Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 14 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14  Next

Go down

Pisanie 16.04.17 20:02  •  Stara stołówka - Bar. - Page 10 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Ty pierdolisz? — Zaśmiał się. W jego przypadku wcale nie były to przyjemne dla uszu dźwięki. Wręcz przeciwnie - raniły wrażliwe narządy słuchowe swoim zachrypniętym brzmieniem, jak ryk zepsutego silnika traktora.
Wstał ze swojej (nie)wygodnej miejscówki, wlewając sobie do gardła kolejną dawką boskiego nektaru, po czym odłożył prawie opróżnioną Putinkę na stół. W zasadzie dał Rosjaninowi szansę na ucieczkę, ale najwidoczniej wcale z niej nie skorzystał, robiąc jedynie parę nic nieznaczących dla najemnika kroków do tyłu.
Zaraz ci zdefiniuje na żywym przykładzie znaczenie tego słowa. — Parsknął z rozbawieniem, obnażając pożółkę przez swój rakotwórczy nałóg zęby. Wcisnął sobie do ust kolejną jego dawkę, zaciskając je na filtrze. W takim tempie, paczka, którą uprowadził z magazynu, szybko zostanie opróżniona i nie doczeka nawet dnia następnego, zmiażdżona przez mechaniczną rękę swojego nowego właściciela i porzucona w kącie albo jego kwatery, albo baru, albo innego zakamarku Smoczej Góry.
Wieczny zaciągnął się, wysyłając w kierunku Morozova litościwe spojrzenie. Rosjanin  był zabawny w swojej bezradności, ale tylko do pewnego momentu. Na dłuższą metę przede wszystkim irytował swoją buntowniczą postawą i brakiem chęci do współpracy, a z Yury’ego z tego tytułu powoli uciekała cierpliwość.  
Hm — zamyślił się na chwilę, wykorzystując ten moment bardziej na kolejnej konsultacji z papierosem, a nie na faktycznych rozmyślaniach. Odpowiedź sama cisnęła się na jego usta, o czym świadczyło postępujące rozbawienie. — Możesz mi to powtarzać aż nie wcisnę cię tego twojego języka do gardła albo nie znajdę dla twoich ust odpowiedniejszego zajęcia  — stwierdził po chwili. Zatrzymał się parę centymetrów przed człowiekiem, który chciał uchodzić za Cara. Zacisnął boleśnie dłoń na jego ramieniu, a drugą złapał za jego kark, zmniejszając tym samym dystans między nim a sobą do zbędnego minimum. Nie miał zamiaru bawić się w zbędne uprzejmości. — Odwróć się — polecił, ale nie czekał aż Rosjanin z własnej woli wykona jego polecenie. Przycisnął boleśnie jego prawy policzek do blatu stołu. Parę centymetrów obok stała dumnie Putiniki w roli zakładnika. Jeden nieprzemyślany ruch Rosjanina i butelka potoczy się po blacie, finalnie rozlewając aż 0,25 z jej całej zwartości. Cóż za marnotrawstwo…
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.17 22:20  •  Stara stołówka - Bar. - Page 10 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Zbyt duża ilość spożytej przymusowo na raz czystej miała szkodliwy wpływ na układ nerwowy Rosjanina, a zauważenie tego w niedługim czasie było raczej do przewidzenia. Stopniowo zanikający krytycyzm u Morozova okazywał się niewątpliwie efektem pożądanym przez biomecha, gdyż tymczasowo zawieszało w niebycie ich wzajemną, pielęgnowaną na przestrzeni pięciu minionych lat niechęć do siebie. Chcąc czy nie chcąc prawidłowa ocena sytuacji przez niepijącego już lekarza w znacznej mierze została osłabiona przez rozkładające się procenty, a jeszcze trochę i dojdzie mu do kolekcji brak kontroli, czego zdecydowanie wolałby uniknąć, choć obecnie nie miał już na to większego wpływu. Aktualny stan zdrowia i niedoleczone rany, zdecydowanie nie szły na jego korzyść. Słysząc jego głupie pytanie, tylko wtórował mu śmiechem, stanowiąc jawny dźwięczny kontrast względem tego cholernego traktora, samą zaś odpowiedź uznając za co najmniej oczywistą, a komu jak komu, ale jemu chyba jej przybliżać nie musiał. Zachowanie odpowiedniego dystansu było tu jednak na wagę złota, czego ten pojeb nie rozumiał.
Ach, tak? — rzucił wyraźnie rozbawiony Morozov tą propozycją łamaną na groźbę rzuconą w powietrze, wpatrując się w niego niemal wyzywająco. Na twarzy jasnowłosego widać było pochodną tej samej emocji, a kąciki ust uniosły się w bardzo znajomym, bo cwaniackim uśmieszku. — I co? Zamierzasz spełniać swoje niezrealizowane dotąd pragnienia i marzenia? No, nieźle. — dodał tym samym tonem, ale wycofanie się i wykorzystanie własnej szybkości, choć mogłoby odnieść rzeczywisty sukces, to tylko pod warunkiem, że grzeszyłby względną trzeźwością, lecz w obecnej chwili jego mózg nie godził się na tego typu złożoną współpracę.
Złapanie za lewę parę dni temu postrzelone ramię było zdecydowanie strzałem w dziesiątkę, co sam Ilya skwitował polską kurwą, a w tej chwili zdobycie przewagi nie należało do rzeczy najtrudniejszych do realizacji. To oczywiste, że Yury miał nad nim fizyczną przewagę przez mechaniczne ustrojstwa i tylko głupi wierzyłby, że leczący rany Rosjanin szybko i gładko mu się oprze. Różnica siły między nimi odkrywała tutaj znaczącą rolę, co ten palant zademonstrował z jawną błogością, nie oczekując, rzecz jasna, przeczącej odpowiedzi okraszonej polskim spierdalaj, jakby wiedział co usłyszy od rosyjskiego nacjonalisty biomech. Antonowicz Morozov początkowo odczuł zawroty i ból głowy, wlepiając swoje tęskne wspomnienie w grającą pierwsze skrzypce Putinkę.
Nie mów, że nie wytrzymałeś ciśnienia i jesteś gotowy poświęcić rosyjską wódkę, licząc jedynie na to, że nie zacznę się wyrywać — rzucił ubawiony całym zdarzeniem. Doskonały humor stale szybujący ku górze zawdzięczał tej piękności znajdującej się na blacie z jedną czwartą swojej zawartości. — Dobrze wiesz, że nie zaliczam się do pierwszy lepszych dziwek z twojego rewiru. Musisz się bardziej postarać, żeby móc mi cokolwiek tutaj udowadniać. — dodał prowokacyjnie, jakby to co zademonstrował biomech nie zrobiło mu większej różnicy. Wyrwanie się biomechowi z mocnego uścisku na karku nie byłoby łatwe, a już na pewno nie w takich okolicznościach, ale umyślne trącenie butelki z wódką ręką i owszem. Jak widać tak mała rosyjska rzecz musiała ulec woli wchodzącego w stan nietrzeźwości Cara. Putinka rodziła zatem wiele pytań, w tym jedno z najważniejszych – być albo nie być? W tym przypadku: zostać uratowaną albo skończyć rozbitą lub równie efektownie, acz nieodwracalnie rozlaną na brudnej podłodze?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 0:03  •  Stara stołówka - Bar. - Page 10 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Ta twoja miłość do tej twojej istniejącej zaledwie w odmętach wspomnień ojczyzny  coś się wypala, patrioto od siedmiu boleści.
Yury zręcznie pochwycił nektar bogów, tym samym zwalniając uścisk z karku Morozova. Nie omieszkał przy tym brutalnie skonfrontować twarz Rosjanina z chropowatą, zniszczoną powierzchnią blatu w ramach kary za próbę rozlania alkoholu. Ten palant nawet nie zdawał sobie sprawy jaki ten napój na ziemiach desperacji miał wartość. Przez ostatnie parę miesięcy, zanim najemnicza wersja Św. Mikołaja nie odwiedziła Smoczej Góry ze swoimi plecakiem pełnym skarbów, Yury musiał sączyć bimber pędzony przez Cednę, który nie mógł pod żadnym względem równać się z tym rosyjską. W skali jeden do dziesięć, z czystym sumieniem dawał temu specyfików Smolistej zaledwie trzy, bo mimo wszystko dawało pożądanego kopa i pieściło na swój sposób podniebienie.
Jak widzisz strasznie słaba jest ta moja motywacja, by spełnić te fantazje i na realizacje ich będziesz musiał jeszcze poczekać. — Parsknął. Putinka wygrywała z nacjonalistą na każdej płaszczyźnie. Zresztą - jego mógł mieć o każdej porze dnia i nocy, skoro został oficjalnie Drug-onem, ją niekoniecznie. Była jedyną w swoim rodzaju okazją, niczym chętny Tyrell na kolanach Shane'a.
Pochylił się nad uchem Morozova, łapiąc w zęby płatek. Nadgryzł go.
Możemy to dokończyć w mojej kwaterze – powiedział ochryple kaleczącym uszu szeptem i wyprostował się. Co prawda nie taki był plan, ale jego cierpliwość się skończyła, w momencie, kiedy Rosjanin brutalnie obszedł się z Putinką.  — Zmówimy się potem — rzucił adresując te słowa w stronę Evana, po czym skierował swoje kroki w kierunku wyjścia z balangi, by w ciszy i względnym spokoju rozkoszować się swoim romansem z wódką - jednym słusznym alkoholem na ziemskim globie.

zt
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 1:20  •  Stara stołówka - Bar. - Page 10 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Roześmiał się dźwięcznie, słysząc jego absurdalne słowa, które w normatywnych warunkach zagrałyby mu cholernie na nerwach, ale w momencie, kiedy wspaniała, rosyjska czysta panoszyła się po jego organizmie — nie dotykało to jego nacjonalistycznej natury ani trochę. W końcu Żur zrobił to co chciał, a raczej oczekiwał, pewności nie mógł posiadać w tym względzie — rzucił się jak rycerz w celu ratowania jedynej słusznej księżniczki nad wszystkimi księżniczkami w opresji urokliwej Putince. Wódka ta stanowiła swoistą esencję klimatu Rosyjskiej Dzielnicy mieszczącej się w zabitej dechami dziurze zwanej M-6, nad którą władzę zdobyć siłą zamierzała autonomiczna mniejszość rosyjskiego państwa. Przyglądał się jego poczynaniom i misji ratunkowej z zaciekawieniem. Istniała możliwość, że jej nie odda.Chwilę później nie było mu do śmiechu, kiedy zaliczył przymusowe spotkanie z obszarpanym blatem, który lata świetności miał dawno za sobą. Nie wiedzieć czemu — odczuł odruchowe wręcz obrzydzenie, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
Brawo, rycerzu blaszanego dupska spod herbu brudnej mety, uratowałeś naszą księżniczkę. Gdybym był skłonny do płacenia za ratowanie części rodowodu mojej ojczyzny, to zasugerowałbym nagrodę, ale wiesz, że jej ode mnie nie dostaniesz. A jak widać na załączonym obrazku, jednak posiadasz do czegoś jawną słabość, co przewyższa twoje chore zachcianki i nagromadzone fantazje. — rzucił wesołym tonem, krzywiąc się zarazem Rosjanin i rozmasowując przy tym obolałe miejsca na twarzy po karze, jak sam Yury to określił w ramach zemsty za narażenie Putinki na nieszczęście.
Prychnął jakoby lekceważąco, kiedy Żur bezceremonialnie ogłosił, że będzie musiał czekać na realizację jego chorych, niespełnionych fantazji z racji przebywania zbyt długo na Bezkresie w samym centrum nasłonecznienia. Posłał mu niby to niedowierzające spojrzenie i roześmiał się, kręcąc jedynie głową.
I to miała być niby niezobowiązująca propozycja? Heh. Zabawne. Ilya zmierzył niezbyt trzeźwym wzrokiem zebranych w tym miejscu, nie zwracając pozornie większej uwagi na odchodzącego biomecha, choć na jego twarzy wymalował się od razu cwaniacki uśmieszek w pełnej krasie. Jeśli kogokolwiek darzył względnym zaufaniem, które na przestrzeni nieuchronnego czasu zdążyło pokryć się rdzą porzucone w wilgoć niepamięci w porównaniu do zebranych mu tutaj nieznanych jednostek, a w grę wchodziła najważniejsza ze wszystkich Putinka — to decyzja była aż nader prosta, co niedługo potem potwierdzone zostało przez opuszczenie imprezy przez lekarza, jakoby śladem swego poprzednika.

zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 18:58  •  Stara stołówka - Bar. - Page 10 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Pociągnął anioła na swoje kolana, szybko wychwytując ciche mruknięcie.
Niczym kot. Nie lubił kotów.
Jednak w dzisiejszej sytuacji mógł zrobić wyjątek. Jeden raz.
Zerknął na jego brudną, bosą stopę, która trąciła jego łydkę, ale nie tylko ta ucierpiała w starciu. Zaraz jego usta zostały zaatakowany chlebem, który na chama próbował mu wcisnąć. Cholerny dzieciak. Same z nim problemy.
Ni-- — No i chuj.  Chleb z kilkoma pasmami włosów znalazły się w jego ustach szybciej niż zdążył zareagować. Dobra Tyrell. Punkt dla ciebie.
Następnym razem nie zamierzał ulegać jego fanaberiom. Przegryzł suche, czerstwe pieczywo wraz z niechcianymi kłakami, które popił szkocką. Skrzywił się przez to, gdyż ciężko było wypluć wchodzące mu same włosy do ust. Dziwił się aniołowi, że ten nie dostawał jeszcze czkawki. Skąd oni to wzięli? Ten chleb chyba przetrwał wirusa x i całą apokalipsę.
Tyrell — mruknął nisko jego imię tuż przy uchu anioła, przywołując go do porządku. Chropowaty z lekką chrypą głos miał go nieco utemperować. Na tyle, aby on mógł w spokoju wypić szklankę szkockiej z Romą.
Czemu wszyscy próbujecie mi go wcisnąć do łóżka —  rzucił do Cygana. W końcu nie tylko Francuz rzucał podobnymi insynuacjami. — Tyrell — odparł na kolejne pytanie kompana. Dobrze było widzieć tą zapijaczoną mordę.
Chrzań tamtych —  Nie musiał odwracać się, aby wiedzieć, że kolejnym sprawcą zamieszania jest Yury. Śmieszek Smoczy, który w normalnych sytuacjach nie wykazywał żadnych chęci integracji, a kiedy w grę wchodziła czysta wódka, stawał się prawdziwym królem imprezy.  
Shane przestał już ogarniać co się działo na imprezie. Cedna wjechała z jakimś martwym zwierzakiem, praktycznie wszystkim wciskając mięso wraz z bimbrem. Evan trukonował w samotności, jak na rasowego badassa przystało. Asterion, no cóż, latał to tu, to tam. Yury i nowy mieli swój świat i swoje nierozwiązane spory. Będzie musiał pomówić z tym mechanicznym dupkiem, co u licha  robi u nich ten choleryczny oszołom.
Cygan, Cygan. Dupę płaszczysz w tym mieście i nic o życiu nie wiesz. —  Zaśmiał się dźwięcznie, przyjemnie dla ucha. Rzadko kiedy pozwalał sobie na podobne odruchu, jednak w tym wypadku mowa była o Romanie. Z Cyganem miał wiele wspomnień, czasem tych o których nie pamiętał, a które zostały chamsko uwiecznione za pomocą polaroidu.
Jak tam żyjesz w M3? Jak sytuacja? Gadaj, dawno się nie widzieliśmy — zagaił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.04.17 22:55  •  Stara stołówka - Bar. - Page 10 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Brak reakcji ze strony Yury'ego na to, iż pojawił się niedaleko niego Asterion, bardzo go cieszyła. Nie miał już najmniejszej ochoty drzeć z nim kotów lub mu dokuczać - bardzo dobrze Kido zgasił szczeniaka, który to na nowo zainteresował się wujkiem Romą. W końcu tyle ciekawych rzeczy ze sobą miał. Szkoda było, aby to się zmarnowało.
Zerknał mu w ręce, patrząc za każym razem uważnie, co wyciągał ze swojego zacnego worka i za każdym razem marszczył się, kiedy to nie było dla niego. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust, słysząc o tym, że możliwe, iż coś jeszcze dla niego ma. Uśmiechnął się szerzej, kiedy zarejestrował, gdzie to jest i może sam sobie to wziąć. Wcale nie okazał zainteresowania wspomnianą książką, absolutnie. Odsunął się od niego, klepiąc go przyjacielsko po ramieniu, po czym zajął się grzebaniem w plecaku, aby móc wygrzebać sobie dużo więcej fajek niż on mu je dał. Dodatkowo zgarnął parę słodyczy w postaci lizaków, bo w końcu te kochał najbardziej oraz pozwolił sobie przejrzeć tajemniczą książkę, o której wspomniał. Był ciekaw, co w niej takiego niezwykłego było.
Kiedy tylko ogarnął wszystko, co do ogarnięcia miał, z bananem na twarzy i z poprawionym humorem, wyhasał z nim do baru, przy którym siedział jego pan oraz anioł stróż. Spojrzał na stan chłopaka i od razu było widać, że nie było z nim zbyt dobrze. Porządnie się urąbał. Ciekawe, kiedy i on osiągnie ten stan, gdzie będzie trzeba go ogarniać. Aż w zamyśleniu napił się gorzały Cedny, która coraz bardziej zaczynała mu smakować. Oparł się dupskiem o bar, kiedy Roma usiadł obok Rudzielca, gdyż siedzieć na razie nie miał ochoty. To pewnie wina tego cukru. Jak zwykle musiała rozpierać go energia, co dało się zauważyć po jego uśmiechu i oczach. Generalnie po chaotycznym, całkiem sympatycznym zachowaniu. Jak widać, czasem potrafił pokazać się od tej nieco lepszej strony.
- Shane i on? Musiałby zdarzyć się cud, aby do czegokolwiek między nimi doszło - rzucił nagle, nawet słuchając tego, o czym między sobą Rudy i Roma rozmawiali. W końcu Asterion czasem miał problemy z koncentracją i starał się słuchać każdego, kto obok niego rozmawiał, choć różnie z tym wychodziło. Udawało mu się wyłapywać pojedyncze słowa lub zdania, dlatego często jego wypowiedzi mogą nie mieć sensu. Najlepiej jest wtedy się napić. Alkohol wszystko naprawi. Szybko jednak na moment poleciał do żarcia, bo w końcy był wszystko żerny, podziękował Cednie szerokim uśmiechem za żarcie, po czym wrócił na swoje miejsce, zajadając się kawałkiem padliny ze smakiem. Trochę polatał po sali, zaczepiając każdego, aby się z nim napił, a czując się w połowie zbywany, znowu wrócił na miejsce z lekkim fochem.
Mogliby się chociaż z nim napić, kurde.
Aż ze złości wpakował sobie ulubionego lizaka do ust.
Przynajmniej on go rozumie.

/ nie pytajcie, tolerujcie tego posta xD
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.04.17 19:20  •  Stara stołówka - Bar. - Page 10 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Wciąż zalegał na kolanach Shane'a. Słysząc szorstki głos wilka, wysunął drugi nadgryziony kawałek chleba do swoich ust. Jego ciało stało się cięższe. Oparł głowę na jego ramieniu i przymknął oczy. Obraz znów wydawał się zawirować, ale tym razem nie miał siły stawiać mu oporu. Obrócił twarz w stronę szyi podopiecznego. Jeden z jego niesfornych, rudych kosmyków połaskotał go w nos. Dmuchnął. Słyszał głos gdzieś obok. Shane z kimś rozmawiał, ale on nie miał sił nawet otworzyć oczu. Dźwięki. Za dużo ich. Żuł wolno kawałek chleba, wygodnie oparty o Pradawne ciało. Niespodziewanie poczuł ciepły dotyk na głowie, nawet nie wiedząc skąd pochodzi. Uchylił usta. Wyglądał jakby zasypiał. Wszystkie bodźce z zewnątrz ginęły w jego umyśle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.17 0:25  •  Stara stołówka - Bar. - Page 10 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Roma zerknął jedynie kątem oka na zdarzenie, którego głównymi aktorami był jasnowłosy i Żur, nie wykazując tym pozornie większego zainteresowania, zachowując tym samym w pełnej tajemnicy interesy z nowym Wiecznym, za które odpowiedzialny był w samym M-3 Fafnir, Francuz jedynie uśmiechnął się w dość nieodgadniony sposób, skupiając w pełni swoją uwagę na swoim rudowłosym towarzyszu i jego świeżo poznanym znanym z imienia aniołem stróżem — Tyrellem, miejmy nadzieję, że utkwi to w głowie wujaszka na dłużej niż ta stojąca przed nim butelka amerykańskiej whisky. Nic dziwnego, że spojrzenie eks-fizyka zatrzymało się na perfidnym uśmieszku Smolistej, co świadczyło jedynie o tym, że jej knujacki plan wszedł gładko w życie.
— Cygan, Cygan. Dupę płaszczysz w tym mieście i nic o życiu nie wiesz.
Słucham? — rzucił niby to oburzony tak absurdalną uwagą ze strony tego irlandzkiego psubrata, nawet udał niedowierzający wyraz twarzy na tak wyjątkową okazję. — Ja przynoszę ci szkocką, jak swojemu jedynemu, prawdziwemu przyjacielowi, a ty wyjeżdżasz mi z takim tekstem? Oddawaj ją, wypiję ją w takim razie za ciebie. — przesunął do swojej napoczętej butelki amerykańskiej whisky, spożywaną bezczelnie szkocką przez tego pozbawionego krzty wdzięczności chama. Roma czekał jednak w przebiegły sposób aż Rudy wyczuje, że ukochany trunek ucieka mu sprzed nosa, sunąc po ladzie, która lata świetności miała dawno za sobą, pozostawiając go samego sobie i w efekcie tego na jego twarzy wymaluje się mimowolne  rozczarowanie albo chęć powstrzymania Francuza jak najszybciej. — Sytuacja? Świetnie, ostatnio sporo się dzieje, siłą przejęli władzę w M-3, więc mamy nowego dyktatora. Nadal nie wiedzą o tym kto zamordował w centrum pięciu żołnierzy S.SPEC, którzy, o dziwo, wyleźli w pełnym uposażeniu jak na Desperację, debile. Całe szczęście, że ci kretyni swoją głupotą nie spłoszyli połowy mieszkańców, wszyscy podeptaliby się w panicznej ucieczce, ale by się wtedy działo. Poza tym wszystko jest pięknie, utopijnie. — roześmiał się głośno, kręcąc delikatnie głową. Napił się z gwinta swojej whisky, bo przecież nie zamierzał się nią z nikim dzielić, teraz mógł spędzić z nią intymną chwilkę — koneser wysokoprocentowych trunków i jego tymczasowa wybranka, aż łezka się w oku kręci... — Wiesz, Rudy, to nie Desperacja, nie leje się tam krew, nie pojawają się znikąd dziwne bestie i nie latają dokoła poodgryzane kończyny. Może i słońce nie próbuje wypalić ci dziury w plecach, ale zamiast tego masz do czynienia z masową nieświadomością i stałą cenzurą, Trójka to nadal miasto pod władzą despotyczną, czyli wszystko po staremu. Nie obraziłbym się, mordo, jakbyś czasem wpadł w odwiedziny. — Temat, choć wydawać, by się mogło poważny, to słowa w jaki wypowiadał je wujaszek Fafnir kipiały od typowego dla niego rozbawienia i typowej dla niego wesołkowatości. Wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic. — Lepiej ty mi opowiedz co się wydarzyło podczas mojej nieobecności, bo jakoś nie widzę tutaj Siriona. — dodał, posyłając mu znaczące spojrzenie, upijając następnie polaną kolejkę do dna. Oczywiście, że Roma nie orientował się w nowościach ani w zmianach władzy — wiele go w rzeczy samej ominęło, nie ma co tu kryć.
Shane i on? Musiałby zdarzyć się cud, aby do czegokolwiek między nimi doszło.
Kiedy dotarły do niego słowa Asteriona, który w swoim lataniu tu i ówdzie zatrzymał się na moment przy barze, momentalnie parsknął dźwięcznym śmiechem, niedługo potem ocierając łzę z kącika jednego z oczu. Jakiś bliżej nieokreślony czas mu zajęło, żeby się opanować. Chwilę potem szturchnął swojego rudowłosego druha w ramię, na moment zatrzymując spojrzenie na zbieranym w objęcia Morfeusza Tyrella.
No weź, nie bądź taki nieśmiały w stosunku do swojego uroczego stróża, to jedyna osoba, która cię nie porzuci jak pewien popierdolony lekarzopodobny szmaciarz, nie rozumiem po co się z tym tak ociągasz. — Fafnir uśmiechnął się od ucha do ucha, posyłając swojemu kumplowi niemalże zachęcające spojrzenie. Nie miał jednak na myśli, aby zajmował się tym nieszczęśnikiem w tej chwili, bo przecież biedak i tak niczego, by nie zapamiętał…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.17 15:22  •  Stara stołówka - Bar. - Page 10 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Shane  w pierwszej chwili nie zauważył jak ten cholerny Francuz sięga po jego ukochaną. Dopiero słowa poprzedzone czynami nagle ocuciły rudzielca, który złapał w mocnym uścisku nadgarstek kolegi.
Nie ma takiej opcji — rzucił, ale zaraz nikle się uśmiechnął. — I nie jak swemu jedynemu przyjacielowi, a jedynemu przyjacielowi. Kto  chciałby się z tobą zadawać poza mną. Jesteś Cyganem. — Oczywiście, że nie był rodowitym cyganem, ale Shane miał swój własny sposób nazywania tego drania i jakoś nie miał najmniejszego zamiaru rezygnować z tego, ku  niezadowoleniu Romana. No cholera, samo imię brzmi jakoś tak cygańsko!
Sytuacja w mieście była dla niego sprawą oczywistą. Życie w utopijnej sielance nie dostarczało zbyt wielu rozrywek, jak na przykład na Desperacji.
Nowy dyktator? A co z poprzednim się stało? Zszedł na zawał? Podobno przecież był stary. No chyba, że ktoś sprzątnął go? —  zapytał, chociaż sprawy M3 niezbyt go interesowały. Jak na razie. Nigdy nie wiadomo w jakiej będą sytuacji i warto było czasem znać nowiki z różnych stron świata.
Wiem, Cyganko, wiem. Nudno tam musisz się mieć skoro nie latają ręce ani nogi — zakpił nieco — Rozleniwiłeś się tam, hm? — Zaśmiał się, bo nagle wyobraził sobie Romę z nadwagą. Taki gruby kanapowy kocur. Odkaszlnął.
—  Sirion nie żyje. Calamity go zabił. Wybraliśmy nową władzę — powiedział spokojnie, upijając kolejną porcję szkockiej. — Yury został Wiecznym, a ja Pradawnym. Więc zamknij ryj i nawet nie próbuj się zaśmiać – Cholerny francuski gremlinie. Jeśli rudzielec usłyszał śmiech zaraz zepchnął kompana z krzesła.
Spojrzał na rozleniwionego Tyrella i westchnął. Czemu mu go wszyscy wpychali w ramiona. Ten temat niezbyt dobrze działał na niego. Wręcz przeciwnie – drażnił go. W dodatku Roma zahaczył o niewygodny temat - Jekylla. Pierdolonej Pokraki, której nie widział w cholerę czasu. Może tym lepiej.  Gdyby go spotkał wepchnąłby mu ten jego skalpel prosto w gardło.
—  Przestańcie mnie swatać — warknął najwidoczniej rozdrażniony. — Jeśli będę chciał mieć z nim cokolwiek do czynienia to poinformuje cię o tym pierwszego. A co do szmaciarza, to chwała za to, że zniknął z pola widzenia. Nie dość, że nie potrafił poskładać do porządku to jeszcze warczał jak prawdziwy chihuahua. Ciekawe, gdzie ten szczur się podział. Czy zdechł pod jakimś kamieniem jak na prawdziwego tchórza przystało czy zaszył się w jakiejś norze i próbuje zbawić świat — prychnął. Roma był jedną z niewielu osób, które orientowały się czym był ów chihuahua. Fajnie było od czasu do czasu porozmawiać z kimś kto pamiętał tyle, co ty.



Sorry, za taki rzyg. :l
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.17 20:46  •  Stara stołówka - Bar. - Page 10 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Tego się w zasadzie spodziewał — ta ruda cholera nie przeżyłaby tego rozstania, a umykająca mu sprzed nosa butelka szkockiej momentalnie pobudziła go do działania. Na twarzy Fafnira pojawił się usatysfakcjonowany uśmieszek, osiągnął taki efekt jaki oczekiwał po jednostce, która równie mocno co on ceniła sobie wysokoprocentowe trunki.
Niech zgadnę — Zatrzymał na Rudym dłuższe spojrzenie, przybierając taki ton, jakby rzeczywiście musiał odpowiedzieć na największą zagadkę tego świata. — Jak mniemam ty, bo masz tę dziwaczną, cholerną słabość do cyganów i straszliwie musisz za mną tęsknić, skoro tak zapalczywie podkreślasz, że jesteś moim jedynym przyjacielem. — dodał wesoło, puszczając mu perskie oczko. Darował sobie tekst o tym, że się wzruszył i musi otrzeć niewidoczną dla nikogo łezkę z kącika — błaznowanie było jego ulubioną zabawą, ale teraz się wstrzymał. Aż dziw, że bezczelny irlandzki rudzielec nie raczył walić mu po prawdziwym imieniu, wykorzystując tym samym skrzętnie fakt znajomości prawdziwej tożsamości byłego fizyka.
W rzeczy samej — życie w M-3 porównywalne było do definicji luksusu, o jakim na Desperacji w upale nie sposób marzyć. Nie można również było pośród utopijnej rzeczywistości uraczyć niebezpieczeństwa czyhającego niemal na każdym kroku, jakby w niemym oczekiwaniu na potknięcie każdego kto porusza się nie znając tego trudnego, bezlitosnego w swej naturze terenu. Mimo to Roma wykształcił w sobie niemożliwą do dostrzeżenia i wyłapania ponadprzeciętną ostrożność, bo działanie na czarnym rynku w miejscu, gdzie przestępczość w teorii nie istniała, a obywatele cieszyli się szczęściem, żyjąc w nieświadomości, wymagała nie lada ostrożności i uważania na każdy postawiony krok. Sprowadzenie na siebie zbytecznej uwagi mogło okazać się bowiem bolesne w skutkach.
Całkiem prawdopodobne, że przejęto władzę siłą, ale nie obchodzi mnie to zbytnio, do czasu aż nie zaczną wpychać swoich zbyt długich nochali w nieswoje sprawy. — odpowiedział ze śmiechem, przenosząc na moment spojrzenie, jakby melancholijne na boski płyn w butelce jego amerykańskiej whisky. Och, tak, zamieszanie na szczeblu politycznym było na rękę nie tylko jemu, ale i przestępczemu półświatkowi, ale tym łatwiej można wszystko zwalić na szczury z kanałów sprzeciwiające się dyktaturze. Roześmiał się, słysząc wzmiankę o tym, że musi się w utopijnym mieście nudzić. Spojrzał na Shane’a uważniejszym wzrokiem, a uśmiech nieco mu zbladł. — Przecież kto jak kto, ale ty doskonale wiesz, że agresja w moim przypadku jest ostateczną ostatecznością. Wolę pokojowe rozwiązania, więc brak latających dokoła kończyn wcale mi nie przeszkadza. — Ten pozorny, utkany z kłamstw cenzury spokój, którym karmiono nieświadomych zagrożeń mieszkańców ocalałych miast na swój sposób był Romie na rękę. Przy wspominanym lenistwie ponownie się rozpromienił, kwitując to pytanie krótkim, perlistym śmiechem. Tak, coś w tym było. Rozleniwił się. Cholerna prawda.
Huh? — burknął po upiciu sporego łyku whisky. Przekrzywił głowę, patrząc na Shane’a z niekrytym niedowierzaniem. Że niby on — rudy osobnik, pozbawiony duszy, posiadający dziwną słabość do cyganów i pojebanych jednostek jego pokroju — miał być Pradawnym? A biomech dzierżący wcześniej jedynie podstawową rangę miał awansować aż na drugie najważniejsze miejsce w hierarchii. Wkręcał go! Bankowo. — Co ty pierdolisz, stary? Za dużo się wypiłeś tej szkockiej czy jak? Rudy, kto, by w ogóle na ciebie zagłosował? Ja bym cię nie wybrał, a co dopiero inni. — rzucił z rozbawieniem w głosie, klepiąc go jakby na pocieszenie po ramieniu, nie dając jego słowom o zmianie władzy żadnej wiary. — A tak na poważnie, Rudy? Nie zgrywaj się ze mną tak perfidnie. — dodał niemal od razu, odrobinę poważniejąc, choć to wrażenie nie objęło swoim zasięgiem jego spojrzenia czy szerokiego uśmiechu.
Roma doskonale zdawał sobie sprawę, że próba swatania jego jedynego przyjaciela zawsze działała mu na nerwy, ale cóż Francuz mógł poradzić na to, że wizja jego i Asteriona w roli jego zatroskanych swatek bawiła go niemiłosiernie. Zaśmiał się ze złośliwą satysfakcją, słysząc to rozdrażnienie w głosie Rudego.
Poczułbym się urażony, gdybyś raczył zapomnieć mnie poinformować w pierwszej kolejności, cholerny Irlandczyku — mruknął z udawaną groźbą w głosie. Taa, najpewniej kłótnia na linii Roma-Shane zakończyłaby się libacją alkoholową z bełkotliwymi przepychankami w tle lub innymi równie niełatwymi do wyjaśnienia wydarzeniami rodem z pamiętnego Watykanu, który po ich wizycie został rozjebany doszczętnie. Francuz wiedział czyja to była sprawka i tylko to powstrzymywało go przed popieszczeniem gardła Irlandczyka całą zawartością butelki ze szkocką… Były fizyk nuklearny prychnął głośno. — Przypuszczam, że to lisie robactwo przetrwa więcej niż można, by oczekiwać. — burknął z wyraźnym poirytowaniem w głosie. — Zbawić świat? — powtórzył Roma i pokręcił głową, biorąc porządny łyk whisky. — To jedynie może rozpierdolić wszystko czego tylko dotknie, tworząc sobie masę wrogów. — dorzucił ze słyszalną pogardą i do tego skrzywił się mimowolnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.04.17 6:11  •  Stara stołówka - Bar. - Page 10 Empty Re: Stara stołówka - Bar.
Cedna jak na prawdziwą Cednę przystało nie szczędziła w jakichkolwiek środkach alkoholowych, ani gościach. W końcu napić musiała się z każdym bez wyjątków i wymówek. Tu ze Smokiem kolejeczka, tam z Hydrą stuknięcie, jeszcze potowarzyszyć Żmijowi, dolać Salamndrze, pospieszyć Bazyliszka i te de i te pe. Latała po całym lokalu jak najęta… no przynajmniej do czasu, aż alkohol już autentycznie nie dał się Smolistej we znaki sprawiając, że na chwiejnych nogach, mówiąc o kilka decybeli zdecydowanie za głośno i za wesoło już słaniała się od stolika do stolika pierdoląc o głupotach.
Mężczyźni przy barze mogli szczycić się spokojem do tego konkretnego momentu, w którym to zabrakło Cednie alkoholu w butelce, której zawartość tak ochoczo jeszcze przed chwilą rozlewała po stole i kieliszkach niedaleko. Dostrzegła, że blondwłosy Asterion pałaszował jej dzika, a więc nie mogła przepuścić takiej okazji, aby nie podziękować mężczyźnie za uszczuplanie ich zasobów żywieniowych na ten wieczór.
Aaaaaaaaaaasterion! – zaciągnęła chichrając pod nosem, gdy dotarła nareszcie do baru. – Druhu ty mój! Tfffoje zdrowie! – zakrzyknęła wyciągając butelkę w powietrze, chociaż on siedział dokładnie dwa kroki od niej. To nic. To nie miało znaczenia. Kto powiedział, że mógł ją usłyszeć przez gwar rozmów. Wiwerna musiała mieć pewność, że słyszy jak wiwatuje na jego cześć i poświęcając specjalnie dla niego swoją wątrobę. Przechyliła butelkę do ust kompletnie zapominając, że jest pusta i zaraz skrzywiła się, że została tak haniebnie oszukana przez samą siebie. Nie mogła przecież pić powietrza za zdrowie Geparda. O nie, nie, nie. Tutaj należało wypić coś wysokoprocentowego, aby cały rytuał miał się udać!
Barman! – odwróciła się zamaszyście w stronę baru z wyciągniętą butelką trzymaną za szyjkę. To był bardzo zły pomysł. Cedna kompletnie nie zauważyła, że na nieprzewidywalnym torze lotu szkła stoi niewzruszona głowa nie kogo innego, jak jej najcudowniejszego na świecie partnera biznesowego zwanego potocznie Cyganem, Handlarzem Gruzu i Pierdół Wszelakich.
Szkło w lamencie trzasku rozbiło się o twardą łepetynę w drobny mak, a kaskada kryształowych kawałeczków rozsypała się po blacie baru oraz podłodze. Wszystko na moment stanęło, a przynajmniej pijanej Cednie się tak wydawało zanim nie podniosła ręki do ust zszokowana. Mrugnęła dwa razy.
Rrrroma! – jęknęła z wyrzutem. – Czemu ty tutaj siedziałeś?! – zakrzyknęła bardzo dobre w tym momencie pytanie wypuszczając z ręki pozostałego „tulipanka”. W końcu jaki cel miałby Fafnir w urazie głowy spowodowanym szklaną butelką? Zysku z tego żadnego, a same straty, gdyby tylko jeszcze naczynie było pełne. Cygan zachował się bardzo nierozważnie, ale Cioci Ced zrobiło się go, aż szkoda. Tak szkoda, że aż się zatoczyła na bok prawie przewracając.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 14 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach