszeni spodni. Wyjął komórkę, automatycznym ruchem odblokowując ekran. Dziewczyna przed nim sięgnęła do torby i wygrzebała biały telefon z doczepionym, puszystym breloczkiem - trochę za dużym, jak na cały egzemplarz - i skupiła się na wstukaniu danych.
Nagle wykrzywiła lekko usta i poruszyła nimi na wzór jakichś krótkich słów. Ruuka pochylił głowę, by zerknąć na wyświetlacz, a potem - mimo odwróconego obrazu - przeciągnął kilkakrotnie palcem po ekranie, wprawiając kącik ust czarnowłosej w lekkie drgnięcie uśmiechu.
Całość nie trwała dłużej niż kilka minut. Hakiri w końcu pochyliła się w lekkim ukłonie, na który Ruuka odpowiedział czymś zgoła podobnym - ale mniej sztywnym, a potem odwrócił się i podszedł do Ylvy, opadając na puste siedzenie tuż obok. Nie patrzył na nią. Przyglądał się tylko, jak chłopczyca podchodzi szybkim, niespokojnym krokiem do Hakiri, od razu chwytając ją za dłonie, jakby bez tego świat miał się zawalić, a wszechświat skurczyć do rozmiarów fistaszka.
- I nie trzeba. Zajęcia kończą się o 17, więc mam wystarczająco dużo czasu, żeby ją odebrać. Jak dobrze pójdzie, to odbierzemy ją wszyscy. A swoją drogą... - Przylgnął plecami do dziwnie wygiętego oparcia siedzenia, wreszcie odrywając wzrok od namiętnie dyskutujących dziewczyn. Wcelował go w ścianę, przegryzając nerwowo dolną wargę. - Zastanawiałem się, jakby było, gdyby... co?


Ostatnio zmieniony przez Rūka dnia 15.05.16 5:40, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.05.16 1:53  •  Dom Harakawa - Page 2 Empty Re: Dom Harakawa
Poczuła się, jakby dostała obuchem wprost w żołądek. Czemu Ruuka chociaż raz nie mógł jej zaufać w tej kwestii? Nie tylko sprawił, że w tym momencie wyszła na totalną idiotkę, ale również znowu pakował się w jakieś bagno. Ciemnowłosa nie podobała się jej. Miała wewnętrzne, dziwne przeczucie, że coś pójdzie nie tak. Jasne, chciała, żeby jej przyjaciel znalazł wreszcie wymarzoną partnerkę, dlatego też tak bardzo nalegała, by mu pomóc, ale nie podobało jej się, że wystarczyła ładna buźka, a ten już rozdaje na prawo i lewo namiary na siebie. Jak typowy kundel na baby. Być może jej reakcje byłyby inne, gdyby Ruuka w przeszłości już raz nie popełnił podobnego błędu, lokując swoje nadmierne zainteresowanie w niewłaściwej osobie.
Zmrużyła oczy, by wreszcie odwrócić głowę i podeprzeć brodę na dłoni, wpatrując się z zainteresowaniem w pęknięcie na ścianie.
Była ładna.
Zdecydowanie za ładna. Nie, to nie tak, że do Ruuki nie pasowała ładna dziewczyna, bo zasługiwał na najlepsze. Ale dziewczyny jej pokroju nie interesowały się zwykłymi licealistami poznanymi u dentysty. Nawet słowo „poznanymi” w tym wypadku było hiperbolą. Gdyby jeszcze nie była pewna swej urody, to być może Ylv kupiłaby jej zainteresowanie ciemnowłosym. Ale delikatny makijaż, dopasowane ubranie podkreślające jej sylwetkę, nienaganne zachowanie czy chociażby zadbane dłonie mówiły same za siebie. Dziewczyny jej pokroju interesowały się facetami, z którymi mogłyby się pokazać, którzy reprezentowali sobą jakiś poziom „wyższych sfer”. A Ruuka był po prostu Ruuką. Jasne, był przystojny…. Chyba. Prawda była taka, że dla Ylvy Ruuka pozostawał Ruuką. Nie potrafiła oceniać jego urody i gdyby przejechano po jego twarzy walcem drogowym pozostawiając trwałe uszkodzenia, to dziewczyna i tak nie zwróciłaby na to uwagi. Wciąż pozostawałby Ruuką. Ale nie był odpychający i odrażający. Ale mimo wszystko taka dziewczyna jak ona wyraża nagłe zainteresowanie chłopakiem? Nie kupowała tego. Dałaby sobie rękę uciąć przy samej dupie, że kiepsko to się skończy.
Nie spojrzała na Ruukę, nawet w chwili, kiedy ten usiadł obok niej, skupiając swoje znużone spojrzenie na siedzącym obok Kirze, który nadal usilnie walczył z kostką Rubika.
- Jasne. – rzuciła krótko, przenosząc spojrzenie na swoje dłonie. Dłonie, które nie wyglądały na dziewczęce. Podrapane, z siniakiem na zewnętrznej stronie jednej z nich, z krzywymi paznokciami. Może i machnęła je bezbarwnym lakierem, ale co z tego, jak jeden z paznokci był poobgryzany, drugi połamany, a jeszcze trzeci jakoś dziwnie urwany pod skosem. Przynajmniej były czyste. Jakoś nigdy nie skupiała się na swoim wyglądzie a jedynym kosmetykiem, jakiego używała, to był tusz do rzęs. Może czas najwyższy zacząć?
”Zastanawiałem się, jakby było, gdybym….”
- … gdybyś przestał tyle jeść i oddał mi całe jedzenie. – dokończyła, wreszcie spoglądając na niego i uśmiechając się szeroko w złośliwym grymasie. Sięgnęła do jego boku i złapała go lekko za niego.
- Wtedy może udałoby ci się zrzucić te boczuszki do lata I nie straszyłbyś matek z dziećmi na plaży. – parsknęła mrużąc niebezpiecznie oczy.
Od kiedy go okłamujesz?
Lekko naginam prawdę. A to różnica.
- Swoją drogą… Jak ostatnio czuje się Momo-chan? Lepiej czy pogarsza się jej? – spojrzała na niego uważnie, doskonale znając historię z jego siostrą.
- A. Właśnie, właśnie. Wpadnijcie w niedzielę za tydzień na obiad. Ty, twoje siostry I twoja mama. Będzie też tort. Mama ma urodziny. Co prawda nie chce żadnej imprezy, wiesz jak jest, ale Keita uparł się, żeby zrobić tort i was zaprosić. Zresztą, sama myślę, że wyjdzie jej to na dobre. Jakby porozmawiała z kimś. O, i może--
- Kira Harakawa? – Ylva podniosła się i podała dłoń chłopakowi, ale ten przeniósł spojrzenie na Ruukę. Powoli zsunął się z krzesła, spuszczając wzrok i wbijając w swoje stopy.
- Chcesz, żeby Ruuchan z tobą poszedł? – chłopiec pokiwał nieśmiało głową.
- Ruuchan? Odpłacę się. – no I masz babo placek. Nie tylko Keita chciał iść z Ruuką, a teraz nawet Kira? Koniec świata.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.05.16 0:21  •  Dom Harakawa - Page 2 Empty Re: Dom Harakawa
Zdecydowanie większość ludzi w dobie darmowego Internetu, przesyłek dostarczanych w sposób, w który nie trzeba się nawet widzieć z pośrednikiem i przy nauczaniu indywidualnym dla połowy aspołecznego społeczeństwa M3, które z nauczycielami widziało się tylko w szybce monitora drogiego komputera, każdy nabrał jakiegoś sceptycznego podejścia do świata i choć wcześniej Ruuka nie miał ochoty się do tego przyznawać, teraz odczuł to niemal ze zdwojoną siłą. Nie wierzył, by mogła go kiedykolwiek okłamać, choć nie sądził przy tym, że w ogóle można nazwać to kłamstwem - raczej „lekkim prześlizgnięciem się koło prawdy. A jednak na jej słowa uniósł brew, bez słów dając jej do zrozumienia, że nie chodzi tu wcale o jego nadprogramowe kilogramy.
Nie miał nadprogramowych kilogramów.
Za dużo czasu spędził sapiąc trenerowi do ucha, żeby teraz wysłuchiwać wysnutych z palca bajeczek o straszeniu kobiet z doczepionymi do nich dzieciakami.
- Ylv... - zaczął z przekąsem, ale ona popłynęła dalej kompletnie odcinając mu drogę ataku. Skrzywił się na wspomnienie o Momoji, bo to nie był ani czas, ani miejsce, żeby rozmawiać na głos o takich sprawach. Niezaprzeczalnie nigdy nie wstydził się swoich sióstr, nawet jeżeli obie wydawały się na tyle ekscentryczne i przerażające zarazem, że ściągałyby tłumy występując w horrorach. Jednocześnie nigdy nie palił się do tego, by traktować kwestię choroby najmłodszej członkini rodziny jako temat do pogaduszek w miejscu publicznym.
Po prostu nie wiedziała, jak wybrnąć z niewygodnej sytuacji - podpowiedział umysł, a Ruuka wyjątkowo się z nim zgodził. Ylva była, jaka była, i momentami zapominała, że nie wszyscy są tak głośni, wyszczekani i plotkoodporni jak ona sama.
Jeszcze w trakcie jej trajkotania dłoń, która dotychczas luźno zwisała nad jednym z krzeseł - po tym jak oparł łokieć o oparcie - uniosła się i opadła na rude włosy, przejeżdżając po nich na tyle, by wzburzyć i tak poprzestawiane na wszystkie kierunki świata kosmyki. Demonizując jej fryzurę padło wyuczone na pamięć
- Kira Harakawa?
na które Kyouryuu zmrużył ślepia i cofnął rękę, kierując spojrzenie prosto na kobietę, przyglądającej się ze standardowym dla personelu spokojem na całe to pobojowisko - pewnie przyzwyczajona do znacznie gorszych katastrof, niż para drażniących się nastolatków.
- Ruuchan? Odpłacę się.
- Daj spokój. - Podał dłoń Kirze. - To czysta przyjemność.

---------------------------------

Dentysta okazał się cholernie miłym typem. Jak na gust Ruuki - trochę zbyt miłym, ale nie można mu było odmówić podejścia do dzieci w wieku, w jakim byli Kira i Keita. Co prawda brzmiało to tak, jakby traktował ich jak umysłowo upośledzonych, szczerząc się, podrygując, opowiadając o pierdołach, na które czarnowłosy wyłączył się już na samym początku, poświęcając całą uwagę bratu Ylvy.
Chłopiec wpatrywał się w twarz doktora, choć ten z dłońmi opartymi tuż nad kolanami pytał go właśnie o jego ulubiony przedmiot w szkole.
- To może plastyka?
Powieki Kiry opadły o dodatkowy milimetr, jakby nagle zachciało mu się spać.
- W porządku. Idziemy!
Mężczyzna entuzjastycznie dopadł do krzesła i poklepał delikatnie miejsce na twardym obiciu. Czy raczej - pogładził. Ruuka wsunął wtedy jedną z dłoni w kieszeń, a drugą przesunął naprzód, zachęcając do pójścia milczącego chłopca.
- Och, nie ma sprawy - rzucił z rozbawieniem dentysta, wpatrując się w twarz Kiry. Być może gdyby chłopiec był bardziej ekspresywny, każdy dostrzegłby w jego minie jakieś zacięcie. - Może pan podejść z nim.
- Świetnie.
Obaj podeszli do krzesła, na którym Ruuka usadził Kirę. Były to jedyne sekundy, w czasie których chłopiec nie ściskał jego dłoni - dziwnie mocno jak na kogoś, kto twarzą reprezentuje uczuciowość przydrożnego kamienia.
- Ależ się uczepił. - Zaśmiał się dentysta, ustawiając lampę. - Musi mieć pan podejście do dzieci.
- Naprawdę? - Na potwierdzenie swojej uprzejmości uśmiechnął się lekko do mężczyzny; w rzeczywistości był to w miarę udany uśmiech, ale nadal szczękościsk. - Nigdy o tym nie myślałem.
- A jakże - mruknął pogodnie dentysta, zerkając na niego przelotnie. - Zresztą, pana dziewczyna też. Strasznie energiczne dziewczę.
Tym razem usta pokrzywiły się w ironicznym uśmiechu na samą myśl o „energii” Ylvy.
- Tak, trochę jej ma.
- No nie? - Ciągnął mężczyzna, zaglądając do buzi Kiry. - I to chyba jakaś obcokrajowianka? Włosy takie rude, nieczęsto się to teraz widzi. Chociaż nastolatkowie to lubią teraz takie ekscentryczne eksperymenty.
- Dokładnie. - Ruuka zamrugał gwałtownie; uśmiech mu spełzł. - Moment.
- Hm?
- Moja kto..?

---------------------------------

- A oto naklejka.
Kira złapał za okrągłą nalepkę i spojrzał prosto w oczy wyszczerzonego do granic możliwości, rysunkowego chłopca. Niżej był jakiś napis - pewnie pokroju „dzielny pacjent!” - ale Ruuka stracił już zainteresowanie, przenosząc spojrzenie prosto na dentystę.
Mężczyzna pokiwał głową, biorąc się pod boki.
- Następna wizyta kontrolna standardowo wskazana jest na odhaczenie za sześć miesięcy.
Kyouryuu nie miał już nawet siły mu tłumaczyć, że nie jemu powinien przekazywać te informacje. Odczekał cierpliwie, aż mężczyzna podyktuje kolejne wzmianki o stanie Kiry, przy okazji starając się wszystko notować w myśli, by jak najwierniej odwzorować to później Ylvie.
- … także do zobaczenia.
- Za chwilę wrócę.
- Tak mnie pan lubi? - zapytał ze śmiechem. - W porządku!
Nie ja pana, przemknęło mu przez myśl. Keita mnie.

---------------------------------

Zabieg Keity odniósł mniej rewelacyjne skutki, bynajmniej nie dlatego, że stan jego zębów był wylęgarnią toksycznych oparów. Chłopiec miał mniej samozaparcia niż brat i mimo obecności Ruuki jeszcze jakiś czas zapierał się przed drzwiami, gotów walczyć na gołe pięści z każdym, kto postanowi go choćby tknąć.
Drzwi zamknęły się za nimi i ich trzask był porównywalny do nożyc ogrodniczych, które ścięły za mocno krępujący ruchy sznur. Zresztą, przez te ledwo piętnaście minut, w czasie których dentysta starał się wykonywać swoją pracę - a to przecież tylko kontrola - Ruukę cały czas nachodziła myśl, że faktycznie czuł się jak więzień. Nie tylko porwany i wrzucony do ciasnego pomieszczenia, ale dodatkowo zmuszony do nadwyrężającej pracy.
Całe to uczucie minęło wraz z tym cholernym trzaskiem. Keita trzymał w ręce naklejkę, dumny z faktu, że nie każdemu dane jest otrzymać tak wysoko postawioną nagrodę. Zdawało się nawet, że emanował specjalnym światłem, które miało przyciągać wzrok innych ku niemu, a w duchu podziwiać jego niewysłowioną odwagę i hart ducha.
Pik pik.
Ramię drgnęło, po czym uniosło się, gdy sięgał po komórkę. Przescrollował wiadomość na sam dół i zmarszczył brwi.
- Mówiłaś, że się odpłacisz - zaczął mało subtelnie, podchodząc do Ylvy. - Będziesz mieć okazję. Za dwadzieścia minut musimy być pod przedszkolem Momoji, a moja mama najwidoczniej uważa, że jestem w stanie odebrać i siostrę, i paczkę czekającą na mnie po przeciwnej stronie. Oba warianty do siedemnastej. To jak?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.05.16 17:01  •  Dom Harakawa - Page 2 Empty Re: Dom Harakawa
Odprowadziła spojrzeniem Ruukę I jej brata, jednocześnie wsuwając dłoń na rozwichrzone włosy, starając się je poprawić. Głupek. Jak zawsze musi rozwalić moją misterną fryzurę, pomyślała z przekąsem. W tym samym momencie Keita do niej dopadł i wtulił się mocno.
- No już, już. – szepnęła cicho muskając palcami skórę na jego karku. - Zaraz będzie po krzyku. To nic strasznego. – dodała, ale Keita pokręcił jedynie głową. Dziewczyna westchnęła, czując, że pomimo obecności Ruuki to i tak nie wszystko pójdzie gładko. I się aż tak nie pomyliła.

[* * *]

- Dobra. – skinęła głową zarzucając torbę na ramie, kiedy wychodzili z kliniki. Keita, wielce szczęśliwy, że już po wszystkim, wybiegł z budynku jako pierwszy, z dumą przyglądając się swojej odznace. Gdyby tylko mógł, z pewnością zacząłby chwalić się nią całemu światu, żeby poznał, jaki to on nie był odważny.
- Pójdziemy po Momo-chan, a ty odbierzesz przesyłkę, a potem doturlamy się do pizzerii. Może być? – spojrzała kątem na chłopaka idącego tuż obok niej.
- Idziemy po Momoji? – zapytał Keita, który zatrzymał się gwałtownie, że omal na niego nie wpadli.
- Tak. A ty masz iść blisko mojej nogi, bo cię sprzedam jakiemuś napotkanemu facetowi jak nie będziesz się zachowywał.
- Ale ty jesteś głupia! – Keita pokazał jej język, ale posłusznie zwolnił, trzymając się blisko swojej siostry. Najwyraźniej pomimo absurdalności wyciekającej z tanich gróźb Ylvy, wciąż w dziecięcym umyśle pozostawało zasiane ziarenko niepewności.

[* * *]

- Keita…
- Ale będę grzeczny, nooo! – powiedział chłopiec, który zakleszczył palca wskazującego Ruki w swojej małej rączce. – Nie puszczę jego ręki i będę naprawdę grzeczny!- tę wojnę Ylva przegrała. Spojrzała tylko przelotnie na Ruukę, jakby chciała się upewnić, że nie ma nic przeciwko, chociaż prawda była taka, że nawet jakby coś miał, to i on tę wojnę przegrał. Keita uparł się, że pójdzie z nim, i nie było żadnej innej możliwości, by odkleić go od starszego chłopaka.
- No dobra. Ale jeśli Ruuchan powie, że byłeś niedobry…
- wiem, wiem, sprzedasz mnie napotkanemu facetowi. – pokiwał mniejszych chłopczyk głową i z pełną powagą, a następnie wyszczerzył się w stronę ciemnowłosego. Ylva złapała za dłoń spokojniejszego z braci i przeszła przez ulicę, kierując się w stronę przedszkola.

[* * *]

- Momoji już się zbiera. – oznajmiła przedszkolanka i uśmiechnęła się do Ylvy, prezentując idealny rząd białych zębów.
- Brat nie mógł przyjść? – zapytała, a rudowłosa momentalnie zmrużyła oczy, przyglądając się z uwagą kobiecie. Uśmiechała się i wydawała się być miła, ale w jej uśmiechu skrywała się dziwna, ukryta złośliwość. A uśmiech, którym obdarzała kiedy mówiła, wydawał się cholernie sztuczny i fałszywy. Ylva nienawidziła takich ludzi. Zresztą, kto lubił?
- Mógł, ale musiał po drugiej stronie coś odebrać. A, że byliśmy raz—
- Rozumiem. Wiadomo, są rzeczy ważniejsze. – kobieta pokiwała głową na znak zrozumienia, chociaż tak naprawdę gówno rozumiała. Czemu one tak bardzo nie trawią Ruuchana?
- Oczywiście, a do najważniejszych należy opieka nad siostrami. Ruuchan jest odpowiedzialnym bratem. – odparła od razu Ylva, czując, jak drobne palce Kiry zaciskają się na jej dłoni. Odetchnęła cicho przez nos. Po co te nerwy. Najlepiej zignorować jej biadolenia, poczekać na Momo i--
- No wiesz, kilka razy nie zjawił się.
No co za wstrętne babsko.
- Najwidoczniej nie mógł. A jestem pewna, że pani ma też swoje obowiązki, więc może pani-
- Młodzież aktualnie poświęca czas wszystkiemu, czemu nie powinna. Gry, telewizja, alkohol, nocne eskapady. Może gdyby ich ojciec był w do—
Ylva wciągnęła powietrze przez nos, a pojedyncza żyłą irytacji niebezpiecznie zapulsowała na jej skroni. Miała ochotę doskoczyć do babki, złapać ją za kłaki i wytargać za to, że wygadywała głupstwa zupełnie nie znając sytuacji rodzinnej Ruuki. Ani samego chłopaka. Gdzieś podświadomie wiedziała, że nie musi, ba! Nie powinna stawać w obronie przyjaciela, że on sam potrafi się wybronić, ale usilnie nie dopuszczała tej myśli do swojej świadomości, spychając ją gdzieś w otchłań, wciąż czując się w odpowiedzialności do obrony Ruuki. Choć dzisiejsze wydarzenie w autobusie powinno otworzyć jej oczy na rzeczywistość.
- Słuchaj no, paniusiu. Ylv, grzeczniej. - Znaczy się, proszę posłuchać. Ruuchan nie szlaja się po nocy i nie chleje na umór po kątach. To odpowiedzialny chłopak, który pomaga swojej matce jak tylko może. Zresztą, nie tylko jej, ale i nam. Zawsze można na niego polegać, nigdy nie marudzi, kiedy w nocy dzwonię po niego, bo brat utknął w łazience, bo krzesło strzeliło czy telewizor szlag trafił. Przychodzi i naprawia. Jest mądry i obrotny, i pomimo młodego wieku – hej, Momo-chan – pomimo młodego wieku, wykazuje się o wiele większą dojrzałością niż nie jeden dorosły. A do tego jest miły i uczynny. Nie wiem skąd pani czerpie te fałszywe informacje, ale to są kłamstwa, i dlatego też uważam, że nie powinna pani ich rozsiewać dookoła, nie znając prawdy. A teraz proszę wybaczyć, ale musimy iść. – zakończyła swój wywód czując pulsowanie pod czaszką oraz wściekłość buzującą w jej żyłach. Spojrzała na siostrę Ruuki, która podeszła do nich w trakcie monologu Ylvy i uśmiechnęła się do niej, zmazując wszelakie oznaki pozwolenia sobie na puszczenie nerwów.
- Hej, Momo-chan. Jak było na zajęciach? Ruuchan za minutę dołączy do nas, musiał odebrać paczkę naprzeciwko przedszkola. A potem idziemy na pizzę. Chcesz? W ogóle opowiem Ci, jak Keita bardzo boi się dentysty. Chodź. – wyciągnęła dłoń w stronę dziewczynki, która właśnie machała do Keity, po czym zacisnęła małą łapkę na dłoni Ylvy.
- Do widzenia.
- Młodzież często nie dostrzega wad drugiej osoby, kiedy jest zakochana. – odparła przedszkolanka, i choć wciąż się uśmiechała, to jednak w kącikach jej oczu zagościła irytacja.
- Wie pani to z własnego doświadczenia? – zapytała Ylva, nawet nie racząc spojrzeć na nią, lecz po kilku krokach gwałtownie zatrzymała się i odwróciła przez ramię.
- Co. – zapytała z niedowierzeniem, po czym wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Nie przestała się śmiać nawet w momencie, kiedy opuścili teren przedszkola i zatrzymali pod murkiem, o który się oparła. Przetarła wierzchem dłoni oczy, ścierając łzy rozbawienia.
- O, i jest Ruuchan. – uniosła dłoń na powitanie chłopaka, wciąż cholernie rozbawiona.
Kto by pomyślał, że w przedszkolu pracują takie śmieszki. No proszę. Na żarty jej się zebrało.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.05.16 13:36  •  Dom Harakawa - Page 2 Empty Re: Dom Harakawa
- I co jest w paczce?! - Emocjonował się Keita, nawet nie kryjąc swojego zaciekawienia. - Coś dużego?! Bo wygląda na duże!
- W sumie nie mam pewności.
- Chłopcze. - Miły głos starszej kobieciny, która zgięta wpół sięgała Ruuce co najwyżej do pasa znów przerwał rozmowę między nim, a Keitą. Czarnowłosy od razu zerknął ku babince i kiwnął głową na znak, że już jest w pełni skupiony na niej.  - Ja ci dam plecak do tego.
- Nie, nie. - Zaśmiał się nerwowo pod nosem. Chryste, nigdy nie wiedział, jak się zachować w takiej sytuacji. - Paczka nie jest ciężka i...
- Ależ tak, tak. - Kobieta pokiwała głową; dwukrotnie. Po jednym razie na każde „tak”. - Zaraz przyniosę ci plecak... Mój mąż... wiesz... on to go jeszcze na wojnie miał...
- Na wojnie? - stęknął Kyouryuu, trzymając oburącz - faktycznie - sporą paczkę. - Był wojskowym?
- Ooo, zdecydowanie! - Kobieta zaczęła przestawiać jakieś duperele na jednej z półek, najwidoczniej zapomniawszy o motywie przewodnim ich rozmowy. - Na nie byle jakiej! Światowej!
- Woah! - Keita chwycił Ruukę za brzeg bluzy i pociągnął. - Na światowej, Ruuchan!
- Jak to... na „światowej”?
- Tak, tak, dokładnie. - Kobieta zatrzymała się nagle, jak zatrzymuje się kadr z filmu, a potem obróciła się na pięcie tak gwałtownie, że Ruuka już chciał rzucić w cholerę pakunek i ją łapać. Ta, sobie tylko znanym sposobem, utrzymała się jednak w pionie i zaplątawszy palce za plecami ruszyła w głąb domu, ciągnąc za sobą Ruukę i Keitę. - Na światowej! Precyzując - na drugiej!
- Na drugiej wojnie światowej? - Ruuka przytrzymał jej jeden z kartonów, gdy babcia wspięła się na jakiś mały taboret i zaczęła ściągać z szafy jedno z opakowań utkwione pod stertą kilku innych. - Tej... z tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego?
- A jakże! - Obruszyła się kobieta. - Żadnej innej!
- Woah, Ruuchan! - Keita wybałuszył oczy, choć wątpliwe, że wiedział o co chodzi. - Drugiej, słyszałeś?!
- No... to serio musi być niesamowite. - Wcisnął w  to zdanie całą uprzejmość, jaka jeszcze mu została. - Plecak musi być dla pani ważny.
- Gdzie tam! - Kobieta machnęła ręką, omal nie uderzając nią w twarz stojącego za nią Ruuki. - Stare graty. Ale trzyma się hardo!
- Eee. - Keita przewrócił oczami. - Nikt już nie używa słowa „hardo”.
Kobieta prychnęła, wygrzebując z jednego z kartonów wojskowy plecak.

---------------------------------

- Nadal nie wiemy, co jest w paczce! - mruknął Keita, zaciskając mocniej dłoń na palcach Ruuki. Chłopak czuł na ramionach ciężar pakunku i o ile wcześniej twierdził, że ten niewiele waży, tak teraz zaczynał wątpić w słuszność własnego zdania. Miał w plecaku młodego słonia indyjskiego.
- Jak chcesz, to się kiedyś dowiem i ci zdradzę, co było-
BUCH.
Reszta zdania uformowała się z westchnienie, gdy coś z impetem huknęło mu w brzuch i tors, wyduszając z płuc całe zapasy tlenu. Keita wydał z siebie coś na wzór stłamszonego okrzyku i zamachnął się wolną ręką, jakby chciał odlecieć.
- Ruu?!
- Jest... - Przełknął ślinę i zerknął w dół. - Jest okej... Cześć, Momoji.
Dziewczynka, z twarzą wbitą w jego brzuch, objęła go jeszcze mocniej, przyciskając się do brata na tyle, że odczuł dyskomfort w wykonywaniu podstawowych funkcji życiowych. Przez chwilę miał zamiar ją od siebie odczepić, ale zaraz dotarła do niego wpojona przez lata informacja, że skoro wyrwała się Ylvie i podbiegła do niego, to coś musiało się stać w przedszkolu. Coś, co znów podburzyło jej wiecznie zachwiane poczucie własnej wartości.
Oparł więc dłoń na czubku głowy siostry i rozejrzał się w poszukiwaniu Ylvy. Zresztą, nawet nie musiał się wysilać - była o kilka kroków na wprost. Widząc jej minę, brew samoistnie zmieniła swoją lokację na wyższą.
- Co ty taka rozbawiona?
Keita zmarszczył mocno nos, chcąc już wykrztusić jakieś hasło pod adresem rudowłosej, ale tym razem to Ruuka nie dał mu dojść do głosu. Wysunął rękę z uścisku Keity i położył ją na ramieniu Momoji, delikatnie odsuwając od siebie dziewczynkę.
- Jak ci minął dzień?
Standardowe pytanie, na które Momoji rzadko odpowiadała pozytywnie, choć w obecnej sytuacji Ruukę usatysfakcjonowałaby jakakolwiek odpowiedź, byle tylko przerwać to jej uparte milczenie. Jasnoróżowe usta nawet nie drgnęły, a ciemne spojrzenie nieustannie wpatrywało się w wyjściowe lakierki. Czyli punkt dla niej.
- Idziemy na pizzę z Keitą, Kirą i Ylvą. Idziesz z nami?
Zero odzewu.
Centrala, tu Żuraw. Nie słyszę was. Możecie powtórzyć? Odbiór.
- Świetnie. - Brew mu drgnęła. - W takim razie chodźmy.
Z dziwnym ociągnięciem i niechęcią, ale podała dłoń bratu. Ujął ją, nawet nie kryjąc pytającego wzroku. Co prawda miał świadomość, że jakkolwiek by nie nawydziwiał, Momoji prędzej wypluje płuca, niż powie, w czym problem, ale sam fakt, że - kolejny raz - miała zły dzień, przytępił entuzjastyczne podejście.
Wzrok chłopaka prześlizgnął się na Ylvę, jakby to ona mogła mu zaserwować wyjaśnienia przy tym miliardzie niedociągnięć, choć szczerze wątpił, by wiedziała, jaki ambaras spotkał Momoji w przedszkolu.
- Swoją drogą, Ylv - zaczął, kiedy już się przegrupowali i ruszyli ku najbliższej pizzerii. - Kojarzysz Chizumiego?
Oho.
Błysk w oku Keity był aż nazbyt wymowny.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.06.16 23:08  •  Dom Harakawa - Page 2 Empty Re: Dom Harakawa
Otarła wierzchem dłoni policzek, próbując zmazać rozbawienie, jakie wywołały rewolucyjne słowa przedszkolanki I pokręciła gwałtownie głową. Nie musiała o wszystkim mówić Ruuce. Zresztą, nawet przez myśl nie przeszło jej, żeby dzielić się z nim słowami, jakimi określiło tamten wredny babsztyl. Ylva znała chłopaka, i wiedziała, że niepotrzebnie mogłoby to w jakiś stopniu odbić się nad nim.
- A takie tam wesołe rewolucje w przedszkolu. – parsknęła ostatni raz, wreszcie zrównując się z Ruuką. Przechyliła nieco głowę na bok, oceniając wielkość pakunku, który spoczywał na jego plecach. - Oho? Widzę, że mała ta paczka. To twojej mamy, co? – uniosła brew w geście zapytania, choć ta naprawdę nawet nie oczekiwała jakiejkolwiek odpowiedzi. Keita podbiegł do Momo w tym samym czasie i wyszczerzył się szeroko.
- Cześć, Momo-chan! Patrz co mam! – zaćwiergotał do dziewczynki i wyciągnął z kieszeni swoją plakietke dzielnego pacjenta. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie pochwalił się tym przed swoją przyjaciółką z bloku obok.
- Psst, Ruuchan. – Ylv szepnęła tak, żeby cała trójka idąca przed nimi nie dosłyszała jej, jednocześnie przysuwając się bliżej przyjaciela, że stykali się łokciami.
- Niezbyt, co? – spytała wskazując ledwo zauważalnym gestem w stronę Momoji. Nie musiała nic więcej dodawać, żadnego dodatkowego słowa, wyjaśnienia, czegokolwiek. Bywały takie momenty, że rozumieli się bez słów. Wystarczyło jedno spojrzenie, i zarówno ona, jak i Ruuka, wiedzieli co chodzi po ich głowach. Ylva doskonale pamiętała czasy, kiedy będąc dziećmi nikt nie chciał grać i bawić się z nimi, kiedy tworzyli jedną drużynę. Bo w przypadku 8 na 10 zawsze wygrywali. I nie dlatego, że odznaczali się jakimiś nadzwyczajnymi umiejętnościami, bo raczej zaliczyć ich można było do przeciętniaków, a dzięki grze zespołowej. Zresztą, po dzień dzisiejszy im to zostało, choć pozornie może wydawać się, że na pewnym etapie zatarło się, wpuszczając między nich niewinne sprzeczki czy też złośliwości. Ale nadal były momenty, kiedy pomyśleli coś w tej samej chwili, albo powiedzieli jednocześnie, zachwycali się błahostkami czy też nie pozwolili, by jakakolwiek kałuża nie została przez nich zdeptana. Łączyła ich więź, której nikt nie mógł przerwać.
- Hm? – spojrzała na niego wyrwana nieco z zamyślenia I zmrużyła oczy. - Nie, chyba nie. A powinnam? A, właśnie. Ruuchan? – zatrzymała się i złapała go za przedramię, jednocześnie zatrzymując i zwracając na siebie jego pełną uwagę.
- Pójdziesz ze mną na randkę? – spojrzała w ciemne oczy, które zdawały się pochłonąć jakiekolwiek światło dookoła. Wielu przerażało spojrzenie chłopaka. Ale dla niej było niezwykłe i na swój pokrętny sposób piękne.
- Bo… Hej, poczekajcie! – puściła Ruuke I przyspieszyła, kiedy dotarli do małej pizzerii, w której trójka dzieciaków zdążyła już zniknąć. Lokal do największych nie należał, ale wystrój był cholernie przytulny i na myśl przywodził włoski klimat znany im z podręczników z historii. Ylva bez problemu przedarła się przez stoliki i dotarła do jednego przy oknie, gdzie Keita, Kira i Mimo zdążyli już się usadowić. Zajęła miejsce obok Kiry i przeciągnęła się nieco, czekając aż Ruuka zajmie swoje miejsce, by móc dalej kontynuować.
- No ale co z tym Chizumim? – zapytała, zdając sobie sprawę, że znowu wlazła bezczelnie buciorami w zdanie chłopaka.
- Bo co do mojego pytania, to sprawa wyg—
- Dzień dobry! – przywitał ich słodki głosik niskiej kelnerki, która obdarzyła ich szerokim uśmiechem. Rozdała im po karcie menu i wyciągnęła z kieszeni fartuszka, już nieco poplamiony notes i ołówek.
- Coś do picia?
- Nie wiem, dla mnie cola I chyba dla dzieciaków też. Ruuchan? – nie spoglądała już na niego, tylko kartkowała strony estetycznego menu.
- Oczywiście. – odparło dziewczę pospiesznie notując w notesie pierwsze zamówienie.
- A wybrali państwo już co chcą zjeść?
- Ruuchan, weźmiemy na pół tę co zawsze?
- Ja chcę tą! – powiedział wesoło Keita wskazując palcem na pizzę chyba z każdym możliwym i dostępnym mięsem.
- Nie zjesz tego, Keita. Ostatnio też ją zamówiłeś I ci nie smakowała. I Ruuchan musiał dojadać. – zerknęła Ylva na niego i westchnęła ciężko.
- Ale teraz zjem!
- Na pewno. Dla niego 25 pozycję poproszę. Kira? Ty masz ochotę na serową, tak? Okej, to 12 pozycja. Oczywiście małe pizze dla nich. Momo-chan już wybrała?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.06.16 6:46  •  Dom Harakawa - Page 2 Empty Re: Dom Harakawa
- Mała? – powtórzył za nią i jak na życzenie plecak przybrał dodatkowego kilograma. - Jest prawie większa niż Momo. Jak to nie jest co najmniej duża paczka, to nie wiem, jakich czołgów się spodziewałaś, Ylv.
Ruuka nagle przekręcił głowę, drastycznie urywając temat. Spojrzał wnikliwie na Keitę, który pełen dziecięcej euforii wystawiał przed młodszą siostrą Kyouryuu plastikową plakietkę dzielnego pacjenta, która nie spotkała się w zasadzie z żadnym odzewem. Dziewczynka co prawda spuściła wzrok na skarb sąsiada, ale nie wykrztusiła nawet słowa uznania, choć – to nie ulegało wątpliwościom – sama byłaby dumna, gdyby otrzymała taki artefakt. Podobne oczywistości były tu jednak mocno zatarte – większość z góry uznałaby, że Momoji nie interesują takie rzeczy. Chociażby dlatego, że nie poświęcała im więcej niż sekundy swojego zainteresowania, bo już po momencie wzrok wlepiła w drogę.
Tylko Ruuka mógł poczuć, jak jej drobne palce zaciskają się mocniej na jego dłoni.
Gdyby tak choć raz spróbowała powiedzieć coś całemu światu – nie tylko jemu. Przecież świat by ją zrozumiał. Jeżeli nie teraz, to wkrótce. Skąd u dzieci, w dodatku tak małych, mogła brać się aż taka nieufność?
- Psst.
- Hm?
Nie odrywając spojrzenia od chodnika, przechylił się ku Ylvie. Prawda. Nie potrzebowali żadnych wyjaśnień, by się zrozumieć. Wystarczyło muśnięcie dłoni, by zrozumieć sygnał, czasami krótkie odchrząknięcie albo ułożenie ust w konkretnym grymasie. Ten zadziorny błysk w jej niebieskich oczach, od którego zawsze przechodziła mu po plecach mysz o zimnych łapach wywołująca niepohamowane dreszcze. Tym razem też nie trzeba było długiego monologu wyjaśnień. „Niezbyt, co?” - tyle wystarczyło. Kiwnął na to, panując nad mimiką. Prawie się skrzywił na samą myśl, że to kolejny dzień do odstrzelenia.
Znów nie wyszło.
Znów „coś” poszło nie tak. I być może była to błahostka rozrośnięta w oczach małej Momoji do rozmiarów wieżowca.
- Hm?
- Co „hm”?
A innym razem ich komunikacja padała nawet na najprostszych falach. Uśmiechnął się pod nosem, prawie rozbawiony. Sęk w tym, że szybko złapała go za ramię, zatrzymując w pół kroku i to wymazało jakiekolwiek pozytywne reakcje. Dłoń wyślizgnęła mu się z lżejszego już uścisku Momoji. Dziewczynka przystanęła raptownie, nawet nie odwracając się za siebie, by zrozumieć, dlaczego jej brat „zniknął z pola zasięgu”. Obie jej dłonie zawisły luźno wzdłuż chudego ciałka, a ona sama skamieniała, tknięta mocą, która zamienia w posągi.
- Ylv, co ty-?
Usta rozlepiły się, a dolna szczęka opadła. Trwał w tej pozie o jedno mrugnięcie za długo, by nie uznać tego za szok.
- Słuchaj, Ylv, bo...
- Hej, poczekajcie!
Nie, syknął mimowolnie, zatrzaskując gębę. To ty poczekaj. Zawsze uciekasz. Zawsze w takich chwulach. A czasami za nią nie nadążał. Kiedy on nadal biegł ku pierwszemu punktowi, Ylva dobijała już do czwartego. Choć w kwestii sportu to ona zawsze deptała mu po piętach, tak jeśli chodziło o szybkość myśli – była niedościgniona. Nawet teraz, gdy śmignęła mu przed nosem, zdążył jedynie skarcić samego siebie za brak dogodnych momentów.
Znali się, to prawda.
Ale dziś było trochę za dużo nieścisłości, jak na jego chłopski rozum.
- Chodź, Momo – mruknął, biorąc młodszą siostrę za rękę. Dziewczynka machinalnie podała mu dłoń i ruszyła w ślad za nim. Jeden jego krok, to trzy jej. Prawie biegła i aż cud, że nie złapała zadyszki, gdy i oni dotarli do pizzerii. Ledwie zdążył usadowić się ze swoimi szlachetnymi pięcioma literami na kanapie w kształcie prostokątnego „C”, kiedy dopadła do nich niska kelnerka.
- A, tak – burknął, biorąc od niej jedną z kart. Otworzył ją, przesuwając kciukiem po sztywnej, śliskiej stronie. - Woda. – Zatrzymał się raptownie, zerkając kątem oka na Momoji. Usiadła chyba specjalnie między nim a Ylvą, co nie zmieniało faktu, że nawet towarzystwo Harakawy nie poprawiło jej humoru.
Co jest z tobą, mała?
- Dwie wody – uściślił wreszcie, kładąc menu na blacie. - Albo woda i sok. Może być pomarańczowy.
Rzadko się tak plątał, ale dziś zbyt dużo myśli kłębiło mu się w głowie, żeby zachować trzeźwość. Zbieranina wszystkich tych pytań i niedopowiedzeń uformowała się w zaplątany kłębek – im bardziej go rwał, tym solidniej się zacieśniał. Kelnerka wyróżniła się jednak zaskakującą cierpliwością, bo skreśliła pozycję i dopisała tam prędko nowe zamówienie. Szeroki, firmowy uśmiech nie schodził jej z ust.
- I tak, duża pizza z pepperoni i... to jest pozycja...
- Szósta – podsunęła kelnerka, nadal tym swoim przeuroczym głoskiem żywcem wyjętym z ciała loli.
- Właśnie. I można dopisać drugą dwudziestkę piątkę.
Momoji nawet nie drgnęła. Jej bierność momentami sprowadzała ją do roli sztucznej laleczki.
- Dobrze – odparła wesoło Skowronka. - Czy zamawiają państwo coś jeszcze?
- To wszystko, dziękujemy.
Kiwnęła głową, odebrała karty i odeszła szybkim, ale nie niespokojnym krokiem. Ruuka jeszcze jakiś czas przyglądał się wahadłowym ruchom jej bioder, aż w końcu odchrząknął i odchylił się mocno do tyłu, przylegając płasko plecami do oparcia kanapy. Spojrzał wtedy na Ylvę i uniósł jeden kącik ust.
- Wracając do Chizumiego. I do tego, o co mnie pytałaś przed chwilą – wtrącił się w końcu, specjalnie nie wspominając w szczegółach ich rozmowy. Kto jak kto, ale Keita byłby w stanie rozedrzeć się na całą pizzerię, że jego siostrze wpadło do głowy coś tak głupiego.
- Mam dobrą wiadomość. – Spojrzał jej w oczy, niemal wyzywająco. Brakowało tu tylko prowokacyjnego drgnięcia brwi, ale... o, właśnie. Drgnął brwią. Prowokacyjnie. - Cokolwiek planowałaś: nie będę musiał z tobą iść. Chizumi bardzo chętnie pójdzie. Kto wie? Może nawet nie będziesz już musiała się mną posługiwać, gdy inwazyjnie wpadnie ci do domu ciotka? A to fajny facet. Powiem ci nawet, że istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że nie zamordujesz go na pierwszym spotkaniu. Zadowolona?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.06.16 2:26  •  Dom Harakawa - Page 2 Empty Re: Dom Harakawa
Stuknęła palcami o blat, ni to zirytowana, ni to podenerwowana. A raczej zniecierpliwiona, czekając, aż jej przyjaciel skończy wypowiadać swoją kwestię. Wreszcie ściągnęła brwi, przechylając się nieco w bok, by móc spojrzeć na jego twarz z taką uwagą, jakby wręcz chciała wymusić na nim, żeby roześmiał się wesoło, krzycząc i oznajmiając światu, że tylko żartował. Ale Ruuchan w żadnym wypadku nie opowiedział jakiegoś głupiego żartu. Mówił poważnie. Dziewczyna westchnęła ciężko, odchylając się do tyłu, aż jej plecy spotkały się z oparciem siedziska. Irytujące. Cholernie irytujące. Na jakiej podstawie Ruuchan zamieniał się w swatkę i pchał ją w ramiona jakiegoś obcego gościa? W przeciwieństwie do niego, Ylva nie potrzebowała swojej przysłowiowej drugiej połówki. Było jej dobrze tak, jak jest. Zresztą, pozostawała jeszcze jedna ważna kwestia, o ile nie najważniejsza.
- Odpada, głupolu. – odpowiedziała takim tonem, jakby właśnie zrzucała na jego młode barki cały ciężar tego paskudnego świata, przeplatany z wszystkimi oskarżeniami.
- To byłoby dosyć dziwne, wiesz? Ja, ten twój kolega Chizumi, Ruriko-chan z mojej klasy I jej starszy kuzyn, Hakuei. Znasz go, prawda? Jest z trzeciej klasy i należy do klubu koszykówki. Musisz go znać. Wiedziałeś, że baaaardzo chce się ze mną umówić? – przechyliła lekko głowę w bok i ponownie westchnęła. - Ruriko-chan od tygodnia każdego dnia suszy mi o to głowę i chce, żebym z nim się umówiła. I dla świętego spokoju chciałam, żebyś też poszedł i zabrałabym Ruriko-chan. Wiesz, taka podwójna randka pod przykrywką, żeby odbębnić i mieć spokój. I dlatego sam widzisz, że gdyby wyciągnąć na jedną randkę dwóch gości, którzy rzekomo – w tym momencie uniosła obie dłonie do góry i poruszyła dwoma palcami zakreślając cudzysłów - są mną „zainteresowani” nie może się dobrze skończyć. Plus, najważniejsze… – wyprostowała się i oparła, tym razem już nie patrząc na Ruukę, tylko wbijając spojrzenie w śmigłowy wiatrak zawieszony wysoko pod sufitem.
- Już jest ktoś, kim jestem zainteresowana I do kogo należę. – dodała spokojnie, jakby właśnie nie rozmawiała o swoich uczuciach i, być może, swojej pierwszej młodzieńczej miłości, a opowiadała o tym, jaka pogoda ma nawiedzić M-3 jutrzejszego dnia. Zapadła krótka chwila, którą przerwało głośne parsknięcie Keity.
- A on pewnie ciebie nie chce! Zresztą, kto by chciał taką dziewczynę jak ty. Prędzej osiwiałby! – powiedział złośliwie na co Ylva, jak nie ona, nie zareagowała złością, a obdarzyła go jedynie pobłażliwym uśmiechem.
- A mówił ci ktoś, że za dużo mielisz ozorem? Kiedyś ktoś ci go wyrwie za to paplanie. – odparła kąśliwie, na co chłopak już otwierał usta, by się odgryźć, ale Ylv jakby wyczuwając zbliżającą się burzę, podniosła się z miejsca i zgarniając swoją torbę oznajmiła, że idzie do łazienki. Z racji, że jej rodzeństwo nie miało najmniejszego prawa wiedzieć o chorobie dziewczyny, wolała unikać przy nich wyciągania glukometru i sprawdzania poziomu krwi, by dopasować idealną dawkę insuliny do podania. Chorowała od niespełna roku, ale w tym czasie zdążyła już wyrobić się w podawaniu sobie leku do brzucha. I tylko czasami prosiła Ruukę, jedyną osobę, która znała jej sekret, o podanie go w ramie, gdy na brzuchu pojawiały się zbyt duże i bolesne siniaki po igłach. Nie wróciła jednak od razu na salę. Ochlapała twarz wodą i przyglądała się swojej twarzy, jak nigdy wyłapując niemal każdą niedoskonałość, każde znamię czy malutką bliznę po przebytej w dzieciństwie ospie. A w głowie huczały jej słowa Keity. ”Kto by chciał taką dziewczynę jak ty.”
- Na pewno nie on. – mruknęła pod nosem, i tylko jej było wiadomo o kim mówiła.
Chwilę potem powróciła z uśmiechem na twarzy, jak to miała w zwyczaju, zmazując wszelkie oznaki niezadowolenia. W idealnym momencie, kiedy podano ciepłą pizzę na stół.
- O, idealne wyczucie! – klasnęła w dłonie od razu zabierając się za jeden kawałek. Nim jednak zaczęła konsumpcję, oczywiście uprzednio podkradając szklankę Ruuki, z której upiła dwa łyki wody, dodała pospiesznie.
- W sumie to zmieniłam zdanie. Pójdę z nim na tę randkę. Z tym twoim Chizumim. Tylko powiedz gdzie i kiedy. Ale za to ty pójdziesz ze mną, Ruriko-chan i Hakueiem. Zgoda? A może i Ruriko-chan wpadnie ci w oko. Jest dość ładna. – uśmiechnęła się z lekką złośliwością, po czym wpakowała sobie kawałek pizzy do ust, zapominając, że dziewczęta powinny odżywiać się zdrowiej. Może jakaś sałatka?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.07.16 10:15  •  Dom Harakawa - Page 2 Empty Re: Dom Harakawa
„Głupolu” było niestosowne. Przynajmniej tak to odebrał, wykrzywiając dotychczas szeroko uśmiechnięte usta w kwaśny jak zapach zgniłych owoców grymas. Nie powiedziała w zasadzie nic, co powinno wywołać w nim taką frustrację, a jednak coś wewnętrznie dźgnęło go po środkowej stronie brzucha i zmusiło mięśnie do napięcia się tak mocnego, że nawet zęby zacisnęły się, wyostrzając rysy szczęki.
Głupia odmowa, w dodatku wypowiedziana rozbrajająco i bardziej figlarnie, niż chamsko. Mimo tego w głowie pojawiła się myśl. „Jeżeli nie Chizumi...”
To ja będę musiał tam iść, dokończył zdanie z dziwnym bólem straceńca.
Znów dopadnie go ciotka, zarzuci masą niewygodnych pytań, szarpnięciem za ucho sprowadzi do swojego poziomu i szepnie kilka dobrych rad Cioteczki X, której imienia nadal nie mógł zapamiętać, przy okazji wspominając coś o tym — z uśmiechem miss Stanów — że jeżeli skrzywdzi jej słodką, małą pasierbicę, to Cioteczka nie waha się, by ukręcić mu jaja, wyrwać i wepchnąć mu do gardła, żeby się dławił ogromem bycia chujem.
A to i tak jedna z mniej przerażających wizji tego, co mogła z nim zrobić, gdyby faktycznie doprowadził Ylvę do załamania nerwowego. Nawet jeżeli teraz to on był bliski szaleństwu, kującego go w skroń z irytującą częstotliwością. Oparł powoli czubki palców na brzegu blatu, nie spuszczając badawczego, wyzywającego spojrzenia z Harakawy. Słowa do niego docierały, ale przyjmował je wyjątkowo niechętnie.
Po tylu latach, tylu pieprzonych latach, przestała mu się uśmiechać zabawa w prywatnego chłopaka, którego zostawia się wraz z trzaśnięciem drzwiami po wyjściu Ciotki X. Bez wątpienia robiłby to do upadłego. Skoro jednak znalazła się alternatywa... to nawet jeśli nie Chizumiego, czemu nie poprosiła Hakureia?
Jasne, że go znam — potwierdził niemal z wyrzutem.
Hakurei był jednym z wyższych chłopaków. Niby nic dziwnego, w końcu to koszykówka, ale nawet w Shiroi, tej zapyziałej budzie, gdzie upchnięto wszystkie nadziane szczyle uważane przez wszystkich za chodzące ideały, trafiło się kilku karłów, których ciągnęło do kosza. Nie był z nim może w szczególnie zażyłych relacjach, ale w przerwach transfer wymiennych informacji działał jak należy. Bez zgrzytów, kurwowania i gróźb.
Byłby dla niej dobrym materiałem.
Na pewno lepszym niż Chizumi, przemknęło mu przez myśl. Lubił go, w końcu przyjaźnili się od dwóch lat, ale to nie wymazywało jego defektów, a tych dość sporo sobie uzbierał. Nie, żebym się wtrącał, w końcu...
— … kto by chciał taką dziewczynę jak ty!
Keita — warknął głośno, ucinając wszystkie swoje myśli.
Plecy wyprostowały się, a broda zadarła, by mógł bez skrupułów spojrzeć na młodszego Harakawę z góry. Ciemne spojrzenie odszukało pytający wzrok chłopca, ale nim zdążył powiedzieć coś jeszcze, Ylva wybroniła się sama.
Jak zwykle.
— A mówił ci ktoś, że za dużo...
Ruuka z niegasnącym wzburzeniem oparł się o materiał kanapy i spuścił spojrzenie z powrotem na blat stołu, uparcie drążąc w nim dziurę wielkości piłki lekarskiej. Paradoksalnie do swojego nastawienia nie miał zamiaru się już wtrącać. Znając Ylvę, czułaby się przez to „poszkodowana” i „na przegranej pozycji”, skoro doszło do tego, że ktoś musiał jej bronić, bo „sama nie dałaby sobie rady”.
Jak jej wbić do tego szalonego łba, w którym nieustannie wieją wichry, grzmi i leje ścianą siekającego deszczu, że nie chodziło o siłę, a...
Zatrzymał się raptownie, mrużąc nagle oczy.
No dalej. Wykrztuś to. Bądź facetem.
Przez gardło przebiło się niskie odchrząknięcie, kiedy zwracał głowę na Ylvę. Dopiero teraz zauważył ten paskudny szal w sowy. Nie, nie szal. Chustę. I obijającą się jej o biodro brązową torbę, którą targała za sobą do azylu dla dziewcząt.
Coś tu było nie tak. Cały ten dzień był jakiś zakrzywiony. Opierając łokieć o blat, a zaraz potem polik o rękę, przyszło mu nawet przez myśl, że ich życie zaczęło się zmieniać. I uświadomił to sobie po dziesięciu latach znajomości? Z krzywym grymasem na ustach uznał, że w sumie tak. Nie była już jego obrończynią, nie goniła innych chłopaków z kijem, na który sama powtykała szczątki robaków i ociekające błotem kawały gliny. Nie sięgał jej do ramienia, a już tym bardziej nie traktował jej jak nieśmiertelnego bóstwa.
Gdzieś w całej mieszaninie dni sprowadził ją do roli kruchej dziewczyny, która brała się w garść idąc do publicznej łazienki w publicznej pizzerii przy publicznych kiblach. Na domiar złego wściekał się bardziej niż zamierzał, gdy jej brat próbował trwale nadszarpnąć jej pewność siebie.
Keita to dzieciak, szczyl z podstawówki i wszyscy zdawali sobie sprawę, że jego dowcipy są tylko wyrazem sympatii wobec siostry. Nawet jeżeli szczekał na nią tymi „okropieństwami” i wytykami, to koniec końców byłby pierwszy, żeby ją ocalić.
A jednak wściekało, co?
Bo tak pierdoli o tym facecie z dwudziestego miasta, syknął sam do siebie, kładąc opuszek palca wskazującego na solniczce. Nie zauważył nawet, jak szybko jego myśli przeskakiwały z toru na tor. Wbił palec w solniczkę i przechylił ją ku sobie, patrząc jak białe ziarenka przesuwają się po ściance. Ma tu wiele innych alternatyw.
Przykładowo?
No... całe mnóstwo?
Konkretniej.

Wciągnął powietrze przez nos, jakby miał zamiar powiedzieć to na głos.
Chizumi. Hakurei. Pół mojej klasy i trzy czwarte klasy Tsukasy. Ludzie lecą na dziwne laski.
„Laska” brzmiało tak obco w jego umyśle. Tym bardziej, gdy określał tym mianem Ylvę. W końcu to tylko...
Kolejna młodsza siostra.
Nawet nie potrafił sobie wyobrazić Harakawy w towarzystwie faceta. W poważnym tego zdania znaczeniu. To rewolucjonistka, która wspina się po drzewach mając szesnaście lat, która przypala poranne tosty i płacze na filmach z motywem post-apo. Albo wyzywa go na całe gardło, gdy znów przegra w Tekkena, głównie dlatego, że wciska dwadzieścia przycisków na sekundę i biegnie w lewo, kiedy przeciwnik jest na prawo od niej.
I ktoś z mentalnością dzieciaka miałby się wciągnąć w związek?
Nie było opcji.
To trochę tak, jakby pewnej nocy usiadła mi na kolanach, zaciskając uda na moich biodrach. Wokół panowałby półmrok i gęstniejąca cisza przerywana tylko jej spokojnym oddechem unoszącym co chwilę piersi otoczone tylko lekkim materiałem ręcznika. Położyła dłonie na mojej twarzy i pozwoliła, bym otumaniał od zapachu jej skóry. Zwariował. A potem powoli, subtelnie opuściła głowę, żeby...
Wrzasnął.
Stojąca nieopodal kelnerka zerwała się do biegu. Dopadła do stolik jak perszing i spojrzała na niego wielkimi, brązowymi ślepiami zlęknionej sarny.
— Proszę pana!
Jej prawie-szept przyciągnął jego oczy. Skupił się na niej, z rękoma wplątanymi we włosy i plecami wygiętymi w lekki łuk.
Boże! — syknął przerażony, wyciągając palce ze wzburzonej fryzury. — Co to było!
— Coś... coś się stało? — Rozejrzała się niepewnie na boki. Jej ciemne włosy opadły lekko na zarumienione policzki. — Bo jeśli tak, to ja zawołam...
Nie! Miałem wizję. — Machnął rękoma wskazując nimi na stół tak, jakby znajdowała się na nim jakaś niesamowita rzecz.
Dziewczyna uniosła brwi.
— A-ha... Ale... Tutaj nie można krzyczeć. Nawet wieszczom. Przeszkadza pan ludziom i...
Ruuka przymrużył oczy, nagle o wiele bardziej poważny. Dyskretnie przemknął po najbliższych stolikach, ale większość gości zajmowała się swoimi sprawami. Tylko u dwóch dostrzegł ten charakterystyczny ruch i wiedział, że gdyby zainteresował się nimi prędzej, zobaczyłby odwrócone w jego kierunku twarze.
Nie zdajesz sobie sprawy... – podjął temat, wracając do buzi kelnerki — jaki szok właśnie przeżyłem. Spałaś kiedyś z ojcem?
Jej oczy zrobiły się dwa razy większe.
— C-Co? Słucham?
Z ojcem. Czy spałaś. W sensie, uprawiała-
— Nie! - Przerwała mu raptownie, wznosząc obie dłonie, jakby chciała się przed nim osłonić. — Co to w ogóle za oszczerstwa? To niedorzeczne! Czy pan mnie obraża?
Keita zmarszczył nos.
— Ruuchan, co ci, noo?
Nie. — Nabrał wdechu. — Nic, tak tylko sobie pomyślałem.
— Że sypiam z ojcem? - charknęła kelnerka. Na jej piersi odbijała się złota plakietka z napisem „Misaki”. Przyglądał się wygrawerowanym literom, nim przymknął na moment powiek, kręcąc głową.
Nie. Nie ty.
— Ruuchan! - Keita wydawał się zszokowany, chociaż bez wątpienia nie miał pojęcia, że „spanie z ojcem” posiadało w tym przypadku głębsze dno.
Przyznaję się bez bicia. — Westchnął Kyouryuu.
Gniew dziewczyny zelżał jak po pstryknięciu palcami. Wydęła dolną wargę, jak ktoś, kto próbuje namówić rodziców na znalezionego po drodze szczeniaczka i przycisnęła dłonie do piersi, na które mimowolnie znów zezował Ruuka.
— Bardzo mi przykro – powiedziała łagodniej. — Nie wiedziałam, że był pan... w dodatku przez ojca... Zgłosił to pan na policję?
Tak, dokładnie. — Wzruszył barkami. — Też się o to nie podejrze-- ej, ej, ej. Moment. Wróćmy na start! — Oprzytomniał raptownie. — Nie byłem.
— Ale Ruuchan! - Keita wstał, opierając dłonie na blacie stołu, by się do niego pochylić. — Przed chwilą mówiłeś...
Ta rozmowa zmierza w zdecydowanie złym kierunku. Nie powiedziałem, że coś takiego miało miejsce. Nie myślałem o ojcu, rany.
— Powiedziałeś – ciągnął Keita.
— Jesteś świrem – rzuciła Misaki.
— O, idealne wyczucie! - wtrąciła się...
Wszyscy jak jeden mąż zwrócili twarze ku idącej do ich stolika Ylvie. Misaki przemknęła po niej analitycznym spojrzeniem, a w końcu przeprosiła i odeszła, pozostawiając po sobie ten niesmaczny temat. Kyouryuu był już w tym czasie w pełni skoncentrowany na Ylvie. Uznał, że jej radosna twarz mu się nie spodobała, ale szybko przybrał równie promienny uśmiech, ukazując przy tym biel zębów, które zostaną mu wybite, jeżeli jeszcze raz wkroczy na tak nierówny grunt.
Wróć — mruknął „rozbawiony”. Nie wiedzieć w którym momencie wszystko potoczyło się pospolitym rytmem, a wzrok miał już wbity na dobre w kawałku pizzy, który odrywał od reszty ciasta. — Nie jest „mój”. Ale pewnie bardzo by chciał, żebyś ty była jego. Mam jego zdjęcie w telefonie. Przesłać ci?
Twojego Chizumiego...
Jeszcze tego brakowało, by wcisnął się w jakiś gejowski związek. Choć „wcisnął” było tu dziwnie adekwatnym stwierdzeniem i na samą myśl przeszły mu ciarki po plecach. Miliard mokrych, trupich, szczurzych łapek zbiegło mu wzdłuż kręgosłupa, wywołując autentyczne obrzydzenie. Musiał odwrócić wzrok od nadgryzanego kawałka pizzy, bo jak na złość wziął sos czosnko...
— Zgoda?
Mmhmm... — Przełknął szybko oderwany kęs i przytknął kciuk do kącika ust, by zetrzeć stamtąd nadmiar tłuszczu. — Dobra. I pierwszy raz umówiłem się na tyle randek w przeciągu jednej doby.
Pierwszy raz umówił się na tyle randek w przeciągu całego roku szkolnego. Ta świadomość go ukłuła, ale z drugiej strony były rzeczy ważniejsze niż nastoletnie lata przeżywane pełną parą.
Zajadając następny trójkąt z pepperoni poczuł, jak materiał bluzy ściąga się w dół, odsłaniając biały rękaw t-shirtu.
Właśnie. Chociażby ona była ważniejsza.
Zwracając twarz ku Momoji napotkał wielkie oczy o rozszerzonych źrenicach i zaciśnięte, malinowe usta.
Co jest, Momo? – zapytał z uśmiechem, na moment wznosząc oczy ku siedzącej po drugiej stronie dziewczynki Ylvie. Ta ruda flądra właśnie...
(jej uda zaciskające się...)
Odchrząknął, przyciskając wierzch zabandażowanej ręki do ust. Spuścił wzrok z rozdrażnieniem, wbijając sobie do łba, by trzymać się jednego tematu.
Co chciałaś? Ah. — Wskazała na sok, który podał jej z rozbawionym: — Masz, mała.
A ona miała.
I nie miała.
W jednej chwili małe palce oplotły się dookoła chudej, wysokiej szklanki z grubym dnem wypełnionej sokiem pomarańczowym. Odebrała od brata naczynie, utrzymując je w drobnych rączkach, ale kiedy przechylała je ku sobie, chcąc przyłożyć łukowaty brzeg do warg, linia soku wyjrzała za szkło o wiele.za.szybko.
Ruuka zdążył tylko unieść dłoń, ale nie złapał szklanki w odpowiedniej chwili. Na Momoji spadło dosłownie kilka małych kropel. Dziewczynka szarpnęła się gwałtownie, odsuwając od siebie naczynie tak, jakby chciała je gdzieś odrzucić, bo zawartość zaczęła ją parzyć. Mimo tego palce zakleszczały się na jego ściankach, ale nawet jeśli – sok chlusnął z charakterystycznym, pustym dźwiękiem.
Zatrzymał się czas. W tym momencie godzina była żadna, a miejsce jak każde. Przed oczami stał mu tylko obraz Ylvy, z pizzą tuż przy buzi i kroplami soku ściekającymi po policzkach i kosmyku z przodu, który zawsze wypuszczała luźno z każdej fryzury.
Przez pustkę w głowie Ruuki przebiegło tylko jedno słowo: „oho...” i zniknęło tak nagle, jak się pojawiło. Poruszyło jednak jakąś korbkę w konstrukcji wszechświata i czas znów zaczął płynąć. W pierwszym momencie śmignął, wypuszczając na światło dzienne rżący chichot Keity, a potem wyrównało prędkość i uwolniło nadgarstki Kyouryuu z więzów. Ponad głową skulonej Momoji oparł rękę o mokre ramię Harakawy i obrócił ją nieco w swoją stronę. Dostrzegł dzięki temu, że nie tylko jej twarz ucierpiała, ale też sweter, na którym wykwitł już ciemny ślad wielkości połowy dostępnej przestrzeni.
Momoji pociągnęła nosem, przytykając wnętrze ręki do oczu. Jej chude ramiona zatrzęsły się, prędko pochwycone przez ręce brata.
Hej, nic się nie stało.
Odstawił pustą szklankę na blat. Stuknęło akurat, gdy podbródek dziewczynki zmarszczył się jak wzburzone morze i zadrgał niebezpiecznie. Swoim starym zwyczajem złapała go za brzeg bluzy, ściągając ją nieco z barków. Ruuka niemal natychmiast zsunął dłoń wzdłuż jej ramienia, a potem wślizgnął się na małą rękę.
Momo, to drobnostka.
Bo to nie twoje ubranie jest mokre w strategicznym miejscu?
Kącik ust drgnął.
Coś zaradzę. Chodź, Ylv.
Keita właśnie nabierał rwanego oddechu po wybuchu panicznego śmiechu.
— A-a-a-le! - stęknął rozchichotany, przytykając nadgarstek do załzawionego oka. — Ale co z nami? Gdzie idziecie?
Ruuka uniósł biodra, opierając się łokciem o blat stołu. Wyciągnął portfel z Vulpixem i zajrzał do środka. Odganiając niewidzialne nicie pajęczyn i zasiedziałe nietoperze wyjął pieniądze i z poważną miną podał je na wyciągniętą niepewnie dłoń młodszego brata Harakawy. Keita przechylił nieco głowę na bok, pytająco, a potem burknął pod nosem:
— Co?
To ważne zadanie. — Ruuka rozwarł palce i wypuścił na wnętrze ręki Keity pieniądze. — Obiecałem jedzenie dla Harumi i mamy. Chyba mnie nie zawiedziecie?
Keita znów zerwał się na nogi, nawet nie zauważając, że uderzył brzuchem o płaski brzeg stołu.
— Coo?! - Ścisnął dłoń w pięść. — Ale tak sami?!
Kompletnie samiutcy.
— No nie! - obróciła się do brata. — Kira, idziemy!
Ale zajmijcie się Momoji. To też jej zadanie. — Wytarł dziewczynce twarz rękawem. — W końcu potrzebujecie speca od Harumi, nie?
Keita już wygramalał się przez nogi brata.
— No ba! Momo-chan, chodź, szybko! Bo się zrobi jeszcze większa kolejka, a wtedy...
Ruuka podniósł się z miejsca. Na okrągłym talerzu znajdowały się jeszcze dwa kawałki pizzy z pepperoni (w tym jeden nadgryziony), ale przywołał kelnerkę — jak na złość trafiła się Misaki, sondująca go od góry do dołu nieprzychylnym wzrokiem harpii — i zapłacił za ich zamówienia. Potem odwrócił się w kierunku Ylvy i kiwnął lekko głową w stronę damskiej w porozumiewawczym geście: „za dwie minuty pod jabłonią, bez odbioru”.
Nie zrobisz tego.
Daj spokój. Nie?
Nie. Bo to tylko pretekst.
Jakbym potrzebował pretekstu, to bym w nią rzucił pizzą.

Kłócąc się z podświadomością, która żelaznymi paluchami zaciskała się na jego żołądku, wykrzywiając, gniotąc i miażdżąc wnętrzności, oparł bark o drzwi z narysowaną dziewczynką i pchnął je, wciągając Harakawę do środka. Złapał ją za nadgarstek jeszcze w trakcie niedługiej podróży i nie puścił nawet wtedy, gdy zaatakował ich oburzony ton jakiejś ślicznej kobiety w krótkich włosach.
— To damska łazienka! — warknęła, przyciskając do piersi małą torebkę, w której prócz kotwicy, płetwala błękitnego i sterowca, na pewno miała też kosmetyki. W końcu jeden z nich trzymała teraz w ręce, a połowa jej twarzy była odświeżona. Drugiej połowy widocznie nie zdążyła poddać korekcji.
Brawo za spostrzegawczość. A to nagły wypadek. Wynocha.
Nieprzychylnie zlustrowała ciemne plamy na swetrze Isabelle, ale tak, jakby miała tam co najmniej wypisany fragment satanistycznej modlitwy. A kiedy skończyła, w pełni zaatakowała ich wyrzutami, od których głowa Ruuki zadudniła ze zirytowania.
— Ale... Słuchaj, jestem wysoko postawioną... i nie życzę sobie... ale... UGH!
Ostatnie słowo wypowiedziała już przytłumienie, bo jej głos został odcięty przez zamknięcie się drzwi łazienki.
Z trzaskiem.
Ruuka przycisnął płasko dłonie do faktury drewna i wypuścił powoli skotłowany w gardle oddech, który przecisnął się z trudem przez zwarte zęby. Ludzie bywali hałaśliwi, niewdzięczni i wiecznie pretensjonalni – wiedział o tym równie dobrze, jak o fakcie, że lepiej było ich nie drażnić, bo prócz tego, byli nieobliczalni.
Ale to sytuacja alarmowa.
Oczywiście, prychnął, łapiąc się za poły kurtki, którą ściągnął, zaraz chwytając za zamek błyskawiczny bluzy.
To nie miało żadnego podtekstu. Każdy właził do damskiej w kryzysowych akcjach, a potem bezceremonialnie drążył temat, który zdawał się być zakończony już kilkanaście minut temu.
Nie, Ruu, nie każdy. Zrozum, że to odkopywanie trupa.
Wziął wdech.
Więc mówisz, że Hakurei jest tobą — zarzucił cudzysłów — „zainteresowany”? A ty nim?
Obrócił się i oparł plecami o drzwi łazienki, wbijając w nią pochmurne spojrzenie. Stał z bluzą w dłoniach i kurtką przewieszoną przez przedramię. Jako prywatny wieszak miał jednak skwaszony wyraz twarzy i wszystko wskazywało na to, że nawet przebywanie w damskiej łazience było niczym w porównaniu z myślami, które rykoszetem odbijały się w skurczonym umyśle.
Zdejmij sweter.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.07.16 22:13  •  Dom Harakawa - Page 2 Empty Re: Dom Harakawa
Nie jest dzisiaj sobą.
Przemknęła spojrzeniem po twarzy chłopaka, który aktualnie skupił się w pełni na swoim obiedzie. Znała go. Zdawało się, że udało jej się poznać go na wskroś. Każdą jego zaletę, słabość, rzeczy, których się bał i które sprawiały mu przyjemność. Potrafili porozumiewać się bez słów, i choć była w stanie jednym rzutem spojrzenia zorientować się, że coś było nie tak, to często nie potrafiła odczytać najdrobniejszych szczegół i sygnałów. Bywały momenty, kiedy zdawała sobie sprawę, jak coraz mniej ma wstępu do jego świata, jak coraz bardziej budowany jest mur pomiędzy nimi, gdzie ostatecznie ich drogi się rozejdą i każde z nich pójdzie swoją ścieżką.
Dorosłość.
Zagryzła wnętrze dolnej wargi, próbując odrzucić na bok tak cholernie nieprzyjemne myśli. Może było to oznaką dziecięcego uporu, ale nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez Ruuki za „ścianą”. A przecież i ten motyw kiedyś nastąpi. Musi nastąpić. Pozna miłą dziewczynę, zakocha się, potem być może wezmą ślub, będą mieli dzieci, wyprowadzą się na własne. Być może będzie miał psa, mały domek, dobrą pracę. Powoli i stopniowo oddalą się od siebie na tyle, że pozostanie im wysyłanie okolicznościowych kartek oraz ewentualne telefony „od biedy”. Każda przyjaźń tak się kończy. Prędzej czy później. Wspomnienie o niej zacznie być zacierane, aż wreszcie….
- Ruuchan, nie możesz! – wyrzuciła z siebie z taką siłą, że para siedząca obok ich stolika zaprzestała jedzenia i odwróciła głowy w ich stronę zaciekawiona nagłym przerwanie restauracyjnej ciszy. Jasne spojrzenie wpatrywało się w Ruukę, gdy dotarło do niej, że słowa wyrwały się z jej gardła zupełnie nieświadomie.
Powiedziałaś to na głos, głupia.
- T…ten kawałek pizzy! Nie możesz go zjeść! – dodała pospiesznie, jak zwykle mając w głowie sto dwadzieścia osiem wymówek na zapas. Bez większego ociągania, wyciągnęła rękę w jego stronę i na bezczelnego zabrała trzymany w jego dłoni kawałek pizzy i zabrała mu, pakując sobie do ust, przez co wyglądała jak napchany chomik a nie dziewczyna.
Tyle w tobie kobiecości co w gorylicy na chama wciśniętej w różowe tutu.
Spróbowała się uśmiechnąć, ale efekt był jeszcze gorszy. Keita prychnął pod nosem ze śmiechem i wskazał upaćkanym ketchupem palcem w stronę swojej siostry.
- Ahahahaha, wyglądasz jakby ugryzła cię pszczoła w buzię! – wyrzucił z siebie, ale szybko zamilkł, kiedy napotkał spojrzenie siostry. Rudowłosa wreszcie zdołała przegryźć i przełknąć to, co miała w ustach, i posłała przepraszający wzrok w stronę Ruuki, przecierając wierzchem dłoni swoje usta.
- No co? Większy kawałek miał—
Chlust.
Mięśnie Ylvy znieruchomiały, a kolejny kawałek pizzy, który już podnosiła do ust zastygł, a następnie opadł z cichym plaskiem na talerz. Zapach soku uderzył w nią ze zdwojoną siłą, kiedy kolejne krople spływały po jej skroni oraz skapywały z mokrych kosmyków. W normalnej sytuacji zapewne wybuchłaby wściekłością. Gdyby zrobił to Ruuka, Keita czy jakiś przypadkowy przechodzeń. Ale to nie była normalna sytuacja. Odsunęła się powoli, jakby ktoś zatrzymał czas i ściągnęła usta w wąską linię, w ostatniej chwili gryząc się w język. Znała Momo. Znała jej problemy. I znała sytuację Ruuki, jeśli chodziło o jego siostrę. Dlatego też momentalnie przykleiła do swojej twarzy delikatny uśmiech, specjalnie przygotowany na takie sytuacje i spojrzała na roztrzęsioną dziewczynkę.
- No już, już. Każdemu mogło się zdarzyć. – powiedziała lekko I delikatnie położyła dłoń na włosach dziewczynki, przesuwając nią po nich z zadziwiającą jak na nią troską.
- Jan na przykład ostatnio zupełnie przez pomyłkę wylałam mleko na głowę Ruuchana! – dodała pogodnie. Nie tak przypadkiem. To był przypadek. Wylewałaś mleko przez okno. Nie moja wina, że akurat tamtędy przechodził.
Właściwie już zbierała się, żeby udać się do łazienki chociaż trochę zmyć z siebie sok, który już zaczął się lepić na jej ciele, jednocześnie postanawiając pozostawić sprawę siostry w rękach Ruuchana, ale informacja o pozostawieniu dzieciaków samych sobie zbiła ją z tropu. Spojrzała zaskoczona na chłopaka i delikatnie, ledwo zauważalnie pokręciła głową na znak protestu. Znała Keitę na tyle, by mu nie ufać w takich kwestiach. Ale sprawa zdawała się zostać już przesądzona i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, szła za Ruuką z nadgarstkiem zakleszczonym w jego długich palcach. Zmarszczyła delikatnie brwi, wbijając spojrzenie w jego dłoń.
Kiedy one tak urosły?
Z ociąganiem odlepiła wzrok od Ruuki, skupiając go na kobiecie. Momentalnie otwierała usta, żeby coś powiedzieć i odwarknąć, ale te jak na złość zamknęły się bezdźwięcznie, w ostateczności pozostawiając Ylvę milczącą. Za to skupioną na stojącym obok chłopaku.
I taki stanowczy?
Wyślizgnęła delikatnie nadgarstek, kiedy już zostali sam na sam i podeszła do rzędu umywalek. Przerzuciła pas torebki przez głowę i odłożyła ją na bok, łapiąc za kurek i odkręcając strumień letniej wody. Nabrała jej trochę w dłonie i chlusnęła nią w swoją twarz. Nabrała do jednej mydła w płynie i zaczęła rozcierać go na twarzy, mimochodem odwracając się bokiem w stronę ciemnowłosego.
- Hm? – przechyliła głowę lekko na bok I wzruszyła ramionami, jakby właśnie nie rozmawiali o gościu, który zapewne ślini się za każdym razem, kiedy ta przejdzie korytarzem, tylko o czymś zupełnie trywialnym.
- Tak mi powiedziano. – mruknęła I ponownie nachyliła się nad strumieniem wody, by zmyć tym razem mydło z resztkami soku. Wyprostowała się i przetarła rękawem swetra oczy, osłaniając się przed niesfornymi kroplami wody.
- Czy ja wiem? Chyba jest miły, z tego co wiem. No i niczego sobie. Dość przystojny, wysoki, sportowiec, popularny wśród dziewcząt. Jak to mawiają? „Smakowity kąsek”. – zakręciła wodę i podeszła do papierowych ręczników.
- Ale wiesz, chyba nie w moim guście. Za wysoki. Wyobraź sobie nas całujących się. Ahahahaha, musiałabym nosić taboret! – parsknęła niekontrolowanie. - No i w sumie musiałby umieć mnie rozśmieszyć. Nie chcę żadnego nudziarza. To i tak nie wypali, wiesz o tym? Za bardzo porównywałabyś go do niego.
- Zaciekawiona. Ale nie zainteresowana. Ale też nie znam go prawie w ogóle, co nie? - A co z twoją---
”Zdejmij sweter”
Zamrugała parę razy, po czym objęła się swoimi dłońmi i odwróciła do niego bokiem, mrużąc przy tym oczy.
- Perw.
Rzuciła jeszcze coś o „tak na pierwszej randce”, ale po chwili zaśmiała się rozbawiona i wsunęła mokry kosmyk za ucho, a następnie sięgnęła za koniec swetra i uniosła go, już po chwili zdejmując poplamione ubranie. Miała już go rzucić w stronę umywalek, kiedy raptownie zatrzymała się, a jej serce szybciej zabiło. Przyglądała się przez moment Ruuce, nie zdając sobie sprawy z tego, że przyciska materiał dość mocno do swoich piersi, chcąc je ukryć przed ciemnym spojrzeniem.
Wstydzisz się? RUUKI? Od kiedy?
Odchrząknęła cicho, i podeszła pospiesznie w jego stronę. Szybko zabrała z jego dłoni bluzę i odwróciła się  z zaskakującą prędkością, odsuwając się o parę kroków dalej.
Głupoty.
Zarzuciła bluzę na drobne ramiona.
Wstydzić się ?
Metalowy zamek zgrzytnął boleśnie, kiedy zapinała bluzę praktycznie pod samą szyję.
Brednie.
- Teraz będę pachniała tobą. – mruknęła jednocześnie odpychając dziwne myśli i odwróciła się do niego, podwijając za długie rękawy. Zgarnęła poplamiony sweter, który siłą upchnęła do torby, którą przerzuciła przez ramię i ruszyła, gotowa.
- Poczekaj. – złapała go za ramię I pociągnęła nieco w swoją stronę, po czym przesunęła kciukiem po jego lewym policzku.
- Ketchup. – rzuciła wesoło, wsuwając opuszek kciuka do ust I minęła go, wychodząc z łazienki.

* * *

- I ostatecznie to ty zapłaciłeś za nas. Aż czuję się winna, bo to ja powinnam postawić pizzę. – powiedziała, gdy wreszcie zatrzymali się pod domem. Keita pisnął radośnie, wbiegając przez furtkę na podwórko, pędząc co sił w nogach w stronę domu, by pochwalić się matce swoją odznaką. Zatrzymał się jeszcze przed drzwiami i pomachał Ruuce.
- Pa Momo-chan! Pa Ruuchan! – krzyknął, a potem już go nie było. Jedynie Kira został przy siostrze, wpatrując się milcząco w chłopaka.
- Hm, następnym razem niech będzie na mnie. Ewentualnie zabiorę was na lody, co ty na to? – wyszczerzyła się szeroko i rozłożyła obie dłonie na bok, a rękawy, które zdążyły się odwinąć, zatrzepotały lekko.
- A bluzę oddam ci na dniach, jak wypiorę. Jeszcze raz dziękuję za pomoc z Keitą. I w domu, i u dentysty.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Dom Harakawa - Page 2 Empty Re: Dom Harakawa
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach