Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Z chwilą gdy ciało oponenta opadło bezwładnie w dół, wydzierając z palców androida broń, mógł przejść do stanu kontroli strat. Zdarta skóra, rysy, wgniecenia metalu. Ciężko będzie się pozbyć wgnieceń, rysy jednak i zdarcia nie będą problematyczne. Musi oszczędzać brzuch, gdyż dalsze wgniecenia mogłyby zakłócić działanie receptorów, i przewodów elektrycznych kontrolujących ciało.
Wytyczając więc odpowiednią statystykę i możliwe plany przeciwdziałania skutkom uszkodzeń, Len zwrócił swoje spojrzenie wpierw ku aniołowi, który najwidoczniej miał problemy z własnym ciałem. Przechylił nieznacznie głowę na bok, analizując stan jego ciała. Krwawiące rozcięcia i rana postrzałowa na jednym ramieniu, reszta ciała wyglądała w miarę solidnie. Hm.
- Myślałem że anioły naturalnie regenerują się szybciej. Powinieneś zatamować krwawienie i użyć fragmentów ich ubioru do uciśnięcia rany, przynajmniej tak długo aż zacznie się regenerować. - Poinstruował anioła, który zapewne doskonale o tym wiedział, acz Len należy do typów który lubi weryfikować wiadome. Skąd myśl o aniele? Jego zdolności raczej nie podchodziły pod wymordowanego, nie miał też żadnych śladów bycia takowym. Artefakty nie zostały stwierdzone na pierwszy rzut oka.
Gdy więc to zrobił, zajął się przeszukiwaniem trupów, chwilowo olewając status osobnika, którego wystawił niemal na pewną śmierć, tudzież zniewolenie. Skupił się przede wszystkim na osobniku z obrzynem, będąc zaciekawionym czy znajdzie dodatkową amunicję do tej broni. Jeśli tak, zabrałby broń ze sobą (robiąc ewentualnie na prędce jakąś szelkę do trzymania z porwanych szmat łowców głów) a potem skierował się ku trójkołowcom, po drodze sprawdzając czy będzie w stanie wyrwać z androida claymore. Jeśli tak, przeciągnął by go po ziemi aż do takowych, wbijając w piach obok pojazdu w którym był więzień. Jeśli dotąd anioł się nim nie zainteresował, sam by go rozwiązał, zerwał knebel i zaczął mówić. Jeśli jednak już jest oswobodzony, tylko by mówił.
- Wybacz za uszkodzenie kończyny. Powinieneś jednak być w stanie przy pomocy jednej dojechać jednym z tych pojazdów do szpitala. Wiesz kim była ta grupa? - Starał się brzmieć w miarę łagodnie, ale spodziewał się pretensji. Jakby nie było - gdyby nie zauważyli tego drugiego, mogliby odjechać wraz z tym osobnikiem w dal.
No ale poszło tą trudniejszą drogą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Asmodeus tak jak zakładał, android poradził sobie z przeciwnikiem. Walka została skończona, a sam anioł mógł przez chwilę odetchnąć. Każda mijająca minuta sprawiała, że odzyskiwał siły.
W pewnym momencie zamyślił się i częściowo zlał androida, oczywiście nie specjalnie, ale jakoś tak wyszło, że jego słowa przeleciały mu koło uszu.
Anioł spojrzał na rozcięte ramie. Stróżki krwi delikatnie spływały po jego ciele, dla Asmodeusa widok piękny, ale musiał się go pozbyć. Stwierdził, że używanie szmat łowców głów byłoby głupim pomysłem więc urwał podłużny kawałek materiału z własnej szaty, w sumie to i tak dostał ją podczas anielskiego sądu.
Oblał ranę wodą i położył na nią mniejszy kawałek materiału, następnie zawiązał długim kawałkiem, momentalnie nabrał szkarłatnej barwy. Teraz aniołowi została sprawa postrzelenia, z tym nie było tak łatwo. Asmodeus nie mógł wyciągnąć kuli, ale po kilku próbach udało mu się chwycić ołowiany pocisk. Oczywiście twarz krzywił przy tym niemiłosiernie, ale co... dobrze mu tak. Gdy wyjął pocisk oblał ranę resztką wody i urwał kolejny kawałek materiału i zawiązał miejsce postrzelenia.
Gdy już w miarę się ogarnął podszedł do androida. Ten stał i rozmawiał z facetem, któremu złamał nogę. Asmodeus ledwo powstrzymał wybuch śmiechu, cóż śmiech mógłby go w obecnej sytuacji zaboleć.
- Dobry plan. Złam mu nogę, potem oczekuj informacji - zwrócił się drwiąco do androida. Przeniósł wzrok na pokrakę obok.
Asmodeus wwiercał w niego wzrokiem. Czuł niedosyt po tej walce, był znudzony. Banda bandziorów nie dała mu tej satysfakcji z walki jakiej oczekiwał. Chciał widzieć rozpacz, w tym przypadku zabijał puste marionetki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lentaros i owszem, znalazł kilka sztuk amunicji plus jeden pocisk w lufie ale nie było w tej sprawie żadnych fajerwerków, bandyta nie był rogiem obfitości. Claymore był nie do wyjęcia, utknął na dobre w ciele maszyny i potrzebna byłaby gruntowna rozbiórka androida.
Opatrunki wykonane przez Asmodeusa były tak prowizoryczne, że bardziej już się nie dało. Zapewniały pewną ochronę ran od kurzu i pyłu, ale nie dawały wiele więcej. Zwłaszcza dziura po kuli wydłubanej żywcem. Jin chyba nieczęsto czytał podręczniki pierwszej pomocy mówiące, że jak coś jest wbite to nie należy tego ruszać tylko zawieźć do szpitala. Na skutek tego błędu, rana zaczęła krwawić mocniej, choć pod opatrunkiem nie było to tak mocno widoczne. Regeneracja robiła co mogła, ale rany ciągle miały osłabiający wpływ na anioła i nie powinien się spodziewać, że nagle zasklepią mu się w mgnienie oka.
Nieszczęsna ofiara ze złamaną łydką tylko krzyknęła, gdy Lentaros zadał pytanie.
- Nic ci, kurwa, nie powiem. Żeby cię zaraza wzięła, chuju. Myślisz, że znam wszystkich łowców głów na tym zadupiu? Nic z tego. Wiem tylko tyle, że chcieli mnie złapać. Nawet nie wiem po jaką cholerę. – przerwał tylko dla zaczerpnięcia powietrza – I nie, ze złamaną nogą nie pojadę na tej maszynie. Musisz mnie, kurwa, zawieźć.
Nie wyglądał na twardziela, który mógł się im postawić, był raczej tchórzliwym typem, ale desperacja popycha ludzi do stawania wbrew swojej naturze.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nawet te kilka naboi to coś, co okaże się użyteczne w walce wręcz. O ile nie jest zbyt skuteczny z dalekodystansowym ostrzałem, tak w ogniu walki, wyciągnięcie tej broni i wystrzelenie z bliskiego dystansu nie potrzebuje solidnych systemów celowania, prawda?
Jego system miał mieszaną ocenę co do claymore'a. Z jednej strony na pozytywny okazał się fakt, że siła cięcia była na tyle skuteczna by wbić ostrze tak głęboko, z drugiej strony zawodem okazał się fakt niemożliwości wyjęcia broni bez ponownej aktywacji przegrzania. Po chwili poddał się, kierując swoje kroki do osobnika, którego chciał użyć jako wabika na łowców głów. Oczywiście zmienne (pod postacią stojącego na widoku anioła) okazały się przeważające, ale cóż, może chociaż czegoś się dowie?
- Powiedziałeś zaskakująco dużo jak na stanowisko jakie wyznałeś w pierwszej części wypowiedzi. Niemniej, muszę dotrzeć do apogeum, więc możliwe że to twój szczęśliwy dzień. - Z tą myślą Len skierował się do miejsca kierowcy, chcąc sprawdzić czy jest w stanie poprowadzić tą maszynę, i takowa wytrzyma jego ciężar. Jego wiedza co do kierowania pojazdami jest skromna, acz na tereny bez dróg, znaków drogowych czy ograniczeń prędkości powinna wystarczyć*. Jeśli będzie w stanie ją poprowadzić, oceni najpierw trasę w kierunku apogeum na podstawie mapy desperacji jaką ma wykreowaną z czasu podróż piechotą po takowej.
- A ty, aniele? - Spytał, koniec końców osobnik mu pomógł, więc jednakowoż czuł się zaobowiązany do chociaż zapytania się go "a co z tobą?" Biorąc pod uwagę że te maszyny przywiozły androida z jakim walczył, podwozie powinno wytrzymać ciężar Lentarosa.

*Rozwinięta wiedza - posiada również w tym wiedzę z zakresu kierowania pojazdami. Podstawy, ale i tak to więcej niż nic.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stał i wsłuchiwał się w rozmowę androida i desperackiej pokraki. W sumie to nie wiedział co dalej. To go drażniło, lecz nie dał tego po sobie poznać. Mimo wszystko na jego twarz przelała się kapka goryczy i na jego twarzy namalował się dość widoczny grymas złości. Po chwili jednak spojrzał na androida. Przez chwilę patrzył tak na tą blaszaną puszkę, aż w końcu zebrał się na odpowiedz...
- W sumie... sam muszę dostać się do Apogeum - sięgnął ręką do kieszeni swojego ubrania i wyciągnął pogniecioną karteczkę - "Apogeum. Masz cztery godziny, żeby pojawić się przy starej fabryce na południe od baru "Przyszłość"...", ciekawie więc się złożyło, że spędzimy razem jeszcze jakiś czas - uśmiechnął się nieznacznie.
Poruszył swoimi czarnymi jak smoła skrzydłami. Mimo swoich ran jego regeneracja zdołała zasklepić większość otarć i małych skaleczeń, więc miał nadzieje iż da radę polecieć za androidem. Fakt każdy ruch skrzydłami lekko go bolał, lecz nie tak bardzo jak kilka minut temu, gdy jego rany były jeszcze świeże.
- Powinienem dać radę lecieć za wami... - spojrzał z pogardą na brudnego desperata -... jesteś pewien, że chcesz zabrać to truchło na nogach?
Siarczyste spojrzenie ametystowych ślepi anioła po chwili zeszło z chuchra, lecz ten nie zmieniał na jego temat zdania. Nie lubił pokrak, mimo że sprawiały mu największą przyjemność w zabijaniu ich. Jęczały i błagały o litość, lecz z drugiej strony nie były żądnym przeciwnikiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pojazd, choć wyglądał nie najciekawiej, był całkiem wytrzymały. Kiedy Lentaros usiadł za kierownicą, lekko ugiął się w dół, ale tak nieznacznie, jakby tylko reagował na użytkownika. Desperat z pogruchotaną łydką, z trudem zajął miejsce na maszynie androida. Nic już nie mówił, widać było, że z trudem utrzymuje przytomność. Gorzej, jeśli straci ją w trakcie jazdy i spadnie.
Rany Asmodeusa bolały jak cholera, jego siły trochę zużyły się podczas tej potyczki i czuł, że jeśli zdecyduje się lecieć, będzie zmęczony i obolały w stopniu utrudniającym walkę przez kilka godzin.

Chyba tyle, teraz wasz ruch.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szczerze mówiąc, to chyba pisałem o tym że Len zajmuje miejsce w maszynie w której desperat już się znajduje, ale dobra, mniejsza.

Po sprawdzeniu wytrzymałości i też w miarę stanu baku, wybrał odpowiedni pojazd jakim będą mogli dojechać do apogeum w miarę sprawnie, przeżyć, i pojazd nie powinien paść gdzieś po drodze. Zauważył i zanotował nieznaczny ruch pojazdu przy wsiadaniu, lecz nie było to nic, co mogłoby okazać się groźne w dalszym nakładzie czasu. W spokoju czekał aż wsiądzie desperat, w między czasie upewniając się też, że jakakolwiek metoda uruchamiania tego pojazdu pozostała w nim. Nie sądził by najemnicy pozabierali ze sobą klucze, choćby dlatego że zwyczajnie tego faktu nie ujrzał.
- Wygląda na to że masz więcej czasu niż ja. Podobna wiadomość znajdowała się na ścianie gdzie wybudziłem się ze stanu zawieszenia, z tym że ja mam dwie godziny by dotrzeć do apogeum. Faktycznie wygląda na to, że jeszcze trochę ze sobą spędzimy czasu. - W pewnym sensie zawtórował końcem swojej wypowiedzi słowom Asmodeus'a. Niemniej, ciągle obserwował jego stan zdrowia, i choć lekarzem nie był, jego rany nie wyglądały jakby zezwalały na loty. Zimny, mrożący wiatr wyżej nie będzie najmilszym uczuciem dla niego.
Zwrócił swoje spojrzenie na ładującego się na tyły pojazdu desperata gdy zostało wypowiedziane pytanie a pro po niego, po czym skierował wzrok ponownie na anioła.
- Nigdy nie wiesz, kiedy coś ci się może przydać. Nie powinieneś nadwyrężać swojego ciała, wsiądziesz? Jeśli zawieszenie wytrzymuje mnie oraz jego, uniesie i ciebie. - Zaproponował, i w razie gdyby mężczyzna zechciał wsiąść zaczekał na niego, po czym odpalił pojazd i  ruszył wedle swojej mapy obszaru w kierunku, w jakim znajduje się apogeum. Jeśli dalej będzie nalegał na lot, nie będzie oponował i wyruszy tak czy tak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Anioł popatrzył na maszynę, gdy android zaproponował, iż maszyna uniesie i jego. Po chwili niepewności rozproszył swoje skrzydła i dołączył do siedzących już na niej osób. W jakiś częściowo stabilny sposób się na nim usadowił.
Kiwnął na znak, iż najprawdopodobniej wszystko okej i android może ruszać.
Częściowo był zadowolony z rozwoju sytuacji i tego, że nie musiał lecieć o własnych siłach. Rany jeszcze mu się nie zagoiły, a lot mógłby go stanowczo wyczerpać w takim stanie.
Teraz musiał dożyć kolejnych kilku godzin, by zrozumieć o co chodzi autorowi listu, lub też i autorce.


Nie widzę sensu pisać nic więcej. Sorki :v
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z racji długiego nieodpisywania nakładam termin. Macie czas do 10. kwietnia na wznowienie misji. W przeciwnym wypadku temat trafi do archiwum. ~ Naczelnik misji
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Desperat bez dalszych oporów wsiadł na brykę, która pod ciężarem trzech osób zakołysała się niebezpiecznie. Istniało ryzyko, że któryś z pasażerów wypadnie za burtę przy zbyt szybkiej jeździe.
Podróż nie trwała długo i wkrótce ujrzeli znajome ruiny Apogeum. Kluczyli przez chwilę, nim znaleźli się przed wymienioną w liście do Asmodeusa fabryką.
Nie wyglądała groźnie - powybijane okna, odrapany tynk ze ścian, druciane ogrodzenie dookoła. Niepokojąco jednak wydawało się puste. A to nie wróżyło dobrze, bowiem szukać nadawcy listu po całym kompleksie to jak nurkować za butelką mineralnej w oceanie.
Główny budynek był trzykondygnacyjny, obok stało jeszcze kilka podobnych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przejazd, pomimo trudności związanych z przeciążeniem auta okazał się nie posiadać aż tak wielu przeszkód. Dojechali dość sprawnie do apogeum, a potem została odnaleziona ta ruina fabryki, o którą podobno chodziło. Nie miał zbyt dużego zainteresowania w pojeździe, ale chcąc nie chcąc, z własnych chęci zabrał ze sobą kluczyki. Co by chociaż potencjalny złodziej miał trochę trudniej zabrać pojazd, tyle.
Po wysiadce z auta przed odpowiednim budynkiem, w "bardzo delikatny" (czyt. zrzucił z auta) sposób pomógł połamanemu wysiąść z auta.
- Dalej radzisz sobie sam. - Krótkie stwierdzenie, po jakim Lentaros postanowił dokonać jako-takiego skanu swoich uszkodzeń. Potrwało to krótką chwilę, ale mógł stwierdzić, że nie posiadał uszkodzeń poważnych lub w jakikolwiek sposób utrudniających poruszanie się, co jest plusem. Skierował więc swój wzrok na fabrykę, do jakiej podobno mieli wejść, bo jak nie, to będzie "coś nie tak".
- Zaproponowałbym zwiad z powietrza w twoim wykonaniu, ale pewnie jeszcze nie jesteś w stanie, prawda? Byłoby to pomocne w celu odnalezienia nadawcy, hmmm... - Krótko zlustrował spojrzeniem anioła, jaki zapewne jeszcze nie ma się co bawić w zbyt męczące działania zwiadowcze. Hmmm. Wygląda na to, że nie ma na co czekać, prawda?
Lentaros nie należał do typów, szukających zbyt wymyślnych opcji na znajdowanie przejścia. Widząc druciane ogrodzenie przed sobą, najpierw, dla pewności, rzucił w nie garścią zbitego piachu, by sprawdzić, czy nie zacznie iskrzeć, gdyby było pod prądem. Jeśli nie - zwyczajnie je rozerwie, by można było przejść dalej, co też zrobi. Byle pordzewiały drut nie da sobie rady przeciw mechanicznej sile ramion, prawda?
Byłoby to dość żenujące, gdyby jednak dał radę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach