Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 04.07.17 21:37  •  Brudne cele. - Page 3 Empty Re: Brudne cele.
Westchnęła ciężko. Zaczęła powoli rozpędzać się na spirali zdziecinnienia, zgadzając się na jakieś gierki w tym zatęchłym pierdlu, z przesłuchującym, który gdzieś miał przesłuchiwanie i jakimś germańskim najeźdźcą co nawet nie potrafił wysłowić się po ludzku. Zwiedziła taki szmat świata, a mimo wszystko zawsze starała się dopasować do miejsca, w którym przyszło jej żyć. Jaki problem nauczyć się trochę podstawowych zwrotów, zainwestować w książkę albo kształcić się w trakcie rozmowy? Skoro planowało się gdzieś żyć dłuższy kawałek czasu, to każdy powinien się odrobinę wysilić.
A potem płacze, że świat mnie nie rozumie, jest taki zły i niedobry, bo przysmażyli mi pięty. Jak się nie wie, że to tradycyjna forma powitania, to tak już bywa, niestety...
- No weeeeeeeź - jęknęła ze smutkiem, a jej wargi wygięły się w podkówkę. Wiadomo, że udawała, ale serio było jej dość zimno. Raz, że okolica nieprzyjemna, a dwa, że krwi też jej trochę ubyło mimo wszystko. - Jak cudem stąd wyjdę żywa, to spotkamy się w jakimś barze? Zaręczynowego artefaktu nie obiecam, ale mogę postawić jakieś piwo - wyszczerzyła się zadziornie. Do końca normalna to ona nie była, to trzeba przyznać. Ale randką nigdy nie wzgardziła, nawet, jeśli miała być nudna i bardziej wyglądać jak spotkanie towarzyskie.
Zawinęła się pelerynką jak motyl w kokon, objęła kolana zdrową ręką, podsunęła nogi pod brodę, którą na nich oparła. Dużo łatwiej byłoby jej widzieć, chociaż raczej szybko znudziłaby się szarym, ponurym otoczeniem. Lepiej też było, że nie widziała tego chlewu, w jakim ją zamknięto. Zjadłaby żywcem serce pierwszej osoby, do której by dopadła po wypuszczeniu. Zniewaga i sponiewieranie brudem mocno.
- Ja też grałam w to chyba tylko raz, może nawet z innymi zasadami. A poza tym, nawet jakbym miała wygrać - pomóż mu, ja się obejdę bez tej włochatej łajzy - wzruszyła ramionami. Nie zależało jej aż tak bardzo na spotkaniu się z przywódcą Psów, może sam chciał zerwać kontakt, skoro od jakichś dwóch lat nie dawał znaku życia. Oleander bardziej potrzebował pomocy, a aż tak samolubna nie była. Były rzeczy ważne, a były też ważniejsze. Nawet jej ręce przydałyby się oględziny, bo choć jej nie widziała, coś jej podpowiadało, że dobrze nie jest. Tyle tylko brakowało, żeby jej tam wlazła jakaś cholera. Najgorzej - umrzeć od zakażenia rany, której nawet nie otrzymało się w bitwie.
- Dobry Ao, po cholerę ja polazłam do tego szpitala... - jęknęła cicho, bardziej do siebie niż kogokolwiek z obecnych. Oho, maruda mode: on.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.07.17 23:04  •  Brudne cele. - Page 3 Empty Re: Brudne cele.
Starał się, naprawdę się starał. Ale jego wizja przesłuchania zakładała jasno bycie tylko i wyłącznie tłumaczem, a nie kimś kto przesłuchuje, bo do tego się absolutnie nie nadawał. Kiedy więc zamiast stania z boku i spokojnego wyjaśniania więźniom, że zaraz ich łowczy germański oprawca wyśle do obozu z całymi rodzinami jeżeli nie zaczną mówić - zrzucono mu na łeb całą robotę musiał więc robić jedyną rzecz w której był najlepszy - grać na zwłokę. Zaraz się ktoś zainteresuje czemu całe przedstawienie tyle trwa i kogoś tu przyślą.
Na pewno przyślą.
Lazarus nerwowo przełknął ślinę, nie wiadomo czy bardziej będąc niemal pewnym, że jego nadzieje są płonne czy raczej przez fakt propozycji jaka padła od dziewczyny. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią w całkowitym milczeniu, jakby naprawdę rozważając wypad do baru, ale szybko parsknął śmiechem. Ślepa laska proponuje mu randkę, to wyjaśniało wszystko.
- Oficjalnie traktuję to jako obietnicę. I nie piwo. Wódkę - odpowiedział, już całkiem ignorując jakiekolwiek próby zachowania złudnego profesjonalizmu przed resztą swoich towarzyszy - W ogóle jak mam się do ciebie... do was zwracać? Ja jestem Lazarus.
Sytuacja wręcz absurdalna, a już szczególnie dla niego. Siedział na zimnej posadzce więzienia swoich sojuszników, których najchętniej rozszarpałby własnymi kłami i jak gdyby nigdy ucinał przyjazne pogawędki z wrogami, których powinien przeciągnąć za samochodem przez połowę pustyni. Choćby ich zeznań miałby później szukać w rozciągniętych na piachu wnętrznościach gdzieś tak pomiędzy piątym a siódmym kilometrem. Ale są rzeczy ważniejsze niż ideologia, wierność i oddanie sprawie. Na przykład atencja, której po raz pierwszy od dłuższego czasu łowca miał pod dostatkiem.
- Oddajesz swoją być-może-przyszłą wygraną Chudzince, jakie to jest słodkie. Ale zgoda. Ja słowa dotrzymam. Więc lepiej korzystać póki jeszcze ja mam tu coś do powiedzenia.
Wzrok Borisa powędrował do drugiego wymordowanego i przez chwilę uważnie lustrował całą jego postać. Szybko przewertował swój rozumek w poszukiwaniu jakiegoś usprawiedliwienia dla słów dziewczyny. Albo gówniarz był ważniejszy, albo się w nim bujała albo... Łowca przewrócił teatralnie oczami. Albo zwyczajnie był pierdołą i ofermą batalionową i wszyscy się nim opiekowali, a on się tu próbuje doszukiwać drugiego dna.
- Okay. Każde podnosi łapkę - powiedział samemu podnosząc prawą dłoń gdzieś na wysokość ramienia i reflektując się natychmiast, że przecież jedno z tej trójki tego nie widzi - jak do przysięgi. Szans mamy pięć, po straceniu każdej zginamy palec. Jak nam zamiast łapki zostanie pięść to przegrywamy. Mechanizm jest prosty, każde po kolei mówi coś czego samo nigdy nie zrobiło zaczynając od słów "nigdy przenigdy", a wszyscy, którzy to jednak zrobili tracą jedną ze swoich szans. Pozwolicie, że ja zacznę.
Obecny przez większość czasu lekceważący uśmiech na twarzy łowcy i znudzone, choć niezbyt wrogie spojrzenie w jednej chwili ustąpiło niemal wymuszonej powadze i ożywionemu błyskowi w czerwonych ślepiach, zupełnie jak u hazardzisty wyczuwającego powodzenie w grze - bo mimo wszystko Boris miał zamiar wygrać. Oczywiście marudne wtrącenie dziewczyny nie uszło jego uwadze.
- Nigdy przenigdy nie zaatakowałem żadnej osoby z personelu i aktualnych pacjentów, żywych lub martwych, Szpitala Ostatniej Nadziei.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.07.17 17:45  •  Brudne cele. - Page 3 Empty Re: Brudne cele.
Oho, zabawę czas zacząć. Omiatał cele znudzonym spojrzeniem, chociaż w środku wręcz gotował się od ekscytacji. Invidia próbująca poderwać strażnika nieco go bawiła, chociaż czuł wstyd za siostrę i jej zachowania. To zrozumiałe, że chciała wyjść, ale żeby schodzić na aż tak niski poziom poszanowania siebie samego... Wtem nawiedziły go obrazy samego siebie z przeszłości i zadrżał od ciarek mknących mu po kręgosłupie. Przyganiał kocioł garnkowi.
- Alexander, ale możesz mi mówić ojcze Oleandrze. Enchanté - ostatnie słowo wymruczał z fałszywą grzecznością i skinieniem.
Na komendę uniósł zdrową dłoń i oparł ją lekko o kraty. Była pokryta zaschniętą krwią, piachem, jeszcze nieco czerwona od przyjętych wyładowań, a jednocześnie zadziwiająco szczupła i dostojna, z długimi palcami pianisty. Jeden z wielu znaków sugerujących, że nie nadawał się do walki i mordowania.
A mimo to zgiął palec, wzrokiem wymigująco uciekając gdzieś w przestrzeń i teatralnie udając niewiniątko. Tak jakby mówił 'to nie ja, to moje ręce same z siebie zamordowały tą anielicę, ja za nie nie odpowiadam'. Uśmiechnął się uroczo do Lazarusa.
- Teraz moja kolej - odgarnął zagubiony kosmyk włosów za ucho, po czym z powrotem oparł dłoń ze zgiętym kciukiem o pręt. - Nigdy przenigdy nie myślałem o zdradzie organizacji, do której należę.

regeneracja: odpoczynek 1/2


Ostatnio zmieniony przez Oleander dnia 14.07.17 1:56, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.07.17 18:40  •  Brudne cele. - Page 3 Empty Re: Brudne cele.
Uśmiechała się jeszcze przez chwilę. Zamiast strzelać fochy i odmawiać kontaktu z oprawcą, ona umawiała się na podbój baru. Przy wódce, za którą jakoś nigdy nie przepadała, ale tylko i wyłącznie przez jej smak. Była raczej osobą zainteresowaną nalewkami oraz dobrym winem, choć na bezrybiu i rak ryba, jak to mówią.
- Invidia. Prawdziwego imienia pewnie nigdy nie poznasz, nienawidzę cholery jak własnej siostry - odrzekła, kompletnie wypranym z emocji głosem. Wspomnienie tej jakże podobnej do niej istoty przyprawiało ją o mdłości. Pierwszy raz zginęły mniej więcej w tym samym czasie. Za drugim całe szczęście to białowłosa zwyciężyła, poświęcając podłą kreaturę w imię Jedynego. Jej własna siostra śmiała stać się śmiertelnym wrogiem. Szkoda, że nie chciała się nawrócić, za życia były nierozłączne, a ich myśli uzupełniały się niemalże co do słowa.
Wyciągnęła zdrową dłoń przez kraty, odwracając się odrobinę bokiem do zimnej, metalowej ściany z prętów. Smukłe, niebieskawe palce pozostały niewzruszone zarówno przy pierwszym jak i drugim wyznaniu. Rzeczywiście na Szpital nigdy wcześniej nie napadła, a przez tą krótką chwilę nawet nie zdążyła nikomu choćby przywalić w łeb z otwartej dłoni. Wolała zająć się omdlałym znajomym, ale nawet nie zdążyła.
- Oleś, daj znać, jeśli zegnie - odezwała się spokojnie, może odrobinę słabo. Starała się ignorować ból drugiej ręki, ale wszystkie palce zaczynała mieć coraz zimniejsze. A najbardziej te u nóg, w przypadku których czuła, jakby wsadziła je do lodowatej wody czy śniegu.
- Nigdy przenigdy nie chciałam zaciągnąć do łóżka koleżanki lub kolegi po fachu - rzuciła swoim pytaniem. Oleander, który zdecydowanie znał jej "miłosne" podboje mógłby w tym momencie parsknąć śmiechem, ale... to była prawda. Kusiła wszystkich, ale jako kapłanka nie sprowadzała na "złą drogę" innych kapłanów, będąc inkwizytorką nie miewała nieczystych myśli o pozostałych inkwizytorach oraz ich żeńskich odpowiednikach. Teraz, siedząc w Starszyźnie, trzymała ręce przy sobie, a myśli jeszcze krócej. To, że coś się wydarzyło było prędzej winą drugiej strony, a nie jej. Jakoś lepiej jej się pracowało, jeśli w najbliższym otoczeniu nie musiała się martwić o takie sprawy. Właściwie myśląc o tym teraz, zaczęła twierdzić, że odmawianie sobie przyjemności spędzenia czasu z kolegą lub koleżanką było głupotą. A to oznaczało, że taki stan rzeczy długo się nie utrzyma.
I tak, to było pytanie na rozgrzewkę, kolejne dopiero formowało się w głowie, do której informacje nie chciały dopływać tak szybko jak powinny. Przynajmniej dzięki ślepocie i zamkniętym oczom nie musiała patrzeć jak świat wiruje coraz szybciej przez postępujące osłabienie. Ale przez to nie widziała również, że bandaż zdecydowanie za mocno zabarwił się na ciemny odcień błękitu świecącego niemrawo w mroku celi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.07.17 20:07  •  Brudne cele. - Page 3 Empty Re: Brudne cele.
Wpatrywał się w dłoń chłopaka z lekkim niedowierzaniem. Jakim cudem on tyle przeżył na pustkowiach skoro z tak delikatnym wyglądem nie przeżyłby nawet starcia z dresiarską częścią klasy sportowej w miejskim liceum. W dodatku chudzielec zgiął palec przyznając się do zaatakowania kogokolwiek w tym szpitalu. Kolejna niespodzianka.
Już miał odwzajemnić ten jego uroczy uśmiech, gdy padły kolejne słowa.
Słowa, które dla Lazarusa zabrzmiały w więziennej ciszy równie głośno jak wystrzał z pistoletu. Co z tego, że ten pistolet mógł być wymierzony dokładnie w tył głowy łowcy by przypieczętować podpisanie na siebie wyroku. Wolną dłonią przejechał po krótko ściętych włosach na jakby upewniając się, że nic go nie dotyka i zgiął kciuk w tej ręce, którą trzymał na widoku.
I tak się nie nagra - przemknęło mu przez myśl, a jedynym co mogło to zepsuć była prośba Invidii, więc utkwił wzrok w Oleandrze i w milczeniu pokręcił przecząco głową.
Dość porządny kontratak wyprowadzony na jego pytanie spowodował, że łowca poczuł jakby wreszcie znalazł sobie godnego przeciwnika do własnych gierek. A może on zwyczajnie czyta mu w myślach? Niektóre wymordowane cholery tak robią. Boris zmrużył podejrzliwie ślepia nie odwracając od niego wzroku.
Wypierdalaj z mojego łba bo ci jebne, ojcze Oleandrze - warknął w myślach, mimowolnie tytułując go tak jak sam tego chciał.
Pewnie gapiłby się tak jeszcze długo gdyby nie nadeszła kolej dziewczyny. Na jej pytanie mimowolnie parsknął śmiechem czując się jak na jakiejś pijackiej szczeniackiej imprezie i już bez najmniejszego wahania zgiął kolejny palec. Zbyt typowe pytanie mimo oczywistej zasady, że tam gdzie się mieszka i pracuje tam się chujem nie wojuje.
- Nigdy przenigdy nie zajmowałem stanowiska dającego mi jakąkolwiek władzę w organizacji, w której aktualnie jestem.
Dziewczyna się poruszyła i tym razem to ona przykuła jego wzrok na dłuższą chwilę. Pewnie gdyby łowca widział kolory to od razu zwróciłby uwagę na nietypowy kolor jej krwi i bardziej zainteresował się jej opatrunkiem, ale niestety. Tym co w tej chwili było dla niego najważniejsze była jej maska przy pasku. Maska wilka.
Spojrzał na twarz dziewczyny, a później na maskę. Znowu na nią i ponownie na wilka. Podjął decyzję niemal błyskawicznie, przechylając się w stronę jej celi i korzystając z tego, że nie widzi i jest dość blisko krat, ostrożnie sięgnął po jej własność i zwyczajnie ją sobie wziął. W szczytnym celu, na pamiątkę. Nikt inny nie może nosić wilczej maski skoro to jego symbol.
- Mam nadzieję, że nam nie umrzesz panienko w czasie gry. To byłoby bardzo... niestosowne i niekulturalne - powiedział gdy tylko zauważył jej słaby stan, ale widać bardziej obchodziła go teraz gra niż zdrowie któregokolwiek z więźniów.
Wrócił na swoje dawne miejsce, kładąc maskę przed sobą niczym nowe trofeum. To jest poważne przesłuchanie, ta organizacja jest poważna.

nigdy przenigdy:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.07.17 0:27  •  Brudne cele. - Page 3 Empty Re: Brudne cele.
Zainteresował się nagłym zachowaniem łowcy. Och, czyżby udało mu się trafić z pytaniem w samo sedno? Zobaczył zginający się palec. Bingo.
Oleś, daj znać, jeśli zegnie.
Wredny, paskudny uśmiech wkroczył na jego usta. Zerknął na telefon położony na ziemi. Mógł to rozegrać po swojemu, przez to jedno wyznanie mężczyzna nie mógłby pokazać nagrania przełożonym. Plus niezainteresowani koledzy stacjonujący razem z nim w więzieniu zwróciliby przynajmniej odrobinę uwagi i może jakoś zainterwieniowaliby. To byłaby niezła zabawa.
Wpatrywał się w twarz Lazarusa, która chyba nieco pobladła i niemo prosiła o litość. Och, co tu zrobić, co tu zrobić? Być szczerym i wkopać wroga czy nakręcać spiralę i liczyć na późniejszy dług wdzięczności?
- Nie zgiął - powiedział beznamiętnie, co kompletnie kłóciło się z płomykami w jego oczach.
Uśmiechnął się do niego pięknie, zaraz zmieniając wyszczerz na mówiący 'wisisz mi przysługę albo powiem co wiem'. Następnie padło wyzwanie Invidii.
- Teraz tak.
Palce Oleandra pozostały niewzruszone. To prawda, można mu było zarzucić trzysta lat puszczania się po całej Desperacji bez żadnego poszanowania do siebie. Ale kiedy został kapłanem nawet przez myśl mu nie przeszły igraszki z którymkolwiek z wiernych. Kolejne pytanie również pozostawiło jego palce w stanie wyjściowym, to jest czterech szans na pięć.
- Nigdy przenigdy nie strzelałem z broni palnej.
Z miejsca, w którym siedział, Alex nie widział Invidii, jedynie odczuwał jej mentalną obecność za ścianą obok. Jednak w jej głosie było coś niepokojącego; coś, co nakazało mu sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Opuścił dłoń na moment, pozwalając sobie na jak najbliższe spotkanie z kratami. Z tego kąta widział tylko fragment jej postaci i niebieskawą rękę, trzęsącą się i wyglądającą smętniej niż zazwyczaj. Wtedy Lazarus wspomniał coś o umieraniu i przypomniał sobie, jak widział prowizoryczne opatrunki na jej nadgarstku. Czyżby krwawiła? Skupił węch w poszukiwaniu charakterystycznego zapachu wśród odoru wszystkiego innego - i znalazł. To była woń świeżej krwi na nieświeżych bandażach. Wystarczająco mocna, by przebić się przez inne - musiała obficie krwawić.
Przeraził się.
- Powinniście ją opatrzyć. Zmienić bandaże i nałożyć coś antyseptycznego. Czy może nas odwiedzić jakiś bardziej zorientowany w swojej robocie medyk? - wyrzucił, zdenerwowany stanem kapłanki i własną bezradnością.
Gdyby tyko miał swoją torbę, wtedy mógłby jej jakoś pomóc. Może nie były to profesjonalne leki, ale zioła czasem potrafią zdziałać cuda. Jak bardzo szalony Oleander nie był, tak nie można było mu zarzucić, że jest złą osobą. Naprawdę się o nią martwił i chciał, żeby wróciła - razem z nim - do świątyni. Żywa, nie martwa.

regeneracja: odpoczynek 2/2


Ostatnio zmieniony przez Oleander dnia 14.07.17 1:56, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.07.17 0:59  •  Brudne cele. - Page 3 Empty Re: Brudne cele.
Nie miała pojęcia, że została lekko okłamana. Niby nic poważnego, zła o to zresztą też by nie była. Ciekawiło ją czy mają do czynienia z osobą wierną swojej organizacji tak samo jak i dwójka sponiewieranych więźniów. W tym momencie tak myślała, choć wcale tak nie było. Nie domyślała się nawet, że było to celowe, bo rozmowa się nagrywa - na telefon nie miała przecież jak zwrócić uwagi. Swoją głupią prośbą mogła go spokojnie wkopać, tak samo i Oleander. Ale mieli przecież dobre serduszka, w końcu Laz nie był paskudnym aniołem.
Kolejne zdanie Łowcy wywołało ciężkie westchnięcie kobiety i zgięcie małego palca. Może i miała jakąś tam władzę, ale nadal nie potrafiła przemówić do rozumu Echo, że nie powinna osobiście brać udziału w ataku. I że powinni trochę bardziej się przed nim przygotować. I przede wszystkim, że powinni zmusić ich jakże wspaniałych "sojuszników" do ruszenia dupy. Skoro załatwili sobie jakiś, pożal się Ao, pakt z szumowinami z Miasta nieróżniącymi się nic od tych z Desperacji poza uzbrojeniem, to pierdoły mogły chociaż ruszyć zadki ze swoich ciepłych, mięciusich foteli. Będzie trzeba to zdecydowanie przedyskutować jak wróci.
O ile wróci.
Żywa.
Nie przejęła się zabraniem maski, czego nawet nie była świadoma. I tak miała ich mnóstwo, wilcze nawet ze trzy, ze względu na niegdysiejsze "przywiązanie" do jednego z nich. I symbol jednego z dawnych bóstw. Palec zaś znów nie drgnął po pytaniu Spowiednika. Od zawsze na zawsze wierna była łukowi i strzałom, od dziesiątek lat, kilku stuleci, odkąd nauczyła się walczyć. Palna wydawała za dużo hałasu, była zdradziecka i nie potrzebowała umiejętności.
- Po moim trupie - parsknęła, próbując być choć odrobinę żywsza. - Dam radę, Ao da mi siłę - dodała, zwracając się do Oleandra spokojnym głosem. Bywała w gorszych sytuacjach, choć może nie z przeciętymi żyłami. Parę razy medycy musieli czynić cuda, przede wszystkim od czegoś musiało się wziąć jej uzależnienie od mleka makowego. Po tym jak znaleźli ją tuż po oślepieniu również nie wyglądała najlepiej. Anioły może i nie chciały jej zabić, starały się pozostać przy swoich postanowieniach nie czynienia szkody bliźniemu, ale mimo wszystko okaleczyły ją porządnie. Nie widziała ręki, więc tym bardziej nie zwracała uwagi na powagę sytuacji. Zrzucała winę za lekkie mdłości na smród lochów, pojawiający się powoli ból głowy na brak świeżego powietrza, drętwienie i lodowacenie stóp oraz dłoni na zimno podłogi, krat i otoczenia.
- Nigdy przenigdy - nie byłam mężczyzną, przemknęło jej przez otępiałą, coraz mniej logicznie myślą głowę - nie jeździłam na łyżwach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.07.17 1:56  •  Brudne cele. - Page 3 Empty Re: Brudne cele.
Przez głowę w jednej chwili płynnie przepłynęło mu niemal tysiące pomysłów jak ewentualnie pozbyć się niewygodnych słów z nagrania. Uparcie twierdzić, że coś przypadkiem zniknęło gdy usuwał zbędne szumy albo wręcz przeciwnie - dodać jakieś zakłócenia i absokurwalutnie nie dopuścić żadnego innego technika do materiałów.
Na szczęście, ku jemu dość sporemu zaskoczeniu, chudzielec postanowił jednak wyłapać subtelne aluzje by pewne sprawy przemilczeć i stanąć po jego stronie. Lazarus posłał mu wdzięczne, choć pytające spojrzenie.
To, że Oleander chciał go udupić w grze zdążył już odczuć, choćby w tej chwili, gdy po jego kolejnym pytaniu musiał zgiąć kolejny palec - tym razem mały. Pozostałe dwie szanse powinny go zmusić do ułożenia dłoni w znak pokoju, ale tego nie miał zamiaru robić w więzieniu naprzeciwko ludzi, którzy prawdopodobnie zginą tu na jego oczach.
- Powinniśmy ją opatrzyć... - powtórzył za kapłanem i pokiwał głową z takim zamyśleniem jakby rzeczywiście to rozważał - Chyba masz rację, zdecydowanie powinniśmy. Póki jeszcze jest jakikolwiek sens udzielania takiej pomocy.
Ruchem głowy wskazał Oleandrowi swoją łowczą obstawę, którą tak usilnie wcześniej starał się ignorować.
- Pewnie by nas mogła odwiedzić tutaj cała wataha medyków, gdyby któreś z nas przejawiło choćby najmniejszą chęć poinformowania ich, że są tu potrzebni. Główny problem polega na tym, że nikt tej chęci nie posiada. Zapewniam.
Opuścił dłoń, którą wcześniej trzymał na widoku i sięgnął po kolejnego papierosa, którego błyskawicznie odpalił zapalniczką. Wyglądało na to, że zrezygnował z dalszej gry.
- Nie wygląda to dobrze - powiedział nieco ciszej, wpatrując się w Invidię, choć słowa nadal kierując do Oleandra - W tym więzieniu jest taki syf, że zakażenie może dostać własnego zakażenia. Jak myślisz z czym jej się skojarzyły łyżwy? Chyba z zimnem, nie? Zimno jest jak się człowiek wykrwawia. Nie chciałbyś jej uratować? Ja potrzebuję tylko informacji, a wy chyba chcecie tylko przeżyć.
Jeżeli zgodzi się tak po prostu odpowiadać na jego pytania to tym lepiej dla całej trójki. On sam też nie będzie musiał tu tyle siedzieć tylko pobyczy się w mieście. Może komuś podpieprzy przepustkę i zamówi na nią pizzę? Taką z podwójnym serem. Uśmiech wrócił na jego szpetną mordkę w trybie natychmiastowym, gdy tylko pomyślał o żarciu.
- Jeżeli ojciec Oleander uzna, że jesteś dla niego mniej ważna niż informacyjne pierdoły to jak będziesz umierać to mogę potrzymać cię za łapkę czy tam nawet później cię pochować z jakimiś honorami skoro dla Kościoła jesteś kimś ważnym... - zaoferował się dziewczynie, po czym jak gdyby nigdy nic wrócił do gry - Nigdy przenigdy nie zrobiłem nikomu krzywdy w imię Ao.

nigdy przenigdy:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.07.17 0:38  •  Brudne cele. - Page 3 Empty Re: Brudne cele.
Z każdym jego słowem twarz Oleandra robiła się coraz bledsza. Nie spuszczał z niego wzroku, czując narastającą wściekłość. Głównie z powodu własnej bezradności, znowu. Zacisnął dłoń, którą poprzednio wskazywał swój stan w grze, na pręcie, aż zbielały mu knykcie. Zmienił również pozycję, nie opierał się dłużej o ścianę. Gdy mężczyzna tylko skończył wypowiadać swoje wyzwanie wstał w gniewie na kolanach; nie miał siły, żeby wstać całkowicie. Złapał również drugą, połamaną ręką za kraty, co nie było zbyt mądrym pomysłem.
Ale nic teraz nie było mądrym pomysłem.
- Czego dokładnie chcesz wiedzieć? Nie kłamałem! Naprawdę nic nie wiem! - wykrzyczał nagle, z szczerą złością w głosie.
Wpatrywał się w twarz Lazarusa jak agresywny, szczerzący kły i warczący kundel.
- Chcesz informacji? Dobra! Dam ci informacje! - cały czas podnosił głos, a w ostatnie słowa wkradła się nutka ironii. - Nie pamiętam kiedy przybyliśmy do Szpitala. One same się na nas rzuciły! My tylko się broniliśmy! Robiłem to, co kazał mi Prorok, ale to moja pierwsza krucjata, nie wiedziałem co robić… A ta anielica sama na mnie napadła! Nie pamiętam co się wydarzyło… Potem widziałem tylko jej krew na rękach, wszyscy krzyczeli, były walki… Jej twarz…
Załamał mu się głos, a im dłużej mówił, tym bardziej zdawał się tracić kontakt z rzeczywistością. Dłonie mu się trzęsły, w oczach zagościła panika, jakby na nowo przeżywał wszystko, co tam się działo.
- Kazała mi uciekać, ale wtedy pojawili się oni… Nie wiem dokładnie kto. Pewnie anioły… To zawsze są anioły! …Paskudne, okropne zwierzęta… zdradziły Pana swego i teraz muszą ponieść tego konsekwencje…
Zwolnił uścisk na kratach, powoli oplatając ręce wokół własnych ramion. Z każdym słowem czuł coraz większy strach, oddech przyspieszył, czoło zaszkliło się od potu. Nagle opadł z powrotem na ziemię, zasłaniając twarz dłońmi i zapłakał donośnie, z prawdziwą żałością w duszy. Trząsł się widocznie, w rytm szlochu. Nie był w stanie mówić dalej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.07.17 1:42  •  Brudne cele. - Page 3 Empty Re: Brudne cele.
Siedzenie powoli zaczynało jej sprawiać problemy, ale starała się z dumą prezentować w miarę prostą postawę. Trzeba wyglądać ładnie nawet w warunkach niewoli, nawet kiedy powoli właziło się jedną nogą do grobu. Być może zakażenie już wlazło, ominięte przez pchły, wszy i wszelki inny HIV, który walał się w tym ciasnym kąciku nieszczęścia. Na pewno dostała gorączki, może po prostu od ubytków w krwi ciało próbowało się jakoś bronić i zmusić do przetrwania kolejnych minut. Mieli skończyć grę, a potem martwić się o medycynę. Dlatego białowłosa nie słuchała ich rozmów, które i tak do niej nie docierały, nasłuchiwała tylko kolejnego zdania rozpoczynającego się od "nigdy nie". Choć usłyszała jeszcze Lazarusa i jego obietnice.
- Znajdź kurwę, która mi to zrobiła. Wydrap mu oczy żywcem. Wypal mu znak Kościoła na czole. To byłyby odpowiednie honory - wymamrotała w odpowiedzi, a potem zgięła z trudem kciuk, pozostawiając trzy palce wyprostowane, choć drżące. Mimo, że opierała rękę o kraty, ciążyła ona okrutnie. Invidia miała ogromną chęć po prostu położyć się, zwinąć w kłębek niczym kot przed kominkiem i zasnąć. Zmęczenie ogarniało ją coraz mocniej, ale musieli doprowadzić grę do końca. Nie lubiła zostawiać niedokończonych spraw, a przecież w tym momencie miała z przesłuchującym remis. A przynajmniej przez wcześniejsze kłamstwo Kwiatka tak myślała.
- Na litość Pana, bądże mężczyzną - jęknęła słabo i lekko niewyraźnie. - To nie czas i miejsce do płaczu.
Osunęła się nieco po kratach, cofając wystawioną rękę i lodowatymi palcami łapiąc metalowe pręty by nie wyrąbać twarzą o podłogę. Rozchyliła wargi, starała się oddychać spokojnie i nieco poprawić pozycję, ale niewiele to pomogło. Trochę szkoda, że nie miała przy sobie odrobiny mleka makowego, tak bardzo go w tym momencie potrzebowała. Nie tylko zresztą psychicznie, ciało także zaczynało się domagać uzależniającego specyfiku, oduczyło się funkcjonować bez jego wpływu, a w stresujących sytuacjach chęć odurzenia się była ciężka do odrzucenia. Przynajmniej nie miała teraz siły na przejawy agresji.
- Pominąłeś kolejkę. Jak twoje "nigdy przenigdy"? Bo ja na przykład nigdy przenigdy nie zjem ciastek orzechowych - wymamrotała z rozbawioną nutką brzęczącą w słabym głosie. Głupawka też nie oznaczała niczego dobrego. - To nie tak, że nie lubię orzechów, po prostu nie mogę. I nigdy przenigdy nie wybaczę aniołom za to, że nigdy przenigdy nie zobaczę już piękna księżyca wschodzącego nad kolorowymi równinami - dodała, zawierając w swoich słowach coraz mniej emocji i siły. Najgorzej, że dostała jakiegoś natłoku słów, przy jednoczesnej bezsilności.
- Kim tam byście nie byli, złapaliście nie te osoby. Co ja niby mam wam powiedzieć, że chcieliśmy sobie przejąć szpital, wzmocnić swoją siłę, móc pomagać obywatelom Desperacji i jednocześnie wyzwolić ich z wpływów rządów tych bydlęcych wcieleń zła? Powinnam być na miejscu pół godziny wcześniej albo w ogóle - wybuchnęła, wkładając resztki siły w ten nagły potok mało ważnych informacji. Drżała z zimna, słabości i nagłego gniewu wynikającego z narkotycznego głodu i życiowej sytuacji. - Mogę co najwyżej dodać, że byliśmy zdecydowanie nieprzygotowani, a te zdradzieckie cipy z Miasta nawet nie raczyły się ruszyć z pomocą. Sojusznicy. Bantallas'dorei* - warknęła, a potem wydała z siebie poirytowane prychnięcie i zachwiała się, przechylając znowu na bok.
Oddychała nieco głośniej, jakby trudniej jej było oddychać. Próbowała na siłę pozostać przytomna, choć było to trudne. Całkowicie ignorując wcześniejszy zakaz zaczęła się cicho modlić do Ao - głównie po japońsku, ale czasem zdarzyło się jej wpleść jedno czy dwa słowa w ojczystym języku. Większość Laz mógł zrozumieć, przez co nie musiał podejrzewać ją o rzucanie tajemniczych klątw na niego i pięć pokoleń w przód i w tył. Ważne było, że prosiła Pana o opiekę nad jej duszą oraz o wybaczenie wszystkich grzechów, jakie popełniła świadomie bądź też nie. Szykowała się na najgorsze, ale pozostawała w miarę spokojna. Ucichła nagle, przerywając w połowie zdania i lądując na wątpliwej czystości posadzce. Siły wyczerpały się do końca, a ciemność otuliła jej umysł, pozwalając uciec od bólu promieniejącego z nadgarstka.

*dosłownie "prymitywne dzieci" - prymitywy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.07.17 16:08  •  Brudne cele. - Page 3 Empty Re: Brudne cele.
Lazarus poczuł się jak mały dzieciak, który nie bardzo wiedział jak ma się dobrać do gwiazdkowych prezentów, a wystarczyło wystarczająco upierdliwie krążyć dookoła sań by worek z tym, na czym najbardziej mu zależało sam się rozwiązał. Na szczęście dyktafon w jego telefonie wyłapywał wszystkie ich słowa bo pewnie sam zdążyłby ich już ze dwa razy próbować przystopować i być może cenne informacje by przepadły.
- Czyli jako totalnie niezorganizowana banda wpadliście tak po prostu do szpitala bo kazał wam, jak mu tam, Prorok? - spytał z lekkim niedowierzaniem - Który to taki cwaniak, że sobie tak bardzo ludzi podporządkował? Jakieś nazwiska tych waszych szefów?
Zaciągnął się spalonym już do połowy papierosem i wypuścił dym z niemal zrezygnowanym westchnięciem. Miał nadzieję na epickie i szokujące rozwiązanie zagadki ataku na szpital rodem z detektywistycznych powieści, a tu mu wplatali jakieś religijne i ideologiczne bzdury.
- A wręcz przeciwnie, to idealne miejsce i czas żeby sobie ojciec Oleander popłakusiał - zwrócił uwagę dziewczynie takim tonem jakby co najmniej miała swoimi słowami urazić wszystkich tu zgromadzonych - Smutno mu, że musiał przerwać taką fajną grę by próbować utrzymać cię przy życiu. A ty jak mu się odwdzięczasz? Stresujesz biedactwo. Nawet na krucjatę się spóźniłaś, ehhh.
Nie uszło jego uwadze podkreślenie, że tak naprawdę nie wiedzą kto im pokrzyżował wszelkie plany i u kogo tak naprawdę teraz siedzą. Przez chwilę korciło go by ich w tym zwyczajnie uświadomić, ale uznał, że prędzej czy później się domyślą. Niech oni też się pobawią w zagadki i też mają coś z życia.
Czy raczej już nie-życia, pomyślał patrząc na mdlejącą Invidię.
- Och nie, och nie... Invidia upada po raz pierwszy - westchnął rozczarowany, łaskawie informując Oleandra, że ktoś im tutaj ogłosił, że więcej udziału w konwersacji nie weźmie - Za ładną opowieść o tych waszych sojusznikach z miasta sprawdzę czy ona żyje. Możesz mi zaufać, jestem profesjonalistą. Widziałem to na filmiku w internecie.
Na dobrą sprawę nawet jeżeli umarła to mógłby poudawać, że próbuje jej pomóc. Takie ładne zwłoki to mógłby reanimować aż do pogrzebu, a nawet i kilka dni po. W końcu jednak odwrócił wzrok od klatki piersiowej dziewczyny i wbił go w Oleandra. Łowca miał czas, mógł czekać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Brudne cele. - Page 3 Empty Re: Brudne cele.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach