Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

„Szkoda.”
Stłumił westchnienie. Poczucie, że powinien wyrzucić z siebie już teraz, wgryzło się w jego świadomość, ale język odmawiał mu posłuszeństwa. Nie powinien wahać się, gdy szeroki wachlarz możliwości rozsuwał się tuż przed jego oczami. Dziwiło go, że na twarzy Syona nie dopatrywał się dziś nawet cienia wściekłości, który ostatnim razem popchnął go ku wyjściu. Przez cały czas miał wrażenie, że ostatnia ucieczka doprowadziła do tego, że jakiś złośliwy obserwator postawił przed białowłosym szklaną ścianę. Gdyby tylko wyciągnął rękę, poczułby jej chłód na swoich palcach.
Przesunął dłonią po boku szyi i obrzucił go znaczącym spojrzeniem, jeszcze zanim podzielił się z nim swoim nagłym spostrzeżeniem.
Dopiero przyszedłem. ― Growlithe mógł nie pojąć, że ma to jakikolwiek związek ze sprawą. ― Nie przyszedłem tu tylko po to, by odebrać swoją nagrodę, skoro na początku nawet nie wiedziałem, że jest przewidziana. Oczywiście, jeśli się spieszysz... ― Przesunął paznokciami po swoim ramieniu. Nie musiał nawet kończyć – wyczekujący błysk w dwubarwnych tęczówkach jasno poświadczył o tym, że oczekuje jakiegoś znaku, by upewnić się, czy musi się pospieszyć. W chwili, w której najbardziej potrzebował czasu.
„Zgodzę się na wszystko, Leslie.”
Wiem ― teraz to on wypalił niemalże od razu, zanim jeszcze zdążył ugryźć się w język. Więc po co w ogóle pytał? Był pewien, że O'Harleyh zgodzi się na wszystko, bo sam zaproponował te warunki, jednak właśnie to w tym wszystkim było najgorsze i to stawiało go w niepewnej sytuacji. Wolał otrzymać jasno określone zasady, dostać w pysk za każde zbliżenie się choćby na metr niż móc zrobić wszystko, mając tę durną świadomość, że to nic nie znaczy.
Możliwe, że nigdy tego nie zrobi, Leslie.
Wiesz jak jest.
Znowu zepsujesz.
Poczuł to cholerne ukłucie irytacji, od którego miał ochotę cofnąć się do tyłu z jakimś głupim przekonaniem, że zaraz może zrobić mu krzywdę. Jak całemu tłumowi, który pozostawił za sobą na festynie. Zamiast tego uniósł zaciśniętą w pięść rękę i szturchnął nią ramię kumpla, chcąc jakkolwiek rozładować napiętą atmosferę, chociaż miał wrażenie, że w tej chwili robił to wyłącznie dla samego siebie.
Zrozumiałem. To nie tak, że niczego nie przygotowałem, tylko... daj mi trochę czasu. ― Zmierzwił włosy z tyłu głowy, starając się nie oderwać wzroku od przyjaciela, który już dawno powinien domyślić się, że nakłanianie go do korzystania z wyobraźni nie było najlepszym pomysłem. Nie po tym, gdy wyłożył mu na tacy ten żenujący sekret. ― Zaczniemy od twoich planów. Powinieneś choć trochę wystawić moją cierpliwość na próbę ― odparł zgryźliwie, nawet unosząc kącik ust, formujący uśmiech idealnie dopasowany do jego tonu.
Ostatnio wystawianie cierpliwości, że się skoń--
Ten rozdział jest już zamknięty.
Zadarł głowę wyżej, zdawkowo przemykając wzrokiem po koronach drzew i zsunął się nim niżej, wracając do piegowatej twarzy, zawieszając wzrok na niebieskich tęczówkach. Zauważył tę zmianę, ale nie zdziwiła go, biorąc pod uwagę, że w M3 kamuflaż był wyższą koniecznością.
Nikt nie kazał czekać właśnie na nim. Gdybyś znów tam zasnął, nie zorientowałbyś się, że tędy przechodziłem. ― Wypuścił powietrze ustami i pokręcił głową z dezaprobatą, mimowolnie zahaczając spojrzeniem o maskę. Ja też bym nie zauważył.Podobno dzieci widzą czasem o wiele więcej. Widocznie z wiekiem ta umiejętność przygasa. Dobrze, że nie lubię przegrywać, O'Harleyh ― prychnął pod nosem. Właściwie całkiem dobrze mu szło, ale mimo wszelkiej woli nie potrafił powstrzymać się przed przyjrzeniem się nadgarstkom Wilczura, by upewnić się, że żaden z nich nie był napuchnięty. Daleko było temu to spaczenia zawodowego. ― Teraz przynajmniej już rozumiem, dlaczego wyżywałeś się na tamtym wymordowanym. Siedzenie na dupie musiało dać ci w kość. I co to za szczeniak?
Ładne zagranie, Zero. Jak na kogoś, kto też zażyczył gówniarzowi tego samego.
Czy na pewno chciał wiedzieć? Nie wiedział. Wystarczyło, że same zmiany w zachowaniu przyjaciela pobudzały jego ciekawość. Wolał wyłapywać istotne informacje z mało istotnych faktów, by jakoś połączyć je w całość i przynajmniej w niewielkim stopniu poczuć się upoważnionym do oceny sytuacji.
Też w porządku. ― Dość lakoniczna odpowiedź, ale nie przejmował się tym, gdy cała uwaga skupiła się na pokazanym mu portfelu. Leslie długo nie zawracał sobie nim głowy, jakby zadowolony uśmiech na twarzy Jace'a był o wiele ciekawszym widowiskiem. Przynajmniej tyle. Na chwilę znowu mogli się poczuć jak para nastolatków, którym nie w głowie było przejmowanie się kręgosłupem moralnym. ― Gdyby nie ta cholerna kotwica, też bym coś przyniósł. Najwyżej znajdę jakiegoś frajera po drodze. Straszy? Nic mi o tym nie wiadomo. Raczej nie zapuszczam się w te części miasta. To mój pierwszy festyn, ale też chętnie o tym posłucham, chociaż niekoniecznie wierzę w tego typu pogłoski. Zamierzasz potem przez całą noc czaić się na widmo? ― rzucił bez cienia rozbawienia w głosie. Może dlatego, że zakładał, że przywódca DOGS byłby do tego zdolny. Najchętniej też pokazałby wszystkim, że jest w stanie pozbyć się stąd tego straszydła. ― Idziemy?
Jasnowłosy postawił pierwszy krok przed siebie, by wyminąć kumpla. Ciało odmówiło mu posłuszeństwa, gdy mały palec jego ręki zaczepił się o dłoń Wilczego, jakby nie mógł zdobyć się na pełne splecenie dłoni. Pewnie cofnąłby rękę, gdyby jego spojrzenia nie przykuł widok wciąż jeżącego się psa. Uśmiech od razu spełzł z twarzy Vessare'go.
Nie przyprowadziłeś go w ramach terapii po naszej rozmowie, nie? Prawdopodobnie i tak nie działa ― wymruczał, ściągając brwi, a wolną dłoń wystawił nieco do przodu, jakby zamierzał pozwolić psu na dokładniejsze zapoznanie się z zapachem, jednocześnie wątpiąc, że w ogóle podejdzie bliżej albo że nie ujebie go już na wstępie.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mimo wszystko zaczynał odczuwać osaczenie z jej strony. Przyczepiła się do niech jak mucha do lepu i nie chciała odwalić. Chłopak prychnął cicho pod nosem, czując narastającą irytację. Brakowało jeszcze, żeby zaczął nerwowo stukać nogą o ziemię, by pokazać nieznajomej jaki ma do niej aktualny stosunek. Kiedy ta znowu zaczęła się zbliżać w jego stronę, ten dalej odsuwał się, chcąc zachować dystans pomiędzy nimi i nie dopuścić do jakiegokolwiek zbliżenia. Była dziwna. I chyba zrobił błąd podejmując jakąkolwiek konwersację z jej osobą.
- Dobra, niech Ci będzie. Daruję Ci to jabłko. – wypalił nagle. Cóż za łaskawca z niego.
- Po pro—EJ. CO TY ROBISZ! – warknął głośno odskakując od niej, kiedy lepiący karmel zmieszał się z jego rudymi kosmykami włosów. Przypominał teraz psa z lepiącą się sierścią, który wpadł w ręce jakiś dzieciaków podwórka. Wydał z siebie syczący pomruk i nim dziewczyna mogłaby się zorientować, złapał za materiał jej yukaty i przesunął nim po swojej twarzy oraz włosach, zgarniając nieco karmelu. Chociaż i tak niewiele mu to pomogło, bo aż wręcz czuł, jak cały się lepił. No ale przynajmniej większa część odzienia kobiety uległa zabrudzeniu. Zawsze to jakiś plus.
- Nie zbliżaj się do mnie, zboczona istoto. Co ty, jakiś stary pedofil, że macać Ci się zachciało? – wycedził przez zęby i gwałtownie nachylił się, zgarniając z ziemi jakiś pierwszy lepszy patyk, którym zaczął machać przed sobą, jakby chciał odgonić od siebie wściekłego psa.
- Idź sobie. Idź być dziwna gdzie indziej! – rzucił nieprzyjemnie odskakując kolejne kroki do tyłu.
- I idź z kimś innym bawić się w chore fetysze wsadzania sobie w dupę jabłka albo inne warzywa I owoce. Masz. – machnął drugą ręką rzucając w jej stronę niedojedzone jabłko, a raczej to, co się z niego ostało, celując wprost w jej czoło. Owoc plasnął w dziewczynę, by powoli, wręcz jak na zwolnionym tempie spłynąć po twarzy nieznajomej.
- No, teraz to chociaż wyglądasz zjadliwie. Do twarzy Ci z tym. – rzucił szczerząc szeroko zęby. Ale już wtedy wiedział, że jego los został przesądzony. Minęły zaledwie sekundy, kiedy odwrócił się na pięcie i niemal wpadając na drzewo ruszył szaleńczym pędem przed siebie, by uciec od niej jak najdalej.
Ale nie uciekł zbyt daleko.
To był moment, kiedy jego noga zahaczyła o wystający korzeń, a on sam poleciał na ziemię, wypieprzając się na całej długości. Cichy jęk, który wydał z siebie zakomunikował całemu światu, że właśnie znalazł się w czarnej dupie. No, przynajmniej miał swoją broń zagłady. Zerknął ukradkiem na trzymany patyk, który… złapał się w ponad połowie a w dłoni chłopaka pozostał jedynie smutny kikut.
Shion, znalazłeś się w poważnych tarapatach.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Nawet gdy chłopak zaczął się wycofywać, nie zrobiła nic, by dać mu to odczuć. Wręcz przeciwnie, jej kroki stały się gwałtowniejsze i pewniejsze, zdążyła już poczuć, że ma przewagę i postanowiła to wykorzystać, nie bawiąc się w żadne honorowe cackanie się. To była zupełnie inna sytuacja, niż gdy musiała polować na jakiegoś żołnierza, ale nie potrafiła pozbyć się brutalności myśli i działań. O ile jednak ograniczała się jeszcze tylko do absurdalnych gróźb i zwykłego wycierania się o kogoś, nie czuła się winna.
- Pedofil? A co, jesteś zaskoczony pałętając się samotnie po lesie dzieciaku, że napotykasz tam jakiegoś pedofila? Sam pchasz się tutaj z żarciem w gębie. - Syknęła czując jak nowa porcja lepkiej polewy pozostawia maziugi na jej i tak już zniszczonym stroju.
Patyk nie zrobił na niej większego wrażenia, co prawda w pierwszym momencie zrobiła krok do tyłu, ale potem spoglądała już tylko kpiąco w jego kierunku dając mu wyraźnie znać, że rasowy pedofil policji i kija się nie boi. Wyciągnęła przed siebie ręce majtając w powietrzy palcami w wymowny sposób. Pewnie zacisnęła by swoje niewątpliwie utalentowane i sprawne paluszki w niektórych miejscach, gdyby nie powstrzymało ją jabłko, które z gracją i głośnym plasknięciem trafiło idealnie w środek jej czoła. Miała karmel w nosie. Dosłownie w nosie. Czuła jego słodki zapach i to, jak przeszkadza jej on w normalnym oddychaniu. Zaciągnęła się gwałtownie powietrzem i kichnęła.
- Osz ty cholero jedna... - wycedziła przez zaciśnięte zęby i natychmiast popędziła za uciekinierem. Wbrew pozorom pozostawiła jednak jabłko gdzieś za sobą na ziemi, nie miała zamiaru schylać się po niego. Były lepsze rzeczy do wpychania komuś w odbyt niż nadgryzione jabłko. Zdawało się, że Shion także dobrze o tym wiedział o czym mogło świadczyć tempo jego ucieczki.
Gdy tylko odgłos zderzenia ciała ziemią rozległ się po lesie, wiedziała już, że nie musi się śpieszyć. Była tylko kilka kroków za nim i pozwoliła sobie się zatrzymać. Ruszyła bardzo powoli stawiając nogę przed nogą z broda zadartą do góry i buzią wykrzywioną w nieprzyjemny uśmiech i sadystycznym blaskiem w oczach. Wydała z siebie cichy, szyderczy śmiech dobrze widząc, że z kija pozostał zaledwie niedorobiony patyczek od lodów. Przydepnęła mu łydkę i uklękła obok niego majtając dłońmi przed sobą.
- Zła-pa-łam Cię~ - zapiała z zachwytu i chwyciła za skraj jego bluzy szarpiąc w swoją stronę i chcąc ją z niego zedrzeć.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z każdą kolejną chwilą w towarzystwie nieznajomej, Shion zaczynał żałować swojej decyzji o przybyciu tutaj. Ileż by to oddał, żeby móc znaleźć się daleko od tego przeklętego festynu i tej nawiedzonej dziwaczki, co uczepiła się do niego jak rzep psiego ogona. Każde jej słowo komentował nieprzyjemnym warczeniem, które wyjątkowo dosadnie powinno dać jej do zrozumienia, jaki miał do niej stosunek i żeby trzymała się od niego z daleka. Ale ona nie posłuchała. Na domiar złego, w pewnym momencie znalazł się wyjątkowo w patowej sytuacji.
Wydał z siebie przeciągłe syknięcie, charakterystyczne dla dzikich zwierząt, które zostały złapane w pułapkę, gdy poczuł jej kolano na swojej łydce i jak pochyla się za nim. Odwrócił głowę w bok, czując chłód zdeptanej ziemi, która muskała jego rozgrzany policzek.
Jednakże najdziksze szarpnięcie nastąpiło w chwili, gdy poczuł jak… zaczyna się do niego dobierać. W pierwszej chwili nie wiedział co się tak właściwie dzieje i pomyślał, że kobieta może szuka jakiś pieniędzy czy inne pieprzonego szczęścia. Ale kiedy chłód nocy bezczelnie wkradł się pod jego ubranie, kiedy uniosła bluzę odsłaniając jego drobne ciało, nie wytrzymał. Odwrócił się gwałtownie na bok od drugiej strony, tak, że swoim ciałem mógł przygnieść tę nieszczęsną nogę, którą go nadeptywała, a następnie wymierzył jej solidnego kopniaka gdzieś w okolice jednego z kolan. No, przynajmniej miał nadzieję, że był solidny, bo w rzeczywistości mógł się okazać wyjątkowo mizerny, jak to w jego przypadku.
- Z… zwariowałaś?! – jęknął zaciskając palce na swojej bluzie, którą naciągnął tak mocno, jakby lada chwila miał ją rozerwać, chcąc zasłonić najwięcej, jak się tylko dało.
- Ty jesteś serio jakaś powalona I zboczona. Odwal się co? Idź rozbierać sobie kogoś innego. Sio. Wynocha. Aport. – zaczął rzucać przeróżnymi, mało miłymi określeniami, jakich zdążył nauczyć się w swym jakże krótkim życiu.
- Ty… ty… plebsie! – warknął podciągając się na łokciach, jednocześnie szurając tyłkiem pod ziemi, byle tylko podnieść się do siadu, a potem zerwać na nogi i uciec. Na jego piegowatej twarzy wypłynął szkarłatny rumieniec, który w ekspresowym tempie owiewał całą jego twarz. Tego było za dużo. Nie dość, że w gangu go macano, to jeszcze jakaś napalona laska w lesie rzuciła się na niego tak, jakby był jakimś świeżym mięsem na wystawie. Spojrzał na nią ni to ze złością, ni to ze strachem i cały czas obserwując ją, zaczął powoli się podnosić.
- Jak się zbliżysz, to cię uderzę. I pogryzę. Dlatego nie zbliżaj się do mnie, śmierdzący gnomie.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Bez przesady, nie była znowu jakimś pedofilem czy starą panną z fetyszami małych chłopców. Kiedyś ktoś jej powiedział, że osoby które nie uprawiają seksu przepełnione są frustracją i znacznie częściej popełniają morderstwa. Cóż, daleko było jej jeszcze do rzucenia się na chłopaka w celu pozbawienia go życia poprzez uduszenie czy inny zmyślny sposób, nie zmieniało to jednak faktu, że wciągnęła się teraz w tą niecodzienną zabawę w kotka i myszkę. To akurat przykre, że zabawiała się kosztem kogoś, kto w normalnych warunkach mógłby się okazać całkiem dobrym rozmówcą. Była jak dziki zwierz, póki ofiara uciekała, miała jasny cel - schwytać. Gdyby tak nagle zaskoczył ją i na przykład przestał uciekać lub co gorsza wyprowadził w jej kierunku jakiś przyjazny front, pewnie by zgłupiała i zaprzestała. W końcu zabawa trwa tak długo, jak obie strony są w nią zaangażowane.
Na jej obliczu wykwitł szeroki uśmiech, w tym momencie niepożądany. Sprawiał, że wyglądała na jeszcze bardziej zachwyconą próbą ściągnięcia z małolata bluzy. Mimo wszystko puściła, kiedy postanowił odrzucić jej nogę ze swojej łydki i z całej siły kopnąć w okolice kolana. Ból przypominające przejście prądu przez ciało zmusił ją do puszczenia Shiona i na klęczkach obserwowania jak się wycofuje.
Odpuściła na chwilę.
Podparła się dłońmi za plecami i usiadła na miękkiej ziemi. Strzepała idealnie odbity ślad buta z dołu swojej jukaty i pozostawiając łokieć oparty o wyłaniające się spod materiału kolano została w takiej pozycji. Wpatrywała się chwilę w chłopaka, który wycofywał się smarując tyłkiem po ziemi. Skomentowała jego poczynania głośnym, aczkolwiek ciepłym śmiechem.
Chyba trochę przesadziła. Nie chciała mu zrobić krzywdy, a wyszło jak zwykle. Może chłopak już do końca życia będzie miał traumę dotyczącą kobiet skrytych w cieniu lasu? Albo raz na zawsze porzuci jabłka w karmelu. Było to tak prawdopodobne jak to, że zaraz sam się na nią rzuci, by raz na zawsze pozbyć się niewygodnego oprawcy.
- Czuję się jak w przedszkolu, chociaż nawet tam ostatnimi czasy dzieciaki uważają poważniejszych obelg...
Nie miała zamiaru dać mu do tego sposobności. Gdy tylko spojrzał w jej kierunku, z przyjaznego uśmiechu zamieniła wyraz swojej twarzy na wyzywający grymas otwierając szerzej swoje jedno, jedyne oko. Wzrok mówił: no dalej, masz teraz szanse uciec, chyba że stać Cię na coś więcej, niż tylko uciekanie.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zamrugał.
Poczuł się, jakby ktoś znienacka wyskoczył zza rogu i wystrzelił w niego strumień lodowatej wody pod ciężkim ciśnieniem. Każdy by się nieźle zdziwił, ale Growlithe ─ choć na to nie wyglądało ─ był niemalże w szoku pourazowym, gdy tylko dotarły do niego słowa Leslie'ego. Na pierwszym etapie zaparł się rękoma i próbował wmówić sobie, że się przesłyszał, ale gdy kolejny raz cichutki głosik jakiejś natrętnej, anonimowej mary szepnął mu do umysłu cytat, wiedział, że drugi etap był etapem pełnym świadomości. Skrzywił się więc marudnie i wzruszył szczupłymi barkami.
Nie ściemniaj. Dobrze wiedziałeś, że za wygraną jest nagroda.
Musiał wiedzieć.
Tak samo, jak musiał wiedzieć, że Growlithe nigdzie się jeszcze nie wybierał. Stał wyluzowany, bez cosekundowego spoglądania na nadgarstek i zaczynał tematy, nie mające szczególnego znaczenia. Jeśli tak wygląda osoba, która się spieszy...
Daj spokój, co? Serio sądzisz, że przytachałbym cię tu tylko po to, żebyśmy wymienili dwa zdania? ─ Pokręcił głową. W ton głosu wkradła się niechciana nuta zirytowania. Nie był idiotą, który wodzi kumpli za nos, prowadząc ich od Desperacji, poprzez setki pustynnych kilometrów, aż do Miasta, gdzie mogli zamienić się w rzeszoto, jeśli zrobiliby nieostrożny ruch.
Nie narażałbym cię tak, warknął w myślach, zaciskając palce na trzymanym w dłoni portfelu. Nie powiedział tego jednak na głos, w zamian tylko się zaśmiał. Reakcja obronna. Głupia sprawa, gdy w chwili zdenerwowania, zaczynasz chichotać, ale to nadal była najlepsza z dostępnych odpowiedzi na kuksańca od Zero, na jaką było go stać.
Jest spięty.
Ma nerwy w strzępach.
O czym może myśleć?
GRYZIESZ JEGO SPOKÓJ, JACE, GDY SIĘ TAK GAPISZ.
Growlithe uniósł kącik ust w szarmanckim uśmiechu.
Dobra, dobra, ale moja cierpliwość też już jest nieźle poszarpana.
Był prawdopodobnie bardziej ciekaw werdyktu, niż reakcji Zero. Przyzwyczajony, że dostaje to, na co miał ochotę w tempie ekspresowym, takie odwlekanie wydawało mu się prawdziwą katuszą. Pewnie nawet nie zdawano sobie sprawy, jak ciężko było mu zachować jasność umysłu, gdy mnożące się mary coraz gęstszym chórem podpytywały: „co to może być, Jace?” jednocześnie podsuwając mu pod nos nieciekawą paletę propozycji. Nie wrócił jednak do tego tematu. Chciał mieć czas? To go dostanie. Tym bardziej, że Growlithe nie mógł nic zrobić, jeśli nie chciał dalej nadwyrężać stanu psychicznego swojego przyjaciela. Jego odruchy były mu tak znane, że wyczuwał nić zdenerwowania, jakby to nie był stan, tylko intensywny zapach podetknięty mu pod sam nos.
Z drzewa miałem lepszy widok. Poza tym Lawrencie by mnie obudziła. ─ Suka jak na zawołanie warknęła wściekle, wytaczając grube linie śliny prosto przed przednie łapy. Wyglądało na to, że była skłonna udławić się własną nienawiścią do anioła, niż złamać rozkaz właściciela. ─ Widzisz? Uwielbia cię. Ona tak pokazuje sympatię. ─ Zaraz maska zatoczyła koło zgrabne koło, nie zmieniając toru ruchu tylko dzięki gumce zahaczonej o wskazujący palec. Growlithe cmoknął w powietrze ciche „tsk”. On też nie lubił przegrywać i właśnie poczuł się, jakby tak się stało, choć miała to być zabawa, która przecież chcąc nie chcąc nadal miała zaprowadzić Zero prosto do celu.
Nie mogli się mijać w nieskończoność tylko dlatego, że ktoś wymyślił podchody.
Po uśmiechu nie było już co zbierać.
Obrzucił Leslie'ego nieodgadnionym spojrzeniem i przestał obracać maską. Wilcza paszcza ostatni raz zatoczyła krzywe koło, a potem zawisła na napiętej lince, zaczepionej o palce wymordowanego. Powinien powiedzieć coś w stylu: „a taki jeden” albo „e, zwykły jakiś”, ale prawda była taka, że miał ochotę nakreślić obraz Shiona pod każdym względem, wyzywając wszystko, co tylko miną. Kwiaty, drzewa, krzewy, jelenia... kwiaty. Z jakichś przyczyn myśl o podopiecznym automatycznie darła mu humor.
„Brzydzi się mnie.”
Gówno prawda.
Jak raz miał zamiar ustawić kogoś do pionu mając całkiem dobre intencje, tak świat obracał się do niego tyłem i kazał lizać dupę, zamieniając nieśmiałą, przestraszoną istotę w tchórzliwą, ale wredną łajzę. Niedoczekanie. W takich chwilach trzeba kopnąć los w zad i odwrócić go do siebie frontem. Growlithe podrzucił lekko maskę, łapiąc ją za pysk i uniósł nad głowę, by zahaczyć linką o tył głowy, naciągnął ją i wilk ponownie przysłonił jego twarz.
Po dłoni dzierżącej portfel przebiegł lekki impuls. Głowa nie poruszyła się, ale on kątem oka zerknął w kierunku czystego przypadku, w czasie, gdy ręka Vessare'a akurat się odsuwała. Mimowolnie przebiegł wzrokiem na twarz jasnowłosego, lustrując ją błyszczącym spojrzeniem kogoś, kto jest w stanie przeciąć czyjąś czaszkę, a potem wsunąć w nią dłoń i zedrzeć skórę żywcem, byle dowiedzieć się, co w niej siedzi. Palce drgnęły lekko, nim zacisnęły się z mocą na skórzanym przedmiocie.
Daj sobie spokój.
Zerwał z niego spojrzenie, nim ten byłby w stanie poczuć na sobie jego ciężar. Od razu obrzucił szczątkowym zainteresowaniem Lawrence ─ nadal demonstrującą co rusz swoje zęby, w niepewnych uniesieniach górnej wargi.
Lawrence ─ zawołał ją, skutecznie skupiając na sobie uwagę suki. Jej długi ogon poruszył się, jakby targnięty nagłym podmuchem wiatru, a potem powoli, zniżając łeb, podeszła do właściciela, opierając pysk o jego udo. Ze ściśniętego od kotłującego się w środku gardła wyrwał się ledwo możliwy do wychwycenia pomruk, nim przesunęła policzkiem wyżej, wzdłuż jego biodra, aż wreszcie odsunęła się, kierując ku niemu złote spojrzenie. Kucnął, kładąc rękę na jej pysku. Oblizała go natychmiast, długim, różowym jęzorem przypadkiem przesuwając po nadgarstku Growlithe'a. ─ Może to nieodpowiedni moment, ale... ─ Pchnął lekko pysk owczarka w dół i zabrał dłoń. Lawrence została w nowej pozycji, cały czas przyglądając się uważnie właścicielowi. ─ Do mojej siedziby trafia bardzo dużo rannych zwierząt i bestii. Nie wszystkie możemy zatrzymać, nie wszystkie znajdują właścicieli wśród członków gangu. Większości nie wypuszczamy już na pełną wolność przez trwałe kalectwo albo zbyt młody wiek. ─ Podniósł się i kiwnął brodą w stronę Lawrence. ─ Teraz do niej podejdź, Leslie. Czekaj, źle. ─ Włożył portfel do kieszeni i wyciągnął do niego rękę, ale palce musnęły powietrze milimetr nad skórą Vessare'a, nim Growlihe się wycofał. Dłoń mu odskoczyła, jakby ciało Leslie'ego wytwarzało niewidzialne ładunki elektryczne i właśnie popieściło go prądem. Nim jednak gest stałby się czymś, co mogłoby wywołać u kumpla nieprzyjemne myśli, białowłosy nagle przewrócił swoją dłoń wewnętrzną stroną do góry i rozcapierzył palce. ─ Nie tak. ─ Odwrócił rękę grzbietem do góry i schował palce w lekkiej pięści. ─ Tak się witaj. Inaczej agresywny pies odgryzie ci palce i nie będziesz mógł nic na to poradzić. ─ Cofnął się nieco i raz jeszcze ruchem głowy wskazał na Lawrence. ─ Zimą jest tego wysyp. Niedawno trafiło do nas parę bestii i miot szczeniąt... I chyba już wiem, co dostaniesz na urodziny. ─ Uśmiech znów ułożył jego usta, gdy zerkał na akt między swoim psem, a Zero. ─ Dobra, chodźmy.
Ruszył przed siebie, wymijając Lawrence, Leslie'ego i szopa pod krzewem, a potem wlazł w ciemny las.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tup, tup, tup.
W sumie to jego kroki były bardzo ciche, co zawdzięczał braku butów. Niestety najbardziej hałasował pluszowy kurczak, którego Potter trzymał w pyszczku. Szczeniak nienawidził się z nim rozstawać, co nawet było słodkie. Jego zamiłowanie do zabawek nie miało końce, jednak szybko odchodziły na inny świat, gdy mu się nudziły. Psiak szczęśliwie merdał ogonem oraz dreptał z wysoko uniesioną głową, wyraźnie z czegoś dumny, zapewne wysiusiał się z podniesioną łapą, co stanowiło u niego skok w dorosłość.
Partnerzy szli przed siebie już bardzo długo, ale zmęczenie widniało tylko na Szczurze, który ocierał dłonią pot spływający po czole. Pod oczami ogromne wory, Skrzydło jakby... Bez życia. Przydałaby się reszta stada, jednak wybrali się gdzieś na polowanie. Mięso się przyda, ale teraz kto go pociągnie jak padnie? Ten knypek na pewno nie. Przystanął na chwilę, rozglądając się. Miał zamiar dojść na jakiś festyn, o którym słyszał na ulicy, jednak nie wiedział w którą stronę się udać. Jakiś pijak określił mniej więcej kierunek, lecz jego wymachiwanie ręką w niczym nie pomogło. Przeczesał palcami śnieżnobiałe kudły, opierając się o jakieś przypadkowe drzewo. Nie wiedział co zrobić, gdzie pójść, a psiak patrzył na niego słodko, z zabawką w paszczy. Słodko wyglądał, jednak to nie czas na rozczulanie się. Co robić, co robić? Czerwone ślepia skierowane były na korony drzew, które lekko poruszały się na wietrze. Nadawały swój dźwięk i uspokajały okolice. Można było tak stać wieczność i patrzeć się na ten jeden punkt, który po jakimś czasie zaczynał się zamazywać, tworząc spójny obraz.
Naglę uszy psiny postawiły się, słysząc jakieś odgłosy, a do nosa zapewne poleciały zapachy. Wypuścił kaczora z japy, kierując pyszczek w stronę głosów. Zaczął szybko merdać ogonem i ruszył z kopyta w stronę śladów. Taka reakcja bardzo zaskoczyła wymordowanego, ale szybko się pozbierał i zaczął biec z Potterem. Musiał go dogonić, a to nie było łatwe. Kilka razy potknął się o korzenie, walnął głową w gałąź. Wybiegając z tego lasu wyglądał... Dość komicznie. W włosach pełno liści, wszędzie jakiś brud i zadrapania. Szczególnie na warzy. Z stóp lała się krew. Szczeniak szczekał na jakąś dziewczynę, która... Nem właściwie nie wiedział co ona robiła temu biedaczynie. Przekręcił głowę na bok, przyglądając się tej sytuacji. Podszedł do siny i wziął go na ręce.
- Przepraszam za niego i za to, że przeszkadza wam w... Czymś. Czy tu jest festyn? - spytał nieco zakłopotany. Wolną ręką wyciągał sobie liście z kłaków, przyglądając się nieznajomemu, a potem dziewczynie. Dziwna sytuacja... Nawet bardzo. Poruszał skrzydłem, by nieco je rozprostować. Za niedługo powinien sobie pióra wyczyścić, bo nie są w wyśmienitym stanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wychodziło na to, że dziewczyna odpuściła. A przynajmniej wycofała się na trochę, dając tym samym rudowłosemu nieco wytchnienia. I całe szczęście. Może już się znudziła tą zabawą w kotka i myszkę? Obserwował ją uważnie, nawet na chwilę nie spuszczając z niej swojego spojrzenia, jakby wystarczyło jedynie mrugnięcie i sekunda nieuwagi, a nieznajoma znowu rzuci się na niego chcąc pozbawić go jego całego majątku, czyli ubrań, które miał na sobie. Uniósł jedną dłoń i potarł nią po karku, a potem po boku szyi machinalnie zahaczając paznokciami o skórę. Warknął coś pod nosem słysząc jej komentarze, od razu biorąc je za próbę ubliżenia mu.
- Zamknij się jednooki farfoclu! – mruknął I odwrócił głowę w bok z cichym „phew”, jakie wydał. Może i uciekał się do przezwisk rodem z piaskownicy, ale to nie jego wina, że właściwie tylko takie poznał i zasłyszał. Nie licząc oczywiście całej palety wszelakich wulgaryzmów, które jednak używał stosunkowo rzadko.  
Skoro dziewczyna dała mu spokój, to wychodzi na to, że może w spokoju oddalić się od tego miejsca. Już zaczął się podnosić, kiedy z krzaków wyleciało w jego stronę to… coś. Momentalnie zebrał się z ziemi i wbił plecami w najbliższe drzewo, machając przed sobą tą resztką patyka. To nie tak, że się bał psów. Nie lubił ich po prostu. Jak też i innych zwierząt, i jeśli było to tylko możliwe, to wolał trzymać się od nich z daleka. Całe szczęście, że już parę chwil później zjawił się jego właściciel i zabrał tą małą bestię z daleka od chłopaka.
Zajęło mu kolejnych parę sekund, żeby zorientować się, że ten nieznajomy wcale nie jest aż tak nieznajomy. Przecież to był…
- A! Kundel Growa! - …. Powiedział inny kundel Growa. Co prawda nie mieli jakiegoś bliższego kontaktu, a jedynie minęli się kilka razy w kryjówce, ale mimo wszystko drugi chłopak był dość charakterystyczny. Zaraz… jak się nazywał? Coś na N. Niestety, Shion nie miał głowy do imion czy też pseudonimów.
- Widziałeś go gdzieś? Bo mnie zgubił.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Siedzenie tyłkiem na trawie za czasów dzieciństwa należało do całkiem interesujących zajęć. Można było grzebać patykiem w ziemi, skubać trawę, płoszyć robale i 'łapać wilka' przed czym zawsze ostrzegali dorośli. Teraz Yuu była dorosła, nigdy nie miała okazji rzeczonego 'wilka' złapać, poza tym nikt nie mógł jej już rozkazywać, więc korzystając z okazji, że i rudy siedzi, nawet nie zmieniła pozycji. Rozprostowała nogi i oparła ręce za plecami. Pozostał by tak dłużej umilając sobie czas obserwowaniem wystraszonego jak dziki kot chłopaka, gdyby zza krzaków nie wypadł na nich... szczeniak?
- Cześć kulko futra. Zgubiłeś się? - Zaczęła głosem, którego normalnie używała do rozmowy, jakby miała do czynienia z człowiekiem, a nie psem, który dodatkowo wpatrywał się na nich, jak na leżące w mchu sarny.
Nie spodziewała się, że otrzyma odpowiedź od psa, ale ku jej zdziwieniu nagle nad ich głowami rozległ się głos. Skrzywiła głowę na bok niczym zwierzę zaciekawione nieznanym odgłosem.
Podniosła w końcu głowę szczerząc zęby na nieznajomego. Nic przecież nie robili... siedzieli sobie grzecznie na trawie. Wtem do jej uszy dotarła nazwa, która już coś nieco mówiła.
Umilkła żeby nasłuchiwać. W tej chwili wolała by, żeby jej osoba nagle zniknęła. W głowie powtarzała: ignorujcie mnie, mówcie dalej... więc jesteście z DOGS? No dalej... mówcie.
Łaknęła informacji i wiedzy niczym spragniony wody w gorący dzień. Gdyby miała zwierzęce uszy, poruszała by nimi by lepiej słyszeć, jako człowiek jednak, mogła tylko zaciskać usta i skupiać się na przekazie siedząc sobie nadal na trawie.
Rzuciła krótkie spojrzenie kulce futra czując z nią w tym momencie największe powiązanie. Oboje byli zgubieni, zaciekawieni i trochę niewidoczni w tym momencie.
Ignorując to, że zwierze nie może zrozumieć ludzkich humorków, wystawiła mu język i schowała go natychmiast.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szczenie cały czas wpatrywało się w Yuu, jakby było zahipnotyzowane, a jego ogon nie poruszał się nawet o milimetr. Młody zawsze tak pokazywał swoje zaciekawienie. Nie ruszał się jak posąg, do pewnego czasu. Jakby zbierał energię i tylko czekał jak rozniesie jego szczenięce ciało.
Growa! Gdy usłyszał tę imię, rozejrzał się szybko, jakby go szukał. Nie widział go już jakiś czas, a szukanie niezbyt dobrze mu szło. Przyjrzał się rudemu, zastanawiając się skąd on o tym wie. Chwila chwila... Przecież to też jest kundel! Jak mógł o tym zapomnieć. Uśmiechnął się prawie niewidocznie, poprawiając wolną ręką białe włosy. No tak, przecież już czuł jego zapach. Poprawił rękawiczki, spoglądając na swoje stopy, które zaczynały być coraz bielsze. Za dużo ostatnio ćwiczy nad mocą. U dłoni ma już cały białe palce, a stopy do połowy. Musi trochę przystopować, inaczej dojdzie to do serca, a wtedy będzie po nim.
- Niestety nie widziałem go - oznajmił, zastanawiając się gdzie jego pan może teraz być. Kaszlnął kilka razy, sprawdzając czy ma w kieszeni inhalator, niestety brak. Koniec z bieganiem, lataniem i ogólnie dużym wysiłkiem. No chyba, że będzie na festynie, tam wystarczy że pochłonie sporą ilość jakiegoś zimnego napoju.
Gdy w stronę szczeniaka został pokazany język, psiak automatycznie zaczął wesoło poszczekiwać i machać ogonem jak opętany. Chłopak położył go więc na ziemi, a ten podbiegł do nieznajomej i zaczął wokół niej skakać. Aż kipiał radością, która nie wiedziała jak z niego ujść. Spojrzał na Shiona, zatrzymał się i lekko przechylił głowę na bok. Zapewne zastanawiał się czy ta osoba też jest taka fajna, jednak raczej uznał, że nie, ponieważ wrócił do wcześniejszej czynności.
Białowłose uniósł wzrok, spoglądając gdzieś daleko przed siebie. Musi znaleźć drogę na festyn. Nie chce się spóźnić i przyjść na zakończenie. Tak na pewno będą ciekawe istoty i dobra zabawa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czujesz to? Znowu go drażnisz.
Czuł. Aż zbyt wyraźnie, co znów sprawiło, że miał ochotę cofnąć się o kilka kroków. Teraz w miejscu trzymała go tylko świadomość, że te dwa kroki w tył mogły odgrodzić go od białowłosego już na stałe. Jakiś natrętny głosik w głowie podpowiadał mu, że nie będzie już odwrotu. To nienaturalne, by odsuwać się od własnego kumpla, jakby się go brzydziło, mimo że ten powinien już wiedzieć, że był ostatnią osobą, której dotyku próbowałby uniknąć.
Westchnął ciężko w wyrazie rezygnacji. Tu go miał, chociaż mógłby polemizować co do tego, że wiedział o tym od początku. O nagrodzie dowiedział się w trakcie ich wymiany wiadomościami. Równie dobrze tylko Growlithe mógłby zażyczyć sobie czegokolwiek, a Zero mógłby uznać samo spotkanie za swoją niespodziankę.
Nie jesteś zbyt wymagający, co?
No tak. Prawda jest taka, że mam kilka pomysłów i muszę to przemyśleć ― mruknął, nie mijając się z prawdą. Było mnóstwo rzeczy, o które chciał go poprosić, ale większość z nich zaszufladkował jako te „nie na miejscu”. Ciekawość co do jego pomysłu na nagrodę zaczynała gryźć go w język, ale przełknął ślinę, razem z niewypowiedzianym pytaniem.
Ale to ciekawe, czego mógłby od ciebie chcieć, co?
Cholernie.
Spokojnie. Miałem na myśli, że może jest jeszcze parę osób, z którymi musisz się zobaczyć ― odbił piłeczkę niemalże od razu, kiedy tylko wyczuł zirytowany ton. Przesunął paznokciami po swoim ramieniu w tę i z powrotem, chcąc oprzeć się pokusie ułożenia dłoni na jego policzku, jakby od razu zrozumiał, że to w niczym nie pomoże. Mimo tego chwilę później uśmiechnął się pod nosem, o dziwo, szczerze. ― Dobrze wiedzieć. To trochę nie do wiary, że tu jesteśmypo ostatnim, dokończył w myślach, gdy w porę ugryzł się w język. Nie chciał wracać pamięcią do widoku tego rozeźlonego spojrzenia, które tak mocno kontrastowało się z tym obecnym. Skąd ta nagła zmiana? Nie miał pojęcia, ale wiedział, że każdy najgłupszy gest czy jedno słowo może zetrzeć wszystko w drobny mak. Nie chciał tego przyznać przed samym sobą, ale miał wrażenie, że ich relacja stawała się coraz bardziej podatna na skazy. ― Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę brał udział w jakiś festynie i że lubisz taką rozrywkę. Myślałem, że zostanę pożarty przez tłumy. Zastanawiam się, czy to normalne, że wszyscy bez przeszkód cię tu zaczepiają. Niewiele brakowało, a tamten dzieciak przyczepiłby mi się do nogi i musiałbyś pogodzić się z podwójnym towarzystwem ― prychnął pod nosem. Od razu dało się wyczuć, że spotkanie z kimś mniejszym od siebie i o wiele słabszym miało w sobie coś nieswojego dla Leslie'go. Nie dość, że nie potrafił obchodzić się ze zwierzętami to jeszcze z dziećmi? Całkiem prawdopodobne. Oba te gatunki łączyły w sobie cechę wspólną – wymagały opieki.
I wychowania.
Przeniósł sceptyczne spojrzenie na Lawrence, która bynajmniej nie pałała do niego sympatią. Zadziwiające, z jaką łatwością wyczuł bijącą od niej agresję. Zaśmiał się sucho pod nosem na niby to pokrzepiające słowa Syona, co prezentowało się nawet zabawnie z krzywym wyrazem na jego twarzy.
Sympatię do mojego gardła. Z pewnością na mnie leci ― mruknął, kręcąc nieznacznie głową. Nie przyjąłby do siebie tej wiadomości, nawet gdyby mu zapłacili. Słysząc ciche cmoknięcie, odwrócił wzrok z powrotem w stronę O'Harleyha, unosząc wyżej jasną brew. Chciał się dowiedzieć, co było nie tak, ale wyraz jego twarzy skutecznie zbił go z tropu.
Nie chce ci powiedzieć.
Kiwnął głową w akcie niemego zrozumienia, choć gest wykonał na tyle ostrożnie, by dać po sobie poznać, że niekoniecznie mu się to podobało. Nie dlatego, że milczał, ale dlatego, że w tym milczeniu wyczuwał jakiś przejaw litości. I nie tylko. Sam zdawał sobie sprawę, że już w tej jednej chwili nie chciał o tym słyszeć, choć na całe szczęście znów nie pozwolił, by dręczące go myśli ujrzały światło dzienne, znajdując sobie ujście na jego obliczu. Odwróciwszy głowę naprzeciwko siebie, skupił się na suce, jakby liczył, że widok czegoś równie nieprzyjemnego odwiedzie go od snucia zbędnych teorii.
Ciepło.
Poruszył wreszcie ręką, dopiero teraz orientując się, co się przed momentem stało. Niewiele brakowało, a gwałtownie odsunąłby rękę od źródła tej nienaturalnej temperatury, a tymczasem ledwo opuścił ją i zerwał kontakt z Growem. W pełni skupił się na czworonogu, z którym planował przejść przynajmniej do etapu neutralnej relacji.
„Lawrence.”
Bez zaskoczenia przyglądał się, jak pies w momencie zmienia swoje nastawienie na rzecz właściciela. Podobno psy miały to do siebie, kiedy już zapałały do kogoś przywiązaniem. Cillian nie miał okazji przekonać się o ich nieograniczonej i bezinteresownej lojalności. Za każdym razem poznawał kundle od ich gorszej strony, ale mimo tego nie wątpił w ich pozytywne cechy, którym teraz miał okazję się przyglądać.
Rozumiem. Dziczeją na wolności ― rzucił, powoli zbliżając się do zwierzęcia. Chociaż obecność Jace'a obok była dla niego pewnikiem, że pies nie zaatakuje, wolał nie świecić przesadną pewnością siebie.
„Czekaj, źle.”
Zatrzymał się, przenosząc spojrzenie na swoją dłoń, do której powoli zbliżyła się ręka albinosa. Mimo tego, że intensywnie przyglądał się jego ruchom, nie dostrzegł w nich żadnej niepewności. Uważnie śledził wszystkie wskazówki, które pokazywał mu kumpel, szybko załapując, do czego zmierzał. Powoli odwrócił dłoń grzbietem do góry i zgiął palce w pięść za jego przykładem.
Całkiem logiczne. Chociaż nie sądzę, żebym zdobył się na podchodzenie do kompletnie obcych psów. Jeżeli nie odgryzą mi palców, na pewno zadowolą się całą ręką ― parsknął, wyciągając rękę ku suce. Nie spuszczał z niej spojrzenia, gdy niemalże zetknęła się nosem z jego dłonią. Prawdopodobnie jeszcze nigdy nie był tak blisko dorosłego psa. Szczeniaki podchodziły do niego znacznie pozytywniej. Jak do wszystkich.
„I chyba już wiem, co dostaniesz na urodziny.”
Nie wiesz, kiedy mam urodziny ― rzucił zgryźliwie, prostując się i ruszając w krok za Wilczurem. Szybko pojął, że nie tylko on był tu niedoinformowany. ― Którego się urodziłeś?

[...]

Dowiedziałeś się czegoś więcej o wielkiej akcji „Dorwać Grzesznika”? ― wymruczał pod nosem z wyczuwalną nutą niechęci po jakichś pięciu minutach ich wspólnej przechadzki po lesie. Vessare odruchowo przesunął paznokciami po korze mijanego drzewa i zerknął z ukosa na białowłosego. Ostatnio rozmawiali na temat niechęci blondyna do reszty skrzydlatych. Zaczynał sądzić, że podświadomie wyczuł, że jakiś nieciekawy przełom wreszcie nastąpi. ― Z tej strony cisza ― dodał zaraz, wyprzedzając ewentualne pytania.
Nie napisała nic więcej, bo byłeś dla niej zbyt szorstki.
Przeprosiłem.
Zawsze to robisz.
Chociaż nie muszę.
Nie rozumiem te--
--go.
Usta blondyna zacisnęły się w wąską linię dokładnie w momencie, gdy upleciona z grubych sznurków sieć spadła na jego głowę i barki. Nie była na tyle duża, by zakryć go w całości i uniemożliwić mu dalszą wędrówkę, ale mimo tego stała się równie wielkim utrapieniem. Zacisnął palce na prowizorycznej pułapce, ignorując dziecięcy chichot dobiegający z korony drzewa, ale narastający krzyk nie był w stanie umknąć niczyjej uwadze.
AAAAAAAAAAAAAAAA!
Właśnie tak brzmiała piątka dzieci, która właśnie wyłoniła się zza drzew kilkadziesiąt metrów dalej i zaczęła biec w ich stronę, by przejsć do pełnego osaczenia. Każde z nich miało na twarzy maskę, a w ręku trzymało drewnianą i kompletnie nieszkodliwą – jeśli nie umiało się dobrze z niej korzystać – broń, jakby ta miała ochronić ich przed rosłymi mężczyznami.
Zostaliście pojmani przez lud dzielnego wodza Kusalapali! ― zapiszczała dziewczynka, która całkiem zwinnie zeszła z drzewa na ziemię i wypięła dumnie płaską pierś. Nie przeszkadzało jej, że sięgała im ledwie do pasa. I tak wytknęła palec wskazujący, mierząc nim w twarz zamaskowanego młodzieńca.
Co, kurwa?
Blondyn zdarł z głowy sieć i upuścił ją na ziemię, przygniatając butem. Na wszelki wypadek, gdyby tym głupim bachorom wpadło do głowy, by znowu zrobić z niej użytek.
Ej, ty tam! Trafiłeś do więzienia. Nie można uciec z więzienia ― wyjaśnił chłopiec, który właśnie znalazł się w pobliżu i wyciągnął zabawkowy miecz przed siebie.
Bawcie się gdzieś indziej ― wymruczał pod nosem, zerkając na Growlithe'a z jakimś błagalnym błyskiem w oku. Zacisnął palce w pięść, w jednej chwili chcąc znaleźć się jak najdalej od dzieciaków, których teraz było tu od groma.
Tylko szóstka.
AŻ szóstka.
To nie zabawa, dryblasie. To poważna sprawa! ― odwarknął poważnie chłopiec w masce, która została otoczona barwnymi piórami. To właśnie on celował swoją bronią w pierś Syona. ― Jesteście na naszym terenie! Albo płacicie za wolność albo wrzucimy was to wulkanu!
Wulkan! Wulkan! ― zawtórowała mu reszta dzieci, tupiąc dwukrotnie nogami o ziemię.
Za co?
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach