Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Pisanie 07.03.16 20:44  •  Korytarz na I piętrze - Page 3 Empty Re: Korytarz na I piętrze
Ylva nie znała Ruuki od dwóch dni. Spędziła z nim praktycznie większość swojego dzieciństwa i zdążyła poznać go co nieco. Momentami zdawało się, że myślą tak samo, jakby jedno przed drugim otwierało swój umysł. Ylv wiedziała i czuła, kiedy przeszkadza. Wiedziała, kiedy lepiej, żeby się ulotnić. Zadarła głowę do góry, kiedy opierała się o dłonie i wpatrywała się przez chwilę w wolno i leniwie płynące chmury. Zastanawiała się co zrobić. Z jednej strony chciała posiedzieć jeszcze trochę z Ruuką, ale z drugiej….
- Jeszcze nie. Ale już ci mówiłam, że jesteśmy sobie przeznaczeni. – mruknęła nieco pod nosem, wspominając moment spotkania z nieznajomym. A na samo kopanie w swojej pamięci, zrobiło jej się ciepło w okolicach serca. - Nie rozumiesz potęgi prawdziwej miłości. Jak dorośniesz, to może też cię to spotka. – machnęła lekceważąco ręką i wyszczerzyła zęby ukryte pod aparatem ortodontycznym w szerokim uśmiechu. Wyprostowała się a następnie uniosła obie ręce ku górze, jakby chciała rozpocząć dzikie modły ku niebu. Przeciągnęła się, wydając przy tym z siebie cichy dźwięk zadowolenia, ułudnie przypominający mruczenie.
- Nie przesadzaj. Aż tyle razy u niej nie leżałam. – dodała zerkając z ukosa na chłopaka i na drobną chwilę marszcząc lekko brwi.
” Dostaniesz, jak przestaniesz się tak przyklejać i pójdziesz z Verity... no wiesz...”
Nie mogła powstrzymać się przed teatralnym wywróceniem oczu. Przyciągnęła do siebie swoją torbę i zaczęła w niej szybko grzebać, najwidoczniej szukając czegoś ważnego.
- Mam ją umyć? Bozia rączki dała. – zamruczała cicho, wreszcie wyciągając z torby paczkę chusteczek higienicznych i chusteczki do demakijażu, które rzuciła w stronę Verity.
- W sumie to powinno wystarczyć. Pewnie masz jakiś swój tusz do rzęs, co? – uniosła jedną brew w geście zapytania, po czym uśmiechnęła się miło.
- Dobra, łap mój. Oddasz mi potem. – dodała po sekundzie zawahania, podając również kosmetyk, żeby Verity mogła się na spokojnie ogarnąć przed wyjściem.
- Dobra, to wszystko. – powiedziała rudowłosa podnosząc się z ziemi i jeszcze raz spojrzała w niebo.
- Spadnie śnieg. – zawyrokowała niczym jakaś starożytna wyrocznia i zarzuciła torbę na swoje ramię. - Niestety, zapomniałam, że muszę odebrać bliźniaki. Bawcie się dobrze. – tak, to było zapewne najlepsze rozwiązanie. Być może jej przyjacielowi wreszcie uda się poderwać jakąś dziewczynę. Byłoby naprawdę miło. Złapała za dłoń Verity i potrząsnęła nią.
- Fajnie było cię poznać. Pewnie jeszcze niejednokrotnie się zobaczymy. Witaj w nowej szkole. I miej oko na Ruuchana. To naprawdę fajny dzieciak. – wyszczerzyła zęby w sympatycznym uśmiechu, po czym odwróciła się na pięcie i podbiegła do okna, które prowadziło do wnętrza szkoły. Dwa uderzenia serca a po Ylvie nie było ani śladu. Trzeba było wiedzieć, kiedy się ulotnić, by dać wolną rękę przyjacielowi. Uśmiechnęła się do samej siebie, kiedy pędziła pustym, szkolnym korytarzem.


| zt | Mam sporo fabuł i odpisy ciągną się jak flaki z olejem, a nie chcę was hamować, także... no. Ulatniam się.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.16 9:56  •  Korytarz na I piętrze - Page 3 Empty Re: Korytarz na I piętrze
─ W sumie... w sumie mogłabym się przejść.
Wzruszył barkami.
Nie no, nie ma sprawy. Nie dziwię się, że wolisz się jeszcze podlizać dyrek- ─ mrugnął ─ och. To świetnie.
Łatwo poszło, co?
Uśmiechnął się pod nosem, mimowolnie uciekając od niej spojrzeniem, zerkając w dół, ku opustoszałemu dziedzińcowi szkoły. Zdecydowanie zbyt łatwo, choć nie miał zamiaru narzekać i nawet wstępne słowa, jakie przygotował na wypadek jej odmowy przestały kłębić się w zakamarkach poddenerwowanego umysłu. Perspektywa spędzenia wolnego czasu poza obrębem tego przerażającego, rygorystycznego, pełnego zasad i strażników więzienia wydawała się o wiele atrakcyjniejsza z chwilą, w której wreszcie rzucono zbawienne „tak”. Rzecz jasna, gdyby zgoda nie padła, jego noga i tak wkrótce przekroczyłaby linię dzielącą wolność od katorgi, a ciemny pas torby opadłby na plecy w chwili przechodzenia przez tylne drzwi. Uczepił się jednak myśli, że łatwiej będzie splądrować cały pokój karaoke w większym gronie...
Nie spodziewał się  tylko tego, że bez względu na odpowiedź zostanie z kimś sam na sam. Zerknął nagle z dołu na rozbawioną Ylvę i prawie warknął, by nie robiła sobie żartów, ale ewentualne rozdrażnienie nie dało rady choćby wykiełkować, co tu więc mówić o wyjściu na zewnątrz by zaprezentować kły. Zamiast tego w lekkim ogłupieniu przyglądał się, jak paczka chusteczek ląduje na Verity, a chwilę później zgrabnym łukiem powietrze przecina podłużny przedmiot. Tusz do rzęs padł w ręce nowo poznanej dziewczyny, kiedy Ruuka zmrużył ślepia, ostrzej przybijając do Ylvy spojrzenie. Podskórnie wiedział, że ta odczuwa wagę jego wzroku i wie, co to oznacza, ale nawet jeśli, nie minęło zbyt dużo czasu, a po rudowłosej pozostała tylko garstka ulotnego optymizmu i wciąż rozbrzmiewające w umyśle chłopaka słowa: „To naprawdę fajny dzieciak.”
Nie jestem dzieciakiem, mruknął marudnie, skądinąd przecząc samemu sobie i przez jedną sekundę przeszło mu nawet przez myśl, że powinien zatrzymać przyjaciółkę i wybić jej z głowy wszystko, co prawdopodobnie się tam narodziło, a co na pewno nie miało odbicia w rzeczywistości. Finalnie nie wykrztusił z siebie słowa. Zerknął wtedy ponownie ku Verity i uniósł barki, uniósł brwi i uniósł dłonie w geście: „co ja ci poradzę? To istna furia. Nie powstrzymasz jej”, a potem wsparł się ręką o udo i podniósł z podłoża, czując ścierpnięte przez niezmienianą pozycję mięśnie. Coś pstryknęło w stawach, gdy się przeciągał, ale w porównaniu do Harakawy, nie wydał z siebie żadnego dźwięku zadowolenia, choć organizm odwdzięczył się za ten gest przyjemnym uczuciem.
Dasz sobie radę? ─ Z jednej strony wiedział, że na głupie pytania nie ma mądrych odpowiedzi, ale i tak miał wrażenie, że spoczywa na nim niemalże obowiązek zadania go. Ylv nie była mu potrzebna, aby jak Matka Teresa zmywać z buźki nieporadnej dziewczyny przyschnięte warstwy czarnego tuszu. Miała z nią po prostu wpaść do łazienki i wypaść jak torpeda, bo samo stanie przed ich drzwiami napawało Ruukę grozą ─ od lat pomieszczenie prezentowało się w jego umyśle jak wrota do Hadesu i nawet nie miał zamiaru sprawdzać, jak bardzo miał rację.
Skoro Ylva jest zajęta, sam będę musiał cię zaprowadzić do tylnego wyjścia. Nawet się nie spodziewasz. ─ Uśmiech, tym razem lekki, uniósł kąciki jego ust, nim nie sięgnął po telefon. Opuszką palca odblokował ekran, nawet nie zerkając na pulpit z pomarszczonym shar peiem, a potem kiwnął kciukiem za siebie. ─ Zaraz wrócę. Muszę gdzieś zadzwonić.
I po co się tłumaczysz?
Czarnowłosy zamarł z rozchylonymi wargami.
Właśnie.
Po co?
Zamknął je i przyłożył aparat do ucha, jeszcze wolną ręką wskazując na leżącą na ziemi torbę, o której przez większość czasu w zasadzie nie pamiętał. Nic dziwnego. Łaził z nią praktycznie codziennie przez znaczną część doby, więc można uznać, że w niego wrosła.
Weź stamtąd bluzę i załóż na siebie... Nie, nie do ciebie Harumi. Jest sprawa. ─ Oderwał się od Verity i odwrócił bokiem, ostatnie słowa kierując już do głośników komórki. Zerknął wtedy na tory, przez które wybuchła wojna.
„Powiem, że dostałam histerii.”
Zmrużył ciemne oczy.
... mhm. Odbierzesz ją przed czwartą. ─ Mówił do urządzenia, ale myśli zahaczyły się o nową informację i nie chciały jej wypuścić ze szponów. Z jednej strony to, czego był świadkiem, mogło być napadem histerii. Kuliła się, płakała, nie mogła nabrać tchu i się uspokoić, a to wszystko za sprawą kilku szczeniackich prób nawiązania do psychologii. Niby spodziewał się, że psycholog z niego marny i nawet jeśli odpowiedziałaby mu jak na kazaniu, nie byłby w stanie wysnuć na tyle dobrych wniosków, by ją rozgryźć tu i teraz. Rewersem strony był powód. Jakiś musiała mieć, ale jakkolwiek nie byłoby to dla niego fascynujące ─ jak zawsze ─ nie miał zamiaru pytać, zżarty zapewnieniem, że jeśli będzie chciała, sama chwyci go za rękaw, ściągnie na siebie uwagę i zacznie się tłumaczyć.
Nie jestem jej księdzem, ojcem, ani tym bardziej...
... sysz mnie?
Ocknął się, marszcząc brwi i wbijając wzrok w szkolne, sportowe obuwie. Harumi miała cichy i spokojny głos, tak spokojny, jak wygładzona do cna tafla morza. Czasami wydawała mu się aż nienaturalna, ale tym razem to jej ton przywrócił go rzeczywistości.
Tak, słyszę. Potem cię zabiorę. Jasne, obiecuje. Tak, na RE. I na kolekcję... ─ Pauza. ─ Mhm, dokładnie. Dobra, ja muszę lecieć. O ósmej będę z powrotem. ─ Pauza. ─ Nie, zjem na mieście. ─ Pauza. ─ To dasz Ryujiemu.
Rozłączył się, nim powtórzyła jak mantrę tekst o obiedzie.
Nie to, że nie lubił jej kuchni.
Ale wolał wrzucać węgiel do pieca, nie żołądka.
Wsunął potem telefon do tylnej kieszeni spodni szkolnego mundurka i schylił się po sportową torbę. Zarzucił jej pas na ramię i ruszył ku wąskiemu oknu, przez które przerzucił wpierw nieodłączny bagaż, a zaraz potem królewskim gestem zaprosił Verity na dół. Brakowało tylko głębszego ukłonu i „Wasza wysokość, królestwo czeka”, a dopełniłby sobą obrazek.
Nie odezwał się już słowem, nawet po tym, jak sam przeszedł przez parapet i odczuł bezgłośne wibracje w kieszeni.

---------------------------------

Zza rogu wychylił się czarny łeb. Chłopak za długie kosmyki odgarnął z twarzy i... gwałtownie schował się z powrotem, przylegając policzkiem do lodowatej ściany. Nabrał wtedy powietrza do płuc.
Chciałby powiedzieć, że po tylu latach był już przyzwyczajony, ale to wierutne bluźnierstwo. Znał co prawda każdy zakamarek szkoły, każdy centymetr piwnicy, skrawek dachu, wiedział, gdzie podłoga skrzypi, a gdzie można po niej skakać i rzucać kamieniami, a i tak się nie zarwie. Ale nigdy nie mógł spamiętać tego, ilu było nauczycieli i jak często łazili po budynku. Za rzadko tu bywał, żeby zapamiętać tyle powykrzywianych gęb, czekających tylko na to, aby go dorwać, złapać za kołnierz i z powrotem zatargać do sali lekcyjnej.
Po moim trupie, syknął w myślach, odwracając głowę do Verity. Podniósł wtedy wyprostowaną, sztywną w palcach dłoń i zgiął nagle nadgarstek. Znak przekazany. Ruszamy. Obaj komandosi przemknęli skąpanym w popołudniowym słońcu holu. Złote plamy na podłodze były niemalże jak punkt, w którym mieści się baza wroga. Nadepniesz ─ spłoniesz. Dlatego chłopak, mimo posiadania na karku większego bagażu doświadczeń, przechodził tędy ostrożnie. Ale szybko. W niedługim czasie dotarli do następnej spirali schodów.
Plan był prosty jak obsługa cepa. Verity kontaktuje się ze swoim wychowawcą, on czeka wiernie jak pies gdzieś niedaleko, żeby jej nie podsłuchiwać ─ i żeby nie sycić swojego wewnętrznego zaciekawienia ─ potem dziewczyna leci po swoje toboły; kurtkę, szkolną torbę i wreszcie oboje schodzą na najniższy punkt dostępny każdemu szarakowi. Będąc na parterze ─ szybkie czmychnięcie do szatni, otworzenie szafek, zostawienie zmiennego obuwia, zaopatrzenie się w swoje ─ Ruuka aż się skrzywił, jak zobaczył to błoto ─ buty i w podskokach do wyjścia.
Brzmi jak marzenie. Z drugiej strony Kyouryu cały czas słyszał w tle muzyczkę z „Różowej Pantery”, kiedy skradał się pod oknami albo wyglądał nagle zza następnego zakrętu, sondując teren jak prawdziwy radar. Kiwał ręką tuż przy swoim uchu, dając chyba tylko sobie znane znaki tajnych służb specjalnych i wyglądało na to, że znormalniał dopiero po tym, jak zaszurał podeszwą po chodnik.
A teraz ─ rzucił z błyskiem w oku. ─ Wyjdziemy naszym tylnym przejściem.

- - - - -
|| zt, prawdopodobnie x2 → klub karaoke
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach