Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Pisanie 16.11.17 1:08  •  Dom Harakawa - Page 6 Empty Re: Dom Harakawa
Veles melodyjnie recytował wersy szekspirowskie i zdawał się ignorować w pierwszej chwili okrzyk, który rozdzierał rzeczywistość do tego stopnia, że niewiele brakowało, by nieopodal otworzył się portal do świata umarłych lub by spoczywający na dnie oceanu Uśpiony powstał, by pochłonąć świat. Dopiero w chwili, gdy rozległ się brzęk talerza uderzającego tuż przy nim, a po chwili lądującego na ziemi.
 I zamarł, wydawał się to nawet mówić całym swoim istnieniem.
 A gdyby ktoś miał wątpliwości co do tego, to Vel lada moment miał je rozwiać. Wydał z siebie głośny, ciągnący się przez dłuższą chwilę piskliwy okrzyk. Mogłoby się wydawać, że to kościół nowej wiary właśnie mordujący jakąś dziewiczą anielicę zaklętą w ciele dziecka jest źródłem tego wrzasku. Poczerwieniał intensywniej na twarzy, a z wrażenia aż spadła mu maska zakrywająca jego oko, by po chwili wylądować tuż obok nieszczęsnego talerza.
 – JA…! JA MOGĘ WYJAŚNIĆ, OBIECUJĘ! NIE CHCIAŁEM! JA TYLKO! — mu-muszę złapać oddech! – Zamknął oczy i zacisnął mocniej ramiona wokół rynny. Nie było to coś, co chciał zrobić, a takie figle były ostatnimi, jakie grasowały mu po głowie. Teraz jego myśli krążyły wokół tego, że bardzo, ale to bardzo zepsuł właściwe spotkanie z dziewczyną. I właśnie to sprawiło, że natłok emocji we wnętrzu Vela znalazł sobie ujście w łzach i szlochu.
 – Y-Ylva-chaaaan… – Załkał anioł żałośnie, dalej tkwiąc w tej samej pozycji przypominającej koalę lub przerażonego leniwca.
 – Pro… Proszę, za-łóż coś, ja… a… ja… bym tak nie mógł… to stra-szne… zna… Znaczy jesteś ładna, ale jestem od ciebie dużo starszy! Przepraszam ta-t-tak bardzo! – Starał się wytłumaczyć, jednak przez spazmatyczny sposób wypowiadania się, niekoniecznie mu to szło.
 – Nie chciałem, nie chciałem, nie chciałem… – Powtarzał jak wyjątkowo nierówną w tonie i długości słów mantrę, chcąc w ten sposób przywołać się do porządku. Kiedy z wahaniem otworzył załzawione oczy, uniósł wzrok zbitego szczeniaka znowu na okno. Jego mina nie wskazywała na to, by był groźny; raczej wydawał się równie przerażony sytuacją, co dziewczyna.
 – Ja naprawdę mogę wytłumaczyć… – Wymamrotał ze skruchą. – N-nie jestem groźny i nie mam złych zamiarów, obiecuję! – W jego mniemaniu obietnice sporo dawały. Sam nie zwykł ich łamać, o ile świat mu na to pozwalał. Przywykł też do tego, że aniołowie nie uciekali się do kłamstw.
 – I jeśli chcesz, to możemy porozmawiać przy twoim chłopaku – Uśmiechnął się nieśmiało, przepraszająco. – Tylko muszę ci coś powiedzieć zanim przyjdzie, bo to tajemnica! Proszę…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.17 23:25  •  Dom Harakawa - Page 6 Empty Re: Dom Harakawa
Jedną ze słabości dziewczyny były łzy drugiej osoby. Nie potrafiła ich zdzierżyć i momentalnie miękła, odczuwając wewnętrzne poczucie winy, że doprowadza kogoś do smutku. Możliwe, że w przyszłości takie podejście pełne niewinnej naiwności doprowadzi do jakiejś tragedii, teraz jednak nie mogła pozwolić, żeby ten mężczyzna zalewał się łzami. I to przez nią. Może rzeczywiście potraktowała go nieco oschle i zbyt pochopnie. Co prawda nic nie usprawiedliwiało jego śledzenia i podglądania jej, ale przynajmniej mogła pozwolić mu na przestawienie swojej wersji i danie możliwość wytłumaczenia się. Tyle mogła, prawda?
- Dobra, dobra! Tylko przestań pan ryczeć! – powiedziała pospiesznie, nabierając więcej powietrza I niemal nie krzycząc ponownie, kiedy zdała sobie sprawę, że nadal stoi przed nim na wpół obnażona. Momentalnie przykucnęła, zasłaniając całe ciało i pozostawiając jedynie wystającą głowę ponad linię parapetu.
- Z-zrobimy tak. Pójdę się ubrać I potem porozmawiamy. Dam ci pięć minut na wyjaśnienie. Ale ostrzegam, żadnych podejrzanych ruchów! Bo dostaniesz wazonem! – powiedziała ostrzegawczo, czując, że igra z ogniem, ale co innego mogła zrobić? Kiedy tak ją zmiękczył….
- Co, jaki chło—Aaaa tak, tak. Przyjdzie, więc uważaj! – zagroziła mu, przez moment totalnie zapominają, że parę chwil wcześniej nastraszyła go swoim wyimaginowanym chłopakiem.
- A, I jeszcze jedno. Wejdź do środka, bo jeszcze jakiś sąsiad cię zauważy, I będą z tego jeszcze większe kłopoty. – westchnęła ciężko, wycofując się w gąb pokoju. Pospiesznie zgarnęła spodnie dresowe, które wciągnęła na tyłek, oraz koszulkę na ramiączkach, zakładając ją na siebie. Nim jednak nieznajomy wlazł do jej pokoju, dopadła do drzwi i otworzyła je na oścież. Przynajmniej zapewniła sobie ewentualną drogę ucieczki, a nie zamknęła się na cztery spusty z kimś podejrzanym o nieczyste zamiary. Dodatkowo zgarnęła pusty wazon, który w dawnych latać świetlności gościł w sobie jakieś chwasty, a teraz stał pusty. Zacisnęła palce na nim i stanęła w bojowej pozycji, wpatrując się intensywnie w stronę okna, czekając aż rudowłosy wgramoli się do środka.
- No to mów. Ale bez żadnego kombinowania.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 1:50  •  Dom Harakawa - Page 6 Empty Re: Dom Harakawa
Skulił się bardziej w reakcji na dźwięk, który doszedł od Ylvy, gdy ta skończyła swoją wypowiedź, prawie, jakby obawiał się, że dziewczyna ma ze sobą cały arsenał złowrogich talerzy zagłady i zniszczenia. Te z pewnością tylko czekały, by rzucić się na niewinnego anioła i zrobić mu jakieś brzydkie fuj. I tak już tonął po uszy w bagnie, jakim było nieskończone poczucie winy. Zakłócił w końcu spokój swojej podopiecznej i prawdopodobnie całej okolicy, a nawet wyjątkowo nie chciał tego zrobić! Tym razem. Chaos wychodzący sam z siebie nie był już taki ciekawy… Nie w tym wypadku.
 – Tak!  Tak, właśnie o to mi chodzi…! – Pokiwał energicznie głową od razu, kiedy dziewczyna tylko zaproponowała to rozwiązanie. Wazon był dość ładny, wolałby nie rozbijać go swoją głową, choć ta też była niezaprzeczalnie urocza. Więc wyjście zakładające, że obie ładne rzeczy i  godność kobiety było dla niego idealne.
 – Jeśli jest mistrzem buddyzmu, to pewnie jest niesamowicie opanowany! Zazdroszczę mu, też bym tak chciał… emocje są krnąbrne! Ale jakie przyjemne… Prawie! Czasem wychodzi, że jednak nie i… ach! Tak! – Rozejrzał się pospiesznie po otoczeniu. Trochę umknęło mu, że są w mieście, a miasta to domy, sąsiedztwa, wielkie osiedla ludzkie…
 Tak czy siak, Vel wgramolił się przez okno ze średnią gracją; wciąż był wstrząśnięty tym, co  się stało, jednak ostatecznie udało mu się nawet nie zaczepić peleryną o klamkę okna ani o nic innego. Wylądował na podłodze, w którą zresztą wpatrywał się przez dłuższą chwilę, zanim w ogóle się odezwał. To zaś było dość dziwne, biorąc pod uwagę, że gęba zwykle mu się nie zamykała. Czyżby złapała go trema?
 – Kombinować musiałem, żeby się dostać do miasta! Teraz, kiedy cię widzę, pozostaje mi tylko wyznać prawdę ~ N-nie wiem, co mogłaś pomyśleć, ale nie mam żadnych przykrych zamiarów! Broń Boże. – Smutek i zagubienie powoli odsuwały się od niego i widać to było po jego twarzy. Otarł policzki wierzchem dłoni, uczucie zaschniętych łez na twarzy nie należało do zbyt przyjemnych.
 – Moje  serce się smuci na samą myśl o tym, że ludzie potrafiliby wkradać się do cudzych pokoi, wykorzystywać przewagę i użyć innych niby przedmiotu do zaspokajania swoich żądz. Nie umiem tego pojąć, może przez różnice w latach… całych wiekach? – Zerknął na nią, jakby chciał się upewnić, czy na pewno go słucha. Łagodny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
 – … Widziałem wiele. Ale ludzi widuję nieczęsto. Odwykłem od tego, jakie zasady panują wśród was. Tam, gdzie mieszkam, panuje prawość i niewinność. Do innych chadza się by im pomóc lub by o pomoc prosić… Tudzież po prostu w celach towarzyskich, przez wzgląd na przyjaźń. Ani myślałem o wyrządzeniu ci krzywdy! Obiecałem, że będę się tobą zajmować. Pamiętasz? – Wątpił, by zapomniała. Był dość charakterystyczną osobą, której nie dało się przegapić w żadnym tłumie.
 – Istnieję dłużej niż można pomyśleć… Choć w tym – Wskazał na siebie obiema dłońmi. – Jestem dość niedługo. Mam nadzieję, że mi do twarzy~ Ale! Zmierzam do tego, że człowiekiem nie  jestem. Mam poza wieczną młodością też inne właściwości… Choć myślę, że ze skrzydłami to bym się nie pomieścił tak, by niczego nie zniszczyć. Mógłbym pokazać coś innego! Masz może jakąś doniczkę z ziemią? Kamień? Nie chcę stosować niczego na ścianach, malowanie chyba jest kłopotliwe! – Zaśmiał się serdecznie, a całe skrępowanie, które towarzyszyło mu dotychczas, wydawało się zupełnie zniknąć.
 – Jestem aniołem. Nazwałem się Veles i jest mi niezmiernie miło cię poznać! Przybywam z odległego Edenu, by pełnić rolę twojego stróża. – Wykonał głęboki ukłon niczym artysta po ukończonym występie, po czym uniósł na nią wzrok.
 – Dawniej – Odezwał się po chwili. – Nawet byś mnie nie widziała. Zanim nastał koniec, stróżowie byli jedynie cichymi obrońcami. Pilnowali swych podopiecznych, by nie wpadali w kłopoty. Dziś są… Dziś jesteśmy! – Poprawił się energicznie, zaś w głosie wyraźnie odbiła się duma, jaka go przepełniała. – Bardziej fizyczni. Widzą nas wszyscy od chwili, gdy staliśmy się bardziej przyziemni. Mówię, bo gdyby nie widzieli, to wyglądałabyś, jakbyś mówiła do siebie! Niektórzy chyba myślą, że to dziwne, ale nie ja! Ahaha~ czasem tak robię jak jestem samotny. Albo do zwierząt! Ale one mnie rozumieją, a ja ich nie… Chciałbym wiedzieć, co do mnie mówią! Byłoby łatwiej się zaprzyjaźnić. – Westchnął z pewnym zrezygnowaniem, na moment urywając wypowiedź. Czego się spodziewał? Najprawdopodobniej tego, że dziewczę przytuli go mocno i podziękuje za to, że podjął się opieki nad nią. Sam zrobiłby właśnie coś takiego.
 – Zatem jeśli dostanę cokolwiek związanego z ziemią, mogę ci pokazać małą sztuczkę. Mogę nawet zdjąć rękawiczki, żeby nie było, że mam w nich jakieś wspomagacze! Mogę też odpowiedzieć na każde pytanie… A przynajmniej spróbować!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.17 21:40  •  Dom Harakawa - Page 6 Empty Re: Dom Harakawa
Kiedy wreszcie zapadła cisza, a rudowłosy przestał mówić, Ylva nadal milczała, pozostając w tej samej pozycji co pierwotnie, zaciskając palce dookoła wazonu. Jego umysł powoli, wręcz niespiesznie, analizował wszystko to, co powiedział. Słowo po słowie, zdanie po zdaniu. Przez moment nawet zaczęła się czuć jak w ukrytej kamerze. Jak w jednym z tych głupich, japońskich programów, które wielokrotnie oglądała z Ruuką, a gdzie wkręcano ludzi. Tak właśnie się czuła. Czekała tylko jak ekipa telewizyjna wyskoczy z kwiatka czy też z szafy, wesoło krzycząc „Ha! Mamy cię!”
Wreszcie, kiedy cisza stawała się naprawdę nie do wytrzymania, opuściła delikatnie wazon, chociaż nadal pozostawała w gotowości i wpatrując się w niego z TAKĄ miną. Powinna coś powiedzieć… Wiedziała, że w tym momencie tego od niej oczekiwano, ale… ale do cholery jasnej co miała powiedzieć? Totalnie nie wiedziała. To wszystko wydawało się tak absurdalne i abstrakcyjne.
- Aaaaa.. Aniołem. Do tego aniołem stróżem. Nie no, to wiele wyjaśnia. – odezwała się nagle, ale w jej tonie nie pobrzmiewała nuta, która miałaby sugerować, że w jakikolwiek sposób mu uwierzyła.
- Masy mnie za idiotkę? Aniołem? Pfff, ile ty masz lat, żeby tak brzydko kłamać, co? Mogłeś postarać się o bardziej wiarygodną wymówkę, niedobry kłamczuchu! – spojrzała na niego marszcząc przy tym brwi, samej zapominając, że parę chwil temu wcisnęła mu kit, że ma chłopaka i że lada chwila się tutaj zjawi. No ale ona to robiła w o wiele wyższym celu. Musiała ratować samą siebie i zrazić do siebie ewentualnego zboczeńca, którym niewątpliwe był rudowłosy. Ale… anioł stróż, doprawdy, gorszej wymówki chyba nigdy wcześniej nie słyszała.
Albo moment.
A może on nie kłamał? Po prostu był jednym z tych chorych ludzi? Uciekł ze szpitala, albo zerwał się z łańcuchu swoich opiekunów? Zawsze istniała taka możliwość. To by wyjaśniało dlaczego tak dziwnie się zachowywał, ubierał w ten sposób i opowiadał tak niestworzone historie.
- Ach, rozumiem. Więc to tak – powiedziała sama do siebie, wsuwając wazon pod pachę i uderzając pięścią w swoją otwartą dłoń, kiedy nagle ją olśniło. Coś takiego naprawdę wiele wyjaśniało.
Przeniosła swoje spojrzenie na niego i przyglądała mu się przez moment. Dobra, spokojnie. Musiała działać ale w taki sposób, żeby nieznajomy nie zaczął niczego podejrzewać. Inaczej mógł uciec nim ktoś przyjedzie po niego, bądź zrobić jej krzywdę. Nie od dziś władza straszyła mieszkańców myślącymi inaczej, robiąc z nich bezmyślnych agresorów.
Dobrze, spokojnie Ylva. Dasz radę. D-A-S-Z R-A-D-Ę
Przełknęła ślinę i powoli przysunęła się w jego stronę, starając uśmiechnąć szeroko i wyglądać przy tym normalnie, nie wzbudzając jakichkolwiek podejrzeń. Zgarnęła po drodze telefon i kucnęła przy nim, odstawiając wazon na bok. Wyciągnęła dłoń i poklepała go po głowie, jak małego szczeniaczka.
- Już, już, będzie dobrze. Znasz numer do swoich opiekunów? Zadzwonię po nich dla ciebie. No już, nie bój się
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.17 0:43  •  Dom Harakawa - Page 6 Empty Re: Dom Harakawa
Widzisz? Mówiłem, że nie mam złych zamiarów! – Łapanie ironii, która gdzieś niedaleko unosiła się wokół głowy niczym upierdliwa mucha, wykraczało poza możliwości rudego anioła. Vel więc ufnie uśmiechał się aż do—
Wydał z siebie odgłos przypominający błagalne miauknięcie pomieszane z jękiem. Zakrył uszy i skulił się, wyglądając jakby lada moment miał się znowu rozpłakać. Nie rozumiał zupełnie aż takich wahań nastroju, jakoś przymykając oko na fakt, że sam w tej kwestii nie był lepszy. Wachlarz emocji, jakie odczuwał anioł w czasie tego spotkania, prezentował się cokolwiek imponująco. Uśmiechy, grymasy, podekscytowane miny, do wyboru do koloru.
 – Mam więcej lat niż cywilizacja ludzi! – Urażony tupnął nogą i zrobił minę niczym naburmuszone dziecko; kolejny egzemplarz do kolekcji nieustannie zmienianych masek. I zaraz dodał kolejne; najpierw zdziwioną, zaraz rozczuloną i w końcu znowu wróciło na jego twarz zdziwienie.
 – Hę? Nie mam pojęcia, czy Jahleel ma jakiś numer! Anioły się numeruje? Który ja jestem? Lubię ósemki! Sierpień jest dla mnie jak urodziny! Mogę? Chciałbym. I… ojej… ale czy Ylva-chan mi nie wierzy? – Patrzcie, ktoś jest spostrzegawczy. Spojrzał na nią oczami właśnie takiego przepełnionego nadzieją i miłością szczeniaczka, tylko trochę zasmuconymi.
 – Tego też nie umiem zrozumieć… Chyba jestem dość wczorajszy – Spuścił wzrok na podłogę i przestąpił z nogi na nogę. Wyjątkowo nie wiedział, co z sobą zrobić i czuł się zagubiony, ale tak naprawdę zupełnie niczego nie żałował. Prawie.
 – Czy obawiasz się mnie? – Mimowolnie spojrzał na wazon, który niedawno był w rękach dziewczyny. Chyba coś do niego docierało, choć dalej nie wiedział, za kogo jego podopieczna go miała.
 – Ja naprawdę umiem to udowodnić. A mogłem przynieść kwiaty ze sobą… – Kolejna dziwna rzecz; obwiniał się o coś, co mógł przewidzieć, ale nie przewidział. W ogóle obwiniał się o coś tak błahego… o cokolwiek. Podszedł dość sztywno do włącznika światła na ścianie, ruszając się prawie sztucznie, mechanicznie, unosząc rękę do przycisku. Lada moment pokój zakrył cień, a Vel stanął przed oknem, w pochodzącym z ulicy świetle sączącym się do środka.
 – Nie kłamię… Nie mrugaj przez chwileczkę, bo pomyślisz, że gdzieś skoczyłem! A ja nie skaczę, jestem aniołem, nie królikiem— ooo, w sumie to lubię króliki. Są urocze! Ale! – Przerwał, robiąc krok w cień. I począwszy od prawej stopy, przez całą nogę, przód ciała i całego anioła. –  Wi-widzisz? Nie jestem szalony i groźny! Naprawdę… och! I mógłbym rozłożyć skrzydła, tylko zasłoń okno! I… możesz zapalić światło? Trochę problemy mam z powrotem do widzialności! – Brawo, Vel, głos bez ciała wcale nie jest niepokojący i nie sprawia wrażenia, że masz skłonności prześladowcze. Wcale. Jesteś taki uroczy i niegroźny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.17 2:31  •  Dom Harakawa - Page 6 Empty Re: Dom Harakawa
Na moment zapomniała, że ma do czynienia z dorosłym facetem, który stanowił dla niej potencjalne zagrożenie. Zachowywał się jak dziecko z tym ciągłym płaczem i przez chwilę miała wrażenie, że widzi przed sobą swojego brata. Chociaż i Kira więcej wrzeszczał i się wygrażał, niż płakał. I co ona miała zrobić?
Przez moment rozważała, że lepiej będzie po prostu powiadomić policję. Niech oni tu przyjadą i zrobią z nim porządek. Jednakże równie szybko porzuciła ten pomysł. Gdyby tu przyjechali, zapewne zabraliby go i zamknęli w psychiatryku. A słyszała na ten temat różne plotki. Ploteczki. Nikt nigdy nie wracał z tego miejsca, a chorzy ponoć znikali w niewyjaśnionych okolicznościach. A co, jeżeli w tych historiach tkwiło ziarno prawdy?
Patrząc na nieznajomego, nie miała serca mu tego zrobić. Nie mogła zaryzykować, nawet, jeżeli ją irytował i jednocześnie przerażał. Skoro padło imię jakiegoś opiekuna, to oznaczało, że najpewniej do tej pory był chowany w czterech ścianach. Najpewniej zwiał, opiekun nie mógł tego nigdzie zgłosić, bo przysporzyłby sobie tym sposobem nie tylko sobie, ale i jemu kłopotów. Tak to musiało wyglądać.
No to co dalej?
- Czyli nie wiesz. – zamyśliła się na moment, wpatrując się gdzieś w pustą przestrzeń.
- Pamiętasz może chociaż nazwisko tego całego Jahleela? Jak wygląda? Gdzieś pracuje? O, a może pamiętasz, gdzie mieszkasz? Daleko ode mnie? Wiesz, zawsze mogę cię tam odprowadzić, jeżeli tego chcesz. – uśmiechnęła się do niego, postanawiając odnaleźć w sobie pokłady cierpliwości, których w końcu nabyła mając dwójkę młodszych braci. Tak, spróbuje go podejść jak małe dziecko i dowiedzieć się nieco więcej, a potem spróbować odnaleźć jego opiekuna. To był dobry plan.
Ale nieznajomy znowu wyskoczył z czymś zupełnie nieprzewidywalnym.
Spanikowała w momencie, kiedy pokój zalała ciemność. Zamiast odszukać spojrzeniem swojego ‘gościa’, wydała z siebie zduszony jęk, czując, jak serce jej momentalnie przyspiesza.
- Co ty wyrabiasz?! Zapal je! – krzyknęła, sama rzucając się w stronę włącznika. Ale mogła przewidzieć, że to nie skończy się dla niej najlepiej. Nogi zaplątały się w ubrania, które wcześniej rzuciła niedbale (przez co teraz żałowała swojego niedbalstwa) i wywaliła się jak długa na podłogę, rozbijając jednocześnie wazon. Rzuciła cichym przekleństwem pod nosem, zrywając się na nogi, pomimo bólu w kolanach i dopadła tego przeklętego włącznika, zapalając światło.
- Zwariowałeś?! Nie gaś tego światła! – krzyknęła zdenerwowana, wyciągając jednocześnie kawałek wazonu z ręki. Podsunęła drugą dłoń pod zranioną rękę nie chcąc zabrudzić podłogi krwią, ale i tak czerwone krople prześlizgnęły się między palcami.
Wystraszyła się. Naprawdę się wystraszyła, kiedy zgasił światło, nie wiedząc co zamierza. Ale… chyba ostatecznie nie jest groźny, prawda?
- Cholera. – zdała sobie sprawę, że nawrzeszczała na niego ze strachu I zapewne ten za moment znowu się rozpłacze.
Spokojnie Ylv, spokojnie. To dziecko w ciele mężczyzny. Więcej cierpliwości
- Przepraszam, że wydarłam się jak głupia. Muszę to przemyć…. Chodź ze mną na dół. Napijemy się przy okazji herbaty. I zrobię coś do jedzenia. – powiedziała najdelikatniej, jak potrafiła, po czym wycofała się ze swojego pokoju, kierując się na dół po schodach, do kuchni.
Włączyła światło i od razu skierowała się do zlewu. Odkręciła kurek, wsuwając dłoń pod bieżącą wodę, by opłukać ją z krwi.
- Podasz mi apteczkę? Znajduje się na półce po twojej lewej stronie. – wskazała brodą kierunek, na wypadek, jakby nie mógł jej znaleźć.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.17 0:06  •  Dom Harakawa - Page 6 Empty Re: Dom Harakawa
Pracuje w Edenie, jest Zwierzchnością! – Parł dalej uparcie w swoją stronę, nie rozumiejąc, że to nie wygląda znowu tak najlepiej. W końcu mógł istnieć gdzieś sobie Eden, który był ośrodkiem dla obłąkanych. W zasadzie to pewnie nawet by takim nie pogardził, a nawet urządzałby zabawy takie, jak McMurphy w „Locie nad kukułczym gniazdem” czy markiz de Sade w „Marat/Sade”, jak nic! Trochę smutniejsza była perspektywa, której nie był świadom; najpierw pewnie bycie napychanym lekami, potem pewnie opchniętym wojskowym i zostanie ich królikiem doświadczalnym. Zapewne niedługo po fakcie odkryliby jego moc pozwalającą na podróże w cieniu, więc zaczęliby go trzymać w pokoju oświetlanym pod wieloma kątami, prawie jak aktora na źle oświetlonej scenie.
 A i tak już poza pesymistycznymi myślami, znowu stało się coś, czego się nie spodziewał. Szło dobrze, bardzo dobrze wręcz, aż do pewnego momentu; Veles ani myślał o tym, że dziewczyna zareaguje w ten sposób. Znaczy… Zakładał, że będzie zdziwiona! W końcu z tego co wiedział, to ludzie nie mieli mocy! Nie przewidział jednak sytuacji, w której dziewczyna rzuci się z krzykiem w kierunku fikuśnego guziczka magii światła i cienia, że wykopyrtnie się zgrabnie o ubrania niczym artystka wyspecjalizowana w czymś takim (co, Vel) i że rozwali sobie rękę.
 Pisnął bardzo wysoko, przyciskając dłonie do twarzy. Gdyby komuś brakowało nawiązań w tym poście, to anioł prezentował się mniej więcej jak maska cravenowskiego Ghostface’a lub, gdyby sięgać dalej, do „Krzyku” Edwarda Muncha. Był tym bardziej zdezorientowany, że wyrwanie z użycia mocy wyszło dość gwałtownie, w związku z czym nie mógł zbyt szybko się poruszać, a całe ciało bolało go w nieprzyjemny, pulsujący sposób.
 – Trzy… trzymaj wysoko! Tak nie będzie jej… ajajajaj! – Wpadał w panikę, chciał jej jak najszybciej pomóc, a jednak ciało nie chciało mu na to pozwolić. Akurat teraz, kiedy tak bardzo potrzebował! Chciał iść szybciej, ale zamiast tego poruszał się trochę jak pingwin, a trochę jak dusza przeklęta w deskę zaklęta. Dowlekł się do kuchni, patrząc na dziewczynę wzrokiem zbitego szczeniaka i taką też miał minę.
 – Je-jeżeli boisz się ciemności, to postaram się ciebie przed nią ochronić… – Zaczął nieśmiało, dopiero po chwili sięgając po apteczkę. Rozglądał się też za jakąś doniczką z uporem maniaka, cały czas pod nosem mamrocząc coś o przesadzaniu roślin tak, by dbać o delikatne korzonki i listki. Ale w końcu podał to, czego chciała, wyciągnął też bandaż i jej go podał. Obce mu było rozpoznawanie ich rodzajów, więc podał po prostu pierwsze, co było białe i wyglądało, jakby dało się rozwinąć. Odwykł zupełnie od niewygodnej idei tego, że trzeba się leczyć własnoręcznie. W końcu aniołowie często miewali moce lecznicze. Może powinien zdobyć taką?
 – Przepraszam – Odezwał się ze skruchą tak szczerą, ze serca posągów by miękły. – Mogę jakoś pomóc? – To głupiutkie, naiwne w swojej prostocie pytanie wyrażało chyba całą bezradność, jaką czuł w tej chwili. Co mogło spowodować takie wahania nastroju i autodestrukcyjne skłonności?
 – Yl… Ylva-chan… – Zaczął niewinnie niczym taki baranek, który idzie sobie korytarzykiem do ubojni. – Twoje zachowania… Czy dotknęła cię pewna… Kobieca przypadłość? – Jego głos pod koniec wypowiedzi prawie że ucichł, a z twarzy nie schodziła lekka czerwień. Nie był gotowy by rozmawiać na takie tematy, ale czego się nie robi z miłości!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.17 0:55  •  Dom Harakawa - Page 6 Empty Re: Dom Harakawa
Eden
Eden. Eeeeden. E-d-e-n.
Coś kojarzyła tę nazwę, gdzieś w którymś kościele biły dzwony, ale nie potrafiła dokładnie określić kierunku. Nie wiedziała czy tak nazywał się ośrodek, z którego pochodził, czy osiedle. A nawet jeżeli, to z pewnością nie znajdował się w jej okolicy. Przynajmniej miała już jakiś ślad, coś, o co mogła zahaczyć. Później poszuka więcej informacji o tym całym Edenie i opiekunie rudowłosego. Pomoże mu. O ile sama zaraz nie zwariuje.
Zerknęła na niego, kiedy desperacko szukał bandażu. Westchnęła cicho, mimo wszystko uśmiechając się delikatnie. Był naprawdę uroczy w tej całej swojej ślamazarności i niewinności. Co prawda irytował ją, ale jednocześnie rozczulał. Przez co nie potrafiła długo się na niego gniewać, chociaż wewnętrznie wciąż odczuwała obawy w jego towarzystwie.
- Nie boję się ciemności. Wystraszyłam się czegoś innego. – odezwała się wreszcie, ale nie pozwoliła sobie na wyjawienie prawdziwego powodu jej nagłego ataku paniki. Obawiała się, że mężczyzna tego nie zrozumie i odbierze jej słowa zupełnie inaczej, niż chciałaby tego.
- Nie przepraszaj. Nic się takiego nie stało. To jedynie rozcięta skóra. Na dniach się zagoi. – dodała zabierając bandaż. Przetarła dłoń papierowym ręcznikiem, po czym pospiesznie zaczęła sobie bandażować rękę. Było nieco ciężko posługiwać się tylko jedną dłonią, ale godziny spędzone na uczelni o kierunku weterynarii nie spełzły na niczym, i Ylva ostatecznie sama sobie poradziła z zabandażowaniem jej.
- Widzisz? Wszystko już dobrze. Nawet nie boli – uniosła dłoń pokazując mu ją i uśmiechnęła się do niego.
- Zrobię her— – zamilkła, wpatrując się w niego jak w jakiegoś kretyna. Nad jej głową pojawiły się trzy kropki, a na zewnątrz, nad ich głowami przeleciała właśnie wrona kracząc głośno „aho, aho, aho”.
Żyłka irytacji zapulsowała niebezpiecznie na jej skroni, a zdrowa dłoń ścisnęła trzymaną cytrynę tak mocno, że wystrzeliły soki. No normalnie zabije go. A potem jego rany wysmaruje cytryną, aby cierpiał katusze.
Spokojnie Ylv, to dziecko. Uspokój się
Przymknęła na moment oczy, odliczając w głowie do dziesięciu, aby się uspokoić i znowu nie wybuchnąć. Da radę. Radziła sobie z Kirą, to i z nim sobie poradzi.
- Lepiej usiądź. Tak. Tak będzie najlepiej. Usiądź – powiedziała cicho, wyskrobując z siebie ostatnie baterie cierpliwości.
- Zrobię herbatę I coś ugotuję. Swoją drogą chyba nie mówiłeś nawet jak masz na imię. Bo chyba jakieś masz? – zerknęła na niego przez ramie, nalewając do czajnika wodę. W międzyczasie nalała jej również do garnka i postawiła na ogniu, wsypując do niego ryż. Jako osoba, która od lat zajmowała się w główniej mierze domem i rodziną, wypracowała w sobie pewne umiejętności, jak gotowanie. Co prawda potrafiła zrobić zaledwie parę dań, które można zliczyć na palcach jednej dłoni, a resztę paliła, to i tak wystarczyło.
Zalała herbatę i podała kubek mężczyźnie, samej wracając do przygotowania posiłku.
Ryż z kurczakiem curry zajął jej niecałe czterdzieści minut. Przez cały ten czas mało co się odzywała, rzucała jedynie jakimiś krótkimi pytaniami czy też odpowiedziami, nie mając zbyt wiele czasu, kiedy jej bracia wrócą do domu.
- Mam nadzieję, że lubisz kurczaka – powiedziała cicho, nakładając porcje na dwa talerze. Jeden podała jemu, drugi sobie, siadając naprzeciwko niego, wciąż woląc trzymać dystans.
- Pamiętasz… jak daleko jest Eden? Pamiętasz drogę? Zaprowadzę cię tam, jeżeli pamiętasz – podjęła temat, biorąc nieco ryżu pałeczkami.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.17 19:31  •  Dom Harakawa - Page 6 Empty Re: Dom Harakawa
A biedny głuptas nie wiedział, czego ona tak właściwie mogła się wystraszyć. Może nie chciała  się przyznać do słabości? Silna dziewczyna, a jaka urocza! Nie chciała, żeby ktoś się o nią martwił, choć ta osoba raz, że była jej ledwie znana, dwa, że zadeklarowała się jako jej opiekun. A będąc opiekunem trzeba się martwić! Inaczej jest się złym opiekunem, czyli nieopiekunem i to już nie jest takie zabawne.
 – Chciałbym umieć to uleczyć! Archanioł by potrafił, ale w sumie inni aniołowie również mają leczące moce. Jak tak o tym myślę, to by mi się przydała! Jeżeli mam cię chronić już zawsze… i zawsze… i zawsze… – A to wcale nie brzmi niepokojąco. Na pewno nie, kiedy na twarzy zaczynała znowu się malować niemalże nieprzyzwoita ekscytacja. Można by było ją za taką uznać, gdyby Vel posiadał jakieś nieprzyzwoite myśli, ale nie odważyłby się myśleć w ten sposób o młodych osobach. O nie.
 – Ajaj! Cy-cytryna! Uważaj na oczy, bo ci—!!! AAA CHYBA MNIE ZAATAKOWAŁA! Bądź przeklęty, owocu niegodziwego! A… a nie, to tylko… ojej, co to za mina? – Wpatrywał się w nią niczym szczeniak czekający na dostanie chrupki, który nie pojmuje, dlaczego jeszcze jej nie  dostał. Ale w końcu bez zbędnych dyskusji (za to z dziesiątkami zbędnych prób zagadania czy prób opowiedzenia o aniołach) zasiadł przy stole i poczekał na herbatę i jedzenie. Doceniał zawsze, gdy ktoś dla niego gotował, a że sam w tej dziedzinie był cokolwiek leniwy, to uczucie wdzięczności było tym bardziej szczere.
 –  A! Tak, lubię! Smacznego, dziękuję najmocniej! O… ojej, ale Ylva-chan, jak się tym je? Widziałem kiedyś w starych komiksach, ale nigdy nie miałem okazji. Najpierw to nie miałem ciała, a potem to jakoś okazji nie było! A-ale… Mogę spróbować! – I spróbował! Lubił sprawdzać nowe rzeczy, poznawać to, co obce, rozwijać wobec nich pozytywne uczucia i uczyć się i… I takie tam. Szło mu dość opornie, czasami opuszczał kawałki kurczaka znowu na talerz, a ryżu trochę rozsypał, ale obiecał, że w razie czego sprzątnie!
 –  Pamiętam. Zaledwie od dwóch tygodni jestem w Mieście, więc trochę trudno zapomnieć! Ciężko było przejść przez rozległą Desperację, a tutejsi żołnierze nie są tacy znowu przyjaźni! Musiałem zrobić tę sztuczkę z cieniem co wcześniej. Tylko wtedy nikt mi nie przerwał i mogłem  spokojnie przejechać do środka! Mówiłem, że nie jestem stąd… Powinnaś przyjmować więcej magnezu, on reguluje kłopoty z pamięcią  – Pokiwał głową, robiąc bardzo rzeczową i poważną minę. Ta zaburzana była tylko przez niezdarnie pakowane do ust kolejne porcyjki ryżu i mięsa.
 – Ojej, jakie dobre… Moi przyjaciele też dobrze gotują – a inni pakują go w ładne kaftaniki, żeby czasem nie machał za bardzo łapkami. – Ale… Wam wolno wychodzić za mury ot tak…? Nie chcę ściągać na ciebie niebezpieczeństwa! Choć i tak niedługo planowałem wracać, bo coś się szykuje i powinienem się tam zjawić… A-ale… – Oczy szczeniaczka i niewinny uśmiech powróciły.
 – Jak już załatwię kwestie tej… Budowy… To mogę naprawdę zostać twoim stróżem? M-myślę, że jakbym się ustawił w tym korytarzu na górze, to niczego bym nie strącał, pokazując skrzydła. Naprawdę je mam! Tylko są trochę niewygodne, bo duże… I przeszkadzają! Czasem ciężko się w łóżku ułożyć przez nie. Dlatego zwykle mam je schowane. I w ogóle! Średnio lubię lot, moim żywiołem jest ziemia.  Poza tym naprawdę mogę ci pokazać, że jestem magiczny! – Zrobił naburmuszoną, dziecinną minę, grzebiąc pałeczkami w ostatniej górce ryżu.
 – Bo… Bo jak chciałem… Jak pokazałem, to zaczęłaś krzyczeć!  – Wbił spojrzenie w blat, na chwilę się przymykając (w końcu). – Możemy spróbować na spokojnie? Nie chcę, żebyś się mnie bała…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.17 23:02  •  Dom Harakawa - Page 6 Empty Re: Dom Harakawa
Objęła kubek obiema dłońmi, wpatrując się uważnie w mężczyznę. Nie była w stanie odszyfrować co siedzi w jego głowie. Był jak personifikacja czystego chaosu, burzy, która wieje z taką siłą, że jest w stanie złamać w pół najwytrzymalsze drzewo. Gadał te wszystkie swoje głupoty, o aniołach, Edenie, a nawet o Desperacji, co przecież było totalną bzdurą wyssaną z palca. Z drugiej zaś strony brzmiał przy tym tak prawdziwie, był tak przekonany o prawdzie wypowiadanych przez siebie słów, że nawet ona w pewnym momencie przyłapała się na myśleniu „a co jeśli….?”
Nie chciała jednak rozwodzić się nad tym. Nie teraz. Czuła się wyczerpana, nie tylko fizycznie, ale również i mentalnie. Za dużo tego wszystkiego jak na jeden raz. Musieli przystopować. To raz. Dwa, zacząć małymi kroczkami.
- Oczywiście, że nie wolno nam wychodzić poza mury. To skrajnie niebezpieczne I lekkomyślne. Jedynie wojsko ma do tego prawo, a to i tak nie wszyscy, tylko wybrane oddziały – fuknęła pod nosem, biorąc kubek i pociągając z niego łyk zielonej herbaty.
- Ruuchan może kiedyś wyjść poza mur. Poszedł do szkoły wojskowej. – powiedziała cicho, kiedy odstawiła naczynie na blat stołu. Na samo wspomnienie o chłopaku w jej oczach pojawił się melancholijny smutek i obawa.
- Wiem, że to jego marzenie, ale… szczerze to nie chcę, by wychodził poza mury. Nie chcę, by coś mu się stało. – dodała ciszej coś, czego nie mogła powiedzieć na głos, nie w obecności chłopaka. Obiecała mu i sobie, że będzie go zawsze wspierać, nieważne w jakiej sytuacji się nie znajdzie, ale… nie potrafiła tak szczerze tego robić. Bo w głębi serca naprawdę się o niego bała. Nie chciała go stracić.
- Ach, wybacz, zboczyłam z tematu. Zacznijmy jeszcze raz. Od nowa. – spojrzała mu w oczy chcąc utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Doprawdy, był jak dziecko.
- Wciąż nie powiedziałeś mi, jak masz na imię. I proszę cię, skończ z tematem aniołów, stróżowania czy Edenu. Nie zrozum mnie źle, ale… to dla mnie za wiele. Pojawiłeś się nagle, zacząłeś mnie śledzić, nachodzić, zachowywać się jak jakiś zboczony stal ker. Dzisiaj dowiaduję się, że rzekomo jesteś aniołem spoza murów, do tego moim stróżem, gdzie do tej pory o aniołach można przeczytać jedynie w książkach dla dzieci. Zachowujesz się skrajnie emocjonalnie, jak dziecko, momentami mnie przerażasz. – czuła się źle. Miała wyrzuty sumienia, że tak nagle z tym wszystkim wyskoczyła, do tej pory próbując trzymać na dystans swoje własne przemyślenia, powtarzając sobie co chwilę, że to jedynie chory, niegroźny człowiek. Ale i ona powoli zaczynała mieć dość.
- Dlatego proszę, na dzisiaj koniec o aniołach. Powiedz mi lepiej gdzie się teraz zatrzymujesz? Bo gdzieś musisz spać, prawda? I skąd właściwie wiesz jak mam na imię?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.11.17 23:53  •  Dom Harakawa - Page 6 Empty Re: Dom Harakawa
Zdecydowanie było lekkomyślne, a Veles nie byłby sobą, gdyby postępował w sposób przez ogół uznawany za rozsądny. To tak, jakby woda miała stanąć w płomieniach, a ogień miał przybrać formę cieczy. Chwilę tkwił jednak w milczeniu, jakby przyswajając sobie nowo zdobywaną wiedzę. Wciąż niewiele wiedział o tym, jak wyglądał obecny tryb życia ludzi, szczególnie na tych terenach. Nazbyt w głowie utrwalił sobie wizję życia Rosjan. Nie dość, że dawniej przebywał najchętniej na tamtych ziemiach, to jeszcze teraz zaczytywał się przede wszystkim w prozie na te tematy.
 Zaraz jednak się ożywił. Użycie zdrobnienia zamiast pełnego imienia bądź nazwiska brzmiało na tyle intrygująco, by skupić na sobie uwagę Vela. Przybrał minę wyrażającą zainteresowanie, przekrzywiając głowę jak zaciekawiony szczeniak.
 – Jest twoim narzeczonym? – Wypalił, a jego twarz nabrała wyrazu pełnego dumy. Trochę jak ojciec, który dowiaduje się, że jego córka lada dzień wychodzi za mąż za porządnego, ułożonego mężczyznę.
 – Widziałem za murami pewne rzeczy  – Powoli nabierał powagi. Chyba jej zmartwienie mu się udzielało i już by podjął temat, gdyby nie to, że podczas jego krótkiego zamyślenia dziewczyna zaczęła inny. Tym razem spojrzenie odwzajemniał i wyglądał na skupionego na jej słowach, które zaś z chwili na chwilę coraz bardziej go uderzały.
 – J-ja… przerażam…  – Odezwał się dość cicho, zduszonym przez poczucie winy  i żal głosem. – A-ale co ja mam zrobić, kiedy mówisz, że moja prawda jest nieprawdą? Kiedy zamykasz oczy na to, co dokładnie pokazuję? Czy ludzie…  – Wziął głęboki wdech, zamykając przy tym oczy. Czuł się tak, jakby podczas lotu jego skrzydła nagle znikły same z siebie. – Czy ludzie naprawdę są zdolni do czynienia takiego zła? Jeżeli jakieś zjawisko dzieje się często i notorycznie, to siłą rzeczy musi otrzymać nazwę… Nie chciałbym, tak bardzo bym nie chciał nawet mieć świadomości, że coś takiego może mieć miejsce. Nigdy bym nie śmiał przymusić do siebie kogokolwiek. To takie okropne i wbrew woli boskiej.  – Westchnął cicho i w końcu otworzył oczy. Sam cieszyłby się, gdyby ktoś tak o niego zabiegał, ale widać nie zawsze to działa w ten sposób!
 –  Nie mogę powiedzieć ci prawdy z wyminięciem tematu aniołów, przepraszam… I myślę, że chyba każde moje słowo będzie dla ciebie nierealne. A-ale nie jestem groźny ani szalony.  Chcę czynić tylko dobro i tylko po to istnieję. A-ale – uśmiechnął się niepewnie. – Jeżeli chcesz, możesz mi nadać japońskie imię, jeśli tak będzie ci łatwiej. Takiego nie posiadam. Beresu brzmi zbyt śmiesznie, a tak chyba należałoby odczytać „Veles”! Dawniej, jeśli nikomu nie zdradzisz, o co bardzo cię proszę — ja również chcę ci zaufać! — nazywano mnie Hamaliel. – Zrobił pauzę, by w końcu napić się trochę herbaty. Był raczej kawolubny, ale dobrą herbatą nigdy nie pogardził.
 – Jeżeli to byłoby dla ciebie wygodniejsze, to możemy próbować się poznać powoli. To nie zmieni tego, że chcę cię chronić. Zatrzymałem się trochę daleko, bo w starej stodole na zachód stąd, i niedługo będę wracać do siebie. Muszę przygotowywać się do wyprawy, a to, co wziąłem ze sobą, powoli się kończy. Chciałabyś usłyszeć ode mnie kolejną szaleńczą bajkę, kiedy wrócę?  – Na twarzy wciąż tkwił uprzejmy uśmiech. Może warto pograć według jej zasad? W końcu wkraczał do cudzego świata, a przyswajanie sobie jego reguł było przecież naturalną koleją rzeczy. –  Powinienem zadbać o ubrania przystające do tutejszych norm? Mój przyjaciel potrafi szyć. Zawsze mówi, że ubieram się zbyt jaskrawo. Kiedyś pokażę ci wszystko… Słowo!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Dom Harakawa - Page 6 Empty Re: Dom Harakawa
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach