Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 16.04.16 5:35  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” Empty PRZEDSZKOLE „Miśki”
PRZEDSZKOLE „Miśki” wyróżniały się tylko jednym ─ słodkawą nazwą. Ani na zewnątrz, gdzie budynek był standardowy, ani w środku nie było nic, co pozwoliłoby wgryźć się w pamięć. Ciężkie drzwi pomalowane białą farbą prowadziły do długiego, przytulnego korytarza, z mnóstwem komód na buty dzieci i kilka ław, na których mogły przysiąść, by rozprawić się z felernymi rzepami trampek. Dokładnie cztery sale upchnięto na parterze budynku ─ każda z nich odpowiadała klasie, do jakiej chodziły dzieci, a te organizowane były ze względu na wiek. Wszystkie wystarczająco obszerne, aby upchnąć w nich stoliki i plastikowe pudła z zabawkami, ale nie na tyle ogromne, aby zniszczyło to przytulność całego wnętrza.
Przy wykładzinach i ścianach postawiono na pastelowe kolory przywodzące na myśl pudrowe cukierki. Niskie stoliczki i krzesełka, szafki na kreski, dużo porozwieszanych obrazków, z których szczerzyły się patyczaki. Wszystko to upstrzone chichotami nieletnich, ich wrzaskami i płaczem. Mimo braku symbolicznego pazura, który pozwoliłby wybić to miejsce ponad inne, przedszkole wydawało się aż nazbyt przyjazne.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.16 5:36  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
|| ◄◄◄
- - - - -


Ależ ty się zrobiła zgryźliwa ─ mruknął z krytym pod obrażonym tonem rozbawieniem, ale fakt faktem ─ nie mógł nie przyznać jej racji, skoro w ciągu kilku godzin już dwukrotnie wspominał o wypadkach związanych ze zdewastowaną równowagą. Różne rodziny przyciągały do siebie różne interesy, a familia Kyouryuu przyciągała podłoże.
Chodź. To niedaleko.

---------------------------------

Wpoił sobie kilka ważnych informacji o niej, w tym to, że ze sportem pokłóciła się już jakiś czas temu i nic nie wskazywało na to, by miała zakopać topór wojenny, ale żadne znaki na niebie i ziemi nie były w stanie zatrzymać Ruuki przed dotarciem do celu, wyszarpaniem słodkiej niewiasty z rąk brutalnych smoków, by finalnie uciec w kierunku zachodzącego słońca, znikając na horyzoncie idealnie w momencie, w którym z góry zaczną sypać się napisy końcowe. Dlatego szedł szybko, może trochę zbyt szybko, nie przechodząc obok przechodniów, tylko przemykając przy nich jak cień. Nawet jeżeli aparycją dość się wyróżniał ─ mało który nosił takie dziwne fryzury ─ potrafił szczątkowo to, czym Verity się szczyciła. Co prawda bycie niewidzialną to jej domena, ale teraz i jego świat zdegradował do rangi powietrza, które przemyka obok idących ludzi, pozostawiając po sobie tylko lekki podmuch wiatru.
Spieszył się.
Przez całą drogę nic nie mówił, magazynując całą energię na „konfrontację”. Już teraz czuł ─ podskórnie, bo całe ciało go mrowiło ─ że starcie będzie ciężkie i tylko cudem uda mu się uniknąć szubienicy. O ile to przeżyjesz, paniczu Kyouryuu, syknął do siebie ni to z rozbawieniem, ni to ze śmiertelną powagą, pokonując właśnie kolejną fosę.
Wróć.
Kolejne przejście dla pieszych.
Jeszcze tylko dwa zakręty, a potem wyzywanie na światła, które zawsze migały na czerwień, kiedy tylko Ruuka pojawiał się na horyzoncie i wreszcie spomiędzy budynków wychylał się pastelowy napis utworzony z zaokrąglonych liter ─ „MIŚKI”. Przeczytał to w myślach z taką dozą ironii, że prawie się tym zadławił, ale szybko nazwa ośrodka spadła na dalszy plan, gdy ujrzał siedzącą w oknie dziewczynkę.
Jeszcze nim dopadł do drzwi uniósł rękę w geście przywitania, ale bez odzewu. Jasne, mruknął w myślach, chwytając za klamkę i wpuszczając do przytulnego przedpokoju Verity. Bo po co odmachać bratu. Niech się kisi z zazdrości, gdy inne małe dziewczynki odmachują swoim rodzicom, siostrom albo...
Och, opiekun Momo!
Ruuka wzniósł spojrzenie na kobietę przy kości. Była młoda i wydawała się jedną z tych osób, które mamią swoim nieprzyzwoitym urokiem osobistym, a potem wpychają długie szpony prosto do gardła, żeby tą drogą wwiercić się aż po serce i...
Dość. Był tu w innym celu.
Brat ─ uściślił natychmiast. Miał teraz dziwną awersję do samego słowa „opiekun”. Wydawało mu się związane z cholernym więzieniem. ─ Mam nadzieję, że Momoji nie sprawiała kłopotów?
Kobieta zmierzyła go wzrokiem.
Cóż. Ona nie.
A potem poczłapała w głąb pomieszczenia, zostawiając po sobie gorzki posmak pretensji. Nie dało się zignorować jej niezadowolenia i Ruuka zdał sobie sprawę, że wstrzymał oddech. Chyba naprawdę spodziewał się, że kobieta rzuci mu się z kłami do krtani, bo to nie pierwszy raz, kiedy wypadek losowy opóźniał jego marsz. Tym razem co prawda „wypadek” nie zdarzył się jemu, tylko Harumi, ale efekty były identyczne.
Cześć, mała! ─ wypalił natychmiast, bo kobieta się nie patyczkowała i już po chwili wyszła z pomieszczenia z uczepioną jej dłoni dziewczynką. ─ Byłaś grzeczna?
Ciemny wzrok dziewczynki padł na stojącą obok Verity i choć w pierwszym odruchu chciała podejść do brata, w drugim cofnęła się o krok, zaciskając krótkie palce na ręce nauczycielki. No tak. Nie przewidział, że Momo będzie widziała wroga w każdej nieznajomej osobie ─ a już na pewno, gdy ta przedstawia się w tak... charakterystyczny sposób.
To Verity. Moja koleżanka.
Kobieta odchrząknęła gwałtownie, przykuwając spojrzenie Ruuki, który dostrzegł w jej oczach błysk rozdrażnienia. Najpewniej uznała, że kłamał i tłumaczyła sobie zawzięcie, że spóźnił się nie przypadkiem, tylko z własnej winy ─ przez pindrzenie się z młodszymi od siebie po jakichś ciernistych krzakach. W tym stwierdzeniu utwierdziły ją zresztą dwa fakty: pierwszy to za duża bluza ubrana przez Verity, którą opiekunka od razu związała z Ruuką; druga ─ czarne ślady tuszu na jego białej koszuli.
Nie kłóć się z nią. Miej godność. To harpia. Z harpiami nie wygrasz. Nie masz takiego skilla, pamiętasz? Wytraciłeś go już przy walce z babsztylem od karaoke.
Wdech. Wydech. Wdech.
Palce Ruuki drgnęły chcąc stulić się w pięści, ale powstrzymał ten odruch i wymusił uśmiech. Dziewczynka dopiero wtedy powoli wypuściła z objęć rękę kobiety i zrobiła pierwszy krok ku dwójce nastolatków, przyciskając obie dłonie do płaskiej piersi. Miała na sobie czarną sukienkę do kolan i białe rajstopy z czerwonymi kokardkami, które były w zasadzie jedynym kolorowym akcentem w jej ubiorze. Wielkie, ciemne oczy skierowane były na Verity, gdy małymi, powolnymi kroczkami zbliżała się do brata. Ten stał jak ostatni palant, czekając, aż ta pełna kłód droga zostanie pokonana, znokautowana i zbita na miazgę, a on będzie mógł w pełni prawnie przygarnąć do siebie sześcioletnią dziewczynkę. Nie zmieniało to jednak faktu, że cały proces wlókł się jak przestrzelony koń pod górkę i gdyby Momoji raz jeszcze się zawahała, cierpliwość brata pewnie by się skończyła. Dopadła jednak do niego, a gdy znalazła się wystarczająco blisko, wszystko poszło z górki. Dosłownie władowała się twarzą w jego brzuch i mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, oplatając jego nogi chudymi ramionami.
No hej, śliczna ─ przywitał się z nią, kładąc dłoń na czarnych kosmykach. ─ Też tęskniłem. ─ Dopiero wtedy uniosła głowę i oparła się podbródkiem o jego pasek od spodni, zerkając ku bratu zamglonymi oczami.
Leki.
Powieki Ruuki opadły nieco w rezygnacji.
A teraz przywitaj się z Verity i pożegnaj z panią...
Panną ─ warknęła opiekunka. ─ Panną Momoto.
Z PANNĄ Momoto.
Sarkastyczny ton, wypluwane słowa, ostre spojrzenie ─ brakowało tylko, by wreszcie dobył broni, a pojedynek rozpocząłby się jeszcze przed dźwiękiem gongu. Problem w tym, że z małą dziewczynką owiniętą dookoła niego, nie mógł pozwolić sobie na odpowiednie manewry, dlatego uznał, że tym razem się powstrzyma i zrehabilituje za kolejnym.
Czegokolwiek jednak by nie powiedział ─ dziewczynka nie pisnęła słówkiem. Odkleiła się co prawda od niego, ale z wyraźną niechęcią, a gdy raz chwyciła go za palce dłoni, tak nie puściła już wcale, gniotąc go do tego stopnia, że martwił się o stan swoich kości. Zerknął wtedy na Verity, ale żadne odpowiednie słowa nie przychodziły mu teraz do głowy.
Cóż... ─ Naparł dłonią na drzwi, gdy udało mu się jedną ręką ogarnąć buty Momo, bo po tym nic ich już nie trzymało w jamie smoka. ─ Może opowiesz nam, jak było w przedszkolu?
Nie.
Aha.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.16 14:50  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Może i nie była ze sportem za pan brat, ale jeszcze potrafiła chodzić. I to całkiem szybko, jeżeli tylko się postarała, a własnie w takiej sytuacji zdecydowanie powinna przyłożyć się do tempa. Wykrzesała z siebie nieco energii i raczej bez problemu nadążała za pędzącym przez miasto chłopakiem, choć braki we wzroście mogły być pewnego rodzaju utrudnieniem. Jako istota obdarzona mniejszym krokiem robiła jeden na każde półtora postawione przez starszego, przez co chwilami musiała się posiłkować czymś pośrednim pomiędzy chodem a truchtem. Ale - nadążała i nie musiała się obawiać o to, że nieumyślnie spowoduje opóźnienia.
Nawet na rękę było jej to, że w trakcie drogi rozmowa umarłą śmiercią naturalną. Gdyby do tego wszystkiego miała jeszcze odpowiadać, zapewne dostałaby jakiejś zapaści oddechowej i wymagałaby natychmiastowego ratunku. Na pewno nie byłoby dobrym pomysłem, żeby wykończyła się w taki sposób na środku dość gęsto zaludnionego chodnika - szczególnie, że się spieszyli.
Nie znała drogi do przedszkola i chyba nie było szans na to, żeby udało jej się ją całą spamiętać. Szli zdecydowanie zbyt szybko na to, żeby Verity miała możliwość wyłapania jakichś punktów charakterystycznych, nazw ulic czy choćby kolejności następujących po sobie zakrętów. Mało brakowało, żeby do tego wszystkiego się zgubiła, kiedy przed czerwonym światłem na przejściu dla pieszych zebrało się całkiem sporo ludzi. Na szczęście Ruuka posiadał atut wzrostu, dzięki któremu nawet niezdarna szesnastolatka była w stanie utrzymać go w polu widzenia. Gdyby nie to, że naprawdę się pilnowała, pewnie zaginęłaby bez śladu dwie przecznice od klubu karaoke. Ot, takie już problemy szwendania się po nieznanych sobie terenach, w dodatku w pośpiechu.
Zerknęła pobieżnie na wymyślny napis z nazwą ośrodka. według Amerykanki brzmiała po prostu głupio i dałoby się znaleźć dziesiątki, jeśli nie setki, lepszych określeń dla przyjaznego przedszkola. Do pełni szczęścia brakowało tylko znanego wizerunku misia-pedofila w logo, lub najlepiej naturalnych rozmiarów maskotki w holu.
Ale jak widać ludzkość jeszcze nie stoczyła się do tego poziomu. I całe szczęście.
Spojrzała też na wyglądającą zza okna dziewczynkę, która nawet nie zareagowała na powitanie. Sama Ver nigdy nie była w takiej sytuacji; nie zdarzyło jej się przede wszystkim być w przedszkolu. Ani nie chodziła do niego sama, ani też nie miała młodszego rodzeństwa, które mogłaby odbierać w zastępstwie rodziców. W domu opiekowała się nią mama, a gdy zginęła, na dziewczynkę czekała już szkoła. Ojciec generalnie jej nie odbierał, chyba że musiał. Pracował w końcu o wiele dłużej niż trwały lekcje w podstawówce, więc mała Ver albo wracała do domu sama, albo spędzała popołudnie u którejś z przyjaciółek. Tak im pasowało i przez lata nie było potrzeby, żeby cokolwiek zmieniać.
Sprawnie wskoczyła przez drzwi do środka i przystanęła grzecznie, nie wiedząc do końca, co ze sobą zrobić. Zresztą pod naporem spojrzenia czekającej już w przedszkolu kobiety dosłownie zesztywniała, jakby wyskoczył na nią co najmniej myśliwy z dubeltówką, gotowy do strzału. Zresztą owa pani wyglądała na taką, która mogłaby rozpruć im trzewia za sam fakt istnienia lub za zbyt głośne oddychanie. Stała więc i obserwowała, próbując w niczym nie narazić się osobliwej przedszkolance. Zresztą zbyt wiele do gadania nie miała jako osoba nie dość, że postronna, to jeszcze zdecydowanie niedoinformowana. Pierwszy dzień w przedszkolu przeżywała mając lat prawie siedemnaście, co po dopuszczeniu do świadomości brzmiało absurdalnie. Byłoby to nawet zabawne, gdyby nie czająca się w pobliżu harpia.
Kobieta na chwilę zniknęła i zielonowłosa wykorzystała ten moment, żeby posłać Ruuce mocno niepewne spojrzenie. Miała szczera nadzieję, że wie co robi i nie znajdzie się zaraz w jakiejś wielkiej maszynie przemielającej spóźnionych opiekunów. Im dłużej Veri stała w tym korytarzu tym bardziej miała wrażenie, że stamtąd spóźnialscy nie mają prawa wyjść żywi.
Nie wiadomo, do jak wymyślnych tortur zaprowadziłaby ją wyobraźnia, gdyby nie powrót przedszkolanki z dziewczynką. Trudno było się powstrzymać od spojrzenia na małą, choćby z czystej ciekawości. Od razu zafigurowała w pamięci zielonowłosej jako urocze stworzenie, choć to wyraźne wycofanie na widok obcej osoby spowodowało silne ukłucie żalu. Nie mogła mieć do dziecka pretensji, że jest ostrożna wobec nieznajomych, acz gdzieś automatycznie posmutniała. Spuściła wzrok na własne buty, uciekając równocześnie od oceniającego spojrzenia kobiety. Nawet nie chciała wiedzieć, co tamta mogła sobie pomyśleć; niestety nie wyglądała na taką, która by uwierzyła w pierwszą przedstawioną jej wersję. Z potyczek słownych Ver wycofała się już dawno, od samego początku milcząc zawzięcie i unikając jakiejkolwiek konfrontacji z opiekunką. Pewnie rozpadłaby się na kawałki po pierwszych słowach wycelowanych w jej stronę, a nie chciała sobie ani innym dokładać więcej problemów.
Dopiero kiedy bezpiecznie wyrwali się z terytorium wroga oblicze zielonowłosej opuścił wyraz przywodzący na myśl silne zatrucie pokarmowe. To nie oznaczało jednak, że nagle odzyskała cokolwiek energii życiowej, gdyż sytuacja zaczynała ją z lekka przerastać. Nie tylko sześcioletnia dziewczynka miała prawo czuć się nieswojo; można się nawet pokusić o stwierdzenie, że starsza była jeszcze bardziej zagubiona w sytuacji. Nie dało się nijak udawać, że Momo nie istnieje, bo przecież szła obok i była jak najbardziej realna. A jednak, choć wypadałoby nawiązać jakiś choćby minimalny kontakt - nie dało się, bo wyraźnie nie miała takiej chęci.
A w Verity narastało duszące poczucie winy. Może trzeba było iść do domu zamiast straszyć małe dzieci samą swoją prezencją.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.16 19:28  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Też odczuwał presję nałożoną kilogramami przez twarde, zimne spojrzenie kobiety, która jeszcze godzinę temu szczebiotała zębami przed dziećmi, zakładała im zgubione w biegu buty, zawiązywała na nowo warkoczyki i podawała misie z górnych półek, a teraz prezentowała się jak cerber, któremu oderwano dwie pozostałe głowy. I całe szczęście, bo gdyby zaistniała taka możliwość, panna Momoto z całą pewnością by ją wykorzystała, aby wgapiać się naraz w dwójkę bez opamiętania, rejestrując najdrobniejsze ruchy ich dłoni albo ust.
Prawie tak, jakby przyszli tu opakowani granatami i bombami.
Ruuka dostrzegł zagubione spojrzenie dziewczyny i miał już na końcu języka przypomnienie, że to ona chciała go bronić przed paszczą lwa, ale wycofał się z tego praktycznie od razu. I tak nałożył na nią dość... niekomfortową atmosferę, skoro zdawał sobie sprawę, jak często opiekunki mają tutaj PMS i jak rzadko udaje się je normalnie udobruchać. To było z góry pewne, że zaczną wymyślać historie nadające się już tylko na ostatnie strony głupich magazynów dla nastolatek, bo wszystkie wysnute przez nich wersje były beznadziejnie nierealne.
Przecież nie zgwałciłby młodszej od siebie dziewczyny, znalezionej przypadkiem na korytarzu. Nie był Ippeiem z „Please ♥♥♥♥ Me!”, bo świat by tego nie dźwignął i posądzanie go o coś takiego było chamstwem, ale nie mógł się też wykłócać i dowodzić swojej niewinności. Raz, że jego duma i tak była już w strzępkach i trzymała się w kupie na ostatnich nitkach, a dwa, że wpatrująca się w niego dziewczynka nie mogła być świadkiem, jak jej „starszy brat” zaczyna przeklinać opiekunkę w jakiś dziwnych językach.
Powietrze świata zewnętrznego okazało się więc zbawcze. Ruuka od razu wciągnął je do płuc i przetrzymał, jakby tym sposobem mógł oczyścić organizm ze wszystkich kwaśnych spojrzeń wwiercających się w niego jak rozżarzone wiertło. Chociaż nawet to nie wyeliminowało poczucia jakiejś przegranej z żeńską wersją psychicznego terminatora. Zerknął za to na Verity, upewniając się, że dziewczyna nie rozsypie mu się po pierwszym kroku, choć jej entuzjazm widocznie zmalał.
Może nie była przygotowana na taką dozę niechęci ze strony kompletnie nieznajomego babsztyla?
Albo nie spodziewała się, że istnieją takie twory jako Momo. W końcu rzeczownik „dziecko” zawsze współgra z głośnym płaczem, wrzaskiem, gadatliwością i nadmiarem niespożytej nijak energii. Momoji była tego sporym przeciwieństwem, bo nawet teraz prezentowała się „doroślej” od własnego brata, a ledwo sięgała mu do paska od spodni.
Siostra uczepiła się mocno jego lewej dłoni i wiedział, że kiedy wreszcie ją od siebie odczepi, na skórze pozostaną mu czerwone półksiężyce po paznokciach, ale był do tego przyzwyczajony. Mała najwidoczniej uważała, że im silniej będzie go trzymać, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że wyślizgnie się jej z objęć. Nie, żeby miał zamiar wrzeszczeć i próbować się jej wyrwać, ale gdyby nieco spuściła z tonu, pewnie odczułby ulgę.
Słyszałem ─ mruknął, niszcząc wreszcie wytworzone między nimi, solidarne milczenie ─ że niedaleko jest niezły park w mostem, który ma własną legendę. Mówi się...
Urwał, gdy Momoji pociągnęła go nieco za rękę, aż ramię opadło mu niżej.
Hm?
Chodźmy do domu ─ wymamrotała ledwie dosłyszalnie. Sam Ruuka musiał nieco opuścić brodę, żeby w ogóle zrozumieć, co próbowała mu przekazać, ale kiedy to do niego dotarło, wcale nie był zadowolony. Kucnął wtedy i chwycił drugą dłoń dziewczynki, by obrócić ją przodem do siebie.
Momo. ─ Wypowiedział to miękko, ale dało się wyczuć w tonie rodzaj groźby, jaką zwykle stosuje się na niesfornych dzieciach. ─ Coś się stało w szkole, że nie chcesz z nami rozmawiać? ─ Zobaczył, jak dziewczynka kątem oka zerka szybko ku Verity, a potem znów wbija wzrok w swoje buciki. ─ Wiesz, że w razie czego ci pomogę, hm? A Verity pierwsza pchałaby się na front, gdyby coś ci zagrażało. Powiesz nam o co chodzi?
Gdy pokręciła głową, znów westchnął i podniósł się do pionu. Nie miał już nic więcej do powiedzenia, skoro i tak dziewczynka nie chciała nic z siebie wykrztusić. Zerknął za to z góry na Verity i aż mu usta drgnęły. Zarejestrował jej stan już wcześniej, ale nie spodziewał się nawet, że tak łatwo jej będzie stracić rezon na widok urządzonego przedstawienia. To nie była ani jej wina, ani jej rzeczywistość i prawda była taka, że czegokolwiek by tam nie zmajstrowała nie udałoby jej się wygładzić sytuacji.
Dobra. ─ Już samo to słowo było jak strzał do startu. Ruuka ruszył chodnikiem, nie odrywając przez pierwsze kilka kroków spojrzenia od twarzy Verity.
Misje na dziś: odprowadzić Momo do domu. Żywą. Odprowadzić Verity, też żywą, a przynajmniej trochę bardziej, niż aktualnie. Nie wyjebać się, idąc z karkiem przetrąconym, żeby wgapiać się w Greenwood. I ewentualnie zrobić zakupy, żeby misja „przeżyć” przedłużyła się do jutrzejszego poranka. Wsunął  nagle opuszki na wnętrze dłoni dziewczyny i uniósł brew, trochę prowokacyjnie.
Co jest? ─ W zasadzie tego nie wypowiedział. Ponad głową siostry poruszył tylko ustami, pewien, że na dotyk Verity od razu na niego spojrzy.
Nawet nie dostrzegł, że krocząca obok niego Momoji zaciska usta nad drżącym podbródkiem.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.16 23:21  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
To właściwie niesamowite zjawisko, jak bardzo takie przerażające istoty pokroju napotkanej przez nich przedszkolanki potrafiły być kochane i opiekuńcze w stosunku do dzieci. To chyba dowodzi, że nawet najtwardsze serca miękną w kontakcie z niziutkimi, wielkookimi istotkami, w których jamach ustnych jeszcze goszczą mleczaki, a w sercach czysta niewinność. Ewentualnie nadmierny kontakt z maluchami powoduje narastającą niechęć do istot już rozwiniętych bądź w okresie dojrzewania, co tłumaczyłoby nagłą agresję wobec nastolatków.
Albo po prostu natknęli się na wrednego babsztyla. Tak też bywa.
I rzeczywiście, wcześniejsza motywacja nieco z niej uleciała. Nie miało to związku nawet aż tak bardzo z negatywnym nastawieniem panny Momoto, jak by się to mogło wydawać. Zasępienie dziewczyny sięgało o wiele głębiej niż tylko to jedno krótkie zdarzenie, zakończone wraz z wydostaniem się z jaskini smoka na świeże powietrze.
Patrzyła na małą, sześcioletnią dziewczynkę, obserwowała jej zachowania, mimikę, gesty. Starała się nie gapić, tak żeby biedaczki nie przestraszyć jeszcze bardziej, ale pewne rzeczy i przy dyskretnym zerkaniu dało się bez problemu wyłapać. Dziesięć lat temu Verity patrząc w lustro widziała bardzo podobny obraz. Było to na tyle uderzające, że gdyby tylko Momoji przekolorować na mało estetyczny brudny blond, to mogłaby spokojnie wystąpić jako dublerka małej Ver.
Pamiętała aż zbyt dobrze, choć przecież starała się nie pamiętać. Cały czas dopadały ją wyrzuty sumienia, przypominając, że przecież obiecywała: sobie, Hope, psychoterapeucie Eddiemu... i wszystko na nic. Jakkolwiek by się nie starała, natłok wspomnień zawsze dopadał ją w najmniej oczekiwanych momentach i wpędzał w dołek, chociaż wcale się nigdy o to nie prosiła. Paradoksalnie, była w stanie poruszyć temat z własnej inicjatywy i rozprawiać o nim, jak gdyby nigdy nic. A z drugiej strony nadal istniały takie czynniki, które ni stąd, ni z owąd wyciągały na wierzch wszystkie dawne smutki i zmartwienia. Nawet bez konkretnego powodu; ot, zobaczyła dziewczynkę podobna do samej siebie i z automatu straciła rezon, jakby ktoś z niej spuścił powietrze. A później walnął cegłówką w głowę.
Dyskretnie obserwowała dziewczynkę, głównie z troski rzecz jasna, choć i trochę z ciekawości. Nie mogła wyzbyć się wrażenia, że może lata temu ktoś dokładnie w ten sam sposób patrzył na nią - widział, że coś złego się działo, ale nie miał możliwości nic z tym zrobić. To w zasadzie nie była jej sprawa. Mała mogła mieć po prostu gorszy dzień, przecież jej pełne prawo. Problem jednak w tym, że kto raz przeżył porządny życiowy problem, nie da rady tak łatwo pozbyć się postępującej paranoi.
Nawet, jeżeli bardzo by się starał.
Ale ona przynajmniej chce wracać do domu. Ja nie chciałam. Był to dość pocieszający wniosek. Gdyby było inaczej, zielonowłosa mogłaby zacząć dostrzegać zbyt wiele analogii, a to zdecydowanie nie byłoby zdrowe. Zresztą zagłębianie się w cudze życie nigdy nie było dobrym pomysłem, jeżeli nie zostało się do tego zaproszonym. Uspokoiła się nieco, choć nadal nie odzyskała entuzjazmu. Mimo wszystko przytłaczająca aura przedszkolanki dość mocno wgniotła ją w podłoże i dodatkowo przyklepała. Proces wstawania to nie takie byle co i trochę trwa. No, chyba że ma się wsparcie. Wtedy działa jakoś dziwnie szybciej.
Zgodnie z oczekiwaniem w reakcji na niespodziewany dotyk natychmiast podniosła wzrok, prawie jakby właśnie ją wyrwano ze snu. Zamrugała szybciej kilka razy i odnalazła spojrzenie chłopaka wraz z wypowiedzianym bezgłośnie pytaniem. W pierwszym odruchu tylko pokręciła głową i spuściła wzrok z powrotem. Przecież to nic takiego, przemknęło jej przez myśl. Ale mimo wszystko nie wypadało jej w tej chwili nie odpowiedzieć w ogóle niczego. Nieszczęsny Ruuka próbował jeszcze uratować atmosferę i ostatnim chamstwem byłoby tak mu to utrudniać. Więc przynajmniej w zadośćuczynieniu powinna się cokolwiek odezwać.
- Trochę się martwię, wiesz - powiedziała maksymalnie ściszonym głosem, tak żeby jej słowa nie mogły dotrzeć do Momoji. - Nie wygląda najlepiej. Jakby miała się zaraz rozpłakać. I nie wiem, trochę mi głupio. Chyba ją wystraszyłam - dokończyła, znów kierując brązowe oczy w dół. Mimo woli złapała brzeg dolnej wargi między zęby, jakby powstrzymując się od powiedzenia czegokolwiek więcej. Już i tak miała wrażenie, że za bardzo się rozpaplała i nic dobrego z tego nie wyjdzie. W duchu strofowała samą siebie za taką lekkomyślność, a z drugiej strony miała przytłaczające wrażenie, że nie tylko niczego już nie cofnie, ale nawet nie poprawi się na przyszłość. Pokusa mówienia była zbyt silna, a przecież przyrzekała sobie milczenie już tak wiele razy. Może zbyt wiele jak na ludzką wytrzymałość. Tego przecież nie mogła być pewna, skoro nigdy nie przekroczyła tej granicy świadomie.
A teraz przydałoby się wziąć w garść i nie zachowywać jak na pogrzebie. Jeszcze nikt nie umarł.
Nieznacznie ugięła palce, przytrzymując dłoń starszego w miejscu. Podniosła wzrok, w którym znów zagościła odrobina słonecznej pogody. - A tak nawiasem mówiąc - zaczęła z delikatnym, praktycznie rzecz biorąc po prostu nieśmiałym uśmiechem. - to mam prawie siedemnaście lat i właśnie po raz pierwszy w życiu byłam w przedszkolu. Więc wciąż trochę przeżywam.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.16 2:31  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Jego wewnętrzne carpe diem mordowano z każdą kolejną, głupią, nieznaczną, niezapisywaną, nierejestrowaną milisekundą, dobijano brutalnie, przydeptywano butem i wpychano w glebę jeszcze głębiej, aby na pewno się nie wydostało i nie odrodziło na nowo w świetle glorii. Wykrzesanie z szarej brei świata barw optymizmu było wystarczającym wyzwaniem dla kogoś, kto cierpiał na ułomność w komunikacji międzyludzkiej, a teraz nakazywano mu jeszcze utrzymanie pogodnego stanu rzeczy. Nie żałował, ale pomału ogarniała go wściekłość, kryta pod cieniem zmęczenia. Wyłapywanie pomysłów, ich selekcja, obskubywanie z problematycznych tematów, a w końcu realizacja ─ coś, co zaczęło go przygniatać. I irytować.
Skąd ten pomysł? ─ wychrypiał nagle poważniejszym tonem i jakby na to pozwolił, Verity mogłaby dostrzec w jego oczach wcześniej ukryte zacięcie. Odwrócił jednak głowę, zerkając pośpiesznie na drogę. Chodnik nieprędko przesuwał się naprzód, powodując nieujarzmioną świadomość parcia przed siebie mimo niechęci całego świata, jakby robili na złość tłumowi wokół i szli pod prąd, choć żaden z beztwarzych przechodniów nie zwrócił na nich najmniejszej uwagi. Ruuka nie mógł się jednak pozbyć przeświadczenia, że coś poszło nie tak; coś, na co miał spory wpływ, a czego nie zauważył. Leżało na wyciągnięcie jego ręki, ale w nieodpowiedzialny sposób omijał to, przyglądając się wszystkim innym oczywistościom, tylko nie temu, co drgało mu tuż pod nosem.
Powinni teraz biec tym chodnikiem, łamiąc kolejne tabu, przechodząc płynnie z tematu na temat, w koniecznych przerwach na pouczanie małej dziewczynki, że „panny w jej wieku nie zachowują się w tak głośny sposób!”. A zamiast tego z pewnością przyciągali do siebie potencjalnych morderców, którzy na rozprawie sądowej broniliby się hasłem: „oni chcieli, bym to zrobił” i wcale nie mijaliby się z prawdą.
Ruuka zerknął za to na siostrę i dostrzegł, jak jej podbródek drga niebezpiecznie. Mina, która wybuchnie, gdy nadepnie się na nią wystarczająco mocno. Jeżeli był powód, dla którego Momoji trzęsła się z tłumionych emocji, nie mogło to być przecież coś spowodowane przez Verity. Tego był pewien.
Zostaw wszystko mnie.
Świadomość własnej siły była kolejnym brzemieniem, które targał z własnej inicjatywy. Nie dlatego, że chciał. Poniekąd czuł się zobowiązany, bo oto ciągnął w nieznane obie dziewczyny, które wcześniej nie mignęły sobie nawet w tłumie. To on był mianownikiem, który je łączył ─ to on był więc odpowiedzialny za to, jakie wstępnie targają nimi emocje.
Momoji traktowała Verity jak zagrożenie i Ruuka przez moment był skory wtrącić szorstkie trzy grosze do tej kwestii, ale w tej samej sekundzie, w której chciał odsunąć rękę od dziewczyny i znów chwycić małą za ramię, aby tym razem zwrócić na siebie jej uwagę, poczuł, jak coś go blokuje. Nawet nie krył zaskoczenia. Zerknął kątem oka na Verity, mrużąc nagle ciemne ślepia w niewypowiedzianym pytaniu. Tym, co zatrzymało go w miejscu, było jakieś wewnętrzne rozdrażnienie. Wsunął mocniej rękę w dłoń dziewczyny i przytrzymał ją, tym razem bez nieśmiałej delikatności. Ujął ją silniej, nie na tyle, żeby poczuła ból czy dyskomfort, ale wystarczająco, aby jego obecność była dla niej pewnikiem. Uśmiechnęła się do niego i kolejną powinnością powinno być odwzajemnienie tego gestu. Zrobił to, ale z mniejszą mocą, niż zazwyczaj. Był zajęty prędką analizą wszystkich dotychczasowych chwytów, jakie stosował na Momoji ─ w końcu jeśli mała wreszcie by się rozweseliła, Verity też byłoby lepiej. Nie doleciał jednak do drugiej setki, jak kolejne słowa dosięgnęły jego uszu, a zaraz po nich poczuł na drugiej ręce jeszcze bardziej miażdżący uścisk. Momoji już wcześniej gniotła jego kości na popiół ─ teraz aż się skrzywił, ale kiedy na nią spojrzał, twarz z rozeźlonej zmieniła się na mniej negatywną.
Był zwyczajnie zaskoczony.  
Co jest?
Momoji kompletnie go zignorowała. Odchyliła się lekko do przodu, aby ominąć ciało brata i zerknąć na zielonowłosą. Nie kryła sceptyczności, ani tego, że coś w niej pękało i lada moment rozwrzeszczy się w szlochu, ale w zaszklonych oczach pojawiło się coś dodatkowego. Gratisowo błysnęło w nich zaciekawienie.
Pierwszy raz? ─ Zabrzmiała cienko jak mysz. Zacisnęła za moment usta, a potem prędko przesunęła po nich językiem. Nadal jej lekko drżały. ─ Ale jesteś za duża, żeby się bać, a ja się nie bałam pierwszego dnia.
Verity mogła poczuć sygnał. Nie znali się długo i nić jaka ich łączyła była cienka i możliwa do zerwania przy byle kroku, ale jak mogłaby tego nie zrozumieć? Ścisnął na moment jej rękę; to dobry kierunek. Nie chodziło wcale o to, żeby zapewniać Momoji, jak bardzo są dla niej wsparciem. Może wcale tego wsparcia nie chciała ─ nie w tak nachalny i wyuczony na pamięć sposób, jaki podstawiał jej pod nos żyjący z nią pod jednym dachem brat. Ruuka przywykł, że jeśli chciała mu coś powiedzieć ─ mówiła, a jeśli zaczynał się na nią irytować, byli zgodni, by przemilczeć cały dzień bez krzty wyjaśnień, ukradkowych spojrzeń albo innych, mniejszych gestów, które świadczyłyby, że mają szansę nawiązać dalszą współpracę. A jednak następnego dnia znów czepiała się jego ręki i znów znikała za drzwiami przedszkola z tandetną nazwą, odprowadzana przez wiecznie spóźnionego na zajęcia nastolatka. W lawinie takich samych dni nie dostrzegał dodatkowych opcji, dlatego teraz, choć siostra zepchnęła go na dalszy plan i był pewien, że wcale dla niej nie istniał, nie czuł z tego powodu rozgoryczenia. Wypuścił powietrze przez nos i poluzował uchwyt na dłoni Verity.
Gdzieś naprzeciwko nich zamigotał już szyld supermarketu ustawionego dokładnie naprzeciwko jednego z zieleniejących się parków.
Jesteś dziwna ─ dodała butniej dziewczynka.
Ruuka aż syknął.
Momo!
Miał się nie wtrącać, ale czasami, teraz przykładowo, mówiła za dużo, w nieodpowiedni sposób korzystając ze swoich przywilejów. Czarnowłosa pociągnęła nosem, przykładając rączkę do pokraśniałego policzka, żeby go mocno przetrzeć.
Co? ─ odburknęła po chwili. ─ Ty jesteś jeszcze dziwniejszy! ─ dodała łaskawie obdarzając go krótkim spojrzeniem. ─ Trzymasz nas za ręce, a ona jeszcze nie była nawet w przedszkolu. Ją to powinieneś nosić na rękach albo w wózku i dopiero jak będzie w przedszkolu, to prowadzić, a nie się tak znęcasz.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.16 7:33  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
- Nie wiem. Tak... tak po prostu - odparła nadal przyciszonym tonem. Miała przemożne wrażenie, że od samego rana partoli wszystko, cokolwiek weźmie w ręce. Począwszy od rozlania herbaty rano przed wyjściem do szkoły i skończywszy na obecnej sytuacji, co chwila coś nie wychodziło tak, jak powinno. Teraz była skłonna już z góry zakładać, że wszelkie zło na świecie staje się za jej przyczyną, nawet jeżeli w sposób kompletnie nieplanowany. Taki już miała charakter z tendencją do brania wszystkiego na siebie. Efekt był absurdalny - winiła się za zły humor dziecka widzianego pierwszy raz na oczy. Idiotyczne, ale takie sytuacje przecież się czasem zdarzały. Jedynym, co mogła w tej sytuacji zrobić to spróbować nie przejmować się przykrym przeczuciem i postarać się zrobić coś w kierunku odmiany stanu obecnego na lepszy.
Trasa w kierunku domu trochę się wlekła. To nie była wina Ruuki i chyba nikt nie mógłby go winić, jeżeli w osaczeniu przez dwie chodzące bomby zegarowe przeszedłby automatycznie w tryb damskiego sapera. Co więcej, ostrożność byłaby tu z pewnością godna podziwu, ale też trudna do osiągnięcia. No bo cóż, nie każdy musi mieć na tyle cierpliwości, żeby nieustannie brać wszystko na siebie. Chyba właśnie to pomogło Ver się zreflektować, żeby choć trochę przyłożyła się do rozładowania nagromadzonego wcześniej napięcia. Po krótkim wahaniu zgodnie skinęła głową. Niby komu mogłaby bardziej zaufać w kwestii zajęcia się kłopotami Momo, jeżeli nie jej starszemu bratu? Ze wszystkich dostępnych opcji - bo przecież z całej ich rodziny znała dwoje, w dodatku od dzisiaj, jedno od dziesięciu minut - i tak plasował się najwyżej. Osoba postronna jej pokroju w zasadzie i tak nie powinna mieć za wiele do gadania, ale doświadczenie pokazywało, że Verity mimo wszystko nie zawsze kierowała się sztywnymi zasadami dobrego wychowania. Po tylu latach ciasnych ram każdy by w końcu zapragnął trochę luzu, gdy tylko nadarzyła się okazja.
Pod naporem niemego pytania tylko odwróciła wzrok, powstrzymując się od plaśnięcia wolną ręką po twarzy. Zamiast tego skierowała swoją uwagę na przemykającą właśnie w wizji chropowatą ścianę jakiegoś budynku.
Tak, ta ściana. To bardzo ładna ściana. Tak fascynująca, że aż nie mogę się od niej oderwać. Veri, debilu. Patrz na ścianę, jaka śliczna ściana.
Nieznacznie zacisnęła zęby, ale tego już nie było widać. W centrum uwagi znów powróciła młodsza, ku uldze zielonowłosej. Przynajmniej na chwilę i na innym polu niż to, które lepiej było omijać. Przedszkole okazało się być dobrym nawiązaniem i na te słowa w końcu oderwała się od swojej ściany - której nomen omen już dawno nie było w polu widzenia - i zerknęła na dziewczynkę.
Przynajmniej zaczęła się odzywać, a to już był spory postęp.
- Tak, pierwszy raz. Ale wiesz, mogę być duża i nadal się bać. Bo widzisz, mam dużo miejsca na radość - machnęła poziomo ustawioną dłonią na poziomie własnego uda. - na ciekawość, uczynność, mądrość i inne dobre rzeczy - kolejne wyimaginowane podziałki pojawiły się kolejno przy biodrze, talii, żebrach, by w końcu dojść do ramienia. - ale zostaje mi jeszcze dużo miejsca na strach. Tobie się to wszystko mieści do samego czubka głowy i możesz być bardziej dzielna niż ja. Kiedy będziesz rosnąć, zapełniaj się dobrymi rzeczami i nie będziesz musiała się bać - zakończyła, dla dopełniania prezentacji przy odpowiednich słowach ustawiając podziałkową dłoń na poziomie głowy sześciolatki.
Prychnęła krótkim śmiechem. Mała trafiła w sedno. Nie na darmo mówi się, że dzieci wiedzą lepiej. Małe istotki nieskażone kłamstwami świata były tak do bólu szczere, że powoli zdawały się być jedynym rzetelnym źródłem informacji. Z drugiej strony ich nieraz oryginalna wyobraźnia dostarczała poważnych wątpliwości.
- Ale przecież ma rację. Jestem bardzo dziwna. Ale gdybym nie była, mogłabym zrobić się nudna - stwierdziła zaraz, coraz bardziej ożywiona. Dywagacje na tematy luźno zakotwiczone w rzeczywistości okazały się być dobrym gruntem na zbudowanie przyjaznej atmosfery.
- I to ma sens. Przecież nie skończyłam przedszkola. Ale jest jeden problem. - Przerwała wypowiedź na kilka sekund dramatyczną pauzą. - Nie produkują dziecięcych wózków na mój rozmiar. I zajmujesz bratu jedną rękę, Momo. - Wskazała wymownie na wspomniany łańcuszek kończyn, łączący całą trójkę. - Nie da rady mnie nieść. Musimy sobie jakoś poradzić i mieć nadzieję, że nauczę się chodzić.
Przez udawanie poważny ton przebijała rzecz jasna nutka żartobliwości, ale była w tym i krzta prawdy. Jeżeli Verity chciała przeżyć w wielkim świecie, musiała nauczyć się chodzić - bez ciągłego wywracania się, potykania, rozbijania kolan o chodnik, obijania się o ludzi, ściany i robienia sobie krzywdy wszelakiej w sposób totalnie nieplanowany.
I jakby na zawołanie zachwiała się. Nie musiało się stać nic nadzwyczajnego; żadnych kamieni na drodze, nierówności w chodniku, nic. Po prostu na moment straciła równowagę. Kiwnęła się w jedną stronę, drugą, w panice przestawiła nogami. Sukces - utrzymała się na nich, choć było bardzo blisko do zaliczenia romantycznego sam-na-sam z twardym podłożem.
- No właśnie. Chyba trzeba sprawić mi chodzik.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.16 3:08  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Mała przyglądała się uważnie Verity, chłonąc jej słowa z zadziwiającym zaangażowaniem, nawet jeśli całą swoją postawą nie przypominała kogoś zainteresowanego tematem. Szła obok brata z głową skierowaną prosto przed siebie i tylko oczy uciekały jej na bok, by zerkać na opowiadającą dziewczynę, próbując przy okazji nadążyć za tokiem rozumowania. Nie pokazywała tego po sobie, ale nowy punkt widzenia najwidoczniej przypadł jej do gustu. Nie skomentowała co prawda słów Verity, ale z drugiej strony nie robiła też żadnych dodatkowych problemów, posyłając wizję płaczu w zakamarki zapomnienia.
Jest dobrze, przemknęło przez myśl Ruuki, gdy ciągnął je obie do supermarketu. Momoji widocznie się uspokoiła; przestała nawet tak miażdżyć jego dłoń, więc cały spacer na linii przedszkole-sklep okazał się lżejszy w zniesieniu. Nawet płytki szarego chodnika zaczęły prędzej uciekać pod podeszwami, a wyznaczony budynek ─ nabierać kształtów i rozmiarów.
Wreszcie.
Chciał już wejść, ale but nie dotknął płasko podłoża przy kolejnym kroku. Zatrzymał się raptownie, pociągnięty z powrotem do tyłu, a gdy obejrzał się za siebie, dostrzegł przybitą do ziemi Momoji. Dziewczynka jakby najadła się ołowiu i przycumowała do chodnika, nie chcąc przesunąć się nawet o milimetr w kierunku wejścia. Z zewnątrz dobiegało pikanie kasy fiskalnej za każdym razem, gdy otwierały się drzwi, wpuszczające do środka następnych krwiożerczych klientów.
Hm? ─ Cisza.
Co jest? ─ Zero...jakiegokolwiek...
Nie chcesz tam wejść? ─ … dźwięku.
Ruuka wypuścił powietrze przez zęby i cofnął się o krok, by zrównać się z dziewczynką. Wysunął wtedy palce z dłoni Verity i wsunął je pod podbródek czarnowłosej, nienachalnie unosząc jej główkę i nakierowując zamglone spojrzenie prosto na siebie.
Słuchasz mnie?
Niejednokrotnie już się zdarzało, że Momoji zawieszała się między światem rzeczywistym, a... prawdopodobnie tym swoim. Dało się to załagodzić, przynajmniej w większości przypadków. Teraz wyglądała jednak nie tyle nieobecnie, co jakby dostrzegła ducha.
Nie chcesz tam wejść.
W teorii miał zapytać. W praktyce i tak zabrzmiało to jak stwierdzenie. Wypuścił siostrę z chwytu i wyprostował się, zerkając wpierw na rozsuwane drzwi do supermarketu, potem na swoje buty, a następnie na buty Verity, by wreszcie wjechać wzrokiem wyżej, aż nie natrafił na jej twarz. Przegryzał nerwowo wewnętrzną stronę dolnej wargi, przeszukując umysł pod kątem najlepszego planu. Spodziewał się, że taka sytuacja mogła zaistnieć, bo wielokrotnie musiał wymyślać kolejne gry, zabawy, legendy i bajki, po których Momoji wreszcie postanawiała przełamać swój strach i wejść w tłum pościskanych klientów. Tym razem czas wydawał się jednak mocno ich nadwyrężać, a nie chciał też, by opiekunowie Verity robili jej jakieś problemy. Domyślał się niby, że zostawianie ich samych było czystym morderstwem, ale lista zakupów ciążyła mu w kieszeni równie mocno, co gdyby powypychał je kamieniami.
Zostaniesz z nią? ─ wypalił wreszcie, po czym uniósł nieco tę rękę, której uczepiła się Momoji, jakby musiał jeszcze podkreślić kim „ona” była. ─ Uwinę się, a wy poszłybyście do parku. ─ Za jego plecami, po przeciwnej stronie marketu, zielenił się park. ─ Momo ─ tu spojrzał ponownie na siostrę ─ muszę iść po zakupy. Zostaniesz z Verity, skoro nie chcesz wejść do sklepu. Tylko wiesz... ─ Poważna mina. ─ Musiałabyś na nią bardzo uważać.
Oczy dziewczynki zabłysły, gdy kierowała wzrok na zielonowłosą. Drobne usta zacisnęły się i najwidoczniej miało być to odpowiednikiem przytaknięcia, bo już po chwili oswobodziła Ruukę ze swojego uścisku i wysunęła drobną dłoń w kierunku zielonowłosej.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.16 14:03  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Szybka interwencja MG


Potok słów, szybkie łapanie w płuca powietrza, emocje, a do tego nieznany czynnik X. Wszystko to sprawiło, że przez kolejne trzy posty Verity będzie mieć niezwykle dokuczliwą czkawkę co czwarte słowo. To tyle, bawcie się dobrze :3
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.04.16 15:40  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Odegranie na wpół komediowej scenki okazało się być dobrym pomysłem. Atmosfera znów się nieco rozjaśniła, zbierające się nad głowami metaforyczne czarne chmury uległy rozrzedzeniu i wpuściły nieco słońca, zaś Verity w duchu odetchnęła z ulgą. Zagranie było ryzykowne - w końcu mogła swoimi głupotkami jeszcze bardziej zniechęcić do siebie dziewczynkę, gdyby ta nie podchwyciła tematu. Okazało się jednak, że odrobina absurdu wystarczyła na rozluźnienie.
Może to powołanie na komika, podsunęła się nieco szalona myśl. Występy z dowcipami nie były za bardzo w stylu Ver, aczkolwiek jak widać miała do nich odrobinkę talentu. Skoro zadziałało na Momoji, będzie musiała sobie dobrze zapamiętać ów chwyt. W końcu kto wie, może jeszcze kiedyś zdarzy jej się konieczność dogadania z osóbką o wiele młodszą i niezbyt pozytywnie nastawioną.
Było dobrze.
Do czasu.
Bo kiedy wydaje ci się, że sprawy zaczynają się układać, czyjaś ręka popchnie wieżę i wszystkie niestabilne klocki runą na podłogę.
Spojrzała na dziewczynkę z zatroskaniem, uwolnioną ręką obejmując się odruchowo w pasie. Nie była w stanie nic zrobić i ta świadomość ciążyła na niej niczym ołowiany fartuch wkładany dla ochrony przy prześwietleniach. Sytuacja nie była prosta ze względu na nagły konflikt interesów, a każde przychodzące do głowy rozwiązanie było albo za mało skuteczne, albo niewykonywalne.
- Ip! - wyrwało się nagle z ust zielonowłosej, niemal natychmiast stłumione przytkniętą w pośpiechu do twarzy dłonią. Sama była zaskoczona tym atakiem, który ścisnął ją za przeponę i spowodował, że niemal podskoczyła przy własnej niekontrolowanej reakcji.
Że też nie miało kiedy jej dopaść, tylko teraz.
- Jasne - czknięcie - poradzimy sobie we dwie - czknięcie - załatw co masz - czknięcie - załatwić i wracaj - czknięcie - szybko. - Przetarła twarz dłonią, zatrzymując ją znów na zaciśniętych wargach. Usiłowała tłumić nieznośne skurcze, ale te wybrzmiewały nawet zza zamkniętych ust. Uśmiechnęła się niepewnie i wyciągnęła wolną dłoń w kierunku Momo, póki ta była zdecydowana na współpracę. Teraz byle Ruuka szybko uporał się z zakupami, nim zdarzy się kolejny niespodziewany zwrot akcji. Mimo wszystko zostawianie niezbyt stabilnej emocjonalnie sześciolatki z równie rozchwianą w psychice obcą dziewczyną było ogromnym ryzykiem, które nie każdy byłby w stanie podjąć. Nie wydawało się jednak, żeby mieli jakiekolwiek lepsze wyjście.
- To chodźmy - dodała po kolejnym zduszonym czknięciu, prowadząc dziewczynkę w stronę parku i rzucając jej bratu nerwowe spojrzenie.
Miejmy nadzieję, że to nie zapasy na miesiąc
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.16 18:37  •  PRZEDSZKOLE „Miśki” Empty Re: PRZEDSZKOLE „Miśki”
Jeszcze nim zniknął za drzwiami automatycznymi wydał z siebie ciche parsknięcie, najwidoczniej próbując zdusić drapiący w gardło chichot. Druga część rodzeństwa nie podzieliła jednak rozbawienia ogółu, ale zacisnęła krótkie palce na drobnej dłoni zielonowłosej i bez słowa sprzeciwu ruszył w krok za nią, przytrzymując drugą rączką rozwiewającą się przez wiatr sukienkę.
Patrzyła tępo przed siebie przekraczając ruchliwą ulicę. Zielony ludzik zamigał, a potem zmienił się na czerwonego, stojącego na baczność żołnierza upchniętego w czarny okrąg akurat wtedy, gdy obie natrafiły butami na zieleniejący trawnik parku. Dziewczynka tym razem wykazała się chociaż śladową ilością człowieczeństwa buzującą we krwi, bo nie ciągnęła swojej towarzyszki i nie próbowała przepiłować jej mięśni małymi pazurkami. Jasne alejki wydeptane na płasko, pochylone nad przechodniami gałęzie drzew, kłaniające się lampy, które za kilka godzin oświetlą otoczenie, rozganiając duchy przeszłości do kątów.
Musisz ─ odezwała się w końcu po ciążących sekundach milczenia ─ zjeść coś słodkiego.
Jak na dziecko, które od niedawna nie uderza czołem w blat stołu była zbyt poważna. Nawet oczy nie miały w sobie iskier szczeniackiej ekscytacji. Nie odbijały się w nich obrazy z łapaniem motyli, rzucaniem kamieni do stawu, z walką o ostatnią wolną huśtawkę. Zerknęła na Verity jednak na ułamek sekundy, nim nie obróciła głowy tak gwałtownie, że wszystkie włosy zafalowały od tego ruchu.
Jeszcze tam jest. ─ Usta poruszyły się, zanim Momoji nie zdążyła przytknąć do nich dłoni. Zmarszczyła zaraz ciemne brwi w chwilowej złości na siebie, że gdy trzeba było, nie trzymała języka za zębami.
Może nie usłyszała?
Z tą myślą potarła wierzchem ręki policzek i po raz pierwszy rozejrzała się dookoła. Przebiegła tylko oczami po plenerze, nie obracając głowy, toteż jej obraz był mocno ograniczony. Wystarczył jednak, by dostrzegła niewielką budkę, przy której stała jakaś rozbawiona para. On trzymał ją za rękę, ona bawiła się sznurkiem od jego bluzy. Kasjerka oparta o blat rozmawiała z nimi żywiołowo, co jakiś czas gestykulując niedbale jedną dłonią.
Tam.
Momoji podniosła wolną rękę i wskazała palcem na budkę.
Naleśniki. ─ Cichy głos przeszył chłodne powietrze. Na budce faktycznie widniał ten sam napis. Widać było, że mała jeszcze raz chce zerknąć na Verity, ale w ostatnim momencie powstrzymała się, zamieniając usta w płaską linię.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach