Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down



Oczywiście, że palące się ubranie karła wzbudziło niemałe zamieszanie i popłoch wśród zebranych wokół Lilo osób. Wszystkich poza oczywiście samym karłem. Ten stał niewzruszony, pozwalając by ogień trawił jego ubranie. Z tego wszystkiego najstraszniejsze okazało się być parę chwil później.
Karzeł okazał się być androidem. Ogień palił dalej, topiąc przykrywkę jego twarzy i odsłaniając cały metal. A kiedy krople rozgrzanego materiału skapywały na chodnik, ten wyciągnął swoją dłoń i chwycił cokolwiek co należało do Lilo i było w zasięgu. Chociażby ramię. I trzymał, w dosyć silnym uścisku.
Anielica o ile nie miała odporności na elektryczność, ostatnie co mogła poczuć to nagłe kopnięcie prądem, poprzedzone błyskiem na dłoni droida.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przez chwilę miała nadzieję, że jej plan zadziała. Gdyby reszta bandy skupiła się na ugaszeniu szefa, dziewczyna miałaby szansę zwinąć się stamtąd w mgnieniu oka. Żałowała tylko, że w mieście nie mogła użyć skrzydeł. Było to za bardzo ryzykowne i ściągnęłoby na nią zbyt wiele uwagi. Już i tak wiele ryzykowała, używając nadnaturalnych zdolności przed zwykłymi obywatelami. Jak się za to okazało, nawet nie wszyscy z nich byli ludźmi.
Chciała się cofnąć, jednak niziołkowi udało się złapać ją za rękę. Mogłaby użyć mocy zmiany kształtu aby się wyswobodzić, jednak android okazał się być zbyt szybkim przeciwnikiem. Impuls elektryczny z całą swoją mocą przebiegł przez organizm anielicy. Krzyk bólu uwiązł jej w gardle; ciało samo z siebie zareagowało, mimo woli dziewczyny wytwarzając ogień w ostatniej chwili jej świadomości. Krąg płomieni w jednym momencie otoczył ją na wysokości ramion i z prędkością błyskawico rozszedł na boki, znikając, gdy tylko napotkał na swej drodze przeszkodę. Sama zaś Lise bez zbędnej zwłoki utraciła świadomość, zwisając z wyciągniętej ręki herszta bandy jak szmaciana laleczka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down



Dobra, to wcale nie tak, że odpisuję po prawie miesiącu ;_;

Trudno powiedzieć czy po obudzeniu się dalej śniłaś, czy to naprawdę się dzieje. Nie byłaś ani związana, ani pokaleczona (poza przypaloną skórą na ramieniu), a na dodatek leżałaś na niskiej jakości materacu, ale zawsze. Otoczenie przypominało melinę - mały metraż, obdrapane i popękane ściany, plamy po kawie na pogryzionym przez mole dywaniku, jakiś stolik, który swoje lata ma i dziura w oknie.
Widok za oknem kompletnie nie podpowiada ci gdzie jesteś, bo wszystko jest otoczone tak gęstym dymem, że można byłoby z tego zrobić zupę. Jedyne czego ci brakowało, to nieotworzonej koperty w kieszeni, o ile w ogóle zauważyłaś, że znikł.
Drzwi były lekko uchylone, przez co do pomieszczenia wpadało nieco światła.

Notka od mg: za moją zwłokę masz prawo do jednej mocnej podpowiedzi, którą wplotę w fabułę jak poprosisz.


                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po prostu za karę odpiszę Ci godzinkę po Twoim ostatnim poście

Pierwszą myślą po przebudzeniu był błysk irracjonalnego lęku. Nie wiedziała gdzie jest, przez co każda opcja przychodząca do głowy brzmiała coraz to gorzej i gorzej. Rynsztok? Piwnica handlarza dziećmi? Laboratorium S.SPEC? Co jedno, to straszniejsze. Kiedy jednak wizja przestała się tak niemiłosiernie rozmywać i skupiła wzrok, dostrzegła nieduży pokoik. Brzydki jak noc, ale gdy rozejrzała się dookoła, była sama. To dawało jej nieco swobody do zastanowienia się nad swoim położeniem. Najpierw sprawdziła swój strój, kieszenie i ewentualne obrażenia. Poparzona ręka wyraźnie sugerowała, że porażenie prądem pozbawiło ją przytomności, zaś brak schowanej wcześniej do kieszeni zauważyła wkrótce. Zmartwiło ją to - miała nadzieję prędzej czy później sprawdzić jej zawartość, a tak została owej możliwości pozbawiona.
Wstała z materaca i przeszła się po pomieszczeniu. Wyjrzała przez okno, ale szybko cofnęła się od kłębów dymu. To mgła, czy coś było w stanie nasyfić w powietrzu aż tak bardzo? Obróciła się w kierunku drzwi. Były uchylone. Uchylone! Nie zamknięte na klamkę czy zamek, ale odrobinkę otwarte. Bardzo dziwne zjawisko po tym, jak została rażona prądem, przeszukana, ograbiona i wywieziona Bóg jeden wie gdzie. Powoli podeszła do wyjścia i ostrożnie wyjrzała na zewnątrz - na tyle, na ile mogła sobie pozwolić bez znacznego poruszania drzwiami. Cholera jedna wie, co mogło się kryć za nimi i jak niebezpiecznie było na zewnątrz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down



Korytarz wyglądał jak jeden z tych, co są w małych, opuszczonych hotelikach. Takich idealnych na początek horroru. Stara, niemodna tapeta w pastelowe kwiatki odłaziła nieco od sufitu, skrzypiące deski pod stopami, śmierdząca, toksyczna farba odłażąca od framug drzwi. W dodatku korytarz był długi, ale były tylko trzy lampki, dające znikome światło, wobec czego było sporo ciemnej przestrzeni. Na całe szczęście nikogo nie było. Pozostałe drzwi na korytarzu w liczbie sześć były zamknięte.
Jeśli już wyszłaś na korytarz, zauważyłaś coś dziwnego - na twoich drzwiach, oraz tych na przeciwko które widziałaś były namalowane jakieś dziwne symbole. Na dodatek, na twoich drzwiach pisało "łowca", a na tych naprzeciw pisało "zarażony".
Najwyraźniej ktoś się w coś tutaj bawił.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ta cała sytuacja zaczynała zdawać się naprawdę podejrzana. wystarczyło wyjrzeć na korytarz - nikt nie pilnował drzwi. W dodatku te były opisane tak, jakby klasyfikowano mieszkańców na podstawie rasy... tylko że wtedy napis na pokoiku, w którym się obudziła, nijak miał się do tego, kim była. Zresztą skąd jej porywacze (bo tak ich teraz w myślach nazywała) mogliby wiedzieć, do jakiego gatunku należy? No chyba, że odgadli jej przynależność do rebelianckiej organizacji, ale to również nie było takie proste. Musieliby odnaleźć umieszczony na jej ciele malutki symbol Łowców, a do tego znać jego rzeczywiste znaczenie.
Nie podobało jej się to wszystko, ale siedzenie na miejscu wydawało jej się być aż nazbyt idiotyczne. Nie miała pojęcia, co teraz zamierzano z nią zrobić ani nawet gdzie się znajdowała, a powinna mimo wszystko wrócić do domu. Perspektywa przygody z zaskoczenia nie nęciła jej ani trochę, więc równie dobrze mogła spróbować znaleźć jakieś wyjście z tego budynku, a dalej - drogę do dowolnego znanego sobie miejsca, by mogła wrócić do podziemi. Licho jedno wie, jak długo była nieprzytomna i nie było z nią żadnego kontaktu. I tak nawet gdyby ktokolwiek zauważył jej dłuższą, podejrzaną nieobecność, nikomu się nie opowiadała dokąd idzie i po co. Na pomoc z zewnątrz nie miała co liczyć - musiała działać samodzielnie.
Powoli i ostrożnie przeszła przez korytarz, rozglądając się naokoło. Interesowały ją przede wszystkim napisy na pozostałych drzwiach, a od ciemnych okolic pomieszczenia starała się trzymać jak najdalej. Na samą myśl o tym, że światła z małych lampek mogłoby w którejś chwili zabraknąć, niewidzialna pięść ścisnęła jej serce. Mimo tego zamierzała trzymać się w sobie i nie tracić nadziei. W końcu z tej sytuacji musiało być jakieś wyjdzie i była zdecydowana prędzej czy później je odnaleźć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na kolejnych drzwiach widniały odpowiednio plakietki z napisami:
"Lekarz"
"Najemnik"
"Brukselka"
"Liselotte"
Te ostatnie z imieniem anielicy były nieznacznie uchylone. Wydobywała się zza nich mdłe, chłodne światło, jakby jego źródłem był telewizor lub ekran monitora.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lekarz. Najemnik.
Brzmiały podobnie jak owa tabliczka z napisem "Łowca" na drzwiach pokoiku, z którego wyszła. Swego rodzaju opis, chociaż zastanawiało ją, czy ktoś rzeczywiście troszczył się o tak precyzyjny przydział pomieszczeń.
Brukselka.
Moment, co? Przecież brukselka nawet nie przypomina istoty ludzkiej. A więc pierwszy trop mógł być błędny, może po prostu jakiś szaleniec dodał kompletnie losowe napisy do każdych drzwi zamiast numerów pokoi. Bo jak inaczej wytłumaczyć to nietypowe zjawisko?
Liselotte.
Stanęła jak wryta, wpatrując się w kolejne litery. Nie było mowy o pomyłce - wszystko przeczytała dobrze. Zamrugała, przetarła oczy, nawet delikatnie uszczypnęła się w ramię - nadal nic. Napis jak był, tak był i wcale nie chciał jawić się inaczej. Skąd ktoś mógł wpaść na tak mało popularne imię i umieścić je na drzwiach? Biorąc pod uwagę obecną populację znalezienie jakiejś innej Liselotte graniczyło z cudem; nawet tysiąc lat wcześniej jej imię nie było szeroko stosowane.
Coś było zdecydowanie nie tak.
Ostrożnie podeszła do drzwi, starając się zajrzeć do środka. Każdy, choćby niewielki ślad ludzkiej obecności skłoniłby ją do natychmiastowej ucieczki, ale jeżeli nikogo nie zauważy - uchyli drzwi do pokoiku i zerknie do środka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po zajrzeniu do pokoju Lisolette mogła dostrzec stojący przy ścianie telewizor w którym leciała reklama batonika "tygrysa". Dźwięk był wyłączony, lecz w głowie anielicy dźwięczała pocieszna melodia. Naprzeciwko telewizora stała wersalka, a przed nią niski stolik do kawy z pełną miską popcornu. W głębi pokoju stało nieludzko długie biurko. Miało chyba z półtora metra długości. Nikt przy nim nie siedział. Pokój był pusty
- Czekałem, Panno Merricks. - Odezwał się nagle męski, niski głos zza pleców anielicy. Należał do stojącego w korytarzu czarnoskórego, łysego mężczyzny w czarnych okularach oraz czarnym, skórzanym płaszczu do ziemi.
- Świat nas potrzebuje. - Oznajmił z powagą. - Mam nadzieję, że posiadasz list, Panno Merricks. - Koperta, która zniknęła w kieszeni w tym momencie, dziwnym trafem, była trzymana przez anielicę w ręce. Prócz zmieszania Lilo mogła odnieść wrażenie, że ten lit to coś co miała właśnie przekazać temu czarnoskóremu mężczyźnie.
-Panno Merricks...?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rozglądała się po pokoju, ale nie dostrzegła nic szczególnie przyciągającego uwagę. Ot, mało ambitna reklama, jakiś popcorn, zupełnie jakby ktoś w przerwie filmu poszedł po więcej picia. Tylko głowa anielicy znalazła się w pomieszczeniu, przechylona delikatnie zza drzwi. Dopiero obcy głos tuż za plecami ją wystraszył nie na żarty; od razu się wyprostowała i odwróciła ku jego źródłu, starając się zachować możliwie jak najmniej przerażony wyraz twarzy.
- List? - zdziwiła się, gdyż przecież nie miała pojęcia kim jest ów mężczyzna i o czym może mówić. W tym jednak momencie zauważyła, że trzyma kopertę w ręce, choć wcześniej wcale jej tam nie było. Magia? Sen? Halucynacje? - Aaa, list. - Uśmiechnęła się niepewnie, udając że ogarnia cokolwiek co się do niej mówi.
- P-proszę - wydusiła w końcu, podając kopertę mężczyźnie. Przypatrywała mu się uważnie, próbując przypomnieć sobie, czy może skądś go znać. W końcu posługiwał się jej nazwiskiem, a więc musiał jakoś ją kojarzyć. To i jej imię na drzwiach nie mogło być przypadkowe, a równocześnie nie mogła znaleźć żadnej logicznej przyczyny dla swego położenia. Może ten impuls elektryczny, który wcześniej pozbawił ją przytomności, coś jej poprzestawiał w mózgu?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czarnoskóry mężczyzna z nieodgadnionym wyrazem twarzy roztworzył kopertę. Zerknął do niej dyskretnie, tak, że tylko on mógł widzieć co się w niej znajduje. Zadumał się poważnie i...odetchnął z wyraźną ulgą wyciągając zaraz potem bilety. Wyglądały, jakby dotyczyły jakiego koncertu.
- Już myślałem, że nigdzie ich nie dostanę. Dobrze się spisałaś panno Merricks, a teraz zapraszam do środka. Musimy omówić coś ważnego. - Spoważniał i zapraszającym gestem zaprosił anielicę do wnętrza. Zaraz potem sam wszedł i wolnym krokiem podszedł oo biurka. Zasiał na obrotowym krześle i położył kopertę z biletami na blacie. - Mógłbym prosić, panno Merricks, o wyłączenie telewizora? - Zapowiedział po czym zabrał się za wyciąganie z szuflady biurowej lampki. Zapalił ją gdy w pokoju zapadła ciemność, sprawiając że była ona jedynym źródłem światła. - Hm, myślę, że możemy zaczynać, proszę się nie obawiać, to standardowa procedura. Proszę podejść bliżej...o, tak, idealnie. Proszę tak zostać. - Mówił, nakazywał. Chrząknął, przywdziewając poważny wyraz twarzy.
- Jak już pewnie wiesz, panno Merricks jetem Morteusz. Znajdujemy się tutaj nie bez powodu - znajdujemy się tutaj by walczyć. Pytanie jednak brzmi, Panno Merrick, czy jesteś w stanie podjąć wyzwanie i wyrwać się z tej ułudy? Ten świat w którym obecnie egzystujemy nie jest prawdziwy. Jest wytworem maszyny, eleganckim oszustwem za którym kryje się tragedia wielu istnień. Teraz, wraz z Pani pomocą możemy zakończyć to szaleństwo. Pytanie brzmi, Panno Merrick, czy jest pani z nami - wyciągnął dłoń z różową tabletką - czy przeciwko nam - odsłonił dłoń w której skrywał żółtą i czekał. Lilo faktycznie powoli jakby wszystko w pewien pokrętny sposób zaczęło się jakby układać w głowie. Zaczęła nawet odnosić wrażenie, że to gdzie się obecnie znajduje to odpowiednie miejsce. Tak, to ten czas i miejsce gdzie zdecydowanie powinna się znajdować. Przeznaczenie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach