Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

 I wanna feel like you've let me go. [Alicja] Tumblr_n5vno2YsM51rdf0r8o1_500

MG: Marcelina~
UCZESTNICY: Alicja.
CEL: Moc porozumiewania się ze zwierzętami.
POZIOM: Łatwy/średni.

_______

Gdy otworzyła oczy, świat, w którym się znajdowała, zniknął. Kolorowe krajobrazy, wszechobecne szczęście i ani śladu cierpienia rozpłynęły się w chwili, gdy ta otrząsnęła się i dostrzegła zupełnie inny niż w snach obraz.
Była noc. Siedziała przy sporym ognisku w drewnianej, sporej altance. Koło niej miejsce zajmowali przeróżni ludzie, niektórzy w kapturach, inni bez. W milczeniu trzymali długie kije, na końcu których nabite były martwe szczury.
Po dłuższej chwili zaczęli oni cichą rozmowę. Alice czuła potworne zimno, dlatego przysunęła się trochę do ogniska, ogrzewając się. Postacie wydawały się nie przejmować jej obecnością. Nadal rozmawiały o czymś, czego ona nie mogła zrozumieć. Wspominały coś o katastrofie, bombie jądrowej, politykach, hitlerze, Bogu, rynsztoku, patelni... podejrzani ludzie.
Gdy rozejrzała się wokół, dostrzegła jedynie mroczne cienie gęstych sosen. Chyba nie warto było stąd odchodzić.

____
Nie masz nic przy sobie.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pierwsze, co poczuła, to zimno.
Wyciągnęła rękę, by otulić się szczelniej kołdrą - od kiedy w czerwcu są takie temperatury? Dłonią jednak nie natrafiła na ciepły materiał, a na brudną ziemię.  Otworzyła niepewnie oczy i próbowała zrozumieć to, co tu się dzieje. Podkuliła pod siebie nogi i objęła je.
Nie czuła się zbyt dobrze w tym miejscu.
No shit, Sherlock.
To po prostu małe zaskoczenie. W końcu niezbyt często budzi się w takim... innym miejscu, niż tam, gdzie zasypiała. Mogła rozumieć - kuchnia. Może łazienka, a nawet ogród. Ale... to?  Drżącą ręką odgarnęła włosy z twarzy i rozejrzała po otaczających ją ludziach. Nie wyglądali na szczęśliwych. Kątem oka zauważyła że to, co wcześniej wzięła za kiełbaski na patyku, okazało się szczurami. Zamrugała, ponownie się rozejrzała i wolno obciągnęła rękawy bluzy, by zasłonić tatuaże. Dłoni nie mogła zasłonić, ale nic to. Wolałaby się kompletnie nie wyróżniać w tym miejscu, niestety było to niemożliwe.  Nie ma zamiaru teraz panikować. Po prostu... wpasuje się i poczeka na rozwój wydarzeń.
Przysunęła się bliżej ogniska, łaknąc ciepła. Jednocześnie próbowała trzymać się jak najdalej od martwych szczurów. Była wegetarianką, ale nie jakąś fanatyczną, żeby zacząć się głosno oburzać.
Zaczęła słuchać ich rozmów. Traktowali ją jak swoją, a może nie zauważali jej nieobecności? Tym lepiej. Nie przykładała zbyt dużej wagi do słów tych ludzi, aż usłyszała jedno nazwisko.
Hitler?
Dziewczyna zerknęła na zakapturzone postacie. Doskonale wiedziała, kim była ta osoba. Co prawda II wojna światowa wybuchła więcej niż tysiąc lat temu, ale była bardzo znana i zostały książki na jej temat. Oczywiście nie można było ich spotkać w normalnej księgarni, ale w anielskiej bibliotece...?
Nie wiedziała też wiele. Jedynie to, że z jego powodu umarło 50 milionów ludzi i był bardzo złym człowiekiem. Chwila, chwila...
Dlaczego ludzie rozmawiają o tym dyktatorze? Przecież teraz się o tym nie mów.
Uwaga, prosimy o chwilę ciszy. Panna Alicja Wieczorek łączy fakty.  Szczury na patyku. Zimno. Hitler. Bomby. Patelnia brzmiała bardziej przyziemsko, ale...
- Przepraszam - powiedziała cicho, po chwili jednak podniosła głos. - Przepraszam, który dzisiaj jest dzień?
Normalny dzień 3002 roku. Albo to może sen? Tak, na pewno sen. Bo co innego?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Postacie zdawały się nie zauważyć Alicji. Gdy ta się odezwała, zapadła cisza. Wszystkie oczy zwróciły się ku niej. Po chwili jednak zupełnie straciły zainteresowanie dziewczyną i ponowiły rozmowę. Jedna z nich zwróciła się jednak ku niej, przysuwając się trochę. - Załóż kaptur. - powiedziała cichym, męskim głosem, po czym odsunęła się z powrotem.  - Dobrze Ci radzę. A dzień mamy 20 sierpnia 1939. - dodała, w końcu zwracając głowę ku swoim towarzyszom.
Świeżutka noc wskazywała na kończący się ten dzień. Alicja zorientowała się to przez słońce, które - co prawda - już dawno schowało się za horyzont, jednak jego nieśmiałe promienie widniały na zachodzie, uciekając przed stadem nocnych wilków.
Ciepło ogniska w końcu uspokoiły Alicjke na tyle, że ta rozluźniła się i poczuła, jak powieki stają się coraz cięższe. Walczyła z tym uczuciem dobre piętnaście minut, bojąc się, że gdy zaśnie, postacie wokół zrobią jej coś. Albo stanie się coś, co lepiej, by nie zdarzyło się podczas snu.
W końcu jednak poddała się i zasnęła, czując, jak głowa opada jej na ramię...
***
Nie miała pojęcia, ile trwał regenerujący sen. Czuła się teraz wspaniale - wypoczęta, pełna sił i gotowa do działania. Wystraszył ją troche fakt, że... była tu sama. Zakapturzone postacie zniknęły, po ognisku pozostał jedynie popiół, a garnek, w którym wcześniej gotowali coś zapewne obrzydliwego, leżał kilka metrów dalej. Był przedziurawiony, jakby ktoś wbił go na pal, lub... przestrzelił. Słońce tym razem śmiało wzbijało się ku górze, rozświetlając drogę. Alicja była w jakimś lesie, to pewne. Teraz jednak czuła się śmielej, drzewa nie napawały jej pierwotnym lękiem, po cieniach nie było śladu.
Nastał kolejny, piękny, letni dzień... W końcu ruszyła, idąc lekko wydeptaną ścieżką. Jak się okazało, szła śladem tamtych ludzi w kapturach - już po godzinie drogi natknęła się na kolejne ognisko i kolejny przestrzelony od spodu garnek. Wszystko to robiło się coraz bardziej podejrzane...
Gdzieś za drzewami dostrzegła pierwsze budynki. Rozległo się wycie syren...
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie czuła się tu bezpiecznie.
Chciała wrócić do domu i to teraz. Z drugiej strony, być może to Bóg ją zesłał tutaj? Innego wytłumaczenia nie ma. Ma misję do wykonania i musi jej sprostać czoła.
- ... 39'? - powtórzyła głucho, jednak zbyt cicho, by ktoś to usłyszał.
Machinalnie nałożyła na głowę kaptur i skuliła się mocniej.
Nie jest dobrze.
Ale co zrobić? Jeżeli jej obecność tutaj może kogoś uratować, to Ali da radę. W końcu jest aniołem, prawda?
Trzeba mieć plan. Tak, to najlepsze, co w tej chwili może zrobić.
Po pierwsze, nie może ujawnić, kim jest. I co wie. Do rozpoczęcia wojny ma około dziesięć dni. W tym czasie musi wrócić do domu, bo inaczej zagraża jej śmiertelne niebezpieczeństwo. A jeżeli nie... Pójdzie do partyzantki. Jaki to jest kraj? Wiele wiedziała o Polsce, w końcu to jej pasja. Ale nic o innych krajach. Jeżeli będzie zagrożone jej życie, to się pojawi. W tych czasach objawienie się jako anielica z pewnością przysporzy jej dużo popularności. Chyba, że  niemieckie wojsko ją zobaczy, wtedy pewnie ją zabiją. Jednoczesnie jednak... może ze swoją wiedzą będzie potrafiła zatrzymać działania wojenne? Ale może przecież umrzeć. Och, czemu to takie skomplikowane?
Trudno powiedzieć, czy chciałaby wrócić do domu. Bóg miał jakiś plan, zsyłając ją tutaj i nie spocznie, póki go nie wypełni. Jednocześnie jednak bała się, bardzo. Bała się ludzi, śmierci i tych dziwnych czasów, dla niej tak innych od jej znajomego M3 i Edenu.
W końcu zasnęła.

*
Drobna i choć trochę brudna, jednak nader zgrabna stopa poruszyła się. Alicja otworzyła oczy i wytatuowanymi dłońmi przetarła zielone ślepia. Czuła się świetnie. Zbyt świetnie, jak na noc spędzoną na ziemi. A może to był sen? Może...
Nie.
Była sama.
Trochę ją to zaniepokoiło. Wstała szybko i przeciągając się, rozglądnęła.  Zobaczyła dziurawy garnek i wydeptaną ścieżkę. Las był pełen życia i dziewczyna słyszała odgłosy ptaków i szmer liści. Uspokajało ją to - dawało złudną nadzieję, że to zwykły las w Eden. Może to próba? Może każdy anioł zostaje poddany czemuś takiemu, żeby go sprawdzić?
Poszła ścieżką. Czuła się... dobrze. Na razie oddalił się strach - chłonęła naturę. Zawsze świetnie czuła się w lesie. Zaczęła biec. Kondycję miała dobrą, także nie sprawiało jej to kłopotu. Jedną z jej pasji jest freeruning - dziewczyna dużo potrafi, jednak daleko jej do mistrzów. Rozpędziła się i zrobiła jeden ze znanych jej tricków. https://youtu.be/LVILaXvspcU?t=43
Dalej poszła już spokojniej. Po jakimś czasie natrafiła na kolejne ognisko i kolejny podziurawiony garnek.
Co?
Nie zdążyła się nad tym zastanowić - Ali podskoczyła, słysząc syreny. Popędziła w stronę budynków.
Głupia, głupia...
Powinna uciec. Schować się.
Strach jednak nią jeszcze nie zawładnął, panna Wieczorek pobiegła w stronę budynków. Była gotowa w każdej chwili rozwinąć skrzydła czy zrobić unik.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

*Kurde mol, tam miało być 29* sierpień. >.>*

Owszem, powinna była uciec.
Potknęła się o wystający kawał jakiegoś drutu.
Upadła na ziemię, odruchowo wystawiając ręce do przodu. Poczuła uderzenie, pył uniósł się w powietrze. Świat na chwilę zamarł, zapanował spokój. Spokój, który był ciszą przed burzą. Ale ta instynktownie wiedziała, że MUSI się gdzieś schować. Właściwie powinna zrobić to już wcześniej...
Kątem oka zauważyła ruch w pobliskim zniszczonym, starym budynku. Wstała szybko, czując ból w okolicach kolana. Ruszyła w tamtą stronę, licząc w głębi, że znajdzie schronienie.
Ale każdy, kto znał historię Polski wiedział doskonale, że przed tym praktycznie nie było wtedy ucieczki. Szczególnie, gdy pechowo znalazłeś się w samym środku koszmaru, który właśnie teraz się rozpoczął.
W końcu przekroczyła progi z pozoru małego budynku. Okazał się przejściem podziemnym, korytarzem w nieznane. Panował tu półmrok, jeszcze dalej zupełna ciemność. Z duszą na ramieniu spojrzała w nią, dostrzegając nagle jakiś ruch. W pewnym momencie z cienia wysunęła się wysoka postać odziana w podarty mundur, z ogromną blizną na twarzy i z grubą opaską na oku. Pomimo widocznych ran poruszał się znakomicie. Był zwarty i gotowy. - Witaj, aniołku - rzucił ironicznie, śmiejąc się pod nosem, co było dość niepokojące. - Mamy zadanie do wykonania. - po tych słowach sięgnął po buteleczkę z wewnętrznej kieszeni płaszcza, którą natychmiast opróżnił. Wtedy Alicja dostrzegła znamię na jego szyi - podobne posiadały tamte postacie przy ognisku, przy których się obudziła, o czym dopiero teraz sobie przypomniała. - Od samego Boga.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wystartowała zbyt szybko. Powinna biec nieco wolniej, jednak bardzo jej się śpieszyło. Poskutkowało to upadkiem. Alicja głośno wciągnęła powietrze, czując pulsujący ból w kolanach. Próbowała jednak nie zwracać na to uwagi - musiała biec. Schować się gdzieś, gdzie będzie bezpiecznie.
Bała się niesamowicie, ale coś musiała zrobić. Nie była typem osoby, który akurat w tej sytuacji spanikuje. Doskonale zdawała sobie sprawę, że musi coś zrobić, żeby przeżyć. co prawda wiele nie rozumiała - słyszała strzały, krzyki, ale wydawało jej się, że jest tak jakby od tego oddzielona. Nie czuła tej sytuacji, miała wrażenie, że to ją omija. Ale biegła, mają wrażenie, że jest w wielkiej bańce mydlanej, a wszystkoe odgłosy z zewnątrz są zagłuszane.
Zapewne był to szok.
Weszła do jakiegoś małego budynku - nie sprawdziwała nawet, czy to nie jest kogoś dom. Zaglądnęła niepewnie w ciemność, ale nie miała wyjścia - musiała pójść dalej.
Odskoczyła w tył, gdy przed Ali pojawiła się jakaś postać. Bardzo dziwna na dodatek, a do tego nieco niepokojąca.
Szczególnie ta blizna na twarzy i opaska...
"Aniołku"
Hm?
Zamrugała kilka razy, mimowolnie otwierając oczy. Bańka mydlana pękła.
- Skąd wiesz, że jestem aniołem? - zapytała, zaciskając wytatuowane dłonie w pięści. - I jakie zadanie?


// wybacz za krótki post. Smutne przygotowania do szkoły. D:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zakapturzona postać chwyciła przerażoną teraz Alicję. Anielica dostrzegła podejrzany błysk w oczach nieznajomego. Zrobił to niesamowicie sprawnie i płynnie - widocznie również nie był człowiekiem. - Jestem Illuvatar. Chodź ze mną. - jego głos by niesamowity. Odgarnął delikatnie kaptur z twarzy, nie odsłaniając jej jednak. Wtedy właśnie Alicja dostrzegła niezwykłą głębię szarości, jaka zdobiła jego oczy, w których źrenica przypominała bardziej tą kocią bądź nawet jastrzębią, aniżeli ludzką czy anielską.
Chwycił ją za rękę na tyle delikatnie, by ta nie poczuła żadnego bólu czy dyskomfortu, lecz wystarczająco mocno, by nie mogła jej wyrwać i zaprotestować. Pociągnął ją w stronę ciemności. Była tak gęsta, tak nienaturalna, że dziewczyna nie widziała kompletnie nic, nawet własnego nosa. Poczuła się dziwnie, w końcu błądzenie po ciemku z zupełnie obcym, podejrzanym gościem nie należało do najprzyjemniejszych w tamtych chwilach czynności...
Nagle uderzyło ją ostre światło, a do uszu dotarły wcześniej świetnie tłumione przez grube ściany dźwięki. Odgłosy wojny.
Ale nie takiej do końca normalnej. Nie takiej do końca wojny, jaką znali z historii czy z obrazków. Wszędzie krew, wszędzie porozrzucane ciała. A na horyzoncie armia.
Armia krwiożerczych bestii wysysających krew z każdej napotkanej istoty.
Wampiry.
W ogromnym stadzie parli naprzód, w zastraszającym tempie łapiąc i wysysając krew z zupełnie przypadkowych, przerażonych osób. Niektóre powstawały, inne stawały się ghoulami, co tylko potęgowało apokalipsę.
Byli coraz bliżej dwójki...
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Illuvatar - powtórzyła słabym głosem.
To wszystko było szalenie dziwaczne, a do tego dokwierał jej ciągł stres. Socjofobia nie była dla niej zbyt łaskawa. No i ten głos... No cóż. Alicja nie krzesło, miło było posłuchać takiej niesamowitej barwy głosu. Zwróciła również uwagę na te oczy, nie do końca... przyjazne? Raczej przypominały jakiegoś łowcę. Kota?
Drgnęła, czując jego dotyk. Miała ochotę sie odsunąć, ale ten z pewnością by na to nie pozwolił, więc Ali musiała pozwolić się prowadzić.
Mimowolnie wyciągnęła rękę, próbując odgarnąć sprzed oczu ciemność. Była nieco przerażająca... Właściwie wszystko tutaj było dziwne.
No bo właściwie co ona tu robi?
Uderzył ją ten oczywisty fakt - wcześniej aż tak się nad tym nie zastanawiała.
Potknęła się, lecz po kilku sekundach udało jej się utrzymać równowagę.
Po co ona tu trafiła? To znaczy pewnie Bóg miał jakąś misję dla niej - ale czy to znaczy, że wrócił na ziemię? Czyżby panna Wieczorek dostąpiła zaszczytu cudu?
Och, przecież to niemożliwe.
Alcia to tylko zwykła, delikatna anielica. Nie jest zbyt bojowa czy mądra. Po prostu... jest. No  i właśnie ją Bóg miał wybrać? Pewnie zaszła jakaś pomyłka. Chociaż z drugiej strony... Bóg się nie myli.
Nie potrafiła ogarnąć umysłem tego, co tu się dzieje, więc postanowiła po prostu to zaakceptować, poczekać biernie na rozwój wydarzeń.
Wreszcie wyszli na zewnątrz. Uderzyło ją ostre światło, dziewczyna musiała aż przymknąć oczy. No i... gdyje otworzyła, musiała zamknąć jeszcze raz. Bo..
Co.
Co.
Co?
Alicja skierowała zdziwione ślepia na swojego towarzysza. Przez chwilę była pewna, że ktoś jej zrobił dziwny żart i znajduje się na planie filmowym.
- Tot... Kchm, to tak serio? - zapytała. Ale w chwili, gdy jeden z wampirów bardzo realistycznie wyssał krew z przypadkowej osoby.
Ali zaczęła się cofać, była zbyt przestraszona, by trzeźwo myśleć. Dopiero po chwili udało się anielskiej powinności przebić przez powłokę paniki.
- Trzeba tym ludziom pomóc! - krzyknęła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tuż przy głowie Alicji ścianę ozdobiły smugi czarnej krwi. Pod nogi anielicy upadł syczący wampir z nożem wbitym głęboko w bok głowy. Leżał w kałuży czarnej, cuchnącej cieczy, która tylko rozjuszyła grupkę innych wampirów. - Miej oczy szeroko otwarte - usłyszała Alicja - i najlepiej, byś miała je dookoła głowy.
Chwycił ją w pasie i szybko posadził ją sobie na ramieniu. Z racji swoich gabarytów bez problemu biegł przed siebie, odrzucając kolejne bestie na bok. W końcu doskoczył ściany jakiegoś budynku - wskoczył na niego, wspinając się niczym pająk na sam szczyt. Tam, ciężko oddychając, postawił dziewczynę na ziemi. Przez ten czas nie ściągnął kaptura ani razu. - Mamy coś do załatwienia. - powiedział tajemniczo, spoglądając na zachodzące słońce. -...musimy jednak poczekać na ciemność. - dodał, zawieszając wzrok na Alicji. - Kiedyś była naszym wrogiem. Teraz, w tym świecie jest sprzymierzeńcem. Przyjacielem, pod płaszczem którego wykonamy powierzone nam zadanie... Odpocznij. - Wskazał na charakterystycznie ułożone, suche gałęzie, na których w tej samej chwili zapłonęło ognisko. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni dwa martwe, tłuste szczury i nabił je na patyki, które następnie ułożył nad ogniem. Smakowity zapach uniósł się w powietrzu. Illuvatar spojrzał pytająco na Alicję, podsuwając jej w pewnej chwili świeżo upieczonego szczura.
***
W końcu doczekali się całkowitej nocy. Księżyc schował się gdzieś za chmurami, jakby bojąc się tego, co miało nastąpić. - A więc... ruszamy. - mruknął w pewnym momencie mężczyzna, wstając i podając rękę anielicy. - Ruszajmy więc. - Ściągnął kaptur, przyprawiając tym samym dziewczynę o dreszcze. Cień nocy padał na jego twarz, tylko dwa przymknięte ślepia jarzyły się pod wpływem nieznanej energii. Kruczoczarne, półdługie włosy opadły mu na twarz. Bez pytania wziął ją na ręce, rozprostowując ogromne, orle skrzydła. Uniósł się ku górze, pomimo ogromu nie wydając przy tym żadnych dźwięków.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

// ... przepraszam. D: Udało mi się już powrócić na dobre na forum, mam taką nadzieję. D:


Alicja nic nie rozumiała. Działo się tutaj zbyt dużo i wszystko to było zbyt kuriozalne. Zombie, jakiś dziwny mężczyzna...
Co tu się dzieje?!
Dziewczyna zacisnęła pięści w dłonie.
Spokojnie, Ali. Wszystko się wyjaśni. Nadal żyjesz i to się liczy. Jęknęła, widząc smugi czarnej krwi. Co to za chore miejsce?  
Kiwnęła głową na słowa Illuvatara. Trochę dziwne imię, takie... inne. Spodziewała się raczej Marka lub jakiegoś innego typowego, polskiego imienia.
A potem ten facet po prostu wziął sobie ją na ramię, co było przerażające dla Alicji. Cała się spięła i nawet poruszyć się nie chciała. Nie była przyzwyczajona do dotyku obcych jej facetów. Ale jak trzeba, to trzeba...
Miała zamknięte oczy. Cały czas. Bała się je otworzyć i nie chciałą tego zrobić. W ciemnościach czuła się dużo bezpieczniej i mogł udawać, że te wszystkie straszne odgłosy jej nie dotyczą. Odetchnęła głośno, gdy wreszcie mężczyzna ją odstawił. Wysłuchała jego słów i ponownie kiwnęła głową, siadając z ulgą przy ognisku. Nie pytała o nic. Zbyt dziwnie się tu czuła...
- Nie jem mięsa. - mruknęła, odmawiając zjedzenia szcura. Była głodna, ale na pewno nie zje stworzenia, które kiedyś żyło. Czułaby się porzy tym podle. Jak mogłaby tak wykorzystać naturę?
Drgnęła, gdy Illuvatar się odezwał. Czyli już czas?
- Co mam zrobić? - zapytała cicho, gdy ten rozłożył skrzydła i ponownie wziął ją na ręce. - Potrafię sama latać... - dodała niepewnie.
Nie lubiła po prostu dotyku obcych dla niej osób, szczególnie gdy były to przerażające olbrzymy. Co prawda ten mężczyzna z pewnością nie miał zamiaru zabić Ali, ale... sami rozumiecie. Co Wy byście czuli na jej miejscu?  
Macie czasem wrażenie, że coś się dzieje obok Was? Nie bierzecie w tym udziału, tylko biernie obserwujecie sytuację? Tak właśnie teraz czuła się Alicja. Wszystko to było dla niej tak dziwne i niepokojące, że jej mózg przyjął za oczywiste, że to nie jest realne. Może jakiś film? Albo sen?
Co to jest?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

| ...oczywiście, że bardzo szybko dostrzegłam twój post... tak >DDD
Teraz będzie krótko, bo potrzebny jest Twój odpis~ |


Illuvatar spojrzał na dziewczę bystrym spojrzeniem. Obdarzył anielicę nieziemskich uśmiechem, kryjącym w sobie coś, co zaniepokoiło Alicję... ruszyło ją wtedy w duszy coś, czego zarówno zwykły śmiertelnik, jak i wyższe stworzenie typu anioł nie mógł wytłumaczyć. - Dla Ciebie mam bardzo proste zadanie. - odezwał się w końcu. Czas wokół jakby stanął, wszystko działo się wolniej, aż w końcu wszystko... po prostu się zatrzymało. Wściekły zombie zawisł w powietrzu, rozdzierając przerażającą szczękę niezwykle szeroko jak na taką budowę. Krew, ślina, pył również zastygły. Całośc krajobrazu prezentowała się zadziwiająco. Zapierała dech w piersiach pomimo, że nie była to sytuacja nazbyt ciekawa. - Musisz odnaleźć pewien kwiat. - podszedł do anielicy i wskazał jej dłonią sporej wysokości budynek leżący na północ od dwójki. - Bardzo nietypowy. Kiedy go zobaczysz, od razu będziesz wiedziała, że to on. Znajduje się w tamtym budynku. Przynieś mi go... to bardzo ważne. - popchnął ją lekko, oddalając się od niej i wyciągając miecz. - Lec, dziewczyno! Czas za chwilę ponownie ruszy! Wykorzystaj ostatnie sekundy!
Chwilę później straciła go z oczu. Cisza wokół była tak niesamowicie idealna, że słyszała własną krew płynącą w żyłach. To, jak szybko ruszy i pobiegnie zdecyduje, ile szansy na bezpieczny bieg wykorzysta.
Czas powrócił po trzydziestu sekundach. Wokół jest mnóstwo kryjówek i ukrytych przejść oraz wejść do pozostałości po budynkach. Zombie z początku wydały się zbite z tropu i nie reagowały na nic przez kilka minut.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach