Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Pisanie 14.07.16 4:48  •  Dom Harakawa - Page 3 Empty Re: Dom Harakawa
Zawsze była taka?    
W sensie... mało dziewczęca? Taa.    
Z wystawioną ręką, w której trzymał bluzę, przyglądał się, jak Ylva myje twarz w ten... mało kobiecy sposób. Nie spodziewał się co prawda, że odwali mu show, jakiego męskie oczy jeszcze nie widziały, ale mimo tego nie udało mu się zdusić igły rozczarowania. A może to wcale nie było rozczarowanie? Może bardziej kwestia rozdrażnienia? Wciągnęła się w zaczęty temat jakby nigdy nic. Opowiadanie o psie, który za każdy jej krok po placu przed szkołą traktował jako objaw cudu boskiego, przychodziło jej z dziecinną łatwością.    
„Za wysoki.”    
Prychnął odwracając głowę na bok, a wraz z nią, na bok prześlizgnęło się również jego wzrok. Ale niedługo cieszył się widokiem suszarki ustawionej nad metalowym koszem na śmieci. Jej komediowe „perw” przykuło jego uwagę błyskawicznie. Zadziałało jak wabik, na który od razu na nią spojrzał. Choć tego nie wymagała, podświadomie wiedział, że bez względu na łączące ich relacje, powinien w tym momencie zamknąć oczy, dając dziewczynie chociaż procent prywatności. Zamiast tego oddał jej bluzę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, nie tracąc zainteresowania.    
„Teraz będę pachniała tobą”.    
Uśmiechnął się pod nosem, nieświadom, że spuścił głowę. Odrobinę, ale wystarczająco, by zakryć ciemne oczy, które dotychczas tak wnikliwie sondowały jej chuderlawe ciało.    
- Przeżyjesz, uwierz – mruknął mimowolnie, ale „uwierz” w zasadzie zawisło w czasoprzestrzeni, jakby wypowiedział ten wyraz tylko w głowie i dźwięk po nim odbijał się w umyśle nieskończoną ilość razy – ze słowa na słowo coraz ciszej i niklej.    
Ramiona chłopaka wyprostowały się, a pierś naprężyła. Przybrał postawę kogoś, kto lada moment ma zamiar odeprzeć atak szarżującego triceratopsa. Choć to samo słowo cisnęło mu się teraz na usta, Ylva i tak była szybsza.    
„Poczekaj.”    
Nie chciał już czekać. Cofnął głowę, uciekając przed jej dotykiem, ale było to na tyle niezauważalne – szybko uznał, że ucieczka nie ma sensu – że z pewnością nie dostrzegła tej chwili zawahania. Przymrużył tylko lewe oko, gdy ścierała z polika pozostałości po sosie. Oczywiste, że gdy zabrała dłoń, twarz miał już czystą, ale i tak podniósł rękę i przesunął palcami po muśniętym miejscu, na którym mimowolnie...    
- Ylv... - rzucił gwałtownie, wraz z cichym piskiem otwieranych drzwi, których poruszenie wpuściło do środka masę wrzasków, metalowych pobrzękiwań i szklanych postukiwań podstawek o blat. Reszta zdania utknęła mu w gardle i stał przez moment z lekko rozchylonymi ustami.    
Rezygnujesz, Ruu.    
- Pospieszmy się – burknął, wsuwając palce we włosy. - Pierwszy raz jestem w damskiej.    

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
   
Gdyby oddech miał wagę... właśnie teraz opuściłby płuca Ruuki i spadł mu na stopę miażdżąc ją na rozbryzganą plamę.    
- Mówiłem ci już, że to żaden problem.    
I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu łapała go za ubranie i kazała kupić sobie batona, kiedy kolejny raz przegrał z nią zakład. Mieli po osiem lat, ale czuli się dorośli w każdym calu – jak każdy dzieciak, który dostaje kieszonkowe. Wtedy dni były dłuższe, a godzina żadna. Bez wątpienia łatwiej było przyswoić sobie niesprawiedliwości losu. A teraz? Teraz szedł za rękę z dziewczynką, która na widok niektórych osób drżała jak osika albo zanosiła się rozrywającym serce wrzaskiem, w drugiej ręce trzymając parującą jeszcze pizzę. Tylko kątem oka zerknął na Ylvę, by szybko powrócić do przemierzanej drogi.    
Zatrzymał się dopiero przed domem Harakawy, tym razem wbijając w nią wzrok na tyle nachalnie, że równie dobrze mogła poczuć, jak przewierca się przez skórę, mięśnie i kości, docierając do nagiej esencji jej duszy. Całość prysła, gdy niespodziewanie uzbroił się w łobuzerski uśmiech.    
- Lody brzmią nieźle. I... - przeniósł ciężar ciała na drugą nogę – nie musisz jej prać. Wystarczy, że mi ją później podrzucisz.    

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
   
Harumi odebrała od niego wielkie pudło z pizzą i od razu poszła z nim do kuchni, nie rzucając nawet suchego „dzięki”. Nie zaburzyło to jednak rytmu dnia, jakby Kyouryuu od początku zakładał, że siostra tak zareaguje. Bez mruknięcia wpierw pomógł się rozebrać Momoji, a potem zdjął ze stóp buty, z ramion ściągnął kurtkę i odwiesił ją na jeden z haków wbitych w ścianę. Torbę z paczką dla matki zostawił w holu. Później wyśle jej maila z wytłumaczeniem, o ile ta w ogóle wróci na noc.    
- Idziemy spać? -  rzucił z uśmiechem, podając małej dziewczynce rękę. Stała jeszcze chwilę nieruchomo, aż wreszcie jej drobne ramię uniosło się, a na palcach Ruuki zakleszczyła się drobna rączka. - Mam dla ciebie super bajkę. Tym razem na pewno ci się spodoba.    

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
   
Nie spodobała. Nie pomogło ani zapchanie żołądka dodatkową porcją jedzenia, ani trzecie z rzędu przejście Dark Souls. Pełen załamania wtoczył się pod prysznic i odkręcił kurek, czekając na tnące krople. Siekały mu ciało lodowatymi igłami, aż wreszcie – szczękając – wyszedł z kabiny i osuszył się ręcznikiem. Drugi zarzucił sobie na kark jeszcze przed tym, zanim wciągnął na biodra wysłużone spodnie. Wchodząc do pokoju usłyszał trzask dolnych drzwi. Zerknął wtedy przelotnie na elektroniczny zegarek ustawiony na nocnej szafce. Cyfry zmieniły się właśnie z 03:54 na 03:55.  
Przynajmniej w ogóle wróciła, przemknęło mu przez myśl, gdy siadał twardo na łóżko. Pod udem wyczuł pilota. Wygrzebał go spod siebie i włączył telewizor z nadzieją, że lada moment uśnie.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.07.16 3:27  •  Dom Harakawa - Page 3 Empty Re: Dom Harakawa
Wsunęła ołówek pomiędzy górną wargę a nos, a następnie odchyliła się do tyłu na krześle, wpatrując się w milczeniu przed siebie. Pomimo prób zajęcia umysłu, myśli usilnie kierowały się i wracały do Ruuki i jego dziwnego zachowania, jakim uraczył ją parę godzin temu. Próbowała to jakoś rozgryźć, ale nawet nie wiedziała z której strony zabrać się za to zabrać. Z drugiej strony tego jednego dnia wydarzyło się zdecydowanie za dużo, i całkiem możliwe, że po prostu wydawało jej się, że chłopak był nieco inny, niż zazwyczaj.
A może po prostu niektórych rzeczy nie zauważałaś do tej pory?
- Aaaaa, to zbyt skomplikowane! – warknęła i cisnęła ołówkiem na biurko, okręcając się na krześle tak, by spojrzeć zza oknem, wprost w okno pokoju Ruuki.
Bzzt. Bzzt. Bzzt.
Z pomrukiem niezadowolenia sięgnęła po telefon i zerknąwszy na wyświetlacz, westchnęła tak ciężko, jakby po drugiej stronie słuchawki znajdował się sam kat. Nacisnęła na zieloną słuchawkę, po czym przystawiła telefon do ucha i przytrzymawszy go ramieniem, sięgnęła po krem do rąk.
- Co jest?
- Harakawa! Słuchaj, mam do ciebieeeee ogromną prooośbę!
- Streszczaj się, Iwa. Nie mam całego wieczoru. – wycisnęła nieco różanego kremu na dłonie i leniwie zaczęła go rozcierać.
- Wpadnij do klubu karaoke. Tak za… godzinę?
- Zwariowałaś? Jest już prawie dwudziesta. Musze braci położyć do łóżek, i nie zostawię ich praktycznie samych. Innym razem.
- Ale to nagły wypadek! Na godzinę, maksymalnie dwie! Obiecuję, że nie pożałujesz. Zresztą, uratujesz nam tyłki! No, to na razie!
- Nie, Iwa, pocz— – Ylva ściągnęła usta w wąską linię, kiedy po drugiej stronie telefonu rozbrzmiał urywany sygnał. Zmarszczyła przy tym brwi. Z jednej strony naprawdę nie miała ochoty nigdzie się wybierać, ale z drugiej… ciekawość była o wiele silniejsza.

[* * *]

- Wiesz…. Nie sądziłam, że mówiąc “uratujesz nam tyłki” masz na myśli grupową randkę w ciemno. – wysyczała do dziewczyny, którą odciągnęła na bok od całej zgrai ich towarzystwa. Iwa złożyła obie dłonie w geście przeproszenia, uśmiechając się przy tym delikatnie.
- Wiem, ale inaczej byś nie przyszła. Zresztą, dotrzymasz nam tylko towarzystwa, i jak ci się nie spodoba, to będziesz mogła przecież iść. Brakuje nam jednej osoby. Postawię ci pierwszego drinka! A właśnie, poznałaś już Murasakiego?
Nie. I nie mam zamiaru.

[* * *]

- Te twoje włosy to prawdziwe? – zapytał chłopak, zarzucając swoje ramię przez drobne ramię Ylvy. Ta odsunęła się nieznacznie od niego, łypiąc na niemal nieznajomego ostrzegawczym spojrzeniem. W pewnym momencie totalnie się wyłączyła, skupiając na swoim drinku, a odgłosy bawiących się pozostawały jedynie marnym tłem.
- Nie, sztuczne. – rzuciła zgryźliwie, wsuwając rurkę pomiędzy swoje wargi, by pociągnąć kolejną dawkę słodkiego alkoholu.
- Wiesz, byłabyś o wiele ładniejsza, gdybyś rozpięła bardziej tę bluzę. – wymruczał, zapewne starając się udawać seksownego kociaka, podchmielony Murasaki, wyciągając w jej stronę dłoń.
- Spróbuj, a złamię ci nos. – warknęła zbyt nieprzyjemnie, aniżeli planowała.
Zbyt agresywnie. Ale nic nie poradzi na to. Nikt inny nie ma prawa dotykać bluzy Ruuchana.

[* * *]

- …. No, mówię ci. Stanął w jej obronie, a spotykają się ze sobą zaledwie tydzień!
- Kyaaa, jakie to słodkie! To musi być fajne uczucie, kiedy chłopak staje w twojej obronie. Chciałabym coś takiego przeżyć, co nie, Harakawa?
- Co? A, no. Tak. Pewnie. – baknęła czując, jak coraz bardziej kręci się w jej głowie, a uczucie gorąca uderza w jej policzki.
Właśnie. Pewnie fajne uczucie. Prawda była taka, że do tej pory to ona prawie zawsze stawała w czyjejś obronie. I była do tego przyzwyczajona. Ciekawe, jak to jest poczuć się przez moment tą słabszą płcią, która jest zmuszona polegać na drugiej osobie. Ciekawe, jak to jest, kiedy ktoś, tak dla odmiany, staje w twojej obronie. Ciekawe….
Autobus. Dzisiaj. Uderzenie. Ruuchan
- ….o mój boże!
- C-co jest, Harakawa? – Iwa przechyliła się zza ramienia jakiegoś farbowanego blondyna, który właśnie dobierał się do jej bluzki.
- Nic. Coś sobie uświadomiłam. Muszę się napić.

[* * *]

- Na pewno sobie poradzisz?
- Aye, pani kapitan! Doprowadziliście mnie pod saaaaaam doooom! – powiedziała niemal śpiewająca, przytrzymując się furtki, zamierzając chwiejnym krokiem przekroczyć ją. Ale nim zdołała zrobić krok, poczuła na swoim ramieniu uścisk.
- Co chcesz, Mukawa?
- Murasaki. Może jakiś buziak na dobranoc? – błysnął białym zębem i pochylił się nad nią, układając usta w lekki dzióbek. Nim jednak jego wargi dotknęły jej ust, rudowłosa położyła swoją dłoń na jego twarzy i odchyliła go od siebie.
- No ale nie tykaj mnie, buraczana brukwo.
- No nie daj się prosić~
- No właśnie. Nie daj się! – zawtórowała Iwa chichocząc jak powalona w rękaw. Ale Ylva nie zamierzała się ugiąć. Bo kiedy Murasaki pochylał się nad nią, jej zmącony alkoholem umysł podsuwał jej ciemne, zbyt cholernie ciemne oczy, które pochłaniały światło. A które prześladowały ją od popołudnia, gdy tak wwiercały się w nią, a ona nie potrafiła odnaleźć źródła przyczyny. Murasaki wreszcie zrezygnował, i prychnąwszy, spojrzał na nią z góry.
- Dobra, rozumiem. W sumie powinnaś się cieszyć, że ktokolwiek raczył spojrzeć na takiego babochłopaka jak ty. – warknął, ale Ylva już go nie słuchała. A przynajmniej takie sprawiała wrażenie, kiedy kierowała się już w stronę drzwi. Ale ona słuchała. Nieświadomie, ale jednak. A słowa wryły się w jej umysł, dławiąc go, jakby dusił się gryzącym dymem.
Potem nie pamiętała krótkiego etapu tej nocy. Nie pamiętała, kiedy wdrapała się na to stare, cholernie wytrzymałe drzewo. Nie pamiętała, kiedy z ledwością przetoczyła się na balkon Ruuki z wystającymi liśćmi i gałązkami z jej włosów. Nie pamiętała, kiedy znalazła się w pokoju chłopaka. Ani tego, jak z niemym chichotem ściągnęła z siebie jego bluzę, podkoszulkę, spodnie, skarpetki, biustonosz. Jak i momentu, kiedy sięgnęła po koszulkę Ruuki z jego szafki i narzuciła ją na siebie. Chwiejąc się nieco na nogach, pokonała dzielącą ją odległość od śpiącego przyjaciela. Ponownie zachichotała w rękę, widząc jak ten zasnął z pilotem w dłoni, a światło telewizora błądzi po jego spokojnej twarzy.
Mówią, że jest przystojny.
Nie widziała tego. Ruuka, to Ruuka.
Złapała za kawałek kołdry, odchyliła ją, i bezgłośnie, niczym kot, wsunęła się pod nią, przylegając od razu do półnagiego, i przede wszystkim ciepłego ciała chłopaka, zarzucając jedną nogę przez jego biodra, oraz rękę na jego ramię.
Znów zachichotała, czując, jak jeszcze mocniej bucha ciepłem w jej upitą twarz.
- Ruuchan jest Ruuchanem. Bez względu na wszystko. – wymruczała w jego szyję, łaskocząc go swoim ciepłym oddechem, kiedy schowała twarz w zagłębieniu jego szyi.
Niby nic dziwnego, że śpią razem w jednym łóżku. Niby w ich przypadku coś normalnego.
A jednak jest inaczej, co?
- Ruuchan mnie dziś obronił. Pierwszy raz. – dodała, powoli przesuwając opuszkami po jego ramieniu, od czasu do czasu zahaczając jego skórę krótkimi paznokciami.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.07.16 1:37  •  Dom Harakawa - Page 3 Empty Re: Dom Harakawa
Chrapał pod nosem jak rzężący silnik, co jakiś czas zaciskając zęby i wydając z siebie pomruk ledwo wymamrotanego słowa. Niespokojny sen sprawiał, że co jakiś czas przekręcał głowę bardziej na bok. Dotykał wtedy nosem skroni rozwalonej na nim dziewczyny i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, jak kilkakrotnie przekroczył wyznaczone przez normy bariery, kiedy jego usta znalazły się tuż przy jej uchu albo znów zahaczyły o policzek lub górną wargę.
Elektroniczny zegarek pokazywał neonową godzinę. Minuta za minutą mijały, pchając naprzód następne godziny. Głęboka noc powoli zamieniła się we wczesny poranek – porę, w której Ruuka zwykle dopiero kładł się spać.
Dziś nie pamiętał nawet, w którym momencie usnął, oglądając jeden z mało interesujących kryminałów. Ostatnią sceną, jaka przewiercała się przez mgłę nieświadomości była ta, w której zabójca podnosi ramię, a potem pociąga za spust i strzela prosto w ekran.
Wtedy usnął.
Budząc się – albo raczej próbując się wybudzić i wyszarpać z otumanienia – pamiętał tylko ten motyw. Jak facet, którego prawie rozgryzł, unosi dłoń, w której trzyma pistolet. Po jego lufie przebiegł jeszcze błysk księżyca, a potem...
BACH!
- Mhm – mruknął, chcąc podciągnąć nieco kolana, ale te trafiły na coś miękkiego, więc pełen niezadowolenie wyprostował ponownie nogi i uchylił lekko powieki. Leżał na boku. Niewiele jeszcze ogarniał. To, co napłynęło do niego jako pierwsze, to informacja przesłana z mięśni ramienia. Było ścierpnięte i w zasadzie go nie czuł.
Brwi drgnęły, nim nie ściągnął ich ku sobie, tworząc na czole morze zmarszczek. Przez zaspany jeszcze umysł próbowało przebić się pytanie. Co tu się odwala? Które jednak słabo przygotowało go do tego, co zobaczył, gdy wreszcie uchylił powieki.

[w tym samym czasie, M1, dawne Stany Zjednoczone]
Mishelle Johanson wczoraj skończyła 79 lat. Była więc najstarszą kobietą w promieniach wielu, wielu, naprawdę wielu kilometrów. O ile nie najstarszą w całym M1. Podnosiła się już z wielkim trudem ze swojego wysłużonego łóżka, ale każdy dzień traktowała jak sukces. Ten również.
Włożyła pomarszczone stopy z grubymi, niebieskimi żyłami do kapci i człapiąc w nich podeszła do okna. Było jeszcze bardzo wcześnie i doskonale wiedziała, że nie spotka nikogo na drodze. To jej odpowiadało. Nie znosiła krzyków dzieci bawiących się na placu zabaw przed jej blokiem. Nienawidziła nawet dzwonków rowerów, które rozbrzmiewały, gdy tylko stopniały pierwsze śniegi.
Oparła teraz dłonie na obu klamkach dwuskrzydłowego okna i z uśmiechem na bezwargich ustach skierowała je w dół. Zamaszystym ruchem podniosła je i dostała zawału.
Nie wiedziała, kto tak wrzeszczał, ale był to odgłos kogoś, kogo obdzierają ze skóry.

[M3, ponownie, tereny dawnej Japonii]
- Nii-san! - mruknęła Harumi zza drzwi, na których Ruuka wieki temu przykleił plakat z Mikasą Hiruzawą – znanym piłkarzem. Chłopak opierał się o te cholerne drzwi całym ciałem.
Jeszcze przed momentem uchyliły się, wpuszczając do pokoju odrobinę światła z holu. Cudem zdążył się odkopać z kołdry i plątaniny rąk Ylvy, dopaść do drzwi i zamknąć je, nim Harumi udało się wejrzeć do środka.
Pełen napięcia przylgnął plecami do twardego drewna i wypuścił gwałtownie powietrze.
- Nii? - dobiegło go ponowne pytanie starszej z sióstr Kyouryuu. - Co jest? Strasznie krzyczałeś.
Jak miał nie krzyczeć? Obudził się i pierwsze co zobaczył, to zaśliniona twarz Harakawy. Teraz mógł się jej przyjrzeć lepiej, ale i tak nie dowierzał własnym oczom. Oczywiście, zdarzało się, że przyłaziła do jego pokoju – zwykle przez okno i zawsze w najmniej oczekiwanym momencie. Było już kilka tysięcy sytuacji, w których wpadała mu do kabiny prysznica i relacjonowała obejrzany film, gdy on niezbornym ruchem szukał po wieszakach ręcznika. Powinien przywyknąć do takich niespodzianek. I pewnie poniekąd przywykł. O ile w początkowych fazach jeszcze wrzeszczał i rzucał się pięknym lotem do haków, na których zostawił materiał do okrycia się, tak w późniejszych robił to już bardziej mechanicznym ruchem, z miną niemal prezydencką.
Ale teraz było inaczej.
Z jakiegoś powodu drażniło go nawet to, że miała na sobie jego koszulkę. Za dużą. Odsłaniała jej obojczyki, a otwór na głowę był zdecydowanie za wielki na jej wątłą budowę. Materiał zsunął się więc z jednego z ramion, odsłaniając kompletnie nagą skórę. Nie było ramiączka bielizny. Zresztą, tę znalazł pół metra przed sobą, szmyrgniętą niedbale na podłodze.
- Jest w porządku – powiedział w końcu.
I zdał sobie sprawę, że mówiąc to poczuł, że to prawda. Przecież było w porządku. Ylva włamywała się do niego średnio siedem razy w tygodniu. Zawsze z błahych powodów. On zwykle się budził albo raczej – był budzony. Bywało, że chciała z nim grać i obrywała do samego świtu. Albo nagle wysypywała na jego łóżko stertę filmów o zombie i nie dając mu żadnego wyboru maszerowała do odtwarzacza DVD ustawionego pod telewizorem.
Zwykle wymykała się jeszcze przed tym, nim słychać było krzątanie na dole – sygnał, że matka wstała do pracy. Ale bywało, że zostawała dłużej i jadła z nimi śniadanie.
Wmówienie wiecznie zarobionej rodzicielce, że nocowała u niego znajoma nie było żadnym wyczynem.
- Idź dalej spać – burknął jeszcze do Harumi, która bez słowa skierowała swoje kroki do pokoju.
Spojrzał wtedy na zegarek. Dochodziła czwarta. Nie spał więc zbyt długo, ale i tak czuł się dziwnie wypoczęty. Nie odprężony, zbyt gwałtownie się zerwał. Ale po senności nie było żadnego śladu i w tym momencie mógłby góry przenosić, morza osuszyć... a i tak nie był pewien, czy uda mu się obudzić Harakawę.
Harakawę, która na jego wrzask wyburczała coś pod nosem – pewnie jakieś „cicho bądź...” albo ostrzej – a potem przewaliła się na drugi bok i wypięła do niego tym chudym tyłkiem.
- O ty mała – syknął, ruszając w jej kierunku szybkim krokiem. Dopadł do łóżka w trymiga i chwycił w palce jej wątłe ramię, chcąc przewrócić ją na plecy. Nie. Chcąc ją obudzić. Perfidnie wygrzewała się na jego miejscu. Ukradła jego poduszkę. Zabrała jego kołdrę. A teraz tak mu się odwdzięczała? Z krzywym wyrazem twarzy pociągnął ją do siebie. I dostał w ryj.
Wolną ręką złapał się za szczękę oszołomiony, ale trwało to ledwie kilka sekund, w czasie których powoli rejestrował fakt, że podczas snu – z rozmachu – wymierzyła mu cios.
Pochylony wpół nad śpiącą dziewczyną złapał nadgarstek ręki, która go zaatakowała i przygwoździł go do materaca, czując od razu na otaczających przegub Ylvy palcach sprężyny przebijające się z wnętrza łóżka.  
- Ylv – szept jaki przecisnął się przez jego zęby zabrzmiał bardziej jak syk. Mimo tego nie było w nim jadu. Pochylił się jeszcze odrobinę, wchodząc zgiętą w kolanie nogą na łóżko. Wolną ręką odgarnął wtedy z jej twarzy włosy i złapał ją za policzki tak mocno, aż nie zrobiła z ust dzióbka. - Ylva, czysta furio! Wstawaj! - Nie mógł podnieść głosu, żeby nie obudzić rodziny. Szczególnie Momoji, bo jej sen i tak był zawsze słaby, a kiedy już odleciała, uznawał to za nieopisany sukces.
Jedno było jednak pewne – w jednym łóżku z półnagą Harakawą spać nie będzie.
- Podnoś swoje szalone zwłoki – warknął już ostrzej, z nutą rozbawienia. - To moje łóżko. Co ty tu u licha robisz? Chcesz mnie zabić? Świetnie ci idzie. – Poruszył jej buzią na kształt nazwiska: Ha-ra-ka-wa! – A potem puścił policzki dziewczyny, przyglądając się leciutko zarumienionym miejscom, w których ją przytrzymywał.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.07.16 0:08  •  Dom Harakawa - Page 3 Empty Re: Dom Harakawa
Właśnie przemierzała bezkres morza, jako nieustraszony kapitan swojej wiernej załogi, z falującymi włosami poruszanymi przez wiatr, kiedy z ciemnej I wzburzonej tafli wyłoniła się przerażająca syrena wydając z siebie głośny dźwięk, który mroził krew w żyłach. Na ten krótki, wręcz ulotny moment, została wyrwana brutalnymi szponami ze snu, choć prawdę powiedziawszy nie była nawet tego świadoma, zganić Ruusyrenę, i udała się dalej spać, by powrócić na statek.
Nim jednak zdołała wyciągnąć lunetę z kieszeni spodni i rozejrzeć się w poszukiwaniu wyspy, ponownie została wybudzona. Tym razem już na dobre. Otworzyła oczy i zmarszczyła niebezpiecznie brwi, wyglądając przez chwilę jak tykająca bomba. Ale nie wybuchła. Zamiast tego, uniosła dłoń i przystawiła wskazujący palec do swoich warg.
- Shh. Myszy śpią, Ruuchan. - wyszeptała I zachichotała tak, jakby właśnie rzuciła naprawdę cudownym kawałem, przy którym wszyscy powinni jej przyklaskać. Położyła obie dłonie na klatce piersiowej chłopaka i naparła na niego, niemo nakazując, żeby się odsunął od niej. A tylko po to, żeby mogła z cichym stęknięciem starego dziadka przewrócić się na brzuch, podciągnąć bardziej w stronę krawędzi i wymacać po ciemku butelkę z wodą, która zawsze tam stała. I tak było teraz. Wygramoliła się do pozycji siedzącej, siadając po turecku i trzymając udami butelkę zaczęła siłować się z jej odkręceniem.
- Wiesz, wiesz, byłam dziiś naaa randceee. – czknęła przyciskając wierzch dłoni do ust i ponowie się zachichotała. Odkręciła butelkę i zaczęła z niej pić, aż pozostało mniej niż połowa wody. Dopiero wtedy odstawiła ją na bok, nie kwapiąc się nawet o to, by na powrót ją zakorkować.
- Czy faceci zawszeeee muszą być taaacy nachalni? – zapytała wpatrując się w niego żarzącymi oczami, starając się brzmieć normalnie, choć każde wypowiadane przez nią słowo zdawało się wyjątkowo ciążyć.
- O. – przechyliła się w jego stronę, właściwie przez niego przechodząc, nie bacząc na to, że jedna jej dłoń wylądowała na jego udzie, gdy się wspierała i sięgała do stolika obok, skąd zgarnęła rozpoczętą paczką krakersów. Wróciła na swoje miejsce i zaczęła chrupać zdobycz. A kiedy na jej nagich udach znalazło się zbyt dużo okruszków, otrzepywała się z nich zrzucając je na podłogę.
- Myślicie, że wszystko możecie. Zabieracie nam to, co jest najcenniejsze. A potem się tego wypieracie. Ty też, Ruuchan! Zabrałeś mi coś, i nawet tego nie pamiętasz! – rzuciła z wyrzutem wymachując mu przed nosem nadgryzionym krakersem. Westchnęła ciężko a jej ramiona nieco opadły. - Normalnie chciałam cię za to zabić. – pokręciła głową, jakby mówiła do niesfornego szczeniaka. Wsadziła sobie do ust krakersa, po czym przysunęła się bliżej chłopaka. Odwróciła się i przylgnęła plecami do jego klatki piersiowej, łapiąc za jego nadgarstek i „otuliła” się jego ręką, podciągając kolana pod siebie oraz podkurczając palce u stóp.
- Nie potrzebuję chłopaka. Mam ciebieee~ – mruknęła dźwięcznie, jedząc dalej, czując jak powieki nieco opadają a senność powoli kładzie się na jej oczach. - Dopóki mam ciebie, jest mi dobrze. – uśmiechnęła się lekko do siebie, a potem jakby podmieniono ją z kimś innym. Zerwała się jak oparzona, odwróciła do niego przodem i złapała go za ramiona, nachylając się nieco w jego kierunku, tak, że ich nosy prawie stykały się razem.
- Ale nie możesz odchodzić tyłem! Znaczy plecy! Jak już znajdziesz dziewczynę, którą pokochasz, ona urodzi ci dzieci, ty z nią wyjdziesz za mąż I zrobicie domek z białym ogródkiem! Nie możesz potem odejść i zapomnieć mnie, rozumiesz? Nie możesz! Hm? – zsunęła dłonie niżej na jego klatkę piersiową i spojrzała zaskoczona, jakby po raz pierwszy go widziała. - Czemu jesteś nagi? Oho, Ruuchan, jakie sprośne rzeczy robiłeś? – zakryła sobie usta dłonią i uśmiechnęła lubieżnie. - Wiesz, że cioci Ylvie możesz wszystko powiedzieć. Rozumiem, że dorastasz. Że chcesz poznawać nowe rzeczy. Swoją drogą… wiesz, że zapomniałeś zasłonić dwa dni temu okno w nocy? Uhuhuhuahahahaha. – parsknęła niekontrolowanym śmiechem. Trwało zaledwie parę chwil, kiedy upomniała samą siebie, zasłaniając sobie usta.
- Ups. Shhh. Ruuchan. Siku mi się chce. Chodź ze mną.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.08.16 3:28  •  Dom Harakawa - Page 3 Empty Re: Dom Harakawa
Odsunięcie się od niej nie było dobrym pomysłem. Co prawda serce podeszło mu do gardła pomimo wmawianej sobie mantry – to tylko Harakawa, to tylko Harakawa, to tylko ta cholerna Harakawa... – i wciąż nie zmieniało to faktu, że miała na sobie zdecydowanie za mało ubrań, ale wolał być bliżej... na wypadek gdyby.
Powinieneś do tego przywyknąć, durniu, zganił się, jeszcze moment mocując z jej słabym ciałem. Choć poradziłby sobie z jej wątpliwą – w porównaniu do niego – siłą, to jednak odpuścił, pozwalając się usadzić na materacu, który wydał z siebie pojedyncze, krótkie skrzypnięcie. Ruuka obrzucił ją wtedy podejrzliwym spojrzeniem.
„Była na randce.”
Dlaczego wydawało mu się to takie nieprawdopodobne? Chwila. Jak na zawołanie przemknął mu przed oczami wycinek z dzisiejszego dnia. Przecież sam pchał ją w lepkie łapska jakiegoś złamasa. Nawet jeżeli ten złamas był jego kumplem, w dodatku całkiem niczego sobi...
O czym ja myślę?
Skrzywił się nagle, przyciskając palce do obolałej szczęki. Nie powinien się zastanawiać nad takimi drobiazgami. Bardziej powinno go zastanawiać to, dlaczego...
czknięcie
… była pijana.
Zmarszczył lekko brwi.
- Ylva, czy ty... – Przerwał, kiedy zachichotała. Znów był w stanie przysiąc, że słyszy, jak kilka metrów dalej, w swoim bajkowym pokoju księżniczki, Momoji powoli wybudza się ze snu. Kyouryuu wciągnął gwałtownie powietrze, kiedy zapadła cisza. Nawet Harakawa zdawała się nagle zamilknąć, choć najwidoczniej tylko dlatego, że skupiła się w pełni na butelce wody.
Stop. Droga czysta.
Momoji musiała wciąż spać. Poza tym-
- Ylv – syknął przytłumienie, przewieszając się przez łóżko, by złapać za butelkę, a potem wyjąć korek z jej rąk i zakręcić z powrotem wodę. Nie chciał tutaj powodzi. Nie wtedy, gdy Ylva kołysała się na boki i przerywała w połowie słowa, by czknąć mu prosto w twarz.
Od kiedy w ogóle piła? Wróć. Od kiedy upijała się do tego stopnia i jeszcze pokazywała mu się na oczy? Bywało, że któreś z nich przeholowało. Czasami bardziej, niż było to konieczne. Ale chyba nigdy w pojedynkę.
Picie bez kumpli to nie picie, co?
Odstawił butlę i wyprostował się do siadu, obrzucając ją pretensjonalnym spojrzeniem.
- Nie wiem, czy zawsze, ale wiem, że prawie zawsze. Poza tym masz przed sobą żywy przykład na to, że nie trzeba być nachal... – Zezował chwilę na jej odsłonięty obojczyk, siłą woli wytrzymując, by nie zjechać w dół. Nie wtedy, gdy pochyliła się nad nim w za dużej koszulce, pod którą nic nie miała. Zaplątany język odwiązał się dopiero, gdy ponownie usiadła na swoim miejscu. Odchrząknął wtedy, przykładając rękę do twarzy. Chwała ciemnościom, że nie była w stanie dostrzec jego wyrazu, ani kolorytu.
Od kiedy właściwie była tak rozgadana na tematy koedukacyjne? Nigdy nie interesowała się chłopakami. To znaczy – bywała na spotkaniach, zaliczyła kilka grupowych randek. Ale faceci zwykle myśleli standardami, a gdy tylko zauważała, że liczy się dla nich opakowanie, odgradzała się od frajerów grubym murem. I wracała do niego. Zawsze tak samo uśmiechnięta, niezraniona. Była tą, która wyciąga ramię, gdy rzuciła go kolejna dziewczyna. Nigdy role się nie odwróciły.
Był moment, w którym przybiegła do niego, zalewając się łzami po utracie ukochanego? Nie. Miała co prawda swojego pseudo-fagasa. Ale jej „miłość” była czysto platoniczna. To nie to, o co chodziło.
Więc czemu teraz tak bardzo się rozgadywała? O co jej w ogóle chodziło? I było to na tyle ważne, żeby przylazła do niego o czwartej nad ranem? W dodatku wlazła do łóżka, przebrała w jego ciuchy?
- Nie przesadzasz? – wyrwało mu się, kiedy ściągnął z twarzy dłoń. Odszukał spojrzeniem Harakawę, wykrzywiając nagle usta. - Co ci niby zabrałem? Przecież nic ci nie zrobiłem.
Czyżby? - podpowiedział ironicznie umysł. Jesteś pewien, że „nic”?
Tak, był pewien.
- Normalnie chciałam cię za to zabić.
- Może trzeba było? – podsunął mimowolnie, nie zdejmując z niej pytającego spojrzenia. - Z niewiedzy mogę to zrobić drugi raz. Trzeci. I kolejny, a potem... łoł. Ylv. Coś się dzieje! – Ostatnie zdanie niemal stęknął, gdy dziewczyna przylgnęła do niego i objęła się jego ramionami. Czuł pod palcami płaski brzuch, gdy wsuwała jego dłonie na swoje ciało. Później biodra. Były chude, jego zdaniem – aż zbyt.
A jednak nie odsunął się od niej, choć podświadomie wiedział, że taka opcja byłaby najlepsza.
Ale Harakawa była pijana. Nie tylko zamroczona alkoholem. Była nim kompletnie otumaniona. Na tyle, by wygadywać głupoty. Więcej – by robić te wszystkie nieprawdopodobieństwa.
- Nie potrzebuję chłopaka – powiedziała nagle, a jego mięśnie automatycznie zesztywniały.
Odmówi Chizumiemu?
- Mam ciebieeeee.  
- Tak, jasne. – Przymrużył ciemne ślepia, obejmując ją nieco mocniej. Nie znał się na Ylvie – w sumie wstyd to przyznać, skoro wychowywali się od szczeniaka. Z drugiej strony były tematy, których niemal nie poruszali. Były akcje, które nigdy się im nie zdarzyły, a gdy przychodziło co do czego, przynajmniej jedna ze stron czuła się nieswojo. Tym razem padło na Kyouryuu'ego, który zesztywniałymi ruchami próbował jej jakoś dodać otuchy.
Co z tego, że nie rozumiał?
Miał przed sobą kompletnie białą kartkę. Zero wytłumaczenia. Po prostu przylazła i obrzuciła łajnem facetów – jakby nie zauważyła: sam nim był – a potem zgnoiła go za grzechy nigdy niepopełnione, by zaraz po tym wtulać się i łasić.
Nagle wyrwała się z jego uścisku. Ruuka syknął i podniósł ręce.
- Ciszej!
Ale ona entuzjastycznie wyrzucała z siebie kolejne słowa. Pewnie mimo tego, że przyłożył palec wskazujący do swoich ust i nakazał jej to samo, co przed chwilą, ale tym razem dodał do tego: „do cholery”.
- O co ci chodzi? – Głos szemrał, kiedy wypowiadał pytanie. - Nie rozumiem o jakich dzieciach... jakie, do licha, wychodzenie za mąż? To ty wyjdziesz za mąż, skończona idiotko. I za mąż się za mnie wyjdzie. Nie odwrot-- co ty znowu? – Od kiedy tak często słowa grzęzły mu w gardle? Właśnie. Nie był w stanie sobie przypomnieć. Otrząsnął się dopiero po chwili. Po chwili, która trwała sekundę za długo. - Nie jestem nagi. – Obrona godna podziwu. - Mam spodnie. Poza tym zawsze tak śpię i... Ylv, daj spokój. Mówiłem ci, żebyś mnie nie podglądała po nocach. I masz być ciszej, obudzisz mi siostrę.
- Ups. Shhh.
- Tak, właśnie. „Shh”.
Wypuścił powietrze z płuc. I całe szczęście, bo z pewnością zachłysnąłby się tlenem na jej kolejne słowa, gdyby tylko miał czym się zachłysnąć.
- Przeginasz.
A jednak podniósł się z łóżka i podał jej rękę. Wiedział już, że jest pijana... schlana w zasadzie. Nie miał pewności, czy będzie się chwiała, a jeżeli tak – to jak bardzo. Był jednak w stanie ją przytrzymać i co do tego nie posiadał już wątpliwości.
Teraz wystarczyło tylko otworzył drzwi i wyjrzeć na hol. Łazienka znajdowała się bardzo blisko, naprzeciwko pokoju Ruuki. Na nieszczęście – trzeba było przejść obok pokoju Momoji, a tu łapały go niezłe wątpliwości.
- Tylko masz być cicho, jasne? – Dopiero po potwierdzeniu, ruszył z Ylvą po ciemku korytarzem. Nie potrzebował tutaj żadnych świateł. Znał dom na pamięć i gdyby kiedykolwiek przyszło mu stracić wzrok, zbiegałby ze schodów z taką samą prędkością, jaką robił to w zdrowiu.
Wstrzymał tylko dech przy drzwiach najmłodszej siostry, ale kiedy przekroczyli drzwi jej pokoju, wciągnął niemo powietrze, odczuwając ulgę.
- Byle szybko – szepnął jej na ucho, naciskając na klamkę. Podniósł dłoń, by palcami nadusić włącznik światła, które zalało ich i zaatakowało oczy. Mruknął coś pod nosem, przyciskając na moment rękę do powiek, ale zaraz mocno je mrużąc rozejrzał się po czystym pomieszczeniu.
Ta łazienka widziała niejedno.
I nie raz widywała tę dwójkę.
- Poczekam przed drzwiami. Ruszaj się.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.08.16 4:19  •  Dom Harakawa - Page 3 Empty Re: Dom Harakawa
Przechyliła się najpierw na jeden bok, potem na drugi, niebezpiecznie balansując na krawędzi łóżka. Wystarczyło zaledwie parę centymetrów, by zsunęła się z mebla i runęła wprost na drewnianą podłogę. A jednak idealnie zachowywała równowagę, jakby to właśnie dzięki niepotrzebnym procentom była w stanie przekraczać granice grawitacji. Alkohol zrobił swoje. Zmiótł jej zdrowy rozsądek, a miała jakikolwiek?, zamroczył jej rozum i nacisnął wyłącznik, sprawiając, że jej zachowanie i reakcje były bardziej niż nieprzewidywalne. Brakowało jeszcze niestabilności emocjonalnej, choć w tym przypadku nawet przy uchlaniu Ylva raczej nie należała do tego typu dziewczyn.
Zmrużyła oczy krzyżując ręce na klatce piersiowej, przez moment wyglądając niczym średniowieczny filozof myśliciel.
- Niee. – mruknęła kręcąc gwałtownie głową na boki, po czym spojrzała półprzytomnie spod postrzępionej grzywki. - Nie zrobisz tego drugi raz. Wiem o tym. – nagle jej dłoń wystrzeliła w jego stronę i dźgnęła go wskazującym palcem w klatkę piersiową. - I nie powiem ci, co zrobiłeś. Niiigdddy. Nawet pod groźbą tortur. Rozumiesz? Zresztą… – nachyliła się w jego stronę tak blisko, że mogła poczuć na skórze jego ciepły oddech. - Jakbyś zrobił to znowu, to skopałabym ci tyłek, Ruuchan. – wyprostowała się i naburmuszyła nieco policzki, przypominając nadąsanego chomika. Przyciągnęła do siebie poduszkę i zaczęła ją ugniatać, wyżywając się przy okazji na biednym przedmiocie, jednocześnie słuchając wywodu chłopaka odnośnie poprawności „wychodzenia za mąż” i „ożenku”. Prawdę powiedziawszy, tłumacząc jej teraz, właściwie cokolwiek, przypominało bardziej walkę z wiatrakami sir Don Kichota. Słowa wpadały jej jednym uchem, a drugim ulatniały się w eter. Ożywiła się dopiero na zgodę w towarzyszeniu jej w tak dalekiej i męczącej podróży, jaką była droga do łazienki. Ale na początku nie chciała skorzystać z jego pomocy. W końcu była dużą dziewczynką. Ruszyła w stronę drzwi niebezpiecznie ścinając ją w poprzek i zapewne wpadłaby na biurko zrzucając na podłogę lampkę, gdyby nie silne ramię chłopaka, które przyciągnęło ją do siebie. W efekcie Ylva pozwoliła się poprowadzić, choć wciąż momentami zarzucało ją na boki, jakby dryfowali po wzburzonym morzu na niestabilnej tratwie. Na całe szczęście, oczywiście dla Ruuki, przechodząc przez korytarz, rudowłosa zachowała względy spokój i ciszę, jedynie od czasu do czasu próbując skręcić bądź uderzając kolanem o jakiś mebel czy też ścianę. Ostatecznie udało się jednak dotrzeć do łazienki, nie wybudzając żadnego innego domownika. Prawdę powiedziawszy Ylva znała doskonale rozkład w domu Kyoryu. Odkąd tylko poznała chłopaka, bywała częstym bywalcem tego miejsca i do łazienki trafiłaby z zamkniętymi oczami, nie zahaczając właściwie o nic. Gdyby była tylko trzeźwa. Prawdopodobnie w aktualnym stanie miałaby nawet problem u siebie w domu.
Zadarła nieco głowę i spojrzała na chłopaka skinąwszy głową. Ale pomimo otwartych drzwi i wylewającego się światła z łazienki, nie ruszyła się z miejsca. Przyglądała się ciemnym oczom, które zdawały się pochłaniać jakiekolwiek drobinki jasności, aż raptownie uśmiechnęła się szeroko prezentując swoje białe zęby.
- Ruuchan, kiedy ty tak wyrosłeś, co? – zapytała i uniosła dłoń, wsuwając palce w rozwichrzone włosy chłopaka i poczochrała go czule. Nim dłoń Ruuki zdążyłaby jakkolwiek zareagować w celu odsunięcia od siebie ręki Ylvy, dziewczyna prześlizgnęła się do łazienki zamykając za sobą cicho drzwi.
Czas zdawał się wydłużać, sekundy zamieniały w minuty, a ona nadal nie wychodziła. Jakby zapadła się pod ziemią, albo po prostu… usnęła, siedząc na muszli z majtkami spuszczonymi do kostek. Ale jednak zza drzwiami wreszcie rozległ się odgłos spuszczanej wody, a następnie cichy strumień z odkręconego kurka. I wreszcie klamka poruszyła się, drzwi cicho skrzypnęły a w nich stanęła rudowłosa przecierając policzek wierzchem mokrej dłoni od wody.
- Ruuchan? Czy ja wyglądam jak dziewczyna? – zapytała nagle spoglądając w bok nieco speszona, prawie jak wystraszona łania. - Czy raczej jak babochłop? A może jak chłopak? – uniosła obie dłonie i położyła je na swoich piersiach wzdychając ciężko. - Wcale a wcale nie urosłam od ostatniego roku. Może gdybym była bardziej dziewczęca, to… – usta ściągnęły się w wąską linię, a ponura atmosfera prysła z trzaskiem.
- Zresztą, kogo to obchodzi. – rozłożyła obie ręce na boki I wzruszyła ramionami, szczerząc się głupkowato. Ruszyła pierwsza, ale zamiast skierować się w stronę pokoju chłopaka, zaszła Ruukę od tyłu i wskoczyła na jego plecy, obejmując go nogami i ramionami, wtulając się w niego.
- Zanieś mnie, Ruuchan~ – zanuciła cicho, chichrając się w jego kark, łaskocząc go jednocześnie oddechem I kosmykami.
- Wiesz… – zaczęła, kiedy oparła brodę o jego ramie. - Bez względu na wszystko, sprawię, że będziesz szczęśliwy, Ruuchan. Obiecuję. A jak wyjdziesz już za żonę, a ona będzie dla ciebie, to skopię jej tyłek. Wiesz? – jej ton zdawał się z każdym kolejnym wypowiadanym słowem balansować na pograniczu senności a ożywienia. Przyjemny zapach szamponu chłopaka działał na nią zadziwiająco kojąco. I gdyby droga do pokoju Ruuki trwała nieco dłużej, to Ylva z pewnością przywitałaby się z objęciami Morfeusza. Zręcznie zeskoczyła z jego pleców, gdy znaleźli się w królestwie Ruuki, ale w ostatniej chwili musiała złapać go za materiał spodni, zsuwając je nieco poniżej kości biodrowych, by uniknąć bliskiego spotkania z twardą podłogą.
- Wooo bliisssskooo. Ale udało się! – wyrzuciła obie dłonie do góry w geście zwycięstwa i zaśmiała się do niego, odwracając przodem.
- Ruuchan, Ruuchan. – pokiwała się przez moment na boki, wyraźnie z czegoś zadowolona, po czym przestąpiła z nogi na nogę i złapała go za krawędź materiału spodni, ciągnąc w swoją stronę. - Hej, Ruuchan. Śpij dzisiaj ze mną. – rzuciła lekko. Dla niej nie było w tym nic złego. Już wielokrotnie spali ze sobą. No dobrze, co prawda ostatnio o wiele mniej, o ile w ogóle, ale wciąż nie widziała w tym nic złego. Może gdyby była trzeźwa i zorientowawszy się, że jest tylko w jego koszulce, to wtedy…. Złapała go za nadgarstek i pociągnęła za sobą do łóżka, gdzie dopiero puściła rękę chłopaka. Wczołgała się na czworaka pod kołdrę i poklepała miejsce obok siebie.
- Chodź, chodź. Hihihihi. – kolejny chichot stłumiony przez kołdrę przedarł się przez jej gardło, gdy zakryła się pod same usta. Spojrzała wtedy w sufit, a powieki nieco opadły. Istniało wielkie prawdopodobieństwo, że…
- Kręci mi się w głowie, Ruuchan… – lada chwila….
- A! - … zaśnie.
- Chyba zapomniałam majtek z łazienki. – Może nie aż tak wielkie.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.08.16 0:59  •  Dom Harakawa - Page 3 Empty Re: Dom Harakawa
Ruuka stał oparty plecami o ścianę i liczył sekundy do wyjścia Ylvy. Podboje cudzych łazienek zwykle zajmowały jej bardzo krótko. Nie dbała przesadnie o swój wygląd, nie nakładała na twarz makijażu wykraczającego poza szybkie pociągnięcie tuszem po rzęsach. Jej usta były wyszczerzone w szerokim uśmiechu, ale czy nakładała na nie szminkę? Chłopak przesunął zimną ręką po karku i wypuścił powietrze przez zatrzaśnięte kły. Nie, nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek dostrzegł ją w czymś tak wyzywającym. Na żadnym zakończeniu szkoły nie zrobiła z siebie "bóstwa". Nie w znaczeniu, w jakim rozumiały to inne dziewczyny.
- Ruuchan?
Dłoń ześlizgnęła mu się z szyi, a głowa odchyliła się na bok. Przemknął pytającym wzrokiem po jej rozczochranych włosach i twarzy ściągniętej w... zmartwieniu? Mimowolnie przetarł nadgarstkiem oczy, żeby odegnać wszystkie obrazy przywoływane przez senność, a gdy ponownie na nią spojrzał, kładła dłonie na swoich piersiach, najwidoczniej próbując je wyeksponować.
Jakby jeszcze było co.
Ta myśl przemknęła mu mimowolnie. A przecież próbował zrobić dobrą minę do złej gry, bo uśmiechnął się, trochę zaskoczony, trochę niepewny, a trochę tak, jakby postawiła go w cholernie niekomfortowej sytuacji, co niespecjalnie mijało się z prawdą, skoro tylko dziś zebrało się jej na to piekielne tabu. Jeżeli sądziła, że między nimi nie było żadnych barier, to grubo się myliła. Były. Gigantyczne. Na pewnych płaszczyznach może nawet nieprzekraczalne. Do diabła, wymagała od niego za dużo. Szczególnie teraz, gdy był rozgromiony.
Ruuka odwrócił zażenowane spojrzenie na bok, kierując je gdzieś na balustradę; a przynajmniej w miejsce, gdzie powinna być, gdyby docierało do niej światło puszczone z łazienki.
- Znaczy... wiesz... – zaczął mozolnie. W głowie miał kompletną pustkę. Co się niby mówiło w takich sytuacjach? Myśl, do cholery, co byś powiedział swojej dziewczynie, gdyby pytała, czy wygląda dziewczęco?
Powieki nieco mu opadły.
Racja.
Wszystkie jego dziewczyny były dziewczęce. Ciężko byłoby mu patrzeć na taką, która ma w sobie więcej testosteronu niż on sam.
A do niedawna nie było to takie trudne, co?
Brew mu drgnęła na samą myśl, że wystarczyło sięgnąć o cztery lata wstecz, by ujrzeć komiczny obrazek. Pewnie nawet wtedy był skory do rozryczenia się na środku jezdni, bo starszacy musieli mu dokuczać. Gdyby nie Ylva, na samym wyśmiewaniu by się nie skończyło.
Teraz role się odwróciły. Sama zauważyła, że wyrósł, choć takie słowa wykrzywiły mu twarz w niezadowoleniu. Tak jakby proces trwał jeden dzień i tylko dlatego wcześniej tego nie dostrzegła.
- Myślę, że byłoby inaczej, gdybyś...
- Zresztą, kogo to obchodzi!
... nie była pijana – dokończył, automatycznie pochylając się nieco do przodu. Nie wiedział, że wskoczy mu na plecy. Mechanizm zadziałał sam z siebie. Uda dziewczyny zakleszczyły się na jego biodrach, a on zanim się obejrzał wsunął dłonie na nagą skórę tuż pod linią jej kolan. Może właśnie to nazywają "rozumieniem się bez słów", jakimś automatycznym scaleniem. Nie musiała pytać czy może, a on nie potrzebował żadnych informacji, żeby zdążyć się dostosować.
Może były tematy, których nie chciał pociągnąć, ale istniały też rzeczy, do których się wpasowywał od razu.
- Wiesz...
- Hmm? – mruknął, skronią naciskając klawisz wyłącznika. Światło zgasło, a on przez moment stał w jednym miejscu, przyzwyczajając się do ponownych ciemności, choć faktycznie mógł przejść do pokoju z zamkniętymi oczami.
Jej monolog trwał.
Ruuka poprawił sobie Ylvę na plecach, a potem ruszył przed siebie, na palcach mijając pokój Momoji. Słuchał Harakawy, ale jej słowa wydawały mu się dziwne, trochę nie na miejscu i przede wszystkim – niezwiązane z jakimkolwiek tematem.
Przecież on nawet nie myślał o braniu ślubu. Do diabła, nie myślał o tym, co będzie jutro, a miał wychodzić dziesięć lat w przyszłość? Bardziej martwił się tym, czy zda egzaminy szkolne, a jeżeli tak – czy przyjmą go na studia, a potem do wojska. Czy uda mu się w ciągu kilkunastu lat wyrobić do tego stopnia, by dostać zezwolenie na opuszczenie miasta.
Wyszedłby poza mury prowadząc olbrzymią, żelazną bestię. Wewnątrz pojazdu przemierzałby nieznany nikomu świat. Dotykał zwierząt, badał rośliny, walczył z wymordowanymi. Przynosiłby ze sobą historie, o jakich Ylvie się nie śniło. A na wyprawy zawsze zabierałby aparat, żeby pokazać jej zamknięte w zdjęciach fragmenty kompletnie innego życia.
W jego przyszłości nie było weselnej pieśni, białego garnituru i płatków róż wysypywanych przed pantofelkami panny młodej.
Zresztą, do teraz wszystkie panny młode, które sobie wyobrażał, miały twarz jego nauczycielki z przedszkola.
A to było kolosalne babsko z nadczynnością tarczycy i bicepsami co najmniej trzykrotnie szerszymi niż jego.
Wzdrygnął się i pewnie tylko dlatego Harakawa postanowiła przytrzymać się rzeczywistości. Problem w tym, że po odstawieniu jej, ostatnią wersją wydarzeń, na jaką by wpadł, było akurat TO.
- Ylva! – stęknął, automatycznie przytrzymując brzeg spodni, choć z drugiej strony nawet nie wiedział po co to robi. Dorastali razem. Pod prysznicem widywała go częściej niż jego poprzednia partnerka. Ba. Niż matka, która też nierzadko ładowała mu się do kabiny, żeby się doradzić w kwestii kupienia nowej farby do salonu.
- Ruuchan, Ruuchan!
Podniósł obie dłonie w niemal obronnym geście, chociaż wszystko wskazywało na to, że zrobił to tylko po to, by w razie czego złapać chwiejącą się na boki Harakawę. Wyglądała jak pasażer statku, który wpadł w wyjątkowo ruchliwe fale i zaraz miał się wygrzmocić do morza. Od samego patrzenia na nią łapał go choroba.
Podekscytowana dziewczyna chwyciła go jednak za nadgarstek, a nim Ruuka zdążył choćby wykrztusić pytanie, władowała go już na łóżku, samej włażąc pod kołdrę.
- Ylva, wiesz... To nie jest dobry pomysł. – Wymamrotanie tego sprawiło mu więcej trudności niż przypuszczał, ale odmowa wreszcie przepchnęła się przez ściśnięte z zawstydzenia gardło.
Wpatrywał się w jej rozchichotane oczy wystające ponad linię kołdry, a później zwrócił twarz przed siebie, zahaczając wzrokiem o ekran wyłączonego telewizora. W pokoju jak zawsze panował bałagan, w którym tylko Ruuka i Ylva potrafili się odnaleźć. Na wyświetlaczu routera dochodziła 4:20. Ostatnia cyfra zmieniła się na jedynkę, gdy chłopak opadł na swoją połowę łóżka i zamknął oczy.
- Co?
- ... majtek.
Zerwał się jak poparzony, dopadając do drzwi w nadświetlnej prędkości. Palce nacisnęły klamkę, a on wypruł do przodu, nagle zapominając o tym, by przy pokoju Momoji zachować szczególną ostrożność, więc walił piętami tak, jakby ujeżdżał dzikiego walenia i miotał się na nim po całym holu. Do łazienki wpadł na czuja, uderzając otwartą dłonią o kontakt. Światło zalało wnętrze, szczypiąc go w oczy i ładując pod powieki łzy, ale zdążył omieść łazienkę rozbieganym spojrzeniem kogoś, kto próbuje uciec przed jakąś obszernie nikczemną bestią, która dychała mu przez cały czas w kark.

Dziesięc sekund później był już z powrotem.
Ciężkie drzwi odcięły Ylvie drogę ucieczki. Wyłamał palce, stając w lekkim rozkroju, przodem do Harakawy.
- Ty mała wiedźmo – syknął, rozcapierzając palce jak szpony orła.
Dwadzieścia sekund później łóżko skrzypiało od ciężaru dwóch podskakujących i przepychających się ciał.
Po trzydziestu było po wszystkim.
Przytrzymywał jej udo jedną ręką, nadgarstek drugą. Domyślał się, że mogła próbować go ugryźć, więc na wszelki wypadek odsunął też brodę i ramiona z zasięgu jej wilczych szczęk. Tak przytrzymaną próbował zawinąć w koc, żeby uziemić ją w burrito.
- Leż, póki nie wymyślę, co z tobą zrobić. – Wywalenie przez okno? Nie wchodzi w grę. Schowanie do szafy? Prędzej zmieściłby tam dinozaura, pluton egzekucyjny i trzy nosorożce – czymkolwiek były – niż Ylvę i jej nadpobudliwość. Odniesienie do domu? Świetnie. Przez drzwi frontowe? Zamknięte zapewne? A patrząc po garderobie, Ylv kluczy przy sobie nie miała. To jak? Po drzewie?
Będzie musiała zostać – uświadomił to sobie z przerażeniem, przesuwając krótkimi paznokciami po jej nadgarstku. Wpatrywał się chwilę w dziewczynę, kiedy do uszu dobiegły pohukiwania.
Stuk. Stuk. Stuk.
Chłopak wyprostował ramiona tak gwałtownie, że coś strzeliło – i prawdopodobnie była to jakaś ważna kość w kręgosłupie. Ewentualnie jego nadzieja. Nie zdążył się dobrze odwrócić, a stukanie ustało, zastąpione przez ciche skrzypnięcie. Drzwi jęknęły, wpuszczając do środka rozczochraną jeszcze głowę, zapadnięte oczy i twarz z ustami, których kąciki skierowane były aż za bardzo w dół.
- Ruu...ka... - Postać o długich, prostych jak liniał włosach rozglądała się w absolutnych ciemnościach w poszukiwaniu swojego pierworodnego. - Jest czwarta nad ranem, a ty tak hałasu... su... su...
Brew Ruuki uniosła się odrobinę.
- Mamo, wyjdź.
Kobieta niespodziewanie się wyprostowała, przygładzając jedną dłonią nocną piżamę, a drugą włosy, jakby szykowała się na ważne wyjście w samym środku nocy.
- Oh, nie chciałam wam przeszkadzać! Nie wiedziałam po prostu... No nareszcie! - Klasnęła nagle w dłonie, a po jej zaspaniu nie pozostał nawet ułamek wspomnienia, co mimowolnie zaskarbiło sobie u Ruuki cień podejrzenia. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując chyba wszystkie zęby. - Mamusia jest dumna! - niemal krzyknęła, choć jeszcze przed sekundą wspominała coś o byciu zbyt hałaśliwym i nagle szarpnęła za klamkę, wychodząc z pokoju z hukiem drzwi. Aż dziw, że nie wyrwała ich razem z framugą.
Kyouryuu zacisnął na moment usta, trawiąc sytuację. Powoli zsunął rękę z uda Harakawy, która dotychczas przyciskała nogę rudowłosej do materaca, szczeólnie po tym, jak niemal uderzyła go w brzuch, a zaraz puścił też brzeg kołdry, która w szamotaninie zsunęła się z ciała dziewczyny, choć pierwotny zamiar miał być przecież kompletnie inny.
- Stoi tam – mruknął niechętnie, przyglądając się drzwiom. Znając matkę i jej niebotyczne pokłady energii – ślęczała tam z twarzą przyciśniętą do drewna, z nadstawionym uchem, które tylko czekało na jakikolwiek znak z wewnątrz i wypiętym tyłkiem. - Teraz już musisz być cicho. – Gorące powietrze opadło na szyję Harakawy, gdy spuścił głowę między ramiona, wzdychając przy tym przeciągle. - Coraz mniej cię rozumiem, wiesz?
Ruu, ona jest pijana. Nie zapamięta nic z tej rozmowy.
Zmęczenie zmatowiło czarne tęczówki, które nakierowały się prosto na twarz Harakawy, podświadomie doszukując się jakichkolwiek poszlak, przynajmniej jednej odpowiedzi na setki pytań dobijających się teraz do zaspanego i wyczerpanego umysłu. Ciche przekleństwo przetoczyło się przez jego gardło, ale zatrzymał je w ustach, zaciskając mocno szczęki. Mięśnie napięły się, gdy zwijał dłonie ułożone po obu bokach Ylvy w pięści i jeszcze przez chwilę trwał w niemal kompletnym bezruchu, dając sobie czas na odrzucenie "tej" opcji.
Po prostu nie.
Ciało przechyliło się na bok, nim gwałtownie nie runął na materac. Sprężyny skrzypnęły szybko i znów zrobiło się cicho. Przynajmniej do czasu, jak Ruuka nie wskazał palcem za siebie, prosto na drzwi.
- Jej też nie rozumiem. A jutro będę się musiał z tego gorzko tłumaczyć, Ylv. – Znów zacisnął usta. Mrowiły go wargi.
"Nawet pod groźbą tortur".
- Powiedz mi. – Miał zamiar o to poprosić, ale "prośba" zamieniła się raczej w syk. - Co ja ci do licha zrobiłem?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.09.16 20:22  •  Dom Harakawa - Page 3 Empty Re: Dom Harakawa
Mówiła wiele, jednocześnie nie uraczając ciemnowłosego żadnymi składnymi zdaniami. A każda nowa informacja wypierała poprzednią, aż ostatecznie te, które padły jako pierwsze, stawały się jedynie echem balansującym w upojonym alkoholem umyśle Ylvy. Skoro już teraz nie pamiętała tego, co powiedziała tuż po przybyciu do pokoju swojego przyjaciela, to jakim cudem miałaby pamiętać nad ranem?
Mimo wszystko istniało spore prawdopodobieństwo, że pamięć tym razem spłata jej figla, wywołując w dziewczynie ciężkiego kaca moralnego, po którym nie będzie w stanie od razu się podnieść. Może będzie pamiętała bladą skórę chłopaka, który wystrzelił z pokoju jak rażony prądem, by jak najszybciej odnaleźć jej „zagubioną” bieliznę, która to ostatecznie znalazła się na swoim miejscu.
A potem będzie się z niego śmiać. Jak zawsze.
Czas, w którym nie było Ruuki w pokoju, choć w rzeczywistości zamykał się w zaledwie paru sekundach, dla rudowłosej ciągnął się wyjątkowo długo. Zamknęła powieki, czując, jak wszystko dookoła niej kręci się i wiruje, posyłając ją wprost w objęcia Morfeusza. I gdyby Ruuka nie odezwał się, z pewnością w najbliższych paru minutach spałaby sobie w najlepsze.
- Hm? – mruknęła rozleniwiona uchylając jedną powiekę. Ale chłopak nie dał jej czasu na kolejne słowa, kiedy przystąpił do ataku. Instynkt Ylvy zadziałał samoistnie. Zaczęła rzucać się w łóżku niczym ryba wyciągnięta wprost z wody bądź zawodnik wrestlingowy, nie zamierzając się poddać bez walki. Choć z boku zapewne wyglądało to dość…. zabawnie.
Gdy było już po wszystkim, starała się złapać rozszalały oddech, czując, jak rude kosmyki włosów wpadają jej do oczu i ust. Spróbowała się poruszyć, ale, nie oszukujmy się, Ruuka był od niej silniejszy. Gdzie te czasy, kiedy to ja górowałam nad nim? Naparła dłonią na jego twarz, a jeden z jej palców znalazł się w ustach chłopaka, rozciągając jego policzek do tyłu.
- Zginiesz, jak tylko mnie puścisz. – zagroziła, a w jasnych oczach zapłonął zadziornych płomień.
Ale w tej jednej sekundzie zdała sobie z czegoś sprawę. Z czegoś bardzo ważnego.
Ruuka nie był już małym chłopcem. Leżąc właściwie pod nim, nie potrafiąc zrzucić go z siebie, zdała sobie sprawę, jak bardzo jest słaba i drobna w stosunku do niego. Uczucie ciepła buchnęło niespodziewanie w jej twarz. Nie byli już dziećmi, nie….
Skrzyp
Odwróciła głowę w bok, a wszelka plątanina chaotycznych myśli ulotniła się w jednej sekundzie.
- A! Dzień dobry pani Koryu! – rzuciła radośnie. Nie czujesz zażenowania, Ylv?
Oczywiście, że nie. No bo czemu tu czuć zażenowanie? Przecież wielokrotnie spała z Ruuką w jednym łóżku. Ale nie jesteście już dziećmi
- Do widzenia pani Koryu! – przerwała wreszcie ciszę, która zapadła tuż po nagłym wyjściu kobiety. Lubiła ją. Odkąd pamiętała, zawsze, gdy wpadała do chłopaka, nawet za czasów szczeniaka, przynosiła im jakiś sok albo coś dobrego do schrupania. Tej kobiety po prostu nie dało się nie lubić, choć, oczywiście, wiedziała o jej problemach i o tym, co wielokrotnie wyprawiała w domu. To były jedyne momenty i chwile, kiedy czuła palącą wściekłość ukierunkowaną w stronę matki Ruuki.
- Dobrze wygląda. – skwitowała kiwnięciem głowy, jakby ten jeden gest miał wszystko załatwić. A w przeciwieństwie do Ruuki, nie zdawała sobie najmniejszej sprawy z tego, z czego chłopak będzie musiał rano się tłumaczyć.
Nie jesteście już dziećmi.
Przekręciła się na bok, gdy wreszcie odzyskała wolność i podłożyła sobie ramię pod głowę, spoglądając w ciemne oczy Ruuki. Nie rozumiał? Ale…
- Ruuchan? – ona też nie rozumiała. Tego wszystkiego. Coś się zmieniało, coś uciekało jej prze palce niczym woda. I chociaż nie wiedziała co to, czuła, że nie chce i nie może tego stracić. - Nie wiem o co ci chodzi, Ruu. - westchnęła ciężko i wyciągnęła w jego stronę wolną dłoń. Wsunęła palce w jego włosy, powoli przesuwając nimi wzdłuż ciemnych pasm. Lubiła jego kręcone włosy. Były bardziej niesforne i butne od prostych. Walczyły do ostatniej chwili, oplatając się dookoła palców, nie chcąc dać za wygraną. Nie były uległe.
- Powiedziałam już, Ruuchan. Nie powiem ci. Nie mogę. – zmrużyła niebezpiecznie oczy, zahaczając palcem o gumkę, którą zsunęła z jego włosów rozpuszczając na blade ramiona chłopaka. Podniosła się do pozycji siedzącej i wsunęła gumkę pomiędzy wargi, by zwolnić dłonie, którymi zaczęła zgarniać rude kosmyki w coś, co prowizorycznie miało przypominać warkocz.
- Może kiedyś ci powiem. Ale teraz… – spojrzała w stronę drzwi, a przez jej twarz przebiegł dziwny cień, który na dwie sekundy dał ułudne wrażenie, że w tym jednym momencie Ylva otrzeźwiała. Spięła włosy gumką i ponownie ułożyła się na boku , przodem do niego.
To mogłoby wszystko zniszczyć, prawda?
- Zapomnij o tym, Ruuchan. – mruknęła czując poniekąd dziwną winę osiadającą na jej ramieniu, że nie potrafiła kontrolować swojego pijackiego potoku słów.
- Co miałeś na myśli mówiąc, że mnie nie rozumiesz, Ruuchan? – zapytała tak cicho, że jej głos równie dobrze mógł zostać uznany za psikusa zmęczonego umysłu. Przysunęła się nieznacznie, wsuwając głowę pod jego brodę, łaskocząc ciepłym oddechem jego nagą skórę. - Pamiętasz? Dawniej bardzo często nocowaliśmy u siebie wzajemnie. Czasami tęsknię za tymi czasami. – Beztroskimi. Nieświadomymi. Wtedy byli pewni, że świat należy do nich. Przesunęła delikatnie paznokciami po jego boku, rysując niewidzialne szlaczki po jego chłodnej skórze. - Zimno ci?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.09.16 2:21  •  Dom Harakawa - Page 3 Empty Re: Dom Harakawa
Sytuacja była dziwna. Ich relacja zaczynała być dziwna. Dziwne było nawet to, że zbiegiem okoliczności pojawiła się tu matka, a wraz z nią – setki wyobrażeń na temat, który nigdy nie będzie mieć miejsca. Drażniące samo w sobie, choć Kyouryuu nie miał szans, by wygładzić teraz wszystkie fałdy niepowodzeń. Uznał nawet, że najbezpieczniej będzie przeczekać.
On. Osoba, która brała sprawy w swoje ręce nawet wtedy, gdy sytuacja wydawała się beznadziejna.
- Nie powiem ci.
- Jasne.
- Nie mogę.
- Okej.
- Może kiedyś ci powiem, ale teraz... Co miałeś na myśli mówiąc, że mnie nie rozumiesz, Ruuchan?
Zaśmiał się.
- Idź już spać.
Może on też nie mógł.

Nie musiał długo czekać, by świadomość Ylvy umarła, posyłając ją na łóżku. Miarowy oddech padł na wyciągniętą pod usta dłoń czarnowłosego, który – mając już pewność, że dziewczyna zasnęła – podniósł się z kanapy i wyszedł z pokoju.
Nie tym razem.
Byłoby zbyt łatwo.

Nad ranem – jeszcze przed szóstą – dom wypełniło skwierczenie i zapach bekonu. Ruuka jęknął pod nosem, naciągając koc aż po uszy i nos, ale nawet to nie uchroniło go przed nieuniknionym.
Pani Miyuri, w pastelowo różowym fartuchu, podniosła ręce i zebrała długie kosmyki czarnych włosów, wiążąc je w niedbałą kitkę. Gdyby ktokolwiek z pracy ją teraz zobaczył, pewnie by nie rozpoznał kobiety, którą stawała się po wyjściu z domu. Zawsze ściągała włosy w ciasny kok, a szczupłe nogi kryła pod ołówkową spódnicą, idealnie wyrysowując swój obraz rzetelnej bizneswomen. Widok roztrzepanych włosów i krótkich spodenek musiał być szokiem dla każdego. Szczególnie dla Ruuki, który w końcu podniósł się na kanapie i zerknął za oparcie, w kierunku kuchni.
- Co ty robisz o tak wczesnej porze? – wymamrotał niewyraźnie, próbując odszukać ręką własną twarz.
Matka chłopaka odwróciła głowę i spojrzała przez ramię prosto na niego. Jej uśmiech otworzył mu szerzej oczy.
- Och, obudziłam cię? – Chwyciła za rączkę patelni, przestawiając widelcem posykujące na czarnej powierzchni bekony. – To dla mnie. Ale zrobię też dla was. Na co macie ochotę?
- "My"? – stęknął, tym razem macając koc, by znaleźć jego róg. - Momoji pewnie zje płatki, a Haru-
Przerwał, gdy rozbrzmiał pełen rozbawienia chichot.
- Daj spokój, Ruuka! – Cmoknęła pełnymi ustami. – Już ja wiem, co się kroi! Powiedz mi tylko... czemu śpisz na kanapie? W salonie?
Chłopak spuścił wzrok, przyglądając się tępo położonym na kocu dłoniom. Czuł mrowienie w opuszkach palców i nie przestawało opuszczać go uczucie, jakby o czymś zapomniał. Albo lepiej – jakby coś strasznego czaiło się za jego plecami i znikało za każdym razem, gdy decydował się odwrócić.
- Ylva śpi w pokoju. – Czemu więc nie spał z nią? To nie pierwszy raz. - Rozwalała się, więc zszedłem na dół.
Pani Miyuri przytknęła wierzch dłoni do ust. Nie usłyszał śmiechu, ale patrząc na jej drżące ramiona, mógł śmiało uznać, że powstrzymywała się przed tym, by pokazać, jak bardzo...
- Bawi cię ta sytuacja – skwitował kwaśno, dokańczając myśl. Zirytowany złapał w końcu brzeg koca i wyciągnął nogi spod nakrycia, dopiero zdając sobie sprawę, jak było mu gorąco. W całym domu musiało być duszno, ale tutaj, w oparach "śniadania", było nie do zniesienia. Skomentował więc coś o tym, że powinna zająć się żarciem, a nie wtrącać nos w nieswoje sprawy, przeciągnął się, rozprostowując zastałe kości i wstał, rozglądając po pomieszczeniu. Było dokładnie takie samo, jak zawsze. Nocował tu tysiące, miliardy razów – szczególnie za dzieciaka, gdy z Ylvą oglądali horrory. Na dole było "bezpieczniej". Bo bliżej do pokoju matki.
Teraz ta sama matka wydawała mu się potworem o wiele groźniejszym, niż postacie z głupich filmów, a całe pomieszczenie stało się klatką.
- Patrzysz na mnie – mruknął, zawiązując ciaśniej spodnie. - Wiesz, że to nic nie da? Za dużo sobie dopowiadasz.
- Oj, Ruuka! Myślisz, że ja nigdy nie byłam młoda?
- Nadal jesteś młoda.
Odwróciła się raz jeszcze, tym razem posyłając mu zaskoczone spojrzenie.
- Naprawdę tak sądzisz?
Ale chłopaka dawno nie było w pomieszczeniu. Usłyszała tylko, jak bose stopy uderzają o kolejne stopnie schodów, a potem całą wyprawę uwieńczono trzaskiem zamykanych drzwi. Miyuri uśmiechnęła się pod nosem, wracając do robienia posiłku.

- Hej. – Ni to szept, ni to pomruk wytoczył się z gardła Ruuki, który z ręką na ramieniu Ylvy, próbował ją dobudzić. - Wstawaj, śpiąca królewno. Nikt cię tu nie obudzi pocałunkiem, a jeśli za dwadzieścia minut nie doprowadzisz się do porządku, śniadanie na dole wystygnie. O ile jesteś w stanie coś przegryźć po wczorajszych imprezach.
Ostatnie zdanie prześlizgnęło się już przez jego zęby, które zacisnął w nagłym zirytowaniu.
- Zresztą, wszystko mi jedno. Złaź na dół, czekamy.
Po tych słowach chwycił z oparcia krzesła obrotowego, które odjechało od biurka tak daleko, bluzę i narzucił ją na nagie ramiona. Obrzucił jeszcze Ylvę taksującym spojrzeniem, mówiącym samo przez się: zrób to dla mnie. Zachowaj pozory.

Ale zachowanie pozorów, jakkolwiek Ylva by nie wyglądała, nie miało tu żadnego sensu. Pół godziny później w strefie kuchennej, przy dużym stole, matka Ruuki nie ściągała spojrzenia z rudowłosej, przyglądając się jej tak nachalnie, że ciszę w końcu przerwało odchrząknięcie jedynego samca w domu.
- Sondujesz ją. – Przywołał ją do porządku na tyle, by zwróciła swoje ciemne, brązowe spojrzenie na twarz syna. - To niefajne.
- Może - mruknęła kobieta, wspierając policzek na schludnej dłoni. Jej porcja była praktycznie nietknięta; zbyt się zajęła doglądaniem tego, czy Ylva zje wszystko, co miała na talerzu. – Ale... mam za to bardzo dobre wieści.
Kyouryuu przesunął na bok zielsko i zaczął wygrzebywać omlet.
- To znaczy?
Zawsze, gdy słyszał "dobre wieści" lądował w szpitalu. Albo jako poszkodowany, albo z poszkodowanym. Tym razem spodziewał się czegoś podobnego, więc gdy matka wstała od stołu i przeszła do komody blisko telewizora, nie spuścił jej z pola widzenia nawet na moment. Uniósł za to brew, gdy zwróciła się frontem do ich dwójki, machając podłużnymi, kolorowymi papierkami.
- Bilety – wyjaśniła, rozkładając je w wachlarz. – Co wy na to? Na koncert. Ylva, pożyczę ci sukienkę! Mam idealną dla ciebie! Podkreśli twoje-
- Wezmę trzy - wtrącił się, jeszcze nim pani Miyuri zdążyła się rozklekotać. Potem zwrócił się do Ylvy, posyłając jej znaczące spojrzenie. - Napiszę do Verity. Może pójdzie z nami.

Ylva, chcąc nie chcąc, została napadnięta przez matkę chłopaka, który zdążył wrócić na pierwsze piętro, wziąć prysznic, doprowadzając się tym samym do względnego porządku, a finalnie – zejść na dół i wrócić w połowie jej krwiożerczego ataku na Harakawę. Schodząc po stopniach usłyszał, jak bose stopy własnej rodzicielki przecinają dom. Kiedy pojawiła się w aneksie, w dłoniach trzymała kilka oprawionych w folie ubrań, na których widok twarz czarnowłosego ściągnęła się w wyrazie bólu.

- Ylv – zagadnął jeszcze, stając przed drzwiami jej domu. Spojrzał wtedy na dziewczynę spod rozwianej grzywki i wzruszył lekko barkami. - Ona tak ma. Ale chce dobrze. Wiesz, nie? – Zacisnął na moment usta, czując mrowienie warg. - Wpadnę o 18.

zt + Ylva
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.17 0:43  •  Dom Harakawa - Page 3 Empty Re: Dom Harakawa
Zamknęła cicho drzwi za wychodzącym Reijim. To były trzy, długie godziny. Mimo to, nie odczuwała ani krzty zmęczenia. Nawet, jeśli to była nauka, za którą niekoniecznie przepadała. Zwłaszcza za matematyką. Inna sprawa, że tym razem z lekcji praktycznie nic nie wyniosła. Chyba że zaliczała się do tego uważna obserwacja poruszających się ust podczas tłumaczenia, długich palców, które nakreślały w zeszycie kolejne wzory do obliczeń, czy też skupianiu się na delikatnej woni, jaka otaczała chłopaka.
Wparowała do pokoju radośnie i odetchnęła, wciąż czując unoszący się w pokoju jego zapach, sięgnęła po telefon, by pospiesznie wystukać kilka słów do Ruuki, relacjonując mu cały dzień. To nie tak, że miała nadzieję, że wreszcie się do niej odezwie… już od prawie dwóch tygodni zaakceptowała jego milczenie. Ale to nie oznaczało, że pogodziła się i wybaczy mu to od razu. Na zewnątrz uśmiechała się i dookoła szerzyła, że z Ruuką wszystko dobrze, a nie odzywa się dlatego, że jest bardzo zajęty. Ale wewnętrznie….
Uniosła spojrzenie w stronę okna, gdzie pokój naprzeciwko ział ciemnością i pustką. Wylewającą się, pochłaniającą… Na tę drobną chwilę w jej oczach pojawił się smutek, na który nie pozwalała sobie każdego, normalnego dnia.
- Głupi Ruuchan. – burknęła pod nosem, rzucając telefon na łóżko, po czym opuściła swój pokój. Ciche kroki rozległy się w korytarzu, kiedy zaczęła zeskakiwać ze schodków, uważając, aby nie zbudzić matki, która jak każdego dnia była pogrążona w głębokim śnie. Miała jeszcze z dobrą godzinę, kiedy pan Takada przywiezie chłopców z treningu. Co prawda powinna przygotować coś do jedzenia, ale…
Szarpnęła drzwiami od zamrażalki, skąd wydobyła skrzętnie ukryte pudełko z lodami czekoladowo-miętowymi przed spojrzeniem Kouty. Chichocząc pod nosem jak opętana, że udało jej się to, zgarnęła jeszcze łyżkę i niemal tanecznym krokiem wróciła do swojego pokoju, zamykając drzwi nogą. Była w drobnym nastroju. Mimo wszystko. Trzymając w ustach łyżkę z lodami, włączyła muzykę i zaczęła przeglądać szafę w poszukiwaniu odpowiednich ubrań na jutrzejszy dzień. Tym razem korepetycje miały odbyć się u niego. Musiała jakoś wyglądać. Przyzwoicie. Nucąc pod nosem spojrzała na swoje odbicie w lustrze, kiedy do ciała przycisnęła bladoczerwoną sukienkę na ramiączkach, sięgającą kolan z małymi wstążeczkami. To ten [i]kawaii[i] typ, który cholernie podobał się japońskim facetom. Z tym, że Ylva niekoniecznie lubiła się w takich rzeczach. Sukienkę dostała kiedyś od matki i miała ją na sobie aż… zero razy. Nie myśląc zbyt wiele, złapała za legginsy i jednym ruchem zsunęła je z tyłka, po czym ściągnęła z siebie koszulkę, wkładając za to sukienkę. Odwróciła się w niej parę razy, na dłużej zatrzymując tyłem do lustra, by spojrzeć na inne rejony swojego ciała.
- Hm…. Chyba powinnam stracić parę kilogramów. – odwróciła się przodem, tym razem oglądając przód. - A tu przytyć…. – i jako potwierdzenie swoich nowych postanowień, wpakowała do ust kolejną porcję lodów.
- W imię siły najwyższej! Idźcie w cycki! – rzuciła zaklęcie wyrzucając rękę dzierżącą łyżeczkę w górę, jak superbohater przywołujący jakieś super moce. Zsunęła z siebie sukienkę, zarzucając na siebie na powrót koszulkę, tym razem przeglądając szorty.
- To chyba będzie bezpieczniejszy wybór. – zamruczała do siebie, a obok niej pojawiała się coraz większa kupka ciuchów. Ostatecznie siedząc w pierwszym wydaniu, odpaliła telewizję, żrąc lody, i oglądając odcinki japońskiej dramy.
- Tomo-chan, kretynie *sniff* czemu zdradzasz Yukę *sniff* Nie możesz wyjechać *sniff*
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.17 0:45  •  Dom Harakawa - Page 3 Empty Re: Dom Harakawa
Od kwadransa leżał na łóżku, bezmyślnie patrząc się w sufit.
Matka tradycyjnie ciągnęła się za nim aż do drzwi, które zamknął jej tuż przed nosem. Wiedział, że chciała jedynie z nim „poprzebywać” - jak zawsze zresztą – jednak tym razem był przede wszystkim zbyt zmęczony, żeby użerać się z miliardem pytań, na które sam nie znał odpowiedzi.
Dlaczego nie pisałeś? Jak w szkole? Jak nauczyciele? Masz przyjaciół? Co ze stopniami? Pewnie jest ciężko. Bardzo? Przytyłeś. Widać to na twojej twarzy. I te ramiona... Były takie chude. Naprawdę wystarczyły trzy miesiące, żebyś nabrał mięśni? Oh, nigdy nie byłeś chuchrem, ale teraz...
Ruuka wpatrywał się uparcie w doklejone do sufitu gwiazdki, które po zgaszeniu lamp świeciły się jeszcze jakiś czas na mdłą zieleń. Nagabywanie matki praktycznie kompletnie zanikło; tylko echo jej głosu odbijało się nieustannie gdzieś w tyle czaszki nawet mimo tego, że rodzicielki nie było już w pobliżu. Wkrótce i ono umilkło. Został więc sam w ciemnym pokoju, w ubraniach wyjściowych i rozłożonymi na boki rękoma. Za dzieciaka oboje, Ylva i Ruuka, asekurowani przez matkę chłopaka, próbowali przykleić całą masę fluorescencyjnych planet, gwiazd i księżyców do płaskiej powierzchni sklepienia pokoju – większość poodpadała i tylko cztery sztuki utrzymały się w kompletnie losowych miejscach. Parę minut temu zbladły do końca; mniej więcej w tym samym czasie nadgarstek przestał być atakowany przez wibracje.
Kiedy Ylva rozprawiała się właśnie ze swoim odbiciem w lustrze, czarnowłosy podciągnął się wreszcie na łokciu i uniósł przegub, na którym znajdował się identyfikator. Nie czytał wiadomości od przyjaciółki od jakiegoś czasu, choć ta nie szczędziła mu dziennej porcji maili. Nawet podczas rozmowy z Verity co jakiś czas czuł charakterystyczne mrowienie skóry, które starał się ignorować, ale nie zawsze utrzymywał myśli na wodzy.
Nad tym będzie musiał jeszcze popracować.
Do takiego wniosku doszedł szczególnie po tym, jak wyświetlił ostatni z tekstów.
„... był dziś u mnie!”.
W czarnych tęczówkach odbijał się ekran hologramu; poza tym pustka.
Był u niej, co?

Harakawa wciskała akurat kolejną porcję lodów do ust, kiedy do jej okna zastukała pięść. Dwa razy. Przerwa. Raz. Przerwa. Dwa razy. Stop. I znów raz. Sekwencja znana jeszcze z czasów, gdy chodzili w tych samych mundurkach. Z czasów, gdy spotykali się o siódmej pięć tuż przy rozłożystym drzewie z mocnymi gałęziami i wsiadali na siodła rowerów. Kto ostatni w szkole...
Potrząsnął głową. Co tak długo robiła? Lody się rozpuszczą. A nie po to przechodził przez jaskinię smoka, żeby okazało się to nic niewartym narażaniem życia. Nie chciał nawet myśleć co by się stało, gdyby matka nie usnęła na kanapie przed włączonym telewizorem, tylko czekała na niego w aneksie kuchennym. Nie wspominając o tym, że wygrzebał ostatnią porcję lodów czekoladowo-miętowych z lodówki supermarketu przy okazji wyładowując połowę towaru na poziomą szybę urządzenia, byle udało mu się dotrzeć do głębszych warstw.
Zniecierpliwiony obrócił wolną rękę i podważył okno. Wiedział, gdzie powinien nacisnąć, aby móc bez problemu je uchylić; pod warunkiem, że Ylva nie postanowiła zamknąć go od środka.
Ale kiedy ostatnim razem postanowiła się tak zabezpieczyć?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Dom Harakawa - Page 3 Empty Re: Dom Harakawa
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach