Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Zapach już przy fontannie odpowiednio zaczął drażnić czułe nozdrza wymordowanego. Choć przyzwyczajenie robiło swoje, to nigdy nie uodpornisz się na odór rozkładającego się od kilku dni ciała, do tego na terenach gorącej Desperacji. Wyrzucił za siebie ledwo żarzącego się kiepa, poszedł ze swoim bistym tobołkiem znowu w jakiś zaułek i ubrał się tak jak był na samym początku. Obecnie lwia forma nie była potrzebna, a bezpieczniej dla wszystkich będzie gdy białowłosy będzie w stanie trzymać rewolwer w ręce, bo nie wiadomo jak z umiejętnościami bitewnymi aniołka. Hydry mają to do siebie, że kiepsko odnajdują się w trakcie walki. Chyba, że trzeba latać między poszkodowanymi i leczyć, do tego to się nadają. Welp. Ruszył od razu za towarzyszami, wyciągając z kabury rewolwer. Rozglądał się po budynku i szedł w tym samym kierunku, skąd pochodził śmierdzący zapach.
Raczej nikogo tu nie było, a przynajmniej nos nie miał przyjemności napotkać zapaszek kogokolwiek żywego, lekko przebijając się przez odór gnijącego cielska Pradawnego. Gdy tylko weszli do właściwego pomieszczenia, jego lodowe ślepia wbiły się w trupa. Zakrył wolną dłonią pół mordeczki, dwoma palcami lekko przytykając nos.
- A jednak dał się zajebać. Pizda.
Krótko, zwięźle i na temat. Tak właśnie skomentował ten widok. Nie ukrywał, że niezbyt przyjemne dla niego jest stanie tutaj, toteż po chwili wyszedł z pomieszczenia, ba! Nawet z budynku! Oparł się o ścianę przy drzwiach, odpalił fajkę i postanowił chwilę poczekać, aż tamci wyniosą truposza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szedł spokojnie za Yurkiem. Starał się zachowywać spokój i bezpieczny odstęp od mężczyzny, bo nie chciał oberwać, gdy tylko ciemnowłosy usłyszy jakiś hałas i postanowi gwałtownie zareagować. Nie miał też żadnego pistoletu, więc próba odwzorowywania wszystkich ruchów biomecha była dość dziwaczna. Azie był dość drobny i lekki, więc nie wydawał zbędnych dźwięków, co mogło być niezwykle pomocne, jeśli w pobliżu mogły kręcić się wygłodniałe i zmutowane zwierzęta. Smród rozkładanego mięsa nasilał się z każdym kolejnym krokiem i stał się niezwykle intensywny, gdy znaleźli się pod zniszczonym budynkiem.
Z zewnątrz budynek nie prezentował się dobrze. Normalnie Azie nie chciałby tam wchodzić, bo konstrukcja nie wyglądała na bardzo stabilną. Wszystko to mogło w każdej chwili runąć, co nie napawało aniołka optymizmem. Jedyną dobrą rzeczą płynącą z całej tej sytuacji było to, że białowłosy odciągał się od nieprzyjemnego zapachu myśląc o byciu pogrzebanym żywcem wśród gruzów.
Gdy weszli do środka, smród unoszący się wewnątrz sprawił, że Aziego zapiekły oczy. Pomieszczenie nie było wietrzone, a suche powietrze szybko przesiąkało nieprzyjemnym zapachem. Anioł nie mógł głęboko oddychać, chociaż wiele w swoim życiu wąchał i czuł. To go troszkę przewyższało. Nawet nie chciał myśleć, jak mogłoby wyglądać teraz to, co wydzielało ten odór.
Pokonanie schodów nie było trudne. Poza kilkoma cichymi skrzypnięciami spróchniałych desek Azie dotarł na górę bez ściągania na siebie zdenerwowanego i pełnego dezaprobaty spojrzenia Yurka. Przysłonił sobie nos i usta dłonią, żeby chociaż w małym stopniu odgrodzić się od zapachu.
Zwłoki leżały na podłodze w towarzystwie zaschniętej i skrzepłej krwi i pełzającego robactwa, które powoli wyjadało ciało. Azie poczuł przebiegający po nim dreszcz wywołany obrzydzeniem. Nie odwrócił jednak wzroku. Stwierdzać zgonu nie musiał, bo nawet Przychlast Yury orzekłby, że Pradawny leży nieżywy już od kilku dni, a dziura w głowie była odpowiedzią dlaczego.
Możemy go owinąć w pościel i tak go wyniesiecie. – powiedział, zerkając na kołdrę, która jeszcze w jakiś sposób się trzymała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Yury kątem oka zaobserwował reakcje Levy'ego, a później też jego ucieczkę z mieszkania, ale z jego ust nie padł żaden adekwatny do sytuacji komentarz. W końcu nie odpowiadał za osoby, które w takich chwilach nie potrafiły trzymać nerwów na wodze. Jego uwaga została w końcu przeniesiona na anioła. Skinął krótko głowę w ramach zaakceptowanie tego pomysłu. Zanim jednak wprowadził słowa w czyn, wyciągnął papierosa i zapalił, jakby chcąc stłumić nieprzyjemny smród.
—  Poszukaj czegoś co przynajmniej mogłoby zastąpić w jakimś stopniu mydło — polecił aniołowi, mając złudną nadzieję, że ktoś kto tu pomieszkiwał zaprzyjaźnił się z tą przydatną rzeczą. — Przyda się, gdy przesiąknę tym smrodem — dodał. Jako człowiek wcześniej mieszkający w M-3 dbał o higienę, mimo wiadomych trudności z dostępem do bieżącej, nieszkodliwej wody. Odkąd jednak przyczepił się do niego podręczny hydrant, upierający się, że zajmuje w anielskiej hierarchii zaszczytną pozycję anioła stróża, JEGO anioła stróża mógł pławić się w luksusie, jakim niewątpliwie była czysta woda.
Zdjął z niedbale pościelonego łóżka, coś co służyło właścicielowi mieszkania za  kołdrę, choć była to rzecz jasna prowizorka w najczystszej postaci. Kawałek szmaty, który powinien jednak wystarczać, by zakryć zwłoki Pradawnego. Od widoku rozkładającego się cielska wolał uchronić ciekawskie spojrzenia Desperatów, sam smród był wystarczający wymowny. Zresztą wieść o tym, że przywódca Drug-onów kopnął w kalendarz i bez jego pomocy prędzej czy później się rozniesie wzdłuż i wrzesz, a w tym wypadku później było opcją o wiele atrakcyjniejszą, biorąc pod uwagę bajzel panujący w samej organizacji.  
Owijanie umarlaka nie było rzeczą przyjemną, acz sam Yury był poniekąd do takich czynności przystosowany, przez kilkunastoletnią współpracą z wojskiem. Oczywiście metody S.SPEC pod wieloma względami były bardziej humanitarne.
Odetchnął, gdy ciało Siriona w końcu zniknęło w połach szmaty. Wyprostował się, ponosząc je tym samym z ziemi. Ciężar Pradawnego w żaden sposób nie zaimponował Yury'emu. Był lekki jak piórko, co znacznie ułatwił im podróż na Smoczą Górę. Oczywiście nadal istniały spore szanse, że Levy wróci do swojej lwiej postaci i jeszcze bardziej ułatwi im to zadanie.
Zwijamy się stąd — rzucił do swojego towarzysza, mając nadzieję, że ten mały, depczący mu po piętach dzieciak stanął na wysokości swojego zadania, które skądinąd nie należało do trudnych.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Obserwował wszystko co się wokół niego działo. W sumie to nie było tam nic ciekawego, na czym można by skupić uwagę, zważywszy, że na ciało nie miał zamiaru patrzeć. W mieszkaniu było brudno, co uderzyło w chłopaka momentalnie, gdy przypomniał sobie o wszędobylskim kurzu i robactwie, które się w nim kryło. Azizel nie przepadał za brudem. Źle się czuł w jego obecności, nie mówiąc już o tym, by sam miał być pokryty zabrudzeniami. Anioł zazwyczaj chodził czysty. Zważywszy na fakt, że mógł do woli wytwarzać sobie wodę, z czego korzystał częściej niż powinien, można było powiedzieć, że był najczystszym ze smoków.
Szukanie mydła bardzo mu się spodobało. Lepsze było to, niż zawijanie śmierdzącego, obciekającego i gnijącego ciała w jakieś szmatki. Nie miał ochoty się w tym babrać, a wiedział, że Yurek poradzi sobie z tym doskonale.
Białowłosy zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. W pomieszczeniu znajdowało się dużo różnych bibelotów. Większość w sumie nie nadawała się do żadnego użytku, ale dość ładnie wyglądała, więc Azie nie miał oporów, żeby sobie coś przygarnąć. Znalazł ładny kubek, który na ściance wyrzeźbioną miał kocią główkę. Aniołek pomyślał, że po dokładnym umyciu we wrzącej wodzie naczynie będzie nadawać się użytku. Szybko owinął kubek w jakąś szmatkę i włożył do torby.
Skierował się do małego pokoiku. Pomieszczenie wyłożone było ceramicznymi kafelkami. Było zaniedbane, ale nie wyglądało bardzo źle. Azie wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Podszedł do umywalki i odkręcił kurki. W rurach coś zastukało, ale woda nie popłynęła. Zmartwił się nieco tą sytuacją, bo miał nadzieję, że może w niewielkim stopniu opłucze sobie dłonie. Spojrzał na półkę niedaleko. Znalazł na niej zniszczoną szczotkę, ale fakt ten nie przeszkodził mu na zgarnięciu i jej. Już miał wracać do Yurka, gdy nagle przypomniał sobie, że kiedyś widział lusterka, które miały za sobą ukrytą półeczkę. Delikatnie odsunął lustrzaną powierzchnię i właśnie tam, znalazł to czego szukał. Mydło było zawinięte w jakiś papier, ale anioł rozpoznał je po charakterystycznym, nieco drażniącym zapachu. Wziął zawiniątko i uradowany wrócił do swojego towarzysza.
Mam mydło – pochwalił się wlekąc się za Yurym, którego jednak szybko wyminął, bo nie chciał, żeby cały trupi smród leciał na niego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaklaskałbym, ale aktualnie nie mam jak — sarknął w odpowiedzi, poprawiając truchło i dbając tym samym o to, by nie wyślizgnęło się z pościeli. Uszkodzenie go bardziej nie leżało w zakresie obowiązków Yury'ego. Jedyne o czym teraz biomech marzył to prysznic i chwila sam-na-sam spędzona stricte na odpoczynku. Stracił poczucie czasu i nie pamiętał, ile dni był na nogach. Dzięki usprawnieniom mechanicznym mógł co prawda ignorować zmęczenie, ale na dłuższą metę było to po prostu niemożliwie.  
Stanął w progu mieszkania, zerkając krótko na opierającego się ścianę budynku Levy'ego. Prychnął pod nosem.
Rusz dupsko — odparł, wciskając mu do rąk zwłoki Pradawnego. Sam wyciągnął z kieszeni telefon, który stanowił właściwie jedyny środek komunikacji w tej dziurze. Był to pod wieloma względami telefon dinozaur. Stare, praktyczne urządzenie, którego funkcjonalność dawała sporo do życzenia. Lata świetności miał już dawno za sobą i nadawał się bardziej na antyk w muzeum niż coś innego.
Wystukał na małym ekranie numer alarmowy, którego miał wątpliwą przyjemność wykłóć na pamięć i po napisaniu której, treściwej, niezawierająca właściwie żadnych treściwych informacji w okienku wiadomości, wysłał ją w świat. Schowawszy zdewastowane urządzanie z powrotem do kieszeni, zerknął na zegarek, raczej z przyzwyczajenia, niż faktycznej chęci poznania godziny, wszak ten stanął jakieś dobre parę miesięcy temu.
Pierwsze odcienie nadciągającej nocy spowiły Apogeum. Słońce powoli malało, by w końcu zniknąć za horyzontem, przez co nieznacznie się oziębiło, lecz nadal utrzymywała się duchota. Szanse na dotarcie do Smoczej Góry przed zapadnięciem egipskiej ciemności były bliskie zera i niemal niemożliwie bez środka transportu, z których zresztą sam biomech korzystał jedynie w ostateczności przez nękającą go od czasu zmechanizowania ciała chorobę lokomocyjną. Ironia losu, ktoś mógłby powiedzieć.
Zapalił kolejnego papierosa i zabrał „pakunek”. Czekał ich parogodzinna wycieczka (prawie) w desperackich ciemności, co zdecydowanie nie było zbyt optymistyczną perspektywą. Może faktycznie powinni rozglądnąć się za chodliwym środkiem transportu, by skrócić ten czas do zbędnego minimum.
Zaciągnął się.
No nic.
Może po drodze dopisze im szczęście.
Może.
Przerzucił sobie Siriona przez ramię.
Wracamy.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Poczuł się doceniony. To wystarczyło mu, by jego humor uległ znacznej poprawie. Ruszył przez mieszkanie za Yurkiem, starając się wyprzedzić mężczyznę niosącego truchło Pradawnego. Strasznie śmierdziało. Smród wzmocnił się, gdy tylko ciało znalazło się w górze. Anioł nie chciał nawet przypominać sobie, jak wyglądało miejsce, w którym jeszcze niedawno leżał Sirion. Podłoga tam była sczerniała od gnijącego mięsa i krwi. Po podłodze pełzały różne małe stworzonka, które w tym momencie uciekały w różnych kierunkach, chcąc ukryć się przed światłem. Robaczki spadały również z prześcieradła, w które zawinięto ciało. Wzdrygnął się i przy najbliższej okazji wyminął swojego towarzysza.
Powietrze od razu się poprawiło. Co prawda smród nie ustał, ale przynajmniej teraz dało się oddychać bez krztuszenia się i powstrzymywania odruchów wymiotnych. Włożył ręce do kieszeni, by odgrodzić się i zabezpieczyć, przed dotykaniem czegoś brudnego. Jego wstręt do kurzu i wszelkich zabrudzeń był śmieszny i wydawał się głupi w porównaniu z tym, że Azie nie miał nic przeciwko dotykaniu krwi lub innych substancji pochodzących od żywych istot.
Będąc na zewnątrz, ze smutkiem zauważył, że zaczynało się robić ciemno. Noce na Desperacji były nieprzyjemne. Azie nigdy nie chciałby zostawać sam na noc, dlatego teraz cieszył się, że teraz ma ze sobą dwie inne osoby, które w razie ataku odwrócą uwagę przeciwnika, a anioł będzie mógł wtedy uciec tak szybko, jak będzie mógł. Kolejnym utrapieniem, poza niebezpieczeństwem, była również drastyczna zmiana temperatury.
Nie lepiej przeczekać gdzieś noc? – zapytał. Nie uśmiechało mu się podróżowanie w ciemnościach.

z/t x3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czasami człowiek ma potrzebę włóczyć się gdzieś daleko. I, czasami, ma potrzebę spać. Spać, najchętniej w takim miejscu, gdzie za bardzo nie wieje, gdzie jest jakiś dach nad głową i coś, co można by uznać za zabezpieczenie. Jakieś miejsce lepsze niż przestrzeń gdzie może cię zaatakować wszystko.
Takie miejsce jest szczególnie przydatne gdy jest się najebanym człowiekiem w czasach postapokalipsy.
No nie dali mu się najebać w spokoju w barze, to musiał się z ostatnią butelką zajebanej wódki wyprowadzić i poszukać innego miejsca. Na przykład takiego. Pustego. Względnie zamkniętego. Względnie bezpiecznego, o ile cokolwiek w tym zawszonym świecie może być jeszcze zwane bezpiecznym. No a w każdym razie dające nadzieje, że nikt w tym samym czasie nie postanowi się tam wpakować.

Wazon, dość chwiejnym krokiem, wpakował się do zrujnowanego mieszkania. Przelazł przez graty, obijając się o ściany wlazł do jakiegoś pokoju, znalazł coś, co wydawało się być kupą szmat, trochę podobną do niego samego, i wykopał to w kąt pomieszczenia, po czym się na tym uwalił. Pociągnął solidny łyk wódki i aż zapomniał się skrzywić. A może skrzywił się z odruchu? Średnio kontaktował z rzeczywistością, średnio czaił co w ogóle robi. Ha, ale za to było zabawnie! W pewnym sensie. Chyba. Tak mu się wydawało. W końcu zaśmiał się trochę zachrypniętym głosem, a echo odbiło się po mieszkaniu. To śmieszne jaki straszny nagle wydał się ten dźwięk. Znowu się zaśmiał. Głupie. I zabawne!
Pociągnął jeszcze łyk, oparł się o ścianę, przymknął oczy. Oj, będzie jutro cierpiał. Ale to będzie jutro.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Długo i nerwowo szukała miejsca, które uznałaby za możliwie bezpieczne, tak bardzo chciała wreszcie móc okryć kryształowe ślepia powiekami, spleść razem koronki rzęs i oddać się w objęcia Morfeusza. Była zmęczona, najedzona w prawdzie, ale wyczerpana próbami zdobycia pożywienia, choć sukces napawał ją niemałym zadowoleniem. Pełny brzuch ma jednak swoje prawa, zwykle po posiłku dobrze jest wypocząć. Inaczej nie chciała tego przyznać, lecz dokuczało jej nie tylko zmęczenie. Stara kumpela samotność kroczyła bok w bok z niewielkim, kremowym kundlem, jęcząc potępieńczo o niedoli zapomnienia jaka dosięgnęła jasnooką, o tym jak dawno nie odezwała się do nikogo ani słowem, jak długo przyjmuje ludzką postać tylko do ćwiczeń. O tym, że nikt jej nie pamięta, a i sama Inaczej nie popisała się, uciekając na czterech łapach od przeszłości. Tylko co w niej było, żeby tak uciekać? Co się stało, kogo straciła? Gorzej. Kto może podążać za mną? Wzdrygnęła się, następnie odruchowo otrzepała futro, otulające drobną sylwetkę, zrzucając z siebie nie tylko drobne pyłki i kurze, ale i wyimaginowane troski. To było takie futro, które aż chce się głaskać, aksamitne, czyste, błyszczące, lgnące przyjemnie do dłoni i kuszące, by zanurzać w nim palce. Jakiś czas Inaczej głowiła się, jakim cudem jest ciągle takie błyszczące i czyste, ale znudził jej się ten temat tak szybko, jak większość. Nie miała daru skupiania uwagi. Wstąpiła do mieszkania na długo przed tym, którego, wiedzieć nie mogła, nazywano Wazonem. Może intuicja, wiedząc, że jeśli jej właścicielka będzie dalej tułać się bez kontaktu z dwunogami, oszaleje do szczętu, przyprowadziła ją tutaj. Bardziej prawdopodobne jednak, iż jest to zwykłym przypadkiem. Suka zwinęła się w kłębek, ukrywając zmarznięty nos pod puszystym ogonem i westchnęła ciężko z satysfakcją. Mieszkanie było puste, ciche i bezpieczne, doskonałe na długi sen regenerujący siły. Powiodła spojrzeniem bladobłękitnych, mieniących się kolorami, lecz jakże jasnych, prawie bezbarwnych ślepi po otoczeniu. Nie potrzebowała szmat, podłoga była doskonale wygodna dla takiego stworzenia jak ona, ciepło też było, wszakże psie ciało porosła już zimowa sierść, przygotowując je na nadchodzące mrozy. Torbę jasnooka wciągnęła prawie całkiem pod drobne ciało, chcąc być pewną, że odczuje każdą próbę kradzieży. Jak mogłaby przetrwać bez ubrań i mieczy? Ha, jeszcze jak te odzyskać nie pokazując się ludziom nago? Przerażająca perspektywa. Powoli, leniwie obróciła się na bok, niezgrabnymi ruchami trójkątnego łba narzucając pasek torby na szyję. Każdy kto chciałby ją ukraść, musiałby się zmierzyć najpierw z, w mniemaniu Inaczej, straszliwymi szczękami. Spała mocno, lecz wciąż dosyć czujnie, minęło parę godzin i zdążyła poczuć się wcale wypoczęta, kilka snów przemknęło przez umysł szybkołapej, by odejść w zapomnienie. Kto wie, może któreś były prawdziwymi wydarzeniami z przeszłości, którą tak uporczywie próbowała przywołać? W takim razie kpiły sobie z tej biednej istoty, przychodząc w stanie półświadomości i uciekając, zanim mogłaby je uchwycić w pamięć. Dopiero wtargnięcie intruza wyrwało ją ze snów, burząc poczucie bezpieczeństwa. Nie była jednak taka znowu durna, o nie. Milcząc, wciąż zamarła w pozycji, w której ją zastano otworzyła jedynie oczy, obserwując poczynania przybysza. Człowiek? Bardzo powoli Inaczej podniosła się, pochyliła łeb na wysokość barków i stanęła przed torbą, wpatrując się milcząco, pytająco w Wazona. Wydała z siebie cichy dźwięk na granicy skomlenia i warkotu, ewidentnie domagając się wyjaśnień. Ach, że też w tej postaci nie mogła mówić!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Krok za krokiem. Cichy stukot ciężkich butów o bruk rozbijał się echem przez całe akry niczego. I z ciepłym uśmiechem pośród nicości kroczył Misza, jak zawsze ciepły wobec świata. Istna latarnia w mroku, ognisko w mrozie, ciepły koc w chwilach smutku. Szedł przed siebie bez strachu, czy zwątpienia, mimo, że dłoń bezwiednie znajdowała się na rękojeści noża przytroczonego do paska. W końcu ostrożność nikomu jeszcze krzywdy nie wyrządziła, czyż nie?
Mimo dobrego humoru, odczuwał na barkach wyczerpanie. Czuł coraz bardziej narastające znużenie, gdy każdy krok zdawał się być coraz cięższy do wykorzystania, a każdy oddech zdawał się krótszy od poprzedniego. I wtedy to też dostrzegł mały eden w desperacji. Stary budynek mieszkalny, idealnie dostosowany właśnie do przenocowania. A na dodatek zdawał się nie być na tyle zrujnowany, by istniało zagrożenie zawalenia! Ah, strzał w dziesiątkę! Złapał więc oto Fluffy mocniej za swoje tobołki i bez wahania ruszył w stronę budowli, przestępując wpierw przez stare drzwi, które z przeuroczym skrzypieniem rozwarły się. A chłopak był na tyle nieroztropny, by nie zauważyć świeżych śladów butów odbitych w delikatnej warstwie kurzu.
- Mm… Przynajmniej tutaj nie wieje. Może nie będzie tak źle. - Wypowiadając to, zrzucił z ramienia plecak i ruszył w kierunku opuszczonego mieszkania, w którym znajdował się nijaki Mięśniak V.1.0, oraz pies o bardzo ludzkim zachowaniu. Nim zdążył się poprawnie zastanowić, czy nasłuchać wszedł bez pukania do środka, dopiero przestępując przez próg, rozumiejąc, że jego obecność tutaj nie do końca może być mile widziana. Najpierw skierował wzrok na źródło dźwięku, ergo psa o niezwykle uroczym wyglądzie, a następnie na górę mięśni która popijała coś, co aż tutaj dawało wódką o nie najlepszej jakości. Oho, impreza dopiero się rozkręca, co? Mruknął do samego siebie pod nosem, po czym uśmiechnął się delikatnie w stronę wstawionego mężczyzny.
- Przepraszam za najście. Nie wiedziałem, że zajęte. Pozwolę sobie w takim razie wyjść, o ile to nie problem oczywiście. - A i dopiero gdy skończył mówić, zorientował się jak idiotyczny tekst właśnie z siebie wyrzucił. W duchu już był gotów się skarcić za to niedopatrzenie, nerwowo postukując palcem po pochwie noża, gdy zaczął się odwracać na pięcie w kierunku drzwi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Warkoszczek, potok pierdolonych słów i kończąca się wódka. Co gorsze? Hmm... Pewnie to, że miał być, kurwa mać, sam, a nie w jakimś pierdolonym kurwa mać towarzystwie jebanych idiotów. No jak tu żyć, jak tu żyć? Ha, nieżyć! Dobry żart Wazonie, dobry żart...

Siedząc tak w kącie, wyglądając jak kupa szmat łamane na nieszczęścia, patrzył niemrawo to na jedno stworzenie, to, kurwa, na drugie. Dlaczego? No kurwa, dlaczego? Że też on zawsze musiał mieć takie pierdolone szczęście, już od jebanego początku. Nic, nigdy, przenigdy nie może pójść tak jak powinno, nawet w najprostszych sprawach. Jakaś jebana karma? W sumie to karma by się przydała, taka dla zwierząt, zapchałby temu jebanemu kundlowi pysk... W sumie to może nawet coś miał w ładownicach... Ale kurwa, jutro ma zamiar umierać, nie będzie przecież umierać na pusty żołądek. Więc, psie, pierdol się.
Co do ludzia... Czy pierdolnąć go butelką? Ej, jeszcze jest w niej chyba wódka. Z rozpędu aż pociągnął solidny łyk żrącego napoju, doprowadzając szklane narzędzie do roli ewentualnej broni długodystansowej. Ha, ewentualnej... Pewnej! Jedyna niepewna rzecz, to to, czy trafi.
Ughr, nie, z takiej pozycji to on za chuja nie trafi. Powoli, dość mocno podpierając się ściany, wstał. No, powiedzmy. Od tyłu podpierała go ściana, od lewej druga ściana i tylko w prawej ręce tkwiła nieszczęsna butelka. Mimo tego, że się garbił, mimo tego, że widać było jego stan i mimo tego, że smród wódki wymieszał się z wonią kfiatu tworząc zapach wręcz niesamowicie odrażający, wciąż jego postura mogła wypaść dość przerażająco. Szczególnie, że standardowy kaptur spadł, odsłaniając gębę wyrażającą czyste wkurwienie.
Zamachnął się. Z całą siłą na jaką było go stać posłał butelkę celując mniej więcej w łeb przybyłego. Powinien wypierdalać gdy tylko go zobaczył, a nie odpierdalać jakieś farmazony. Co za imbecyl ostrego stopnia, mutacja popromienna uwsteczniona, szczury laboratoryjne miały więcej instynktu samozachowawczego.

A pies dalej tam był, trochę jak jakiś posążek co go pojeb odlał w idiotycznej pozycji. Ja pierdole, serio, co jest nie tak z tym światem? Czy Wazon nie wystarczająco się starał wyglądać groźnie? Czy serio, kurwa mać, nie mógł samym wyglądem odstraszać popierdoleńców. No kurwa. Tak autentycznie, no kurwa. Załamka, drogi panie, załamka. No jak tak można, no jak...
- Wypierdalać! - wrzasnął w kierunku psa, choć bardziej to brzmiało jak warkot umierającego silnika spalinowego.
W tej samej chwili poczuł się trochę... Nie tak. No bo piesek. Ale w sumie chuj wie, czy ten piesek nie był kolejnym popierdolonym wymordowanym. W sumie chuj wie wszystko. Może go spytamy? Ej, chuju, wiesz coś o tym? Niestety nie, psze pana, tak na prawdę nic nie wiem. A to chuj, no kurwa, nic nie wie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dłuższą chwilę stała i patrzyła, jak obcy miota butelką w tego drugiego obcego i w swej nienawiści do istot ludzkich, a szczególnie męskich, nawet jej się to spodobało. Tak, jebnij mu. Popatrzę, fajnie będzie. Dołączę się może..? Wytłuczcie się nawzajem i idźcie stąd. Byłam tu pierwsza. Nieświadomie Inaczej zaczęła nawet kołysać puchatą kitą ogona, wodząc wzrokiem od tego napakowanego, do tego co robił wrażenie sieroty. Mogłaby pozbawić przytomności któregoś z nich, ale co to za zabawa? Balansując między zdenerwowaniem, a zwykłą ekscytacją szybko obróciła się wokół własnej osi i wróciła do pozycji wyjściowej. Jeszcze moment tak postała, aż do świadomości dotarł wrzask Wazona, podnosząc aksamitne futro najpierw na barkach, następnie długim pasem wzdłuż kręgosłupa i jeszcze trochę, na lędźwiach. Sztywno zawinęła ogon na kształt precla, próbując robić wrażenie większej. Wyglądało to co najmniej debilnie, bo przecież mierzyła czterdzieści centymetrów, a ważyła około dziesięciu kilogramów. Co ona mogła? Poszczekać? Pewnie.
Wyszczerzyła kły i zaburczała ostrzegawczo, jednocześnie starając się bardzo szybko przetworzyć informacje. Którego pozbawić przytomności? Tego większego? Kurwa, zobaczą moje cycki. Nie no kurwa, nie. Nie było opcji, nie mogła posłać w nieświadomość obojga i spokojnie się przebrać, z resztą, co tam, może powalczyć nago. W końcu to faceci, buce, może ich to rozproszy? Na wyjęcie mieczy wystarczy parę sekund, ten bardziej niebezpieczny jest pijany. Jakoś to będzie. Z tą myślą dokonała przemiany, szybkim ruchem poderwała torbę z podłoża i wyszarpnęła z wnętrza miecze, nie przejmując się za bardzo swoją nagością.
- ODWRACAĆ SIĘ, PSIE SYNY! - Ha, Inaczej nadawałaby się do wojska jak nic, głos miała mocny i donośny. - Muszę się ubrać. - dodała już ciszej, brzmiąc lekko zawstydzeniem. No co? W końcu kobieta, ma prawo do prywatności. Miała nadzieję, że posłucha chociaż jeden, drugiego może na tę chwilę posłać w nieświadomość. Wolałaby w prawdzie nie, nikt nie gwarantował, że nie będą mieli blokady umysłu i nie skończy się na kolejnym paskudnym krwawieniu. Są jednak pozytywne strony, nie pobrudzi ubrań, o nowe trudno. Ileż razy w psiej postaci musiała bawić się w kradzieże ubrań? Ciekawe, co musieli pomyśleć okradani, gdy puszysty biały piesek zwiewał przez pole z ich praniem. Większość była tak osłupiała, że nawet nic za nią nie krzyczeli. Problem wynikał z rozmiarów jej psiej postaci, ciężko było znaleźć pranie wieszane w jej zasięgu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach