Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Czyli jednak nadaje się na niańkę małego misia. Już widziała, jak ten zaczyna się kierować w stronę Arthura, co kazało jej jeszcze bardziej przyspieszyć, jednak odetchnęła z ulgą, gdy ten zmienił cel. Skoro wtedy jakoś została przez misia zauważona, to dlaczego nie teraz? Musiał ją jakimś magicznym cudem polubić. Wytrzymała kolejne draśnięcia słodziaka jak i to, że ten zaczął się bawić jej włosami, chociaż widać było, że nie do końca tego chciała.
Poważny Bernardyn, kurwa.
Niemniej jednak dała im możliwość walki z mamą miś, choć ta poszła nieco beznadziejnie - przynajmniej dla Rumcajsa. Jebany Spadziński wyleciał tak mocno, że kiedy wreszcie wierzono, że mamuśkę szlag trafi, to wywaliła się prosto na niego. Zgadnijcie, kto będzie musiał go sprzątnąć i złożyć.
Co za banda kamikaze.
Włoszka pokręciła głową i złapała słodziaka tak, żeby patrzył na wszystko, co jest za jej plecami, a następnie nieco oddaliła się od nich, upewniając się, że:
a) wciąż jest niedaleko, lepiej, żeby ją widzieli,
b) była jakaś roślinność, utrudniająca słodziakowi zauważenie jego mamuśki - w razie czego był na tyle daleko, żeby droga zajęła mu chwilę.
Poglaskała go delikatnie raz jeszcze i powiedziała, że zaraz wróci. W to nieco wątpiła, ale cicho. Zaraz po tym ruszyła żwawo w kierunku reszty ekipy
- No świetnie, panowie. I panie. Wy się bawicie w kamikaze, a ja zostaję opiekunką misiaków, bo Arthur ze swoją twarzą tylko straszy. - westchnęła cicho, przyglądając się temu "dziełu. - Ruszcie się, bo czarno to widzę, szczególnie stan wyżła. Zgarniamy go i biegniemy, póki mamuśka leży.
Przy dobrym ogarnięciu czasu misiek dojdzie do mamuśki nieco po ich ucieczce, kiedy ta zacznie się budzić. On skupi się na niej, ona na nim. Jakby do tego doszło, to byłoby zajebiście. Kiwnęła głową w stronę Reb i Arthura czekając, aż przynajmniej jedna osoba pomoże jej w zwalaniu pani miś z Rumcajsa. Cyrk zacznie się wtedy, kiedy będzie trzeba go wyleczyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W chwili, w której uderzył niedźwiedzicę, Arthur poczuł niepokojące sygnały zmęczenia dolnych kończyn. Z trudem utrzymał się na nogach, choć wołały o chwilę odpoczynku. Oddychał znacznie ciężej niż przed próbą odepchnięcia zwierzaka, co oznaczać mogło wyłącznie brak formy ratlerka. Zwalczanie gryzącego wirusa nie było wcale tak łatwe i przyjemne, nawet dla opętanego. I może dałby radę uchronić się przed kolejnym spotkaniem z łapą, gdyby w porę ją zauważył. Zamiast tego, poleciał w bok jak szmaciana lalka, która znudziła się dziecku. W myślach przeklął swoją słabość, ale nie pokazał jej na zewnątrz. Starał się jak mógł i najważniejsze było to, że Rumcajs przeżył. Jako tako, ale jednak.
Przez chwilę delektował się chwilą spokoju, miękkością podłoża. Zaczął marzyć o pozostaniu tu na zawsze albo przynajmniej odpoczęciu... dłuższą chwilę. Dopiero kiedy po prawie minucie przeniósł się do siadu, uświadomił sobie, iż ich misja jeszcze się nie skończyła. Przez plecy przebiegł dreszcz bólu, który rozlał się po całym wężowatym. Pochylił głowę do przodu, gdy poczuł strużkę krwi wypływającą z nosa.
Zaraza, przemknęło mu przez myśli podczas ocierania szkarłatu rękawem. Nie potrafił stwierdzić czym chwilowa dolegliwość została spowodowana. Podszedł do wyżła, kucnął przy nim, starając się ocenić w jakim jest stanie. Zerknął na niedźwiedzicę. Nie podobało mu się, że jeszcze żyje. Wyciąganie ich dowódcy spod wielkiego cielska mogło trochę potrwać, a każda chwila spędzona w pobliżu babilonki mogła zadecydować o końcu ich pobytu na ziemskim padole. Będzie wściekła, jeśli się wreszcie obudzi.
- Mam ją dobić? - zapytał wyżła, pochylając się nad nim nieznacznie. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że używa nie tego języka co powinien. Nie potrafił przywołać odpowiedniego zdania po japońsku, przychodziły mu na myśl tylko kompletnie bezsensowne, proste zwroty. Zaczął żałować, że tym razem nie wziął ze sobą słownika. Powtórzył pytanie po angielsku, dla pewności wskazując łeb niedźwiedzicy i jednoznacznie przejeżdżając palcem po swojej szyi. Dopóki się nie uspokoi, prawdopodobnie nie będzie rozumiał nic, co się do niego mówi. Prawie nic. Zawsze potrafił rozpoznać, kiedy się go obraża.
Wstał szybko i od razu skierował się do ich bernardynki. Obnażył kły, co nie zwiastowało niczego dobrego.
- Odpierdol się ode mnie - syknął ostrzegawczo. Wyciągnął rękę w jej stronę z zamiarem pchnięcia jej. Nie lekko i przyjaźnie, ale prawie że z agresją. - Ode mnie i od mojej twarzy. Spójrz na swoją, strachu na wróble - warknął. Niebezpiecznie zielone ślepia wwiercały swój wzrok w Federicę, z jednego z kłów kapnęła kropelka śliny. Arthur zacisnął prawą dłoń w pięść, ale walczył ze sobą, by nie podnieść jej na dziewczynę. Raz, że nie wypadało, dwa, że była zbyt cenna, a trzy... lubił ją. W tym momencie nie potrafił po prostu zapanować nad gniewem i wszystko zaczynało go drażnić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niedźwiedzica padła nieprzytomna na nieszczęsnego Rumcajsa, zaś Rebekah opadła na ziemię, wpatrując się tępo w cielsko dzikiej matki. Jęknęła przeciągle, opierając głowę na ugiętych kolanach. Świat wirował, nieubłaganie doprowadzając anielicę do granic wytrzymałości. Z tego wszystkiego robiło jej się trochę niedobrze, a treść żołądkowa mamy miś dookoła, konkretnie jej obrzydliwa woń, wcale nie pomagała. Najchętniej teraz wskoczyłaby do jeziora i zanurzyła po sam czubek głowy w czystej wodzie, ale w tej chwili nie mogła liczyć nawet na własną moc. Duszenie bestii wyczerpało ją na tyle mocno, że przez dłuższą chwilę nie mogła w ogóle podnieść głowy. Wymiana zdań pomiędzy Bernardynką a Arthurem docierała do niej jak przez dźwiękoszczelne ściany. Obie dłonie przyłożyła do głowy, wplatając je między jasne włosy. Zacisnęła palce po obu stronach czaszki i zamknęła powieki, próbując zminimalizować chwianie się otoczenia. Wystarczyło, żeby spróbowała spojrzeć na wprost, a cała okolica falowała, jak gdyby Reb oglądała ją przez potrząsaną nieustannie szklankę wody. Nie musiała nawet nic ćpać, wystarczyło trochę przeholować z chlapaniem się przy użyciu mocy, by przeżyła swój własny prywatny rollercoaster.
W końcu zmusiła się do oparcia pomiędzy kolanami nosem. Chwilę później podbródkiem. Powoli otworzyła oczy i pierwszym co ujrzała był przygnieciony niedźwiedzicą Wyżeł. Westchnęła z bólem, próbując dojść do ładu z myślami. Powinni wydobyć nieszczęśnika spod ciężkiego cielska, nim temu stanie się krzywda. Równocześnie czuła aż za dobrze, że jej podopieczny jest w coraz większym cholernym niebezpieczeństwie. Zapowiadało się na to, że będzie mu musiała sprezentować porządny wpierdziel po powrocie do kryjówki. Bo, oczywiście, nie przewidywała opcji nie obejmującej powrotu w stanie żywym. Co najwyżej do trzech połamanych kończyn dołoży mu czwartą, czy coś takiego.
Po kilku minutach poczuła się nieco lepiej. Udało jej się stopniowo wstać na nogi i podejść do nieprzytomnej zwierzyny, obrzucić ją nieprzyjaznym spojrzeniem, a następnie zerknąć jeszcze na uwięzionego Rumcajsa.
- No nie. Nie ma szans, żebym cię sama stamtąd wyciągnęła - stwierdziła kwaśno, po czym na potwierdzenie słów nawet zaparła się nogami w ziemię, rękoma pchnęła ciemną kupę futra. Ta, zgodnie z oczekiwaniami albinoski, ani drgnęła. To było dla niej o wiele za dużo, a i zastanawiała się, czy nawet w trójkę będą w stanie wydobyć swojego stratega. Nie wyglądało to szczególnie optymistycznie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nic mu się nie udało. Ani próba okaleczenia niedźwiedzia, ani nic innego. W końcu był przygwożdżony, on miał miliony metrów. Na co on właściwie liczył? Na odrobiny szczęścia? Chyba tak. I tak niewiele mógł zdziałać mając na sobie mamę misia, więc każda próba w tej chwili się liczyła. Bo pomimo starań kompanów, on nadal znajdował się pod misiem. Nie żeby narzekał - tak po prostu wyszło.
Ból. Tępy ból poczuł w okolicy klatki piersiowej. Przez chwilę nie mógł oddychać, ale w bardzo szybko sposób przypomniał sobie o tym procesie. Jak nic miał pęknięte żebra. Doskwierał ku temu charakterystyczny dyskomfort, ból, ukłucie przy oddychaniu. W tej chwili musiał być ostrożny, jeśli nie chciał bardziej uszkodzić ciała. Niemniej, niedźwiedź padł na Rumcajsa, ograniczając mu jakiekolwiek ruchy. Nie był tym faktem pocieszony, ale też niewiele mógł zdziałać. Jedynie desperacko próbować się wyczołgać spad kilogramowej kupy mięcha, a nawet nie wie, czy w obecnym stanie mu się to uda. I czy w ogóle będzie miał na tyle siły i pokory, by móc to zrobić. W końcu był tylko mężczyzną, co nie. Byłym wojskowym, który przechodził specjalne szkolenia, aby wyjść z podobnych sytuacji.
Chciał prychnąć, ale kupa mięcha i ból w klatce piersiowej skutecznie m to uniemożliwiły. Słowa Nove wywoływały uśmiech na wargach Adama, pomimo beznadziejnej sytuacji. Jeśli mógł ruszać rękami, podniósł prawą, by pokazać kciuk w górę.
- Jasne, zadzieram kiecę i lecę - odpowiedział jej z niejakim trudem, ale jednak. W tym momencie słowa go najbardziej bolały, bo miał trudności z oddychaniem. Nic dziwnego, skoro niedźwiadek sobie na nim leżał jakby nigdy nic, a chwilę temu połamał mu żebra. To nic takiego.
Zmarszczył brwi, bo w pierwszym momencie nie rozumiał co do niego mówi chłopak. Całe szczęście, że niebawem odezwał się w bardziej znajomym mu języku. Przytaknął mu na te słowa, przy okazji próbując się wydostać spod kupy mięcha. Tak, ta bestia musiała zdechnąć. Nie wiedział kiedy odzyska przytomność, a nie miał zamiaru ponownie bawić się w szalonego wymordowanego. W takim tempie to na pewno zginie po raz drugi. Można się przyzwyczaić.

Obrażenia: Rana szarpana ramienia, ból wywołany uderzeniem, ból spowodowany upadkiem, rany klatki piersiowej po pazurach, dwa pęknięte żebra; Przygwożdżony do ziemi całym ciałem niedźwiedzicy.
Moc artefaktu czarny piasek: 3/3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Post nie będzie długi, bo nie ma wiele do opisania.
Misiek pozostawiony samopas przez Nove, nie potrafił być w jednym miejscu dłużej niż 10 sekund. Biorąc przykład ze swojej mamy, przybrał bardziej naturalną dla siebie pozycję, czyli na czterech łapach i wesoło ruszył w stronę, w którą poszła jego opiekunka. Po drodze znalazł jakiegoś niewielkiego żuka, którego zaczął trącać łapką. Tylko to na razie powstrzymywało go od dotarcia do całej grupy.
Co ze Spadzińskim? Ano... leżał sobie. Udało mu się nieznacznie poruszyć i wydostać tułów spod niedźwiedzicy, pozwalając swoim płucom złapać nieco głębszy oddech, gdyż sekundę wcześniej duże cielsko nieźle to ograniczało, aczkolwiek złamane żebra robiły swoje. Nie był jednak w stanie wydostać się całkowicie, jego nogi były mocno przygniecione wieloma kilogramami mięsa.
Mięśnie mamy miś drgnęły, gdy anielica pokazowo próbowała ją przepchnąć, a z jej nozdrzy wydobył się szybki i mocny wydech. Oddychała coraz głębiej i coraz pewniej.
Trzeba też było pamiętać, że maluszek, choć dzięki zabawce nieco okrężną drogą, to coraz bardziej się zbliżał. Było już nawet dość wyraźnie słychać jego wesołe popiskiwania.

Rebekah: Zdrowa, brudna, Koniec mocy- Lekkie zawroty głowy przez następny 1 post
Nove: Kilka krwawiących otarć, krwawiące drapnięcie na policzku, kilka nowych otarć
Arthur: Rany szarpane na plecach, ból wywołany uderzeniem, ślady po zębach na dłoni, siniak po uderzeniu
Rumcajs: Rana szarpana ramienia, ból wywołany uderzeniem, ból spowodowany upadkiem, rany klatki piersiowej po pazurach, dwa pęknięte żebra; Przygwożdżony do ziemi całym ciałem niedźwiedzicy

Matka: Zdrowa, nieprzytomna 2/3
Misiek: Goni żuka, cały w skowronkach

Termin: 19 marca
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Połowę sukcesu miał za sobą. Tułów został wydostany spod misia mamy, jednak dolna partia nadal została pod nim. Wziąć i nadal ciężko mu się oddychało, ale nie aż tak ciężko jak parę sekund temu. Brał powolne, spokojne wdechy, bo zbyt łapczywe i głębokie wywoływały ból przy żebrach. Ciężko było mu cokolwiek robić - skręcać się i te sprawy. Nie znaczy to, że będzie leżał w jednym miejscu i nic nie robił. Wstał powoli, starając się chociaż usiąść, skoro tułów miał już wolny. Kiedy mu się to udało z niejakim trudem sięgnął po broń palną, którą przez cały ten czas miał ją przy pasie. Chciał użyć je w ostateczności, a widząc po innych właśnie nadszedł ten moment, by to zrobić. Z równym trudem wziął broń, a po jego mimice twarzy widać było, że każdy większy skręt bolał go miłosiernie. Ale nawet to nie powstrzymał go by przeładować broń i wymierzyć strzał prosto w głowę niedźwiedzicy. Brał pod uwagę to, że strzał z tej odległości może być na tyle silny, że przestrzeli  sobie nogę. Ale dla niego było ważne bezpieczeństwo całej reszty, dlatego męcząc się, oddał ten jeden strzał, potem drugi, by mieć pewność, że niedźwiedź na pewno umrze. Jeśli nie, będzie dość kiepsko. Wtedy liczył na swoją niezastąpioną drużynę, która coś jednak zrobi. Cokolwiek, by tylko Rumcajs był wstanie wyjść z tego cało. W najgorszym wypadku czeka go śmierć.

/jeśli coś składniowo jest coś nie tak albo nie zgadza się z czymś z poprzednim postem lub to co piszę w ogóle jest niemożliwe, to wybacz Astiro, ale nie mam siły, aby pisać, myśleć i robić cokolwiek. Jednak świadomość tego, że nikt nic tutaj nie napisał, a dziś jest ostateczny termin... no cóż...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dobra, wiecie co? Nie rozpiszę się dzisiaj nie wiadomo jak, nie mam do tego głowy. Musicie wybaczyć za te krótkie cosie, co tak właściwie nie będzie postem.
Niemniej jednak Nove nie jest rzeźnikiem roku, więc nawet ze swoimi nożami za wiele nie zrobi. Widząc jednak, że Wyżeł próbuje coś zrobić, zdecydowała się tylko posłać Arthurowi złośliwy uśmieszek (jako odpowiedź na wcześniejszy gniew), a następne uniknęła go i wyciągnęła noże z torby, starając się odnaleźć dobre miejsce na wbicie obydwu w misiakową. Głowy jej nie urąbie, ale może zdoła wraz z akcją Rumcajsa-kamikaze uszkodzić ją na tyle, aby zabić.
W skrócie - kark, szyja, cokolwiek, zdychaj.
W razie czego będzie ją ujeżdżać niczym jebany kowboj na Rodeo. A jeszcze był problem z maluchem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przyklęła cicho, gdy mama miś zdradziła pierwsze objawy powrotu do przytomności. Nie miała żadnej opcji powstrzymania jej od pobudki, więc jedynie obserwowała poczynania pozostałych w celu dobicia niedźwiedzicy. Stanie na nogach nie było dla niej w tej chwili najlepsze, gdyż zawroty głowy jeszcze nie opuściły jej do końca. Przyłożyła prawą dłoń do skroni i przetarła nią przez całe czoło, zaciskając powieki. Tak się kończy zbytnia zabawa wodą, która choć skutecznie pozbawiła bestii przytomności, nie przyniosła w skutku jej śmierci. A szkoda - mieliby teraz jeden problem mniej. Trzeba było mieć nadzieję, że zadziała którakolwiek z rzeczy, które zrobili członkowie DOGS, czy to strzały, czy ciosy nożami.
Giń, szmato. A jak nie zginiesz, to cię zaraz znowu kurwa uduszę, perorowała w myślach, uchylając jedno oko i spoglądając na wredną kupę futra. I po co w ogóle musieli natykać się na to coś? Jak tak dalej pójdzie, to będą odbijać zwłoki swojego przywódcy. Albo zostanie im zdrapywanie go z podłogi anielskiego sądu, bo cholera tylko jedna wie, co tam się może wyprawiać. Dodatkowo anielicę nieustannie męczyło złe przeczucie, ściskające za serce i gardło. Wiedziała, że jej lekkomyślny podopieczny jest w niebezpieczeństwie, przez co miała ochotę najpierw rzucić się na pomoc, a potem zabić drania za takie wystawianie jej biednych zszarganych nerwów na próbę.
Wrzodów się nabawię z tego stresu, jak dwa razy dwa cztery.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Post szybki i nienachalny bo na siłę Was przetrzymywać nie będę...

Wspólnymi siłami udało się pozbyć mamę miś ostatniego tchnienia. Niestety w tym samym momencie, gdy Rumcajs oddał ze swojej broni strzał, odpowiednio blisko by zobaczyć całą scenę, podbiegł mały niedźwiadek. Zobaczywszy jak jego matka przestaje oddychać, a jej futro i kolce zaczyna pokrywać krew, zaczął przeraźliwie krzyczeć i piszczeć. Gratulacje, osierociliście dziecko i to jeszcze zabijając matkę na jego oczach.

Spoiler alert: W następnym poście uda Wam się wyswobodzić nogi Rumcajsa, aczkolwiek jedna z nich niefortunnie przygnieciona, przez kolejne 3 posty będzie bolała podczas chodzenia.

Rebekah: Zdrowa, brudna
Nove: Kilka krwawiących otarć, krwawiące drapnięcie na policzku, kilka nowych otarć
Arthur: Rany szarpane na plecach, ból wywołany uderzeniem, ślady po zębach na dłoni, siniak po uderzeniu
Rumcajs: Rana szarpana ramienia, ból wywołany uderzeniem, ból spowodowany upadkiem, rany klatki piersiowej po pazurach, dwa pęknięte żebra, ból nogi utrudniający chodzenie

Matka: Martwa
Misiek: Osierocony. Nie, Nove, nie wolno Wam go wziąć

Koniec
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Udało się. Udało mu się zabić tego cholernego niedźwiedzia. Ciężar ciała momentalnie stał się cięższy, nie czuł już bicia serca, co tylko świadczyło o tym, że ta cała bestia nie żyje. Osierocił małego misia, ale jakoś nie szczególnie to go obchodziło. Teraz powstaje problem wydostania się spod kupy mięcha. Sam sobie na pewno nie poradzi - wszystko go cholernie bolało, a każdy skręt powodował promieniujący ból w okolicach klatki piersiowej. Połamane żebra będą mu dokuczały do samego końca akcji, ale przynajmniej była pewność, że teren był czysty. Był? Musiał się dowiedzieć co z innymi.
- Żyjecie tam? Może ktoś mi pomoże? - spytał, sugestywnie wyciągając dłoń. Każde wypowiedziane słowo sprawiało mu niejaką trudność. Ciężko jest mu oddychać, co dało się zauważyć na pierwszy rzut oka.
Jeśli którykolwiek wykazał odrobinę zainteresowania i pomógł Rumcajsowi, gdy tylko go wyciągnięto, usiadł. Noga w tym samym momencie zaczęła boleć go jak jasna cholera - efekty bycia przygnieciony przez 8 metrowego niedźwiedzia z kolcami. Co te wirusy.
Wziął głębszy, bardzo bolesny wdech, by później wypuścić go równie boleśnie, ale powoli. Przeklną pod nosem, oczywiście po polsku, mówiąc znane wszystkim kurwa.
- Chyba mam pęknięte żebra - zrobił chwilową pauzę - A jak z wami? Trzymajcie się? - chętnie chciałby to sprawdzić, no ale trochę miał ograniczone ruchy - Dobrze byłoby się dowiedzieć, czy najbliższa grupa poradziła sobie z zadaniem i pójść im pomóc. Z pewnością przyda im się medyk tak samo jak nam. W większej grupie będzie bezpieczniej - powiedział z niejakim trudem, starając się spojrzeć sugestywnie na Nove. W tym samym czasie bardzo powoli zaczął się podnosić, bo noga również dawała o sobie znać. Zabawne, że spotkało go tylko to. Myślał, że wyjdzie z tego w bardziej beznadziejnym stanie. Aż musiał zapalić. Co z tego, że miał połamane żebra. Nałóg zawsze pozostanie nałogiem.

Moc artefaktu czarny piasek: 1/4 odpoczynku.
Obrażenia: Rana szarpana ramienia, ból wywołany uderzeniem, ból spowodowany upadkiem, rany klatki piersiowej po pazurach, dwa pęknięte żebra, ból nogi utrudniający chodzenie

/Generalnie plan jest taki, że mamy podreptać do grupy Jinxa, a tam wyjdzie co dalej. Koniec komunikatu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Powoli osunął się na kolana. Usiadł na piętach i tępo gapił się przed siebie, nie mrugając, nie ruszając się, prawie nie oddychając. Po dłuższym czasie przechylił nieznacznie głowę na lewo, jak zaciekawiony szczeniaczek. Pusty wyraz jego bladej twarzy nie zmienił się nawet na trochę, nawet, gdy Rumcajs zabijał niedźwiedzicę i próbował się uwolnić. Maksymalnie zwężone źrenice powoli rozszerzyły się i wróciły do pionowych kreseczek. Za każdym razem rozszerzały się coraz bardziej i zwężały coraz mniej, aż w końcu ustabilizowały się na tyle, iż wyglądały na prawie okrągłe. Zmieniła się również barwa tęczówek - jadowita zieleń powróciła do ciemnego odcienia szmaragdu, uspokoiła się, nie ciskała ostrzeżeń na prawo i lewo.
Blondyn stracił wszelakie poczucie czasu, gdy wewnątrz siebie próbował zapanować nad sobą. Wydawało mu się, iż mijają dziesiątki minut, choć w rzeczywistości zajęło to góra trzy. Świadomość dotarła do niego gdzieś w połowie wypowiedzi Wyżła i, co dziwne, zrozumiał dokładnie co mówił. Wężowaty pochylił się do przodu i cicho wypluł sporą ilość szkarłatnej cieczy. Zakaszlał jak osoba, która zbyt długo nurkowała, ogarnął się, spróbował uspokoić oddech, choć ból w płucach odpowiednio to utrudniał. Wirusy som wredne i nie lubiejom biednych ratlerków.
Podlazł do uwięzionego informatora, ledwie utrzymując się na uszkodzonej nodze. Pomógł mu się wydostać, zachowując wszelką ostrożność - w końcu kto wie, jak bardzo ucierpiał. Słysząc cudne słowo na "k", Arthur lekko się uśmiechnął. Za życia ludzkiego znał parę osób polskiego pochodzenia, a raz nawet odwiedził "kraj kwitnącej cebuli", ale nigdy nie nauczył się wszystkich znaczeń owego "przecinka". Choć nie chciał tego przyznać, uważał polski za jeden z najtrudniejszych języków, z którymi miał kiedykolwiek styczność.
Pomógł wstać Rumcajsowi i w razie potrzeby - stać prosto. Czując w pobliżu siebie wyraźny zapach tytoniu, najpierw cicho poniuchał powietrze, potem na ułamek sekundy wystawił język, aż ostatecznie zerknął na wyżła z dołu z cichym mruknięciem w stylu "podzieliłbyś się". Może i nie był nałogowcem, ale czasem odczuwał potrzebę pozbycia się stresu. Jako, że pod ręką nie miał skrzypiec, musiałby sobie poradzić w inny sposób.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach