Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 20.03.16 18:22  •  Klub karaoke - Page 2 Empty Re: Klub karaoke
Wziął od niej mail'a.
Numer telefonu.
Schował komórkę.
„Wierzę na słowo.”
To jesteś jedyna...
Właśnie to cisnęło mu się na usta, ale na szczęście przetrzymał słowa w gardle i przełknął wraz ze śliną, nie tracąc wrażenia, że była obok niego tylko cieleśnie. Nie miał zamiaru dopytywać o ośrodek, choć nie tracił zainteresowania i gdyby ponownie padło to hasło, pewnie wybuchłby lawiną pytań. Setki równie trywialnych, szczeniackich, podprogowych zagrań, które miałyby nasycić nad wyraz potężną ciekawość chłopaka. Zgniótł jednak wszystkie swoje wątpliwości i wyrzucił za siebie, kładąc nacisk przede wszystkim na to, że musiało jej być trudniej niż jemu.
Od kiedy jesteś taki altruistyczny?
Obserwował uważnie, jak odgarnia zielony kosmyk na prawowite miejsce i prawie warknął pod nosem, że sam tego nie zrobił. W żadnym dwuznacznym geście, bo to nie przyszło mu nawet do głowy. Ale pod jakimś kątem czuł się współwinny, że świat nakładał na nią ciężar, którego nie umiał zepchnąć.  
Od jakichś... siedmiu minut?
Coś ładnego, hm? ─ Chwycił za pilota i wycelował nim w TV. ─ Nie, nie, nie, tu fałszuję, tego nie znam, w sumie we wszystkich fałszuję... ─ Parsknął nagle krótkim śmiechem, widząc tytuł. ─ Co za idiotyczna nazwa. Tego się nie da nawet wymówić. To chyba jeden z tych języków, których się już nie używa. ─ Przesunął językiem po kąciku ust, próbując zmyć rozbawiony uśmiech. Kliknął następną pozycję i wersja demo rozbrzmiała w pomieszczeniu, wypełniając dźwiękoszczelny sześcian bitami, od których sama kanapa podrygiwała. ─ A, właśnie. ─ Ze skrajną obojętnością przesunął wskaźnik niżej. ─ Bo Ylva mi wcześniej przerwała. Słyszałaś o najnowszych informacjach? Chociaż... może nie już takich najświeższych, skoro były podane na kanale 1 jakoś w listopadzie chyba. Albo w grudniu. Jeszcze ani razu nie widziałem żadnego. ─ Przewrócił oczami. ─ Chociaż i tak pewnie pójdę do wojska, nawet jak to ściema. Matka mi żyć nie da. O, ta piosenka jest okej.
Położył pilot na stole i podniósł się z kanapy energicznie. Podszedł wtedy do ustawionej pod przeciwległą ścianą komody i złapał za mikrofon, odwracając się sprawnym półobrotem do Verity.
Tylko to lepiej śpiewać w duecie. ─ Błysnął zębami, sięgając za siebie po drugi sprzęt. ─ To jak, Verity?

- - - - -
|| Będę miał teraz zajechany tydzień (może nawet więcej niż tydzień), więc odpisy mogą być w kratkę. I mogą mieć jakiś problem egzystencjalny ze sobą, ale to wtedy je głaszcz i kochaj.

A jak pytasz o piosenkę... to nie wiem. Jeśli sama będziesz dogorywać i nic nie wymyślisz, to ja wybiorę, ale nie dziś, bo dziś nie jestem zdolny samodzielnie oddychać, co dopiero wybierać hity na karaoke.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.03.16 21:54  •  Klub karaoke - Page 2 Empty Re: Klub karaoke
- Tak, coś ładnego. - Bo na dobrą sprawę to przyszli na karaoke, a cały czas rozmawiali. Żadne nawet nie tknęło kupionych wcześniej kanapek; jak widać konwersacja okazała się być wyżej na liście priorytetów niż pełny żołądek. Tak czy owak niewykorzystanie okazji byłoby ogromną stratą. Gdyby chcieli sobie tylko pogadać, lepiej było się przejść do parku albo posiedzieć w domu. A Verity, choć mogła na to nie wyglądać, była entuzjastycznie nastawiona do wyprawy właśnie między innymi dlatego, że jawiła się przed nią okazja do pośpiewania. Nawet, jeżeli sceptycznie podchodziła do brzmienia swojego głosu w wersji solowej. W końcu kto jej tu słuchał? Puste ściany, kilka mebli. No i nowo poznany kolega, którego zdanie miała krótko mówiąc w poważaniu - przynajmniej w tej jednej, konkretnej dziedzinie. Nie zależało jej na pokazaniu talentu czy zaimponowaniu komukolwiek, po prostu miała ochotę coś zaśpiewać i przy okazji posłuchać, jak produkuje się z mikrofonem druga osoba.
-... w sumie we wszystkich fałszuję...
- Daj spokój. Gorszy ode mnie nie będziesz - skomentowała, wciąż jeszcze przyklejona bokiem do oparcia kanapy. Kątem oka śledziła zmiany na ekranie, odgrzebując w pamięci migające tytuły. Większość kojarzyła, choć nie wszystkie pamiętała wystarczająco dobrze. Na szczęście kilka miesięcy wśród zafascynowanych popkulturą nastolatków zrobiło swoje i Ver szybko zaznajomiła się z miejscowymi hitami, czy by tego chciała, czy też nie.
- Informacjach? - powtórzyła, nieznacznie ściągając brwi ku sobie. Oderwała od kanapy najpierw policzek, później tułów i wbiła nieco skonsternowane spojrzenie w chłopaka. - W sensie, że których? - Nie była pewna, o jakich wieściach wspominał teraz Ruuka. Nie śledziła kanału informacyjnego zbyt dokładnie, większość wiadomości szybko zapominała, o ile nie dotyczyły jej jakoś bezpośrednio. Zmiany na poziomie władz niczego jej nie mówiły i nic konkretnego z nich na razie nie wynikło, przynajmniej nie w sposób odczuwalny dla zwykłej uczennicy.
-... i tak pewnie pójdę do wojska...
Prychnęła, choć trudno stwierdzić jakie emocje temu towarzyszyły, trochę jakby wzgarda. Choć równie dobrze mogła w tej chwili tłumić kichnięcie.
Nachyliła się ku ekranowi telewizora i przebiegła wzrokiem po tytule piosenki. Znała. Umiała. Mogła się spodziewać, że jej nowy kolega nie poleci z solowym występem na pierwszy ogień. Jednak wspólne śpiewanie było o wiele mniej krępujące, gdy się tak nawzajem zagłuszało swoje fałsze.
Zmrużyła oczy i uniosła jeden kącik ust w odrobinę cwaniackim uśmiechu. Oparła obie dłonie o siedzenie i odbiwszy się od niego, wstała z kanapy.
- Może być - zaczęła, mijając stolik i podchodząc przed jarzący się telewizor. - Miejmy nadzieję, że nie ogłuchniesz. - Wyjęła mikrofon z dłoni chłopaka, po czym obróciła go w palcach. Z przyzwyczajenia była gotowa robić próbę z gatunku - Jedynka? - Raz, dwa, raz... - Dwójka? - Raz, raz, jeden... - Trójka? - Pierwiastek z dwóch, pierwiastek z trzech, pierwiastek z pięciu...
- Można odpalać - zakomunikowała po chwili, gdy tylko starszy się wyzbierał z drugim mikrofonem.

// Generalnie to mogłabym być zawodowym przytulaczem, głaskaczem i kochaczem, więc możesz mi dawać cokolwiek masz, wszystko przygarnę.
I mi tam piosenka w sumie lotto. Nie muszę znać tytułu ani nic, a raczej nie kojarzę niczego odpowiedniego, czym odważyłabym się rzucić #specyficzny_gust_muzyczny
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.16 5:14  •  Klub karaoke - Page 2 Empty Re: Klub karaoke
Bez względu na to, jak marudnie podchodził do kwestii swojego głosu, nie było tak źle. Nie prezentował się przynajmniej jakby chciał dołączyć do walnego zgromadzenia banshee ─ a to było na tyle dużym plusem, że na jej słowa odpowiedział tylko szerszym uśmiechem, bezgłośnie czytając z listy następny tytuł, który za wiele mu nie mówił.
Był rodowitym Japończykiem i wszystko skłaniało ku temu stwierdzeniu. Azjatyckie rysy, trochę zbyt delikatne zresztą, przynajmniej zdaniem Ruuki, ciemne oczy, ciemne włosy i cała reszta argumentów do zaliczenia. Prawie. Tylko w jednym kwadracie nie pojawiłby się haczyk ─ w wymowie wyrazów, gdy chodziło o język angielski. Jego koledzy mieli dziwny nawyk dukania wszystkich słów, które nie brzmiały wystarczająco „kałaji” albo „sugoji” i tak dalej, a wypowiedzenie zdania pokroju: „How are you?” zwykle kończyło się pobytem w szpitalu na ostrym dyżurze. Z połamanym językiem. W dziewięciu miejscach.
Dlatego, kiedy wreszcie wybrali piosenkę, a on rzucił buntowniczo, że powie jej o wszystkim, jak tylko skończą ten narwany duet, żaden stolik nie zadrżał ze zgrozy na dźwięk tego, co opuściło jego gardło. Spojrzał ostatni raz na Verity i kiwnął głową na znak gotowości.
Zaczynasz ─ zdążył jeszcze dodać, nim pomieszczenie przyjęło podkład, a pierwszy wyraz zamalował się na zieleń.
Nie bez powodu wziął dla niej ten kolor.
Podniósł mikrofon i przystawił go pod usta, które ostatni raz zwilżył językiem. Odczekał jeszcze, aż dziewczyna skończy swoją część, a potem wbił wzrok w pierwsze, jeszcze niezakreślone brudnym turkusem zdanie.
Wciągnął powietrze.

„So honey... hold my hand.
You like making me wait for it.
I feel I could die walking up to the room.”

Usta mimowolnie drgnęły, gdy powstrzymywał łobuzerski uśmiech.

„Oh yeah”.

Pokój zadudnił; z głośników wylała się muzyka, niewidzialnym ciężarem uderzając w ciała i cofając się gwałtownie, uderzając i cofając ─ i tak bez przerwy, jak pulsujące pod palcami serce przerażonego kanarka. Ruuka czuł pod palcami lodowaty metal mikrofonu i zdał sobie nawet sprawę, że sprzęt jest o wiele cięższy niż to zapamiętał.

„But how we get in this position?”

Przerażające, jak głupia piosenka mogła odwzorowywać połowę dzisiejszego dnia.

„It's like everything you say
is a sweet revolation.”

Zdjął wzrok z ekranu i zahaczył nim o Verity, przyglądając się jej uważnie. Na pół sekundy.

„All I wanna do is get into your head.”

nazbyt dokładnie odwzorowywać.
Ruuka rozdarł się, jak na prawdziwego maniaka karaoke przystało, przypominając, że bywał tu zdecydowanie zbyt często jak na normalne standardy. Nawet jeśli nie wszędzie wyciągał odpowiednie tonacje, to żadna z zamówionych kanapek nie wstała i nie zaczęła walić sobie o ścianę.

„WHOOU!”

Tekst zamigotał, ekran rozjaśnił się na nowo i wystąpiła na nim ponowna lista. Zapulsowała, jakby koniecznie chciała, by zwrócono na nią uwagę i znów znieruchomiała, z zaznaczonym „I Really Like You” w wykonaniu Maxa i Against the Current.
Kyouryuu podrzucił mikrofon, łapiąc go zaraz zawodowo w palce i rozłożył ramiona na boki, chcąc najwidoczniej objąć nimi pół budynku.
TAK działają kluby karaoke! Jest tylko jeden problem, Verity. ─ Opuścił ręce. ─ Powinno nas być tutaj co najmniej dwa razy tyle. ─ Wymawiając to dał szczególny nacisk na „co najmniej”, koniecznie pokazując, że brakowało tutaj połowy szkoły. ─ Wtedy nie tonie się w martwej ciszy, kiedy chcesz porobić coś innego. Zawsze jest ktoś, kto zacznie się drzeć jak zarzynany waleń i nie pozwoli ostygnąć mikrofonom. Ale wiesz? Bez względu na to, jak sprzęt będzie cierpiał wpierw chyba będzie lepiej, jak zjesz tę kanapkę.
Brew chłopaka uniosła się nieco. Nie widać już było zadziornego uśmiechu, który od dłuższej chwili praktycznie nie zmywał się z jego ust, uzewnętrzniając dobry humor.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.16 18:08  •  Klub karaoke - Page 2 Empty Re: Klub karaoke
Miała to szczęście, że angielszczyzny słuchała od urodzenia. Amerykański akcent i wymowa słów płynęły w jej krwi już bite szesnaście lat i nie było mowy, by kilka miesięcy wśród Japończyków mogło jej tego pozbawić. Co jak co, ale ojczystego języka nie da się tak szybko wyzbyć, stąd też piosenka wymagała od niej tylko przestawienia się na odpowiedni sposób wymowy.
Spojrzała na chłopaka buńczucznie, jakby właśnie rzucała mu wokalne wyzwanie. W rzeczywistości nie podchodziła w ten sposób do sprawy, ale nie mogła sobie odmówić tego pewnego siebie uśmiechu i zerknięcia rzuconego z ukosa. W takiej odsłonie z pewnością jeszcze nie miał okazji jej zobaczyć i nieprędko zdarzy się podobna okazja, by tak dalece odbiegła od swojego zwykłego wizerunku zagubionej dziewczynki. Wydawać by się mogło, że to nie ta sama osoba, która niewiele wcześniej dusiła się ze strachu, a minutę temu ledwie dukała na wzmiankę o swoim miejscu zamieszkania. Przed telewizorem stała wyprostowana, z głową zadartą do góry, a wewnątrz całego jej ciała buzowała energia. Tuż przed rozpoczęciem muzyki wyszczerzyła zęby w uśmiechu, ostatni raz kręcąc mikrofonem ze zniecierpliwienia.
No to zobaczymy co potrafisz, kolego.
Nie była w stanie pozbyć się wyuczonego profesjonalizmu śpiewaczki. Nawet gdyby nie chciała przykładać się do wykonania utworu, w każdy dźwięk wchodziła starannie i do rytmu, momentami nawet bez zerkania tekst. Fragmenty znała na pamięć, szczególnie refren. Mogła swobodnie zamknąć oczy, podnieść głowę i wydobywać dźwięki prosto z przepony, nie męcząc tym samym gardła. Tym sposobem, gdyby nie specjalnie izolowane ściany, pewnie słyszałoby ją i kilka sąsiednich pokoi.
"But I need to tell you something"
Przydałoby się nie wierzyć w przeznaczenie, ale coś tu aż za mocno pasowało. Czyżby wybór piosenki rzeczywiście nie był przypadkowy? Na ułamek sekundy zawahała się, czy po prostu nie rzucić mikrofonem na półkę i nie wyjść. Właściwie nie wiedziałaby nawet, co ją do tego skłoniło. Głupi impuls lęku, kompletnie pozbawiony racjonalnej przyczyny. Opanowała go nim jeszcze nastała jej kolej, po raz kolejny wbijając się głosem perfekcyjnie w dobrany przez kompozytora dźwięk.
Rzemieślnicze podejście było wciąż silniejsze od niej.
"Oh, did I say too much?"
Spuściła wzrok na podłogę, nieznacznie zaciskając zęby. Co jest, u cholery? Przekaz podprogowy? Komunikat od jakiegoś tajemniczego bóstwa, że wypaplała za dużo? Ostrzeżenie?
To tylko piosenka, wyluzuj, uspokoiła sama siebie. Choć, po tym co nastąpiło zaraz, uspokojeniem się tego nie dało nazwać. Podniosła głowę, gwałtownie odrzucając grzywkę. Oczy miała przymrużone, sporadycznie kierowane na migający zielonym kolorem tekst. Coś się w jej głosie zmieniło i chociaż wciąż brzmiał porządnie, w melodii, do rytmu, to z nagła nabrał zabarwienia emocjonalnego, którego wcześniej w nim zdecydowanie brakowało.
"Yeah we could stay alone, you and me, and this temptation
Sipping on your lips, hanging on by thread, baby!"

Sama po sobie nie spodziewała się podobnego występu. Nie szalała tak od... no, od bardzo dawna, szczególnie w czyimkolwiek towarzystwie. Może puściły jej jakieś hamulce, może po prostu zapomniała, że wcale nie jest sama. Każda sylaba tekstu wypływała z niej wraz z nagromadzonymi tam od wieków emocjami, tworząc wielki miks radości, strachu, smutku, niepewności, ale i nutki szaleństwa.
Muzyka ustała.
Odetchnęła ciężko, przez moment wpatrując się pustym wzrokiem w kolorowy ekran. Migające na nim tytuły odbijały się w oczach Ver, ale ona nie była nimi zainteresowana. Po chwili zamrugała i przetarła czoło wierzchem prawej dłoni, w której nadal trzymała mikrofon.
- Whoa - wyrzuciła z siebie wraz z kolejnym wydechem. - Według mnie to ty sam bez problemu robisz za dziesięciu - dodała żartobliwie, unosząc kąciki ust do góry. Przebywanie tylko we dwójkę tak naprawdę było dziewczynie na rękę - w większym towarzystwie zawsze prędzej czy później stawała się przezroczysta, znikała i mało kto o niej pamiętał. Kiedy miała tylko jednego towarzysza, o wiele łatwiej było jej się otworzyć i zapomnieć o barierach, które sama przed sobą stawiała, mniej lub bardziej świadomie. Gdyby w klubie karaoke rzeczywiście zjawiło się wspomniane w domyśle pół szkoły, Amerykanka zapewne wcisnęłaby się w jakiś kąt i odpaliła książkę zgraną na telefon. Nikt by jej nie zauważył, nawet mimo oczywistego znaku rozpoznawczego w postaci ciemnozielonej fryzury. Kiedy chciała pobyć sama, potrafiła się doskonale kamuflować.
- Cisza nie musi być zawsze martwa. Na pewno jest lepsza od bezsensownego brzęczenia - skomentowała, wracając do stolika i chwytając jedną z kanapek. Mikrofonu pozbyła się wcześniej, odkładając go na pierwotne miejsce. Nie zaszczyciła przekąski już zadnym więcej spojrzeniem, entuzjastycznie przechodząc do konsumpcji. Nie pamiętała, kiedy ostatnio coś jadła i choć przyzwyczaiła się do swojego słabego apetytu, to coś jednak musiała jeść.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.16 18:53  •  Klub karaoke - Page 2 Empty Re: Klub karaoke
Miał to szczęście, że w podprogowych sytuacjach nie uzewnętrzniał swoich myśli. Nawet jeśli te rozwrzaskiwały mu się nad uchem jak nagrany dźwięk klaksonu puszczony na full dźwięku. Z uchem przyłożonym do głośnika.
Paradoksalnie ─ piosenka była wybierana na chybił trafił. Nie znał się na muzyce. Umiał grzebać pod maską chevroleta, nie bawić się w przeznaczenie, ale najwidoczniej nie tylko on miał przeświadczenie, które potęgowało jego czujność. Nie zagryzał warg, jak to zwykle robił, gdy ledwo hamował narastający w mus skomentowania czegoś; tym razem ciało reagowało słusznie i mógł być mu za to wdzięczny, choć rzucił Verity konspiracyjne spojrzenie, które jasno mówiło, że jest zaskoczony. Pozytywnie. Nawet nie obstawiał, że potrafi śpiewać; a jeśli, to nie, że aż tak.
Nawet żałował, że muzyka ustała, a TV znów załączyło listę.
Po prostu wyrwij się w sobotę, Verity.
Mikrofon stuknął o komodę i poturlał się do swojego kompana. Stuknął o niego w momencie, gdy Ruuka opadał na wygodną kanapę.
Zabawne ─ bąknął na jej uwagę, obrzucając dziewczynę spod zmierzwionej grzywki roziskrzonym spojrzeniem. ─ Ale to chyba ja powinienem ci prawić komplementy, hm? Nie odbieraj mi dżentelmeńskiej powinności. ─ Nawet jeśli potrzebował jeszcze kilku dobrych lat, by wypchać się testosteronem i wreszcie mieć gębę, na której widok pół M3 nie wykrzywiało ust w nerwowym uśmiechu i nie pytało o to, jaką chce zabawkę do Happy Meal'a. Teraz jednak, nadal z tym szczeniackim wyrazem twarzy, chwycił za swoją kanapkę ─ była wielkości na tyle sporej, że wykarmiłby tym kilku żarłocznych mieszkańców Desperacji ─ i oparł się wygodniej o kanapę.
„Cisza nie zawsze musi być martwa.”
Z pewnością. Co prawda Ruuka nie należał do osób, które umiały zamknąć paszczę na dłużej niż sekundy potrzebne na zaczerpnięcie tchu do kolejnego słowotoku, ale teraz przyswoił sobie te słowa z dziwnym uznaniem. Jakby powiedziała mu coś, czego w ogóle się nie spodziewał, a co otworzyło mu oczy. Za dużo gadał? Babsko to wyglądało? Odbiegał od tematów?
Zmarszczył lekko brwi, przełykając pierwszy kęs kanapki. Zerknął wtedy na wielką bułę i sam był w szoku, jak gigantyczny kawał pożarł ─ dziura aż przerażała, szczególnie dlatego, że pewnie niewielu byłoby w stanie ją wydrążyć za jednym zamachem. Deski tratwy pożarte przez żarłacze to przy tym ułamane wykałaczki. Aż zacisnął usta, aż pobielały mu wargi i odsunął od siebie przekąskę. Jak tak dalej pójdzie, zeżre ją na dwa razy.
Czyli... ─ miauknął, powracając do świata żywych ─ ... wolisz ciszę? ─ Zimne, czarne spojrzenie wbiło się prosto w twarz Verity. Jakiś durny głos nakazał mu odwrócić wzrok, bo nikt nie lubił być obserwowanym w trakcie jedzenia, ale druga podświadomość przytrzymała mu głowę na obecnym miejscu i nakazała brnięcie dalej w temat. ─ I nie lubisz tłumów?
Przymrużył powieki w zamyśleniu, nie zdejmując z niej badawczego wzroku tęczówek równie czarnych co lufy wymierzonego między oczy pistoletu. Poruszył kanapką i tylko cudem nie wyślizgnął się z niej nadgryziony pomidor. Już nawet wychylił się spomiędzy ściśnięcia i radośnie odznaczył czerwienią na stonowanym tle. Gdyby Ruuka nie zatrzymał ręki, pewnie ścierałby teraz sok owocu z policzka.
A to nie jest tak, że każde miejsce ma określone przeznaczenie? Wiesz, w szkole, chcąc nie chcąc, natykasz się na tłumy. Gdybyś została w niej sama, coś byłoby nie w porządku. Oczywiście, budynek pustoszeje po godzinach lekcyjnych i gdy kończą się zajęcia dodatkowe, ale nawet wtedy odczuwa się dziwną atmosferę. Niby nie wierzysz w duchy, niby nawet nie jesteś zabobonna, ale sam na sam w półmroku pustych korytarzy... to działa na wyobraźnię każdego. Tak samo jest z własnym pokojem ─ jak wpakuje ci się tam za dużo osób, coś robi się nie halo i masz wrażenie, że dzień się czymś wyróżnia, a twój pokój nie jest twoim pokojem. Nie takim, za jakiego go masz. ─ Podrapał się po szczęce, wykrzywiając lekko usta w momencie, w którym szurnął paznokciami po rozlazłym siniaku. ─ Cały urok tkwi w tym, że masz wybór do jakich miejsc przychodzisz. Inny klimat jest na dyskotekach w „Tortudze” po północy, kiedy słychać tylko piski, śmiechy, wszędzie jest pełno wijących się ciał, która stale na siebie wpadają a inny w barze „Toorkey's Rest”, gdzie jeden klient na rok to prawie jak święto lasu i tak dalej. A karaoke to raczej miejsce spotkań znajomych. Chyba, że tych znajomych się nie ma i jesteś skazana na senpaiów z wyższych klas.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.16 21:30  •  Klub karaoke - Page 2 Empty Re: Klub karaoke
- Niczego ci nie odbieram. Kto powiedział, że można mówić miłe rzeczy tylko w jedną stronę? - Błysnęła zębami już po raz ostatni, z każdym wydechem tracąc odrobinę ze swojego niedawnego ożywienia. Diabelskie ogniki w oczach powoli gasły, ustępując miejsca osobie, którą wszyscy znali w Verity na co dzień. Znów była cichutka, spokojna, przygarbiona, nie rzucając się w oczy i uciekając przed cudzymi spojrzeniami. Z kanapką w dłoni klapnęła znów na sofę i wbiła wzrok w stolik, skubiąc chleb małymi kęsami. Założyła jedną nogę na drugą, poprawiając przy tym podjeżdżającą spódniczkę od mundurka szkolnego. Niewdzięczne ubranie; nie chciało leżeć tak jak powinno, a była na nie skazana niemal codziennie.
- Czyli... wolisz ciszę?
- Nie, niekoniecznie. Po prostu tak myślę, że czasem wcale nie trzeba rozmawiać, żeby się zrozumieć. Są takie rzeczy, które mówią o wiele mocniej niż słowa. - Urwała na chwilę, by wsunąć do ust kolejny maleńki kęs kanapki. Przegryzła, przełknęła. - Jak ktoś ci cały czas nawija do ucha o czymś, co cię nie obchodzi, to prędzej czy później miałbyś dość. Dopiero w ciszy da się myśleć. Co nie znaczy, że nie lubię rozmawiać. Po prostu... nie przez cały czas - zakończyła, wbijając wzrok w zjedzoną do połowy kanapkę. Nawet nie była głodna, więc musiała się zmuszać do każdego kolejnego gryza.
- No, tłumy są akurat kiepskie. Łatwo się zgubić, poobijać, wpaść na kogoś. Wiesz już, jaka ze mnie niezdara, więc tym bardziej muszę uważać na siebie. I w ogóle jak jest więcej ludzi to się trochę czuję, jakbym znikała. Albo mnie otaczają ze wszystkich stron jak jakąś celebrytkę, albo nagle nikt mnie nie widzi. Tak ze skrajności w skrajność. Najlepiej mi się rozmawia z jedną osobą na raz. Ani za mało, ani za dużo, dokładnie w sam raz. - Przylgnęła plecami do oparcia i dokończyła kanapkę, a następnie dłonią strzepnęła okruszki ze spódnicy. Końcówką języka przejechała po obu wargach i dopiero wtedy spojrzała znów na chłopaka, gdy ten mówił.
- No masz rację. - Kiwnęła głową na potwierdzenie, gdy zakończył wywód. - No ale sam widzisz, nie mam bliższych znajomych. Z ludźmi ze szkoły nie spędzam czasu po lekcjach, za to mój jedyny jako-taki kolega ma awersję do wychodzenia z domu. Chcąc nie chcąc stałam się samotnikiem. - W domyśle oczywiście pozostawiła fakt tego, że kiedyś wcale nie była tak odizolowana. Wręcz przeciwnie, w M-1 całe dnie spędzała w większej paczce przyjaciół. Niestety, oni wszyscy zostali daleko za oceanem, którego żadne z nich nawet nie ujrzało na oczy. W nowym środowisku już nie udało jej się odnaleźć na tyle dobrze, by ten stan odtworzyć. Co więcej, zmieniło się nie tylko otoczenie, ale i sama Verity. Wszystko wyglądało inaczej: posiadanie przyjaciół oznaczało zaufanie, szczerość, głębszą relację, w której nie mogłaby zatrzymać swoich tajemnic - a na ich wyjawienie zdecydowanie nie była jeszcze do końca gotowa.
- Rany, - prychnęła, uśmiechając się nieco ironicznie. - za dużo gadam o sobie. Przeze mnie umrzesz z nudów.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.16 23:35  •  Klub karaoke - Page 2 Empty Re: Klub karaoke
Wzruszył barkami, ucinając temat. Co prawda miał jeszcze „trochę” do powiedzenia i nawet drapało go w gardle, żeby to wykrztusić, ale od kiedy zaczęła wykład o ciszy, mimowolnie poczuł się jak oskarżony. Uśmiechnął się nawet pod nosem, unosząc ledwie jeden kącik ust i wpatrywał w nią z zaskakującym zrozumieniem, definitywnie zakreślając w mózgu konkretne posunięcia ─ pamiętaj, paszcza nie zawsze musi kłapać; cisza jest złotem; nie wszyscy lubią być dobijani lawiną informacji, z których zapamiętają tylko dwa pierwsze słowa i może ostatnie, które przyniesie im ulgę.
„Są takie rzeczy, które mówią o wiele mocniej niż słowa.”
Głębokie.
Na przykład? ─ Uniósł brew, aż ta zniknęła za potarganą grzywką i z wyczekiwaniem czekał na podane propozycje, nawet jeśli sam  mógł sobie na to odpowiedzieć. Przecież na zawołanie udałoby mu się wyliczyć kilka dobrych wariantów, ale tym razem wolał jej posłuchać. Chociażby dlatego, że wreszcie przezwyciężyła pierwszą blokadę i powiedziała więcej. Może nie zdominowała rozmowy ─ a Ruuka powstrzymywał się, by dalej tego nie robić ─ ale to nadal pierwszy, solidny krok na cienkim szkle lodu, który łaskawie nie załamał się pod ciężarem sytuacji.
Ciężko nie było.
Nie umrę ─ mruknął i w ton głosu wplątała się pewna nuta, jakby właśnie rzuciła mu twarde wyzwanie, a on z nonszalancją rzucił, że to pestka i bez problemu przejdzie boso po rozżarzonych do wściekłej czerwieni węglach. ─ Fajnie, że się przełamujesz.
Bo w porównaniu do niego miała widoczne opory. Zresztą, wcale się temu nie dziwił. Sam by sobie nie chciał mówić sekretów, ale tutaj zdecydował pech. Złośliwość sił wyższych, które pchnęły Verity prosto na pierś starszego chłopaka, a potem rozwiązały jej język i rozcięły sznury trzymające nadgarstki. Nie znał szczegółów i wcale nie musiał ich znać; wystarczyło, że znał podłożę, które próbowała przed innymi zataić, bo według niej było niepewne. Wystarczyłby jeden wpis na portalu społecznościowym, by plotka o jej pochodzeniu wypłynęła w miasto jak Czarna Śmierć w XIV wieku.
Głupia informacja, a jak sprawnie można nią wyniszczyć, hm?
Jeszcze kilka dni i będziemy kwita.
Więc twój jedyny jako-taki kolega ma awersję do wychodzenia z domu, hm? To ktoś z Shiroi? ─ Nadgryzł jeszcze kanapkę i z pełnymi ustami ponownie uniósł i opuścił ramiona. ─ Zawsze możesz go przytargać do mnie na chatę. Albo umówimy się w czwórkę, bo wziąłbym Ylvę, do kręgielni albo tej nowej ciastkarni, którą otworzyli niedaleko mnie. Jeszcze tam nie byłem, a ceny póki co ledwo dają po kieszeniach. Same proporcje na niezłe żarcie.
Skoro o żarciu mowa... wziął kolejnego gryza.
Ona ledwo dukała kanapkę, a on pochłaniał ją ja czarna dziura.
Najwidoczniej jedyne co ich łączyło, to ten zadziorny błysk rywalizacji, gdy rozpoczynał się podkład muzyczny i cała otoczka „jedności” znikała, kiedy wreszcie się kończył. W jakimś równoległym świecie byliby jak czerń i biel.
I nie rozumiem jednej kwestii ─ zarzucił po chwili milczenia. ─ Jak to stajesz się niewidzialna? ─ Nie wyobrażał sobie tego. Nawet jeśli do dzisiaj nie wiedział o jej istnieniu (chociaż cała buda huczała od wymawiania jej imienia) to jednak przebywanie w gronie znajomych jako powietrze prezentowało mu się jakoś... irracjonalnie? Przecież to było nie do przyjęcia. Chore. Nienormalne. Nierealne kompletnie. ─ Mówisz tu o sytuacjach, w których jesteś w większym gronie z kumplami?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.03.16 16:52  •  Klub karaoke - Page 2 Empty Re: Klub karaoke
- Na przykład... - urwała, dając sobie chwilę na zastanowienie. Hasłem rzuciła bez żadnej konkretnej sytuacji na myśli, nie spodziewając się, że zostanie poproszona o podanie bardziej ścisłego opisu. Oparła dłoń o policzek i kilkakrotnie przejechała opuszkami ugiętych palców po bladej skórze tuż pod okiem. Mruknęła cichutko i oderwała rękę, nakreślając niewielkie łuk w powietrzu. - No wiesz, choćby w takich typowych sytuacjach jak... jak kiedy kogoś spotyka coś bardzo przykrego i gadanie o tym jest tylko coraz bardziej przykre, nic nie daje. Niektórych nawet denerwuje, kiedy im powiesz, że wszystko będzie dobrze i inne takie. Wtedy wystarczy po prostu być obok. To w sumie w dużej mierze zależy od tego, kogo sprawa dotyczy. Pewnie każdy czuje trochę inaczej. - W sumie przez większość czasu oceniała sprawy ze swojej perspektywy. Musiała być jednak świadoma tego, że nie każdy musiał się nią zgadzać - może niejeden na milczenie przyjaciela w trudnej chwili odebrałby to jako afront? Nie mogła wejść w niczyją głowę, a więc pozostawało bazowanie na własnych doświadczeniach. Jeżeli się myli, prędzej czy później się o tym dowie.
─ Fajnie, że się przełamujesz.
Zaśmiała się krótko, zasłaniając usta dłonią. Znów błysnęły radosne iskierki w oczach, jakby w pomieszczeniu na chwilę pojawiły się najprawdziwsze promienie słońca.
- Staram się. Nie mam pojęcia jak to robisz, dawno nie nagadałam się tyle naraz. - Pokręciła głową z niedowierzaniem dla samej siebie. Momentami zachowywała się zupełnie tak, jak dawniej, nim jej z ledwością posklejaną psychikę znów brutalnie rozbito... a może nawet trochę tak, jakby to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Nie była w stanie dojść, jak to było możliwe, ale to w końcu nie najważniejsza kwestia. Dobrze, że udało jej się choć trochę otworzyć; może było jeszcze o wiele za wcześnie na nie wiadomo jakie cuda, ale i tak dokonała bardzo wiele jak na jeden dzień. Terapeutka co sesję powtarzała, że Verity powinna w końcu znaleźć osobę godną zaufania i się wygadać od początku do końca. Co prawda w temacie tego warunku bardzo wiele zaryzykowała, ale i do stracenia nie miała naprawdę aż tak wiele. Powoli robiło jej się coraz bardziej wszystko jedno, czy trafi dobrze czy źle. Jak zdążyła stwierdzić, gorzej niż było już nie będzie. Może to właśnie dlatego wbrew wszelkim podpowiedziom rozsądku dała się wyciągnąć kompletnie nieznajomemu kolesiowi gdzieś w miasto, zamknąć w pokoju i niech się dzieje wola nieba. Bo przecież chyba żadna normalna nastolatka na jej miejscu by się nie zachowała w taki sposób.
- Ma, i to okropną. Jest zapisany do Shiroi chyba w ramach jakiegoś programu, bo szkołę już skończył. Wiesz, próbowali go zmusić żeby chodził i zadawał się z ludźmi, ale on wyrabia tylko potrzebne minimum. Dlatego nauczyciele mnie poprosili żebym do niego zaglądała, sprawdzała czy żyje i spróbowała go jakoś wyciągnąć. Jak na razie mi się nie udaje, ale przynajmniej okazał się być całkiem w porządku. Tylko strasznie się piekli na punkcie czystości, taka mania. - Stuknęła się palcem wskazującym w skroń. Dbanie o plamy na podłodze priorytetowo ponad zdrowiem koleżanki było zdecydowanie objawem problemów z samym sobą. - Mm, może by się udało. W sumie chciałabym go zobaczyć w konfrontacji z Ylvą - zaśmiała się po raz kolejny na samo wyobrażenie owej sceny. Niby nie znała dziewczyny zbyt dokładnie, ale bezsprzecznie wyglądała na całkowite przeciwieństwo Shina. Postawiłaby grube pieniądze na to, że ta biedna aspołeczna buła w towarzystwie energicznej nastolatki najprędzej zeszedłby na zawał, a już prawie na pewno dostał ciężkiej histerii. Już sama Verity doprowadzała go na skraj wytrzymałości wietrząc mu mieszkanie i krocząc przez życie z nieodkażonymi rękami. Syf, malaria!
- Trudno to wytłumaczyć... tak jak na przykład teraz rozmawiam z tobą dość normalnie i wszystko, tak gdyby pojawiła się jeszcze jedna osoba, to pewnie bym się przestała odzywać. Tym bardziej, gdyby było więcej osób. I w ten sposób w grupie wszyscy stopniowo zapominają o tym, że w ogóle gdzieś tam jestem. Nie mam za dużej siły przebicia i nie lubię się wcinać rozmowę... szczególnie, że zawsze byłam wychowana tak, że mam się nie odzywać bez pytania. Bardzo długo. Więc to jednak jest jakieś przyzwyczajenie. W ogóle to jakoś tak samo wychodzi, naprawdę, nawet się nie staram! - Uniosła dłonie do góry w dobrze wszystkim znanym geście co złego to nie ja. Chociaż stanowiła sensację z wielu względów, coś sprawiało, że łatwo było o niej zapomnieć, przeoczyć i kompletnie zignorować. Czasem była to przydatna własność, ale jednak powodowała coraz większe odizolowanie od towarzystwa rówieśników. Tak naprawdę niewiele brakowało, żeby stała się czymś w rodzaju półprzezroczystej zjawy.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.16 5:20  •  Klub karaoke - Page 2 Empty Re: Klub karaoke
Na jej pierwsze słowa tylko przytaknął; to był argument, który i jemu chodził po głowie, więc nic dziwnego, że natychmiast go zaakceptował. Nie ciągnął tematu tylko dlatego, że ten zbaczał na ścieżki pełne cierni i grząskiego podłoża ─ oboje mogli się więc poharatać i balsamować rany z warkotem mijając się na korytarzach Shiroi. Rozluźnił się widocznie dopiero wtedy, gdy nawiązała do drugiej kwestii.  Wysłuchał jej do końca, dojadając swoją kanapkę, a potem, gdy jej głos umilkł, a on sam nie miał do roboty już nic innego, jak rejestrowanie zmian w jej głosie, parsknął pod nosem na wspomnienie o Ylvie.
No wiesz? Ona jest jak pół miasta w jednej osobie, a skoro twój kumpel nie lubi tłumów, to przy niej będziemy musieli mu co chwila podawać coś do hiperwentylacji. Chociaż... ─ Na ustach Ruuki zamigał mało subtelny uśmiech, który sam z siebie bił na alarm, by podwinąć kiecę i wyskoczyć przez okno. Z siódmego piętra. Na twardy bruk. Przysunął się nieznacznie do dziewczyny, podnosząc roziskrzone w półmroku spojrzenie, którym zaciekle szukał z nią kontaktu. Ten niezauważalny ruch, w którym przechylił się ku niej i opuścił odrobinę głowę schodząc do jej „poziomu” sprawił tylko, że kąciki ust uniosły się jeszcze bardziej, na moment odsłaniając biel zębów. ─ Niektórym potrzeba takich radykalnych środków. ─ Ściągnął nagle ciemne brwi ku sobie i urwał myśl w połowie, choć widać było wyraźnie jak cegłą przez łeb, że chciał coś jeszcze dodać, tylko w ostatniej sekundzie zamknął buzię. Nie patrzył jej już w oczy, wzrok mu zjechał niżej i tam przez chwilę pozostał, aż sam spoważniał i podniósł dłoń. Oparł lekko dłoń o jej policzek i kciukiem przesunął opuszką tuż pod jej ustami, na moment mrużąc oczy.
Gdyby zapytała go wprost czy rozumie, bez wątpienia zaprzeczyłby powolnym ruchem głowy. Gdzieś kiedyś jakiś mądry człowiek rzucił, że nigdy nie jest się wystarczająco szczupłym albo wystarczająco bogatym, a ci, którzy tak twierdzą, nigdy nie byli otyli lub naprawdę biedni. Kyouryuu popierał to na tyle, by w sytuacjach takich jak ta, czuć opory, które siadały mu na klatce piersiowej kilkukilogramowym ciężarem uniemożliwiającym „normalne” oddychanie.
Tak to jest, gdy sumienie dusi.
Odsunął się od niej niespiesznie z niewypowiedzianym pytaniem, jakie zawisło między nimi. „Mam się nie odzywać bez pytania”. Dla osoby, która żyła z gadatliwości i nią właśnie zdobywała oceny, sukcesy i porażki, milczenie do oporu było czymś, czego nie dało się wbić w ramy wyobraźni. Trochę jak więzienie.
Albo dobre wychowanie.
Ale o tym nie myślał. Bardziej zajął się tym, że mimo startowej ostrożności dziewczyna okazała się całkiem... Ruuka mimowolnie przymrużył mocniej oczy... szczera? O ile wszystko to, co mu opowiadała, faktycznie było prawdą i nie próbowała już na początku ich znajomości owinąć sobie naiwnego frajera wokół palca. W głowie jak na zawołanie puszczono klatki ze wspomnieniem o niej, a tuż przed oczami zapaliła mu się czerwona lampka. Mimo tego suchy na wiór język przesunął się po wargach, a on sam wjechał na zamierzone wcześniej tory.
Nastaw się więc na dwie rzeczy. ─ Powoli oparł się bokiem o kanapę, czując, jak twardy materiał nie ulega pod jego naporem. Przez chwilę ważył jeszcze słowa, ale miał tylko wrażenie, że stale brnie w nieodpowiednim kierunku. W końcu parsknął, poniekąd rozbawiony. ─ Cholera ─ syknął. Zabrzmiało niezbyt wyraźnie, bo dłonią przesuwał po swojej twarzy, próbując zetrzeć z niej zmęczenie. Temat był mulisty i ciężko się po nim stąpało, choć plener sam w sobie wrył się w pamięć z dokładnością co do najmniejszej blizny. No jasne. Różnica między brukiem, a bagnem zawsze będzie tak samo widoczna; dziury w chodniku widzisz, głębokości mokradeł już nie. Ciężko wtedy stawiać kroki i Ruuka aż się skrzywił z bólu, uciekając spojrzeniem na ścianę. Wpierw czekał go jednak pierwszy punkt, a ten był lżejszy w odbiorze. Zaczerpnął więc powietrza i zwrócił twarz frontem do Verity. ─ Po pierwsze: w tym przypadku będziesz w centrum uwagi. To zawsze jakaś nowość i może nawet ci się spodoba. ─ Bez wątpienia bycie pod ostrzałem kilku par spojrzeń spod przymrużonych sennością powiek było rewelacyjnym przeżyciem dla młodszej o rok dziewczyny, która pierwszy raz postawiła swoją stopę na drodze M3 kilka miesięcy temu. Chłopak z sykiem opuścił rękę ze swojego policzka na udo i postukał się po nim palcami, znów wybijając niemy rytm.  ─ Po drugie, mam siostry. Już starsza jest dziwna, ale z młodszą mogą być pewne niegroźne... ─ Słowo stanęło mu w gardle i sam przyłapał się na tym, że stracił zapał do bawienia się w wyjaśnianie całej sytuacji. Zawsze istniała maleńka możliwość, że będzie spokojnie, a wytłumaczeniami wystraszy dopiero co złapaną w sieci korepetytorkę, ale każda sekunda była jak kolejny ciężki głaz spadający mu prosto na łeb. Uderzenia były na tyle frustrujące, by wreszcie do niego dotarło, że był coś Verity winien. Jakby na to nie patrzeć ─ ciągnął ją z uśmiechem do jaskini lwa i wmawiał bez mrugnięcia okiem, że wszystko toczy się na całkowicie normalnym, naturalnym podłożu. Wciągnął więc powietrze do płuc i niemalże czuł, jak ściśnięty organ powiększa się pod naporem świeżej dawki tlenu. ─ Problemy ─ wykrztusił wreszcie, ale nie poczuł ulgi. Pokręcił więc głową, zsuwając kilka bocznych kosmyków na czoło, które szybko odgarnął ręką na prawowite miejsce. ─ To tak w ramach gry fair play. A teraz wybierz drugą piosenkę. Ja skoczę po te lody. Jakie chcesz?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.16 12:08  •  Klub karaoke - Page 2 Empty Re: Klub karaoke
Prychnęła krótkim śmiechem na samo wyobrażenie pierwszego spotkania owej dwójki. Przy tak dużej różnicy charakterów nie było możliwości, żeby nie wynikło z tego coś ciekawego. Chociaż rzeczywiście, Shin pewnie miałby spore kłopoty z przeżyciem równie ekstrawertycznej osoby, szczególnie gdyby ta znów miała fantazję na smarowanie ludzi jedzeniem po twarzach. Znając życie mógłby rzeczywiście dostać jakiegoś ataku; Ver nigdy jednak nie doprowadziła go do aż tak tragicznego stanu, więc nie mogła być pewna. Stąd też sama była zainteresowana, co by z tego wyszło. Kto wie, może terapia szokowa rzeczywiście przyniosłaby pożądany skutek? Zielonowłosa próbowała najróżniejszych metod, jednak nie udało jej się nic zdziałać ani prośbami, ani groźbami, przekupstwem, zachętą... no niczym.  Wyglądało na to, że właśnie radykalne środki były ostatnią deską ratunku.
A! W temacie tego typu metod...
Już uchyliła usta, żeby coś odpowiedzieć, jednak słowa zatrzymały się jeszcze w płucach i za żadne skarby nie chciały wydostać się na świat. Choć cały czas patrzyła na wprost nie umiała skonkretyzować momentu, w którym jej rozmówca mógł znaleźć się aż tak blisko. Zamarła, nawet nie spoglądając na wyciągniętą ku niej rękę. Wzrok miała nadal utkwiony w ciemnych oczach naprzeciwko, gdzie dzięki światłu z telewizora migotało też jej własne odbicie. Jakieś nieznane uczucie ścisnęło jej organy wewnętrzne jak olbrzym chwytający silnym łapskiem swoją ofiarę za tułów. Na moment odebrało jej oddech, przez co gdzieś w głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka. Jej światło było jednak niewyraźne, przerywane, zupełnie inne, niż zazwyczaj gdy była na skraju paniki. Chociaż objawy wydawały się podobne, coś nie pasowało.
Jednak to nie był strach.
Uścisk przybrał na sile tak bardzo, że ledwie oddychała, wpuszczając i wypuszczając maleńkie ilości powietrza właściwie bez widocznego z zewnątrz ruchu. Miała niepokojące wrażenie, że jeszcze trochę i jej serce się po prostu zatrzyma, zmiażdżone pomiędzy pozostałymi narządami. Może to uczucie trochę ja otrzeźwiło, może co innego - bez znaczenia. Grunt, że w końcu drgnęła i podniosła rękę, delikatnie chwytając palce chłopaka. Odsunęła jego dłoń ze swojej twarzy, choć wciąż śledziła ewentualne zmiany na obliczu starszego. Powoli wyprostowała ramię w dół i dopiero po chwili puściła.
O wiele za długo ci to zajęło, mignęło ostrzeżenie, ale zignorowała je. Skierowała wzrok na własne kolano, bo choć nie było najbardziej interesującym obiektem obserwacji na świecie, przynajmniej nie mogło odwzajemnić spojrzenia. A to, przynajmniej w obecnej sytuacji, było naprawdę kojące zjawisko.
- Mhm - mruknęła krótko w ramach "No, słucham". Po raz kolejny wjeżdżali w trudną tematykę, a przecież nikt im nie kazał. Wyglądało jednak na to, że bez tego nie dało się obyć. Tak czy siak przewrotny los wciąż zmuszał do wyciągania spraw wymagających choćby odrobiny powagi.
- Hm, tym się nie przejmuj - odezwała się, w końcu odrywając oczy od swojej fascynującej nogi i wracając wzrokiem do Ruuki. Przywołała na twarz delikatny uśmiech. - Jeżeli tylko twoje siostry nie postanowią mnie zjeść, to będzie dobrze. Bo... nie zjedzą mnie, prawda? - dodała jeszcze odrobinę żartobliwym tonem, choć oczywiście jak najbardziej podchodziła do wszystkiego optymistycznie. Nie wierzyła, żeby owe nieznane jej dziewczyny mogły okazać się z nagła jakimś zagrożeniem. Jeżeli nawet według opinii swojego brata były dziwne, to należy dodać, że sama Verity też nie należała do typowych przedstawicieli swojej płci czy wieku. A może dzięki tym odstępstwom od normy tym bardziej uda im się znaleźć wspólny język? Tak czy siak nie dowie się tego, póki nie spróbuje. Negatywne nastawienie byłoby tutaj bezsensowne, skoro raczej nie było czego się bać.
- Jasne. Jakieś owocowe, byleby tylko bez tego... no... - urwała, przytykając dłoń do czoła w głębokim zamyśleniu. - No wiesz! To takie coś co... - Prychnęła z frustracją. - Takie żółte - rozpoczęła wyjaśnienia od nakreślenia obiema dłońmi pionowego owalu w powietrzu. - Z zielonymi liśćmi na górze - kontynuowała, dodając do powstającej w domyśle elipsy jeszcze kilka kresek u góry. - Zapomniałam słowa, no - dorzuciła nerwowo, marszcząc brwi. Posłała myśli na poszukiwania słówka w odmętach pamięci, ale jak na złość pamiętała tylko jego angielski odpowiednik.
- Mam! Ananas! - Klasnęła w dłonie tryumfalnie. -  Byle bez ananasa. Nie lubię. - Pokręciła głową w niedowierzaniu dla własnej pamięciowej ułomności. Mogła przewidzieć, że wcześniej czy później zdarzy jej się podobna wpadka. W końcu nawet po dłuższym pobycie w otoczeniu wyłącznie języka obcego mogło jej się zdarzyć zapomnieć jakiegoś wyrazu, szczególnie gdy nie używała go na co dzień. I tak ogólnie mówiła dobrze jak na kogoś, kto dopiero kilka miesięcy spędził na obczyźnie, z czego tamtejszej mowy ucząc się na dwa wcześniej.
Kiedy chłopak już ulotnił się po wspomniane lody, sięgnęła po pilota i zaczęła niespiesznie przeglądać dostępne utwory. Ominęła wszystkie sobie nieznane, nie poświęcając im większego zainteresowania. Ożywiła się dopiero po chwili, kiedy na ekran wjechało Matchbox Twenty ze swoim utworem How far we've come. Postanowiła pojawienie się czegoś brzmiącego znajomo za dobry omen i zgłosić piosenkę jako swoją pierwszą propozycję. Przecież w razie czego zawsze można poszukać innej, nie? Odłożyła więc pilota na jego uprzednie miejsce na stoliku i tymczasowo wcisnęła się w róg kanapy. W ramach oczekiwania wydobyła telefon, by wystukać do swoich opiekunów z domu dziecka parę słów z gatunku żyję, jestem cała, nie wiem kiedy wrócę. Przynajmniej dzięki temu nie będą się o nią jakoś bardzo martwić, szczególnie że jeszcze nie zdarzyło jej się nadużyć zaufania.


Ostatnio zmieniony przez Verity dnia 06.04.16 0:01, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.16 22:13  •  Klub karaoke - Page 2 Empty Re: Klub karaoke
Czasu miał wystarczająco dużo, aby zareagować, ale nie poruszył się o milimetr, pozwalając szczupłym palcom dziewczyny zacisnąć się na jego dłoni, unieruchamiając ją tylko znanym sobie sposobom ─ bo przecież nie siłą. Nie wyrwał się, choć już wcześniej dostrzegł ruch, który świadczył o jakiekolwiek interwencji w jego wymysły. Być może osoba trzecia wymagałaby teraz jakiejś odpowiedzi, ale Ruuka niezbyt się odkrył. Tylko powieki mu lekko drgnęły, kiedy poczuł na sobie ciepło jej ręki, jakby nie do końca spodziewał się takiego aktu odwagi z jej strony, ale wreszcie ─ po zdecydowanie zbyt długiej sekundzie ─ odsunął się, zabierając rękę, którą za kilka godzin znów wsadzi pod ostry strumień wody, szorując ją wszystkimi dostępnymi środkami czystości, aby pozbyć się nadmiaru czarnej mazi.
„Hm, tym się nie przejmuj.”
Płuca po raz kolejny opróżniły się i przeskoczyły do funkcji pustyni, gdy wypuszczał powietrze przez nos. Mimo jej słów nadal był niespokojny, bo docierało do niego, że naprawdę się zgodziła i naprawdę wpadnie do jego domu, do zasyfionego pokoju albo salonu, w którym zwykle przebywała Harumi i jej „i tak mnie nie obchodzisz, świecie”. Nawet jeżeli Verity wyczuwała jego zdenerwowanie nie dała tego po sobie poznać. Uśmiechnęła się delikatnie, a on dostrzegł białe zęby za jasnoróżowymi ustami i sam wykrzywił się w uśmiechu ─ trochę mniej efektywnym niż ten jej, bo gdyby cały czas nie była z nim, mogłaby pomyśleć, że właśnie dostał obcasem w brzuch.
Nie, nie zjedzą. Znaczy... ─ Urwał na chwilę, wsuwając rękę na tył głowy. Paznokciami przesunął kilkakrotnie po karku. ─ Nie wiem. Ale nie powinny. W razie czego założę im kagańce i każę  warować w kuchni... Chyba wspominałem, że Mashiro będzie robił żarcie? ─ Wargi mu skamieniały, więc zwilżył je językiem. ─ W piątek idę do marketu, więc jak masz specjalne zamówienia to wal. Kupię co trzeba. W końcu przesiedzicie u mnie połowę dnia.
Już to sobie wyobrażał. Cała czwórka zbita w ciasny okrąg wokół drewnianego stolika w salonie, z masą zeszytów i powklejanych w nich zapisków, z otwartymi podręcznikami z których wystawać będą różnokolorowe karteczki z zaznaczeniem działów albo ważnych pojęć. Co prawda Ruuka jeszcze nigdy nie przykładał się do nauki do tego stopnia, by stosować jakieś pomoce, ale kto wie, jakie metody będzie miała Verity?
Ananas ─ powtórzył, kiedy już dostał całe zamówienie. Kiwnął głową i pchnął drzwi. ─ Załatwione.
Ugryzł się w język.
Prawie powiedział do niej „Kwiatuszku”.
A wtedy załatwione byłoby nie tylko zamówienie.

Wrócił w try migach. Nie zdążyła dobrze wystukać wiadomości, a drzwi kliknęły, wpuszczając do środka Ruukę. Włosy miał rozwichrzone, jakby wpadł w huragan, przebiegł całą Arizonę w jego wnętrzu, a potem wyrzucono go gdzieś przed wejściem do karaoke. W jednej dłoni trzymał białe lody o nadgryzionej gałce, w drugiej ciemnofioletowe, jeszcze nietknięte słodycze. Usta mu się lekko rozchyliły w O, ale zamknął je zaraz po tym.
Zaczekał jeszcze, aż skończy wiadomości, odłoży telefon, skupi się na nim i wtedy podał jej lody, zahaczając czarnym spojrzeniem o jej twarz.
Znajomi? ─ Zanim zdążył się ugryźć w język, pytanie już padło. A przecież mógł się domyślić o co chodzi, skoro na starcie wspominała, że nie ma nikogo, kto... Chociaż? Może sygnał docierał do M1, gdzie zostawiła wszystkie wspomnienia? ─ Owoce leśne. ─ Siadł obok i wlepił wzrok w ekran. Wokół jednego z tytułów pulsowało obramowanie, co chwila powiększając znajdujące się w środku litery. ─ Nie znam tego ─ mruknął naprędce, przytykając kciuk do kącika ust, by pozbyć się pozostałości lodów waniliowych z buzi. ─ Ale może być. Lubię wyzwania. To coś na dwie osoby czy solo?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Klub karaoke - Page 2 Empty Re: Klub karaoke
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach