Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 16 z 17 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17  Next

Go down

Nie wierzyła w niego? W sumie z jednej strony nie było się co dziwić, bo na co dzień William prezentował się jak wymoczek, który nie potrafi odezwać się do żadnej kobiety, ale z drugiej strony trochę to mężczyznę ubodło. Każdy facet, nawet ten z najgłupszymi problemami, chce być postrzegany jako ktoś, kto doskonale da sobie zawsze sam radę. Tymczasem właśnie powiedziano mu prosto w twarz, że nie podołałby temu zadaniu. Jeśli do tej pory Wex chciał udać się za mury tylko dla samego siebie, to teraz doszedł mu jeszcze jeden powód - utarcie nosa Coral. Inżynier zmarszczył brwi i spojrzał lekko urażony na rozmówczynię, ale już po chwili odpuścił. Nie było sensu w słownych utarczkach, które koniec końców by przegrał, bo zacząłby się jąkać. Zamiast tego lepiej po prostu udać się na desperację, przeżyć swoje i wrócić w dobrym nastroju oraz w jednym kawałku.
- Jeszcze zobaczymy. - wycedził nadal trochę niezadowolony przez zęby. Obstawa? A co on był jakaś porcelana, że potrzebował kogoś do ochrony? Po przejściu podstawowego szkolenia pewnie sam mógłby robić za obstawę, a i bez niego dałby sobie jakoś radę. Nie sądził, żeby wszystko co żyło za murami miało obstawę. Do tej pory naprawdę nie zdawał sobie z tego sprawy, jak bardzo nie docenia go rudowłosa - Jak wrócę, to pogadamy. Jak nie, to będziesz wygraną, a na dodatek jeden problem z głowy. - dodał jeszcze na koniec swojego naburmuszenia, po czym wziął głęboki wdech. Od tej pory nie będzie już wracał do tego tematu. Jeśli Coral faktycznie miała rację i przebywanie na Desperacji jest nie do zniesienia, to najwyżej po powrocie kupi jej jakieś czekolady i uderzy się w pierś, ale na tę chwilę był święcie przekonany, że akurat jemu pójdzie zgoła inaczej.
- N-nie ma sensu. - machnął tylko ręką na tekst o wierze. Poprzednie próby wynikały raczej z potrzeby zobaczenia czy faktycznie cokolwiek zmieni to w jego życiu, ale zbytnich efektów nie widział. Zapachu nie czuł, posmak w ustach mu jakoś szczególnie nie przeszkadzał, a dodatkowo mieszkał sam, więc przez większość czasu jego dym papierosowy nikomu też nie wadził. Co więcej, inżynier był jeszcze młody przez co nie odczuwał skutków substancji smolistych zawartych w fajce. Może od czasu do czasu zdarzało mu się kaszleć bez przyczyny, ale nijak nie wpływało to na jego życie. Tymczasem papierosy pomagały mu się zrelaksować w sytuacjach stresujących, a nawet dzięki nim potrafił skupić się bardziej na swojej pracy. Jeśli dodać do tego jeszcze przerwę na fajkę, to widział w tym wszystkim jedynie same plusy.
Skoro mowa o plusach, to z kolejną tyradą słowną Coral plusy całkowicie zniknęły. William został postawiony naprzeciw rzeczywistości, z której doskonale zdawał sobie sprawę, ale mimo wszystko nie dopuszczał jej do głosu. Tak, kiedy się zapominał, to potrafił zwyczajnie rozmawiać z każdym, ale słowa rudej rozbrzmiały w jego głowie tak, jakby miał na to jakikolwiek wpływ. To nie działa tak, że po spojrzeniu na kobietę myśli sobie, żeby się zarumienić. Wszystko dzieje się automatycznie, a on nie ma na to żadnego wpływu. Czasami czuł, że nie ma kontroli nad własnym umysłem i ciałem, co tylko potęgowało wszystkie symptomy. Kiedyś dużo czytał o zespole Tourette'a i osobach nim dotkniętych. Podobno u osób dotkniętych tym schorzeniem objawy choroby potęgują się, jeśli chory zdaje sobie z nich sprawę i zaczyna się nimi stresować. Choć sam Wex nie miał do czynienia z samą chorobą, to akurat ten mechanizm działał u niego prawie identycznie. Jedyna różnica polegała na tym, że oprócz wstydu u Williama wzbierała także złość. Zirytowanie obecnie ogarniające jego ciało powstawało jednak nie tylko ze względu swoją słabość, ale podejście Sandford do tematu. Ile to on razy w swoim życiu nasłuchał się tekstów "jesteś dużym facetem, więc czego się boisz?" albo "spójrz na nią i pomyśl co niby może ci zrobić", żeby dawać je sobie wciskać jeszcze teraz.
- T-tak, a choremu na depresję wystarczy powiedzieć, żeby przestał się przejmować i wyszedł pobiegać, a mu się polepszy. - pomimo pierwotnego zająknięcia, zdenerwowanie wzięło górę i na moment zapanowało nad jego odruchami. Jeśli o to chodziło Coral, to odniosła połowiczny sukces, ale chyba nie spodziewała się, że po tych słowach inżynier weźmie w garść zapakowany tort i wstanie od stolika - Idę się ogarnąć. Na razie. - rzucił na odchodne i ruszył w stronę drzwi, wyciągając po drodze kolejnego papierosa, którego odpalił już na zewnątrz. Ten akurat był na uspokojenie. Sandford trafiła na czułą strunę i choć połowicznie osiągnęła cel, to na dłuższą metę rezultat może być zupełnie inny niż by się tego spodziewała. Mężczyzna wsiadł na swój motocykl i ruszył w stronę mieszkania. Dość socjalizowania się na dzisiaj.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — Zobaczymy — przytaknęła, nic sobie nie robiąc z tych groźnych powarkiwań. W jej świadomości ten rodzaj odzywek umieszczał Wexa w tej samej kategorii niebezpieczeństwa, co pieski zaczepno-obronne. Te, które zaczepiają obcych, a potem trzeba ich bronić. Jedyne, co mogło rozstrzygnąć ich spór to sprawdzenie w praktyce, a że nie zależało od nich, pozostawało tylko czekać. Sandford cierpliwości nie brakowało; mogła na spokojnie zająć się własnymi sprawami i bez obaw wyglądać dnia, kiedy jej przewidywania sprawdzą się lub zostaną obalone. Wcale jej nie zależało na racji aż tak, jak by się to mogło wydawać.
 — N-nie ma sensu.
 Wzruszyła tylko ramionami. Robiła to teraz tak często, że chyba powinno się już kwalifikować pod ćwiczenia fizyczne. Może to nie wyciskanie sztangi, ale zawsze już jakiś ruch! a wykłócanie się o kolejną rację zdecydowanie ani nie było zdrowe, ani pożyteczne, ani też nie miała na to ochoty. W pewnym momencie zacięcie do bronienia swojej opinii w każdym aspekcie zaczynało wydawać się po prostu głupie, bo łatwiej było odpuścić sobie i pozwolić rozmówcy wierzyć w dowolne bzdety, jakie tylko sobie tam wmawiał. Nie ma się przecież co szarpać z uparciuchem, który pewnie dla samej zasady brnął będzie w bezsensowny spór. Żal marnować nery i energię.
 Zaskoczył ją trochę późniejszy wybuch, który wybuchem jako-takim nie był, ale i tak prezentował się bardzo odmiennie od poprzedniej części rozmowy. Nie odezwała się ani słowem; uniosła tylko brwi w niemym wyrazie zdziwienia, przybierając też przy tym lekko niezadowolony wyraz. Naprawdę? Cóż, jeśli właśnie w ten sposób chciał odbierać jej słowa, nie mogła mu chyba zabronić. Powoli brakowało jej już sił do wyciągania kolejnych wyjaśnień i argumentów, przynajmniej na dziś. Przychodzi zresztą taki moment w konflikcie, kiedy dalsza dyskusja nie jest w stanie przynieść już żadnych dobrych skutków. Należy wtedy odłożyć ją na jakiś czas, dać sobie od tego odpocząć. Najwyraźniej właśnie osiągnęli ten punkt i Wex chyba też to zauważył. Nie miała mu zresztą za złe; mruknęła tylko jakieś pożegnanie, machnęła niedbale dłonią i nawet nie spojrzała za nim, kiedy wychodził. Sama nie zabawiła dłużej, bo może minutę potem też zwlekła się ze swojego krzesełka. Jak na umówione spotkanie z koleżanką-bez koleżanki, i tak zeszło jej o wiele za dużo czasu.

[zt]
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

 Propozycja gorącej kawy wciąż brzęczała w jej uszach, kiedy przekraczała próg znanej sobie kawiarenki. Spotkania z tym konkretnym mężczyzną nieczęsto widniały jako kolejny punkt do zaliczenia w kalendarzu. Właściwie widywała go albo w pracy albo po powrocie do domu, z tym że nawet tam czas spędzony wspólnie zakrawał maksymalnie o godzinę (nie licząc snu). Czuła zadowolenie na myśl, że zaraz wypiją dobry napój i porozmawiają o czymś wykraczającym poza tematy pracy. Prawdopodobnie.
 Zsunęła płaszcz z ramion, odwiesiła go na wieszaku w kącie i wybrała jeden ze stolików tuż przy oknie. Usiadła, zawieszając torebkę na krześle, odgarnęła włosy do tyłu, by niesforne kosmyki nie wpadały jej do oczu, i wygładziła granatowy golf. Przez niską temperaturę na zewnątrz jej policzki przybrały delikatnie czerwony odcień kontrastujący z bladą cerą, ale przynajmniej nie odczuwała tego w stopach i dłoniach. Przez zmechanizowanie te części ciała zawsze były u Atsuko zimne.
 Nachyliła się odrobinę i oparła łokcie o blat stołu, dłonie zaś zaplotła tuż pod podbródkiem. Chociaż twarz nie wyrażała wyraźnie żadnej konkretnej emocji, zdawać się mogło, że usta naturalnie układały się w subtelny uśmiech. Przeniosła spojrzenie za okno, napawając się ciepłem panującym we wnętrzu lokalu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spokój tej chłodnej, aczkolwiek cichej i przyjemnej nocy zakłócił szybki, systematyczny stukot ciężkich, wojskowych buciorów. Dotarłszy pod drzwi kawiarenki odetchnął głęboko i wszedł do środka. Wypełniający wnętrze zapach świeżej kawy, ciepło i przyjemna atmosfera od razu poprawiły mu nastrój. Jeszcze bardziej ucieszył go widok pięknej kobiety siedzącej przy jednym ze stolików. Odwiesił na wieszak ciężką, skórzaną kurtę z symbolem skrzydeł i ruszył w jej kierunku a na jego twarz wypłynął ciepły uśmiech.
- Cześć kochanie. Długo czekałaś?
Zapytał podchodząc i gestem przywołując do nich kelnera. Według zdobiącego jedną ze ścian, antycznego zegara do umówionej godziny brakowało jeszcze pięciu minut ale nie zmieniało to faktu, że jego najdroższa dotarła tu przed nim. Nie mogąc powstrzymać radości z tego, że po raz pierwszy od zdecydowanie zbyt dawna ma możliwość spędzić z Nią trochę czasu stanął przy Niej i pochylił całując swoją wybrankę. Właściwie ciężko byłoby powiedzieć, że za Nią tęsknił - w końcu widywali się w pracy - ale straszliwie brakowało mu możliwości spędzania czasu ze swoją żoną. Nie z Panią Oficer, jakkolwiek dobra nie byłaby w swojej pracy. Nie z kolejnym żołnierzem, chociaż tak mocno kochał swoje wojsko. Teraz mógł nareszcie usiąść i rozkoszować się obecnością tej pięknej, wspaniałej kobiety której obrączka wisiała na jego szyi.
- Na co masz dzisiaj ochotę?
Zapytał podnosząc menu i zerkając do środka. Właściwie wiedział co kupi jeszcze zanim tu dotarł. Tutejsza gorzka czekolada z chili doskonale mu podchodziła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Skrzypnięcie drzwi oderwało jej myśli od zimowego krajobrazu, dlatego skupiła swoją uwagę na nowym kliencie, którego zaraz obdarzyła jeszcze wyraźniejszym uśmiechem sinych ust. Uzmysłowiła sobie, że nie dość, że rzadko się widzieli, to jeszcze widywała go głównie w wojskowej odzieży. Zmiana outfitu na pewno zadziałałaby na plus dla zainteresowania kobiety, nie wspominając o zupełnym braku odzienia. Atsuko nie brakowało temperamentu także w tej strefie, a potrzeby miała dość… wysokie. Dlatego zanim się ustabilizowała i wyszła za mąż, nie oponowała przed przelotnymi romansami. Uwielbiała czerpać z życia wszystko, co najlepsze, doświadczać wciąż nowych rzeczy.
 — Witaj, Marco. — Pozwoliła, by do głosu wkradła się nuta pożądania, po czym wyciągnęła głowę i odwzajemniła powitalny pocałunek. — Dopiero przyszłam.
 Atmosfera kawiarenki odpędzała uczucie zmęczenia, jakie towarzyszyło jej przez większość tego dnia. Lubiła swoją pracę, czerpała satysfakcję z widoku spoconych rekrutów i władzy, jaką posiadała, ale wiązała się z tym równocześnie niemała odpowiedzialność. Z tego powodu nie odmawiała sobie rozrywek po służbie.
 — Na masaż i dłuuugą kąpiel, ale równie ucieszę się, gdy kelner postawi przede mną gorącą czekoladę w towarzystwie muffiny z żurawiną i białą czekoladą — odparła od razu, opuszczając dłonie na blat stołu i prostując plecy. Atsuko miała wilczy apetyt i wiedział o tym prawdopodobnie każdy, kto znał ją trochę lepiej. Co więcej, mogła jeść do woli, a nie wpływało to znacząco na jej wagę, więc nie czuła oporów przed opróżnieniem w całości opakowania po pizzy. Albo podwędzeniu kawałka porcji komuś, kogo żołądek już kapituluje. Niemniej przy słodkościach wolała nie szaleć. — Słyszałeś o dzisiejszym incydencie w południowej części miasta? Podobno jakiś młody chłopak próbował obrabować sklep… i to nie z braku żywności, ale dla samej, jak to ujął, „frajdy”, żeby wypróbować umiejętności z gry w rzeczywistości. — Ciemne brwi kobiety zmarszczyły się, okazując jej niezadowolenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słysząc zalotny głos swojej żony i jakby nie patrzeć całkiem interesującą propozycję Marco parsknął śmiechem. — Hahaha wszystko w swoim czasie kochana. Właściwie czemu nie wspólna kąpiel, masaż... pomyślimy. — Patrząc w piękne, niebieskie oczy swojej wybranki dziękował Panu za szczęście jakim go obdarzył. Fakt, że zdołał się z Nią związać przy tak zróżnicowanych poglądach, stylach bycia i niewielkiej ilości czasu oraz to, że ich małżeństwo działało zasługiwało na miano cudu. Doczekawszy się kelnera zamówił posiłek dla siebie i Atsuko. Kawiarnia nie bez powodu uchodziła za jedną z najlepszych w mieście - swoje zamówienie otrzymali niecałe pięć minut później i jak zawsze, gorący płyn smakował wyśmienicie. Słysząc, o poruszonym przez kobietę incydencie Marco westchnął głęboko i ze smutkiem. Kolejny młody człowiek zagubił się i zboczył ze ścieżki dobra. Najprawdopodobniej w jego wychowaniu zabrakło niezbędnej uwagi i dyscypliny ze strony rodziców. Kto wie? Może to dziecko jakiegoś S.SPEC poległego w walkach? Takich zawsze żal było mu najbardziej. Ciekawe, czy dzieciak trafi do podobnej celi co Ona. Ahh no właśnie. Ona. — Przykre. Naprawdę chciałbym żeby w mieście wprowadzono przymusowe szkolenia wojskowe. Nie proszę o wiele. Chociaż tydzień co pół roku i być może zdołał bym wpoić w wielu młodych ludzi właściwe wartości moralne. Dzisiaj calutki dzień spędziłem opiekując się pewnym niezwykłym aresztantem i byłem przez to całkowicie odcięty od informacji. Całkiem ciekawa osoba i temat, nad którym zamierzam pracować w przeszłości. Opowiem Ci w domu... Albo i nie. — Końcówkę wypowiedzi dorzucił z nieco figlarnym uśmiechem myśląc o czekającym ich prysznicu. Miał wrażenie, że po powrocie będą mieli znacznie lepsze zajęcia niż rozmowa o pracy. —Zanim jednak przydzielono mnie do tej roboty jeden z moich kursantów polecił mi bardzo interesujące rozwiązanie, które można tutaj zamówić. — Mówiąc to gestem ponownie przywołał kelnera i na ucho złożył mu zamówienie. Mina obsługującego ich chłopaka z początku wyrażała zaskoczenie ale po chwili w jego czach pojawił się błysk zrozumienia. Z uznaniem kiwnął głową i ruszył w kierunku zaplecza. — Ciekaw jestem czy Spodoba Ci się takie połączenie. — Mruknął zadowolony. — Poza incydentem ze sklepem Twój dzień minął przyjemnie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Ale wieje, блин. - Pomyślał tylko sunąc powoli przez ulice, z których powoli znikały tłumy ludzi. Za zimno i zbyt nieprzyjemnie, coby spacerować. Za to część lokali pękała w szwach. W środku cieplutko, dają dobry alkohol, a może niektórych interesuje nawet jedzenie, spotkania ze znajomymi, jakieś romantyczne randki. To nie dla niego. Jemu minusowa temperatura nie przeszkadzała, był przyzwyczajony do gorszych mrozów, po prostu lubił marudzić. Czupryna latała z prawa na lewo, a spod szalika, który ciasno oplatał usta, wydobywała się para wodna, ciepły oddech szybko kondensował się na zimnym powietrzu. W łapie niósł torbę z ciemnej skóry, miał tam swoje narzędzia. - O takiej porze wołają na naprawę ekspresu, dobre sobie. - Ale płacili trochę więcej, więc nie myślał zbyt długo. Wypadałoby się ruszyć z domu. Za długo siedział w tej swojej melinie, pora na jakiś krok ku normalności. Po tej myśli o mało co się nie roześmiał, jednak zauważając przechodnia od razu mina wróciła do grobowej. Zatrzymał się. Oczy przymrużone. - Radosna babeczka? Ironiczne. - No lepszego robola to nie mogli wynająć do miejsca z taką nazwą. Odetchnął kilka razy nim pchnął drzwi. Wytarł buty, wyglądał bardziej jakby miał zaraz sobie ładnie zasiąść, otworzyć laptopa i pracować nad ogromnym korpoprojektem. No, to mu trzeba przyznać, nie był jakimś typowym Januszem w roboczym stroju. Wychodził z założenia, że się nie pobrudzi, bo przecież jego praca jest dość dobrze zorganizowana. Zdjął swój wełniany płaszcz, swoją drogą dosyć lekki, ale jemu było w nim wystarczająco ciepło, potem rękawiczki, schował je do kieszeni, szalik wsunął do rękawa. Stojąc tak trochę jak głąb, szukał wzrokiem najbliższej kelnerki/kogoś z obsługi. Odchrząknął dwa razy, a gdy w końcu ktoś się nim zainteresował... - Ja do tego ekspresu. - Ten niezbyt przyjemny, zimny ton głosu towarzyszył mu bez przerwy, no, prawie. Czasem łamał ten swój sposób bycia. Ciekawe co o nim pomyślała. Nieważne, znowu sobie zaprząta głowę głupotami. Miał dzisiaj chociaż spróbować odrobiny normalności. Pracownica zaraz wskazała mu miejsce, w którym ów niesforny przedmiot stal. Kiwnął tylko do niej głową. Idąc w tamtą stronę, jego torba zaczepiła się o jakieś siedzenie. Normalnie by nie zwrócił na to uwagi, jednak było ono zajęte. I to nie przez byle kogo. Narzędzia wydały metaliczny dźwięk, kiedy padały na ziemię. Niezbyt głośny, ale wzbudzający atencję. Wlepił swoje ślepia w właścicielkę owego miejsca. - Atsuko. - Jak dzwon zabiło to imię w jego głowie. Cóż. Poczekamy, bo on to się raczej w tym momencie nie odezwie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Pragnęła tego małżeństwa prawdopodobnie głównie z faktu, że Marco wydawał się porządnym człowiekiem i bardzo dobrym kandydatem na męża — mógł jej zapewnić miłość, pieniądze na życie (chociaż zdecydowanie nie była kobietą, która nie umie na siebie zarobić, dlatego dzielili się wszelkimi wydatkami), szanował jej osobę i akceptowali się mimo pewnych różnic. Atsuko potrzebowała kogoś, z kim będzie mogła spokojnie dzielić swoją przyszłość, czując, że wreszcie udało jej się ustabilizować, dojrzeć. Wbrew pozorom podjęcie tego kroku wymagało od kobiety sporego wysiłku i kilku zmian. Miała tylko nadzieję, że z czasem nie pojawi się żal albo tęsknota za wolnością.
 — Dziękuję. — Skinęła głową kelnerowi, gdy na stole pojawiło się zamówienie dla niej. — Hm, szkolenie wojskowe może faktycznie rozwiązałoby takie problemy w jakimś stopniu, ale myślę, że tu bardziej potrzebna jest specjalistyczna pomoc psychologa. Idealne warunki tworzone przez utopię odbijają się również negatywnie na niektóre jednostki… przestępczość co prawda niemal nie istnieje, tak samo jak bezrobocie czy bezdomność, ale to nie sprawia, że dla każdej niepożądanej sytuacji znajdzie się nieszkodliwe dla żadnej ze stron rozwiązanie tudzież usprawiedliwienie — odparła, zamyśliwszy się podczas zamaczania ust w gorącej czekoladzie. Słodki smak zaległ na języku, a ten przesunął się zaraz po górnej wardze, zbierając resztki. — Interesujące rozwiązanie, powiadasz? Brzmi intrygująco. — Przyznała z lekkim uśmiechem. — Mhmm, przydzielili mi nowego rekruta i–… — Poczuła delikatne szarpnięcie krzesła, więc odruchowo przeniosła spojrzenie na przechodzącego obok mężczyznę. Brwi kobiety uniosły się minimalnie, a przez oczy przemknął cień ekscytacji. — Yukio! — Trudno jej było nie użyć prawdziwego imienia chłopaka, skoro je znała, ale pamiętała, jaki miał stosunek do upubliczniania takich informacji. — Zlecenie? — zapytała uprzejmie, po czym wysunęła się odrobinę z krzesłem i wychyliła, by sięgnąć po narzędzia leżące na ziemi. One mówiły same za siebie. Podała je Anezlmowi i zwróciła się w stronę mężczyzny siedzącego po drugiej stronie stołu. — Marco, to mój znajomy, Yukio. Yukio, mój mąż, Marco. — Przedstawiła ich sobie jak nakazywała kultura i skupiła się z powrotem na złotej rączce. Miała nadzieję, że uda jej się porozmawiać z nim trochę dłużej, ale nie zdziwiłaby się wcale, gdyby obecność drugiego Ashikagy budziła w nim jakiś dyskomfort. Zwłaszcza przez sytuację mającą miejsce tydzień przed tym, jak Atsuko oficjalnie zmieniła nazwisko.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Atsuko miała swoją rację wspominając o odpowiedniej pomocy psychologicznej i chociaż stary żołnierz uważał, że lepsza taka pomoc niż żadna nadal najchętniej zabrał by młodych ludzi do siebie na warsztat. To nawet nie była kwestia braku wiary w zdolności kadry psychologów M3 a po prostu świadomość, że życie i wojskowa dyscyplina znacznie skuteczniej ujawnia wszelkie odchylenia niż najlepszy nawet test. Przez badania i słowa prześliznęło się wielu. Przez wysiłek i poświęcenie już mniej. Mimo wszystko nie jemu było decydować o sprawach na tak szeroką skalę. Widząc zbliżającego się do nich kelnera po raz kolejny zaskoczyła go szybkość z jaką zrealizowane zostało jego zamówienie. Prawda, że w tym wypadku posłużył się imieniem jednego ze swoich podkomendnych - który był także synem tutejszego szefa kuchni - ale wciąż. Ahh gdyby wszyscy jego żołnierze byli tak energiczni jak tutejsi kelnerzy mógłby z nimi zmienić świat. Tymczasem jednak sielankę i spokój spotkania zakłócił małżeństwu przewracający się młodzieniec. Widząc rozsypane narzędzia Marco wstał z krzesła i ruszył żeby pomóc nieznajomemu w czym jednak uprzedziła go żona równocześnie rozpoznając chłopaka. W zasadzie nie było w tym nic dziwnego bo chociaż M3 było sporym miastem to jednak jego izolacja sprawiała, że dosyć często można było wpaść na znajome twarze. — Czołem. — Powiedział wyciągając rękę do konkretnego, dynamicznego, wojskowego uścisku. Pilnował się równocześnie żeby nie zrobić tego uścisku zbyt wojskowym i przypadkiem nie zgnieść cywilowi ręki. Robiąc to uświadomił sobie, że zdecydowanie zbyt rzadko wychodzi z pracy skoro musi skupiać się nawet nad czymś tak prozaicznym i codziennym. — Wszystko w porządku? Nic Ci się nie stało? — Grzeczność wymagała zapytać chociaż młody człowiek nie wyglądał na szczególnie pokrzywdzonego upadkiem. Właściwie teraz patrząc na niego doszedł do wniosku, że jest chyba mniej - więcej w wieku poborowym. Ciekawe czy interesowała by go kariera w wojsku? Może chociaż jakieś podstawowe szkolenie dające mu możliwość obronienia się na wypadek kryzysu? Szybkim, profesjonalnym spojrzeniem obejrzał go od stup do głowy oceniając jako potencjalnego kadeta. Trochę mały, ale zdrowy, wysportowany... może dobrze biega i ma kondycję? Tak czy inaczej było by z czym pracować. Zrobił by z tego chłopaka żołnierza. Już zamierzał zaproponować mu małe szkolenia nie zdając sobie sprawy jak bardzo zapędza się w rozmowie z tym zasadniczo obcym mu człowiekiem kiedy kelner dotarł do ich stołu z uprzejmym uśmiechem kładąc na nim piękną, zdobioną butelkę. "Z pozdrowieniami od szefa kuchni" po czym ulotnił się sprawniej niż nie jeden zwiadowca jak gdyby znikając z pola widzenia. — Ah jest. Specjał tutejszego mistrza, likier czekoladowo wiśniowy ze skórką z pomarańczy. Spróbujesz z nami? — Ostatnią propozycję skierował ku Yukio. Właściwie nie tak wyobrażał sobie od dawna oczekiwaną randkę z żoną ale ten trunek właściwie nie był dostępny na rynku więc odstąpienie lampki tudzież kieliszka znajomemu Atsuko nie było aż takim złym pomysłem. Niech ma coś chłopak z życia!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Trochę teatralnie wyglądało to jego potknięcie, bo tak właściwie tylko się nieco zachwiał, kiedy ciężki osprzęt zaczepił o krzesło. Przeważyło go, ale ustał. Otrzepał mimo wszystko swój golf, tak, żeby zrobić pokazówkę i odwrócić uwagę od głupiej sytuacji. Odebrał torbę od Atsuko wlepiając w nią swój zimny wzrok. Jego oczy się nieco uśmiechały, co pewnie widziała, ale po mimice reszty twarzy bardziej wyglądał jakby wracał z pogrzebu. Wolał chwilę poczekać z odpowiedziami, żeby zebrać więcej informacji i stworzyć większą wypowiedź, ewentualnie serię szybszych, żeby nie marnować czasu. Przedstawiła mu swojego chłopa, to też skierował swoją twarz w jego stronę. Bardzo krótko uścisnął dłoń Marco kiwając głową w ramach przywitania. Nie lubił niepotrzebnego kontaktu fizycznego z obcymi ludźmi. Zdecydowanie. Zauważył pierścionek na jego palcu. No tak, Pani Oficer już zakuta kajdankami małżeństwa. Całkiem o tym zapomniał. Śmieszne. Strasznie abstrakcyjne wydawało mu się wiązanie z kimś na tak długo. W sensie, że niby do końca życia? W M-3 wielu ludzi po setce nawet egzystuje, bo długość życia tutaj jest stosunkowo wysoka dzięki zaawansowanej medycynie, ale to przecież kupa czasu, pewnie im się znudzi. Taki temat mu się nasunął do przemyśleń, luźnych, gdzieś z tyłu głowy. Wypadałoby cokolwiek powiedzieć, bo póki co to wychodzi na jakiegoś nawiedzonego, a to w sumie nie odbiega za bardzo od stanu faktycznego, ale nie każdy musi o tym wiedzieć. Wziął głębszy oddech, aby dla pewności wyjść na spokojnego. Bóg wie co w połowie zdania się może przytrafić jego główce. - Zlecenie, zlecenie. Chcą na rano mieć naprawiony ekspres. - W sumie to 'czy nic mu się nie stało' wypowiedziane przez Marco wprawiło go w konsternację. Postawił torbę na wolnym stoliku obok, żeby sprawdzić jej zawartość. - Ze mną to pół biedy, ważne, żeby mi się elektronarzędzia nie popsuły. - No, ale wszystko z zewnątrz wyglądało na sprawne. Torba zapięta, zarzucona na ramię. Wtedy wleciała ta cała szopka z likierem. Oglądał zaistniałą sytuację, trochę oblizywał wargi, bo alkohol to alkohol, ale był w pracy, Atsuko to wiedziała, więc pewnie by go wybroniła, jednak sam też powinien odmówić. - Nie, dziękuję, jak mi płacą to nie piję. Ewentualnie potem. No i nie chcę wam psuć... spotkania. - Z ostatnim słowem skierował nieco przymrużone spojrzenie na koleżankę. Trochę jej nie widział, a jego głęboko ukryte zapotrzebowanie na atencję miało jej za złe, że się nie odzywała. W sumie była jedną z nielicznych osób, z którymi lubił spędzać czas po pijaku, na trzeźwo niby też, ale to się o wiele rzadziej trafiało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Gdyby nie znała Anzelma już jakiś czas, na widok jego lodowatego spojrzenia przeszłyby ją ciarki i poczęłaby się zastanawiać, czym zawiniła, skoro zazwyczaj nie szuka kłopotów w zawieraniu nowych relacji. Jako że sprawa miała się zgoła inaczej, potrafiła dostrzec na twarzy młodzieńca minimalny wyraz sympatii, dlatego odwzajemniła to szerszym uśmiechem.
 Przedstawienie mu męża było dość osobliwe, skoro dla większości społeczeństwa ponad pół roku temu posunęła się do działań zaprzeczających chęci oddania się całkowicie jednej osobie, ale Atsuko cechowało nieco inne podejście. Po pierwszym tragicznym zamążpójściu nie zamierzała dwa razy popełniać tego samego błędu, może trochę obawiała się całkowitego uzależnienia? Wciąż czuła w ustach gorzki posmak tamtego życia.
 — Niezbędnik przy porannym wstawaniu. Wielka odpowiedzialność ciąży na Twoich barkach. — Zażartowała w odniesieniu do zbawczej mocy kawy po krótkiej nocy. Sama potrafiła postawić się na nogi jej hektolitrami, a nawet funkcjonować w ten sposób parę dni bez porządnego kilkugodzinnego snu. Poza tym, hej, kawa była smaczna! I nie było co porównywać do innych napojów, każdy miał swój urok.
 Zerknęła z zainteresowaniem na lukier, od razu dostając plus pięćdziesiąt do lepszego humoru (może jednak jej faworytem był dobry alkohol?).
 — Tym bardziej powinieneś do nas dołączyć w ramach rekompensaty za atak niesfornego krzesła. — Zachęciła Anzelma, spoglądając wcześniej na Marco w niemym pytaniu, ale zdążył odpowiedzieć, samemu wysuwając taką propozycję. — Dokończ zlecenie i chociaż spróbuj. — Wiedziała, że chce. — Nie będziemy Cię trzymać na siłę. — Zapewniła i odgarnęła samotny kosmyk włosów za ucho, mając nadzieję, że jednak nie pogardzi ich towarzystwem. Przynajmniej nie jej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 16 z 17 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach