Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Szybka ocena sytuacji. Jeden umierał w kałuży własnej krwi, drugi nie starał się nawet unikać pocisków wbijających się raz za razem w jego ciało. Stał niezwykle spokojnie i celował z krótkiego pistoletu w stronę Ursegora nie szczędząc na niego pocisków, chociaż co drugi nie dążył nawet ku celowi, kiedy tylko sam otrzymywał nową ranę gdzieś na powierzchni ciała. Możliwe, że zdawał już sobie sprawę ze swojego losu. Była raczej marna szansa, że faktycznie uda mu się wyjść z tego cało kiedy raz za razem ktoś do niego strzelał. Sama Yuu zachowywała się dosyć chaotycznie. Czy to w powodu szoku czy omamienia przez granat rzuciła się biegiem zaraz za gwardzistą liczą na to, że nie będą celować w jego kierunku, a ona uchowa się w tej bezpiecznej strefie. Gdyby go tylko dorwała, gdyby tylko zatrzymała go i nie pozwoliła dotrzeć do reszty posiłków... Widziała go przed sobą, chociaż w pewnym momencie musiała mrugnąć kilkakrotnie, czy on zaczął się unosić?
Nie, to musiało być coś innego. Ktoś go podnosił, albo sam zaczął się wspinać. Trudno było się spodziewać, żeby łowczyni odrzuciła broń i zaczęła robić to samo, by wyleźć prosto na dach otoczona przez S.SPEC. Zamiast tego wycofała nodachi za swoje plecy i w przypływie adrenaliny skoczyła do góry zamachując się bronią ponad siebie. Nawet przy jej niezbyt imponującym wzroście, z wyskokiem i półtorametrową kataną powinna móc go trafić w powietrzu, chociaż co nastąpi dalej, jest trudne do określenia. Raczej nie mogła by go zrzucić, chociaż kto wie. Gdyby tak trafiła na przykład w nogę...
- No dalej... - wyszeptała pod nosem bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego w trakcie wykonywania cięcia. Prawie jakby chciała przekonać los, że powinien dać jej jeszcze jedną szansę. Na pomszczenie? Trudno było tak już powiedzieć. Nie oglądała się za siebie, nie chciała widzieć, czy pozostała dwójka łowców już leży trupem, czy jeszcze walczy, z wrogami, z bólem, z własnymi osobami.
Cholernie nie chciała się odwracać.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odległość od podłoża do sufitu zdawała się być nieskończenie długa wprost, tak wyglądało w tej chwili podciąganie się Ursegora. Co rusz na nowo ogłuszany dźwiękami karabinu maszynowego do którego się zbliżał, skupił się w całości na wspinaczce. Był wyczerpany tym obijaniem go, obaj nie szczędzili sobie siły przy obijaniu jego ciała, przez co właśnie sama wspinaczka szła nieco ślamazarnie, ale progresywnie!
Skupiając wzrok na oddalonym od siebie oknie i wciąż wyraźnie ogłuszony, nie usłyszał dźwięków szybkiego obijania butów o podłogę, zbliżających się do niego. Może gdyby usłyszał, spróbowałby jeszcze w jakiś sposób ją powstrzymać, spowolnić, ostrzelać, cokolwiek. Nie da rady, nie jest supermanem. Dlatego też dopiero "odczuł" skutki swojego ogłuszenia. Miecz przejechał przez jego klatkę piersiową, tworząc na niej płytką, acz wyraziście bolesną ranę, a zaglębiając się dużo mocniej w lewym boku, rozcinając go nieprzyjemnie. Prawie puścił linę z bólu, ale w ostatniej chwili zdążył zacisnąć prawą dłoń na niej, zawisając na moment w powietrzu, dociskając lewą dłoń do boku w niemym geście powstrzymywania upływu krwi. Wgryzł się zębami w dolną wargę niemal do krwi, nie chcąc tracąc nad sobą kontroli. Musi, ych, uciekać. Po krótkiej chwili odzyskał kontrolę i ponownie pochwycił obiema dłońmi linę, wciągając się dalej. Musi dać radę! I to z pewnością może zostawić bliznę. Krew spływała po jego ubraniu w dół, osłabiając go dalej, ale musi... Musi dać radę! Nie umrze w taki sposób, haniebny, będąc plecami do swojego mordercy. Nie. Nie pozwoli na to.
- Przeżyj, Kami. Chcę z tobą walczyć następnym razem, kiedy oboje będziemy w pełni sił. - Nie krzyczał, nie szeptał. Wypowiedział to "w powietrze", wcale nie licząc że jego napastniczka to usłyszy. Chciał tylko by oboje to przetrwali, by potem mogli walczyć. Prawdziwie. Jeden na jednego, pojedynek. Wtedy oboje będą mieli równe prawo do śmierci.
Nie teraz, gdy łowczyni próbowała go dobić jak ostatni tchórz, nie chcąc pozwolić by jej zwierzyna mogła się obronić następnym razem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Deszcz.
Deszcz ciepłej krwi, lecz na pewno nie należący do niej, ani do żadnego innego łowcy. Wszyscy czerwonoocy na widoku leżeli lub jeszcze jakimś cudem opierali się działaniu kul, chociaż trudem. Widziała już, że nie dosięgnie swojego celu. Dała mu uciec. I była z tego powodu cholernie zła. Nawet to, że zadała mu ranę w żaden sposób nie rekompensowało żali, który czuła. Żal? Tak, dokładnie. Czuła jak emocje biorą górę i chciała krzyczeć, ale nie ze wściekłości, bardziej ze smutku i rozpaczy. Jakimś cudem w tej jednej sekundzie nawiedziły ją wszystkie okropne myśli. Zawiodła, nie dała sobie rady, nie zrobiła niczego użytecznego.
Za słaba, za słaba...
Jakiś głos w głębi umysłu starał się jeszcze bardziej wzmóc w niej te okropne przejmujące emocje. Wyciągnęła dłoń nad głowę jakby chciała pochwycić linę, jakby chciała pochwycić ją i jeszcze dużo więcej. Jakby ten gest mógł jej wynagrodzić ten cały żal, który teraz czuła.
Światła padające z góry na halę były w jakiś sposób magiczne. Cała ta sytuacja, pociski uderzające w podłoże, huk wystrzałów i delikatna mgiełka kurzu wzbijająca się w powietrze wraz z iskrami. Zapach krwi i ołowiu, szkarłatne kwiaty malujące się na betonowych płytach, głuche dudnienie w uszach i gorzki smak łez.
- To niczego nie zmieni! Że niby strony dzielą się na dobrą i złą? To zwycięzca decyduje o tym, kto jest dobry! - Krzyknęła za sylwetką gwardzisty, która powoli niknęła w blasku promieni wpadających przez okna. Nie wiedziała, dlaczego te słowa wydobyły się z jej ust, nie panowała już nad tym. Chciała tak wiele powiedzieć, ale nie była w stanie ująć tego w proste zdania.
Katana przestała słuchać swojej właścicielki, opadła wraz z dłońmi pod własnym ciężarem. Ręce łowczyni drżały i chociaż wszystko zdawało się mówić, że nie może dalej tu zostać, stała tak i bez ruchu wpatrywała się w całą scenę. Trudno odgadnąć czy w tej sytuacji czekała, aż jakaś kula ją przebije, może uznała że już dawno została trafiona, a teraz czeka tylko na to, co ma niebawem nadejść?
Może liczyła, że jakimś cudem jedynym celem wojska było jednak tylko odbicie swojego gwardzisty? Może pozostała dwójka łowców, która wcześniej wyszła z magazynu zdążyła wezwać pomocy i teraz wojsko ucieknie wraz z odbitym członkiem pozostawiając rebeliantów w magazynie na pastwę losu?
Oh, jakie by to było dziwne.
Kto na tym świecie do cholery aż tak bardzo kocha zabijać?
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wspinaczka z potwornie bolesną - dużo mocniej niż normalnie - raną nie jest wcale niczym przyjemnym. Serio. Nie polecam. Miał niemal pewność że Kami użyła jakiejś magicznej sztuczki tego miecza, lub że wysmarowała je specjalną trucizną wzmagającą ból - któreś z tych. Ból był naprawdę potworny, przez co każde kolejne podciągnięcie się na linie wydawało zabierać całe tygodnie. Nie poddawał się jednak. Będąc już gdzieś w okolicach połowy lub 3/4 drogi, lina wyślizgnęła się z jego pokrwawionej dłoni, przez co zsuną się w jednej chwili metr czy dwa w dół, nim znów zdołał złapać mocniej za linę. Będzie potem boleć w łapsko... Odetchnął głębiej, łapiąc chwilowy oddech i miał wrócić do mozolnego wspinania się, gdy usłyszał pod sobą krzyk Yuu. Nawet pomimo jeszcze problemów z właściwym słuchem, zrozumienie tego co powiedziała nie było tak trudne. Jeszcze jeden raz sięgnął ku broni którą zrabował Danielowi, a która teraz dyndała za jego pasem, celując w stronę czarnowłosej. Teraz w sumie jeden strzał mógłby w spokoju zakończyć jej żywot...
Pociągnął za spust, oddając takowy. W podłogę, przed nią, chcąc ją wybudzić z tego stanu w jakim najwidoczniej się znalazła. Rezygnacji, zwątpienia i złamania. Morale padło, najgorszy przeciwnik żołnierza.
- Nie wątp w cel, jakiemu oddajesz swoje życie! Pamiętaj o tym. - Zawołał w dół, odrzucając też pistolet nie należący do niego gdzieś w bok, by skupić się teraz na wspinaczce. Wepchnął w to całą swoją uwagę i siłę, przyśpieszając nieco ruch na tej linie. Choć pokrwawiona od jego rozcięcia na ciele (bo zsuną się, jak było wspominane), śliska i niedostępna jak nie jedna kobieta - wspinał się dalej.
- Co tak długo?! Rusz się! - Krzyk z góry, najwidoczniej należący do jego "anioła stróża" jaki go wyratował był już zniecierpliwiony czekaniem na gwardzistę. Albo kończyła mu się amunicja. Jedno lub drugie, ciężko stwierdzić.
Nie zatrzymując się już tym razem, tuż przy suficie będąc wyżej wspomniany żołnierz pomógł wciągnąć mu się na górę. Na szczęście - dach nie był zbyt mocno nachylony, dlatego przynajmniej nie poślizgną się i jak idiota nie zjechał głową w dół, łamiąc kark o ulicę obok.
- Cholera, nieźle cię poturbowali. Przygotować sanitariusza!
Klęcząc na jednym kolanie i podtrzymując się dłońmi by nie upaść, z zamkniętym prawym okiem spoglądał przez okno do wnętrza. Żołnierz, jaki był brunetem średniego wzrostu o brązowych oczach pomógł mu stanąć na nogi, po czym powoli prowadził go do drogi, którą miał zejść na dół, najwidoczniej olewając Kami, lub też jej nie zauważając już.
- Jak wielu zabiliście? - Spytał, dociskając jedną dłoń do rany, a drugą do prawego oka. Nie mógł pokazać ani odrobiny śladu czerwieni oka. Nie tutaj. Nie teraz.
- Trzech, jeden stawia opór, a drugi... Moment. Nie było tam na dole jeszcze jednego łowcy? - Brunet chciał się nawet wrócić i sprawdzić, czy skończył robotę, ale ramię Ursegora zacisnęło się na nim, nie pozwalając mu wrócić.
- Nieważne, nawet jeśli - nie dowiedzieli się niczego, a pozostawiona jedna, złamana osoba nieco ich zdemoralizuje. Może przez jakiś czas będzie cisza z ich strony.
- Roz-... Właśnie dostałem komunikat, że czwarty łowca też nie żyje. Wycofujemy się.
- Dobrze... Nie trzeba nam już więcej ofiar tej sytuacji. - Westchnął, pozwalając się prowadzić dalej. Ech, cholera. I fajny patent z opaską poszedł w cholerę, teraz już nawet nie wie u kogo go zdobył. Ech, nieważne...

[z/t, khem, tak jakby. Teraz ty + zaznacz że wątek skończony.]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nawet gdy pocisk śmignął jej przed nosem i odbił się z łoskotem od betonowej podłogi nie zwróciła na niego szczególnej uwagi. Fakt, spojrzała wtedy w dół, lecz pocisk który nie trafił w żaden sposób jej nie obchodził. Może wcale nie znajdowała się w takim stanie, może po prostu była sobą i nie była w stanie tego odmienić. Przecież ta akcja, jedna z wielu które się nie powiodły, jedna z wielu które zakończyły się w tak okropny sposób, bo chociaż nie mieli zamiaru niedoceniać swojego przeciwnika, po prostu dali mu więcej... swobody? Tak, dali mu możliwość uratowania własnego życia za cenę jakichś ważnych informacji, bo chociaż żadne z nich nie mówiło tego głośno, było duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie zrobią. Zabawili się z czasem tańcząc na granicy i za mocno przechylili się na jedną stronę, za mocno się zabawili i teraz otrzymali rachunek do zapłaty. Tylko czy dwa trupy za plecami Kami i dwa kolejne gdzieś w okolicach budynków nie były wystarczającą ceną? Czy na prawdę musiało być tak, że ten żal będzie ją prześladował, aż... aż co? No właśnie. Może zostanie tam już na zawsze? W postaci żalu, czy może nienawiści? Pragnienia zemsty?
Człowiek podobno mądrzeje z czasem. A co z łowcami?
Yuu pochwyciła w obie dłonie rękojeść swojej katany i odskoczyła na bok jak poparzona chowając w międzyczasie broń do pochwy. Kierowała się w stronę starszego z łowców, który w międzyczasie zdążył przechylić się do tyłu i upaść pod ciężarem własnego ciała. Może gdyby po prostu leżał, uznała by to za dobry znak, lecz on w ostatnich przypływach siły sięgnął po papierosa i teraz drżącą ręką pakował go do buzi kącikiem ust wydychając dym.
Nie wiedziała od czego zacząć, ran było za wiele i sprawne oko medyka od razu oceniło jego stan jako beznadziejny, właściwie bez szans. I nie miała zamiaru robić mu złudnej nadziei, to było jeszcze gorsze niż jej brak.
Czerwone oczy mężczyzny spojrzały w stronę łowczyni i były wyprane z emocji. Przyglądał jej się przez chwilę, aż znowu zwrócił wzrok na sufit.
- Zdasz raport. - Sapnął z trudem krztusząc się następnie dymem, bo płuca nie chciały już tak ochoczo cyrkulować powietrza. - A potem odpoczniesz. I skopiesz im dupy.
Łowczyni wlepiała w niego nieco zmieszane spojrzenie, ale kiwała głową z każdym nowym rozkazem. Nie odpowiadała, patrzyła jakby ten wzrok sam w sobie mógł mówić za nią. Nie musiała długo czekać. Oczy łowcy zamknęły się chwilę później, a dłoń trzymająca papierosa opadła bezwładnie, a klatka piersiowa przestała się poruszać.
Opisywanie tego, co mogła w tej chwili czuć było by nudne i bezsensowne, a przede wszystkim niewystarczające. Tak właśnie wyglądało to pierwsze spotkanie, które łowcy, a dokładnie jedna łowczyni przeżyła. Jedna z wielu akcji, która z czasem zaczęła gubić się we wspomnieniach, chociaż nigdy nie zabrało w nich miejsca dla łowców, którzy wtedy zginęli.


Koniec wątku.
Dun, dun, duuun~
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach