Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 8 z 17 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 12 ... 17  Next

Go down

Jeśli miałby wybrać swoją ulubioną część miasta, zapewne stawiałby na centrum. Zawsze kręciło się tam mnóstwo ludzi, łatwo było zgubić się w tłumie. Tym razem udał się jednak do południowej części miasta. Nawet jeśli ta okolica była dużo spokojniejsza, nadal kręciło się tu mnóstwo osób. No i mieściło się tu parę jego ulubionych sklepów, które odwiedzał przy byle okazji.
- Chase, złociutki! Co tutaj robisz o tej porze? - kobieta w średnim wieku (na oko mającą około czterdziestu lat), pracująca w pobliskiej kawiarni, wybiegła na zewnątrz na jego widok, uśmiechając się tak szeroko, że aż przy jej oczach pojawiły się delikatne zmarszczki.
Dla kogoś w jej wieku było to raczej normalne zjawisko, niemniej w połączeniu z upiętymi w kok idealnie czarnymi włosami, dodawało jej to jakiegoś uroku.
- Pani Shizuya! Miło Panią widzieć, jak idą interesy? - uśmiechnął się skręcając w jej kierunku. Schylił się, by pocałować ją w wierzch dłoni, tak jak robili to w książkach, które kiedyś kazali mu przeczytać. Ponoć miało to wpływać pozytywnie na to jak odbierała cię druga osoba, tak mówili.
Najwyraźniej zadziałało.
- Hohoho, jesteś takim uroczym chłopcem~ wszystko idzie doskonale, dzisiaj dostałam dostawę hibiskusów, są wyjątkowo piękne. - złapała go za dłoń i zaczęła ją poklepywać, szczebiocząc wesoło o wszystkich wydarzeniach jakie spotkały ją w ciągu ostatnich tygodni, dopóki zza jego nogi nie wyszedł Amaimon.
- Olaboga! Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do twojego podopiecznego, Chase, hohoho! - zaśmiała się wyraźnie zakłopotana. Chłopak uśmiechnął się w odpowiedzi i pogłaskał wilka po czarnym łbie, targając go za jedno z uszu.
- Nie ma się czego bać, proszę Pani. Może go Pani pogłaskać.
- Och, mówiłam ci żebyś mówił mi po imieniu. Przez ciebie czuję się staro. - uderzyła go żartobliwie w ramię znowu zaśmiewając się w swój charakterystyczny sposób.
- Wybacz mi, Aiko. - ponownie się uśmiechnął, nie próbował jej jednak ponownie namawiać do pogłaskania Amaimona. Zwierzę ułożyło się spokojnie przy jego nodze, gdy mijały kolejne minuty, podczas których kwiaciarka wymieniała mu kolejne wydarzenia i dzieliła się plotkami o swoich sąsiadach. Ostatecznie wcisnęła mu w dłoń bukiet tych sławnych hibiskusów, które "ponoć jej dostawca wyrwał spod łap jakiejś dzikiej bestii, na świętego Ao, kto by pomyślał, że takie potwory istnieją to doprawdy straszne, jak oni mogli tak długo to ukrywać!".
Ostatecznie pomachał jej na pożegnanie i gwizdnął na Amaimona, idąc dalej. Jeszcze parę znajomych osób zaczepiało go po drodze, a jeden ze starszych panów złapał się za serce krzycząc coś o tym, że jego wnuczka skończy ze złamanym sercem, jeśli się dowie, że jej kochany Chase już się z kimś umawia.
Nie zrozumiał niestety o co mu chodzi, kompletnie nie potrafiąc połączyć kwiatów z potencjalną randką, uśmiechnął się więc jedynie, klepiąc staruszka po ramieniu i udawał, że wszystko jest w porządku.
W tenże sposób droga do kawiarni zajęła mu koło godziny. W końcu stanął przed jej drzwiami zastanawiając się, czy pogoda jest odpowiednia na to, by ulokować się na zewnątrz. Podobnie jak w większości miejsc, znał i właścicielkę tego lokalu, która pomimo strachu jaki odczuwała wobec Amaimona, pozwalała chłopakowi na wprowadzanie go do środka, ze względu na słabość do samego granatowowłosego.
Nie chciał jej jednak robić kłopotu. Stał więc przed wejściem, drapiąc się z wyraźnym zakłopotaniem po karku, trzymając bukiet w drugiej dłoni.
Amaimon zaskomlał cicho pod nosem z wyraźną niecierpliwością, widząc jego niezdecydowanie.
- Cicho tam. To wszystko twoja wina, straszysz ludzi.
Wilczysko wydało z siebie dźwięk przypominający prychnięcie, słysząc jego pretensjonalny ton i skuliło po sobie uszy, odwracając się wymownie w przeciwnym kierunku. Crawford uśmiechnął się do siebie i poklepał go po łbie.
- No już się nie bocz. Jak nie tutaj to pójdziemy gdzieś indziej. Chociaż dobrze wiem, że i ty lubisz tutejszą szarlotkę.
Ten merdający na wszystkie strony ogon był chyba wystarczającą odpowiedzią na jego słowa. Wyszczerzył się do Amaimona i powrócił do jakże poważnych rozmyślań.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie miała tu nigdy za wiele do roboty. Przychodziła tylko pozwiedzać, porozglądać się, pooglądać, co takiego przybyło, a czego ubyło. Miasto miało ten swój uroczy, sielankowy klimat, pozytywnie wpływający na każdy aspekt życia jego mieszkańca, co jedynie odejmowało roboty wszystkim aniołom - czy to stróżom, czy jeszcze innym super funkcjonalnym okazom. Ta mała mogła więc w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu spacerować, nie przejmując się kompletnie niczym i na nic też nie zwracając uwagi. Chyba, że chodziło o budki z ciastkami, miłych grajków ulicznych i słodkie pieski wraz z równie słodkimi właścicielami. I to właśnie na tych ostatnich mamy zamiar się dzisiaj skupić, bo gdy tylko dwubarwne ślepia dziewczęcia wyłapały na horyzoncie jedną z takich dorodnych parek, jej kroki od razu skierowały się właśnie w ich stronę.
Za to granatowowłosy jeszcze przez chwilę mógł w spokoju dyskutować ze swoim zwierzakiem na temat problemów trzeciego świata (ogarniacie? bo M-3, huehue.), a także arcy poważnej kwestii dotyczącej tego, czy aby na pewno wejść do lokalu pełnego ludzi z przerażająco wyglądającym wilkiem z kamieniem w głowie, czy też nie. Cisza była błoga, a jedynym co mogło ją zakłócać, były docierające zewsząd co jakiś czas rozmowy przechodniów. Roześmiane nastolatki, szczęśliwe matki z dziećmi, goniący ich mężowie, którzy nie mogli nadążyć przez ciężkie torby z zakupami, a także kryptoanielice, rzucające się na niego w euforii.
Zaraz. Jakie kryptoanielice.
Dryblas został otoczony przez jedną osóbkę, w dodatku sporo mniejszą i drobniejszą od niego, kiedy ta postanowiła zapoznać się z nim i jego pupilem nieco bliżej. Błękitne włosy powiewały w biegu, zostając brutalnie zatrzymanymi, kiedy niewielka dziewczynka zahamowała przed czarnym wilczyskiem, a jej głośne kroki urwały się tak nagle, jak nagle potrafi zerwać się obciążony sznurek. Albo zwisający żyrandol. Nie ufajcie żyrandolom, serio.
- PIESEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEK! - O borze. - Jaki uroczy! Jaki uroczy, jaki uroczy! - O borze razy dwa. Nie da się być przekonanym o tym, czy takie słowa powitania należały do poprawnych, szczególnie podczas pierwszego spotkania, ani czy aby na pewno powinno się tak krzyczeć przy obcym psiaku (a właściwie wilku, ale nie wszystko można wiedzieć od razu), ale dla Mio najwyraźniej odpowiedź na oba te pytania brzmiały: "tak. Jak najbardziej." Uśmiechnęła się więc szeroko w kierunku pupila Crawforda, nim jeszcze uniosła wzrok na samego młodzieńca. Podjęła się tego zadania dopiero, kiedy postanowiła wyrzucić z siebie kolejny słowotok:
- Mogę go pogłaskać? Ma taką ładną pysięęęę, i oczkaaaa, i-... ojej! Jaki Ty jesteś wysokiiiiii! - Uniosła rękę wysoko ponad siebie, aby podkreślić dobitność wypowiedzi, którą właśnie mu sprezentowała. Zaraz jednak opuściła ją, a jej mina wyrażać jęła czystą zadumę sytuacją, w której znajdywał się Black do jej przybycia. Stał tu. Jak kołek. Z kwiatami. Wyraźnie wahając się, czy aby na pewno postawić krok do przodu.
Jeśli to nie było zmieszanie wywołane spotkaniem z ukochaną osobą, to ona nie wiedziała, co to jest!
- Idź do niej! - Wyrzuciła rozkazująco, marszcząc gniewnie brewki i podpierając się pod boczki. - Nie każ swojej dziewczynie czekać, no! Idź!
Mio, z tego wyjdzie prawdziwe nieporozumienie-... a, zresztą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rzeczywiście dyskutował.
Tym razem przypominało to jednak mamrotanie do samego siebie. Nie wypowiedział się już więcej zrozumiale na głos, zaciskając jedynie palce na bukiecie. Może po prostu zapyta właścicielkę, czy mogą skorzystać ze stolików na zewnątrz? Tak byłoby chyba najrozsądniej. Zerknął na Amaimona zastanawiając się czy powinien go ciągać ze sobą, czy kazać mu chwilę zaczekać na zewnątrz. Zanim się zdążył podjąć decyzję, usłyszał głośne kroki. Ktoś biegnie?
Obrócił się zaalarmowany  w odpowiednią stronę, nikogo jednak nie zauważył.
Burknięcie Amaimona, skierowało jego wzrok w dół na drobną dziewczynkę.
Och.
OCH.
Więc tu była ta istota, którą przed chwilą usłyszał! Wydała z siebie głośny okrzyk, który nieco zabolał. Amaimon położył po sobie uszy i wydał z siebie niski pomruk.
- Hej, spokój. - chłopak schylił się, by pstryknąć wilka w ucho.
Zwierzę spojrzało na niego krótko, zaraz kierując wzrok na Mio i zamachało parę razy ogonem w odpowiedzi na jej entuzjazm. Zanim granatowowłosy zdążył się odezwać, dziewczyna zaczęła mówić. Była taka żywiołowa, że mimo wszystko zaśmiał się wesoło i wskazał dłonią na Amaimona.
- Śmiało. Lubi jak się go drapie za uchem. - wilk zachowywał spokojną pozę przez cały czas, uderzając jedynie miarowo ogonem o ziemię. Wcześniejsze napięcie wywołane zaskoczeniem wyraźnie zniknęło. Ponownie postawił uszy na sztorc, strzygąc nimi od czasu do czasu na boki, nie ruszył się jednak z miejsca.
Crawford dalej stał w miejscu chwilowo zapominając o tym, co miał zrobić. Jego uwagę pochłonęła różnica wzrostu między nim, a dziewczyną.
Rzecz jasna bycie niższym od niego było czymś raczej w stu procentach normalnym... ale tak czy inaczej zaczął się zastanawiać czy ma do czynienia z dzieckiem.
Wszystko w niej krzyczało 'It's a trap!'.
Niestety, Crawford był zbyt tępy, by móc odebrać podobny sygnał. Wpatrywał się więc w nią z błogą nieświadomością, uśmiechając się lekko, w ten sam sposób, gdy obserwował biegające po drzewach wiewiórki. W sumie nieco je przypominała. Co prawda nie była ruda, a jej włosy miały dość oryginalną barwę (ej zaraz, kto to mówi. Twoje włosy też przechodzą przez różne odcienie niebieskiego, inteligencie), ale skakała dookoła jak świnka morska na dopalaczach.
Urocze.
Gdyby miał jakieś cukierki, jak nic wcisnąłby je w jej dłonie i poklepał po głowie. Nachylił się nieznacznie w jej stronę i wciągnął powietrze, rozpoznając jakąś dziwną, choć całkiem przyjemną woń.
Coś jakby wiśnie i... herbata?
Ciekawe.
I dość zabawne.
Nie znał jej, ale mimo wszystko oba zapachy świetnie do niej pasowały.
Dopiero jej rozkazujący głos przywrócił go nieco do rzeczywistości. Spojrzał na nią niczego nie rozumiejącym głosem.
"Idź do niej!"
Przypomniał sobie o swoich rozterkach. Skąd wiedziała, że zastanawiał się nad tym czy wejść do środka i zapytać o stolik?
"Nie każ swojej dziewczynie czekać, no! Idź!"
Jego mózg przetwarzał przez chwilę informacje upraszczając je tak, by stały się dla niego zrozumiałe.
Nie każ jej czekać, idź.
No tak, jeśli będzie się tak cały czas zastanawiał to do niczego nie dojdzie. I zastanie go wieczór. Faktycznie powinien iść.
- Racja. Poczekaj tu. Amaimon, zostań i jej pilnuj. - tak jakby w mieście nie brakowało wojskowych obrońców. Wilk wstał jednak posłusznie i stanął obok nogi Mio, unosząc wysoko łeb w dumnej pozie. Nie było takiej opcji, by nie podszedł poważnie do powierzonego mu zadania.
Crawford wszedł do środka i skierował się w stronę lady. Nie było dzisiaj żadnej kolejki, obecni klienci siedzieli grzecznie przy stolikach, odwracając jedynie wzrok z zaciekawieniem, gdy wszedł do środka.
Nie zauważył właścicielki, lecz jej córkę. Widocznie to ona opiekowała się dzisiaj kawiarnią. Poderwała głowę do góry i wybiegła zza swojego stanowiska na jego widok.
- Chase, jak dobrze cię widzieć! Co u ciebie słychać? Dawno się nie widzieliśmy. - uśmiechnęła się wesoło, patrząc na kwiaty z ciekawością. Na ten widok nieco zrzedła jej mina, spojrzała więc w tył, zerkając na szklane drzwi, za którymi stała Mio. - Przyszedłeś z siostrą?
- Co? Nie. - odpowiedział krótko wyraźnie gubiąc się w jej pytaniu. O co chodziło jej z tą siostrą? Nie, nie rozkojarzaj się miałeś się o coś spytać. Jak ona miała na imię... zastanawiał się krótką chwilę, nie mogąc sobie przypomnieć. Czuł jedynie wyraźną woń jabłecznika. Uśmiechnął się, decydując na opcję neutralną - Można już korzystać ze stolików na zewnątrz?
- Na zewnątrz? Tak, ale zawsze możesz wejść do środka...
- Jestem z... psem, nie chcę sprawiać kłopotów.
- Jak wolisz. Zaraz do ciebie podejdę. - uśmiechnął się w odpowiedzi i wyszedł na zewnątrz, patrząc na dziewczynę.
- Chcesz się do nas przyłączyć? W grupie raźniej. - powiedział wskazując na wilka i obrócił się, siadając przy jednym ze stolików z uśmiechem. - Możesz mi mówić Chase. A ten tutaj to Amaimon.
Niby wymieniał już wcześniej imię swojego towarzysza, ale wolał je powtórzyć, by zachować swego rodzaju formalności.
Chyba.
W sumie nie znał się za bardzo na formalnościach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ręka ją wręcz świerzbiła, byleby już tylko zatopić ją w smolistej, wilczej sierści, zmierzwić mięciutkie (bo na pewno było mięciutkie!) futerko na grzbiecie i łebku towarzysza panicza Blacka. Bała się przez chwilę, że nie dostanie na to zezwolenia, a chłopak rzuci jej tylko krótkie: "nie, spierdalaj, to nie twoje, nie dotykaj".
"Śmiało."
3... 2... 1... euforia. Natychmiast przycupnęła przed zwierzakiem, by podsunąć swoją drobną dłoń pod jego wilgotny nochal w celu wstępnego zapoznania, a następnie powolnym, ostrożnym ruchem, bo właśnie tak, proszę państwa, powinno się postępować ze zwierzątkami, przesunęła opuszkami palców za owłosionym uszkiem, zaraz już nieco śmielej obchodząc się z jego łebkiem. Nie mogła jednak poświęcić mu na ten moment całej uwagi, więc krótkim przesunięciem palcem pod wilczą kufą zapewniła go o tym, że TO WCALE NIE BYŁ KONIEC TYCH GORĄCYCH PIESZCZOT Z JEJ STRONY, po czym podniosła się do pionu i ponownie spojrzała na Crawforda, skupiając się już całkowicie na jego osobie. Zresztą, vice versa. Powinna się chyba nawet czuć nieco speszona przez to, jak próbował ją pożreć swoimi stalowymi tęczówkami, jednakże nie wywarło to na niej jakiegoś większego wrażenia. Była w zasadzie przyzwyczajona do tego, że:
a) ludzie patrzyli na nią, jak na idiotkę;
b) ludzie patrzyli na nią, jak na dziwadło;
c) ludzie patrzyli na nią z zadumą;
d) ludzie patrzyli na nią.
Niektórych już czekał taki los w życiu i jakoś nie mogła się dziwić temu swojemu. Oczy nie takie, jak trzeba, włosy to już w ogóle-... wiadomo. Miało się ten loli urok. Nie była za to przyzwyczajona do bycia kontrolowaną pod względem zapachu, ale że nawet nie zauważyła, iż coś takiego miało miejsce, toteż wpatrywała się tylko w wymordowanego z niemałą ciekawością, czekając tylko, co odpowie na jej polecenie. Zwykle młodzi mężczyźni wkurwiali się nieziemsko, będąc popędzanymi przez małolaty mogące zostać ich siostrzyczkami, także była przygotowana na najgorsze, a tymczasem... cóż. Można powiedzieć, że miło ją zaskoczył. W dodatku załatwił jej małego stróża, który wręcz nazbyt poważnie wziął sobie do serca polecenie właściciela, co błękitnowłosa skwitowała jedynie cicho wydukanym słówkiem: "uroczo".
Kiedy tylko nieznajomy przekroczył próg kawiarenki, dziewczę przechyliło głowę na bok, próbując doszukać się we wnętrzu lokalu towarzyszki, której poszukiwał. Nawet miała tę nadzieję, że była nią urocza kobiecina, z którą uciął sobie krótką pogawędkę. Ha! W dodatku spojrzała w jej kierunku, wyraźnie samej będąc czymś zainteresowaną. Może chodziło o tą uroczą psinę, która została przy Mio... tak, pewnie pytała o Ama-... jakkolwiek się tam nazywał.
No dobra, tak naprawdę, to od razu zapamiętała jego imię. Jak mogłaby nie zapamiętać godności tak słodkiego psowatego, którego notabene po chwili zawiechy zaczęła głaskać, wedle złożonej chwilę wcześniej obietnicy. I już, już miała ukucnąć przy tym rozkosznym czarnuszku, żeby całkowicie oddać się równie rozkosznemu drapaniu go za jeszcze bardziej rozkosznymi uszkami, a może nawet złożeniu na futrzastej główce krótkiego pocałunku, kiedy całą tę gorącą randkę przerwał le właściciel, na co przeraziła się, że ich związek dobiegnie końca, nim jeszcze się zacznie, kiedy-...
"W grupie raźniej."
Rozpromieniła się momentalnie, nie czekając już na powtórzenie zaproszenia - od razu ruszyła w kierunku zajętego przez Crawforda stolika, zasiadłszy na wolnym krzesełku i wsłuchując się w jego głos, gdy użył go w celu przedstawienia się. Chase, Chase, Chase... to znaczy, że często go ścigali? Oby nie.
- Na imię mam Mio, ale mówią mi Mio, więc mów "Mio". - ... - Znaczy... to to samo. Tak czy siak, miło mi, Chase~. Czy skoro masz na imię Chase, to często Cię ścigają? Wiesz, "they are doing Chase chasing" albo coś! - Przytoczyła kolejny wodospad głosek, wpatrując się w niego, jak w prawdziwe dzieło sztuki, od którego nie można oderwać wzroku. Taka ciekawość ją ogarnęła. Zresztą, nie tylko przez kwestię jego imienia - kwiaty nadal pozostawały nierozwiązaną zagadką. - Czyli te hibiskusy nie są dla Twojej dziewczyny? - Rzuciła po chwili zagwozdki z posmutniałą minką. I co z tego, że to nie była jej sprawa? Była ciekawska i nawet nie miała zamiaru tego ukrywać.
Ale mimo wszystko, zdawała sobie sprawę, że nie powinna tak torpedować go kolejnymi pytaniami, więc Z WŁASNEJ WOLI postanowiła choć na chwilę zamilknąć i zająć się swoim nowym partnerem na całe życie - Amaimonem. Nawet coś mu tam słodziła pod nosem, jakim to nie jest przystojnym pieskiem, jakich nie ma ładnych uszu, cudnych oczu-... to było chore.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jej osoba nieco go bawiła, zwłaszcza jej fascynacja Amaimonem.
Nie żeby spotykał się z tym po raz pierwszy. Zwykle ludzie na widok jego zwierzęcia mieli dwa rodzaje reakcji:
1) "Omójbożejakicudownymogępogłaskać?"
2) "Odwróć się, odejdź powoli, zanim odgryzie ci nogę."
Ci drudzy byli nieco mniej kłopotliwi. Amaimon bądź co bądź, nadal pozostawał wilkiem. Ich pierwsze wypady do miasta nie należały przez to do najłatwiejszych. Któregoś razu, gdy jedno z dzieci podbiegło znienacka w jego stronę i chciało go chwycić za ogon, Crawfordowi w ostatniej chwili udało się poderwać je do góry, ratując przez szczękami wściekłego zwierzęcia.
To nie była zabawka.
Tak wielu o tym zapominało.
Obecnie jego charakter nieco złagodniał, pozwalał mu na to jednak tylko i wyłącznie w obrębie M-3. Odstępstwo od dzikich instynktów. Niemniej z tych właśnie powodów, nawet tutaj niezbyt pozytywnie podchodził do podobnych zachowań na dłuższą metę. Kot, którego zbyt długo będzie się karmić i przyzwyczajać do obecności ludzi, jednocześnie staje się bardziej narażony na okrucieństwo z ich strony, gdy karma zmieni się w trutkę na szczury.
Delikatne dłonie przeczesujące jego futro, któregoś dnia mogłyby okazać się nożem.
Nie żeby Mio miała być kłopotem. Jej zachowanie wpasowywało się w schemat i z łatwością je zaakceptował. W końcu dawno nie byli w mieście, a mimo że Amaimon nigdy nie dawał tego po sobie poznać, lubił gdy ktoś nie będący Crawfordem poświęcał mu uwagę i chwalił.
Chłopak natomiast udawał, że o tym nie wie.
Rzecz jasna nie rozmyślał o tym. Wyczuwał podobne rzeczy instynktownie, jego myśli kręciły się bowiem wobec bardzo prymitywnych potrzeb.
Jeść, przeżyć, jeść, wrócić do domu, spać.
Tak, taki był plan.
W dodatku ostatni posiłek spożywał jakąś godzinę temu, a jego ciało stopniowo zaczęło domagać się czegoś do jedzenia. Miał nadzieję, że dziewczyna pachnąca jabłecznikiem, zgodnie z obietnicą szybko do nich przyjdzie.
Powęszył raz jeszcze w powietrzu i odwrócił wzrok od drzwi, skupiając go na siedzącej przed nim dziewczynie z uśmiechem.
"Na imię mam Mio, ale mówią mi Mio, więc mów Mio."
Uśmiech zniknął z jego twarzy. Wpatrywał się w nią z nieco otępiałym niezdrozumieniem, zupełnie jakby mówiła w innym języku. Zaraz jednak ponownie odsłonił równe, białe ząbki w szerokim uśmiechu.
- Będę ci mówił Cherry. Ładnie pachniesz. - rzucił prosto z mostu i odchylił się do tyłu na krześle, przejeżdżając palcami po płatkach kwiatu.
"Tak czy siak, miło mi, Chase (...) często cię ścigają? Wiesz (...) albo coś"
Zestresował się przez chwilę. Wiesz? Co miał wiedzieć? Zerknął kątem oka na Amaimona, zupełnie jakby ten miał odpowiedzieć na jego nieme pytanie, ale wilk trwał w sztywnej, siedzącej pozycji z postawionymi na sztorc uszami, wpatrując się w jednym kierunku niczym rasowy strażnik. Wypuścił cicho powietrze spomiędzy ust w specyficznym gwiździe.
Zwierzę drgnęło zaalarmowane i zwróciło pysk w jego stronę.
- Dość często. Chociaż nie mamy w zwyczaju uciekać, nie Amaimon? - ucho wilka złożyło się nagle i rozłożyło ponownie, na dźwięk własnego imienia. Zamachał ogonem parę razy, dalej wpatrując się w niego czarnymi ślepiami. Crawford nie odrywał od niego spojrzenia, choć nadal słuchał dziewczyny, która zdążyła już zadać kolejne pytanie.
Wilk obrócił łeb w stronę słodzącej mu Mio, a jego ogon ponownie został wprawiony w ruch. Po tym obrocił się jednak i podszedł do Crawforda, kładąc mu swój wielki pysk na kolanach.
Granatowowłosy pogłaskał go parę razy, zaraz klepiąc go krótko w ucho. Prosty sygnał z jasnym przekazem. Amaimon zerknął na niego raz jeszcze, by zaraz położyć się posłusznie obok jego krzesła. Oparł łeb na łapach i zamknął ślepia, wyłączając się tym samym z rozmowy.
- Dostałem je. Od kwiaciarki. Ładne, prawda? Powąchaj, Cherry. - wyciągnął bukiet w jej stronę, może nieco zbyt natrętnie. Niemniej ich zapach naprawdę mu się spodobał, dlatego chciał się nim podzielić z dziewczyną, mając nadzieję że i ona go doceni.
Przez chwilę, wyraźnie ucieszony z takiej drobnostki, zapomniał o swoim głodzie, a to już było coś.
"Przez chwilę" było jednak ważną częścią tej wypowiedzi.
Drzwi od kawiarni skrzypnęły cicho, otwierając się, zwiastując tym samym nadejście córki właścicielki. Crawford momentalnie opuścił bukiet na stół i wyprostował się, zwracając w jej stronę z wyraźnym podnieceniem w oczach. Nawet Amaimon otworzył ślepia i podniósł pysk, śledząc każdy krok osoby, która miała przyjąć ich zamówienie.
- Wybacz, że tak długo Chase, musiałam dokończyć rozliczanie... - zaczęła się tłumaczyć, chłopak machnął jednak ręką, patrząc na nią ciepło. Z miejsca wypytał ją o to co poleca w tym tygodniu.
- Najchętniej wziąłbym wszystko... albo tu zamieszkał. Zamieszkanie w kawiarni wydaje się całkiem dobrym pomysłem. Dla mnie będzie jedno ciasto truskawkowe, jedno czekoladowo-bananowe, galaretka cytrynowa, koktajl truskawkowy i... Co chcesz, Cherry? - zwrócił się nagle do siedzącej z nim dziewczyny, kierując na nią swoją uwagę, gdy skończył ze swoimi życzeniami.
Amaimon zaskomlał cicho, wyraźnie próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Crawford spojrzał na niego i zaśmiał się wesoło, klepiąc go po łbie.
- No tak, przepraszam. I jedną szarlotkę. - wilk zaszorował ogonem po ziemi z wyraźnym zadowoleniem, a granatowowłosy ponownie przeniósł wzrok na wiśniowo-herbacianą dziewczynę.
- Albo zamiast ciasta czekoladowo-bananowego poproszę wiśniowe. - zmienił nagle zdanie z niejakim zamyśleniem, łącząc dłonie na stole.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

"Ładnie pachniesz."
Zmierzyła go krótkim spojrzeniem, które wyrażało czyste zdumienie, zmieszane z lekkim zażenowaniem. Zresztą, na takowe wskazywał także rumieniec, jaki po chwili pojawił się na jej twarzy. Płoniła się tak, że już naprawdę mógł nazywać ją "Cherry" nie tylko ze względu na zapach. Uśmiechnęła się jednak tylko w wyrazie podziękowań za ten uroczy komplement, po czym jej uwagę przykuł kolejny już temat. Co jakiś czas zerkała ciekawsko na towarzyszącego młodzianowi wilka, naprawdę przypominającego jej lojalnego psa stróżującego, który mógłby połknąć takie dziewczynki, jak ona, w całości, a jednocześnie tak słodkiego, iż nie dało się w to uwierzyć, choćby ujrzało się taką sytuację na własne oczy. Po prostu nie była w stanie ogarnąć takiej wizji.
- Uciekają tylko tacy, co to mają do tego powód, prawda? Więc nic dziwnego. - Odparła, kiwając głową z pełnym przekonaniem co do słuszności swoich słów. Dwubarwne ślepia dziewczynki wręcz emanowały pewnością, której pozazdrościliby jej nawet najbardziej pewni swego naukowcy. Poprawiła się jeszcze na niesamowicie wygodnym krzesełku, przeciągając rozkosznie, nieco nieuważnie słuchając wypowiedzi młodzieńca, co doprowadziło tylko i wyłącznie do jej własnej zguby. Niemal trafiła twarzą w bukiecik hibiskusów, który jej podsunął, gdy odwracała się z powrotem do niego, w efekcie czego odkaszlnęła cichutko, mrużąc charakterystycznie powieki.
- Faktycznie, cudownie pachną. - Rzuciła po chwili dręczącej ciszy, zaciągnąwszy się kwiatową wonią do tego stopnia, iż nieomal z jej drobnego nosa wyrwało się parę glutków poprzez kichnięcie. Nieomal, ale jednak nie. - Mam nadzieję, że nie oklapną, zanim nie wrócisz do domu...
Melancholijny ton wkroczył w gardło Misao. Jednakowoż długie rozczulanie się nad losem kilku chwastów nie było już możliwe, a to wszystko przez obecność kobieciny, z którą wcześniej rozmawiał wymordowany, a którą to nasza mała anielica utożsamiała z jego dziewczyną. Jak widać, coś tu nie było logiczne. Przecież gdyby byli razem, to te kwiaty już dawno stałyby w wazoniku gdzieś wewnątrz kawiarenki, a ona uśmiechałaby się do nich rozkosznie, popijając smoothie w jego towarzystwie, może nawet dzieląc się z nim szklanką, jedynie dając mu drugą słomkę. Patrzyliby sobie głęboko w oczy, co jakiś czas lustrując otoczenie, jak gdyby w oczekiwaniu na to, że jakiś randomowy człowieczek zniecierpliwiony przez ślimaczą obsługę, która zajmuje się obściskiwaniem, zamiast bieganiem z ciastem i kawką dla klientów, wpatrywałby się w nich ze wściekłością, podczas gdy oni-...
"Co chcesz, Cherry?"
Uniosła głowę w momentalnej reakcji na swój nowy pseudonim, choć może bardziej zależało jej na wypiszczeniu swoich o wiele skromniejszych od tych Blacka potrzeb, ale kiedy już nadarzyła się okazja, którą jej stworzył, a dziewczę otwierało mordkę w celu zażyczenia sobie porządnego deseru, on sam odebrał jej tę sposobność. Cóż za gbur! - chciałoby się powiedzieć. Szkoda tylko, że Sayaka nie dawała rady z tak ciężkimi słowami nawet w myślach, w żaden sposób nie myśląc źle o swoim granatowowłosym znajomym-nieznajomym. Zresztą, nie mogła go winić - w końcu było to spowodowane tylko i wyłącznie dobrem najsłodszego psowatego we wszechświecie (przynajmniej na tę chwilę najsłodszego), a jego nawet najmniejsze machnięcie ogonem mogłoby przymusić ją do zatańczenia przed publicznością nagiego kankana. Gdyby tylko potrafiła tańczyć kankana, oczywiście.
"Albo zamiast (...) poproszę wiśniowe."
Wiśniowe... zaraz. Czy ona czasem nie była dla niego "Cherry"? To miało coś znaczyć? Może po prostu przypomniała mu o tym, że tak najzwyczajniej w świecie lubił to ciasto i zrezygnował z czegoś, co miało być dopiero przez niego wypróbowane? Chociaż-... już teraz, patrząc na Crawforda mogła domyślić się, że znał już każdy specjał tej kawiarni. I to na wylot. W takim razie mógł próbować jakiejś beznadziejnej metody przymilania się do jej osoby, ale o tym Amasakawa na sto dziesięć procent by nie pomyślała. To byłoby za trudne na jej wielką główkę z małym móżdżkiem, ale i tak - jeśli to miał w zamiarze, to mu wyszło, bo błękitnowłosa natychmiast zalała się kolejną falą rumieńców.
A jeśli nie, to był zwyczajnie głuptasem. Normalka. Teraz jednak nie było czasu na myślenie o tego typu sprawach, bo nareszcie przyszła kolej na jej zamówienie. Wzięła głęboki wdech, jak gdyby miała spędzić na tym godzinę, może i dwie, po czym z ogromną jak na siebie i każdego innego (nie)człowieka wyrzuciła:
- Jagodowe parfait!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Crawford z początku nie dostrzegł jej spojrzenia, ani rumieńca na jej twarzy. Dopiero po chwili zareagował z wyraźnym niepokojem, widząc jak się czerwieni.
- Wszystko w porządku? Chyba masz temperaturę. Mam sprawdzić? - zapytał w każdej chwili gotów na wychylenie się do przodu, by przyłożyć dłoń do jej policzka, bądź czoła w celu sprawdzenia prawdziwości swoich domysłów. Dopóki nie otrzyma jednak wyraźnego zezwolenia na podobne zachowanie, pozostawał nieruchomy na swoim miejscu.
"Uciekają tylko tacy, co to mają do tego powód, prawda? Więc nic dziwnego."
Uśmiechnął się na jej słowa, nie komentując ich w żaden sposób. Czy miał powód do ucieczek? Od czasu do czasu, niewątpliwie. Nie pozwalała mu jednak na nie duma. Zawsze stawał do walki, chyba że przeciwnik miał przytłaczającą przewagę, w której przypadku podjęcie wyzwania, byłoby zwyczajnym samobójstwem.
Crawford natomiast rozwinął w sobie instynkt przetrwania do takiego stopnia, by podejmować podobne decyzje w ułamku sekundy, tuż po pojawieniu się jawnego zagrożenia.
"Mam nadzieję, że nie oklapną, zanim nie wrócisz do domu..."
Ściągnął brwi w wyraźnej konsternacji. Wcześniej jakoś na to nie wpadł, ale teraz podobna wizja pojawiła się w jego głowie, wzbudzając w nim pewien niepokój.
- Też mam taką nadzieję. Zamierzałem zanieść je Pani Taihen... - w podobnym geście z jego strony nie było żadnego podtekstu. Sam Crawford darzył jednak kwiaty praktycznie równie ciepłymi odczuciami, co zwierzęta. Hibiskusy, które otrzymał były równie piękne co jego Pani, automatycznie stwierdził więc, że podarowanie jej ich w prezencie, było pomysłem nie tyle dobrym, co oczywistym.
Dotknął palcem jednego z płatków kwiatu. Hibiskusy były opanowane, spokojne. Na tyle zrównoważone, by wejść w sam środek sporu i wyjść z niego zwycięsko bez potrzeby używania broni. Nawet tak porywcza osoba jak on, w towarzystwie swojej Pani odczuwał bezgraniczny spokój, działała na niego równie kojąco, co widok hibiskusów. Tak, zdecydowanie te kwiaty do niej pasowały.
Obrócił się w stronę córki właścicielki i posłał jej uprzejmy uśmiech.
- Przepraszam, ale mógłbym prosić o zwykłą szklankę wody? Żeby wstawić do niej kwiaty. - nie widział w tej prośbie nic złego, niemniej dziewczyna spojrzała na niego z wyraźnym zaskoczeniem.
- Och, tak. Zaraz przyniosę. - skinęła głową i obróciła się w stronę Mio, zapisując jej zamówienie. - Coś do picia?
Zapytała jeszcze, czekając na jej odpowiedź, by zaraz po niej zniknąć w powrotem w kawiarence.
Tak czy inaczej Crawford podrapał Amaimona za uchem jeszcze parę razy, zaraz zostawiając go samemu sobie, gdy ten ponownie legł posłusznie pod jego krzesłem, kładąc łeb na łapach. Skierował wzrok na Mio, której twarz znowu przybrała nieco nienaturalny zarumieniony kolor.
- Na pewno wszystko w porzadku? Może powinniśmy się przesiąść do środka? Nie chcę żebyś się przeze mnie rozchorowała. - zapytał ostrożnie. Nie chciał jednak zbytnio naciskać, odchylił się więc na krześle i nie odrywając od niej wzroku, zadał jej kolejne pytanie.
- Więc skąd jesteś Cherry? Mieszkasz gdzieś tutaj? Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem ci w czymś ważnym zaciągając na ciasto. - mimo, że jego słowa brzmiały jak przeprosiny, nie dało się odnaleźć nawet szczątkowego poczucia winy na jego twarzy. Cały czas się uśmiechał, więc wyraźnie nie żałował swojego postępowania, nawet jeśli miałoby ono w jakikolwiek sposób zburzyć jej poukładany plan.
- Czym się zajmujesz na co dzień? Swoją drogą, masz naprawdę ciekawy kolor oczu. To naturalny czy nosisz soczewki? - zasypywał ją kolejnymi pytaniami z wyraźną fascynacją, nie zdając sobie sprawy, że z każdym kolejnym słowem, odrywał się od krzesła, by ostatecznie znowu położyć dłonie na stole i wychylić się w jej stronę z lekkim uśmiechem. Grzywka opadła mu na prawe oko, skutecznie je przysłaniajac, ale zignorował ją wyraźnie zajęty Cherry.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na jego pytanie pokręciła tylko głową, uśmiechając się niemrawo, a dla podkreślenia swojego przekazu powachlowała się delikatnie dłonią, już kilka sekund później powracając do swojego typowego, alabastrowego odcienia na policzkach. Wydukała jeszcze prędkie "dziękuję" w wyrazie wdzięczności za tę bezinteresowną uprzejmość, po czym wróciła do obserwacji jego reakcji na jej słowa. Wreszcie jednak wyłapała swoimi anielskimi uszami coś, co natychmiast przyciągnęło jej uwagę. Gdyby była w ciele towarzyszącego chłopakowi wilka, na pewno nadstawiłaby swoich puchatych uszu i zaczęła gibać ogonem w wesołym merdaniu ciekawskiego wilczyska.
- "Pani Taihen"? - Spytała, wpatrując się w niego z niemałym zainteresowaniem. Liczyła na interesującą opowieść o równie interesującej wybrance jego serca, tak. - Ktoooooooo to taki?
No to teraz nie miał szans się od niej uwolnić. To był jeden z tych momentów, kiedy pozostawała wścibska i nieustępliwa, niezależnie od argumentów, jakimi mógłby posłużyć się opętany. Chciała wiedzieć, kto taki był tak wspaniały, żey nazywać go per pani, a co dopiero jeszcze dawać mu kwiaty. Brzmiało to zupełnie tak, jak gdyby granatowowłosy darzył ją nieziemskim szacunkiem, z jakim anielica jeszcze nigdy nie miała do czynienia. To w ogóle możliwe, żeby w dzisiejszym świecie JAKKOLWIEK kogoś szanować? No cóż - Whitelaw najwyraźniej należał do tych osób, które zasługiwały na podziw.
Nie miała jednak czasu, żeby podpytać jeszcze o szczegóły tej konkretnej sprawy, gdyż z rozmyślań wyrwał ją ten sam kobiecy głos, który wcześniej odbierał jej zamówienie. Na jej pytanie kiwnęła ochoczo głową, wymachując błękitną grzywką tak, że aż na krótką chwilę zaburzyła jej widoczność.
- Może być jakiś dobry, owocowy koktajl.
I-... tyle. Nie podała żadnego konkretu, na podstawie którego można by skwitować jej zamówienie. Być może miało to brzmieć, jak "masz wolną rękę, kobieto, przynieś coś dobrego", ale kto wie. Z drugiej strony, Sayaka mogła po prostu nie mieć pomysłu na-...
- TAK. - Odparła nieco zbyt głośno i na pewno o wiele zbyt gwałtownie, niż powinna, przez co natychmiast zakryła usta dłońmi, jak gdyby nieopatrznie powierzyła mu właśnie jakiś przerażający sekret, którym było zamordowanie przez nią małego Amaimonka. "Małego", tak. Grunt, że po całej tej krótkiej scence odchrząknęła znacząco, uspokajając się wreszcie. - To znaczy, wszystko dobrze. Często robię się czerwona bez powodu. Ehe-... hehehe.
A ten głupkowaty śmiech to co miał oznaczać?
- Tutaj? Nie, nie~. - Uśmiechnęła się promiennie, odparłszy na jego pytanie. Mieszkać tutaj-... nawet sobie tego nie wyobrażała. Pokręciła wolno głową, jak gdyby jeszcze tylko utwierdzając go w tym przekonaniu. - Mieszkam dalej! Ale nie aż tak daleko. No i nie przeszkodziłeś~. - Opuściła wreszcie rękę, którą wskazywała dotychczas jakiś punkt na horyzoncie, najpewniej kierunek stąd do miejsca, gdzie rzekomo miał znajdować się jej dom, po czym wsparła na niej swój podbródek, nachylając się tym samym delikatnie w przód. - Na ciasto zawsze jest pora.
Święte słowa świętej loli. Uśmiech Crawforda natomiast cały czas był poddawany odwzajemnieniu, o ile można to tak określić. Na jego kolejne pytanie jednak zamrugała kilkukrotnie powiekami, a następnie przejrzała się w szybce telefonu, który uprzednio wyjęła z kieszonki swetra, zupełnie jakby zapomniała, jakiego koloru są jej tęczówki. Uśmiechnęła się półgębkiem, wracając spojrzeniem na osóbkę młodzieńca.
- Wygląda na to, że dziś nic nie noszę. - Zachichotała pociesznie, przyglądając się uważnie jego twarzy. - Fajne są, co nie? Zresztą, komu ja to mówię! Twoje wyglądają, jakby były wykute ze stali! - Dla podkreślenia swoich słów, uniosła palec wskazujący w kierunku widocznego ślepia Blacka, nieomal dziabnąwszy go przez to w źrenicę, kiedy przysuwał się bliżej. Na całe szczęście w porę cofnęła rękę, choć bardziej pasującym zwrotem byłoby "przesunęła ją". Dłoń Amasakawy wylądowała bowiem na czubku głowy wymordowanego, by następnie przetrzepać granatowe kosmyki. I to wcale nie tak, że próbowała odpędzić tym myśli od szaleńczego:
Znowujesttakbliskocojazrobięmamoaaaa. ;/////;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzał na dziewczynę z wyraźnym zaciekawieniem.
Nie słyszała nigdy wcześniej o jego Pani?
Kościół Nowej Wiary dość szybko nabrał sławy i rozpowszechniał swoje wierzenia nie tylko w mieście, ale i Desperacji. Jego progi były w końcu otwarte dla każdego, jeśli wypowiedział dwa proste słowa.
"Tak, wierzę."
Dziwiło go zatem, że nigdy nie słyszała jej imienia. Być może zwykli mieszkańcy rozpoznawali ją za pomocą tytułu?
Poczekał chwilę, obserwując jak córka właścicielki znika w środku budynku i dopiero wtedy postanowił odpowiedzieć na zadane mu pytanie.
- Moja Pani jest Prorokinią Kościoła Nowej Wiary. Czyżbyś nigdy nie słyszała jej imienia? - zapytał, by się upewnić. W jego słowach cały czas dało się słyszeć jakiś nabożny szacunek, zakrawający wręcz o cześć.
Crawford nie był fanatykiem wiary.
Nie chodził, rozprawiając na każdym kroku o wspaniałości Ao i jego poglądów. O tym, że jest o przyszłością tego świata i jedyną szansą na wybawienie.
Niewątpliwie jednak darzył swoją Panią szacunkiem i czcią dorównującą tej, jaką wierni darzyli swojego Boga.
Jej słowa mimo przybrania formy gwałtownej, głośnej wypowiedzi - nieco go uspokoiły.
Skoro mówiła, że wszystko jest w porządku to nie miał powodów, by twierdzić że jest inaczej. Jedynie Amaimon uniósł łeb do góry, wyraźnie poddenerwowany, zupełnie jakby spodziewał się ataku. Obrócił się parę razy, rozglądając dookoła w poszukiwaniu potencjalnego agresora, niemniej nie dostrzegając nikogo takiego, ponownie oparł łeb na łapach i uderzył parę razy ogonem w krzesło.
Jej śmiech go rozbawił. Uniósł kąciki ust w uśmiechu i przekrzywił głowę w bok, przyglądając jej się roziskrzonym wzrokiem.
- Dziwna jesteś. - no chłopcze, co jak co, ale komplementy to ty musisz jeszcze poćwiczyć.
- Ale urocza. - okej, to ci trochę ratowało tyłek.
Może nie oberwiesz od razu w łeb. Ani nie wpakuje ci ciasta w twarz, tuż po dostaniu go. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Crawford nie zdawał sobie kompletnie z tych zagrożeń sprawy. Cały czas uśmiechał się, jakby wypowiedziane przez niego słowa były całkowicie naturalne i stuprocentowo normalne.
"Mieszkam dalej! Ale nie aż tak daleko."
Och?
Nic nie zrozumiał, postanowił więc nie drążyć tematu.
Pokiwał jedynie głową, udając że doskonale wie o czym mówi, patrząc we wskazanym przez nią kierunku.
"Na ciasto zawsze jest pora."
- Na ciasto i jedzenie wszelkiego innego rodzaju. - przytaknął.
Więc nie nosiła soczewek. Jej tęczówki naprawdę były piękne, aż dziw, że zwrócił na nie uwagę dopiero teraz. Niespodziewanie, jej palec w pewnym momencie znalazł się tak blisko oka, że chłopak zrobił dość głupią minę, próbując się na nim nie skupiać.
Gdy nagle jej ręka się przesunęła.
Na jego włosy.
Przetrzepała jego granatowe kosmyki, co było uczuciem tak dziwnym, a jednocześnie przyjemnym, że... chłopak położył się na stole z cichym pomrukiem. Skrzyżował ramiona, opierając się na nich policzkiem i zamknął oczy, skupiając się na tym miłym uczuciu.
Nadal jakoś nie wpadł, że może być zbyt blisko dziewczyny, ale jedno było pewne.
Gdyby był teraz w swojej zwierzęcej formie, machałby ogonem na wszystkie strony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Aha. Więc nie chodziło mu o jakąś-tam-Taihen. Mówił o naprawdę ważnej osobistości, której błękitnowłosa powinna wręcz szczerze nienawidzić, ale jakoś-... nie żywiła żadnej urazy. Niech każdy robi, co chce.
- Ach, Taihen Shi. - Pokiwała głową w wyrazie zrozumienia, mrużąc jednak nieco swoje wielkie ślepia. Wychodziło na to, że musiała nieco uważać na to, co mówi, skoro ten granatowy łeb był służącym samej Prorokini. Oczywiście tylko "wychodziło", bo przecież tej małej nigdy nie wpadnie do głowy, że faktycznie powinna trochę zważać na słowa wypowiadane w jego towarzystwie. Nikt by się pewnie nie zdziwił, gdyby nasyczała na Kościół i stwierdziła, że bóg jest tylko jeden i na imię mu Bóg. Na razie jednak podrapała się po głowie w geście zastanowienia, nim w końcu rozchyliła swoje bledziutkie wargi. - To znaczy, że Ty też należysz do Kościoła? - A już zapowiadał się taki uroczy dzionek spędzony z nowym kolegą. I co? Wszystko poszło się chrzanić na rzecz jednego zbiegu okoliczności. To przecież niszczyło wszystkie jego szanse na to, że Mio nie spojrzy na niego krzywo.
Och, oczywiście, że to w ogóle na nic nie wpływało. Kogo ja oszukuję. Nadal patrzyła na niego z tym swoim naiwnym uśmiechem, nadal uważała go za nieszkodliwego względem takiego słodkiego aniołka, jak ona i nadal miała wrażenie, że jedno nie ma z drugim nic wspólnego. Przecież jego powitaniem nie było: "wierzysz w Ao? nie? więc uwierz, bo powyrywam ci rączki i nóżki". Nic złego nie mogłoby się jej stać.
- Choć mimo wszystko myślę, że nie powinieneś mówić o tym z taką lekkością. - Przyznała po chwili milczenia. - Kościół jest jednak sprawą bardziej dotyczącą tego, co dzieje się za murami, nie w ich obrębie.
A to puszczone do niego oczko to niby co miało oznaczać?
"Dziwna jesteś."
Wydęła dolną wargę w oburzeniu, już chcąc je wyrazić poprzez potęgę i siłę okropnych, nieprzystojących damie słów, brzmiących: wcale nie!, kiedy to kolejna wypowiedź Wymordowanego niewątpliwie wyratowała go z tej ryzykownej sytuacji.
"Ale urocza."
No, nie było żadnych wątpliwości. A żeby tego było mało, znowu uniosła kąciki ust, pozwalając policzkom nabrać nieco rumianej barwy, jednakże nie na tyle, aby musiało to szczególnie zajmować uwagę chłopaka. Zresztą, nie powiedział nic nowego. "Słodka" to, "urocza" tamto. Każdy po kolei jej to powtarzał, jakby była zrobiona z cukru. To, że wyglądała, jak bachor, nie znaczyło, że musieli ją traktować. Oczywiście jej to nie przeszkadzało, aczkolwiek-... czasem słowo "przesada" byłoby warte użycia.
- A i owszem! Jedzenie i spanie to najprzyjemniejsze czynności w życiu! - Jedynie skinęła twierdząco głową. I co z tego, że było to tak entyzjastyczne, że aż pobiłoby multum psychofanek Zayna Malika w ich radosnym "KYAAAAAAAAA" na jego widok. I tak wszystkie w końcu się pozabijają, jak tylko obudzą się ze słodkiego snu o tym, że jednak został w One Direction.
Teraz jednak wszystkie powinny skupić się na dużo słodszym obiekcie, który to bez problemu poddał się tej niewinnej pieszczocie, jaką sprezentowała mu Mio. Na jego reakcję początkowo zareagowała bezgranicznym zdziwieniem, jednakże już chwilę później na jej twarzyczkę wstąpił szeroki uśmiech. Chyba już nie miała pewności, kto był większym psim pieszczochem - Amaimon czy Crawford. Dlatego też jeszcze moment czy dwa - albo i nawet trzy - przeczesywała włosy młodzieńca, w końcu nachylając się jeszcze bliżej niego i składając na jego policzku subtelny pocałunek, porównywalny z tym popularnie nazywanym "motylim".
- I kto tu niby jest uroczy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Więc jednak ją znała. Gdy wypowiedziała pełne imię jego Pani, pokiwał głową idealnie się z nią pod tym względem zgrywają.
Zastanowił się krótko nad jej pytaniem. Czy należał do Kościoła? Odpowiedź powinna być oczywista, lecz z jakiegoś względu nie do końca wydała mu się poprawna. Opuścił dłoń ze stołu, kładąc ją na łbie Amaimona i przeczesał parę razy jego futro palcami. Zawsze pomagało mu się to skupić, gdy pojawiało się jakieś trudne pytanie, na które odpowiedzi nie potrafił udzielić z taką łatwością.
- Należę do mojej Pani.
Wypowiedział z pełnym przekonaniem o prawdziwości, jak i słuszności swoich słów. Zabrał dłoń z łba swojego towarzysza, który mruknął cicho, wyrażając tym samym swoje niezadowolenie z takiego obrotu sprawy.
Na kolejne słowa ściągnął nieznacznie brwi w wyraźnej konsternacji. Zagadki nie były jego mocną stroną, a skomplikowany sposób wypowiedzi Cherry zmusił go do uproszczenia jej, by wyciągnąć główne przesłanie.
'Nie mów głośno o kościele.'
- Kościół reprezentuje wszystko, w co wierzy moja Pani. Głoszę jej słowo z dumą, a jeśli ktokolwiek znieważy ją, bądź jej dzieło w mojej obecności z własnych prostackich pobudek, potraktuję to jako obrazę mojego honoru i obronię go, w imię Pani Taihen.
W jego głosie słychać było pełną wiarę i przekonanie, że to co mówi jest słuszne. Daleko im jednak było do agresywnego oświadczenia.
Cały czas leżał na stole, pozwalając się głaskać, gdy nagle ruch powietrza się zmienił. Dziewczyna pochyliła się w jego stronę i musnęła jego policzek ustami. Crawford poderwał się z miejsca, wycofując gwałtownie w tył wraz z krzesłem, sycząc cicho. Amaimon ledwo uniknął przejeżdżającej po ziemi drewnianej nogi i poderwał się na równe łapy jeżąc sierść. Z jego gardła wydobył się ostrzegawczy warkot. W końcu skoro jego towarzysz zareagował tak gwałtownie, dziewczyna musiała go wykazać chęć ataku, robił więc teraz wszystko, by odstraszyć napastniczkę i zmusić do zaniechania dalszej walki.
- Przepraszam, że musieliście czekać. - kobiecy głos przerwał warkot, gdy kelnerka stanęła w drzwiach zaalarmowana, nie wieedząc jak się zachować. Wodziła nerwowym wzrokiem od jednego do drugiego, a Crawford zamrugał parę razy, odzyskując nad sobą kontrolę.
- Spokój.
Amaimon momentalnie umilkł i usadowił zad na ziemi, przejeżdżając powoli ogonem po ziemi. Nadal wpatrywał się jednak w Mio czujnym wzrokiem, jakby zniszczyła zbudowane wcześniej zaufanie.
- Przepraszam, moja wina. Zaskoczyłaś mnie. - rzucił powoli i obrócił się w stronę kelnerki, machając na nią dłonią. Uśmiechnął się, widząc jej lekko przestraszoną minę, by ukoić jej nerwy. Pomogło. Dziewczyna przydreptała do ich stolika, rozdając zamówienia, choć zerkała co jakiś czas na siedzącego spokojnie Amaimona.
- Coś jeszcze? - zapytała wodząc pomiędzy nimi wzrokiem, czekając chwilę na odpowiedź. Crawford pokręcił głową, a ta zaraz odeszła z powrotem do kawiarenki. Chwycił za widelec i wbił go w wiśniowe ciasto, które zaraz zniknęło w jego ustach.
Pyszne.
Uwielbiał wyroby M-3, kosztował ich za każdym razem gdy je odwiedzał. Skupił się na jedzeniu w milczeniu, ograniczając do jednej czynności na raz. Amaimon wodził wzrokiem między nim, a Cherry widocznie nie wiedząc czy skupić się na pilnowaniu, czy poprosić o szarlotkę, której zapach wypełniał jego nozdrza. W końcu przegrał z potrzebą i zaskomlał krótko, opierając łeb na kolanach granatowowłosego. Ten przyjrzał mu się krótko i zaśmiał wesoło, drapiąc na uchem.
- Wybacz, znowu o tobie zapomniałem. - wbił widelec w szarlotkę, oddzielając kawałek i podsunął Amaimonowi, niespecjalnie przejmując się tym, że jedzą z jednego sztućca. Zaraz powrócił do swojego ciasta, wyraźnie nieobecny myślami, podczas gdy wilk oblizywał się raz po raz, smakując słodkie jabłka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 8 z 17 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 12 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach