Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 19.01.16 23:41  •  Korytarz na I piętrze Empty Korytarz na I piętrze
KORYTARZ NA I PIĘTRZE
Korytarz na I piętrze DGk77Ya

Jeden z korytarzy znajdujących się na pierwszym piętrze budynku szkoły. Można z niego przejść do kilku sal lekcyjnych, zaś przy jednym końcu łączy się on z głównym holem. W tym miejscu część uczniów spędza przerwy, spacerując i rozmawiając ze sobą lub po prostu przemieszczając się z klasy do klasy.


Ostatnio zmieniony przez Verity dnia 03.12.18 15:05, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.01.16 0:11  •  Korytarz na I piętrze Empty Re: Korytarz na I piętrze
Lubiła lekcje w Shiroi. Wbrew pozorom nowi uczniowie wcale nie mieli tak ciężko, jak się to wydawało niektórym strachajłom. Wprawdzie Verity pochodziła z innego kraju i tutejszego języka uczyła się w trybie ekspresowym, to jednak przyzwyczajenie się do nowej szkoły wcale nie było dla niej wielkim problemem. A może po prostu jeszcze do niej nie dotarło, że nie znajduje się dłużej w M-1? Decyzję o przeprowadzce podjęła tak szybko, że mogła ni być jeszcze do końca świadoma ostatnich wydarzeń, choć przecież od jej przybycia do Japonii minęło już kilka miesięcy. Mieszkała teraz gdzie indziej, trasa do szkoły wyglądała inaczej, otaczali ją zupełnie inni ludzie - a mimo tego tutaj czuła się o wiele bardziej na miejscu niż jeszcze przed półroczem. To pewnie kwestia przykrej sytuacji domowej, ale tego sama wolała nie roztrząsać.
Skończyła się właśnie jedna z lekcji. Ta z tych, które spędza się na rysowaniu na marginesach zeszytu, patrzeniu przez okno i rozmyślaniu o niebieskich migdałach. Przynajmniej tak spędzała ją Amerykanka, która to samo zagadnienie miała na zajęciach jeszcze w swojej szkole. Różnice programowe potrafiły czasem dopiec, gdy na jednych przedmiotach się nudziła, a na innych nie nadążała. To jednak na szczęście dało się nadrobić przy pomocy naprawdę kochanych kolegów i koleżanek z klasy, którzy nieraz nie szczędzili wysiłków, by zielonowłosej wytłumaczyć co trzeba. Od takich znajomych otrzymywała tony notatek, wskazówek, a przede wszystkim wsparcia. Niesamowite, jak niektórzy potrafią przygarnąć osobę z zewnątrz do siebie. Dzięki temu Verity mogła liczyć na naprawdę dobry start w dobrym miejscu. Jedyne co dzieliło ją od rówieśników to fakt, że nie chciała mówić o sobie. Na to zazwyczaj reagowali zdziwieniem, ale po kilku tłumaczeniach z rodzaju naprawdę nie chcę opowiadać po prostu musieli odpuścić.
Wyszła z klasy raźnym krokiem, po drodze wręczając koleżance wypożyczony od niej dzień wcześniej zeszyt. Spędziła całe popołudnie i wieczór na przepisywaniu, ale teraz mogła uczciwie powiedzieć, że nadrobiła przedmiot. A teraz zasługiwała na przerwę obiadową i nic nie mogło odwieść jej od zjedzenia porządnego lunchu. Opuszczała klasę jako jedna z ostatnich, więc nim wyszła na korytarz, zdążył się już trochę zaludnić. Koleżanki zniknęły jej w tłumie i coś nie mogła ich wypatrzyć - w końcu nie każdy ma taki cudownie charakterystyczny wygląd, zielone włosy i nieazjatyckie rysy twarzy. Wyróżniała się, tego nie dało się jej odmówić.
Nie miała ochoty przedzierać się przez tłumek uczniów zmierzających każdy w swoją stronę. Przepychanie się nie należało do jej ulubionych zajęć, a przecież nigdzie jej się nie spieszyło. Przystanęła przy ścianie nieopodal drzwi do klasy, opierając się bokiem o twardą powierzchnię. Wolną dłonią poprawiła ułożenie spódniczki od mundurka i zaczęła się rozglądać po korytarzu w oczekiwaniu, aż trochę opustoszeje.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.01.16 1:05  •  Korytarz na I piętrze Empty Re: Korytarz na I piętrze
Szkolny korytarz. Pszczele rozmowy. Dyszące w kark fatum.
- Plotkujesz jak baba. - W głosie Rūki zabrzmiało powątpiewanie. Był w stanie uwierzyć w wysyp bzdur, jakie dyktował mu Mashiro i do teraz jest na niego wściekły po spędzeniu całej nocy w mrozie z powodu wymyślonych naprędce durnot, ale im dalej Mashiro brnął w opowieści, tym bardziej wyglądał na pewnego swoich racji. Roztrajkotany Japończyk szturchnął kumpla w żebra, aż Ryū lekko się zgiął.
- Mówię ci! - syknął Mashiro, opadając ramieniem na kark swojego towarzysza. Rūka ledwo zdążył się wyprostować, a już przyciśnięto go do klatki piersiowej, co sam koniecznie musiał skomentować marudnym mruknięciem. - Jak trawa! Jak.wiosenna.trawa!
Palce niższego chłopaka oparły się o biodro kumpla. Chciał go od siebie odsunąć. Z marnym skutkiem.
- Dobra, Jezu. Puść.
Mimo warkotu Mashiro przycisnął go do siebie jeszcze mocniej, odbierając możliwość zaczerpnięcia tchu.
- Wszyscy o niej gadają, no powaga!
- Dobra, Shi... tylko zabieraj te łaps-
- ...elone włosy, kompletny kościotrup. Wiesz jakie tu legendy o niej krążą?
- Chwilowo to ja nic nie wi...
- … ażnie! Kumplowi nie wierzysz? - Mashiro puścił go gwałtownie, a potem machnął dłonią, kreśląc półłuk w powietrzu. Rozcapierzył palce, wyszczerzając się w szerokim uśmiechu. Wyglądało, jakby nagle miał za dużo zębów, ale po tylu latach ramię przy ramieniu każdy zdążyłby przywyknąć do destrukcyjnych reakcji chłopaka. Chłopaka, który nagle zamarł, rażony niewidzialnym piorunem. Dopiero w momencie, gdy mina mu zrzedła, Rūka - rozmasowując sobie bark - uniósł pytająco brew. Mashiro przyglądał się swojej uniesionej dłoni z taką pasją, jakby dostał nagłej wizji, ale w tym momencie czarnowłosy zerknął w kierunku, w którym Shiro...
- O nie... - zaczął przez zaciśnięte zęby. - Nie, Mashiro. Słuchaj, cokolwiek właśnie... - Spojrzał na niego i aż jęknął. - To bardzo głupi pomysł. Beznadziejny. Jesteś debilem, ej. Powinni cię wsadzić do pierdla. Ty nawet nie umiesz dzielić przez cztery...
- Dobra, dobra.
Mashiro wyprostował ramiona i spojrzał na Kyōryū'ego z dziką wyższością. Przez chwilę wpatrywali się w siebie z dziwnym uporem betonowego słupa, aż wreszcie  Rūka skrzywił się i odpuścił. Ciemne spojrzenie odsunęło się od zadowolonej twarzy i przekierowało idealnie w punkt, w którym stała nowa uczennica. Zmrużył oczy. Widział ją pierwszy raz - najwidoczniej musieli się dotychczas nieświadomie unikać - choć przez tak istotny znak rozpoznawczy czuł się z tym jak idiota. Jakim cudem jej nie zauważył? Czemu nikt nie opowiadał o niej wcześniej? Dopiero co skończył wychowanie fizyczne. Cała grupa, z którą dzień w bity dzień trenował kosza, nie była w stanie pisnąć słówkiem o nowej?  Nie oszukujmy się. Od jakiegoś czasu musiała być na trzęsących się z podniecenia ustach połowy akademii. A co z biblioteką, w której ostatnio przesiadywał z racji „obowiązków”? Tam ten wszyscy cichli na ten temat „zbiegiem okoliczności”, gdy się zbliżał?
Kretynizm, wymsknęło mu się, gdy przechodził holem. Mashiro paplał, nadal z tym swoim tępym wyrazem twarzy. Rūka ledwo go słuchał, pogrążony raczej we własnych rozmyśleniach.  Właśnie wciągał powietrze do wymęczonych wysiłkiem płuc, zakładając w głowie, że pewnie większość traktuje ją raczej lekko - pewnie ulgowo, w końcu jest nowa - gdy poczuł, jak coś uderza go w ramię, równowaga pryska, cały ekran przekręca się gwałtownie i wpada twarzą w powierzchnię, która zamiast go przytrzymać, zapada się pod nim. Wylądował na ziemi z głuchym huknięciem, warknął i podniósł się na jednej ręce, odsuwając zaciśnięte z wściekłości usta od szyi...
Powieki drgnęły.
To był ten moment, gdy w pierwszej sekundzie masz ochotę roztrzaskać głowę chichoczącemu kumplowi, który nawet teraz gestykulował narwanie, zadrapując powietrze i wypowiadając nieme „raur”. W drugiej orientujesz się, że miażdżysz kogoś, kto pod twoim ciężarem w sumie zatonął.
Rū.
Hm?
Miażdżysz.
Mhm.
Zamrugał.
- O. Cholera. - Przeniósł ciężar ciała na kolana i wyprostował nieco sylwetkę. W tle coś zaszumiało i zorientował się, że kilkanaście par oczu zwróciło się w stronę przedstawienia w tym kiepskim teatrze. Szybko przegryzł wargę od jej wewnętrznej strony i uniósł obie dłonie ku górze w obronnym geście. - Nic ci nie jest?
Ktoś zachichotał. Ktoś inny warknął coś o niedorzeczności. Patrzcie, że im nie wstyd... To musiał być wypadek, widziałam, jak ramię tamtego chłopaka uderza nagle... Jasne, że zrobił to specjalnie. Pewnie próbuje wyrwać cizię z innego miasta, bo tutejsze są dla niego za mało atrakcyjne... Tak słyszałam, że nowa ma już własny fanclub, no i... Nie, kumpel mi mówił, że nie mam szans, to nie startowałem. Co się głupio uśmiechasz? I tak jest przerażająca. Ponoć...
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.16 14:21  •  Korytarz na I piętrze Empty Re: Korytarz na I piętrze
Stała tak i stała, a na korytarzu wcale nie ubywało uczniów. Trochę słabo, bo też chciałaby w końcu wydostać się spod sali i coś zjeść. Tego dnia znów opuściła śniadanie, już nawet nie z pośpiechu. Po prostu nie była głodna z rana, a później po pierwszej czy drugiej lekcji nieznośne ssanie w żołądku utrudniało jej myślenie. Spoglądała na mijających ją uczniów i doskonale wiedziała o tym, że oni również odwzajemniają te zerknięcia w sposób mniej lub bardziej dyskretny. Odkąd pojawiła się w M-3 ilość plotek na temat tajemniczej dziewczyny z innego kraju tylko rosła. W końcu przybyszami zza granicy zazwyczaj byli studenci, wojskowi, dzieciaki raczej rzadko. Jeżeli już, to przyjeżdżali razem z rodzicami, nigdy samodzielnie. Verity rozumiała fenomen swojego pojawienia się w mieście, bo sama zareagowałaby podobnie, gdyby ktoś taki pojawił się w murach M-1. Zwracała na siebie uwagę i nie dziwiło jej to, chociaż z pewnością za tym nie przepadała. Wolałaby nie być ciągłym obiektem zainteresowania i plotek, nawet jeżeli sama trochę się o to prosiła - ten nieśmiertelny kolor włosów, którego nie zamierzała się prędko pozbywać. Na modłę przeprowadzki zmieniła wygląd, przedstawiała się innym imieniem; w M-3 miała stać się nowym człowiekiem, zostawić za sobą złe wspomnienia i zabrać w bagażu doświadczeń te dobre.

- A więc, Daisy-
- Błagam pana. Verity.
- Błagam cię, żaden pan. Eddie jestem.
- Jasne. Możemy do rzeczy?
- Po prostu mi opowiedz. Postaraj się wyrzucić z siebie wszystko, jak trudne by to nie było.

Nagły brak równowagi, uderzenie pleców i potylicy o twardą powierzchnię. Twardą? Coś jej się tu nie zgadzało, ale wrażenie pozostało nieprzyjemne. Widząc nad sobą cudzą twarz odruchowo zacisnęła powieki i gwałtownie wciągnęła powietrze, jak gdyby zaraz miała wskoczyć do basenu i bić rekord czasowy pozostawania pod wodą. Przez chwilę nie oddychała wcale, skrzywiona na twarzy i wbita w podłogę, jak gdyby sama chciała w nią wsiąknąć.

- W razie czego spróbuj pomyśleć o czymś zupełnie innym.
- Łatwo ci mówić, Ed. Przecież im bardziej próbuje się nie myśleć, tym bardziej się myśli.
- Więc wymyśl sobie coś absurdalnego, coś co będzie tak dziwne, że od razu przyjdzie ci do głowy i nie będzie chciało z niej wyjść.
- Hm, to... różowe słoniki?

Różowe słoniki.
Specjalnie tamtego dnia kupiła sobie różowy breloczek do kluczy w kształcie słonia i nosiła go zawsze ze sobą, by utrwalić sobie jego obraz w pamięci. Teraz przywołała go błyskawicznie. Wypuściła zgromadzone w płucach powietrze i rozluźniła mięśnie twarzy, wymazując grymas, a zaraz po tym otworzyła oczy. Zmrużyła je zaraz, gdyż sufitowa lampa świeciła jej teraz prosto w twarz. Stąd też kiedy tylko nieznajomy chłopak trochę się odsunął, podniosła się i wsparła na łokciach, by umieścić głowę w bardziej naturalnej pozycji. Przetarła prawą dłonią obolałą potylicę, ale nie wyczuła, żeby stało jej się coś poważniejszego.
- Chyba nie. Tylko się potłukłam - zakomunikowała, obrzucając intruza beznamiętnym spojrzeniem. Nie miała pojęcia, czy był to wypadek czy też zaplanowana sytuacja. Nie miała przecież jak do tego dociec. Za to zainteresowała się samą osobą sprawcy, który dla niej był kompletnie nieznajomy. Niektórych uczniów kojarzyła z klasy, z zajęć dodatkowych, z niektórymi coś porozmawiała, bo znajomi znajomych. Tego zaś nie kojarzyła kompletnie, a więc musiała się z nim jeszcze na poważnie nie zetknąć. Zresztą, jak założyła od razu, ten zaraz się z niej zwlecze, dołączy do swoich kolegów i tyle go zobaczy. Wokół już zaczynały się niepokojące szepty uczniów, którzy akurat byli na tyle blisko sali, by stać się świadkami niecodziennej sceny upadku. A kto chciałby z własnej woli zostać bohaterem najświeższych towarzyskich ploteczek? Instynkt samozachowawczy podpowiadał, żeby jak najszybciej zwlec się z podłogi i rozejść każde w swoją stronę, nim zbierze się jeszcze większy tłum zainteresowanych gapiów.[/i]
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.01.16 6:27  •  Korytarz na I piętrze Empty Re: Korytarz na I piętrze
Jego mocno wewnętrzny i wciąż nieujawniony strach nieco zelżał, gdy usłyszał jej głos. Nie pałała do niego szczególną sympatią, ale tego od niej nie wymagał - a już na pewno nie po tym, jak ich pierwsze spotkanie odbyło się z poziomu podłogi, w dodatku tylko dlatego, że na karku Ruuki świszczał oddech kumpla bawiącego się w swatkę. Nie wiedział jak zareagować, gdy dziewczyna wreszcie wsparła się na łokciach i spojrzała na niego spod grzywki, przez co w pierwszej sekundzie podrasowała minę na bardziej oburzoną.
Szlag by to wszystko.
Wpatrywał się tylko w milczeniu w piwne tęczówki, aż w końcu wziął się w garść, nabrał powietrza do płuc i wsparłszy się dłonią o udo podniósł z ziemi. Jeszcze nim dobrze stanął na nogach podał jej wolną rękę, nawet nie oczekując, że przełamie barierę i skorzysta z pomocy. W zasadzie zrobił to automatycznie, ale intencje pozostały nieskalane musem. Poniekąd chciał to zrobić, poniekąd chciał po prostu odejść, poniekąd jego męska duma nie pozwalała mu zwiać z podkulonym ogonem, jakkolwiek mocno by teraz tego nie chciał. Co więcej - ciało działało według własnego planu.
Wyglądało na to, że nawet jeżeli postanowiłaby uciec, zanosząc się głośnymi obelgami w każdym znanym sobie języku, Ruuka działał instynktownie. Jak dwa razy dwa jest cztery, że jego kontakty z dziewczynami ograniczone zostały do minimum, a ostatnią przedstawicielką płci pięknej, z którą miał możliwość pogadania, była siedmioletnia siostra wciąż działająca na bardzo łatwych mechanizmach, bo bezceremonialnie zacisnął palce na dłoni Verity i pociągnął ją w swoją stronę. Nie pytał o zdanie, nie kajał się, nie wypsnęło mu się nawet oczekiwane „przepraszam” - działał instynktownie, poniekąd wybierając opcję, która podobała mu się najbardziej. Jeszcze nim zdążyłaby zareagować Kyouryuu ruszył wzdłuż korytarza, siłą godną sportowca ciągnąc za sobą zielonowłosą.
Tłum ludzi przyglądał się im, aż nie zniknęli za najbliższym zakrętem. Ostatnią osobą, która odwróciła wzrok był Mashiro.

---------------------------------

- Słowo daję, że ich spojrzenia prawie przeżarły nas jak kwas - syknął w połowie rozzłoszczony, w połowie rozbawiony. Zimny napój z automatu w tym samym momencie dotknął policzka niższej dziewczyny, a druga ręka zabrała się już za otwieranie własnej puszki. Paznokieć wsunął się za zawleczkę, palec szarpnął i rozległ się charakterystyczny dźwięk wypuszczanych na zewnątrz bąbelków powietrza. - Nie złość się. Napój pewnie nie wystarczy, ale postawię ci drugie śniadanie. - Usta rozchyliły się ukazując białe zęby w wesołym uśmiechu. - Albo cokolwiek.
O c z y w i ś c i e, że zdawał sobie sprawę z wielu możliwości. Jak wariantu, w którym dziewczyna - jakkolwiek miała na imię - spóźniała się na wspólny posiłek z jakimiś rozchichotanymi, nabuzowanymi nowymi plotkami dziewczynami z własnej klasy. Może nawet faktycznie tak było. Może miała mu za złe. Może w rzeczywistości za moment otworzy usta, zruga go z góry na dół (w końcu ciągnął ją przez pół budynku z kaprysu), a potem spróbuje odejść, nieświadoma, że był w stanie opleść się ramionami dookoła niej jak boa byle ją zatrzymać przy sobie, bo o ile w chwili upadku był bardziej wściekły, zażenowany i zdezorientowany, tak gdy zniknęli tępi gapie, wszystko powróciło do normy. Przecież Ziemia nadal będzie się kręcić, politycy wciąż kłamać, a Ruuka nieprzerwanie postawi na swoim. W końcu on też znał kilka niezłych smaczków szkoły Shiroi. Na upartego Verity zawsze mogła się wytłumaczyć porwaniem przez jakiegoś kretyna z drugiej klasy. W podobne argumenty uwierzyłby tutaj każdy, skoro była tak wielkim fenomenem, że...
- W sumie chciałem cię poznać. - W ciemnych, prawie czarnych oczach pojawił się zadziorny błysk, gdy barki uniosły się i opadły w wiadomym geście. - Może nie tak, jak teraz, ale chociaż mnie zapamiętasz. Nazywam się Kyouryuu Ruuka. Możesz mi mówić po imieniu, bo większość i tak kaleczy się przy wypowiadaniu nazwiska. W dodatku słyszałem, że przyjechałaś niedawno z innego miasta. Czujesz się osaczona?
Każdy by się chyba czuł, gdyby kompletnie nieznajomy chłopak stał tak blisko, że jeszcze jeden krok, a by się na nią cały władował. Stali na jednym z mniej zatłoczonych korytarzy na ostatnim piętrze, gdzieś obok ściśniętych przy rogu automatów z ciepłymi i zimnymi napojami, przekąskami i kanapkami zawiniętymi w folie kuchenne. Gdyby nie fakt, że Ruuka wyglądał, jakby znalazł drogocenny minerał na samym środku błota, cała sytuacja mogłaby się prezentować raczej normalnie i naturalnie.
No, ale jednak gapił się, jakby próbował ją rozczłonkować na czynniki pierwsze.
- W dodatku stałaś sama przed salą. Gdzie twój wianuszek zainteresowanych wielbicieli? Ludzie raczej lgną do sensacji, nie?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.01.16 11:07  •  Korytarz na I piętrze Empty Re: Korytarz na I piętrze
Raz po raz przenosiła wzrok z twarzy wiszącego przed nią chłopaka na podłogę i z powrotem. Dłuższe leżenie na twardym podłożu nie było niczym przyjemnym, szczególnie gdy było się otoczonym przez tłumek rozchichotanych gapiów. Część już zdążyła się oddalić, by wrócić do swoich zajęć i przy okazji podzielić się newsem ze swoimi znajomymi, inni zaś dopiero teraz przybywali w pobliże sali, by zostać naocznymi świadkami tej iście kabaretowej sceny.
W zasadzie sama też nie musiała specjalnie o tym myśleć - zbadawszy obolały tył głowy, prawą rękę przesunęła do przodu i przy pomocy chłopaka podniosła się z powrotem na nogi. Usilnie unikała rozglądania się na boki, gdzie uczniowie z zapartym tchem czekali na dalszy rozwój wydarzeń. Ledwie zdołała złapać równowagę, zamierzała się wycofać i jak najszybciej oddalić od miejsca zdarzenia, jednak nie spodziewała się, że zostanie teraz na swój sposób uprowadzona. Pociągnięta za uwięzioną kończynę, próbowała zaprotestować. Próżny byłby jednak jej wysiłek, skoro była tylko niewysoką chudzinką. Ze starszym kolegą nie miała się co mierzyć w sile mięśni, więc pozostawała forma werbalna.
- Ej, co ty- - zaczęła, ale w tym momencie nieopacznie zaryła twarzą o ramię któregoś z gapiów. Syknęła i zakryła lewą ręką obolały policzek, od tej pory zachowując milczenie. Jak widać nie było jej dane uniknąć porwania, więc równie dobrze może skorzystać z okazji i jak najszybciej oddalić się od nadmiernie zainteresowanego tłumu.

- No nie mów - zaburczała, biorąc w dłoń chłodną puszkę i po chwili odsuwając ją od swojej twarzy. - Nie zdziwię się, jeżeli mamy już całą sesję zdjęciową z podłogi. - Była prawie pewna, że w którymś momencie dostrzegła kątem oka błysk flesza. Zresztą czy współczesna młodzież byłaby godna swego miana, gdyby nie udało jej się uwiecznić każdego aspektu ze swojego życia, włącznie z tym wypadkiem? Jeżeli sprawozdania z owego incydentu zostaną podparte materiałem dowodowym, o wiele dłużej utrzymają się w eterze, wypełniając rozmowy spragnionych sensacji uczniów. Dodatkowo napędzał ich fakt, że jedną z uczestniczek osobliwego wypadku była tak uwielbiana w plotkach nowa. Jak gdyby już nie mieli o niej wystarczająco do gadania.
- Nie jestem zła. - Spuściła wzrok na walcowaty przedmiot w swoich dłoniach, w który teraz zaczęła nerwowo stukać palcami jednej dłoni. Przecież nie mogła winić starszego za to, że przypadkiem na nią wpadł. Osobiście wierzyła w tę wersję wydarzeń; chyba nikt nie byłby tak głupi, żeby celowo doprowadzić do zderzenia i o mało nie zmiażdżyć jej wszystkich kości. Słaby sposób na podryw, chyba że kogoś kręci ostry dyżur w ramach pierwszej randki.
Wiedziała, że gdzieś tam na stołówce na nią czekają, ale zapewne nie będą się martwić. Już kilka razy zdarzyło jej się zniknąć w trakcie przerwy obiadowej, gdy chciała trochę odpocząć od tłumów. Nie mogła się pojawić nigdzie w tej szkole, by nie spowodować choćby minimalnej sensacji, a to na dłuższą metę bywało męczące.
Spojrzała na chłopaka z niemałym zdziwieniem. Chciał ją poznać? Przecież już znali ją tu wszyscy, jeżeli nie osobiście, to z widzenia lub tony informacji - mniej lub bardziej prawdziwych - jakie od dłuższego czasu krążyły pomiędzy wszystkimi klasami. Musiał sobie żartować, że jeszcze o tym wszystkim nie słyszał. A może jednak nie? Trudno byłoby w to uwierzyć, ale w sumie różne rzeczy się zdarzają. Może akurat chorował i dopiero wrócił. Może miał problem z przyswajaniem tego, co się do niego mówi. Cholera takiego wie.
- Osaczona, w sumie to dobre słowo. Jestem tu najkrócej ze wszystkich, ale już mnie znają. Nie muszę nawet się przedstawiać, pewnie nawet ty wiesz jak mam na imię. Wszyscy wiedzą, a dodatkowo co chwila pytają: skąd jestem, czemu przyjechałam, w której części miasta mieszkam, dlaczego przefarbowałam się na zielono, jak wygląda życie w M-1, czy długo musiałam uczyć się języka... no i milion innych pytań, tak że nie nadążam z odpowiadaniem. A jak czegoś nie chcę powiedzieć, to od razu wymyślą na to zwariowaną teorię. Ostatnio słyszałam nawet, że w swoim kraju byłam najpopularniejszą idolką nastolatek czy coś w tym stylu. Nie chce mi się nawet o tym myśleć, większość tego, co mówią, to totalne bzdury. - Nie wyglądała na zadowoloną z tego faktu, ale też nie wydawała się szczególnie przejęta. Opinia publiczna nie obchodziła jej za bardzo, dopóki ograniczała się do mało szkodliwych sensacji wśród uczniowskiego grona. Skoro sprawia im to przyjemność, to niech sobie gadają. Przecież im nie zabroni, ani tym bardziej nie powstrzyma. A kto wie, może za kilka miesięcy sami się znudzą i znajdą nowy obiekt powszechnego zainteresowania? Z tego z pewnością byłaby bardzo zadowolona.
- Zostałam z tyłu, żeby nie przeciskać się przez tłum. Za łatwo na kogoś wpaść.
W końcu przestała się bawić otrzymanym napojem i energicznie pociągnęła za zawleczkę. Kiedy nie mówiła, uciekała wzrokiem na boki lub w kierunku własnych dłoni. Trochę jakby już wyczuwała, że nie ma szans uciec. Z drugiej strony chyba wcale nie chciała wracać tam, gdzie w tej chwili przerzucano się domysłami i teoriami, z których jedna była gorsza od drugiej. Pojawienie się wśród reszty swoich znajomych byłoby porównywalne do samobójstwa, nie starczyłoby jej oddechu na udzielanie szczerych bądź wymijających odpowiedzi. O wiele lepiej było przeczekać plotkarskie apogeum z daleka, nawet jeżeli oznaczało to towarzystwo winowajcy zamieszania.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.16 5:27  •  Korytarz na I piętrze Empty Re: Korytarz na I piętrze
Oparł się lędźwiami o wbijający w ciało kant parapetu i zachichotał cicho na jej uwagę. Bez dwóch zdań. Jeśli za moment kilka znajomych nie dośle mu serii pytań, jeśli chodzi o ten „stary, niezły incydent z tobą i tą nową! >D”, to Ruuka oficjalnie przeinstaluje się na cheerleaderkę własnego zespołu koszykarskiego. Plotka była jak dżuma - rozprzestrzeniała się szybko, skutecznie i dla niektórych z miażdżącą brutalnością, ale w porównaniu do choroby, była śmiertelna co najwyżej dla dumy. Jak się szybko okazało - dla Ruuki nie stanowiła żadnego zagrożenia.
- I co? - Rozbawiony spojrzał na trzymaną przez siebie puszkę. Zdążył już rozłożyć się na parapecie na tyle, że brakowało mu tylko czegoś, na czym mógłby ulokować nogi, a zaprezentowałby się jak król królów, pan panów, generalnie jestem maczo, niech paczo, niech płaczo. Łokcie zahaczył o brzeg dolnej „ramy” okna, odchylił się na tyle mocno, by ciężar ciała ulokować raczej na opartych o lodowaty parapet rąk, niż długich nóg i wyprostował jeden z palców, jakby na coś wskazywał. W rzeczywistości odruch bezwarunkowy nakazywał mu zataczać nim niewielkie koła w powietrzu, gdy z energią powrócił do rozmowy z dziewczyną. - Przeszkadza ci to? I tak nie musisz się tłumaczyć. Przyjaciele zrozumieją, wrogowie będą wiedzieć swoje.
Nie był w stanie wyobrazić sobie, jak to jest być intensywnie czerwonym wykrzyknikiem na czarnym tle pustej kartki - a ona tak się właśnie prezentowała. Nie tylko była nowa w szkole, nie tylko pochodziła z innego miasta (nie będąc przy tym jakimś naukowcem, idealnym hakerem albo bóstwa raczą wiedzieć kim jeszcze ze S.SPEC, czyli wszystkim tym, co i tak jest nieosiągalne dla przeciętnego Kowalskiego-kun, który posiada mniej niż 20 lat na karku i jeszcze musi codziennie instalować się do szkoły), ale samym wyglądem ściągała na siebie uwagę. Głupio było się więc przyznać, że...
- Nie, w sumie to nie - wyrzucił z siebie, przyglądając się jej zielonym pasmom włosów. - Dziś się o tobie dowiedziałem. Nawet nie wiem, czy kumpel w ogóle wie jak się nazywasz. Zresztą, dam sobie wyciąć wątrobę, że połowa szkoły nie wie, nawet jeśli wszędzie o tobie gadają. Dla nich jesteś „tą nową”, „tą z innego miasta”, „tym zielonym ogóreczkiem”, a nie imieniem i nazwiskiem przyklejonym do konkretnej twarzy.
Gardło przyjęło łyk zimnego napoju z wdzięcznością, gdy wreszcie przystawił metal do ust i przechylił puszkę.
- Za to - pociągnął temat, dosłownie pół sekundy po tym, jak bezgłośnie przełknął - słyszałem plotki o byciu idolką. I całą masę równie pikantnych szczegółów z twojego życia. Wszystkie pewnie obaliłabyś na starcie.
A jednak coś cię do niej za bardzo ciągnęło.
Nie przesadzajmy. Znam ją od dwóch minut.
Wystarczyło, żebyś nie mógł przestać się gapić.
Ruuka zamrugał. A potem znowu. I wreszcie odwrócił spojrzenie, marszcząc ciemne brwi i wykrzywiając nieco usta w grymas, który i tak utrzymał się na nich tak krótko, że niejeden uznałby to za zwykłe przywidzenie. Racja. Może bywał momentami nachalny, ale - wbrew opinii publicznej - nie robił tego z pełną premedytacją. Choćby teraz przechylił nieco głowę na bok, by odsunąć się od swojej nieszczęśliwej ofiary i przyjrzeć jakiemuś mało znaczącemu plakatowi kółka teatralnego. Na tle mężczyzny z chustą na oczach prezentował się napis: przed przeznaczeniem nie uciekniesz, aż Ruuka faktycznie uniósł lekko kącik ust ku górze - tym razem pozwalając światu na zarejestrowanie tego zabójczego gestu. Brakowało tylko, by w oczach pojawił mu się charakterystyczny błysk, ale...
- Chodź ze mną. Pokażę ci miejsce, gdzie na nikogo nie wpadniesz.

---------------------------------

Kto jak kto, ale Ruuka był gotów wziąć ją choćby siłą w tym momencie, byleby spełniła jego rozkaz - bo prośbą ciężko to mimo wszystko nazwać. Zgnieciona jednym ruchem puszka odbiła się jeszcze od metalowego brzegu kosza, a potem właściwie zbiegiem okoliczności wpadła w głąb śmietnika. Nim zniknęła w ustawionym na holu worze, Kyouryuu był już w połowie schodów, które pięły się o piętro wyżej, niż ostatni poziom przeznaczony dla uczniowskiej hałastry. Tutaj ściany od wieków nie widziały świeżej farby, podłoga była niewykończona, nawet światło było jakby bardziej mdłe i słabsze. U szczytu schodów znajdowała się niewielka platforma - z trzech stron przytulona przez ściany, od góry zamknięta wyjątkowo niskim sufitem, a z czwartej strony, tam, gdzie nie było mowy o schodach, odgrodzona kraciastą barierką, by nie było mowy o wypadku.
Chłopak odwrócił się wtedy jednym prędkim ruchem i ciemne spojrzenie padło prosto na twarz Verity. Wskazał lekkim ruchem dość potężny karton ulokowany przed jedynym dostępnym tutaj oknem. A raczej okienkiem, bo prezentowało się dość marnie na tle wszystkich pozostałych, które mijało się w salach lekcyjnych lub na korytarzach. To było wąskie i ulokowane dość wysoko - na tyle, że ciężko było przez nie spojrzeć. Jego konkretna funkcja była nieznana, ale dla Ruuki liczyło się tylko to, że było otwarte i łatwo można było przez nie przejść. A - jak wiadomo - damy przodem.

- - - - -
|| Tyle zwlekania z tym postem, a jeszcze nie wiedziałem, w którym momencie urwać, więc jak potrzebujesz dalszej części, to ja już właściwie mam ją przygotowaną. Tylko nie chciałem ci rzucać pod stopy kolosa do czytania przez następne 6 godzin, więc no tego, ciachnąłem tutaj i heja.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.16 17:05  •  Korytarz na I piętrze Empty Re: Korytarz na I piętrze
Do niej na szczęście nie za bardzo miał kto wysyłać podobnych wiadomości, bo już pewnie zostałaby z nimi zalana. Nawet nie odczuwała potrzeby spojrzenia na telefon, czy przypadkiem ktoś z jej klasy nie postanowił zjawiska skomentować bądź też zapytać, czemu do tej pory nie pojawiła się na lunchu. Koleżeństwo musiało sobie jakoś poradzić bez jej towarzystwa; na szczęście nie wstąpili na ten poziom manii, by zacząć jej szukać po całej szkole.
- Przyjaciele? Wrogowie? Większość ludzi tutaj to raczej... - zastanowiła się, szukając dobrego słowa. Z nikim nie była na tyle blisko, by nazwać go przyjacielem. Chyba nikt nie żywił do niej poważnej urazy, ona też sama nie postrzegała żadnej znanej sobie osoby jako wroga. - ... obserwatorzy. Oglądają mnie jak jakąś bohaterkę serialu. Chyba nie traktują mnie do końca jak prawdziwą osobę, przynajmniej większość. - Tak zauważyła, choć oczywiście mogła się mylić. Jeżeli nastolatkowie w obu miastach działają na tych samych zasadach, to tak powinna odbierać zachowanie swoich szkolnych kolegów i koleżanek. Lubili obserwować, ekscytować się i wymieniać nowinki, przez co nowa uczennica była dla nich nieco oderwana od rzeczywistości.
- Nie? - zdziwiła się. Przecież byłą w tej szkole od jakichś dwóch miesięcy jak nie więcej, więc jakim cudem mógł jeszcze nie zauważyć kłębiącej się wokół niej sensacji? Rany, ten to był rzeczywiście w swoim świecie. - Już od dawna pamiętają, jak się nazywam. Była o to mała afera, bo nie lubię jak mi się mówi pierwszym imieniem. Aż dziwne, ze o tym nie słyszałeś, nawet nauczyciele się przestawili. - O sprawie było głośno przez jakiś czas. W większości przypadków wystarczyło grzecznie poprosić i sprawa była załatwiona, ale niektórzy musieli postawić na swoim i zacząć pytać. A przecież nie będzie im opowiadać o tym, że... o tym, jak...
No, mniejsza o czym. Nie zamierzała się z niczego tłumaczyć wianuszkowi zainteresowanych, skoro i tak każdą wypowiedzianą przez dziewczynę informację potrafili przekręcić na wszystkie możliwe sposoby.
- A słyszałeś coś ciekawego? Niektóre rzeczy, które opowiadają, są nawet zabawne - zainteresowała się. Zauważyła, że wgapiał się jak w skandaliczny nagłówek tabloidu, ale przywykła do takich sytuacji. Może to ciekawość, może wpływ jej nietypowej aparycji, a może po prostu usposobienie - nie ma co wnikać. Chociaż niestety, nieustanne bycie pod obserwacją odrobinę ją krępowało. Mimo wszystko ile czasu znała tego chłopaka? Jedną przerwę zaledwie i to niecałą, a już zdążył z nią przedrałować pół budynku szkoły i porządnie zdominować w rozmowie. Chyba trochę za bardzo pozwalała sobą rządzić, ale zawsze lepsze to niż powstrzymywanie się przed naporem rozentuzjazmowanej młodzieży.
Nie patrząc nawet w tamtym kierunku, sięgnęła do wciąż przewieszonej przez ramię torby i z czeluści jednej z zewnętrznych kieszeni wydobyła... słomkę. Ot, plastikową rureczkę ze zgięciem przy jednym końcu. Tę wraziła do otworu w puszce i zaczęła z zadowoleniem sączyć napój.
O mateńko jedyna. Uśmiechnął się. Znów coś knuł? Aż skuliła się nieznacznie, sceptyczna co do kolejnego pomysłu starszaka. Nie sądziła, że w budynku szkoły można się jeszcze bardziej odizolować niż w tej chwili i brzmiało to nad wyraz podejrzanie. Niestety, nie za bardzo miała wyjście, jeżeli nie chciała doprowadzić do sporej awantury, a kolejna sensacja jednego dnia nieszczególnie się jej uśmiechała. Stawiała lekki opór, ale pozwoliła się poprowadzić w górę schodów, przy tym nerwowo międląc niemal całkowicie pustą puszkę wraz z tkwiącą w niej na sztorc rurką. Zatrzymała się dopiero przy samym szczycie rzędu stopni, niepewnie spoglądając w górę na wskazywane jej okno. Otworzyła szeroko oczy, o mało nie krztusząc się wciąganą właśnie końcówką napoju. Mogła wyglądać trochę jak mała dziewczynka, którą właśnie po raz pierwszy w życiu zaprowadzono przed pałac księżniczek w Disneylandzie. Z tą jedną różnicą, że Verity była nieco bardziej przerażona niż radosna.
- Ty chyba żartujesz - wydukała powoli, wpatrując się wciąż w otwarte okno. Było wystarczająco duże, by taka chudzina jak ona przez nie przeszła, ale... - Czy to w ogóle jest bezpieczne?
Zerknęła na Ruukę z wyraźnym niepokojem. Chyba nie liczył, że ot, tak wyskoczy z ostatniego pietra, nie wiedząc co znajduje się dalej. Nie wiedziała nawet, czy on sam wcześniej to robił i na ile wie, w co pakuje pierwszoklasistkę. Wyglądało to bardzo ryzykownie, a wiecznie pechowa Verity miała się czego obawiać. Jeżeli na prostej drodze byłby jeden kamień, ona zawsze musiała się o niego potknąć. Jak więc skończyłyby się takie akrobacje w jej wykonaniu?
Ale jednak, mimo tych wątpliwości, chciała się przekonać. Prędzej czy później musi sprawdzić, co takiego chłopak miał jej do pokazania, nawet jeżeli droga do celu przypominała tor przeszkód.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.16 0:29  •  Korytarz na I piętrze Empty Re: Korytarz na I piętrze
- Nie - przyznał od razu, jakby to miało zakończyć cały temat. - Nie obraź się, ale nie każdy mdleje po kątach na twój widok i nie każdy musi się tobą interesować. Gdyby nie - odchrząknął znacząco - okoliczności, pewnie jeszcze długo byśmy nie pogadali. Poza tym masz przed sobą vice kapitana drużyny koszykarskiej, a nie redaktora szkolnej gazetki. Nie szukam niuansów. O tych, o których muszę się dowiedzieć, dowiaduję się w swoim czasie. Na przykład jeśli chodzi o ciebie.
Na twarzy znów wykwitł uśmiech, który uniósł lekko kącik jego ust, nadszarpując opinię ugrzecznionego dziecka z wiecznie wyprostowanymi plecami i nienaganną kulturą osobistą. Wsunął zaraz palce we włosy, próbując ogarnąć te bardziej możliwe do ujarzmienia podkręcane kosmyki.
- Wiesz, większość plotek jakoś tak...  - nastąpił na pierwszy schodek, unosząc dłonie i trąc je o siebie, z tym drobnym wyjątkiem, że ich ze sobą nie stykał - ... no wiesz, koliguje ze sobą. Tak się trochę mijają z sensem, jak się je podstawi jedna obok drugiej. To coś jak cofnąć się do przodu albo spaść do góry... sam nie wiem, żywy zombie?
Wzniósł na moment spojrzeni, jakby sufit miał się zaraz wyłamać i zacząć mu podpowiadać następne kwestie, ale myśl o wczorajszej grze - ktoś musiał w końcu przejść setny raz Resident Evil, nie? - tak się wżarła, że zajęła cały umysł. To jak próba spojrzenia na plener z szerszej perspektywy w momencie, gdy przed samym nosem wyrasta kilkunastometrowy mur niemożliwy do przebicia żadnym buldożerem.
- Na przykład - podjął wątek, zsuwając palce na szczękę, by podrapać się po żuchwie - z jednej strony jesteś kompletną ofiarą z wf-u, która potrafi trzy razy wywalić się biegnąc ostatni metr do mety, a z drugiej to niby tylko plotki, bo dwa lata temu wygrałaś zawody w M2 w lekkoatletyce. - Oderwał dłoń od twarzy i zgiął trzy palce, pokazując nad głową dwa pozostałe. - Mówią, że pracujesz w jakiejś kwiaciarni, tak dorywczo, ale strasznie cię to żenuje, dlatego robisz afery, gdy ktoś nawiązuje do bratków, stokrotek, tulipanów i chryzantem, ogółem do jakichkolwiek kwiatów, bo się boisz, że ktoś cię nakryje, a musisz mieć pieniądze na operację brata, który miał bardzo poważny wypadek niecałe kilka miesięcy temu. - Wysunął trzeci palec. - Masz psa, umawiasz się ze starszym posterunkowym, prowadzisz sprzedaż domów aukcyjnych, ale na co dzień udajesz zwykłą nastolatkę, bo twoja robota tak naprawdę jest nielegalna, a twój facet to kawał skurwysyna i złodzieja - bez urazy dla twojego faceta - ale że pracuje w policji, to dobrze wam idą przekręty. Macie jakiś większy dom na obrzeżach, pies nazywa się Aleksander i jest rasowym chartem afgańskim, jeździcie czerwonym mercedesem i dam sobie rękę uciąć, że podobny tekst był w jakiejś gejowskiej mandze, więc mimo wszystko mam nadzieję, że to cię nie dotyczy. - Obrócił się do niej przodem, stojąc już na samym szczycie schodów. Wystawił czwarty palec z poważną miną. - Po czwarte, masz problem i to dość konkretny, skoro w M1, skąd pochodzisz, posiadasz bogatą kartotekę przestępczą, głównie za napady z bronią, rozboje, stawianie się w trakcie aresztowań, liczne kradzieże i porwanie byłego twojej najlepszej przyjaciółki, która przez zerwanie postanowiła rzucić się z mostu. Dla pewności również pod pociąg. Uciekłaś, by nie odbyć kary za tortury na ofierze. - W oczach rozbłysło coś niepożądanego, gdy wystawił piąty palec, mocno je rozcapierzając. - I po piąte. Plotki na twój temat są tak wielokrotnie złożone, bzdurne i głupie głównie dlatego, że - znów drgnął kącik ust - niewiele mówisz o sobie. Nie chodzi nawet o to, że nie odzywasz się wcale, ale wyciągnięcie z ciebie istotnych informacji w zasadzie zakrawa o cud, że już nie wspomnę o niczym, co dotyczy poważniejszych tematów. I nie, nie żartuję.
Złączył palce i zamaszystym, lekkim, wyuczonym na amen ruchem wskazał na niewielki otwór w ścianie na wysokości, na jakiej umieszczało się okna w celach więzień o zaostrzonym rygorze. Ruuka pozwolił sobie na subtelny uśmiech - taki, aby jej nie wystraszyć, a jednocześnie przestać dławić rozbawienie. Uwielbiał niepewność, nawet jeśli ta objawiała się tylko przez sekundę i tylko w tonie głosu, jako zaplątana, prawie niewyczuwalna nuta.
- Gdyby było bezpieczne, wejście na dach stałoby otworem dla wszystkich uczniów. Ale na to chyba już za późno?
Odczekał jeszcze, aż nieznajoma wgramoli się na karton i przejdzie przez okno. Sam przelotnie zlustrował otoczenie, jakby ostatnie słowo zawsze musiało należeć do niego i powtórzył automatyczne dla siebie ruchy. Stanięcie na kartonie, wsunięcie palców na betonowy parapet, podciągnięcie się na rękach - zresztą, gdyby Verity nie szło, pewnie użyczyłby jej splecionych rąk, by mogła oprzeć nogę na czymś wyższym i wleźć na górę - a potem mocno pochylony wysunął głowę na zewnątrz. Zimny wiatr od razu chlusnął mu w policzki, ale zamiast marudzić, wyciągnął jedną z nóg kompletnie na zewnątrz, ostatni raz się rozejrzał i zsunął się na dół. Po drugiej stronie poziom podłoża był wyżej. Linia dachu najwidoczniej zaczynała się od połowy ściany, ale to dodatkowy plus z racji kondycji zielonowłosej.
Grunt  był mimo wszystko płaski, więc poruszanie się nie stanowiło wielkiego wyzwania.
- Chodź - polecił, wsuwając dłonie w kieszenie spodni. Nie było lodowato, ale smagnięcia powietrza stawiały wszystkie włoski na sztorc. Poły marynarki zatrzepotały, gdy przeszedł na drugą stronę dachu i kiwnięciem głowy wskazał na małe klocki domów, kraty jezdni, drzewa w idealnych odstępach, gdzieś w tle wieżowce, a - jak na zawołanie - przez środek przemknął właśnie pociąg. Czarnowłosy wsunął usta za arafatkę, nie spuszczając wzroku z towarzyszki.
- Pociąg. Tory. Co ci się z tym kojarzy?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.16 21:51  •  Korytarz na I piętrze Empty Re: Korytarz na I piętrze
- Nie zamierzam się obrażać. Wiesz, dla mnie to nawet lepiej, jeżeli nie wszyscy są mną tak szaleńczo zainteresowani. Tylko robi się wokół tego tyle szumu, że nieraz mam wrażenie, że odkąd się tu pojawiłam to już o niewielu innych rzeczach się rozmawia. A przynajmniej w mojej obecności. Ale w sumie - Uśmiechnęła się delikatnie, uciekając wzrokiem na bok. - fajnie poznać kogoś, kto mnie nie przesłuchuje. Przez to po raz pierwszy mam ochotę te bzdety powyjaśniać. - Przymknęła oczy i prychnęła nieznacznie przez nos, jakby trochę zażenowana swoim nagłym zrywem do zwierzeń. I tak nie zamierzała nikomu wyjawiać szczegółów, ale jeżeli miałaby naprawdę komuś poopowiadać o sobie, to dopiero jemu. Trochę bez sensu, bo niby dlaczego nie komukolwiek innemu... ale gdyby popatrzeć na to, dlaczego w ogóle dała się starszemu chłopakowi przeciągnąć przez całą szkołę i ostatecznie wyprowadzić na dach, to odpowiedź jest ta sama: bez żadnej sprecyzowanej przyczyny.
Na rewelacje o sobie czekała z lekkim zniecierpliwieniem, trochę jak na film biograficzny. W końcu sama nie słyszała wszystkiego, co uczniowie Shiroi zdążyli ponawymyślać. Wyraz jej twarzy zmieniał się w zależności od tego, jakie kwestie głosił Ruuka w danej chwili. Raz zdziwienie, innym razem śmiech, odrobina zniesmaczenia w niektórych momentach - no cóż, licealiści mieli lepsze i gorsze pomysły na temat tego, kim była i jest nowa uczennica, jednak w większości przypadków trzymali się bardzo daleko od prawdy. Całe szczęście.
- No to nie ma tak źle - stwierdziła, nabierając nieco powagi po ostatnim stwierdzeniu dotyczącym jej skrytości. Po części sama była sobie winna, dając znajomym podłoże do wymyślania równie niestworzonych historii. Z drugiej zaś strony, gdyby obnosiła się z prawdą wszem i wobec, pewnie tym bardziej stworzyłaby wokół siebie sensację, żałosną i niesamowicie niepotrzebną. Ostatnie, czego potrzebowała, to żeby wszyscy wiedzieli i jej przypominali.
- Część się nawet zgadza. Jestem totalną ciamajdą i nie wytrzymam ani jednego wuefu bez wywrotki. Za to zawody nie były lekkoatletyczne w M-2, ale brydżowe, u nas w M-1. - Uśmiechnęła się delikatnie. Pierwsze koty za płoty, informacja o przeszłości raz. Jedna plotka zdementowana. Nie zależało jej wcale na tym, żeby teraz wszyscy poznali prawidłową wersję, nie. Po prostu całkiem zabawnie było w taki sposób powymieniać dane. - Nigdzie nie pracuję, co najwyżej noszę lekcje takiej jednej aspołecznej bułce. Wcale nie reaguję alergicznie na dowolne wspomnienie kwiatów, po prostu nie lubię, gdy ktoś nazywa mnie w ten sposób. To przez moje pierwsze imię, naprawdę bardzo go nie lubię. Nie mam żadnego rodzeństwa, żadnego faceta, żadnych bliższych przyjaciół. Miałam swoją paczkę w M-1, ale już nie mamy kontaktu. - Zrobiła krótką pauzę. Wraziła rozcapierzone palce od dołu w grzywkę i potrzepała nią lekko, roztrzepując krótkie zielone pasemka na boku. Płynnym ruchem przeciągnęła dłoń przez czubek głowy do tyłu, zgarniając wszystkie długie włosy przez prawe ramię do przodu i zaczęła je przeczesywać bez szczególnego zainteresowania. - Nie mam żadnego przestępstwa na koncie - ciągnęła dalej - to bez sensu, gdybym uciekała przed policją, nie miałabym od nich takich pleców. Większość rzeczy mogę sobie tutaj załatwić powołując się na odpowiednie osoby ze swojego kraju, ale nie zamierzam tego jakoś bardziej wykorzystywać. Starczy, że mogłam tu przyjechać i zostać. Naprawdę lubię to miejsce - skończyła, znów nabierając nieco pozytywnych barw.
Zerknęła znów w kierunku okna, wyraźnie sceptyczna co do pomysłu wychodzenia przez nie. Znając życie na bank odwali coś dziwnego i/lub niebezpiecznego. No ale... raz się żyje.
- Zaufam ci - rzuciła, celując w chłopaka palcem wskazującym i posyłając mu przy tym minę z gatunku ja nie dam rady? Potrzymaj mi colę. - i mam nadzieję, że nie posyłasz mnie teraz do grobu. Albo, co gorsza, na deportację. - Obróciła się zamaszyście, po czym ostrożnie wdrapała się na karton. Nie miała w tym żadnej wprawy, więc musiała posiłkować się uważnym stawianiem każdego kroku. Po skorzystaniu z prowizorycznego schodka sięgnięcie okna nie było już aż tak trudne. Położyła dłonie na parapecie i wziąwszy porządny oddech, podciągnęła się do góry. Ręce automatycznie zaczęły jej drżeć, na poły ze słabości, wiejącego z zewnątrz chłodu i ze stresu, że wyleci na zewnątrz. Łokcie ugięły się pod nią i na chwilę zawisła w oknie jak przerzucona przez sznurek szmatka. Świsnęła wdychanym powietrzem, jak gdyby się nim zachłysnęła, ale utrzymała się w owej śmiesznej pozycji. Przecież już całkiem nieźle sobie do tej pory poradziła - głupio by było odpuścić w połowie. Dosłownie w połowie, bo po części już wystawała poza szkołę, podczas gdy nogi radośnie dyndały nad kartonem. Zebrała się w sobie i przeczołgała dalej, wciągając kolana na parapet. Wkrótce była po drugiej stronie okna i ostrożnie stanęła na płaskiej powierzchni dachu. Nie było tak źle, chociaż brak jakiegoś ogrodzenia był nieco niepokojący. Dlatego też odsunęła się od krawędzi dachu, jakoś jej nie ciągnęło do sprawdzania, czy upadek z samej góry jest bolesny.
Chłód, choć nieznaczny, był jednak dość upierdliwy. Nawet szkolny sweter, nie wiedzieć czemu o rozmiar za duży (choć Ver to nie przeszkadzało, przynajmniej dobrze maskował wystające żebra), nie był wystarczający by dobrze odizolować organizm od zimna. Do tego przyda się nieco ruchu, więc gdy tylko Ruuka również pojawił się na dachu, bez oporu podążyła za nim gdziekolwiek wskazał. Robiła sprężyste kroki, unosząc się nieco na palcach przy każdym z nich. Zatrzymała się dopiero przy drugim końcu dachu i rozejrzała dookoła. Rozciągający się z tego miejsca widok robił coś więcej niż tylko zatrzymywanie tchu w piersiach. Miniaturowe budowle i całe ich otoczenie jakby wciągnęło całą jej duszę, na chwilę zatrzymując ją dla siebie. Nieczęsto widzi się tak piękny widok i trudno byłoby jej powiedzieć, jak dawno ostatnio miała okazję oglądać piękną miejską panoramę.
- Podróż. Nadzieja. Bezpieczeństwo - wyrzuciła z siebie cicho, ale pewnie, bez zastanowienia. W zasadzie pierwsze wyrazy, jakie przychodziły jej na myśl po wspomnieniu pociągu. W końcu transport funkcjonował nie tylko wewnątrz, ale też na zewnątrz miast.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.02.16 20:55  •  Korytarz na I piętrze Empty Re: Korytarz na I piętrze
W gruncie rzeczy wiedział o niej tyle, co nic. Jedynie, że niewiele da się z niej wyciągnąć, choćby się wylewało siódme poty i podchodziło ją ze wszystkich stron. Była tutaj od kilku miesięcy - a jednak ludzie nie mówili o niczym konkretnym, niczym prawdziwym na jej temat. Jakim więc cudem w ciągu kilku chwil zapełnił tyle pustych dotychczas rubryczek.
Zachował neutralną minę, choć wewnątrz niego coś wrzasnęło „eureka!” i brakowało tylko fajerwerków roztrzaskujących się w tle na czystym niebie. Oczywiście, musiał się powstrzymać przed uzewnętrznieniem, by nie nie pozwolić zdegradować się do dziwoląga, który na każdym kroku wrzeszczy, gdy wreszcie doda dwa do dwóch. Tym razem chodziło o coś poważniejszego, niż najprostsze matematyczne wzory. Wygadała się. Już po pierwszych dwóch zdaniach przez umysł Ruuki przemknęło usatysfakcjonowane bingo, a on sam zamienił się z roztrajkotanej katarynki w słuchacza, który tylko co jakiś czas przytaknął głową - wyłącznie wtedy, gdy jakaś informacja wydawała mu się ciekawa.
Teraz stali na wysokościach, wpatrując się w promienie słońca muskające budynki i roślinność M3. Wydawało się nawet, że minie jeszcze dużo czasu, nim ciszę przełamie czyiś głos, aż wreszcie Ruuka odchrząknął prosto w arafatkę, a potem wsunąwszy palec wskazujący za jej materiał ściągnął ją nieco w dół, by odsłonić usta.
- Podróż. Nadzieja. Bezpieczeństwo. - Powtórzył w krok za nią, patrząc w punkt, w którym zniknął pociąg. Wjechał w jeden z wieżowców, ale nie rozbił się, tylko wysunął gdzieś kilka konstrukcji dalej, płynnym ruchem przemykając po torach. - Nietypowe.
Statystyki nie kłamały - tym bardziej, że były przeprowadzane przez samego Ruukę. Większość samo słowo „pociąg” w konfiguracji z „torami” brała za przestrogę. Co prawda z roku na rok służby tylko bardziej dbały o ochronę obywateli, ale mało to się słyszało o głupich wypadkach? Ktoś się potknął i wjebał prosto w linie pociągu - i tyle o nim słyszano. Kilka dni później cała masa czarnych garniturów i sukienek tłoczyła się przy idealnie wykrojonym nagrobku popłakując. Nieważne jak bardzo by się wysilali - łzy nie były w stanie zwrócić czyjegoś życia.
Skąd więc pomysł, że tory są bezpieczne?
Ruuka zerknął na nią kątem oka. Tym razem nie maskował zaskoczenia. Nie musiał kryć się z tym, że oczekiwał zupełnie innej odpowiedzi.
Może trochę brutalniejszej? - dorzucił umysł, a on mimowolnie się z tym zgodził.
Była aż tak pozytywna? Mimowolnie przełknął ślinę. Albo naiwna? Albo może nie czytała horrorów, kryminałów... cholera no, nawet w głupich romansach znajdowały się wzmianki z potknięciami... na przykład takimi, w których noga zahacza o zagięcie dywany, ciało przerzuca się przez okno, które absolutnie pechowym posunięciem zostało wybudowane na dwudziestym piętrze.
Czarnowłosy pokręcił głową, przerywając gdybania, którymi i tak nie był w stanie zaspokoić ciekawości.
- W porządku, Dalio. - Wsunął z powrotem dłoń do kieszeni, by zachować ciepło. - A co, gdyby tory okazały się jawnym zagrożeniem? - Dał chwilę, by przyswoiła sobie ten wariant, aż w końcu, gdy cisza zdawała się nieprzyjemna, zwilżył językiem dolną wargę i pociągnął temat: - Pewnie to znasz, ale... - Krótka pauza. - Uznajmy, że nie stoisz na dachu. Że wracasz ze szkoły. Piechotą. Przechodzisz przez tory kolejowe. Może nawet te, które widzimy. M3 to piękne, bezpieczne miejsce, racja? Codziennie przechodzisz tymi samymi uliczkami, codziennie słyszysz o szeregu żołnierzy gotowych obronić społeczeństwa, grasz w brydża, zanosisz lekcje takiej jednej bule - nie umiał powstrzymać cienia uśmiechu, który przemknął po ustach jak zjawa; na sekundę - i w tym spokojnym rytmie życia to od ciebie zależy ludzie życie. Nieprawdopodobne? - Nie czekał nawet na jej odpowiedź. Sam sobie jej udzielił: - Skąd! Takie akcje serio się zdarzają. Niektóre są okropne, inne to tylko kwestia niedużego wysilenia się. Tym razem załóżmy, że na torach znajduje się piątka związanych ludzi. Unieruchomionych do tego stopnia, że rozwiązanie choć jednej z lin wymagałoby mnóstwa czasu. A tego nie masz. Słyszysz gwizd i w tym momencie cały świat zwalnia. Los bywa stronniczy, hm? Pociąg wyrwał się spod kontroli. Hamulce nie działają. Pędzi jak strzała prosto na świadome zagrożenia osoby. Nie dasz rady ich ocalić. Przecież jesteś słaba z wf-u, nie? Grasz w brydża, a brydż to nie trenowanie zapasów, nie nosisz ze sobą zestawu noży, nie masz mocy, którą zatrzymałabyś pociąg. - Przymrużył czarne ślepia, nie ściągając z niej badawczego spojrzenia. Żadna zmiana mimiki mu teraz nie umknie. Zbyt mocno się jej przyglądał. - Ale. - Słowo zawisło między nimi jak brzytwa tuż nad cienką nitką. Wysunął dłoń i ujął powietrze, jakby zaciskał palce na niewidzialnym biegu samochodu. - Możesz przestawić zwrotnicę - pchnął dłoń do przodu - i zmienić ruch pociągu, który wjechałby na drugi tor... na którym leży tylko jedna osoba. Co zrobisz, Rose?

- - - - - -
|| Hamowałem się i nie wyszedł kolos. I: Wreszcie.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach