Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

If you wanna be my friend... [Poison&Lilo] Tumblr_nppuic4UhM1ut2m3yo1_500

Poison napisał:Drużyna: Lilo, Poison
Cel: Zdobycie fałszywych przepustek (technologia ze średniego)
Mistrz Gry: Taki, z którym można się po ludzku dogadać i który będzie miał czas odpisywać w miarę często.
Wymagania: "Tylko weź tam wpisz, żeby nas nie zabili ._." Tak więc, prosimy o względną delikatność i oddanie nam postaci w całości, jeśli łaska. XD
Zgoda na połączenie misji: Wolimy we dwójkę, więc nie.

____

Cisza. Nieprzyjemne powiewy późnowieczornego wiatru wywołującego dreszcze mimo ciepłego ubioru. Nieoświetlone ulice miejsca, które pierwszy raz widzieli na oczy. Byli prawdopodobnie na mrocznych obrzeżach, gdzie ostatni autobus przejeżdżał już dawno. Jesienne liście wirowały na asfalcie, próbując się nawzajem prześcignąc. Na ziemię nie spadła jeszcze ani jedna kropla deszczu, co w każdej chwili mogło się zmienic. Poison siedział zupełnie sam na zniszczonym przystanku, nie pamiętając, w jaki sposób znalazł się w tym miejscu. Spojrzał na rozkład jazdy - ostatni autobus pojawi się tam za dosłownie kilka minut. Miał chłopak szczęście. Albo wręcz przeciwnie...
___
Ocknęła się nagle, z przyklejoną twarzą do szyby autobusu. Rozejrzała się, przez dłuższą chwilą mając pustkę w głowie. Dokąd jechała? Dlaczego nic nie pamięta? Na pierwszy rzut oka była w autobusie zupełnie sama. Dopiero potem dostrzegła z tyłu tajemniczego mężczyznę w płaszczu i kapeluszu, który patrzył gdzieś w szybę. Na samym końcu siedział chłopaczek, typowy dres, w kapturze, słuchający głośno muzyki. Jak się domyślamy - tej pełnej wulgaryzmu. Nic nie robił sobie z obecności innych osób w pojeździe. Spojrzał na dziewczynę, uśmiechając się ordynarnie i puszczając do niej oczko. - Hej, mała - rzucił w jej stronę - dosiądziesz się do nas? - po czym obaj prychnęli śmiechem, po czym szturchnął kolegę o bok. Lilo zauważyła go dopiero, gdy zdjął ciemny kaptur.

Rozejrzyjcie się. Może znajdziecie coś ciekawego. Coś, co się wam przyda.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obudziła się rozpłaszczona na chłodnej powierzchni, za którą migały wciąż jeszcze niewyraźne obrazy. Co się stało? Gdzie się znajduje? Nie mogła sobie przypomnieć, dlaczego znalazła się w autobusie i jaki był w tym jej cel. Na ogół unikała publicznych środków transportu, nie były dla niej zbyt bezpieczne. Wydawało jej się, że jest w pojeździe jedyną pasażerką, jednak żeby zyskać pewność, oprócz przestrzeni przed sobą musiała też zweryfikować tyły autobusu. Te, jak się okazało, wcale nie były równie puste co postała część, co Lise mogła dokładnie dostrzec obróciwszy się lekko w bok i kierując głowę w kierunku, jak chciała sprawdzić.
O, a więc to stamtąd dochodziła ta nieprzyjemna muzyka. Zmarszczyła brwi na propozycję dresiarza, odruchowo odchylając się w przeciwną stronę. Pokręciła głową znacząco i powróciła do właściwej dla podróży pozycji siedzącej. Miała szczerą nadzieję, że chłopaczki nie będą jej już więcej zaczepiać. Ostatnie, na co miała w tej chwili ochotę, to użeranie się z nieokrzesanymi chłystkami.
Nadal miała poważniejszy problem - skąd się tu wzięła? A co więcej - dokąd jedzie?
Rozejrzała się po autobusie w poszukiwaniu informacji, które zazwyczaj były w takich miejscach wywieszone. Jakaś mapa przystanków, diodowa tablica z numerem kursu, data i godziną, imieninami na dziś... no coś w tym stylu musiało się gdzieś znajdować. Nie szczędziła uwagi również przestrzeni wokół siebie, dyskretnie zerkając na siedzenie obok siebie i po przeciwnej stronie przejścia, obserwując podłogę... podejrzanym wydało jej się, że nie miała przy sobie torebki ani plecaka, bez których rzadko się gdziekolwiek ruszała. Może jednak miała ze sobą coś, co spadło z sąsiedniego fotela, gdy spała? Miała wiele hipotez na temat tego, co się wydarzyło, ale niestety żadna z nich nie znalazła potwierdzenia, nadal pozostawiając anielicę w mocno niepewnej sytuacji.
Wyjrzała też przez okno, starając się rozpoznać okolicę. Może dzięki jakiemuś charakterystycznemu budynkowi czy ulicy zorientuje się, gdzie w ogóle jest i dokąd może dojechać? Zresztą, myślenie o trasie nasunęło jej też inny, bardzo ważny koncept.
Czy aby na pewno ma przy sobie bilet? Sprawdziła każdy centymetr swojego obecnego ubrania. Ostatnim na co miała ochotę było zostanie przyłapaną na jeździe na gapę. To prowadziło do wylegitymowania, a potem oczywiście aresztowania, przesłuchań i niepomyślnego wyroku. Brak przepustki od razu stawiał ją na przegranej pozycji w jakiejkolwiek sprawie, dlatego unikała bardziej publicznych miejsc. W świetle tych argumentów jej obecność w tym autobusie była odrobinę absurdalna, a mimo to - rzeczywista.


Ostatnio zmieniony przez Lilo dnia 19.10.15 18:25, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szedł niespiesznie ulicą. Nad głową miał bezchmurne niebo. Słońce mocno przygrzewało. Ach to lato.
Zmierzwił włosy i podniósł spojrzenie do góry. Przez jedno z okien kamienicy wyglądała młoda dziewczyna. Uśmiechnął się do niej w nadziei, że ona to odwzajemni. O dziwno, nie czekał jednak na jej reakcję. Poszedł dalej. Po ulicy jak mrówki spacerowali ludzie. Każdy w swoim kierunku. Jedni w prawo inni w lewo. Ktoś szedł z naprzeciwka. Potrącił naukowca, ale ten nie zwrócił na to uwagi. Szedł dalej przed siebie. Nie miał żadnego celu. A może tylko nie wiedział, że jakiś ma?
Sielankowa sceneria zaczęła się powoli zmieniać. Ludzie wyglądali coraz mniej przyjaźnie. Na początku zapowiadało się niewinnie. Jakichś dwóch kolesi gwałciło dziewczynę w zaułku. Później napad w pobliskim sklepie. Zastrzelono sprzedawcę. Jakiś mijany menel chwycił Ichizo za nogę, ale ten wyswobodził się z uścisku kopiąc mężczyznę w twarz. Szedł dalej, nie zwracając uwagi na narastający chaos. Jakby to wszystko było całkowicie normalne.
Po kilku minutach doszło do tego, że wszyscy próbowali się pozabijać. Dookoła ogień, roztrzaskane samochody, powybijane szyby, krew. Wszyscy walczyli. Tylko Yoshizaki szedł dalej w tym samym kierunku, ze wzrokiem wciąż wbitym w chodnik i rękami włożonymi do kieszeni. Nic go to wszystko nie obchodziło. Przynajmniej do czasu, gdy jakaś kobieta nie spróbowała go uderzyć pałką. Złamał jej rękę i pozbawił narzędzia. Niestety, jej towarzystwo przyłączyło się do zabawy. Coraz więcej osób rzucało się na chemika. Nic już nie pomagało. Po chwili obejmowały go już dziesiątki rak. Jakby wszyscy ci ludzie na moment zjednoczyli się by go dopaść. Zaczął tonąć pod tą masą poruszających się ciał.

Szara mgła zasnuła mu oczy. Obudził się.
Otworzył oczy, lekko zdezorientowany.
Kiedy ja odpłynąłem?
Przetarł leniwie twarz i rozejrzał się dookoła. Sceneria nieco go zaniepokoiła.
Co ja tu robię? I jak ja się tu do cholery znalazłem?
Jęknął cicho, próbując rozprostować kości. Spojrzał na niebo. Była już noc. Rozejrzał się dookoła. W pobliżu nie było widać żywej duszy.
No świetnie. Co tu się kurwa dzieje?
Westchnął z niezadowoleniem i podniósł się z miejsca. Zaczął krążyć po przystanku, by nieco rozruszać kości. Cały czas rozglądał się uważnie po otoczeniu w poszukiwaniu poszlak, które mogłyby mu pomóc określić, co to za miejsce.
Ile ja tu spałem? I skąd się tu wziąłem? Zanik pamięci łatwo wyjaśnić. Wystarczyło bym lekko przesadził z dawką jakiegoś narkotyku, ale czemu ja TU kurwa jestem?
W zamyśleniu zaczął przegrzebywać kieszenie. Najpierw płaszcz. Nieświadomie zaczął w nim szukać jakichś fajek. Pamiętał, że niedawno dostał od "znajomej" elektroniczną shishę. Kobieta martwiła się, że te tanie papierosy, które tak lubił kiedyś mu zaszkodzą. Jeśli udało mu się ją znaleźć, włożył ją do ust i starał się nieco uspokoić, zaciągając się smakowym dymem. Grzebał jednak dalej. Podniszczone ciemne jeansy. Zwykle pełne jakichś papierów, ze scyzorykiem i zapalniczką. Miał szczerą nadzieję, że je tam odnajdzie. Mimo wszystko, był do nich nieco przywiązany. Nagle doznał małego zawału serca.
Czy broń jest na swoim miejscu?
Ręka odruchowo powędrowała na bok, gdzie pod płaszczem powinien znajdować się jeden z pistoletów. Szczerze nie pamiętał, czy brał ze sobą broń, a lepiej byłoby takie rzeczy wiedzieć. Właściwie, on nic nie pamiętał! Ani jak się tu znalazł. Ani co się działo. Nawet nie pamiętał, co przy sobie miał.
Kurwa. Proszę, żeby tu się tylko nie zjawiła wesoła kompania od wylegitymowania.
Uniósł oczy ku niebu w błagalnym geście skierowanym do Boga, w którego i tak nie wierzył.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

/Ogólnie rzecz biorąc dużo tu nie macie, ja zaczynam dopiero pracę jako MG, więc cudów się nie spodziewajcie. Tak w razie czego. Jak pytania to na pw, plox :v Grima.


Lilo:
Bilet na pewno przy tobie był. Jednak zorientowanie się w sytuacji wydawało się trudniejsze niż przypuszczałaś. Autobus ogólnie był jakiś dziwny, już nie wspominając o przebywających oprócz ciebie osobach. Tablica która normalnie wskazywałaby położenie czy też trasę była nieco... nadpsuta. W zasadzie widać było wyraźnie tylko numer autobusu i aktualny przystanek - co jednak nie mówiło ci gdzie jesteś. Po obserwacji otoczenia można było wywnioskować, że jesteś w tej paskudniejszej części miasta. W oddali było widać majaczący się przystanek, który oświetlała jedna, paskudna latarnia. Właściwie, to trudno powiedzieć, że oświetlała, bo co chwilę przerywało. Krajobraz był paskudny, więc na poprawę nastroju rozglądałaś po okolicy. Zignorowanie chłopaków było dobrym pomysłem, bo nie widząc reakcji na razie nie podchodzili i tylko ich muzyka dudniła w głowie.
Na siedzisku obok ciebie leżała koperta. Trochę poplamiona, ale widać od razu, że nie otwierana. I jakoś nie wyglądało by się ktoś po nią zgłaszał.

Poison:
Miejsce nic ci nie mówiło, poza tym, że to przystanek. Poza tym, że byłeś zdezorientowany pojawieniem się w takim miejscu, twoją uwagę przykuło coś, czego tutaj brakowało - mianowicie brak oświetlenia na ulicy, a jedyne co było to nad przystankiem dogorywająca latarnia. Pełno było tutaj i liści i ulotek, też nawet jakiś bardziej sensowny śmieć się zdarzył. Wszystko w kieszeniach na całe szczęście miałeś, więc zapalenie sobie w tym przypadku było całkiem logicznym wyjściem.
Tylko był jeden problem. Broni akurat nie było.
Trudno powiedzieć, czy to efekt odurzenia, czy zwyczajne gapiostwo, które każdemu może się zdarzyć, ale mikrozawał murowany.
Nagle hałas rozległ się gdzieś echem, na twoje oko, jakieś 50 metrów, w pobliżu jakiegoś zakrętu o ile wzrok cię nie mylił. A mógł przecież, prawda? Albo to tylko autobus. W sumie, niedługo powinien być.


/Będę co jakiś czas dawał jakieś wskazówki, pisząc kursywą. Teraz napiszę tak: na razie jest luz, musze się rozkręcić, by was czymś delikatnie narazić.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odetchnęła z ulgą, widząc wydobyty z kieszeni niewielki świstek papieru, który uprawniał ją do przejazdu. Rzadko korzystała z komunikacji miejskiej, więc ten bilet z pewnością był teraz ważny; swoją drogą, może była na nim jakaś informacja dotycząca kursu? Numer linii? Kierunek? Zapewne nie, ale i tak dokładnie obejrzała papierek, szukając informacji, z których nawet ta najmniejsza mogła wiele dać.
Niestety, trochę zbyt słabo orientowała się w rozkładzie przystanków i trasach poszczególnych linii autobusowych, więc informacje na zepsutej tablicy niczego jej nie mówiły. Zrugała się w myślach za tę rażącą nieodpowiedzialność i obiecała sobie w wolnej chwili przestudiować informacje o komunikacji miejskiej M-3, by więcej sobie nie pozwolić na taką wpadkę. I z pewnością przydałoby się dowiedzieć, czemu nic nie pamięta. W końcu raczej nie umknąłby jej fakt wsiadania do pojazdu, a jednak wzmianki o tym na próżno by szukać w umyśle blondynki. Świadomość własnej niewiedzy przyprawiała ją o lekka frustrację, ale że nie miała w zwyczaju się jawnie irytować, dla pozostałych obecnych w autobusie nadal pozostawała kompletnie przypadkową pasażerką.
Zerknęła pobieżnie na leżącą obok kopertę i po krótkim wahaniu ostrożnie wzięła ją do rąk. Obejrzała dokładnie z każdej strony, szukając rzecz jasna informacji - może była zaadresowana lub podpisana? Gdyby okazało się w ten sposób, że jest własnością kogo innego, Lise pozostawi ją we własnych rękach, jednak nieotwartą; gdyby zaś nie nosiła żadnych śladów posiadania lub, co bardziej wątpliwe, mogła należeć do anielicy, to ta ostrożnie nadweręży warstwę kleju i zajrzy do środka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Poczuł lekką ulgę, gdy udało mu się odnaleźć w kieszeniach najważniejsze rzeczy i w końcu dorwać się do źródła nikotyny. Zaśmiał się w duchu, uświadamiając sobie, że zachowuje się teraz jak większość kolesi po imprezie. "Jest telefon? Jest portfel? Klucze? Dokumenty? Uff. A więc aż tak się wczoraj nie schlałem." Uśmiechnął się pod nosem.
Tyle, że większość kolesi budzących się w obcym miejscu ryzykuje co najwyżej kłótnią w domu, a nie rozstrzelaniem przez patrol S.SPEC.
W tym momencie z jego twarzy zniknął ten lekki uśmieszek.
Cholera.
Zerwał się z miejsca i dopadł szyby na przystanku, usiłując się w niej przejrzeć.
Mam soczewki? Niby mamy noc i niewiele widać, ale wypadałoby wiedzieć, czy muszę na to uważać.
Zbliżył twarz do szkła i dokładnie przyjrzał się swoim zielonkawym ślepiom. Mimo małego ataku strachu, nadal towarzyszyły mu jego normalne odruchy, jak chociażby bawienie się trzymanym w ustach urządzeniem. Chwilowy przypływ adrenaliny znowu zaczął opadać.
Może to i lepiej, że nie mam broni. Kij wie, co mógłbym z nią wcześniej zrobić. Niemniej, to dość zastanawiające.
Odsunął się od tafli i ponownie rozpoczął swoją bezwiedną wędrówkę. Przechadzał się powoli wzdłuż ulicy raz w jedną stronę, raz w drugą i dalej rozmyślał.
Trafiłem tutaj z pracowni? To miałoby najwięcej sensu. Nigdzie indziej nie zapuszczam się bez broni.
Zmarszczył brwi.
Chyba, że gdzieś wychodziłem. Spotkanie? Tylko, czy miałem coś w planach? Psia jego mać. Żebym to ja pamiętał.
Westchnął zakładając ręce za głowę i wolno się zatrzymując. Spojrzał w sztuczne niebo, jakby miało mu ono jakoś podpowiedzieć, co tutaj robi. Z oddali dobiegł go odgłos nadjeżdżającego pojazdu. Odwrócił w jego kierunku głowę z zaciekawieniem. Opuścił ręce, nie odrywając oczu od miejsca, z którego powinien się za niedługo wychylić zbliżający się wehikuł, po czym wolnym krokiem skierował się do rosnącego tuż obok przystanku drzewa, o które oparł się nonszalancko plecami i spuścił głowę. Mimo tej pozycji, wciąż bacznie obserwował otoczenie. Tyle, że teraz spod swoich srebrnych postrzępionych włosów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Lilo:
Koperta nie była ani podpisana, ani też specjalnie oznaczona w inny sposób. A przynajmniej tak ci się wydawało na pierwszy rzut oka, bowiem po odwróceniu zobaczyłaś coś ciekawego - małą pieczęć, w nienaruszonym stanie. Trudno było cokolwiek zobaczyć z niej, bo była serio mała, ale na upartego: pieczątka miała na sobie narysowane dwa nagie miecze nabite na serce. I w sumie tyle. Na kopercie nie było nic prócz plam. Trudno było stwierdzić czy koperta pojawiła się do ciebie, czy po prostu tam leżała.
Poczułaś na sobie czyją wzrok. A tak po za tym w tym czasie twoją uwagę przykuło coś innego niż to co było w autobusie. Hałas.
Z uliczki obok której przejeżdżał autobus by zaraz w następnej skręcić rozegrała się scena niczym z kiepskiego filmu akcji. Paru "dresów", zaczepiło jakiegoś chłopaka, który próbował się bronić, gdy nagle padł strzał od jednego z napastników. Czy działo się coś więcej to trudno powiedzieć, bo autobus jakby przyśpieszył słysząc hałas. Ale kiedy transport skręcał, zauważyłaś jak chłopak ucieka łapiąc się za ramię, w tym samym kierunku co autobus, a za nim atakujący.

Poison:
Nie ma to jak oczekiwanie na autobus w chłodną noc, prawda? Wszystko byłoby piękne, bo w zasadzie już widziałeś światła skręcającego autobusu, ale. Żeby nie było tak przyjemnie, to usłyszałeś strzał. Cholera wie skąd, ale cała uwaga skupiała się na miejscu nadjeżdżającego pojazdu. W końcu zaraz obok autobusu, któremu wyraźnie się śpieszyło, wybiegł z uliczki chłopak, który trzymając się za ramię, uciekał gdzie pieprz rośnie. Biegł zaskakująco szybciej niż autobus mógł pojechać. Za nim zgraja zakapturzonych postaci, które wyglądały jak typowe dresy. Jednak było coś w nich niepokojącego.
- Facet!, Uciekaj, bo Cię też dopadną i zabiją! - Chłopak wydarł się, widząc cię w oddali.
Niepokojące było to, ze prócz rany postrzałowej, miał upierdoloną delikatnie mówiąc rękę, gdzie powinna być przepustka czy coś.
- To Łowcy, wiej!
Chłopak ledwo zdążył to powiedzieć, a wywrócił się. W zasadzie to padł. Ciężko nie paść od kulki w plecy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obejrzała kopertę dokładnie z każdej strony, ale nie udało jej się znaleźć żadnej wskazówki. Dziwaczna pieczęć niczego jej nie mówiła ani w sposób pozytywny, ani negatywny. Postanowiła zaryzykować i dowiedzieć się, co znajduje się w środku. Nim jednak udało jej się zebrać w sobie i otworzyć papierowe opakowanie, usłyszała dziwny hałas na zewnątrz. Niemal natychmiast wyjrzała za okno i mało brakło, żeby z automatu przykleiła się do szyby. Przestraszonym wzrokiem omiotła dynamiczną scenkę, z której niestety nie mogła wyciągnąć zbyt wiele szczegółów - na zewnątrz było o wiele ciemniej niż w oświetlonym autobusie, a to znacznie utrudniało obserwację. Przez chwilę siedziała w bezruchu na swoim siedzeniu, wykręcona w nienaturalnej pozie z dłońmi opartymi o szklaną taflę, jednak gdy tylko grupka chłopaczków zniknęła jej z oczu, zerwała się z podwójnej autobusowej kanapy jak oparzona. Nie zapomniała o kopercie; przełożyła ją z dłoni do wewnętrznej kieszeni kurtki i niezwłocznie ruszyła na przód autobusu. Cały czas przytrzymywała się kolejnych niezajętych oparć, żeby nie stracić równowagi w poruszającym się pojeździe. Gdy tylko znalazła się obok fotelu kierowcy, zatrzymała się.
- Kiedy będzie następny przystanek? Musze wysiąść jak najszybciej! - Była wyraźnie rozgorączkowana, mocno się przejęła losem postrzelonego. Z pewnością potrzebował pomocy i anielice mało obchodziło, czy ma jakieś szanse przeciwko bandzie chuliganów. Musiała go znaleźć. Musiała mu pomóc.
Drżała na samą myśl o wyjściu na zewnątrz i modliła się o działające latarnie. Strach przed ciemnością dla dziewczyny był mocno paraliżujący, ale poczucie obowiązku skutecznie popychało do działania. Nie zamierzała siedzieć z w cieple i bezpieczeństwie, kiedy komuś na zewnątrz działa się krzywda. była zdecydowana nawet zastraszyć kierowcę, żeby wypuścił ją z autobusu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Poison stał spokojnie wpatrując się w ciemny zakręt gdy nagle do jego uszu dotarł dźwięk, którego miał nadzieję dzisiaj nie usłyszeć. Pierwszą myślą było, ze to S.SPEC go namierzyło i postanowiło jak najszybciej spacyfikować. Odruchowo powinien więc zacząć w tej chwili uciekać, jednak jego ciało ani drgnęło. Mózg w porę wysłał informację o zablokowaniu tego działania.
Ciicho. Nie wyrywaj się i nie rób nic nieprzemyślanego. Wojskowi nie mają powodu by do ciebie strzelać... miejmy nadzieję, że nie. Cholera wie, co mogłem narozrabiać w przeciągu ostatnich godzin.
Z drugiej strony, do kogoś jednak strzelano. To trochę zastanawiające.

Oderwał plecy od drzewa i odwrócił się całym ciałem w kierunku nadciągających kłopotów. Zza zakrętu wyłonił się nieznany mu chłopak. Poison omiótł jego sylwetkę beznamiętnym spojrzeniem. To nie on był tu zagrożeniem. Był w tej chwili zwierzyną. Zwierzyną, na którą nie było powodu by zwracać uwagę. To nie jego sprawa.
Zaciągnął się papierosem i dalej w spokoju oglądał rozgrywającą się scenę.
Po chwili zaraz za chłopakiem z zaułka wyłoniło się kilka innych postaci.
No i tutaj mamy agresorów.
Uśmiechnął się do siebie dokładnie analizując obecną sytuację. Nadal nie czuł się specjalnie zagrożony. Nie był celem. Mało go też obchodziły ich porachunki, ale z drugiej strony, oni tego nie wiedzieli. Był świadkiem, więc grupka zbirów mogła w tej chwili chcieć sprzątnąć również jego.
"Uciekaj." Taa. By stać się zwierzyną łowną jak ty? Są inne sposoby na załatwienie tej sprawy.
Nawet nie drgnął, gdy ciało nieznajomego bezwładnie upadło na chodnik. Spojrzał na nie beznamiętnie, a później przeniósł wzrok na napastników. Uśmiechnął się szeroko.
Łowcy, ach tak? Miejmy nadzieję, że się nie myliłeś... i że nie są kompletnymi kretynami.
Podniósł powoli ręce nad głowę w geście pokoju. Nie był uzbrojony i nie miał co do nich złych zamiarów. Było też widać, że nie czuje się zaniepokojony faktem, że mężczyźni trzymają broń.
Jeśli zobaczę, że próbujecie strzelić, to zanim się obejrzycie, będziecie mieć do czynienia z przeszło tonowym wężem. Mogę wam ręczyć, że kilka kul nie wystarczy, by takie bydle powalić.
Zaśmiał się ciepło, chcą jakoś załagodzić sytuację. Naprawdę nie chciał, by spanikowali i zrobili coś, czego obie strony będą żałować.
- Spokojnie panowie. Tylko spokojnie. Jesteście tu z polecenia Yuu? - zapytał wyluzowanym tonem i podszedł powolutku do światła. Teraz jego twarz była dość widoczna.
Błagam. Niech te bałwany kojarzą swojego stratega, bo w przeciwnym wypadku będę naprawdę musiał się przemienić, a taka gadzina w środku miasta nie jest dobrym pomysłem.
W głowie już układał sobie kilka planów awaryjnych. Jednym z nich było w razie kłopotu rozkazanie jednemu z nich aby zaczął strzelać do swoich przyjaciół i kupił mu w ten sposób trochę czasu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Lilo:

Autobus zasuwał dalej i wydawało się, że kierowca ani myślał się zatrzymywać na najbliższym przystanku. I nie należało mu się dziwić, bowiem kto normalny zatrzymywałby się słysząc strzały (taki żart od prowadzącego)? Jednak mimo wszystko, kiedy Lilo podeszła, "poprosiła" ładnie, ten momentalnie się zatrzymał, przez co jeśli coś stało w tym autobusie to najpewniej straciło równowagę i wyrznęło do przodu. Nawet ci którzy siedzieli mieli niemały problem z utrzymaniem się w pozycji siedzącej.
Jedne drzwi się otworzyły.
- Kretynka - To mruknął kierowca pod nosem, tak żeby specjalnie nie było zza szyby słychać - To wysiadaj, byle szybko, nie mam zamiaru mieć z tym cokolwiek wspólnego! - Teraz to się wydarł i jeśli już Lilo wysiadła, to zaraz zamknął drzwi i wyraźnie ruszył z kopyta.

Poison:
Grupka facetów zatrzymała się najpierw nad ciałem postrzelonego. Jeden z nich szturchnął go kopniakiem, a pozostała reszta zaśmiała się. Teraz można było ich policzyć. Szóstka dorosłych facetów.
- Te, Dima, słyszałeś? Nazwał nas łowcami! Co za debil, oni nawet nam do pięt nie dorastają - Wydarł się jeden, a reszta znów ryknęła śmiechem. W końcu najwyraźniej uznali, że zostawią tę mięsną papkę z której wylatuje krew i pójdą dalej. Jeden z nich machał w powietrzu przepustką - najwyraźniej ta, której odrąbano w barbarzyński sposób chłopakowi wraz z ręką.
A skoro natrafili na ciebie, to się zatrzymali. Widać, że byli nieco... zdegustowani stawaniem im na drodze. A tym bardziej, kiedy usłyszeli od ciebie zdanie.
- Dima, jak ty żeś to mówił? Spokojnie to na wojnie...
- Póki granat nie pierdolnie Shun - Odpowiedział najprawdopodobniej ten rzeczony Dima, wyraźnie zaciągając rosyjskim akcentem. Z całej tej gromadki wyglądał na najbardziej ogarniętego. Krótko mówiąc, zapewne należało z nim rozmawiać.
- Yuu, tak? Hm... - Rzucił, zastanawiając się - A, wiem! To ta сука z tych leniwców, łowców! - Kiedy się wyszczerzył, reszta zawtórowała mu chóralnym rykiem.
- Dima, a może jemu też odrąbiemy rękę? Jak ma przepustkę, to zdobycie ich dwóch w ciągu dnia ucieszy Mojżesza - Rzucił w końcu jeden z nich, przerywając te pień ryków śmiechu brzmiących łącznie jak jakiś traktor.
- Spokojnie. Na pewno odda nam dobrowolnie. Oni mają już przerobione, Mojżesz faktycznie może być szczęśliwy. Ale nie wyciągajmy pochopnych wniosków... jak ci na imię szaraczku? - Zwrócił się w końcu bezpośrednio do ciebie.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie miała najmniejszego pojęcia, co zrobi po wydostaniu się z autobusu. Nadal nie zbadała zawartości dziwnej koperty, ale miała ja przy sobie w kieszeni i obecnie całkowicie o niej zapomniała. Wzrokiem  krążyła od upartego kierowcy za okno, stale monitorując sytuację na ulicy. I tak było ciężko cokolwiek tam wypatrzyć, a ruch pojazdu w niczym nie pomagał. Na całe szczęście podczas rozmowy z mężczyzną trzymała się pionowej rurki dla stojących pasażerów, dzięki czemu gwałtowne hamowanie nie powinno rozpłaszczyć jej na przedniej szybie. Ostatnie, o czym teraz marzyła, to zamienić się w organiczną plamę na płaskiej powierzchni szklanej. Liselotte i komunikacja miejska - na zawsze razem (ciekawe, ile czasu by ją zdrapywali).
Gdy tylko drzwi się otworzyły, natychmiast wyskoczyła z autobusu prosto na chodnik. Wzrokiem szukała ranionego chłopaka, który najwyraźniej miał kłopoty. Gdzie on teraz był? W ciemności nie było wcale tak łatwo się zorientować, chociaż wcześniej starała się nie stracić go z oczu. Z pewnością gdyby tylko udało jej się zlokalizować poszukiwaną przez siebie osobę, podbiegłaby do niego natychmiast i spróbowała się dowiedzieć co się stało, a przede wszystkim - co biedakowi dolega. Jeżeli został dajmy na to postrzelony, to wymagał natychmiastowej pomocy i Lotte doskonale wiedziała o tym, jak choćby chwila zwłoki potrafiła doprowadzić do tragedii.
Gorzej, gdyby przy delikwencie były osoby trzecie.
Na przykład jego napastnicy.
To, niestety, dla anielicy było kwestią drugorzędną i mogło spowodować o wiele gorsze kłopoty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach