Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Pisanie 23.06.17 0:47  •  Dom Harakawa - Page 4 Empty Re: Dom Harakawa
Pukanie zbiegło się z krzykami na ekranie, kiedy Tomo opuścił miasto. Zimny chłód wiosennego wieczoru, który wpłynął do pokoju wraz z otwartym oknem, poruszył zasłonami, poniewierając paroma rozrzuconymi kartkami po podłodze. Ylv odgarnęła nieco rozwichrzone włosy, odwracając się nieco zbyt gwałtownie, w pierwszej chwili myśląc, że to włamywacz. Skrzętnie, do samego końca, nie potrafiła dopuścić do siebie nadziei, że Ruuchan wrócił. Bała się ewentualnego rozczarowania. Jak każdy.
Ale on wrócił.
Pomimo mroku panującego na zewnątrz, poznała go od razu.
- Ruuchan…? – poruszyła ustami, w chwili, kiedy chłopak wgramolił się do środka. Nie, „wgramolić” to nie było odpowiednie słowo. Z dziwną gracją i łatwością. Jakby płynął. Jakby takie małe przeszkody nie robiły już na nim jakiegokolwiek wrażenia.
- Ruuchan! – dodała głośniej, błyskawicznie zrywając się z ziemi I podbiegła do niego, chociaż ostatecznie zatrzymała się w odległości jednego kroku.
Wiele razy wyobrażała sobie, jak mu nagada, kiedy wreszcie się spotkają. Nagada mu tak, że aż w pięty mu pójdzie, przy jednoczesnym mordowaniu go. Taki był plan. W teorii. W praktyce wyglądało to nieco… inaczej.
Zmienił się.
Nie umiała tego wytłumaczyć, ale w jego spojrzeniu było coś innego. Tak samo w jego postawie. Mimice. Jakby nie było go trzy lata, a nie tylko trzy miesiące, które przecież były niczym na taśmie czasu. A jednak.
Wpatrywała się w niego przez dłuższy czas, chaotycznie myśląc, co powinna powiedzieć, zrobić. Coś musiała.
- Masz przechlapane. – w końcu się odezwała, opierając obie dłonie na swoich biodrach, marszcząc przy tym brwi. - Obiecałeś się odzywać. Co, zapomniałeś mojego numeru? I nie, nie, nie. Nie przyjmuję tłumaczeń w stylu, że nie miałeś czasu. – dodała wyciągając otwartą rękę przed siebie, w ewentualnym geście zatrzymania. Zerknęła na niego i wyszczerzyła się szeroko.
- No pokaż się. Hehe, włosy ci urosły – rzuciła wesoło i stanęła lekko na palcach, żeby poczochrać go po smolistych kosmykach, budząc je do własnego życia.
Od kiedy muszę przy nim stawać na palcach?
- Wooo, wyglądasz jak android, ahahahaha – roześmiała i zaczęła uderzać go otwartą dłonią w lewę ramię, nie szczędząc przy tym siły.
- Ahahaha, trzeba było zadzwonić, ugotowałabym ci coś. Ostatnio coraz lepiej wychodzi mi kurczak curry, haha. Wiem, że to jedno z twoich ulubionych dań. Musisz spróbować, haha… ha.. – dłoń przestała wreszcie go klepać i powoli przesunęła się na jego klatkę piersiową, gdzie zacisnęła palce, marszcząc materiał.
- Musisz. – pierwsze łzy utorowały sobie drogę, łącząc się na brodzie, by ostatecznie zniknąć w miękkim dywanie. Zrobiła krok, łapiąc drugą dłonią za, i tak już pognieciony materiał i uniosła nieco jego tshirt, w którym ukryła twarz wyrażającą chwilę słabości. Ramiona zadrżały niespodziewanie, i choć hamulce wreszcie puszczały, nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Żadnego lamentu, jęku, krzyku. Nawet pachniał inaczej.
Ciszę przerwało dopiero ciche pytanie, w które wkradło się wręcz namacalne zwątpienie.
- Naprawdę tu jesteś?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.17 0:47  •  Dom Harakawa - Page 4 Empty Re: Dom Harakawa
Położył siatkę z pudełkiem lodów na parapecie.
— Ruuchan?
Bose stopy uderzyły o podłogę. Niemo. Prawie tak, jakby nic nie ważył, choć w rzeczywistości urok tkwił w umiejętności manewrowania swoim ciałem tak, aby ciężar danej części przenieść w odpowiedni rejon w konkretnym czasie. Bezszelestne poruszanie się opanował do perfekcji; i tylko wiatr na dworze zawył, szarpiąc za słabsze gałęzie drzewa łączącego oba budynki. Ruuka uniósł wtedy czarne spojrzenie. Jej twarz była taka sama. Przez trzy miesiące niewiele się zmieniła.
Nie mogło być inaczej.
A jednak zatrzymała się o krok przed nim i w jego oczach błysnął stłumiony żal. Spodziewał się kazania, które postawi na nogi cały dom. Krzyków i wyzwisk, pięści lądującej gdzie popadnie, tupania, zaciskania ust i wykrzywiania ich przy następnej obeldze. A zamiast tego się wpatrywała. Na długą, śmiertelnie rozciągniętą w czasie, chwilę stali oddzieleni niewidzialną barierą. Nie potrafił określić, czy jej spokój jest przerażający, czy irytujący – wiedział jednak, że go oceniała.
Ona. Osoba, u której nigdy nie musiał zaliczyć testu, aby być wystarczającym.
— Masz przechlapane.
Kącik ust mu zadrżał; powstrzymał jednak uśmiech w samym zalążku. Dobrze było za to słyszeć jej głos po tak nieznośnym milczeniu. W duchu obstawiał, że zaraz się przełamie. Zacznie to, co powinna zacząć gdy tylko go ujrzała, jednak zamiast tego litania ledwie się zaczęła, a już dobiegła końca.
Co się między nimi, do jasnej cholery, działo?
Nawet nie drgnął, kiedy oparła o niego dłoń. Kątem oka wychwycił bezbarwny lakier na dłuższych niż zazwyczaj paznokciach. Ręce, które trzy miesiące temu w każdej chwili mogły mieć zdarte do krwi knykcie, teraz wydawały się obco zadbane i dziewczęce.
— No pokaż się.
Uniósł z powrotem spojrzenie na jej twarz, lekko pochylając głowę do przodu, by ułatwić jej cały ten chory zabieg. Przeczesywała mu włosy i mierzwiła je pod każdym kątem, nadmiernie wesoła i zbyt optymistyczna. Oczywiście, taką ją zapamiętał – taką była przez całe ich życie. Pełna werwy, wyszczerzona, samolubna. Robiła co chciała i zazwyczaj wychodziło to na jej korzyść. Ale teraz?
Andro...
Resztę zagłuszył jej nagły wybuch śmiechu, na który zmarszczył brwi i wykrzywił wargi w kwaśnym grymasie. Nigdy nie przeszkadzała mu jej nadmierna pewność siebie i te ciągłe chichoty po kątach; w obecnej sytuacji wyczuł jednak coś sztucznego. Sam nie wiedział, czy to ona się do czegoś zmuszała, czy on przestał pasować do ich „idealnego” obrazka. Było to jednak coś, co powodowało drapanie w gardle i ścisk trzewi.
Ylva zachowywała się dziwnie.
Jak ktoś zupełnie obcy. Ktoś, kto...
— Musisz.
Zacisnął zęby, z tępym niezrozumieniem patrząc, jak w kącikach jej oczu rosną łzy. Uczono go jak odbezpieczyć broń i wycelować w ruchomy cel, poznawał teorie rozbrajania bomb i potęgę zwykłego noża. W szkole wojskowej nie mówiono za to, jak poradzić sobie z prawdziwym niebezpieczeństwem. Jedyną linią obrony okazały się mięśnie – napięły się, prostując jego plecy i ramiona. Na piersi czuł znikomy ciężar.
W tej chwili nienawidził Harakawy. Zbyt łatwo jedną reakcją zniszczyła trzy miesiące karkołomnej pracy, trzy miesiące znoszenia obolałych mięśni i przyzwyczajania ręki do ciężaru pistoletu. Niemal na pstryknięcie palcami uniósł dłoń i oparł ją o jej głowę. Zawsze miała tak miękkie włosy? Był pewien, że nie. I jej zapach był jakby inny.
— Naprawdę tu jesteś?
Nawet jej szept zdawał się...
Naprawdę – przytaknął, tonem schodząc niemal do szeptu. Głos miał jednak nieswój, zachrypnięty i bardziej szorstki; jak ktoś, kto powstrzymuje się, by zwykłego słowa nie zamienić w rozkaz. — I nie po to przyjechałem, żeby widzieć cię w takim stanie. Przecież wszystko się układa.
Palce wplątały się w rude pasma. Rzeczywiście były bardziej miękkie. Niemal płynne. Nie był zresztą głupi; domyślał się, co mogło być tego zasługą i na samą myśl rysy twarzy tężały od zaciskania szczęk. Ruchy dłoni miał jednak zaskakująco delikatne; wkładał resztki wysiłku, aby ująć jej twarz w ręce i odsunąć ją od swojej koszulki.
Kiedy Ylva ostatnim razem szczerze płakała?
Zadarł głowę dziewczyny, szukając spojrzenia, nawet jeśli byłby zmuszony dostrzec jej przeszklone oczy, w których wcześniej widywał tylko gorejący entuzjazm i pewność we własne możliwości. W ich możliwości. Nie, nie pamiętał, by przez ostatnie lata się złamała. Była zbyt silna, zbyt dumna, żeby się przed nim obnażyć.
Mrużąc powieki oparł swoje czoło o jej, na moment zaciskając lekko usta, jakby hamował zdanie, które się na nie ciskało. Dawniej nie zauważał takich błahych szczegółów jak to, że jej tęczówki mają naprawdę intensywny kolor. Ani nie dostrzegał faktu, jak duże ręce miał w stosunku do niej – nawet teraz miał wrażenie, że wystarczyłoby zaciśnięcie palców, by złamać jej kark. A przecież tylko opierał dłonie o jej szyję, kciukami jeden, jedyny raz przeciągając po mokrych policzkach. Wzrok mimowolnie powiódł do jej ust; gdy ścierał słony ślad opuszką zahaczył o kącik jej warg. Poczuł coś lekko klejącego i dopiero teraz dopasował to do konkretnej rzeczy. To kolejny punkt, na który wcześniej nie zwróciłby uwagi.
Bo wcześniej po prostu by go nie było.
Zapomniałaś zmyć błyszczyk. – Komentarz zabrzmiał ironicznie; zresztą, wraz z nim Ruuka się uśmiechnął. I byłby to uśmiech dziwnie nonszalancki, gdyby nie zgryźliwość czająca się na dnie oczu. — Podobał mu się ten odcień?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.17 0:48  •  Dom Harakawa - Page 4 Empty Re: Dom Harakawa
Ruuka od zawsze miał ciepłe dłonie.
Od kiedy pamiętała, wielokrotnie w zimę, czy nawet na jesień, marznąc, na bezczelnego szukała jego dłoni, i wsuwała w nie swoje, chcąc się nieco ogrzać. Nigdy otwarcie do tego się nie przyznawała, czasami nawet przed samą sobą, ale… bywały momenty, kiedy umyślnie zapominała o rękawiczkach. Przede wszystkim lubiła jego dotyk.
Tym razem jednak było inaczej.
Jego ciepłe dłonie wydawały się być irracjonalnie chłodne. Próbowała o tym nie myśleć, że Ruuchan, jej Ruuchan naprawdę się zmienił. Albo ta nagła rozłąka sprawiła, że zaczęła spoglądać na to wszystko inaczej. Oboje zaczęli na to wszystko patrzeć z zupełnie innej perspektywy. Jego milczenie przerywane jedynie wojskowymi, krótkimi odpowiedziami były zupełnie odległe od tego, czym zazwyczaj „raczył” ją chłopak. Żartobliwe odzywki, pstryknięcia w czoło. Prędzej zarzuciłby jej, że wygląda paskudnie jak płacze albo że zasmarkała mu ubranie. A teraz? Teraz dostała jedynie puste „przecież wszystko się układa”. Gówno prawda. Nic się nie układa. Zupełnie nic.
- Co się niby układa? – zapytała cicho, ledwie poruszając ustami. Nie zamierzała jednak poruszać tego tematu. Obiecała sobie. Sobie i Ruuce, chociaż nie powiedziała tego mu wprost, że zawsze kiedy będzie przyjeżdżał, albo chociaż się odzywał, to nie da po sobie poznać, jak naprawdę się czuje. Nie chciała, by chłopak w j a k i k o l w i e k sposób odczuwał wyrzuty sumienia w związku ze swoim wyjazdem. Jeżeli szkoła wojskowa to jego marzenie, chciała go wspierać w tym. Dlatego nie mogła pozwolić sobie na chwile słabości, zwłaszcza nie przy nim.
Co prawda, pękła, ale bardzo szybko zaczęła się zbierać. Jak to ona.
A przynajmniej tak myślała do momentu, aż kolejne słowa jej przyjaciela nie wprawiły ją nie tyle co w zakłopotanie, a totalnie zamurowało. Nie uciekała spojrzeniem, choć oczy teraz wyglądały zapewnie paskudne, zaszklone i całe czerwone. W pierwszym momencie nie zrozumiała do końca o co mu chodzi i przede wszystkim o kogo. Ale im bardziej mijały sekundy, tym bardziej wszystko stawało się jasne i klarowane. Chociaż wciąż niezrozumiałe.
Od kiedy zwracał uwagę na takie pierdoły? A może od zawsze, tylko ona tego nie zauważała?
Powoli, wręcz delikatnie, wyswobodziła się z jego dotyku, za którym przecież tak tęskniła, i złapała za krawędź swojej koszulki, uniosła ją i energicznie wytarła najpierw oczy, a na koniec – usta, ścierając resztki błyszczyku.
Była… zła.
Zła na Ruukę. I przede wszystkim na siebie. Bo właśnie łamała dane słowo.
- Tęskniłam za tobą. Nie odzywałeś się. Chociaż obiecałeś. Naprawdę nie znalazłeś nawet paru minut, żeby napisać głupiego maila? Każdego dnia zastanawiałam się, co robisz. Czy zjadłeś, czy nikt nie skatował cię i czy wszystko jest dobrze. Każdego wieczoru spoglądałam w twoje okno z nadzieją, że zobaczę zapalone światło. Każdej nocy budziłam się mając wrażenie, że słyszę wibracje telefonu, w nadziei, że się odebrałeś. – zacisnęła na moment usta w wąską linię, mimo wszystko czując się nieco winna za to, że robiła mu wyrzuty. Nie chciała ich. Naprawdę.
- A ty zwracasz uwagę tylko na jakiś głupi błyszczyk. Wiesz, chciałam spróbować czegoś innego. Czegoś nowego. Jakbyś nie zauważył, też jestem dziewczyną, a nie tylko twoim kumplem. Może też chcę się komuś podobać. Nie wiem, czy mu się ten odcień podobał. A nawet jeśli, to… - … nie twój interes.
Nie umiała tego powiedzieć na głos. Nie dlatego, że nie chciała. Ale nawet ją coś takiego bolało. Bo chciała, żeby to był jego interes.
- Zjawiasz się po takim czasie I masz pretensje, że próbuję być dziewczyną. A przecież mogę być jednym i drugim. Twoim kumplem, ale też i dziewczyną. Aż tak ci to przeszkadza? – spojrzała na niego, i choć dała upust swoim emocjom, na jej twarzy nie było złości. Ciężko było określić jakie dokładnie emocje przelewały się przez jej spojrzenie, kąciki ust, czy nieco zaróżowione policzki. Ale na pewno nie złość.
Zawód?
- A przede wszystkim, muszę iść na przód, Ruuchan.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.17 0:48  •  Dom Harakawa - Page 4 Empty Re: Dom Harakawa
Co się układało? Według jej wiadomości – wszystko. Była na zakupach. Kupiła sukienkę. Znalazła nową cukiernię i wypróbowała już 1/3 menu. Poznała chłopaka, nazywa się Reiji. Ma korepetycje i wreszcie zaczyna łapać matmę, przynajmniej na tym stadium. Keita, haha, oblał się sosem i wyglądał tak śmiesznie! Poza tym...
Pozwolił jej się odsunąć, choć znów poczuł ukłucie rozczarowania. Dotychczas lgnęła do niego i na każdym kroku próbowała scalać ich ciała. Robiła to nieświadomie, ale bezustannie. Chwytała go za dłoń w zimowe wieczory, opierała się o jego ramię w pociągu, kładła się tak, by przerzucić nogi przez jego uda. Było to na tyle naturalne, że stało się zwyczajnością. Zwyczajnością, której teraz mu odmówiła. I czemu? Bo na trzy miesiące ich losy przestały tak ciasno się ze sobą przeplatać? Bo znalazła kogoś, kto lepiej tłumaczył matmę, był przyjaźniejszy, ciekawszy?
Ręce Ruuki opadły wzdłuż ciała, kompletnie zrywając jakikolwiek kontakt z Harakawą. Na opuszkach wciąż czuł wspomnienie po jej łzach, ale wiedział, że i ono lada moment wyschnie i nie pozostanie już żaden ślad po niespodziewanym przełomie.
— Tęskniłam za tobą.
To skutecznie zmyło z jego twarzy wyniosłość i arogancję. Usta co prawda jeszcze chwilę utrzymały krzywy uśmieszek, ale zaraz potem i on zbladł, pozostawiając wargi Kyouryuu dziwnie beznamiętne. Nałożona maska była niekompletna; twarz być może nie wyrażała szczególnego przejęcia, jednak w oczach zaczynała odbijać się feeria emocji.
Jej słowa nie były wyszukane. Zresztą, Ylva była zbyt prostolinijna, żeby zostać mówcą i nie było to żadną nowością, jednak w obecnej sytuacji wszystko to, co z siebie wyrzucała, formowało się w tępo zakończone szpikulce. Wbijały się powoli, ale dogłębnie, niektóre wręcz na wylot. W pewnym momencie musiał zacisnąć palce w pięści, aby stłumić w sobie nagły wybuch.
— Wiesz, chciałam spróbować czegoś innego. Czegoś nowego.
I akurat to przyszło jej do głowy? Malowanie ust, podkreślanie rzęs, ładny ubiór? A to wszystko po to, by zalecać się do... Ruuka nabrał powietrza, ale nie orzeźwiło ono ani płuc, ani umysłu. Miał wrażenie, że to jest zastałe i zatęchłe; nie dało się nim oddychać pełną piersią.
Do kogoś, kogo nie znasz. Do kogoś, kto jej nie znał. Nikt nie wiedział o niej tyle co Ruuka. Ten cały Reiji... ile mógł doświadczyć? Widział, jak rozczochrana i zaśliniona próbuje wyplątać się z pościeli? Niezgrabna, absolutnie mało dziewczęca? Albo jak spala kolejną jajecznicę dla marudnych braci, jednocześnie próbując zapanować nad chaosem  w kuchni i salonie? Widział jak jej ręce lekko chwytają za pudełko z prezentem? Jak zaczyna panikować na widok ciem? Miał świadomość, że jeśli baton oblany jest białą czekoladą, to da się za niego posiekać?
Ruuka milczał zawzięcie, słuchając wyrzutów. Przyjmował je z niezadowoleniem, ale dziwną... pokorą.
— Zjawiasz się po takim czasie i masz pretensje, że próbuję być dziewczyną.
To tylko trzy miesiące. Naraz nabrał ochoty, by chwycić ją za ramiona – wbrew temu, że wcześniej się od niego odsunęła. Potrząsnąć nią tak mocno, aż wszystkie te głupoty powypadają jej z głowy. Potrzebowała niecałych trzech miesięcy, kilku zaledwie tygodni, aby okręcić sobie wokół palca jakiegoś kolesia. Korepetytora. Zmienić styl. Nabrać delikatności. Stłumić w sobie wszystko to, co wcześniej szlifowała. Potrzebowała niecałych trzech miesięcy, by zastąpić go świeższym egzemplarzem, kiedy w tym samym czasie...
Kyouryuu nagle zmarszczył brwi.
— Przede wszystkim muszę iść naprzód, Ruuchan.
A dotychczas? – Nie potrafił stłumić rozdrażnienia, które nie wiadomo jakim cudem wkradło się w zwykłe pytanie. Machnął wtedy niedbale ręką; nadgarstek wskazał pomieszczenie, ale chodziło o ogół. O cały świat. O biliony godzin spędzonych na udeptywaniu obranej wcześniej ścieżki. — Stałaś w miejscu, tak? – Niespodziewanie cmoknął, a potem kiwnął głową. — Co ze mnie za kretyn? Nie stałaś w miejscu. Oczywiście, że nie. — Uśmiechnąłby się, ale kąciki dziwnie mu ciążyły; miał za to ochotę zrobić pożytek z zaciśniętej pięści, jednak odsunął od siebie tę myśl. Z trudem. — Ja cię hamowałem.
Wszystko wydawało się teraz takie przejrzyste. Jasne. Wyjazd był jej na rękę, by uwolnić się od toksycznego uzależnienia. O to chodziło? To miała na myśli wspominając o pójściu naprzód? Zwolnieniu blokad?
Jeszcze przed chwilą nie był w stanie przełamać własnej bariery; teraz jednak łańcuch puścił i z głębi gardła wyrwał mu się suchy śmiech. Wsunął rozcapierzone palce w przykrótkie włosy i odgarnął je z czoła, choć ledwo na nie opadały.
Wystarczyło tylko tyle, żebyś znalazła kogoś innego. Bardzo łatwym okazała się zmiana z kumpla w dziewczynę, ale jeszcze łatwiejszym zadaniem było złapanie w sidła jakiegoś frajera, który stanie na moim miejscu. Nie jestem zawistny, przecież wiesz. — Zatrzymał się. Na sekundę. Patrzył prosto w nią, już bez uśmiechu, bez cienia rozbawienia. Przewiercał się przez jej twarz. Zapłakana, obnażona, zraniona – taka była najpiękniejsza. Z goryczą to sobie uświadomił, gdy wypowiadał kolejne słowa: — Ale jeśli go spotkam, zajebię jak psa. Nie uratuje go żadna szminka i żadne prośby, Ylv.
Bo należysz do mnie.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.06.17 0:48  •  Dom Harakawa - Page 4 Empty Re: Dom Harakawa
Stała w miejscu, nie zdolna do wydobycia z siebie jakiegokolwiek dźwięku, jakiegokolwiek słowa. Jakby ktoś w magiczny sposób pozbawił ją tego elementarnego daru i umiejętności ludzkości. Chyba po raz pierwszy w życiu wystraszyła się go. Ileż to razy z pełną świadomością igrała z ogniem? Wpadała do niego jak oszalała burza, kradła jego jedzenie i na jego oczach pochłaniała je z zawrotną prędkością? A ile to razy bezczelnie podglądała? Wpadała, kiedy brał prysznic, wskakiwała mu do wanny, drażniła, denerwowała? Ruuka się złościł, czasami złorzeczył, ale nigdy, nigdy się go nie bała. A teraz?
Zimne dreszcze przeszły wzdłuż jej kręgosłupa, a każde kolejne słowa, jakie wypowiadał, były jak grube i tępe gwoździe wbijane pojedynczo w jej ciało, które z ich nadmiaru robiło się coraz bardziej ociężałe.
Co oni ci zrobili?
Tęskniła za nim. Ale za tym Ruuką, którego tak dobrze znała. Ruuką, który z nią żartował, z którym się sprzeczała, szczypała, przepychała. Z którym mogłaby napaść na bank, a potem razem trafić za kratki. Tęskniła za wspólnymi wypadami na miasto, odkrywaniem nowych miejsc, wyjścia na basen czy też do kina. Za spacerami, oglądaniem seriali i graniem do porannych godzin. Tęskniła za swoim Ruuką. Miała jednak wrażenie, że pomiędzy nimi nakreślono grubą linię i teraz ten, do którego lgnęła jak mały szczeniak, jest poza jej zasięgiem.
I stare dni już nigdy nie wrócą.
Ale też nie wiedziała, co Ruuka przeszedł w szkole wojskowej. To tylko trzy miesiące, a może nawet AŻ trzy? Był sam, w obcym miejscu, być może przechodził gehennę. Być może, on….
Ylva zamknęła na moment oczy, nabierając powoli powietrza, uspokajając kołatanie serca.
Strach, który czuła jeszcze parę chwil wcześniej, zniknął, pozostawiając po sobie jedynie niechciany posmak. Czego niby miała się bać? To Ruuka. Bez względu na wszystko, Ruuka.
Podeszła do niego, niszcząc odległość, którą sama przecież zbudowała i wyciągnęła dłoń, kładąc ją na jego policzku, który delikatnie pogłaskała opuszką. Spojrzała w ciemne oczy i uśmiechnęła się szeroko do niego.
- Ruuchan. – powiedziała pewnie, choć właśnie łamała drugą, najważniejszą obietnicę, którą sobie złożyła, nakreślając granicę między nimi jeszcze bardziej. Mogła się wycofać, spróbować ratować to wszystko, z nadzieją, że będzie tak, jak dawniej. Ale jeżeli nie będzie do końca szczera sama ze sobą, to nigdy nie będzie mogła ruszyć do przodu. Upewniwszy się, że skupiła jego uwagę na siebie, poruszyła ustami wypowiadając słowa, których jeszcze do niedawna się bała i których nie rozumiała. Kocham cię.
Zaskakujące, jak wszystko potrafiły zmienić. Obrócić świat o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Wreszcie zabrała dłoń z jego policzka i odwróciła się do niego bokiem, łapiąc w palce plastikowy pierścionek z czerwonym oczkiem, który od dziecka miała przy sobie.
- Przepraszam, że miałam do ciebie pretensje. Ale jeszcze bardziej przepraszam cię, za…. Ukrywanie swoich uczuć. To nie tak, że chciałam coś ukryć przed tobą, zataić, zamydlić ci oczy. Nie chciałam cię martwić. Nie wiem co działo się w twojej szkole, bo nawet jak jeszcze dzwoniłeś , to nie mówiłeś za wiele. Ale nie chciałam też, abyś się zamartwiał, co tutaj słychać. Brakuje mi ciebie. Bardzo. Ale też nie chciałam mówić tego na głos, bo to i tak nic by nie zmieniło. Nie, inaczej. Ostatecznie żadne z nas nie byłoby szczęśliwe. Reiji… jest tylko korepetytorem. Nie będę ukrywać, że jest miły, sympatyczny i przystojny. Podoba mi się. Zresztą, jak każdej. Chciałam spróbować jak to jest. Flirtować, kokietować, czy jak to się nazywa. Chciałam też poczuć, jak to jest podobać się komuś. Chciałam mu się podobać. Po prostu. Ale to nie oznacza, że szukałam kogoś, kto ciebie zastąpi. Bo nikt tego nie zrobi. Nie chcę, by ktoś nawet próbował. Byłeś i zostaniesz jedną z najważniejszych osób w moim życiu, Ruuchan. Nie wiem dokładnie od kiedy moje uczucia względem ciebie zaczęły ulegać zmianie, ale… stało się. Nigdy ci tego nie mówiłam, bo wiem, że wtedy popsułabym wszystko. Nie spotykalibyśmy się tak często, nie spędzalibyśmy ze sobą tyle czasu i w tak luźny sposób. Nie chciałam tego, nie chciałam cię stracić. W twoich oczach zawsze będę przyjaciółką. Trzecią siostrą. Nie mogłam tego zniszczyć. Myślałam, że sobie jakoś z tym poradzę. Stłamszę w sobie. I udawało mi się. Byłam pewna, że wszystko jest już dobrze, ale wtedy wyjechałeś, i… – zamilkła na moment, chcąc nabrać powietrza, zdając sobie sprawę, że zaschło w jej gardle, a nogi niebezpiecznie drżą, jakby właśnie przebiegła cholernie długi maraton. Ale nie było już odwrotu. Musiała to dokończyć. Sięgnęła do łańcuszka i powoli go odpięła, kładąc pierścionek na dłoni. - I zdałam sobie sprawę, że nie potrafiłam sobie poradzić. Dlatego nie umiem iść dalej, Ruuchan. Nie hamujesz mnie. Ja sama siebie hamuję, bo nie potrafię sobie z tym poradzić. – złapała go za dłoń i wsunęła do niej plastikową ozdobę, zamykając na niej jego palce. - [b]Przepraszam. Najbardziej przepraszam za to, że jednak nie jestem dobrą przyjaciółką, zakochałam się w tobie i wszystko popsułam.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.07.17 19:29  •  Dom Harakawa - Page 4 Empty Re: Dom Harakawa
Czy jego świat się zawalił? Nie. Oczywiście, ze nie. Jego świat zwyczajnie, z impetem, pierdolnął w ścianę aż ta rozsypała się na popiół. Ruuka dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak kruche było jego uniwersum. Rola niezmordowanego, zimnego żołnierza. Gotowego na śmierć towarzyszy, może cywilów. Czuł jak przez zaciśnięte palce przecieka cała odwaga. Zwijał obie ręce w pięści nawet wtedy, gdy Ylva wzięła jedną z nich w swoje dłonie.
Ciepła, szczera, otwarta. Jak zawsze, co? A jednak gdzieś z tyłu głowy narastał głos mówiący o tym, jak bardzo kłamała. Przez te wszystkie lata łgała prosto w oczy. I robiła to rewelacyjnie. Na tyle autentycznie, by niczego nie podejrzewał i teraz stał jak kołek, patrząc w podłogę, nie umiejąc pozbierać myśli. Miał chęć rzucenia kąśliwej uwagi, że to ona go pierwsza odtrąciła i teraz ma za swoje – wtedy drzwi były przecież otwarte. Nie on je zamknął z hukiem. Ale „wtedy” mieli siedem lat i sam Ruuka wiedział, jak abstrakcyjnie by to zabrzmiało.
— Nie hamujesz mnie — powiedziała, unosząc jego spojrzenie na ich ręce. Nie zarejestrował momentu, w którym rozwarł palce, a ona położyła we wnętrzu dłoni zabawkę. Widział tę pierdołę na jej szyi każdego ranka – to też zauważył dopiero jakiś czas temu. Nie dalej jak kilka miesięcy wstecz, w autobusie. Dwudziesty pierwszy kwietnia. Rok wcześniej. Promień słońca odbił się od plastikowego „rubinu” i przyszło mu przez myśl proste zdanie – po co? Po co wciąż nosi tego śmiecia? Po co psuje swój wizerunek czymś tak poobijanym i zarysowanym?
— Ale najbardziej przepraszam...
„Kocham cię”.
— … nie potrafiłam być dobrą przyjaciółką...
Cholera, szalenie. Na zabój.
— … zakochałam się w tobie...
Czekaj, nie tak. Inaczej. Zupełnie inaczej.
— … i wszystko popsułam.
Uśmiechnął się gorzko, ale mogłaby to zobaczyć tylko wtedy, gdyby patrzyła na niego w tamtej sekundzie.
Patrzy w ścianę.
Bardzo, bardzo dobrze.
Zamknął dłoń, aż ból wbijających się paznokci ostudził myśli. Zaraz potem cisnął pierścionkiem. Tania biżuteria stuknęła jak orzech o deskę podłogi. Nim odturlałaby się dalej, Kyouryuu ją zatrzymał. Był boso, ale nawet piętą zgniótł ten marny plastik. Szpiczaste ramiona otaczające „rubin” wgięły się i wypuściły mało szlachetny kamień.
Zdeptał to raz na zawsze.
Usta miał zdrętwiałe.
Powiedz to.
Powiedz to, do jasnej cholery.
Zwilżył kącik warg językiem.
Dość zabawy, Harakawa. — Głos mu nie drżał, a tego się obawiał. Był za to twardszy i cichszy. Świetnie. — Na tym zakończy się twoja miłość. Od początku wiedziałaś, że to nie wyjdzie i brnięcie dalej w to bajoro to głupota. Nie kocham cię. — Niewidzialna pięść zmiażdżyła mu trzewia. To takie oczywiste. — Nigdy nie kochałem. Zresztą, zdajesz sobie z tego sprawę, więc to przedstawienie było niepotrzebne. I wścieknę się, jeśli zaraz powiesz, że to tylko żart. Byłby nieśmieszny.
Dopiero teraz położył stopę na ziemi. Nie patrzył na to, co zostało z pierścionka; musiał patrzeć prosto w jej twarz. Mieć pewność, że wszystko zrozumie.
Zaraz potem, nagle, westchnął.
Rozluźnij atmosferę.
Zjedzmy lody i obejrzyjmy film – powiedział jak najbardziej znużony, jedną z rąk wskazując na parapet
Nikt nie zna cię tak dobrze jak ja.
na którym wcześniej oparł pudełko z lodami czekoladowo-miętowymi.
Z rana wracam do szkoły. Mamy tylko kilka godzin. Nie spierdolmy tego.
Nie spierdolmy tego bardziej.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.07.17 20:38  •  Dom Harakawa - Page 4 Empty Re: Dom Harakawa
Zdeptanie pierścionka, głupiej zabawki, było dla niej czymś więcej, niż zniszczenie plastiku. Symbolizowało coś głębszego, bardziej bolesnego. Ostatni zgrzyt i dźwięk, jaki wydał z siebie pierścionek, zamknął na moment jej oczy. Czuła nieprzyjemny ścisk w żołądku, poprzedzający uczucie palącego gorąca w przełyku. Na przemian uderzało w nią gorąco i chłód, chociaż o dziwo z zewnątrz wyglądała na zupełnie spokojną.
To oczywiste
Nie kocham cię.
Głupi. Wiem.
Nigdy nie kochałem.
To też wiem.
W takich momentach jak te, w filmach, serialach, książkach, powinien nastąpił moment, kiedy odrzucona dziewczyna powstrzymuje łzy, albo wręcz przeciwnie, wybucha niekontrolowanym płaczem. Czasem agresją podsycaną goryczą i bólem niespełnionej miłości. Te wszystkie historie tego uczyły. Pokazywały społeczeństwu pewne wzorce zachowań, przypisywały role. To powinien być ten punkt kulminacyjny, by w ostatnich minutach para zeszła się ze sobą i był happy end, po którym żyli długo i szczęśliwie. Ale tutaj, między nimi nigdy nie miało być happy endu.
Przecież wiedziała o tym doskonale.
Ale bolało nadal.
Uniosła głowę i spojrzała głęboko w ciemne, pozbawione promieni słonecznych pogodnego dnia, oczy, po czym uśmiechnęła się szeroko, splatając obie dłonie za sobą.
- Wiem, Ruuchan. – odezwała się wreszcie. Głos nie drżał. Nie było ani krzty żalu, złości, smutku. Była sobą, starą, poczciwą Ylvą, która zawsze witała Ruukę z uśmiechem. Palce zacisnęły się mocniej na dłoni. Nie bała się odrzucenia. Była na to przygotowana, bo znała jego uczucia. Ale kiedy słowa już padły, stały się namacalne, prawdziwe i żywe….
- Lody! – rzuciła wesoło i ruszyła w stronę okna, wymijając chłopka. To był moment, kiedy wyznała swoje uczucia. Nie oczekiwała niczego w zamian. Ale potrzebowała tego. Potrzebowała, by iść dalej.
Złapała za siatkę i zaczęła wgrzebywać z niej drżącymi dłońmi zimne pudełka lodów.
Drżącymi?
Złapała drugą dłonią i zacisnęła palce na swojej skórze, przesyłając nieme sygnały, by się uspokoiła. Wiedziała przecież, to dlaczego jej ciało wysyłało do jej mózgu tyle sygnałów i czerwonych alarmów? Uniosła spojrzenie, wpatrując się w stojący naprzeciwko dom, teraz otulony mrokiem nocy.
Przynajmniej Ruuka już wiedział. Wiedział, że jest dla niej ważny, najważniejszy, i że nikt nigdy go nie zastąpi.
- Mam nadzieję, że się nie roztopiły. – odwróciła się do niego przodem i zaśmiała, trzymając mocno lody. Rzuciła jedno pudełko w jego stronę, po czym dopadła do telewizora, który odpaliła, siadając po turecku przed nim.
- Chcesz coś z telewizji? Albo coś z płyty? Mam jakieś horrory, komedie, dramaty… – w jednym jednak się mylił. Na tym nie zakończy się jej miłość.
- A, nie masz łyżeczki. Pójdę po jakąś dla ciebie, chyba że wolisz jeść palcami? – zapytała odwracając głowę w jego stronę.
Nic się nie zmieni. Będzie tak, jak dawniej. Będzie….
Na pewno?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.08.17 3:17  •  Dom Harakawa - Page 4 Empty Re: Dom Harakawa
„Wiem, Ruuchan”.
Chciał się jej zaśmiać prosto w twarz. Wiedziała? Do licha. Wręcz przeciwnie. O niczym, cholera, nie miała pojęcia. Przez te wszystkie lata była święcie przekonana o swojej... nieomylności. O magicznych umiejętnościach rozszyfrowywania wszystkiego, co ich otaczało, a już w szczególności wszystkiego, co dotyczyło jego. Bo była z nim od kiedy sięgał pamięcią, bo razem dorastali. Ale to tak nie działało i właśnie to miał ochotę jej wygarnąć.
Była uśmiechnięta, swobodna jak zawsze. Jednak nawet mimo tego wyczuł pod warstwą idealnego aktorstwa — była świetna w swojej roli — jakiś stary zgrzyt. Ledwo wyczuwalne wybicie w mechanizmie.
Ale nie mógł jej tego wygarniać, bo mimo podszeptów, które nakazywały mu przyprzeć ją do ściany, wciąż szanował jej decyzję. Na tyle, by nie chcieć niszczyć tego, co tak usilnie próbowała teraz zbudować. Naprędce przybrała maskę. Nie drżał jej głos. Nie trzęsły się ręce. Oczy nie szkliły się od łez. A przecież tak właśnie reagowały dziewczyny, gdy zostawały odrzucone.
Tak zareagowałby ktoś, kim chciałabyś być, ale nigdy nim nie będziesz, Ylv.
Szelest siatki ruszył go z miejsca. Gdyby w tej samej sekundzie się nie obrócił, pudełko z lodem stuknęłoby o podłogę, jednak jakaś nienazwana jeszcze część Ruuki — ta odpowiedzialna za refleks — nagle się uaktywniła i złapał rzucony przysmak niemal tak, jakby był na to w pełni przygotowany.
Wciąż były zimne.
Zszedł z nich tylko szron.
Przeciągnął kciukiem po etykietce, a potem po prostu usiadł obok niej. Choć może raczej „zwalił się na podłogę” — bo równie dobrze można było uznać, że rzucił nieforemny worek kartofli. I wbrew jakimkolwiek zasadom dobrego wychowania znalazł się o wiele za blisko Ylvy. Naginał przestrzeń osobistą na tyle, by ocierać się ramieniem o jej ramię przy każdym ruchu i nic, absolutnie nic, nie wskazywało na to, że czuł się z tym nieswojo.
Nasza relacja się nie zmieni.
— Chcesz coś z telewizji?
Próbował akurat podważyć paznokciem wieczko pudełka, kiedy o to zapytała. A jaka to właściwie różnica? Zawsze i tak oglądali to, co chciała. Potrafiła go przegadać w każdym temacie, po czasie więc przywykł, że to ona wyznaczała im trasy w trakcie przygód z filmami.
Cicho pyknęło, gdy wieczko odskoczyło.
— … jeść palcami?
Wypuścił powietrze z płuc głośniej niż powinien, a potem wreszcie obrócił twarz w jej stronę i uniósł na nią spojrzenie. Wzrok miał poważny do bólu. Znów miliard słów ciskało mu się na usta; przestań, przestań, PRZESTAŃ tak robić, Ylva. Ale mimo tego żadnego nie wykrztusił. Uniósł tylko kącik warg i przytaknął.
Niech przejdzie się po te cholerne łyżeczki, a film niech zwyczajnie leci. Czarnowłosy skupił się na telewizorze, dając tym samym znak, że obecne science fiction, które emitował przypadkowy kanał na ekranie, w pełni mu odpowiada.
Miał czas przynajmniej do napisów końcowych, by ubrać w słowa to, o co chciał ją zapytać od dłuższego czasu.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.08.17 23:51  •  Dom Harakawa - Page 4 Empty Re: Dom Harakawa
Był. Za. Blisko.
Zdecydowanie. O wiele. Nieprzyzwoicie.
Przeszkadzał jej jego intensywny zapach, który zawsze potrafiła wyłapać. Tak samo jak i ciepło przebijające się przez warstwy ubrań. To nie tak, że nagle na to wszystko stała się zbyt wrażliwa. Jednak teraz było inaczej. Za szybko. Miała wrażenie, że kiedy zacznie pozwalać sobie na zbyt „wiele”, może to zostać odebrane przez Ruukę niezbyt dobrze. Nachalnie. Natrętnie.
Potrzebowała trochę czasu. Na ochłonięcie i pozbieranie myśli, które roztrzaskały się wraz z plastikowym pierścionkiem.
Ruuka nie dał jej nawet tego. Czasu.
Odetchnęła niezauważalnie, kiedy dostała zielone światło na opuszczenie pokoju. Nawet na chwilę. Droga tam i z powrotem trwała zaskakująco długo dla niej, choć w rzeczywistości nie upłynęły nawet trzy minuty. Zatrzymała się jednak w połowie drogi i odchyliła głowę lekko do tyłu, przymykając na moment oczy. Opuszką kciuka przesunęła po chłodnej powierzchni jednej z łyżeczek. Chciała zapaść się pod ziemię. Odwróciła się i stanęła naprzeciwko ściany, o którą oparła ciepłe czoło.
- Głupia, głupia, głupia. Co się podkusiło. – jęknęła, prawie turlając się po ścianie. Musiała się wziąć w garść. Totalnie. Uniosła dłonie i klepnęła się nimi dwa razy w policzki.
- Dobra, Ylv. Bierz się w garść I do przodu. – warknęła sama na siebie, uniosła dumnie głowę i ruszyła dalej, wracając do pokoju w pełni promieniejąc.
- Ruuchan, refleks! – w chwili wypowiadania ostatniego słowa rzuciła w jego stronę jedną z łyżeczek, wiedząc, że chłopak ją pochwyci. Zaśmiała się i pokonała odległość między nimi. Nie wróciła jednak na swoje poprzednie miejsce, a uwaliła się na łóżku, które delikatnie skrzypnęło. Złapała za pudełko z lodami i po krótkiej walce z wieczkiem, zatopiła w nich łyżeczkę, nabierając sporą porcję, którą zapakowała do ust. Jadła przez chwilę w milczeniu, co chwilę zerkając to na srebrny ekran, to na profil Ruuki, który ze swojej aktualnej pozycji widziała doskonale.
- A jak w szkole? Nic w sumie nie opowiedziałeś. Ja cię bombardowałam wiadomościami, co u mnie, sam jednak milczysz. Bardzo ciężko? Jak wykładowcy? – zalała go krótką falą pytań, podciągając nogi, by usiąść po turecku i wygodniej się rozsiąść.
- A może chcesz jakoś uczcić twój powrót do domu? Chyba że… – zakryła usta dłonią, w której trzymała łyżeczkę, unosząc lekko prawy kącik ust - Pan z wojska nie może pozwolić sobie na takie używki. Och nie, cóż SPEC uczynił z Ruuchanem! – przyłożyła przedramię do czoła w teatralnym geście.
- A, właśnie. Pilot znajduje się obok twojego uda. Przełącz na kanał osiemnasty. O tej porze powinien lecieć jakiś horror.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.08.17 21:56  •  Dom Harakawa - Page 4 Empty Re: Dom Harakawa
Jego refleks nigdy nie był zły, ale teraz wskoczył na nowy poziom. Sam Ruuka był zaskoczony, jak bezproblemowo odebrał łyżeczkę w locie.
Nie uszło także jego uwadze to, że usiadła na łóżku, ale postanowił tego nie komentować. Zatopił łyżkę w lodach i uniósł pierwszą nabraną porcję do ust.
— A jak w szkole?
Wzruszył barkami.
Ciężko. Shiroi wydaje i się teraz banalne. Poziom wykładania zajęć może nie robi takiego wrażenia, ale codzienne treningi... — przystopował na chwilę ze wzrokiem wbitym w ekran. — Męczą, Ylv. Kilka razy byłem już na granicy. Tam nie czekają, aż się podniesiesz. Przebiegają po tobie. Dlatego nie popełnia się błędów. Upadniesz — przegrywasz. Jak w grze, gdy posiadasz ostatnie życie, a przed tobą jeszcze długa droga. Może dlatego wojsko wydaje się tak dobrze wyszkolone. Do szeregów trafiają najlepsi. Ale zanim staniesz się najlepszy...
Jego twarz pociemniała, a oczy zdawały się być głębiej osadzone. Usta lekko drgnęły, nim nie zacisnął ich, a potem nie zwilżył dolnej wargi językiem.
To dopiero kilka miesięcy, a ja już miałem dość. Myślisz, że nie chciałem rzucić tego w cholerę? I wrócić tutaj? Setki razy. Codziennie chcę. Tęsknię za oazą spokoju, która otacza to miejsce. Ale jednocześnie... — Odłożył kubek na podłogę i spojrzał na nią przez ramię. — Chcę tam zostać do końca. Zagwarantuję wam bezpieczeństwo, Ylv. Momoji, Haruhi, matce, twoim braciom i tobie. Żaden potwór nie przejdzie do miasta. A nawet jeśli — nie dotrze tutaj. Zatrzymam go tuż przy murach. Centymetr od nich. Nie jestem jeszcze najlepszy, ale chwalono moją celność.
Sposób, w jaki wypowiedział słowo „jeszcze” zabrzmiał, jakby je podkreślił. Bez zawahania; tak musi być i to tylko kwestia czasu. To nie przechwałki albo narcyzm. To stan rzeczy. Fakt.
Ruuka obrócił twarz z powrotem do monitora.
Chciałem, żeby to inaczej wyglądało, ale, oczywiście, musiałaś się pospieszyć.
Przy „oczywiście” jakby parsknął. Bo oczywiście wiedział, że tak będzie.
Planowałem wpierw skończyć szkołę, a potem parę lat przepracować w terenie. Zdobyć doświadczenie na tyle duże, żeby mieć pewność, że wrócę z każdej wyprawy. Niezmieniony. Dopiero wtedy pozwoliłbym na resztę. — Kiedy mówił, oparł rękę na podłodze i odszukał pilot. Robił to jakby wbrew słowom; dłoń poruszała się po prostu automatycznie. Palec wcisnął odpowiedni przycisk i już po chwili obraz zmienił się na reklamę jakiegoś wina. Kobieta miała usta pomalowane na ten sam kolor co alkohol. Ruuka ujrzał w prawym górnym rogu cienki pasek z napisem: „ZA MOMENT:...”.
Faktycznie horror.
Chyba go widziałem — mruknął nagle, opierając łokieć o brzeg łóżka i wskazując pilotem na telewizor, żeby pokazać o co chodzi. — Ale nie jest zły, więc można obejrzeć jeszcze raz... I serio piłaś alkohol? Ostatnio często to robisz.
Ton nie świadczył o zainteresowaniu, ale zaciśnięte szczęki wskazywały skrajne emocje, które nim miotały od wewnątrz. Być może nie odpowiadał, ale teraz mogła mieć przynajmniej pewność, że wszystkie maile od niej przeczytał od deski do deski.
Kiedyś doprowadzi to do jakiejś przykrej sytuacji.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.17 23:51  •  Dom Harakawa - Page 4 Empty Re: Dom Harakawa
Ależ była głupia. Głupia I zaślepiona.
W tej jednej chwili, wreszcie, zrozumiała, dlaczego Ruuka tak naprawdę udał się do wojska. Była zła na samą siebie, że takie rzeczy potrafiła dostrzec i zrozumieć dopiero w momencie, kiedy wszystko było wyłożone przed nią. A przecież nie mogła być aż taką ignorantką. Nie w stosunku do niego. Zacisnęła usta w wąską linię, przyglądając się jego profilowi, aż wreszcie łóżko zaskrzypiało, kiedy przesunęła się bliżej i ostatecznie z niego zeszła, siadając na ziemi, na piętach odwrócona w stronę Ruuki.
Robił to dla nich
- Ruuchan. – podjęła temat, chociaż momentalnie ucichła, zacinając się I nie wiedząc właściwie co powinna powiedzieć. A chciała wiele. Wiele słów cisnęło się jej na język, a ciało rwało do przodu, by instynktownie być bliżej ciepła, jakie wydzielał Ruuka. Ale nie mogła.
- Nie jestem w stanie zrozumieć tego, co przeszedłeś tam. Nie mogę powiedzieć, że „wiem i cię rozumiem”, bo nie wiem. Nie przeżyłam tego samego co ty. Mogę jedynie powiedzieć, że wierzę, że było ciężko. Naprawdę wierzę.
Robił to po to, by ich wszystkich chronić. Nie dla swoich ambicji.
- Ale wierzę też, że bez względu na trudy, jakich tam doświadczyłeś, I na pewno jeszcze doświadczysz, to sobie poradzisz. Pod tym względem jesteśmy zupełnie inni, hehe. Ja mam czasami słomiany zapał, ty natomiast jak się zaprzesz, to brniesz do celu, bez względu na to jak bardzo droga jest wyboista. – zaśmiała się przekręcając i siadając normalnie, prostując przy tym nogi.
- Zawsze tak było. Pamiętasz twoją pierwszą zimę tutaj? Dokuczała ci grupa chłopców z sąsiedztwa. A kiedy zainterweniowałam i ich przegoniłam, okazało się, że drugiego dnia ukradli mi w szkole breloczek, który zawsze miałam przy sobie, a który dostałam od taty i był dla mnie cenny. Ukradli go i wrzucili do stawu, który znajduje się przy parku. Kiedy dowiedziałeś się o tym, wpadłeś do niego i zacząłeś szukać. Szukałeś, szukałeś i szukałeś. Robiło się ciemno, było zimno, kichałeś i drżałeś z zimna, ale go szukałeś. I w końcu znalazłeś. – zaczęła delikatnie pocierać wewnętrzną część dłoni drugą, na moment uciekając wspomnieniami do tamtego wydarzenia, które pomimo upływu lat, nadal było tak świeże, jakby wydarzyło się zaledwie parę dni temu. Wciąż czuła zapach zimy, mróz wgryzający się w skórę i zdarte gardło, kiedy próbowała odwieść chłopaka od tego. Wszystko takie realne, namacalne. Zabawne. Wtedy to ona chroniła go, jak tylko mogła. Teraz wychodziło na to, że to ona potrzebowała jego protekcji.
Odwróciła lekko głowę w bok, wzrokiem zahaczając o jego dłoń, przedramiona, ramiona. Wydawały się o wiele większe, niż ostatnio go widziała. Silne i zdecydowane. Jej własna dłoń przesunęła się bliżej jego, a palce niemal musnęły jego.
- Brakowało mi rozmów z tobą, Ruu. Brakowało mi ciebie. – słowa były prawie szeptem, ale nawet telewizja nie była w stanie ich zagłuszyć.
”Nie kocham cię. Nigdy nie kochałem”
Palce zawisły w powietrzu, po czym opadły dalej, na odstawiony przez niego kubek w połowie zjedzonymi lodami.
- Ohoho, zajmuję je~ – wzięła jego łyżeczkę z naładowaną porcją, po czym wpakowała sobie usta, rozpływając się nad ich smakiem. Lody górą. Zawsze i wszędzie.
- I co się czepiasz mojego picia. Od czasu do czasu się napiję, przy jakiejś okazji. – burknęła pochłaniając kolejną porcję nie swojego smakołyku. - Zresztą, jesteś ostatnią osobą, która może mnie ostrzegać przed przykrymi sytuacjami po alkoholu.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Dom Harakawa - Page 4 Empty Re: Dom Harakawa
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach