Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 19.06.15 11:44  •  Ulica przy barze Empty Ulica przy barze
Ulica przy barze
Ulica przy barze GWPyf0P
Ot, zwykła szara ulica z norami Desperatów po obu stronach. Jedyne, co różni ją od innych, to obecność baru tuż przy niej oraz zapijaczonych mord w zaułku, którzy szczają, rzygają oraz srają pod siebie. No i parę martwych trucheł wala się pod nogami.





Przeżył dla tej chwili. Kiedy zebrał siły, postanowił spotkać się z przywódcą DOGS. Chciał do nich dołączyć tylko z czystego pragnienia zemsty, przy okazji planował wyeliminowanie szarookiego, przez którego stracił całe dotychczasowe życie. Wiedział, że odkrycie siedziby gangu będzie trudne, zwłaszcza, że S.SPEC nie dysponowało żadną wiedzą na ten temat, stąd i on sam będzie musiał poszukać informacji w sposób tradycyjny. To oznaczało wyduszenie informacji z pierwszego napotkanego członka gangu. Wiedział, że znaleźć ich będzie łatwo – mieli swoje żółte chusty, od samego początku identyfikujące ich jako jednego z Psów. Wyduszenie z nich informacji będzie jednak cokolwiek utrudnione. Wiedział o tym najlepiej.
Grymas złości wpełzł na jego twarz, gdy zaswędziały go blizny na łopatkach. Dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści, miał ochotę zmasakrować twarz pierwszemu idiocie, który wejdzie mu w drogę. Jednak większość drogi ze swojej kryjówki przebył w samotności i nie miał na kim się wyżyć. Złość więc powoli przygasała, jednak gotowa była wybuchnąć w bardzo niedalekiej przyszłości.
Musiał więc przeprowadzić to inaczej. Nie za pomocą siły, bo jak boleśnie się przekonał, nie jest łatwo nawet z najsłabszego Psa wydobyć jakiekolwiek informacje. Poza tym, byłoby to nie na rękę, z powodu jego intencji. Jeśli chciał do nich dołączyć powinien być tak pokojowy, jak tylko się dało. W przypadku Dedala było to utrudnione, jako, że przez cały okres rekonwalescencji pielęgnował w sobie tę nienawiść, nie miał jednak wyboru.
To dlatego zmierzał teraz pustawymi ulicami Apogeum, zmierzając w kierunku baru „Przyszłość”. Wiedział, że tam może znaleźć każdego i jeśli nie znajdzie członka DOGS, to znajdzie informacje o pobycie któregoś. W zupełności mu to wystarczało.
Był także przygotowany na niefortunny obrót spraw, dlatego właśnie w kieszeni kurtki trzymał pistolet zrabowany z ciała Nory. Jeśli zostałby zmuszony do jego użycia, nie wahałby się ani chwili.
Zbliżał się więc w okolice baru, mając nadzieję, że jednak kogoś uda mu się złapać. Zwłaszcza, że nikt poza ważniejszymi z nich, go nie znał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.06.15 20:33  •  Ulica przy barze Empty Re: Ulica przy barze
To był naprawdę dobry tydzień dla niej.
Udało jej się wykonać jakże trudne zadanie pozyskania słoików do marynowania jedzenia i to nie jeden raz, a kilka. Tak jak i dzisiaj. Poprawiła ciążącą jej torbę na ramieniu, w której znajdowały się dwa naczynia a trzecie trzymała mocno swoimi małymi rączkami, uśmiechając się szeroko z widniejącym rumieńcem na jej twarzy.
- Dziękuję bardzo! DOGS jest Twoim dłużnikiem, panie Bob! – powiedziała rozradowana.
- Niczym się nie przejmuj. Pozdrów tego cholernego, narwanego Wilczura. – odpowiedział mężczyzna i przesunął swoją dłonią po włosach małej anielicy. Ev skinęła głową i pomachała mu, ruszając przed siebie, mocno przyciskając do wątłej klatki piersiowej trzeci słoik. Rozradowana przyspieszyła, by jak najszybciej znaleźć się w kryjówce. Uwielbiała pomagać, a od kiedy tylko stanęła na nogi i mogła poruszać się o własnych siłach. A to był pierwszy dzień od bardzo dawna, kiedy wreszcie mogła poruszać się po Apogeum sama, bez jakiejkolwiek pomocy.
Szkoda, że potem tego pożałuje.
Nie zauważyła mężczyzny przed sobą, w którego wpadła boleśnie. Odbiła się od niego jak piłeczka, ale w ostatniej chwili zachowała równowagę, która uchroniła ją przed obdarciem sobie skóry z kolan podczas upadku. Nawet udało jej się przytrzymać słoik przed stłuczeniem, pomimo swojego kalectwa.
- A! Przepraszam bardzo! Nie zauważyłam pana, mam nadzieję, że nic się panu nie stało! – powiedziała pospiesznie odsuwając się na odległość jednego kroku i pochyliła gwałtownie głowę w dół w przepraszającym geście. Dopiero po chwili podniosła głowę, by zobaczyć tego, na kogo wpadła.
I pobladła.
Serce dziewczyny zabiło szybciej, wywołując zawroty głowy. Momentalnie zrobiło jej się niedobrze, a słoik wyślizgnął się z drżących dłoni, roztrzaskując tuż przy ich nogach. To była twarz, której nie chciała już więcej oglądać. Wszystkie bolesne wspomnienia od razu wróciły ze zdwojoną siłą. Dziewczyna zrobiła krok w tył, czując, jak nogi powoli odmawiając jej posłuszeństwa.
- Nie… - powiedziała cichutko kręcąc przy tym głową, czując, jak pod powiekami zbierają się szczypiące łzy. Musiała uciekać. Ja najszybciej, jak najdalej. Nie mogła pozwolić, by mężczyzna ponownie ją pojmał i powtórzył to, co jej ostatnio zrobił.
- Zostaw mnie… – wyszeptała czując, jak strach powoli przejmuje nad nią kontrolę. Niech ktokolwiek się pojawi. Ktokolwiek, kto uchroni ją przed tym złym człowiekiem.
Odwróciła się na pięcie i rzuciła do ucieczki, bo tylko to jej pozostało.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.07.15 17:45  •  Ulica przy barze Empty Re: Ulica przy barze
- Uważaj jak cho- tego się nie spodziewał. Na początku wziął ją za jakieś desperackie dziecko, które biegło, nie patrząc na drogę. Jednak gdy odbiła się od niego i spojrzała mu w twarz, chcąc przeprosić, poznał ją natychmiast. To była Evendell, jego była ofiara. Zaskoczony nie wiedział jak się zachować, by nie spłoszyć dziewczyny. Chciał przecież Psa, a los mu go włożył niemal do rąk. Dlaczego nie miałby tego wykorzystać. - …dzisz, Evendell. Mogłabyś się potknąć i skaleczyć.
Uśmiechnął się, choć ten uśmiech nie wyglądał zbyt przyjemnie.
- Chciałbym zadać ci kilka pytań – nie skończył nawet wypowiedzi, bo mała anielica rzuciła się do ucieczki na sam jego widok. Widział łzy w jej oczach i musiał przyznać, że sprawiły mu one pewną przyjemność, choć komplikowały jego plan. Pobiegł za nią, by ją dogonić, co nie powinno być zbyt trudne, zważywszy na jej obrażenia. Złapał ją za kaptur i pociągnął za sobą do najbliższego zaułka. Popchnął ją brutalnie na mur i złapał za szyję.
- Słuchaj mnie uważnie, mała anielico. Nie chcę ci robić krzywdy, ale zrobię to, jeśli nie będę miał wyboru. Chcę znaleźć twojego przywódcę, bo muszę z nim porozmawiać. Jest to dla mnie na tyle pilna sprawa, że nie mam czasu na twoje unikanie odpowiedzi, rozumiesz? – dla wzmocnienia przekazu ścisnął jej gardło mocniej.
Był coraz bardziej wkurzony, a ponowne spotkanie anielicy tego stanu nie poprawiało. Przypomniało mu tylko o szarookiej bestii, która odebrała mu wszystko. Warknął i ze złości zacisnął zęby.
- Nie utrudniaj tego, bo niewiele cierpliwości mi zostało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.07.15 21:18  •  Ulica przy barze Empty Re: Ulica przy barze
To było do przewidzenia. Nie była w stanie mu uciec, bez znaczenia jak bardzo starałaby się przebierać swoimi nogami. Nie przed nim. Świat zawirował przed jej oczami, kiedy została wciągnięta w ciemny zaułek i przyciśnięta do twardej ściany, czując, jak palce mężczyzny zaciskają się na jej gardle. Poczuła pieczenie pod powiekami, nie chcąc nawet na niego spoglądać. Zaczęła się rzucać i drapać go po przedramieniu jedyną, sprawną dłonią, jednocześnie próbując dosięgnąć jego  nóg swoimi. Ale i to nie pomogło.
”Chciałbym zadać ci kilka pytań.”
Zamarła na krótką chwilę, czując, jak wzdłuż jej kręgosłupa przebiega nieprzyjemny dreszcz. Umysł powrócił do tragicznych dla niej wydarzeń, a chłodny pokój i ból tortur momentalnie wróciły. Znowu to robił, znowu chciał zadać jej kilka pytań, a jak będzie milczała – to ją skrzywdzi. Tak samo jak wtedy. Nigdy już nie ruszy lewą dłonią, nigdy też nie wzbije się w powietrze. Ciało naznaczone bliznami każdej nocy na nowo bolało, kiedy budziła się z krzykiem z krainy koszmarów, które zgotował jej ten mężczyzna. I chociaż w głębi serca nie była w stanie nienawidzić Dedala, to panicznie się go bała.
- Zostaw mnie! – zapiszczała głośno, szarpiąc się jak ryba wyciągnięta z wody. - Nic ci nie powiem! Nic a nic! Cokolwiek mi zrobisz, nie wypowiem ani jednego słowa, które zdradziłoby DOGS i jakiegokolwiek ich członka. – zadarła głowę i spojrzała na niego z dołu oczami pełnymi łez. Ale czaiło się tam coś jeszcze. Coś, czego do tej pory nikt inny nie mógł uświadczyć. Pewnego rodzaju złość i zniecierpliwienie całą tą sytuacją. Usta wygięły się nieco w dół, choć zaciskały w wąską linię, burząc obraz małej i przestraszonej dziewczynki, chociaż nogi jak i całe jej ciało drżało niemiłosiernie, sprawiając ułudne wrażenie, że gdy tylko Dedal zabierze rękę, to anielica obsunie się po zimnej ścianie i opadnie na ziemię. Dedal już mógł teraz mieć pewność. Nie puści pary z ust.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.08.15 16:28  •  Ulica przy barze Empty Re: Ulica przy barze
Całe postanowienie szlag trafił. Nie potrafił już kontrolować gniewu, który płynął już w całym jego ciele. Zbliżył swoją twarz do twarzyczki anielicy.
- Nie powiesz? Pożałujesz tego, Evendell. – syknął jej w twarz.
Rozwścieczony milczeniem dziewczynki, cisnął nią o ziemię, przyklęknął obok i wymierzył jej solidny cios w policzek.
- Nie mów, że cię nie ostrzegałem. – warknął
Coś w nim pękło. Stracił nad sobą panowanie, już całkowicie. Najpierw, miał chociaż strzępy logicznego planu, teraz cały jego osąd zaćmiła niepohamowana wściekłość, zasnuwająca jego oczy czerwoną mgłą. Nie wiedział co robi, choć jego ciało wiedziało. Wciąż warcząc na Bogu ducha winną dziewczynkę chwycił jej gardło i zaczął ją dusić. Wkładał w ten uścisk całą swoją siłę, rozczarowanie i nienawiść. Do niej, do szarookiego, do przywódcę pierdolonych Psów. Do własnej siostry, która zabiłaby go bez wahania, do Nory, która próbowała to zrobić. Do całego świata. Joachim nie był już tym, kim był wcześniej. Był tylko dziką bestią, spuszczoną teraz z łańcucha.
- Wszystko jest twoją winą, więc zginiesz jako pierwsza. Potem twój szarooki wybawca, a na końcu twój ukochany przywódca, którego tak zawzięcie bronisz. Wyrżnę cały twój gang, jeśli będzie trzeba, jednego po drugim. A wszyscy będą cierpieli przez ciebie, bo nie pozwolę im odejść zbyt łatwo.
Już nie obchodziło go to, co może mu powiedzieć, żadne informacje nie mogły zrekompensować mu tego co utracił –człowieczeństwa. Żył tylko żądzą zemsty i to ona poruszała teraz jego ciałem. Podniósł drobną dziewczynkę, wciąż dusząc i uderzył nią o ścianę. Następnie wolną ręką dobył noża.
- Milczałaś o minutę za długo, anielico. – syknął jej w twarz – Jak zareagują twoi przyjaciele, kiedy zobaczą cię rozprutą jak szmaciana lalka?
To powiedziawszy, wbił nóż w jej udo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.08.15 19:04  •  Ulica przy barze Empty Re: Ulica przy barze
Niczego nie zrobisz?
To nie jest moja sprawa.
Najgorszym, co Leslie mógł zrobić w tej chwili była próba przekonania samego siebie, że faktycznie nie miał nic wspólnego z tym zajściem. Nie obserwował go długo. Na początku usłyszał krzyk w oddali, potem – im bliżej się znajdował – niewyraźne głosu przeplatające się ze sobą, aż wreszcie, przechodząc obok, musiał ukradkiem zerknąć w stronę zaułka, w którym toczyła się walka. A raczej toczyłaby się, gdyby obie ze stron były na tyle świadome zagrożenia, by podjąć się ataku. Mimo wszelkich wątpliwości co do tego, czy jakakolwiek ingerencja była dobrym pomysłem, prawdopodobnie w tej jednej sekundzie, w której jego spojrzenie wychwyciło przyszpiloną do ściany sylwetkę znajomej anielicy, stał się nieodłączną częścią brutalnej gry zainicjowanej przez nieznajomego mu białowłosego.
A to miał być dzień jak co dzień. Taki, podczas którego ignorujesz wrzaski dam w opałach, bo były one tak bardzo na porządku dziennym, że żaden jebany książę na białym koniu nie zdążyłby z zapieprzaniem od jednej do drugiej.
Blondyn zacisnął zęby tłumiąc poirytowane syknięcie. Ledwo zdołał poruszyć nogą, gdy w pierwszym odruchu zamierzał przejść obok. Nie zależało mu na niej. Z natury umywał ręce od nadstawiania karku za tych, którzy nie odgrywali żadnej ostotnej roli w jego życiu albo nie byli mu w żaden sposób niezbędni. Evendell była jedną z takich osób, a jednak – nie potrafił zwyczajnie odwrócić głowy i ruszyć w stronę baru, który był jego głównym celem. Pod żebrami czuł ostrzegawczy ścisk, a to drażniło go jeszcze bardziej.
Nie tylko jego.
„Jak zareagują twoi przyjaciele, kiedy zobaczą cię rozprutą jak szmaciana lalka?”
Jak zareagują jej przyjaciele, Zero?
Pierdol się. Nie interesuje mnie to.
Jak zareaguje twój przyjaciel?
Pobliska atmosfera zgęstniała. Nie było to naturalne zjawisko. Nikt z nich nawet nie mógł poczuć, jak wraz z powietrzem wdzierała się do ich nosów i ust, po czym osiadała w ich głowach, wgryzając się w mózgi, jak jakiś cholerny pasożyt. Chciałbyś się go pozbyć, ale on już rozgościł się tam i nie dopuszczał do siebie świadomości, by na życzenie gospodarza wyjść.
Pomyśl tylko...
Nie chciał tego słuchać.
Nagły podmuch wiatru prześlizgnął się między kosmykami włosów skrzydlatej i – jak sądził – wymordowanego. Vessare wyszarpnął nożyk z kieszeni i zerwał się z miejsca, pokonując te kilka kroków, które dzieliły go od niechcianego towarzystwa.  
Wolałbym sprawdzić jak zareagują twoi przyjaciele, dupku ― ciepły podmuch powietrza wdarł się do ucha albinosa, stanowiąc mocny kontrast pomiędzy chłodem ostrza przytkniętego do jego gardła. Wolną rękę ułożył na ręce drugiego jasnowłosego, chcąc oderwać ją od szyi Ev. Wbił krótkie paznokcie w jego skórę, a błękitno-fioletowe prześlizgnęły się pomiędzy jego palcami, potęgując palące uczucie na ciele.
Podobno niektórzy liczyli do dziesięciu.

Zero: Postać nie panuje nad mocą manipulacji emocjami. Pisząc o gęstniejącej atmosferze, chodziło mi właśnie o to, że zarówno Dedal, jak i Ev zaczynają odczuwać skrajnie negatywne emocje przez poirytowanie Zero. Możecie wybierać pośród rozpaczy, panicznego strachu, gniewu, jakiejś depresji. No.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.08.15 0:47  •  Ulica przy barze Empty Re: Ulica przy barze
Dedal w sumie w pewnym stopniu był albo naiwny, albo głupi. Skoro dziewczyna już raz oparła się jego torturom nie  puszczając pary z ust, to czemu miałaby zrobić to teraz?
Owszem, bała się, ale w tej kwestii to chyba nawet nie mogło podlegać jakiejkolwiek dyskusji. Jak można było się tego spodziewać, jej wszelakie próby ucieczki spełzały na nic, ale to też nie oznaczało, że dziewczynka zamierzała się poddać. Co to, to nie. W końcu należała do DOGS. A DOGS nigdy się nie poddawało, bez znaczenia w jak beznadziejnej sytuacji się znajdowali.
Machała krótkimi nóżkami i drapała przedramię mężczyzny jedną, sprawną dłonią, jakby to miało jej w jakikolwiek sposób pomóc. W jednej chwili cały policzek zapłonął bólem, by chwilę później odebrać jej resztki oddechu. Machała nogami rozpaczliwie szukając twardego podłoża, o które mogłaby się oprzeć i zacisnęła mocno powieki, prosząc w duchu, by wreszcie to wszystko się skończyło. Że też musiała na niego wpaść w Desperacji, gdzie myślała, że ma to wszystko za sobą. Z jej gardła wyrywały się chrapiące odgłosy, którym towarzyszyły nieprzyjemne dla ucha zgrzyty i jęki  bólu oraz duszenia się. Nawet uczucie noża w udzie, które rozorało jej skórę było niczym przy odpływie dostępu do tlenu.
A potem wszystko się skończyło, kiedy raptownie palce Dedala wypuściły ją. Anielica opadła na ziemię jak worek pełen ziemniaków łapczywie łapiąc powietrze, kaszląc i plując dookoła, czując, jak pod jej powiekami zbierają się łzy. Poczuła nieopisaną pustkę, która ją ogarnęła. Jakby już nigdy nie miała być szczęśliwa. Zwinęła się w pozycję embrionalną i objęła drobnymi ramionami podciągnięte kolana pod samą brodę, zanosząc się głośnym płaczem pełnym smutku i żalu. Nie czuła złości, ani strachu. To wszystko zostało odjęte jak za sprawą magicznej różdżki. Zamiast tego wypełniło ją uczucie głębokiej depresji.
- Niech to się skończy… – załkała rzęsistym głosem, czując pieczenie w gardle oraz palące uczucie na szyi po silnych palcach swojego oprawcy. Nie widziała, że ktoś inny pojawił się na scenie. Nie docierały do niej żadne inne zewnętrze bodźce. Czuła się, jakby dryfowała w wielkiej, ciemnej pustce. A całe życie dookoła umarło.
Nawet nie zorientowała się, kiedy dookoła niej zaczęła powoli pękać ziemia, a ze szczelin niebezpiecznie zaczęły wybijać się na światło dzienne kolczaste pnącza, niebezpiecznie w krótkim czasie rozprzestrzeniając się na wszystkie strony, pożerając i pochłaniając ściany oraz wszystko inne, co znajdowało się dookoła. Jakby chciała zamknąć się w kolczastym kokonie.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.08.15 13:38  •  Ulica przy barze Empty Re: Ulica przy barze
Gniew, który w nim płonął, zaczął się wzmagać, choć jeszcze przed chwilą wydawało mu się, że wścieklejszy być nie może. To zjawisko nie było jednak niewytłumaczalne i Dedal nie zwrócił na niego uwagi, skupiony na zadawaniu anielicy cierpienia.
Poczuł jednak powiew wiatru i ostrze noża, dotykającego odsłoniętej szyi wymordowanego. Jednocześnie czyjaś dłoń złapała go za rękę i usiłowała rozewrzeć jego uścisk. Próba ta nie odnosiła sukcesu, aż do czasu gdy nieznajomy obrońca uciśnionych ujawnił swoją moc, podpalając przedramię Dedala kolorowym płomieniem. Ranny zawył z bólu i wściekłości. Rozluźnił uścisk i anielica upadła na ziemię. Joachim musiał reagować szybko, inaczej wróg wykończy go jednym ruchem. Upuścił więc nóż i złapał uzbrojoną dłoń przeciwnika, by odciągnąć ją od swojego gardła. Równocześnie z tym ruchem, gwałtownym podrywem głowy, wycofał ją w miejsce, gdzie powinna znajdować się twarz przeciwnika. Poparzona ręka potwornie bolała przy każdym ruchu, gdy Welthalter usiłował wyrwać ją z uchwytu nieznajomego.
Niezależnie od sukcesu atakiem głową, jeśli tylko udało mu się odsunąć nóż wroga, Joachim odwrócił się, obracając w stronę unieruchomionej ręki i posyłając cios w żebra jasnowłosego. Wciąż starał się uwolnić kończynę i blokować ataki nożem, choć wiedział, że jest to zadanie zdecydowanie zbyt trudne, jak dla jego pozycji. Dlatego robił co mógł, by się wycofać, choćby na kilka kroków.
Jeśli udało mu się uzyskać kilka sekund przerwy, wyszarpnął pistolet z kieszeni i wystrzelił trzykrotnie, celując w brzuch przeciwnika.
Jeśli jednak jasnowłosy postępował za nim krok w krok, Dedal, licząc na przewagę masy, rzucił się na niego, starając się go obalić i wytrącić mu nóż z ręki.
Ledwie kątem oka rejestrował to, co działo się z uwolnioną anielicą, ale to co zobaczył, wystarczyło, aby go zaniepokoić i zdekoncentrować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.08.15 12:11  •  Ulica przy barze Empty Re: Ulica przy barze
| Ten post był pisany w braku weny. Może zawierać śladowe ilości powtórzeń i orzechów arachidowych. Miał być krótki i na szybko, ale jest długi i... w sumie nie wiem co pisałem. Gdyby komuś się chciało czepiać, że sobie tak pozwoliłem wymęczyć Dedala, to ustaliliśmy już, że Zero go zabije i możemy się z Ev zwijać. Ejmen. I'm done. |

Zaczynał żałować, że nie zabił go od razu, ślepo wierząc, że ktoś, kto atakuje bezbronne dziewczynki, w starciu z kimś równym sobie okaże się tchórzem. Nie zmieniało to faktu, że Leslie już zdążył wyrobić sobie takie zdanie o nieznajomym. Nie zmieniało to faktu, że wystarczyła sekunda, by oszczędził sobie późniejszych problemów, nie dając przeciwnikowi szansy na podjęcie jakiejkolwiek decyzji. Vessare często zarzekał się, że z aniołami nie ma nic wspólnego, ale koniec końców ten anielski pierwiastek robił swoje niezależnie od jego woli. Wreszcie znowu cichł, kiedy jego właściciel przypominał sobie, że sprowadzanie innych na dobrą drogę było czasochłonne, a on bynajmniej nie zamierzał się z tym cackać.
Kiedy mężczyzna wypuścił jasnowłosą z uścisku, Zero odruchowo szarpnął się do tyłu, pociągając go za sobą, by przynajmniej częściowo odciąć go od anielicy. Słyszał dźwięk pękającej ziemi, kątem oka dostrzegał nawet niepokojący ruch, ale albinos nie pozwalał mu o sobie zapomnieć. W pierwszej chwili napiął mięśnie ramienia, chcąc uniemożliwić mu odsunięcie noża od gardła. Jak na złość zaczął napierać mocniej, uświadamiając mu, że tym razem faktycznie miał zamiar wbić w nie ostrze. Już bez ostrzeżeń.
Dostrzegając nerwowy ruch głową, uniósł podbródek wyżej. Niestety zrobił to o sekundę za wcześniej, a tępy ból od razu rozszedł się po jego żuchwie. Na całe szczęście tylko po niej – był znacznie wyższy od napastnika, co działało w tym momencie na jego niekorzyść. Syknął pod nosem, starając się zignorować nieprzyjemne pulsowanie w okolicy uderzonego miejsca. Chwila dezorientacji wystarczyła, żeby wymordowany zdołał wyrwać rękę z płonącej pułapki jego palców, jednak blondyn zareagował od razu, a uzbrojona w palące języki dłoń wystrzeliła, mierząc prosto w twarz białowłosego. Umyślnie rozłożył palce, by objąć nimi jak największy obszar jego oblicza. Podobno palenie żywcem nigdy nie było przyjemne, ale jego oponent – jak skrzydlaty zdążył zauważyć – miał już z nim do czynienia. Anioł wyraźnie poczuł się zobowiązany, by poprawić dzieło kogoś, kto już je zaczął. Płomienie buchnęły mocniej, kiedy przycisnął dwa palce do oczu przeciwnika, pozbawiając go możliwości widzenia. Nieznośny gorąc wypalał i mu gałki oczne, nie wspominając o reszcie twarzy. Nie zasługiwał na nic więcej niż smażenie się w piekle. On tylko zafundował mu je tutaj, na Ziemi.
Nie było nawet mowy o tym, by ten rodzaj cierpienia nie zdekoncentrował przeciwnika, chociaż udało mu się nieco zmienić swoje położenie. Blondyn wyszarpnął rękę, w której dzierżył nóż, z uścisku jeszcze zbyt żywego trupa i gwałtownie opuścił ją niżej, przekręcając w palcach swoją broń, którą wymierzył prosto w jego brzuch, przesuwając się nieco na bok, by uderzyć kolanem w spód jego, mając na celu sprowadzenie go na ziemię. Dosłownie. Tylko dzięki tym kilku centymetrom różnicy, jeden z wystrzelonych naboi przeszedł przez jego bok. Młodzieniec stłumił krzyk, przygryzając dolną wargę od wewnątrz. Zęby przebiły się przez skórę, a metaliczny posmak od razu wypełnił jego usta. Ugiął się lekko, jakby mimo wszystko sprzedano mu kopa w brzuch, z bólu, wbijając paznokcie w częściowo wypalone już oczodoły zarażonego. Ostrze noża też wbiło się głębiej w jego ciało, a w odwecie chłopak szarpnął nim mocniej w bok, rozdzierając jego ciało. Skażona krew zaczęła ciec po jego palcach, ale zamiast odsunąć się z przerażenia, że możliwie wykończył mężczyznę, pociągnął go mocniej do tyłu, samemu też upadając na ziemię do siadu. Buchająca ogniem dłoń zsunęła się do jego szyi, zaś drugą wyszarpnął nóż ze świeżej rany, by już bez namysłu wbić go w inne miejsce na jego torsie, a potem w następne, jakby mścił się za ten przeklęty ból w boku.
Skurwiel ― warknął pod nosem, wypuszczając rękojeść noża, który utkwił pomiędzy żebrami drugiego jasnowłosego. Chwycił za trzymany przez niego pistolet i wyrwał mu go z ręki, mimo że jego własna drżała już z wysiłku. Cisnął giwerą gdzieś dalej, a ta z głośnym hukiem obiła się o ścianę zaułka i runęła na ziemię, czyniąc jej właściciela kompletnie bezbronnym.
Już wystarczy, Zero. Nie przeżyje.
Mimo głosu rozsądku, który boleśnie wgryzł się w jego świadomość, Cillian w pierwszym momencie silniej zacisnął żarzące się palce na gardle mężczyzny, dopiero po chwili wypuścił go, gasząc kolorowe płomienie i odepchnął go od siebie tak gwałtownie, jakby właśnie przyssało się do niego coś, co można było bez trudu opisać słowem ohyda. Możliwe, że cichy pomruk, który wymknął się spomiędzy warg stróża, układał się właśnie w to jedno, konkretne słowo.
Przekręcił się, podpierając się najpierw jednym kolanem o ziemię i przycisnął przedramię do boku, za który właśnie szarpała jakaś niewidzialna bestia. Splunął w bok, kątem oka spoglądając na drapieżnika, którego pozbawiono jego roli, czyniąc go nędzną ofiarą. Oddychał płytko i szybko, przez jakiś czas nie ruszając się z miejsca. Potrzebował tej chwili wytchnienia, chociaż nie tracił czujności.
Zapomniałeś o czymś.
Chciałby zapomnieć. Zaklął pod nosem i nie podnosząc się z ziemi, przysunął się do ściany kolczastych pnączy. Życie byłoby zbyt kolorowe, gdyby obyło się bez kolejnych utrudnień. Ze skrzywieniem chwycił za jedną gałąź i szarpnął za nią mocniej, zdając się na częściową ochronę skórzanej rękawiczki. Potem to tamo zrobił z jeszcze jedną i kolejną, ułatwiając sobie dostęp do drobnej blondynki.
Chodź ― wyrwało się z jego ust i dało się słyszeć, że usilnie starał się przybrać spokojny ton głosu, mimo miażdżącego mu czaszkę bólu i niewidzialnego ciężaru, który osiadł na jego barkach. Niechętnie wyciągnął ręce w stronę anielicy i wsunął je pod jej ramiona, próbując uniknąć reszty kolców, o które oczywiście i tak miejscami poharatał sobie przedramiona. ― Zabiorę cię do Growa ― dodał zaraz, licząc na to, że te słowa podziałają na nią, jak jakieś magiczne, uspokajające zaklęcie. Odetchnął głębiej i wypuścił powietrze ustami, za wszelką cenę próbując się uspokoić. Wciąż czuł ciepło świeżej krwi na swoich palcach, chociaż zdążyła już częściowo wsiąknąć w bluzę anielicy.
Więc przestań się już mazać, przemknęło mu przez myśl. Wiedział, że nie może zaprowadzić jej do Syona w takim stanie i prawdopodobnie przeczuwał, że białowłosy koniec końców mógł zacząć winić go za to, że nie zjawił się wcześniej. Ev była ważna. Może nawet najważniejsza, jednak teraz starał się o tym nie myśleć. Gdyby to zrobił, nie powstrzymałby się, by zostawić ją samą ze zwłokami jej oprawcy. Przynajmniej nie stanowił już zagrożenia. Jedynym problemem była rana na jej udzie.
Powoli przyciągnął ją do siebie, ukradkiem zahaczając spojrzeniem o świeżą ranę, dopiero po tym dwubarwne tęczówki skupiły się na twarzy anielicy. Wyglądała paskudnie. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, będąc zbyt zajętym rozprawianiem się z nieznanym mu wrogiem. Nie skrzywił się, ale zmarszczył na chwilę brwi, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Na szczęście żadne niekomfortowe pytania nie cisnęły mu się na język. Podniósł jasnowłosą, wygodniej układając ją sobie na rękach i wstrzymał oddech, na ułamek sekundy zaciskając mocniej powieki i zęby. Silny ból rozszedł się od miejsca, w którym tkwił nabój. W swoim życiu już nieraz musiał radzić sobie z ranami postrzałowymi, jednak jeszcze nie zdarzyło się, by trafiono go w bok. Tym razem cierpienie prawie wykręciło mu żołądek, ale nie odezwał się ani słowem, mimo że każdy kolejny ruch przyprawiał go o mdłości. Jak zwykle, cokolwiek by się nie działo, nie skarżył się.
Zadzwonimy do niego z hotelu ― wymruczał niewyraźnie.
Może odbierze.
Oby.

___z/t + Evendell.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.08.15 14:42  •  Ulica przy barze Empty Re: Ulica przy barze
Wiedziała, że ją śledzili. Kroki wskazywały na więcej niż jedną osobę, szepty podpowiadały, że może być ich pięciu. W tym jedna kobieta. Pewnie dlatego jeszcze się nie zatrzymała żeby stawić im czoła. Nawet dobrze zaprawiony w boju wojownik nie dałby sobie rady z pięcioma przeciwnikami.
W tym z kobietą. Kobiety zawsze były najgorsze. Jak pitbulle, gdy tylko wczepiły się w ciało ofiary, nie miały zamiaru puścić. Długo jeszcze tłukły głową nieprzytomnego o bruk, poddając się białej gorączce. Nie miała ochoty ścierać się z kobietą. Pewnie dlatego przyspieszała, starając się dotrzeć do baru. Może nie odważą się wejść, może dadzą jej spokój. Może przestraszą się tłumów znajdujących się w środku o tej porze.
Pomysł był genialny. Pewnie dlatego nim nacisnęła klamkę, ktoś zagrodził jej drogę. Uniosła spojrzenie na draba, którego twarz już dawno została rozorana czyimiś pazurami.
Gwałciciel.
Zaostrzone zęby drapieżnika zalśniły w zachodzącym słońcu. Nie zdziwiłaby się, gdyby wirus skrzyżował go z rekinem. Nie miał żadnych braków w uzębieniu.
- Czyżbyś przed nami uciekała, pani prorok? - Głos miał wyjątkowo piskliwy jak na takiego draba. Może za mało testosteronu?
Uniosła brew. Jej dłoń mimowolnie powędrowała do pasa, gdzie kołysał się miecz. To chyba była najgłupsza rzecz jaką mogła zrobić. Poczuła jak pięć par oczu ląduje na jej dłoni, czekając na sygnał do ataku. Jeśli zrobi to pierwsza, poczują się sprowokowani i odpowiedzą. Pyskówka zamieni się w przelew krwi. Jeśli będzie za długo zwlekać, to pewnie wyląduje twarzą w piachu, z nożem wbitym między żebra. I tak źle i tak niedobrze.
- A może jednak uda nam się dogadać? Podzielę się bogactwami kościoła, jeśli tego chcecie. Prześpię się z każdym z was. - Zamruczała kusząco, mrużąc lubieżnie ślepia do Rekina. Wydawał się niewzruszony, choć jego czerwony jęzor przejechał po spierzchniętych wargach.
Jednego już zdobyła. Szkoda, że nie wiedziała co z resztą.
Mogła się tylko domyślać, że szmer za jej plecami i zgrzyt żelaza miały obwieścić atak jednego z napastników. Nie czekała. Wyjęła miecz z pochwy i odwróciła się. Chciała przeciąć mu gardło, na obojętnie jakiej wysokości, ale się przeliczyła. Mężczyzna był ogromny, a ona jedynie smyrnęła go po klacie. Odpowiedział ciosem w jej twarz. Pięścią. Na odlew. Zatoczyła się, czując jak ktoś łapie ją w stalowy uchwyt z tyłu, za ramiona, wyginając je boleśnie. Cóż, rekin nie próżnował.
Wypadł jej miecz. Ciężko było kopać gdy może się to skończyć wyrwaniem kończyn ze stawu barkowego. Skapitulowała, patrząc na nich z nienawiścią.
Nawet się nie odezwała gdy pierwszy rozerwał jej sukienkę, ukazując parę dziewczęcych piersi i rudawe owłosienie pod brzuchem. Chciała odwrócić twarz, ale Góra ją pochwycił w swoją dłoń twardą jak imadło i zmusił, by patrzyła jak drugą ręką rozpina spodnie.
Krzyknęła. Krzyczała tak długo, aż jej plecy nie zderzyły się z ziemią, odbierając jej dech w piersiach. Poczuła, jak jej podbrzusze, jak cała jej kobiecość jest rozrywana od środka. Czuła krew na swoich udach, mieszającą się z nasieniem. W którymś momencie straciła przytomność, albo tylko wmawiała sobie, że tak się stało. Ból trwał nadal. Mogły to być minuty albo lata, czuła tyko jak ciężar się nad nią zmieniał. Liczyła, czekając aż zostawią ją w spokoju.
Najgorzej było na końcu. Zapomniała o kobiecie.
Kobiety są najgorsze.
Taihen słyszała, jak tamta wydaje rozkaz podniesienia prorokini. No tak, przecież gwałt nie był jej specjalnością. Mogła ją co najwyżej oszpecić.
Zaczęło się niewinnie. Kilka ciosów w brzuch, których niemal nie poczuła. Za bardzo bolało ją wszystko od środka. Nie tędy droga. Kobieta pominęła też ranienie i tak już posiniaczonych i pogryzionych piersi, tym zajęli się jej chłopcy. Została twarz.
Pierwszy cios złamał jej nos, wszyscy musieli usłyszeć chrupnięcie. Kolejny przemieścił go tak, że ciężko będzie go nastawić. Pewnie chrząstka zdążyła się już w środku pokruszyć, zetrzeć na piach. Następne uderzenia wycelowane były w oko - podbijając je i zalewając falą purpury, i kilka, bądź kilkanaście w szczękę. Czuła, jak ruszają się jej zęby. Dolna trójka nawet wypadła, a zaraz za nią górna czwórka.
- Chyba już ma dość.
Och, dziękuję za tę jakże rzeczową informację. Uniosła głowę i spróbowała spojrzeć na swojego zbawiciela tym mniej opuchniętym okiem. W ręku trzymał grubą pałkę. Ciekawe co zechce jej złamać?
Wtedy trzasnęły żebra. Chyba trzy. Rzucili ją na ziemię i tam zostawili.
- Bóg jeszcze żyje, dziwko - rzuciła na odchodnym kobieta.
Kobiety zawsze są najgorsze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.08.15 22:57  •  Ulica przy barze Empty Re: Ulica przy barze
Przesunął paznokciami po ciepłej skórze brzucha, ze znudzeniem patrząc przed siebie. Nie lubił Desperacji i całego tego syfu. To był cud, że jeszcze niczego nie załapał skoro przebywał tutaj tak często. Przechylił głowę na prawo i lewo, pozwalając zmęczonym kościom na odrobinę rozluźnienia. W sumie mógł wybrać o wiele szybszą drogę powrotną i jak na zawołanie uniósł spojrzenie przesuwając nim po ciemnych, zbierających się chmurach. Będzie padało. Ale to nie zapowiadający się deszcz był tutaj problemem. Nathair wiedział, że jak po środku Apogeum zmaterializuje swoje skrzydła, to nie minie minuta a będzie leżał skrępowany na ziemi. Do tej pory nie wiedział dlaczego tylu wymordowanych reagowało w taki, a nie inny sposób na anioły. Jakby nosili złoto w kieszeni. A przecież to była tylko i wyłącznie podła plotka. Wyciągnął dłoń spod bluzy i ziewnął szeroko, przyciskając dłoń wewnętrzną stronę do ust, by chociaż odrobinę stłumić ten mało kulturalny gest. Ale wtedy poczuł, jak odbija się od czegoś, w ostatniej chwili łapiąc równowagę, która uchroniła go przed bliskim spotkaniem z twardą ziemią. Spojrzał podirytowany na tarana, ale musiał dość mocno zadrzeć głowę, by ujrzeć twarz mężczyzny. Ten odwzajemnił równie przyjemne spojrzenie, wykrzywiając usta w grymasie wściekłości.
- Patrz jak leziesz, pizdo. – zapiszczał prezentując rząd ostrych zębów, być może sądząc, że pozornie niewinnie wyglądający chłopiec zlęknie się i przepraszając go na kolanach i ze spuszczoną głową odsunie się wielkiemu panu z drogi. Ale niestety, Nathair nie był z tych, co podkula pod siebie ogon i ucieka.
- Nie moja wina, że pomyliłem cię z beczką pełną smalcu – wycedził przez zęby jasnowłosy, co zdecydowanie nie przypadło do gustu mężczyźnie. Już unosił rękę, by zapewne wymierzyć siarczyste uderzenie w twarz chłopaka, kiedy drobniejsza dziewczyna stanęła przed nim jednocześnie powstrzymując swojego kompana.
- Nie tutaj. Nie mamy czasu na zabawy z jakimś szczeniakiem. – mężczyzna powoli, acz niechętnie opuścił rękę i splunął gdzieś w bok, obdarzając nienawistnym spojrzeniem Nathaira, koniec końców wymijając go i ruszając gdzieś dalej ze swoją bandą. Anioł odlepił od ich pleców swoje spojrzenie, jednocześnie wypuszczając powietrze przez zęby i rozluźniając mięśnie ręki, która przez cały czas była napięta i gotowa do porażenia prądem ewentualnych oponentów. Ale skończyło się bez walki. Wsunął dłonie w kieszenie bluzy i ruszył dalej przed siebie, zamierzając jak najszybciej opuścić Apogeum i dopiero tam materializować swoje skrzydła.
Kiedy przechodził tuż obok ciemnego zaułku, usłyszał ciche jęknięcie.
Zignoruj to.
Zamierzał. Chciał przejść obojętnie, idąc dalej przed siebie. Powinien tak zrobić. To nie jego sprawa, w końcu w takim miejscu jakim była Desperacja, to takie rzeczy były szarą codziennością. Co rusz ktoś ginął, został obrabowany albo pobity. To normalnie.
To dlaczego jego kroki skierowały się w stronę cienia pomiędzy dwoma budynkami?
Pieprzony, anielski pierwiastek.
Bez najmniejszego problemu dostrzegł leżącą kobiecą sylwetkę na ziemi. Ale widać, że żyje. Tyle dobrego. Nie będzie zmuszony do pochowania czyichś, bezimiennych zwłok. Przynajmniej takie miał wrażenie podsycane cichą nadzieją. Ale im bliżej znajdował się nieznajomej, tym bardziej jego serce przyspieszał a w żołądku wylewało się uczucie gorąca mieszane na przemian z zimnem.
Znał ją.
Do ostatniego kroku ułudnie łudził się, że jest tylko podobna. Że to zbieg przypadku i okoliczności, bo rude włosy, figura, ubranie…
Ale niestety, nie mylił się.
- Taihen. – jęknął ochryple i przyspieszył kroku, od razu upadając na nogi tuż przy niej. Przesunął wzrokiem po jej ciele starając się oszacować ewentualne rany, ale cóż, wiele mu to nie pomogło. Bez dłuższego zastanowienia ściągnął z siebie bluzę i złapał kobietę za drobne ramiona, żeby pomóc jej się podnieść do pozycji siedzącej i oprzeć o zimny kamień budynku.
- Zaraz cię stąd zabiorę do… gdzieś. Jest tutaj szpital, co nie? Słyszałem, że jakiś funkcjonuje. Zabiorę cię tam. Poczekaj. – mówił szybko, gubiąc nieco słowa i niektóre litery, kiedy oparł jej ciało o siebie na krótką chwilę, by zarzucić na kobiece plecy materiał bluzy, owijając nim ciało Taihen jednocześnie zakrywając niektóre części jej ciała.
- Obejmij mnie. – mruknął cicho wsuwając jedną rękę pod jej kolana, muskając opuszkami jej nagą skórę, a drugą…
TRZASK
Ciszę przeciął odgłos trzaskania i łamania, jakby ktoś deptał po wysuszony patykach. Z tą różnicą, że nieprzyjemny dźwięk dochodził z ciała anioła. Przeszywający ból a krótką chwilę zamroczył jego oczy, a z jego gardła wydobył się zduszony krzyk pełen bólu. Wypuścił kobietę i zgiął się w pół, łapiąc w okolicach klatki piersiowej czując, jakby ktoś wbijał w jego ciało tysiące małych, zimnych szpileczek i dłubał w jego truchle chcąc sprawdzić jego wytrzymałość. Ale ból klatki piersiowej nie był najgorszy. Pomiędzy jego nogami zaczęło piec i rwać, jakby ktoś wbił w niego sztylet i kilkanaście razy pchał, za każdym razem nie trafiając w poprzednie miejsce. Nogi podciągnął mocniej pod siebie, zaciskając mocniej uda czując jak spodnie przyklejają się do skóry od krwi. Próbował uspokoić rozjuszony oddech, jednocześnie zastanawiając się co się właściwie stało. Nie było przy nim nikogo innego. Zresztą, nawet jeśli ktoś zaatakowałby ich, to nim Nathair mógłby się zorientować, to jednak rany na jego ciele pojawiłyby się chronologicznie, a nie wszystkie od razu. Uniósł nieco drżącą dłoń i przesunął nią po spuchniętym oku, krzywiąc się przy tym z bólu. Czuł się, jakby ktoś wrzucił go pod rozpędzony tir a potem jeszcze dla rozrywki poskakał. Ale koniec z jojczeniem, musiał pomyśleć co dalej. Musiał zabrać stąd Taihen.

Nathair zgarnął połamane żebra, podbite oko oraz połowicznie ból i rany z okolic ud i krocza. Także tych ran nie ma już Tai.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics
» Ulica
» Ulica
» Ulica
» Ulica
» Ulica

 
Nie możesz odpowiadać w tematach