Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 23.04.16 23:18  •  Ulica przy barze - Page 3 Empty Re: Ulica przy barze
Nie było już w tym zakurzonym, ociekającym biedą miejscu nic, co by Karyuu obchodziło bądź ciekawiło, jak również nie znajdowała się tutaj żadna rzecz jej potrzebna - co prawda będzie musiała znaleźć gdzieś wodę, ale nie był to jakiś straszliwy dla niej, ciężki niby góra problem. Jeśli miała być szczera wobec samej siebie i innych, to wyruszenie na poszukiwania tej pitnej, przeźroczystej cieczy były prostsze niż wrócenie do zdemolowanego, przekształconego w masakryczne pole bitwy lokalu. Nawet, jeśli wędrować miała cały dzień i zmarnować kilkanaście dobrych godzin na odszukanie jakiegoś zdatnego do użycia źródła lub rzeki, to mniej kłopotliwe to było od zmierzenia się raz jeszcze z Anielicą i jej tchórzliwym Przybocznym. Łowczyni nie była bowiem pewna, czy nie wdałaby się z nimi przypadkiem w konflikt poważniejszy, niż z tamtą parą okrutnych, zapatrzonych w jeden cel Najemników. Żeby posiadać moc oraz sposobności do zatrzymania rzezi niewinnych i nie wykorzystać tego... Jasnowłosa zatrzymała się nagle, zamarła - przywodząc na myśl bardziej posąg niźli żyjącą osobę - usłyszawszy w swej głowie cztery słowa - cztery wyrazy, które brzmiały klarowniej i czyściej niż cokolwiek, co dane jej było normalnie usłyszeć po tym, jak straciła słuch w prawym uchu. Blada dłoń wystrzeliła w górę, chwytając prędko za rękojeść łopaty, której jeden koniec roztrzaskać miał się na głowie persony, która odważyła się wtargnąć nieproszenie do jej umysłu.

Nie doszło, jednakże, do fizycznego aktu przemocy, jako że nieznajomy odezwał się do niej na głos i wystosował w jej kierunku przeprosiny za swoje zuchwałe, nietaktowne zachowanie. Szkarłatne oczy kobiety zmierzył go uważnie, badawczo, starając się wyłapać jakiś nieprawidłowy lub świadczący o nadchodzącym niebezpieczeństwie ruch. Nie dostrzegłszy niczego takiego, Karyuu opuściła wolno, ostrożnie rękę tak, aby ostatecznie opadła ona luźno wzdłuż ciała - postawa ta może i na to nie wskazywała, lecz Łowczyni pozostała czujna i mająca się na baczności. Nie miała zaufania do wielu jednostek, zwłaszcza tych, które od tak i bez wcześniejszej aprobaty drugiej osoby wdzierają się danej personie do głowy, prywatnych myśli, bezpiecznej przestrzeni - sanktuarium. Nie odezwała się - spięta i przewrażliwiona po ostatnich, nieprzyjemnych wydarzeniach - czekając na następną wypowiedź swojego... rozmówcy. Skoro sam chciał z nią pogawędzić, to będzie musiał porządnie się naprodukować zanim ona zdecyduje się cokolwiek z siebie wydusić - biedak pewnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że trafił na jedną z najmniej rozmownych osób, jakie kiedykolwiek przyjdzie mu w przyszłości spotkać. Uh och.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.16 18:12  •  Ulica przy barze - Page 3 Empty Re: Ulica przy barze

Zły Los wjeżdża.

Coś zagryzło w głowę, coś podrapało, a wnet zaczęło bardzo mocno swędzieć. Ale nawet drapanie nie pomagało. Ale cóż się dziwić? To w końcu Desperacja. Brud, smród i ubóstwo! A kąpiel raz na jakiś czas jednak się przyda. Zwłaszcza teraz.

Claude zaraził się... wszami. Można się ich pozbyć tylko poprzez dokładne umycie ciała z użyciem szamponu. Ponadto po 2 postach wszystkie osoby w twoim otoczeniu również zarażą się wszami.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.04.16 23:50  •  Ulica przy barze - Page 3 Empty Re: Ulica przy barze
Bacznie się przyglądał przedstawicielce płci przeciwnej. Jednakże przykuła mu uwadze fakt, że nie odpowiedziała na pierwsze jego słowa. Niemowa? Nie chce rozmawiać? Podrapał się po głowie, a następnie przeszedł do wymowy słów.
- Pozwól, że się najpierw przedstawie... nazywam się Claude E. Valentine. - Utrzymywał spokojny ton głosu przez cały czas. Nie miał zamiaru spowodować niechcianej reakcji ze strony osoby, z którą miał do czynienia. Wędrował wzrokiem ku górze i dołu. Badając jej wygląd dokładnie. Zakładał początkowo, że mogła być zwykłym człowiekiem. W końcu nie było widać żadnych cech zwierzęcych oprócz jednego szkopułu. Oczu. Znów się podrapał po makówce, chcąc wyszukać ze swojej pamięci konkretnych poszlak. Widział  w swoim życiu trochę opętanych. Większość z nich też nie posiadała znaczących cech zwierząt. Tak więc mógł zakładać, że należy do wymordowanych z tej bardziej cywilizowanej półki. Choć były to tylko jego założenie i nic innego. Kończąc tą burzę myśli chciał się zabrać za wypowiedzenie kolejnego zlepku wyrazów, ale odczuwał pewien problem. Co raz to większe uczucie swędzenie głowy. Próbował się pozbyć tego uczucia paroma ruchami dłoni po głowie. Niestety. Z tego właśnie powodu spokój ducha, który doskwierał w najlepsze ustał. Teraz był zirytowany całym zajściem, a już nie mówiąc o nie małym zdenerwowaniu. Czyżby ta osóbka, z którą chciał prowadzić konwersację była tego powodem? Nie był pewny, a bezpodstawne obrażanie nie leżało w jego naturze. Tak więc musiał przerwać swoje początkowe zamiary zwalczenia nudy za pomocą rozmowy.
- Wybacz moja droga... jestem zmuszony opuścić Twe... towarzystwo w trybie natychmiastowym. Niech los dobrze Ci sprzyja przy podróży panienko. - Już z samego głosu można było wykryć, że jest strasznie nerwowy. Ba. Nie potrafił zapanować nad własnym językiem by słowa się nie plątały w różne strony. Wykonał przed nią ruch świadczący o pożegnaniu, a chwilę potem się odwrócił idąc szybszym krokiem w swoją stronę przez ulicę. Drapiąc łepetynę w dość chaotyczny sposób. Mając nadzieję, że pozbędzie się problemu dzięki tej akcji. Choć znając jego szczęście będzie musiał poszukiwać odpowiedniego "lekarstwa" na dolegliwość, którą teraz zaczął cierpieć.


[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.04.16 20:23  •  Ulica przy barze - Page 3 Empty Re: Ulica przy barze
Dziwne, lecz wydawało się - na pierwszy rzut oka i przy wstępnym ocenieniu zaistniałej sytuacji - iż Karyuu nie miała powodów, aby obawiać się nieznajomego mężczyzny czy doszukiwać się jakichś nieczystych, złowrogich motywów do rozpoczęcia z nią przez niego konwersacji. Obserwował ją uważnie i bacznie, prawda, lecz nie napawało ją to tym gorzkim, jałowym uczuciem, jakie człowiek dostaje będąc pod lupą szalonego naukowcy lub wzrokiem podłego, łaknącego rozlewu krwi barbarzyńcy. Niby zawsze dochodził ten element złośliwego oszustwa i skrzętnego skrywania swoich prawdziwych wobec kogoś innego intencji - niektórzy są naprawdę dobrzy w układaniu tych czarnych, piekielnych klocków - ale Łowczyni postanowiła posłuchać szepczącego nieśmiało instynktu i odrobinę, nieznacznie się rozluźnić. Persona, która zaczepiła ją w dość nietypowy, alarmujący sposób przedstawiła się spokojnym, stonowanym głosem, jak gdyby potwierdzić chciała swoje neutralne zamiary i ukoić jej zszargane, naderwane przez bójkę w Barze nerwy. Nie było, jednakże, mowy o tym, aby Karyuu rozluźniła się jeszcze bardziej w towarzystwie kogoś, kogo kompletnie i ani odrobinę nie zna - nawet pośród kojarzonych twarzy jest milcząca, zamknięta w sobie i uparcie trzymająca się lepkiej samotności. Nie, żeby wiele przyjaznych jej person znała...

- Karyuudo - przedstawiła się jak zwykle krótko oraz zwięźle, nie krzywiąc się nawet na dźwięk swojego rzadko używanego, nieco zachrypniętego głosu. Naprawdę przydałoby się odnaleźć jakieś źródełko w miarę czystej wody, którą będzie mogła przegotować i wykorzystać nie tylko do przemycia zadrapań na udzie, ale i zaspokojenia pragnienia oraz ulżenia podrażnionemu gardłu. Mrugnęła wtem i przechyliła trochę głowę, patrząc na dziwne zachowanie Claude'a składające się z nagłego drapania się po głowie. Huh? Tuż po tym nastąpiło zakłopotane pożegnanie z jego strony i prędka ewakuacja, podczas której mężczyzna nie zaprzestał skrobania palcami między złocistymi, jasnymi kosmykami włosów. O... kay. To było bardzo dziwne spotkanie i niezwykła chwila, która dobiegła już końca, toteż Karyuu spojrzała raz jeszcze w kierunku, w którym pomaszerował Valentine i sama po momencie skonfundowanej ciszy ruszyła przed siebie - czyli w stronę, gdzie zmierzała przed całą tą nietypową sytuacją. Cóż, może będzie im dane jeszcze kiedyś się spotkać i dłużej 'porozmawiać', ale na razie kobieta odrzuciła nowo poznaną osóbkę w jakiś odległy zakątek umysłu i skupiła się na teraźniejszości oraz tym, co chciała zrobić. Woda, tak. Trzeba znaleźć jakieś jeziorko, rzekę czy coś innego ją zawierającego.

z.t.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.08.16 3:12  •  Ulica przy barze - Page 3 Empty Re: Ulica przy barze
Szukanie zwłok Pradawnego nie było szczytem marzeń Kido. Szczerze powiedziawszy gówno go obchodził Sirion i przyczyna jego śmierci. Zatem, jak łatwo było się domyśleć, przywiązanie Smoka do osoby przywódcy było doprawdy godne podziwu i nie ulegało żadnym wątpliwością, że Yury najchętniej rzuciłby go na pożarcie wygłodniałym, łaknącym rozlewu krwi wymordowanym, ale to heroiczna pobudka musiała zostać zepchnięta na dalszy plan. W zasadzie tylko truchło Łasicy mogło podważyć wiarygodność zeznań androida, ewentualnie potwierdzić jego wersję wydarzeń i w najbardziej ironicznym scenariuszu oczyścić go ze wszystkich zarzutów, co samemu najemnikowi nie było na rękę. Ktoś składający się z samych kabli i przewodów elektrycznych nie był dobrym materiałem na dowódcę, więc w najgorszym razie Yury był gotów zrezygnować z posady Smoka i wątpliwych przywilejów, które czerpał posiadając ten tytuł.
Poprawił suwający się z głowy kaptur i wytarł machinalnie gromadzące się na czole krople potu. Duchota unosząca się w gorącym powietrzu – notabene jego opary nie przenosiły żadnej namiastki ukajania, zdawały się być kolejnym gwoździem do trumny  – zabijała w nim chęci do życia w zestawie z buchającym mu w prosto twarz desperackim, rozgrzanym do czerwoności piachem, który podrażniał już i tak szorstką skórę. Wetknął w usta papierosa i zacisnął zęby na filtrze, zaciągając się nim. Smakował ohydnie, a jego zewnętrzna prezentacja wcale nie była lepsza. Paskudny skręt wyprodukowany z wszystkiego, co nawinęło się pod rękę. Sam jego zapach był zbliżony do siarki i rury wydechowej. Wypuścił z ust dym w towarzystwie powietrza w akompaniamencie czegoś na wzór warkotu, które właściwie doskonale zgrywał się z jego podłym nastrojem.  
Informacje zasłyszane w barze nie usatysfakcjonowały go nawet w minimalnym stopniu, bo i nawet drążenie tematu było w tej materii cokolwiek zbędne. Opłakany stan budynku, który niegdyś był symbolem świetności i jednym z trwalszych schronień dla zmordowanych wieczną tułaczką Desperatów, mówił sam za siebie, a jedyny trop sprowadzał się do mało treściwej, nie zawierającej żadnych szczegółów informacji. Android uciekł z baru razem z nieprzytomnym mężczyzną, który zgodnie z założeniami był Pradawnym i w tym miejscu jakikolwiek trop się urywał. Mogli oczywiście znaleźć świadków tego wydarzenia i wypytać ich, sięgając po jakiekolwiek środki byle skuteczne, o Calamity'ego i Siriona, ale czas nie był ich sprzymierzeńcem. W tej kwestii mogli liczyć na odrobinę szczęścia i przede wszystkim wyostrzone zmysły wymordowanego, na którym opierał się cały plan, jak i szanse znalezienia ciała.
Od śmierci Siriona minęło parę dni, więc siłą rzeczy, biorąc pod uwagę temperaturę powietrza i duchotę towarzyszącą mieszkańcom Desperacji o tej porze roku, zwłoki powinny ulec powolnemu rozkładowi, któremu zazwyczaj towarzyszył smród. Jeśli więc ciało Pradawnego nie zostało ukryte, ani w najgorszym wypadku przeniesione w z dala od Apogeum, znalezienie go nie powinno stanowić głównego problemu i być tylko kwestią czasu.
Musimy przeczesać teren — powiadomił towarzystwo po tym jak zdał im w uproszczeniu relacje z odwiedzin „Przyszłości”, choć perspektywa przeszukiwania terenu nie napawała go optymizmem, a Nowa Desperacja wydała się w tym momencie rozciągać się ponad linię horyzontu, co było oczywiście złudzeniem i możliwym efektem przemęczenia. W rzeczywistości strzępek cywilizacji na Bezkresie był niewielkim obszarem wydzielanym na ternie pustkowia. Wolał uwinąć się z tym jak najszybciej z prostej przyczyny. Po ostatnich wydarzeń Drug-oni za pewne nie byli mile widziani w tym miejscu. Biorąc pod uwagę napiętą w organizacji sytuację i całokształt jej działań, kolejna wymiana ciosów z kimkolwiek do czasu aż wszystko się nie unormuje była niewskazana.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.08.16 1:07  •  Ulica przy barze - Page 3 Empty Re: Ulica przy barze
Szukanie zwłok nie było zajęciem, któremu chciał się oddać Azie w tym momencie. Jakoś niespecjalnie wierzył w powodzenia swojej misji, z uwagi na fakt z kim miał współpracować. Zadania nie ułatwiała również okropna pogoda, jaka panowała na Desperacji. Pot lał się z czoła aniołowi i chociaż ten mógł co jakiś czas się ochładzać, to i tak ogromna duchota dawała w kość. Dosłownie nie dało się oddychać, nie wspominając już o piasku, który dostawał się wszędzie tam gdzie nie powinien i oblepiał mokrą twarz.
Azizel stanął w miejscu i rozejrzał się dookoła. Jego medyczne doświadczenie mówiło mu, że widok zwłok po tylu dniach w takich warunkach na pewno nie będzie piękny. Miał nadzieję, że na Pradawnym pozostanie jakakolwiek tkanka, która pozwoli określić, co było ostateczną przyczyną zgonu. Hirata musiał być optymistą, gdyż zakładał, że ciało nie zmieniło się w papkę, w której będzie musiał się bawić. Na same kości również nie chciał patrzeć, a wiedział, że może tak być, gdyż trup był niezwykłą okazją dla innych zwierząt, które chciały się najeść.
Przysłuchiwał się temu, co mówi Yury i kiwał głową na znak tego, że rozumie. Prawda była jednak taka, że po kilku słowach całkowicie się wyłączył. Nigdy nie musiał brać udziału w tego typu poszukiwaniach. Jego zadaniem było leczyć i pomagać ludziom wyzdrowieć. To lubił robić i to sprawiało mu największą przyjemność. Jego umiejętności tropienia były zerowe. Starał się jednak coś robić, więc chodził i zaglądał w każdy możliwy zakamarek.
Jakbym ja miał się kogoś pozbyć, to pociąłbym go na kawałki i dał zwierzętom do zjedzenia albo rozniósłbym i zakopał w różnych miejscach – wtrącił swoją niewątpliwie cenną uwagę i zaczął robić mały dołek w pisaku. Potem naszła go myśl, że być może właśnie pod nim leży rozkładające się ciało Pradawnego. Odszedł gdzieś indziej. – Mogli go zakopać wszędzie albo rozczłonkować jak Ozyrysa i roznieść w każdym możliwym kierunku – dodał po chwili bardziej do siebie niż do innych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.08.16 0:17  •  Ulica przy barze - Page 3 Empty Re: Ulica przy barze
W porównaniu do swoich wspólników w poszukiwaniu, chyba tylko Leander wykazywał faktyczne chęci udziału w tej misji. Sam był wiernie oddany swojemu kumplowi, czyli Sirionowi, tylko ze względu na niego dołączył do organizacji najemników, teraz nie mając tak naprawdę żadnego powodu, aby wciąż być ich członkiem. Wciąż posiadać rangę Żmija, osoby która niesie zniszczenie na swojej drodze. Nie było jakiegokolwiek sensu przyjmować na siebie zlecenia, które jeszcze jako tako wisiały na tablicy zgłoszeń, miał nawet chęć zdjąć ze swojej szyi naszyjnik przedstawiający kieł, ukazujący przynależność do smoków. Białowłosy nie był teraz jak zwykle, nawet w towarzystwie innych członków, zaraz po zebraniu jego mina była poważna i utrzymała się do tej pory. Cała sytuacja nie podobała mu się, coś tu śmierdziało i wcale nie chodzi o niedomytego Shane'a, czy przepocone ubrania otaczających go istot. Bo w sumie, sam się umył i przebrał, jeszcze nie ma z nim tragedii.
Wsadził sobie fajkę między wargi, odpalając ją i zaciągając się tym szarym, trującym dymem. Faktycznie, nie były to papierosy najwyższych lotów, daleko im było do tych, które spalał raz po raz za czasów gdy jeszcze wirus nie opanował tego świata. W ogóle ich nie przypominały, liście z których zrobiono je chyba nigdy nie leżały obok tytoniu, a może po prostu były tak chujowej jakości, że szkoda gadać. Wolał się w to nie zagłębiać, nawet w fakt czy w ogóle posiadają w sobie nikotynę, wszak efekt placebo również działał i naprawdę nie warto go burzyć. Zdecydowanie są lepsze rzeczy na tym marnym półświatku, które można wziąć i rozpierdolić. Na przykład blaszanego Calamity'ego, za którym Levy nigdy nie przepadał. Zdawał sobie sprawę z tego, że może być zdradziecką szują, bo to tylko zbiorowisko kabli, metalu i oprogramowania, które notabene mogło mieć swoje błędy. Ponadto nikt tak na dobrą sprawę nie wiedział jak on może być zaprogramowany, jedynie można było się domyślać, że stawia zysk ponad wszystko, już po samej randze jaką okupował w organizacji. Windykatorzy słynęli bardzo często z lepkich rączek jeśli chodzi o szybki zarobek, co osobiście denerwowało wymordowanego, który często gęsto musiał po nich sprzątać, albo załatwiać inne sprawy, związane z obiciem komuś mordy. Szczególnie kiedy nie dawali sobie rady, a cel przewyższał ich możliwości, bo właśnie w takich sytuacjach wysyłane były żmije, znane jako siły specjalne Drug-onów.
Nie wchodził do knajpki, a raczej rudery, która miała imitować jakiś lokal. W zamian za to oparł się plecami o ścianę, zginając jedną nogę i stawiając stopę właśnie o nią, coby to się dość wygodnie podeprzeć. Wyczekiwał powrotu Yury'ego, który miał się czegoś dowiedzieć, czegokolwiek co mogłoby pomóc w poszukiwaniach. Jakichś poszlak, informacji na temat z kim byli, z kim rozmawiali wtedy. Może nawet sam fakt czy w ogóle wyszli wspólnie z tego budynku, to również byłaby całkiem cenna informacja. Ale nie. Biednemu zawsze wiatr w oczy i chuj w dupę. Przeczesać teren? A czy któryś w ogóle się do tego nadaje? Człowiek z wsadzonymi kilkoma ustrojstwami do swego ciała? Anioł, który w polu raczej niewiele jest przydatny chyba, że musi kogoś uleczyć? Co najwyżej mogą wytrzeszczyć swoje gały i próbować rozglądać się na boki, ewentualnie któryś z nich może zrobić za drobnego tragarza, bo ktoś musi się zająć sprzętem Levy'ego na czas jego przemiany.
- Pamiętaj, że to zaledwie kupa złomu, która nie myśli jak my. On nie ma umysłu, sprytu, a jedynie zaprogramowane funkcje, które działają w określony sposób. To zbiór pierdolonego oprogramowania, które kieruje nim i próbuje wybrać rzekomo najlogiczniejszą drogę, która wcale nie musi się pokrywać z naszą, przepełnioną swego rodzaju emocjami.
Skomentował na szybkości to co jego poprzednik powiedział. Przedstawił swoje osobiste zdanie na ten temat, wyrzucił ledwo żarzącego się kiepa na ziemię. Przydeptał go ciężkim buciorem, wyciągnął ze swojej torby mały bukłak, napoił się nieco, aby ulżyć swojemu organizmowi i nie doprowadzić się do stanu odwodnienia, co jest dość łatwym przy obecnej pogodzie panującej na Desperacji. Pomachał palcem do obydwóch smoków, kierując się w stronę jakiegoś zaułka, z nadzieją, że chociaż jeden z nich pójdzie za nim. Nie będzie się przecież rozbierał na samym środku, gdzie ktoś nieznajomy może sobie ot tak wyjść i zobaczyć nagiego Lenkę. Cóż, zrzucił z siebie wszystkie ubrania, coby to ich nie rozerwać, wszak wszystko jest bardzo cenne dla niego i przekazał jednemu z towarzyszy.
- Trzymaj...
Rzucił oschle, po czym przemienił się w wielkiego, białego lwa. Zamerdał kilka razy ogonem, trzasnął łapą w ziemię, co miało oznaczać, że jest gotowy. Zmarszczył swój niewielki, acz czuły zwierzęcy nos, zaciągnął się kilka razy powietrzem, aby już wstępnie postanowić oddzielić niektóre zapachy docierające do niego. A w szczególności smród tej dwójki, musiał się do nich przyzwyczaić, aby nie zakłócali mu niczego. Dopiero po chwili zaczął krążyć wokół budynku, starając się złapać jakikolwiek ślad, coś co mogłoby przypominać znajomy mu zapach pradawnego, albo chociaż jakichś gnijących zwłok, które nijak mają się do zapachu jeszcze chodzącego wymordowanego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.08.16 1:44  •  Ulica przy barze - Page 3 Empty Re: Ulica przy barze
Super — prychnął pod nosem w języku rosyjskim, zerkając kątem oka to na jednego, to na drugie, jakby ich widok zbrzydł mu dawno temu i tak w zasadzie było. Nie przywykł do współpracy z kimkolwiek, a do wąskiego grona godnych jego zaufania zaliczały się zaledwie dwie osoby i bynajmniej nie był to Levy i Azizel, którzy abstrahując znajdowali się na liście akceptowalnych przez Yury'ego typów, choć do nich zaliczał się silą rzeczy każdy członek grupy najemników. — Ale gówno mnie to obchodzi. Mamy tu robotę do odwalania, a im szybciej się z nią uwiniemy, tym lepiej — przypomniał cierpko. Nie miał zamiaru słuchać mądrości życiowych żadnego z nich. Przyszedł tu w konkretnym celu, który nie podlegał na dodatek żadnym dyskusjom, co nie przeszkadzało mu jednak obnażyć zębiska w charakterze trudnego do odszyfrowania uśmiechu i zaadresować go w kierunku wymordowanego. W zasłoniętym przez przyciemniane szkła oku pojawił się zaś niebezpieczny kurwik, zazwyczaj będący zwiastunem kłopotów, choć tego rzecz jasna towarzyszący mu mężczyzna – do tej kategorii nie mógł zaliczyć anioła – nie mógł zobaczyć z prostej przyczyny. —  A ty nie zapominaj, że jestem biomechem i nie masz zielonego pojęcia o mojej anatomii, więc zakończymy tę dyskusję i zajmiemy się czymś, co przyniesie Drug-onom jako takie zyski. Zwłoki Siriona same do nas nie przyjdą — zwrócił mu wagę, bo choć nie wierzył w niewinność androida, nie miał zamiaru też w żadnym wypadku i na tym etapie sprawy go oceniać.
Martwy Pradawny Drug-onów pod wieloma względami miał nierówno pod sufitem, więc siłą rzeczy był zdolny do wszystkiego i w prostej linii mógł doprowadzić do katastrofy. Zapewne każdy Smok, który pojawił się w pokoju hydry, w pierwszym odruchu na wieść o nowym dowódcy, miał nieodpartą ochotę pozbyć się symbolu przynależności do organizacji. Yury'emu nadal ona towarzyszyła i nie zawaha się wprowadzić jej w życie przy najbliżej sprzyjającej ku temu okazji.
Poszedł za Levy'm, który znów postanowił popisać się swoimi zadatkami na ekshibicjonistę, jakby nadal było mu mało, lecz tym razem jego działanie było całkowicie usprawiedliwione. Yury rzecz jasna nie miał zamiaru spełniać się w roli tragarza, a na pewno nieodpłatnie. Taka usługa skądinąd sporo kosztowała i szczerze wątpił, że takiego gołodupca pokroju Levy’ego było na nią stać. W myśli tej zasady wykorzystał pomysł Azizela i skonstruował z ubrań Żmija prowizoryczny tobołek, nieszczególnie przejęty tym, że najprawdopodobniej coś zepsuł w ich konstrukcji, wnioskując po podejrzanym, ale jakże wymownym odgłosie, który zwykł towarzyszyć przy rozpruwaniu szmat.
Kici kici, chodź tu, kurwa — warknął do pokaźnych rozmiarów lwa, który pojawił się przed nim przed sekundą, choć jednocześnie był pod wrażeniem, że ten średnio zabawny komik zaczął używać mózgu. Zaczepił o niego ówże zawiniątko z bronią. — Sam to za sobą targaj — odparł i odsunął się do niego na bezpieczną odległość, zaciągając się papierosem, a po chwili, dla dobra - z braku lepszego określenia - misji, wyrzucił go i rozdeptał ciężką podeszwą buta.
Sam, nie czekając bezmyślnie, aż kot złapie jakiś trop, obszedł ulicę wzdłuż i wrzesz, lustrując ją uważnie swoim zdezelowanym wzrokiem w poszukiwaniu jakichkolwiek nieprawidłowości. Zatrzymał się raptownie, gdy na skrawku ucywilizowanej ziemi dostrzegł coś, co do złudzenia przypominało zaschniętą krew, a właściwie to plam oddalonych od siebie w nieregularnej odległości. Oczywiście nie mógł mieć żadnej pewności, czy należała do Siriona, który ponoć odniósł poważne obrażenia podczas walki w barze, ale lepszy rydz niż nic. Przykucnął, by się temu przyjrzeć z bliska i przywołał sugestywnym ruchem dłoni lwa, bo w końcu pojawiła się jakaś poszlaka. Co prawda w ostatecznym rozrachunku mogła okazać się lipna, ale metoda prób i błędów czasem sprawdzała się w śledztwie.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.08.16 19:26  •  Ulica przy barze - Page 3 Empty Re: Ulica przy barze
Spojrzał jak dwójka znika za rogiem. Dobrze, że Levy nie chciał obnażać się przed wszystkimi, bo delikatne i wrażliwe oczy Aziego nie zniosły by większej ilości beznadziei, której i tak było już wystarczająco dużo. Postanowił nie marnować czasu i zaczął rozglądać się po raz kolejny. Tym razem miał zamiar skupić się jeszcze bardziej. Zaczął myśleć nad słowami wymordowanego. Skoro androidy kierowały się logiką, to morderstwo musiało wydać im się najlepszym rozwiązaniem. Oczywiście anioł nie pochwalał takich rzeczy. Nie miał zamiaru również nikogo z góry oceniać, a na androidach się nie znał.
Przyglądał się budynkowi. Nie był to okaz wspaniałej architektury, ale lepsze coś takiego niż nic. Hirata nie bywał w takich miejscach, gdyż był zbyt uroczy na takie otoczenie. Dla niego bary mogłyby nie istnieć, ale wiedział, że osoby pokroju Yurka czy Levyego czerpały dziwną przyjemność z marnowania tam swojego czasu. Obszedł budynek kilka razy i tylko raz rzuciły mu się w oczy podejrzanie czerwone plamki, które przy głębszej analizie okazały się być tylko rdzą. Poddał się jednak po jakimś czasie i dołączył do reszty.
Plama przed nim wyglądała na krew. Przez całe swoje doświadczenie z posoką i medyczne wyszkolenie nie musiał nawet posługiwać się prostymi testami, mającymi na celu ostatecznie utwierdzić go w jego przekonaniu. Plama nie była duża i na pewno nie pochodziła z rany, która mogłaby się okazać śmiertelną. Powstrzymał się jednak od wygłaszania swoich analiz na głos, bo nie wierzył, że z którymś z obecnych mógłby nawiązać głębszą dyskusję na ten temat. Pozwolił więc działać wymordowanemu, w głębi duszy mając nadzieję, że ten złapie jakikolwiek trop.
Azie zaczął okrążać okolicę, bo skoro pojawiła się jedna mała plamka, to gdzieś niedaleko musiała się znaleźć chociaż kropelka. Nie mylił się i kilka kroków dalej znalazł kolejny ślad, o czym nie zapomniał poinformować pozostałych.
–  Myślę, że nic się nie stanie, jeśli pójdziemy w tamtym kierunki – zaproponował wskazując kierunek, gdzie znajdowała się kolejna plama krwi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.08.16 21:32  •  Ulica przy barze - Page 3 Empty Re: Ulica przy barze
Czyżby skąpa duma Yury'ego w pewnym sensie została urażona przez Lenkę tym wywodem na temat kupy złomu i kilku części? Białowłosy nie miał zamiaru go obrażać, nawet nie miał pojęcia co takiego wpakowali do jego cielska, więc nie wnikał w jego biomechaniczne ciało. Mógł robić co chciał. Dla Lewego równie dobrze mogliby Żurowi wpierdolić mechanicznego kutasa, go by to nic nie obchodziło prócz tego, że naśmiewałby się pewnie z jego problemów walenia gruchy, czy czegoś tam. Bo przecież nie mieli zbyt dużo fajnych panien na terenach Desperacji, więc jakoś trzeba było sobie radzić. Co nie? Chyba. Soł. Lepiej pomińmy ten temat, serio. Bo już wystarczy, że zdanie na temat wymordowanego nie jest zbyt pochlebne po ciekawej akcji wykonanej w pokoju Hydry. Co za różnica w sumie. Przynajmniej nie śmierdział tam.
Dał się spokojnie obwiązać pseudo tobołkiem złożonym z jego ubrań. Co za chuje z nich. Pokręcił lwim łbem na boki ze zrezygnowania. Nie liczył na coś takiego, ale lepszy rydz niż nic. Tak na dobrą sprawę. Huh. Dopiero na zawołanie go tym kici kici. Już miał ochotę się odmienić i pierdolnąć smokowi w ten pusty caban za takie odzywki. W zamian za to, aby nie zaburzać toku akcji, trzasnął potężną łapą w ziemię, obnażając swoje zwierzęce kły. Miało to dać do zrozumienia, że jeszcze raz tak się odezwie, a nie będzie miłym kiciusiem. Sam wędrował z nosem przy ziemi wąchając wszystko co mu się natknęło. Znalezienie tropu przez Yury'ego było dobrą sprawą. Przybliżył się do plamy krwi, cholera. Nie był w stanie ot tak rozpoznać czy to na pewno Sirionowa, warto jednak sprawdzić. Kiwnął swoją głową na zawołanie Azizela, idąc za nim najpierw. Dopiero po chwili wychodząc na przód, powoli rozpędzając się do prędkości najzwyklejszego truchtu. Kolejne plamy, kolejne. Mijali ich coraz więcej. A zapach ciała powoli zaczynał dochodzić do jego nozdrzy. Miał bardzo wyczulony zmysł węchu, toteż nie ma co się dziwić. Po chwili cała trójka zniknęła z tych okolic, podążając za jego wspaniałym, zwierzęcym nosem.

z.t x3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.17 19:00  •  Ulica przy barze - Page 3 Empty Re: Ulica przy barze
Nie mógł się przyzwyczaić do nowych ubrań — ich struktura drażniła jego skórę, czuł się jakby tysiące malutkich, czerwonych mrówek przebiegało po jego plecach, nogach i rękach, kąsając go właśnie w te partie ciała. Momentami miał ochotę zrzucić z siebie choćby część ciuchów i ku uciesze Shaya dotrzeć na spotkanie półnago. Dość szybko jednak uznał ten pomysł za nieco absurdalny, choć z pewnością ciekawiła go mina jaką mógłby zobaczyć na twarzy lisa podczas wywiązania się tak niecodziennej sytuacji. Przez chwilę próbował sobie nawet wyobrazić usta byłego wojskowego, formujące kształt, którego nikt wcześniej nie widział, nawet sam Takahiro — bo bez wątpienia byłby zaskoczony, gdyby Neely pojawił się w wyznaczonym miejscu z prowokacyjnie odsłoniętym torsem i spodniami walającymi się gdzieś przy kostkach. A nie daj boże ich zwierzęce instynkty znowu wzięłyby górę...
Gdy był jeszcze w Melancholii udało mu się zahaczyć o bar, ponarzekać barmance na to, że czuje się jakby ktoś wysypał na niego wiadro pełne szczypawek, a na sam koniec udało mu się jeszcze wydębić kubek z wodą, z którego oczywiście łapczywie upił kilka łyków, bo od pobudki trochę czasu już minęło, a dziwna suchość w gardle pojawiła się tak nagle, że tylko jakiś płyn mógł pomóc się jej pozbyć. Alkoholu oczywiście nie wziął, bo nawet jeden kufel piwa mógłby zmienić jego zachowanie — bo Nobuyuki serio miał cholernie słabą głowę i nawet taki szczynopodobny, rozcieńczany trunek potrafił namieszać mu w myślach... a przecież chciał w jednym kawałku stawić się w wyznaczonym przez Takahiro miejscu.
Na szczęście nie musiał się przeciskać przez tłumy, bo w hotelu było dość pusto — dość pospiesznie skierował się w stronę wyjścia, bez problemy radząc sobie z ciężkimi drzwiami, które pchnął zdecydowanym ruchem. Te zaskrzypiały, udając ludzki krzyk. Palcami zahaczył o drewnianą futrynę, a następnie niemalże wyskoczył z budynku. Stanął pewnie, prostując swoją sylwetkę, a powietrze dmuchnęło mu we włosy, wprawiając je w ruch. Przez chwilę falowały jak woda, jak morze pełne mleka, choć efekt ten nie utrzymał się zbyt długo, bo wiatr pognał dalej. Kocur jednak dość szybko pochwycił kępy włosów w dłoń, próbując je zaczesać na bok lub po prostu doprowadzić do stanu względnego porządku, bo zdawał sobie sprawę, że wciąż może wyglądać jakby dopiero co wstał — w końcu nie robił nic specjalnego, by doprowadzić się do lepszego stanu, a lustra też nie miał, więc trudno było mu ocenić jak właściwie wyglądał w danej chwili.
A jak wyglądał? O dziwo nie było z nim tak źle. W czerwonych ślepiach wciąż oznaczał się charakterystyczny dla Yukimury błysk, brzoskwiniowe usta pozbyły się matowości, prawie lśniły, a ich uniesione kąciki kształtowały przyjemny dla oka uśmiech. Lekko uniesione policzki nadawały jego twarzy nieco łagodnych krągłości, a lekko uniesiony podbródek pozwalał jasnej szyi prezentować się niemalże w pełni swojej okazałości.
Stawiał kroki dość szybko, jakby czuł, że już dawno jest spóźniony na swoje przedstawienie, na sztukę, w której grał jedną z głównych ról. Ale widowisko nie mogło rozpocząć się bez niego — tego był pewny. Wielkie gwiazdy celowo się spóźniają — tego był pewny.
Drogą od Melancholii do miejsce spotkania z Karasawą pokonał dość szybko, w milczeniu i bez jakichkolwiek niespodzianek. Pewnie czochrał się po rękach i nogach co niemiara, w końcu ubrania wciąż go nieco drażniły, choć z biegiem czasu przyzwyczajał się do lekkiego dyskomfortu, który wywoływał materiał. Bo zwykle to działa tak — czym mniej o czymś myślisz, tym szybciej o tym zapominasz. Prawda? Wystarczyło by skupił swoje myśli na czymś innym. Na czymś albo na kimś.
Wtedy dostrzegł jego.
Kocur nie mógł powstrzymać się od uśmiechu, który skromnie obnażył zwierzęcy kieł. Musiał odetchnąć głębiej, bo czuł, że momentalnie zrobiło mu się cieplej. Powróciły wspomnienia i odczucia, o których zwykle nie pamiętał. Przecież zawsze tak było, przecież niepierwszy raz z kimś spał. Finał zawsze był ten sam — suche rozstanie, bez jakichkolwiek wspomnień. Ale ten cholerny, czarny list był inny. O nim nie można było po prostu zapomnieć — a na pewno Neely nie potrafił go wymazać ze swojej głowy. A próbował, bo z początku przecież nie traktował go inaczej niż innych — potrzebował kogoś z dobrym ciałem, by zabawić się i sprawić sobie trochę przyjemności. Ale nie wyszło mu, bo dość szybko okazało się, że Takahiro jest jakimś pierdolonym unikatem, którego wręcz nie dało się porzucić. Nie tak po prostu. Jego chciało się mieć w pobliżu, by w razie potrzeby móc wyciągnąć po niego ręce, palcami złapać go za materiał koszuli, przyciągnąć do siebie i cieszyć się jego bliskością, nieważne jak dziwna i destrukcyjna była. To dlatego tak ucieszył się na jego widok.
Poruszył uszami, unosząc rękę do góry. Pomachał nią krótko na boki, a później pozwolił jej swobodnie opaść. Kilka ostatnich kroków pokonał zdecydowanie szybciej, jakby był zniecierpliwiony. Aż przypomniał sobie poranny napływ rozczarowania, podczas gdy przeoczył liścik. Ten typ naprawdę potrafił wywołać w nim takie emocje?
Stanął dosłownie metr przed nim, uważnie lustrując jego sylwetkę. Na chwilę zatrzymał się na jego barkach i ogonie, a potem powrócił do twarzy, by ostatecznie właśnie na niej się skupić. Oblizał wargi i mruknął coś niewyraźnie.
Jesteś mi później winny porządny masaż, te ciuchy cholernie mnie drażnią. Wolałem swoje znoszone, spocone, poniszczone i śmierdzące kundlami szmaty, ale Ty postanowiłeś rozpieprzyć mi koszulkę. Dopiero sobie o tym przypomniałem... wynagrodzisz mi to, Shay. — Musiał się oczywiście podrapać gdzieś po udzie, by pokazać jak bardzo cierpi, jaki zbiedzony z niego kot i że koniecznie trzeba będzie coś z tym zrobić. Później, bo teraz mieli zająć się czymś zupełnie innym.
Długo czekasz?

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics
» Ulica
» Ulica
» Ulica
» Ulica
» Ulica

 
Nie możesz odpowiadać w tematach