Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Pisanie 14.04.16 18:40  •  Klub karaoke - Page 3 Empty Re: Klub karaoke
O Japończykach, a w ogóle o Azjatach, dużo się przecież mówiło. Liczba samobójstw dawno temu przekroczyła kreskę normalności ─ a wszystko za sprawą zbytniego nacisku na naukę. Jak wiele dziewcząt robiło krok ku przepaści? Spadało z dachu i roztrzaskiwało się na miazgę kilka albo kilkanaście pięter niżej tylko dlatego, że uczelnia nie przyjęła ich zgłoszenia? Albo te durne mity o poświęceniu dla rodziców? Rzecz jasna, Ruukę też solidnie wychowano, żeby przez wianuszek wydarzeń wyrósł na kogoś, kto będzie opiekował się tymi, którzy przez pierwszą połowę życia opiekowali się nim. Były jednak pomówienia, na których dźwięk większość wybuchała nerwowym chichotem ─ a przecież sporo takich plotek krążyło po innych Miastach.
„Słyszałem” ─ pochylano się nad stołem w konspiracyjnym szepcie. „Że w zimę, gdy ojciec takiego chinola czy japońca chce sobie połowić ryby, to dzieciak musi się rozebrać i położyć na lodzie, żeby go roztopić. Bo nie ma opcji, żeby się nie poświęcił dla starego.”
„Wiesz” ─ pomrukiwano przy piwie. „Tutaj to trzeba płacić krocie, żeby się doszukać gościa, który opchnie piwo nieletnim. A w takim M3? Tam to są automaty z piwskiem! Wrzucasz grosze i nawet szczyl lat pięć przytarga ci Żywca. Powaga.”
Nawet jeżeli niektóre z tych rzeczy były prawdziwe i dało się je przypisać statystycznemu Japończykowi, Ruuka pod wieloma kątami naginał ramy standardowego, rodowodowego Azjaty. Chociażby jego wzrost ─ a przecież nadal ciągnął w górę ─ miał w sobie coś, czego wielu mu zazdrościło. Gdy dorośli mężczyźni zatrzymywali się przy stu siedemdziesięciu centymetrach, on odkładał na blat opróżniony po brzegi karton mleka, gotów przerosnąć ich o kolejną głowę. Zresztą, gdyby nie krył koloru włosów pod kupioną za 290 jenów farbą tym bardziej byłby dziwolągiem.
Wsunął palce w falowane włosy, odgarniając grzywkę do tyłu. Naturalnie były w kolorze płynnego złota ─ teraz wtopiły się w tłum czarnych łbów. Nonszalancki gest jak na kogoś, kto chwilę później łamał się przy co drugim słowie. Wyzwania wyrywał ludziom z rąk, sprzątał sprzed nosów, kradł ile popadnie ─ wszystko po to, aby wyhartować w sobie doświadczenie na wszystkich płaszczyznach. Wielokrotnie zresztą podchodził do takich zadań i zwykle bronił honor.
Zwykle.
Język mu się wplątał w angielskie słówko i jeszcze w połowie tekstu jęknął marudnie, przewracając przy tym oczami. Oczami, które ukierunkował na Verity, z zaciekawieniem zerkając na jej twarz. Już wcześniej zauważył ─ błyskotliwy typ, nie ma co ─ że dziewczyna ledwo zerka na ekran, a jeśli już, to tylko na moment. Zbiera informację o kolorze i znów wjeżdża na własne tory. Nie potrzebowała niczego poza podkładem ─ w porównaniu do Ruuki, który potrzebował wszystko i jeszcze trochę ─ i wydawało się, że równie dobrze poradziłaby sobie bez niego.
Ostatnia nuta.
Ramię opadło.
Ręka zawisła wzdłuż ciała.
Usta zacisnęły się, a potem rozchyliły, wypuszczając powietrze.
Wdech.
Cały świat wessał się do płuc.
Wydech.
Spokojnie.
Widzisz? ─ mruknął, odkładając mikrofon takim ruchem, jakby ćwiczył to od lat. ─ Super mi poszło. ─ Błysnęły zęby w drapieżnym uśmiechu mówiącym samo przez się: „nie odmówisz”. Co prawda przy tych jego wrzaskach nawet umarli wykopaliby się z grobów i uciekli w stronę zachodzącego słońca, ale nawet to nie pozwalało Kyouryuu'emu przyznać się do błędu.
Mógł odsłuchać piosenkę chociaż raz. Ale po co? O wiele zabawniej było patrzeć, jak potyka się o co drugie słowo ─ prawie jak dzieciak, który dopiero uczy się wymowy wyrazów ─ jednocześnie przyglądając się, jak gładko i bezproblemowo przez tekst przemyka Verity. Musiała należeć do szkolnego zespołu, chóru, czegokolwiek co było związane ze śpiewem.
I co? ─ Uniósł wyprostowane w palcach dłonie na wysokość barków. Spokojnie, koleżanko, odłóż nóż. Może dopiero zdał sobie sprawę, że potraktował gwałtem jej uszy i wcale nie powinien się z tym obnosić w tak beztroski sposób. ─ Spróbujesz mnie zakneblować czy tym razem dajesz mi fo-
„-ry” utonęło w bzzBBZZZZzzzzyczeniu.
Ruuka zerknął na bok, dostrzegając krążący po blacie telefon. Na migającym wyświetlaczu pojawiło się imię. Już samo to wywołało w nim dreszcze.
Chryste, siostra. ─ Jak Jezus na drodze krzyżowej przedarł się do aparatu i chwycił go w palce. Obolały na duchu zerknął zaraz wymownie na Verity i przeciągnął palcem po ekranie komórki, odbierając połączenie. ─ To ważne i nie potrwa długo. ─ Zapewnił, przytykając urządzenie do ucha. ─ Co jest? ─ Drgnęły mu nagle ramiona, gdy odsuwał telefon od czaszki. Wrzask prawie zmaterializował się pomiędzy telefonem a jego uchem w postaci młotka. Usta aż mu się skrzywiły. ─ Cisz- Mamo, moment. Nie wrzeszcz mi, ogłuchnę. ─ I tyle w kwestii relacji „japoński dzieciak-japoński rodzic”. ─ Czemu ty masz komórkę Harumi? ─ Zerknął na Verity. ─ A co ona robiła w tym centrum handlowym? W... czym? Sadzawce? ─ Wzniósł wzrok. Boże, nie grzmisz. ─ Mhm, skończyłem zajęcia. Nie, nie jestem dziś na treningu. Miała ją odebrać... Wiem, że to trzydzieści minut. Całkiem niedaleko... Wyrobię się w dwadzieścia... Okej... A prócz tego..? Jasne, mam nadzieję. To do zobaczenia.
Pik.
Wsunął telefon do tylnej kieszeni spodni.
Uprzedzę pytania ─ znacząco zaakcentował to zdanie ─ nie zawsze wpadamy do sztucznych zbiorników wodnych. Nie, moja matka zwykle nie wrzeszczy rozmawiając przez telefon. Chyba, że jedna z jej córek znów się potknie i wleci głową w dół do dziur wypełnionych czymś lepkim i wodnistym ─ wtedy czasami jej się zdarzy. Tak czy inaczej, mam kilka minut nim zamkną przedszkole na cztery spusty i będę musiał wyciągać Momoji łomem ze szkolnego składzika. Optymistycznie zakładam, że zdążę potem uciec, nim przedszkolanki wydrapią mi oczy. Chcesz iść czy... ─ Porozumiewawczo poruszył ręką. Opiekunowie ciężkie brzemię.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.16 19:23  •  Klub karaoke - Page 3 Empty Re: Klub karaoke
Właściwie to gdziekolwiek się nie poszło, krążyły plotki. Na temat poszczególnych ludzi, organizacji, grup społecznych, ale przede wszystkim narodowości. W końcu skoro nie każdemu dobrotliwy los ofiarował możliwość podróży do innego Miasta, delikwent zmuszony do pozostanie w ojczyźnie nie miał innego wyjścia jak tylko karmić się pogłoskami i historyjkami zasłyszanymi od znajomych. Po przyjeździe do M-3 błyskawicznie dostrzegła różnicę między tym, co się w różnych kręgach mawiało o jej narodzie, a stanem faktycznym. Chociaż trzeba przyznać, plotki zawsze mają w czymś podłoże; dlatego nie wszyscy Amerykanie są spasionymi maniakami strzelanek, a jedynie część społeczeństwa to tacy wielcy miłośnicy fast-foodu i gier. I wcale nie wszyscy mają śmieszny akcent. Wymieniać można by długo, tak samo jak tylko połowicznie prawdziwe stereotypy na temat Japończyków, które najłatwiej było zdementować przez przyjazd na miejsce. Kilka dni wystarczyło, żeby przekonać się o ogromnym zróżnicowaniu społeczeństw każdego z Miast, przez co żadnego z nich nie dałoby się zamknąć w pojedynczym opisie.
Chociaż nadal bez względu na miejsce zielony kolor włosów wyróżniał się niesamowicie spośród mniej lub bardziej naturalnych czupryn, nawet jeżeli wzięło się pod uwagę nastoletnią grupę wiekową. Świat nie był jeszcze gotowy na podobne szaleństwo, jakie swoją postawą najwyraźniej prezentowała Verity, wylewając sobie na głowę farbę o barwie świeżego szczypiorku. Tak jak ta kilka miesięcy temu paczka jej przyjaciół o mało nie dostała zawału widząc swoją ulubioną szarą myszkę z trawą na łepetynie, tak i teraz potrafiła wzbudzić zdziwienie w niejednej osobie, także w swoim wieku - nie mówiąc o ludziach starszych i nieco bardziej konserwatywnych. Ale cudze zdanie nie było dla niej wyznacznikiem; ciemna zieleń podobała jej się bardziej od brzydkiego blondu w kolorze wody po myciu naczyń, z którym mozoliła się całe życie, próbując doprowadzić go do stanu względnie estetycznego. Niestety - bez skutku.
Naprawdę bawiło ją słuchanie, jak starszy kolega próbuje sobie radzić z nieznaną sobie piosenką. Z początku byłaby wyrozumiała, ale skoro sam podwyższał sobie poprzeczkę, nie mogła mieć litości. Wyłapywała zawahania w głosie, nieścisłości w melodii i w tekście. Tak to już jest, kiedy daną piosenkę zna się na wylot i jeszcze trochę, a druga osoba stawia w niej pierwsze koślawe kroki.
Wraz z ostatnim wypuszczonym przez nią dźwiękiem zakończył się podkład i na ekran znów wskoczył panel wybierania utworu. Oparła wolną dłoń we wnętrzu ugiętego łokcia, zaś mikrofon stuknął cicho o kościste ramię, kiedy zmierzyła chłopaka wzrokiem, jakby oceniała, czy rzeczywiście poradził sobie z wykonaniem. Bo nie ma się co kryć, że w kwestii wokalnej to raczej młodsza mogła tu być alfą i omegą, nawet gdyby startowali z tak samo zerowym poziomem znajomości piosenki. Choć wtedy też na pewno dałaby niezły popis potknięć i pomyłek.
- Jesteś pewien, że chcesz znać moje zdanie? - rzuciła tajemniczo, teraz opierając końcówkę zimnego mikrofonu o własny policzek. Uśmiechnęła się chytrze, jakby zaraz miała zjechać biedaka od góry do dołu niczym najbardziej wyrafinowana nauczycielka śpiewu. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a chłodny metalowy przedmiot zjechał w dół i razem z ręką zadyndał miarowo przy udzie dziewczyny. - Lepiej niż bym się spodziewała - dodała za to, po czym ruszyła żeby odłożyć mikrofon na przynależne mu miejsce.
Zamiast prowadzić dalszy dialog zerknęła ku kanapie, gdzie coś wyraźnie zabzdyrczało, przerywając rozmowę. Wbrew temu, co sugerowała intuicja, nie był to jej własny telefon, a ten należący do chłopaka. Kiwnęła głową na znak zgody, żeby spokojnie odebrał i nie przejmował pozostała w pokoju koleżanką. Przecież mogła poczekać, a sprawy siostry powinny być na jako-tako priorytetowym miejscu. Na pewno tak zakładałaby Verity, gdyby miała jakieś rodzeństwo.
-... nie zawsze wpadamy do sztucznych zbiorników wodnych...
A więc zazwyczaj do naturalnych? - mignęło ironicznie w myślach Verity nim delikatnie uniosła brwi w niemym wyrazie zdumienia dla przedstawionych jej wyjaśnień.
- To chodź. Mam całkiem-całkiem fajne metody na radzenie sobie z rozjuszonymi smokami-przedszkolankami. Obronię cię, damo w opresji - zadeklarowała z rozbawieniem, wracając w okolice kanapy. Jednym sprawnym ruchem wrzuciła wyjęty wcześniej telefon do torby i zgarnęła swoje rzeczy. - Chociaż mam wrażenie, że może być ciężko. Wszyscy w rodzinie macie taki talent do wywracania się znienacka w epickim stylu, czy to po prostu ja przyciągam takie nieszczęścia? - dodała jeszcze w trakcie, nie tracąc żartobliwego tonu. Po kilkudziesięciu sekundach znalazła się przy drzwiach, gotowa na podbój przedszkola.

[zt + Rūka -> przedszkole]
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach