Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Tu coś wstawię. Bądź nie. W zależności od tego, czy będzie na to czas i ochota.

- Możecie go zdjąć. - mocny męski głos przerwał trwającą od dłuższej chwili zmowę milczenia pomiędzy kilkorgiem łowców wracających ze swoją „zdobyczą” z polowania. Jak można było się domyśleć, zatrzymali się gdzieś na neutralnym gruncie, w miejsce, które nikomu nie powiedziało by nic na temat ich głównej bazy. Pusty magazyn z wielkim wentylatorem wbudowanym w boczną ścianę, niewiele pod oknami, które w przypadku tego obiektu były umieszczone wysoko pod dachem. Śmigła wspomnianego wcześniej wentylatora pracowały nieustannie, jakby nikt nigdy ich nie wyłączył. Z głuchym szmerem przecinały powietrze rytmicznie powodując delikatny ruch świeżego powietrza w pustej hali. Nic nie wskazywało na to, co przechowywano tu w przeszłości. Nawet podłoga wydawała się przesadnie wyczyszczona.
Tyle, że dopóki z głowy schwytanego S.SPECa nie został zdjęty związany ciasno jutowy worek, ten nie mógł dostrzec takich detali. Kiedy nawet ręka jakiegoś łowcy pozbyła się ograniczającego widok i dopływ powietrza przedmiotu pierwsze co zobaczył, to czwórka umorusanych i poobdzieranych ludzi. A dokładniej łowców. Nawet na nich odznaczyła się w wyraźny sposób odbyta właśnie potyczka. Niektórzy lizali rany, dosłownie, jeden z mężczyzn bez skrupułów zlizywał świeżą krew z rozcięcia na ramieniu. Inni zachowali trochę więcej 'kultury' i nie spuszczając oka z porwanego, a także sprawdzając otoczenie powoli zawijali krwawiące punkty skrawkami czystego materiału lub czymś, co udało im się wynaleźć po drodze.
- Ja się tym zajmę szefie!
Widok ran. Ran, bólu i cierpienia, ale tylko wśród swoich towarzyszy wywoływał w niej falę empatii, za każdym razem. Najwyraźniej cały czas tu była, jednak jej kruchą sylwetkę można było łatwo zignorować w towarzystwie przerośniętych i umięśnionych rebeliantów żywcem wyciągniętych z kina akcji. Sporych rozmiarów materiałowa torba uczepiona była do paska przy jej spodniach. Sprany materiał ozdabiał czarny plus, znak znany chyba na każdym możliwym froncie.
- Nic mi nie jest Kami, zajmij się innymi. - Mężczyzna w średnim wieku pokryty od stóp do głowy pokaźnymi bliznami machnął na nią ręką i jednocześnie wskazał na trójkę pozostałych mężczyzn. Jeden z nich, popychany jakaś dziwną pasją rozdrapywał swoją nowa nabytą ranę, powodując jeszcze większe krwawienie.
- Odmawiam. - Chociaż była mniejsza i wyraźnie niższa rangą z głosem niecierpiącym sprzeciwu uniknęła zamaszystego ruchu ręką i jednym susem znalazła się koło łowcy, którego nazwała 'szefem'. Nie usunął się. Wbił tylko szkarłatne oczy w żołnierza władz jakby kierował na niego całą swoją nienawiść i siłą swojej egzystencji zarazem. Czarnowłosa nie marnowała czasu. Jedną ręką pozbywała się już resztki podartego rękawa, który przesiąknięty był do cna krwią, a druga dłoń znikała co chwila w torbie, by chwilę potem wyciągnąć z niej jakiś medyczny sprzęt. Pomagała sobie zębami w rozwinięciu bandaża, a gdy pozbyła się już zabezpieczenia szybkim ruchem zaczęła opatrywać rany mężczyzny.
- No pięknie, piesku rządu. Nie poszczęściło Ci się chyba dzisiaj, nie? - Facet warknął całkowicie ignorując to, co się wokół niego dzieje, nawet to, że paskudna, krwawiąca rana zamieniła się w całkiem czysty opatrunek. Kiedy jednak łowczyni skończyła, ten rozprostował rękę z satysfakcją i bez ostrzeżenia przetestował jej możliwości na głowie schwytanego zadając mu porządny cios. Reszta mogła tylko się przypatrywać, lecz atmosfera od początku była tęga. Nie było mowy, by mały oddział łowców chociaż na chwilę się rozluźnił.
Czerwone oko łowczyni przedarło się przez chwilę w ciemnościach kiedy jego właścicielka rzuciła pobieżne spojrzenie na ofiarę ich dzisiejszych łowców, po tym znów wróciła do zajmowania się pozostałymi rannymi.
- Zabije go pan, Szefie. - stwierdziła beznamiętnie przyciszonym głosem, jakby jej uwaga nie była na miejscu, ale presja zmusiła ją do przerwania ponownego milczenia. Nawet nie patrzyła w tamtym kierunku. W końcu była łowcą. Los S.SPECów powinien być jej obojętny.
Sama tym razem nie odniosła ran. W końcu jako medyk nie brano jej nigdy do walki, nawet kiedy upierała się, że włada kataną w równym stopniu co reszta szkolonych do tego rebeliantów. Może to przez oko... a właściwie jego brak. Ciągła dyskryminacja i podważanie umiejętności. Spojrzała przez ramię ponownie. On też nosił opaskę, może także nie miał oka?
Chwilowa dekoncentracja sprawiła, że zbyt mocno zamachnęła się małymi nożyczkami i ich czubek dźgnął w brzuch opatrywanego właśnie łowcy.
- Cholera, Kami. Masz nam pomagać, a nie dostarczać większej ilości ran. - Lekka nuta oskarżenia przemieszana z delikatnym rozbawieniem przedzierała się w głosie młodego chłopaka, który mimo swojego niepozornego wyglądu był już posiekany przez blizny i opatrunki, a kolejne przybywały.
- Przepraszam Daniel! - Dziewczyna gwałtownie cofnęła nożyczki i postanowiła zakończyć miarkowanie opatrunku ręcznie. Szef ignorując zamieszanie za swoimi plecami zbliżał się powolnym krokiem w stronę związanej ofiary, nie dało się ukryć, iż czerpał radość se swojej przewagi w tym momencie. Odstawił nogę jakby chciał nią kopnąć leżącego, ale jeszcze na chwilę się powstrzymał.
- Sam widzisz kundlu, jak nie będziesz chciał gadać, to Cię zabiję.
Uśmiechnął się złowrogo szczerząc swoje zęby, o dziwo, bez szczerb ani nawet ułamań.


Ostatnio zmieniony przez Yuu dnia 23.05.15 20:38, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

To nie tak że życie jako "żywy pancerz" dyktatorów jest proste. Serio. Będąc osobą na pierwszej linii między kulą/ostrzem lub innym sposobem zabicia, a mając równie duży zasób wiedzy... A nawet w pewnej formie władzę co osoby chronione, bywa się nawet bardziej narażonym niż właściwe figury. Pewnie dlatego Faust, po kolejnym dniu służby jako dodatkowe plecy Cronusa i po powrocie do domu, już w jakimś luźnym, niezbyt uniformijnym stroju miał okazje przywitać się z niezbyt miłym bankietem powitalnym. Co prawda pomoc była...
Ale nie wystarczyła. Szkoda. To nie tak że nie dałby sobie rady, tylko... Powiedzmy że akurat nie miał pod ręką nic solidnego, nawet żadna, solidna gaz-rurka się nie napatoczyła, a to już zakrawało o kpinę, bo w użytku pięści on jest równie dobry co w kupowaniu na przecenach. Zanim coś zrobi to już wszystko zostanie załatwione, a jemu pozostanie tylko gorzki posmak porażki, i źle wydanych pieniędzy... Lub sił.
Tak jak teraz, choć to czuł w ustach nie smakowało porażką, lecz był to słodkawy posmak własnej krwi. No, przynajmniej zaczął to czuć w chwili gdy obudził się po zostaniu ogłuszonym, związany, poobijany, z wyraźnym uczuciem że coś jest nie tak...
I że coś go pobolewa. Gdzieś tu, tu, tu... O, i tu też! Chwała Bogu za to, że jego wytrzymałość na ból czy zmęczenie są naprawdę godne podziwu - pewnie w innym wypadku teraz jęczał jak rozdzewiczana panienka, w bólu, agonii i w ogóle. A tak to nawet nie jest źle, ba! Ma podwózkę, bo ktoś go niesie!
Co prawda gdzie to nie wiedział, bo worek na głowie skutecznie utrudniał jakąkolwiek lokalizację samego siebie. Szarpanie też nie przynosiło rezultatu, a nawet go nie próbował - czuł że zaciskają się na nim mocno. Och, taaak, mocno. Mocniej, ściskaj mocniej, bliżej, i w ogóle. Tak, jeszcze te więzy. Tak. Bondage!
Ale koniec tej gry wstępnej nastąpił, gdy nagle poczuł się lekki niczym piórko! Ta chwila trwała może sekundę, po której to grawitacja upomniała się o fakt, że on NIE WAŻY tyle co piórko, i sprawdził skład powierzchni na którą upadł prawie całym... Jakimś kawałkiem jego ciała. A potem nastało światło! A raczej w jakimś stopniu oświetlony magazyn, czwórka jakichś poobijanych, umorusanych obiboków i brzęczenie wentylacji.
- Och, to mój kurort wypoczynkowy? Spodziewałem się większych standardów, wiecie, basen, leżak, może jakiś koktail w skorupie kokosa? - Zaczął, przyglądając się im z dość kpiącym wyrazem twarzy, przy pomocy łokci podnosząc się do jako-takiego siadu, chcąc mieć lepszy widok na osoby jakie go pochwyciły. Jeden dryblas, drugi dryblas, trzeci pocięty dryblas, czwarty pobliźniony dryblas...
I o, piękny diamencik pośród tych osobników, jaki niemal od razu przykuł uwagę "oka" Ursegora. Jego niebieskie oko powłóczyło wzrokiem za nią przez krótką chwilę, krzątającą się między tymi gigantami jak dziecko plączące się pod nogami zajętych rodziców. Słodkie! I to jej przejęcie rannymi, chęć pomocy... Urokliwe. Łatwo podłapał "Kami", które mogło być nazwiskiem, imieniem lub pseudonimem, lecz wiedział już jak ją nazwać. Yaaay!
- Panienko Kami, nie powinnaś razić męskiej dumy. Jeśli uważa że nie potrzebuje pomocy - nie należy naciskać. Nawet jeśli miałby się wykrwawić - zachowa swoją dumę, a to dla niego z pewnością ważniejsze. - Uśmiechnął się do kobiety wyraźnie pogodnie, najwidoczniej nie będąc za nadto przejęty faktem że siedzi tutaj, otoczony przez tłum osób które chcą go rozerwać na strzępy, lub zgwałcić bez wazeliny a potem rozerwać na strzępy.
A skoro o dumnym osobniku mowa, właśnie coś tam syczał że piesek rządu, że nie poszczęściło się dzisiaj, bla, bla, bla. Mógłby w miejscu jego słów wstawić w myślach "bla, bla, bla, nie lubię cię i to wiesz", i tak dalej i tak dalej, ale nawet na to nie miał ochoty.
- Czy ja wiem. Wróciłem ze służby, nakarmiłem kota, więc czuję się dość spełniony, nie wiem jak ty. - Szeroki, wyraźnie kpiący uśmiech zdobił twarz blondyna, który wciąż beztrosko nie wyczuwał zagrożenia (albo miał je gdzieś). Tak czy inaczej takowe postanowiło się upomnieć o to że jest w tej chwili na randce z bolesną śmiercią, dostając dość solidny cios w okolice potylicy, jaki sprawił że z syknięciem bólu wylądował na drugim boku na podłodze, obijając czachę z drugiej strony o podłoże. Ała!
- Rozumiem to jako nie. - Stwierdził po krótkiej chwili cucenia się po ciosie, zostając już na podłożu. Bo tak. Bo podłoga jest zimna i świetnie się sprawuje do kojenia bólu od zderzenia się z nią. Tak.
Jego uwagę jednak nie zwracał szefujący dryblas tuż przy nim, a osoba w tle. Dalej zaprzątała mu głowę ta mała, słodka Panieneczka. Yay! Wolałby dużo bardziej być przesłuchiwany przez nią, niż przez tego paskudnego "bad-ass'a". Tacy zazwyczaj są przystojni, fajni i w ogóle, a ten raczej wyglądał jak typowy bezmózg, przy którym aż język więdł. Meh.
W każdym razie jednak, ten szefo o którym mowa znów coś pieprzył trzy po trzy o gadaniu czy tam czym innym, po czym postanowił sobie pokopać. Kopu kopu kop, kopu kopu kop. Ile razy to zrobił? Kij wie, ale z pewnością bolało, nawet kogoś tak "twardego", huhu, jak Faust. Zagryzł zęby, nie chcąc dawać za nadto satysfakcji z jego odgłosów bólu, przy jakiejś okazji przerwy łapiąc dłuższe, cięższe oddechy od tego, jak powstrzymywał się przed jakąkolwiek cyrkulacją powietrza.
- Jak mam... Według ciebie mówić... Skoro bijesz mnie bez konkretnego powodu? Daj mi pogadać z kimś kto ma lepszą rękę do ludzi. Panienka Kami powinna się nadać. - I znów szeroki uśmiech, jakby tym unosił kciuk do góry i mówił "okey okey, nic mi nie jest, tak tylko żartowałem że boli!" ... Lub coś w ten deseń.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W żadnym wypadku nie poczuła się wytyczona do rozmowy. Jej dłonie pracowały z niebywałą precyzją kiedy raz za razem obwiązywała bandaż uciskowy nieco powyżej rany jednego z łowców. Może gdyby była psem i miała psie uszy, dałoby się zauważyć jej zaciekawienie i ich nerwowe drganie, kiedy z ust dręczonego padło jej nazwisko. Prowokacja nie była dostatecznie silna, by wymusić od niej obrócenie się. Ignorowała te słowa całym swoim ciałem i umysłem, wyrzuciła je z głowy zanim zdołały cokolwiek w niej namieszać.
- Humor Ci dopisuje? Może nie powinienem się dziwić. Całkiem dużo ludzi stara się z uśmiechem zejść z tego świata, więc nie ty jeden, jakby to miało jakieś znaczenie. - Szef przykucnął koło twarzy związanego i chwycił go masywną dłonią za włosy na czole z siłą ciągnąc je do tyłu i wymuszając, by na niego spojrzał, a sam wykrzywił usta w drwiącym grymasie. Blizny na jego twarzy niemal nakładały się na siebie, a na prawej dłoni brakowało małego palca. - Może powinienem spełnić twoje ostatnie życzenie? - Podniósł głowę i wbił wzrok w sufit, reszta łowców nie zareagowała. - Kami, może masz ochotę go przesłuchać? Podobno te cholerne szczurki z farmacji potrafią nieźle torturować.
Yuu drgnęła nieznacznie. Wyobrażenie jej szefa o dziale medycznym nieco odbiegało od prawdy, ale z grubsza faktycznie tak było. Zafascynowany truciznami łowca mógłby świetnie sprawdzić się w roli prowadzącego przesłuchanie. Jej ręce nie przestawały działać przy pozbywaniu się niebezpiecznych zranień z widoku.
- Ciekawi mnie, co ma pod opaską. Nic poza tym. - odpowiedział jej śmiech mężczyzny, którego właśnie opatrywała, więc skrzywiła się mimowolnie niezadowolona z takiej reakcji. Jej obsesyjność na punkcie opasek była już znana chyba w całych podziemiach.
- Nuda... - łowca spojrzał z obrzydzeniem na twarz S.Speca. Jego dłoń powędrowała za plecy skąd wyciągnął krótki nóż o zakrzywionym końcu. Sprawne palce zaczęły obracać niewielkim ostrzem na ich czubkach z imponującą szybkością. - Może zamiast tego wydłubiemy mu drugie oko?
Obsesyjność malowała się na jego obliczu, czekał na reakcję. Chciał wiedzieć, czy perspektywa pozbawienia go wzroku chociaż odrobinę zmieni nastawienie schwytanego do ich osób. Ignorancja którą do tej pory wykazywał drażniła niektórych. Póki jednak ich szef zabawiał się z ofiarą, nie zamierzali dać upustu swoim nerwom. Wszystko jednak w ich ciałach kipiało. Kami czuła się jednak w tym środowisku zadziwiająco dobrze. Skoro i tak zawsze otaczali ją mężczyźni, można by rzec, iż w ich wyłącznym towarzystwie czuła się lepiej, niż gdy płcie zaczynały się mieszać.
- A twoja duma pozwala Ci pleść takie brednie? - zawiązała na guza ostatni bandaż, który przygotowała sobie wcześniej, poinstruowała dwójkę łowców, którzy wybyli gdzieś w sobie znanym tylko kierunku po czym dołączyła do do tej specyficznej konwersacji. - Możesz tak gadać tylko dlatego, że wiesz iż bez pomocy nie masz szans na przeżycie. Nie pozostało Ci już nic więcej poza sztucznym uśmiechem.
Z chłodem w głosie cedziła słowa gdy jej źrenica zwęziła się niebezpiecznie w trakcie wchodzenia w strumień przymglonego światła z zewnątrz. Jej ton różnił się jednak od ignoranckiej nuty szefa. Kami zachowywała dystans w swoich słowach. Jakby mówiła: żal mi Cię, że musisz się śmiać, by zachować trzeźwość umysłu.
Mężczyzna pokryty bliznami zaśmiał się ochryple, jak stary pies, któremu pozostało już niewiele czasu i który sprawdza swoje stare gardło. Pomimo hierarchii, wśród łowców zazwyczaj panowała dosyć rodzinna atmosfera. Oczywiście nie należy tu myśleć o rodzinie typowej dla M-3, z pięknym domkiem, matką, ojcem i trójką pociech. Chodziło bardziej o więzy i wzajemne zaufanie, ale podejrzliwość także.
- Kami... ty jak coś palniesz...
- … Szefie... - z zażenowaniem opuściła głowę czując jak odrobina humoru powraca do jej umysłu. Co ona sobie myślała? Przecież łowcy robią to samo, od zawsze. Śmieją się, by zachować szczątki normalności, by chociaż pozornie przypominać zwykłych ludzi. W tej chwili łowczyni poczuła wielką ochotę by się głośno zaśmiać. Wstyd i głupota całej tej sytuacji sprawiły, że tylko zaczerwieniła się i zacisnęła pięść z lekka irytacją. - Nie możemy go zabić, póki nie wyciągniemy wszystkich istotnych informacji. - Postanowiła chwilę pomatkować pozostałym, albo chociaż pozostać głosem rozsądku w tym magazynie pełnym absurdu.
Łowcy zabijali często dla zabawy, lecz ilość odniesionych ran w tym przypadku świadczyła namacalnie, że mieli do czynienia z kimś więcej niż pospolity żołdak władz. Nie poinformowano jej, kogo dokładnie będą ścigać, ale skoro już schwytali cel, nie było sensu ot tak pozbawiać go życia.
- … to by było tylko pomocą. - Skończyła swoją myśl na głos, całkiem przypadkiem.
Jakby czytając w jej myślach, pokryty bliznami mężczyzna dodał:
- Jasne. W rękach łowców nie umiera się tak łatwo. - Wstał z kolan i wycofał się zachowując drwiący wyraz twarzy. Podrzucił w dłoniach zakrzywiony nóż, pochwycił go i rzucił za siebie, a ten wykonał kilka obrotów w powietrzu i wylądował dokładnie w dłoniach jednookiej łowczyni.
- A więc... - Tym razem to ona podeszła do związanego. Przygniotła go do ziemi jednym kolanem i usiadła mu okrakiem na klatce piersiowej. - Twój ukochany dyktator, jak się miewa? Na pewno ma jakieś plany w zanadrzu. Było by miło, gdybyś się nimi z nami podzielił.
Ostrze noża zatrzymało się kilka milimetrów przed powierzchnią drugiego oka związanego mężczyzny. Jeżeli obsesyjny wyraz twarzy mógł się jakoś przenosić z osoby na osobę, to aktualnie z Szefa zawędrował do Kami. Jej świdrujące spojrzenie było utkwione w oku gwardzisty. Nie wyglądała na kogoś, kto w takich sytuacjach żartuje. Dłoń trzymająca nóż była stabilna i gotowa do wykonania ciosu.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie? Szkoda. Z pewnością jej kobieca aparycja, matczyne podejście do "dzieci" takich jak Faust i wiele, innych, miłych cech jakich mężczyzna nad nim NIE przejawiał byłoby znacznie bardziej przemawiających na plus w wypadku jakiejkolwiek rozmowy. Bo on... Cóż. Sam jego widok sprawiał że aż nie chciało się nic mówić, tylko zwrócić obiad. Dobrze że Ursik nie miał okazji nic zjeść przed tym jak go złapali - może i teraz pusty żołądek mu nieco doskwiera, ale przynajmniej nie wymiotuje na prawo i lewo tak jakby mógł, prawda?
Nim zdążył wymyśleć i powiedzieć jakąś "ciętą ripostę" został podwleczony za włosy do góry, co spowodowało u niego serię krótkich słów typu "ike, ike, ike, ike, zostaw, złap za coś innego czy coś" wypowiedzianych z taką prędkością że to aż można podziwiać... Ale to wszystko było w sumie teraz tylko częścią humoru. Humoru jaki w sumie był jego jedyną tarczą i obroną przed bolesną świadomością śmierci, jaka chce go mieć u siebie dziś na noc, w celu igraszek wszelakich.
Wciąż jednak milczał, jedynie przysłuchując się ich słowom i oglądając jako, cóż, chwilowo jedynie obserwator wszystko to, co się dzieje. Panienkę która nie była tak zainteresowana rozmową z nim jak on z nią. Szkoda! Jedynie zainteresowana opaską. Borze, serio. Co oni mają z tą opaską. Patrz, noszę opasku na oku. YAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAY! Jesteś super, jesteś inny, nie masz oka, co ci się stało, jesteś pro, o borze, daj autograf.
YSH!
- Nuda... - Sparafrazował słowa trzymającego go mężczyzny gdy zaczął mówić o wydłumaniu oka. To nie tak że to coś nowego, serio. Słyszy takie groźby dość często ze strony swoich przeciwników. Nie, to nie tak że daje się łatwo złapać i to już któryś raz z rzędu. Miał raczej na myśli gdy jeszcze był w Wojsku, i czasem jego przeciwnicy rzucali tekst typu "wydłubię ci oko, arrrr!' Albo coś równie słąbego. Ysh! To jest nudne! Czepnijcie się czegoś innego. Serio. Ma fajne włosy. Blond, taka ło. Obetnijcie je. Ma wszystkie zęby, wybijcie mu kilka. Złamcie mu coś... Ale dajcie spokój temu oczku. Serio. Bo to już smuci.
Och, jednak Panienka Kami postanowiła odpowiedzieć? YAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAY! Radość! Och, radości ma, taka z ciebie niesamowita rzecz! Aż gwardzista uśmiechnął się wyraziście, mając świadomość że w końcu kobieta zwróciła na niego swoją uwagę. O Boziu! Nie był tak szczęśliwy z uwagi kobiety od czasu pierwszej randki!
Choć w sumie nie wspomina jej najlepiej...
Tego pewnie też nie będzie...
Tyle podobieństw! O radości!
- Cóż, moja duma woli wybrać "te brednie" ponad jękami i zawodzeniami typu "o mój borze, wielcy, brzydcy jak noc łowcy zaraz mnie zabiją, umrę, łełełe" i tak dalej. Serio, chcielibyście się z czymś takim użerać? Ja nie, i już z litości strzeliłbym takiej osobie w twarz. A że macie w planie się użerać, to chociaż chcę by przyjemnie nam pracowało. W miarę. - Nie ma to jak dobre chęci ze strony pasywnej. Ech, to raczej oni powinni mu załatwić dobre warunki do rozmowy, dyskusji i w ogóle, nie on im. No ale, ale, ale, co tam.
Miał ochotę rzucić komentarzem typu "twój śmiech przypomina tarkę do sera", ale powstrzymał się. Właściciel tego śmiechu był z pewnością świadom tegoż faktu, i wypominanie mu go nie musiało być koniecznie na miejscu, dlatego też Faust postanowił takowy pozostawić dla siebie. Ajajajaj. Wciąż jego uwagę zwracała Panienka, skryta gdzieś w cieniu i zajmująca się rannymi. Zwłaszcza jej krótkie, urwane słowo tuż po komentarzu pociętego. Thou, pooglądałby jak wyglądała jej reakcja. Serio. Naprawdę. Aż mu szkoda że jej nie widział.
Pozostawiony w pozycji leżącej, ponownie, miał okazję znowu posłuchać ich słów i komentarzy i... I... I tego wszystkiego. NUDA, ale co zrobić. To na razie typowe, standardowe procedury wstępne, straszenie, robienie wrażenia, i tak dalej. Reszta zabawy na później. To dopiero wstęp...
Który się strasznie wlecze. Przeciąganie gry wstępnej też często nie należy do czegoś AŻ TAK przyjemnego, może niech się zaczną streszczać...
Ze znudzeniem na twarzy obserwował zbliżającą się do niego łowczynię, jaka zaraz potem przyparła go kolanem do ziemi, a potem usiadła na nim, co wywołało w nim niemal reakcję "le gasp". Takie wow, w końcu akcja, yay, fajerwerki, joy!
- Zastanawiałem się w sumie jak długo ta herbatka potrwa, aż w końcu zaczniemy jakieś poważniejsze pytania. Możesz przesunąć ten nożyk? Próbuje patrzeć w twoje oko, Fraulein, ale nie jest to takie proste. Swoją drogą - czepianie się tego oka jest już nudne. Serio. Zmieńcie płytę. Polecam na jakąś rockową. - Przez krótką chwilę pozostał po tych słowach cicho, najwyraźniej starając się zebrać myśli i - cóż - faktycznie udzielić jakichś informacji. Jakichkolwiek by się przydało, prawda? W końcu nie wzięli go tylko na pogaduszki i boks. Na nim.
- A więc, mówisz o dyktatorze... Hm. Słyszałem że sfinansował budowę nowego szpitala, a także przekazuje fundusze na szkoły wyższe, by ściągnąć do naszego miasta studentów z innych miast. Niesamowicie, prawda? Co za dobra osoba, a wy macie w planie jego, jak i pewnie innych - pozabijać. Mam w sumie pytanie, skoro już o tym mówimy. Co potem? Co gdy już zniszczycie system władzy jaki jest teraz? - Faktycznie był ciekawy tego. Łowcy chcą zdetronizować władzę, zniszczyć ją, ale...
Co dalej? Sami zajmą jej miejsce? I czym będzie to się różnić od sytuacji teraźniejszej? Że władający będą jeszcze potężniejsi i długożywniejsi w porównaniu do władanych? Thu, zero różnic. Tylko gorzej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oh? Granie na sumieniu łowców było naiwnym posunięciem. Ile razy organizacja pokazała już, że są w stanie zrobić niemal wszystko, by osiągnąć swoje cele. Przy ich działalności zdanie: „Po trupach, do celu” nabierało całkiem realnego znaczenia. Sypali groźbami jak z rękawa, lecz wielce prawdopodobne było, iż większość z nich będą w stanie spełnić, nie ważne jak okropne i drastyczne mogły się wydawać. I dlaczego? Dla dobra miasta i kraju, w końcu zawsze tak działali. To czy ich działania faktycznie mogą doprowadzić do jakiegoś sensownego rozstrzygnięcia było już tematem do całkiem innej rozmowy. Narzucanie na siłę swojej idei. Nikt nie czuł się z tego powodu winny. Mogą ich nienawidzić. Łowcy i tak ograniczyli się do przyswajania opinii tylko przedstawicieli swojej rasy. Dla mieszkańców są jak zaraza. Zaraza, która wyczyści to miasto ze źródeł gnicia. W ostatecznym rozrachunku nikt nie uzna ich za bohaterów, nie będzie wznosił pomników i stawiał na piedestale. Przyszłość zostawi Łowców do indywidualnej oceny każdego człowieka. Tyle wystarczy.
- Szpital? Szkoła? Co ty na to, by z każdym niezwiązanym z ważnymi informacjami w naszym mniemaniu słowem, które wydobyły się z twoich ust ginął jeden człowiek S.SPECu? - nachyliła się nad nim bardziej, jeszcze mocniej naciskając kolanem. Zignorowała uwagę o odsunięciu ostrza. Właściwie ucieszyło ją to, że może mu to w jakimś stopniu jeszcze bardziej wadzić. - Myślisz, że twój kochany dyktator zareaguje? Zaszyje się głęboko w swojej jamie pełnej jadowitych żmij jako jedna z nich i będzie trząsł portkami, bo nie będzie mógł nic wskórać. Nie wyjdzie do ludzi, bo boi się zamachu. Jest tchórzem, który dba o własne cztery litery i dokładnie w tym samym miejscu ma bezpieczeństwo miasta i jego obywateli.
Obróciła w palcach nóż i płynnym ruchem wbiła jego zakrzywioną końcówkę głęboko w ciało schwytanego mężczyzny, tuż pod linią lewego obojczyka. Pozostawiła ostrze w ranie nie pozwalając krwi w dużym stopniu wypływać na powierzchnię, a długą ręką sięgnęła do własnej broni przy pasku. Kolejny nóż, tym razem nieco szerszy i wzbogacony o ząbki do piłowania drewna, na pewno zdolny do cięcia kości również.
- Wydaje mi się, że nie zdajesz sobie sprawy ze swojej sytuacji. Nikt tutaj nie ma zamiaru wspaniałomyślnie odpowiadać na twoje pytania. Jesteś wrogiem. Taka wiedza nie jest Ci potrzeba. - Wbiła nóż centymetry od głowy Ursegora i oparła na jego rękojeści środek dłoni, jednocześnie przenosząc na nią ciężar ciała. Drugą ręką jak wcześniej jej współtowarzysz chwyciła na jego włosy i z całej siły szarpnęła je do tyłu. - Zdradzę Ci za to pewną tajemnice, której władza stara się za wszelką cenę ignorować. Jak myślisz, skąd biorą się łowcy? Wydaje wam się, że pojawiamy się jak kwiatki na wiosnę, wyrastamy z ziemi przesiąknięci nienawiścią do tego wszystkiego?
Szarpnęła jego głowę na bok zmuszając do popatrzenia na pozostałych łowców. Dwójka z nich wyszła już nieco wcześniej, dlatego w hali poza nią pozostał poznaczony bliznami Szef i Daniel, którego udało jej się nieco uszkodzić w trakcie opatrywania ran. - Trudno w to uwierzyć, ale niektórzy z nich posiadali rodziny, dobrą pracę, może nawet całkiem jasną przyszłość. Człowiek nie budzi się pewnego dnia łowcą. To to cholerne miasto ich tworzy. Władza, dzień za dniem, twój kochany dyktator i jego wszystkie wspaniałomyślne czyny. Szpitale, szkoły... ulice, domy, sklepy, parki, restauracje, place rozrywki, biesiady, festyny... masz czyste sumienie wmawiając mi to?
Nie. Jesteś zepsutym psem władzy.
Ząbkowany nóż o który się opierała drgał lekko poruszany jej nerwowym poruszaniem ręki. Czekał gotowy do użycia w przypadku, gdyby nie spodziewała jej się kolejna wypowiedź gwardzisty. Z hierarchicznego punktu widzenia, teraz to młoda łowczyni prowadziła pozostałym rebeliantom. Reszta nie czuła najwyraźniej potrzeby wtrącania się w jej specyficzne metody wydobywania z wrogów informacji. Gdyby to oni dorwali się do ofiary, mogli by w tym momencie rozmawiać już z pozbawionym niektórych kończyn człowiekiem. Tyle, że dopóki w Yuu kipiała złość i cedziła swoje słowa z wyraźną agresją żadnemu ze stojących mężczyzn nie przyszło na myśl pozbawiania jej tej przyjemności. Jak wilki, które muszę czekać aż ich alfa naje się do syta, zanim same skosztują mięsa.
- Oszczędź sobie bólu. Chyba, że jesteś masochistą albo tak naprawdę nie obchodzi Cię los miasta i jesteś tylko marionetką władzy, bez własnej woli i umysłu.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Właśnie dlatego nie próbował na nim grać, w końcu tak naprawdę łowcy nie wiele różnią się od S.Spec. A pod tym względem również tyczy się kwestia sumienia, którego obie nacje w praktyce chyba za bardzo nie mają. Jedni próbują chronić cywilów, lecz jeśli ci przekraczają pewne granice - stają się wrogami. Drudzy próbują też ich chronić, lecz gdy są zbyt spoufaleni z władzą - podobny problem. Tak źle, tak niedobrze. Wszystko jednak sprowadza się do tego samego - tylko jedna ze stron nie potrafi przyznać, że jest taka sama jak jej przeciwnik. Ciekawe która, hm.
- Nie wyjaśniłaś jakie są w waszym spojrzeniu ważne. Nie oczekuj po mnie cudów, jak już mówiliście, jestem tylko "psem". Pies w myślach nie czyta. - Gdyby miał wolne dłonie, z pewnością teraz uniósłby je w geście poddania się. Związanie, osoba na nim która boleśnie wbijała swoje kolano w jego klatkę piersiową a także fakt ostrza tuż przed okiem skutecznie go jednak blokował od jakiegokolwiek ruchu.
- Więc gdzie jest wasza odwaga, gdy siedzicie w ciemnych dziurach i atakujecie kogoś kto nawet nie ma przy sobie broni? W sumie, skoro-... - Urwał, zaciskając zęby i wydając z siebie dość wyraźny syk bólu gdy ostrze zagłębiło się w mięśniach pod jego lewym obojczykiem. Głęboko i mocno wciskając się między kości, przechodząc przez mięśnie i skórę. Nieprzyjemnie. Gdy jednak pierwszy szok bólu minął - kontynuował swoją wypowiedź. - Jak mówiłem - skoro o tym mowa, nie popisaliście się, skoro żołnierza nawet bez broni, żołnierza będącego zwykłym człowiekiem nie potrafiliście przechwycić bez solidnie obitych tyłków. - Nie popisali się, fakt. Co prawda miał jakieś wsparcie wtedy, niewielkie - ale było. Wciąż jednak nie miał przy sobie żadnej broni, jedynie rozbrajając swoich rywali i przechwytując ich uzbrojenie jeśli już, co powoduje że faktycznie dość nieźle ich złoił w tym rozstawieniu sytuacji, możliwości i sił.
Wow, kolejny nóż. Yaaaaaay, więcej wbijania ostrzy w ciało! Yaaaay! Więcej, więcej broni mu daj! Tylko potem rozetnij więzy, a te dwa nożyki wystarczą by połowa wycieczki zaczęła gryźć ziemię... Hm, w tym wypadku posadzkę.
Eeej, to miało być w ciało, nie w posadzkę! To nie fair! Gdzie jego broń gdy jej potrzebuje!? No tak. Nie wziął jej przecież z domu, w końcu był na spacerze. Ech, tak. I jak tu nie mieć paranoicznego strachu o własne bezpieczeństwo, skoro nawet nie można sobie spokojnie pospacerować w parku, prawda?
- Skoro i tak zginę to chociaż możemy pogadać najpierw, prawda? Wymienić poglądy, zdania, i te sprawy. O numer komórki cię nie spytam, w końcu i tak z pewnością się nie umówisz ze mną, prawda? - Uśmiechnął się pogodnie, wcale nie zdradzając ani swoim tonem, ani wyrazem twarzy faktu, że słowa o umówieniu się mogłyby być formą żartu. Nie były. Gdyby nie sytuacja w jakiej się poznali - z pewnością chętnie by zjadł z nią kolację. Nie musi być znowu w jakiejś romantycznej restauracji przy świecach. Miał wrażenie że pod tą niechęcią kryje się całkiem miła osoba, i tak, miał świadomość że się do tego nie dokopie...
Ale zawsze może spróbować, prawda?
Krótkie "nein!" wyrwało się z jego ust gdy został pociągnięty za włosy. Argh, znowu! To boli! Jeny! Bijcie go, tnijcie, szarpcie, ale włosy zostawcie w spokoju. Dziwnym trafem zrobiły się wyjątkowe wrażliwe przy tym przesłuchaniu, tsh.
- Nah, myślałem że kupuje się ich w paczkach po pięciu w supermarkecie. - Mruknął ironicznie, przewracając okiem na jego szarpanie i patrzenie na tych łowców. Już ich widział wcześniej, pomijając fakt że jeden z nich go właśnie niedawno obijał, więc raczej nie ma po co patrzeć na ich mordy dłużej. Jak już ma umierać - chce mieć ładny widok przed śmiercią, a Panienka Kami wpisuje się w tą kategorię.
- Nie, nie mam czystego sumienia. - Zaczął niezwykle poważnie w odpowiedzi na jej słowa, zwracając swoje spojrzenie ku kobiecie. Nie ma czystego sumienia, i nie będzie miał.
- Ani ty, ani ja go nie mamy. Czy jednak lepiej jest zniszczyć aparat władzy i wierzyć w to, że w was, łowcach nie obudzi się to samo pragnienie władzy i gniecenia pod butem innych, co w "nas", jak to uznajesz? Jaką możesz mi dać gwarancję że wasze niezwykłe możliwości, że ta "czerwinka" którą macie nie będzie tylko kolejnym sposobem na to, by odciąć bogatych i silnych od biednych, jeszcze bardziej pogłębić różnice między ludźmi? Jak, dziewuszko, udowodnisz mi, że WY będziecie lepsi od NAS? Nie jesteśmy święci, lecz chronimy ludzi. Za wszelką cenę staramy się ich chronić od tego, co jest za murami. Od bestii, które pustoszą świat. Poświęcamy tych którzy wiedzą za dużo, nie zaprzeczę - dla dobra ogółu. Gdyby nie MY, pokolenia ludzi takich jak JA, byłabyś prawdopodobnie kolejną dziwką sprzedającą się w ruinie która służy za burdel gdzieś w Desperacji. Jestem psem. Psem który gryzie gdy osoba którą pilnuję robi coś nierozsądnego. A ty? Czym jesteś, by bruździć mi w twarz? - Miał jeszcze ochotę coś dodać, ale uznał że na razie tyle wystarczy. W końcu mieli go wypytywać, a póki co kończy się na tym, że dyskutuje z nimi o różnych, większych lub mniejszych mrzonkach i machinacjach.
A może jeszcze coś.
- I w sumie wrócę jeszcze do twoich ostatnich słów. Nie jestem stąd, więc nie czuję się związany z tym miastem, z tymi ludźmi... Z tym światem. Jeśli jednak będzie trzeba, oddam życie za to, by kolejny człowiek mógł żyć bezpiecznie. A ty? - I znowu pytania. W sumie powtarza się trochę z tym "a ty", ale chwilowo to najbardziej pasująca forma pytajnika, więc czemu nie korzystać?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W tym momencie, trzeba przyznać, musiała wziąć głęboki oddech. Ni to ulga, ni zniecierpliwienie, może po prostu musiała jakoś zareagować, dosyć neutralnie i bezpiecznie. Z co raz większa trudnością utrzymywała rękojeść noża w dłoni, lecz tylko z powodów czysto psychicznych. O ile każdy S.SPEC na starcie miał już u niej minusa jak z M-3 do M-5, to ten grabił sobie dodatkową porcję nienawiści. W innych warunkach pewnie doceniła by jego elokwencję i rzeczowe podejście do sprawy, a także całkiem konkretne argumenty i pytania, tyle że jako dumna przedstawicielka swojej rasy preferowała działania siłowe. A w tym konkretnym przypadku, jakim była Yuu, czasami trudno było mówić o zdrowym rozsądku. Pięści ją świerzbiły, gdyby nie fakt, że zabijając go teraz zaprzeczyła by własnym słowom, najpewniej nie była by w stanie dłużej trwać w bezczynności.
- Przez chwilę miałam ochotę nie podważać twojej inteligencji, ale rżniesz głupa z każdym kolejnym słowem. Nie wymagam od nikogo czytania w myślach, ale jakaś zaraza chwyciła się twojego mózgu, skoro nie jesteś w stanie bez pomocy dojść do wniosku, jakie informacje mogły by skrócić twoje cierpienia. Plany, taktyki, zamierzenia, ruchy wojskowe.
Nie była miła i nie zamierzała udawać, że jest inaczej. Agresja i frustracja niemalże emanowały z jej ciała, czasami nawet w widocznej postaci nerwowego tiku prawego oka. Brudne z ziemi od wcześniejszych walk i uwalone krwią palce prawej ręki z jeszcze większą pasją zacisnęły się na jego włosach. Skoro przynajmniej dzięki temu wiedział gdzie kierować swoją uwagę, uznała to za oczywisty sygnał do kontynuowania tej nieco dziecięcej taktyki. Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale skutecznie powstrzymał ją od tego wojskowy but, który z pasją przycedził po raz kolejny w głowę ofiary. Tym razem nawet Kami mu współczuła. Przez to, że nadal przygniatała go do ziemi nie było mowy o zamortyzowaniu nawet odrobiny siły uderzenia poprzez przemieszczenie się ciała.
- W przeciwieństwie do was, my jesteśmy znani jako ci źli. Nie musimy przebierać w środkach. Kiedy już osiągniemy nasz cel, to my będziemy głosić co jest prawdą, a co fałszem. - Głos szefa był dużo głośniejszy od głosu łowczyni, a przede wszystkim, to on w tej chwili był spokojniejszy i myślał bardziej racjonalnie. Dla niego nie liczyło się to, jak zostaną obrani rebelianci póki ich dzieło nie zostanie ukończone. To prawie jakby oceniać artystę po nędznym szkicu. Wygląda źle, bo nie jest jeszcze skończone. Nawet jeżeli trzeba będzie namalować niektóre partie krwią i cierpieniem. Cios oczywiście wyrwał nieco włosów z głowy mężczyzny, które pozostały w niepełnym uścisku dłoni Yuu. Wypuściła je pozwalając swobodnie opaść na podłogę.
- Nasze metody mogą wam się nie podobać, ale nie jesteśmy taj silni jak rząd. Chciała bym jednak, byś pamiętał, że silnie nie zawsze wygrywają, ale ten kto wygrywa jest silny. - Wstała powoli i podniosła odrzucony nieco dalej nóż, który z powodu nagłego rozwoju sytuacji także został wyrwany z objęć jej palców. Potarła nadgarstek, który także delikatnie ucierpiał. Prawie jakby kopniak od łowcy był dla niej sygnałem, że jej czas się skończył i teraz może obserwować tylko z odległości. Tak też poczyniła. Schowała ząbkowane ostrze do pokrowca przy pasku, zaraz obok torby z medykamentami. Wyraz jej twarzy wskazywał na to, że jej żądza nie została zaspokojona. Spoglądała wilkiem na poznaczonego bliznami mężczyznę z trudem uznając jego wyższość. Podział hierarchii w organizacji mógł się jej nie podobać, dopóki jednak rządziła zasada siły i twardej ręki, musiała usunąć się w cień wraz ze swoim zakazem używania najukochańszego no-dachi.
- Ludzie mają wolną wolę. Okłamywanie i oszukiwanie ich może jest dobrą taktyką, ale na krótką metę. Dyktator nie jest święty i na pewno zdajesz sobie z tego sprawę. Nawet my zapewne nie wiemy o wszystkim jego działaniach. Zdajesz sobie sprawę co stanie się z tym miastem jeżeli ludzie poczują, że rząd pod przykrywką dobrej woli wypruwa ich z możliwości samoobrony? - Mimo wszystko kobieta pozostała głosem ekipy łowców. Reszta została przez naturę stworzona do czynienia fizycznych ran, Kami po trochę fizycznych, po trochę psychicznych. Póki co, była bardzo delikatna w swych działaniach. Chwilami nawet miała przebłyski myśli w stylu: Ależ ja jestem dzisiaj wspaniałomyślna. W jej mniemaniu oczywiście. Zakrzywionym i typowym dla łowców. - Tworzycie armię marionetek uzależnionych od piękna i spokoju. Kiedy przypadkiem zostaną czegoś pozbawieniu rozwalą miasto od środka. Wyobraź sobie, że dyktatura poradzi sobie w tym wypadku tylko poprzez siłę. Zaczną się masowe mordy, trzymanie każdego Kowalskiego za mordę, trupy młodych i starych na ulicach, psy zżerające ludzkie truchła, żebracy i dziwki na ulicach, ruina i pogorzeliska na każdym kroku. Urocza wizja, czyż nie?
Wyobraźnia działała w jej przypadku bardzo dobrze. To nie tak, że przeszła już przez takie piekło, kiedyś, dawno temu. Ona przeżywała je na co dzień, cały czas na nowo, gdzieś głęboko we własnej głowie, na wieczność naznaczonej już przez piękny i spokojny świat. Krew w żyłach buzowała, serce waliło jej nienaturalnie. Czerwinka pozbawiała człowieka odrobiny jego człowieczeństwa. Trudno oceniać, czy to wada, czy może zaleta.
- Nie lekceważ ludzkiej ciekawości. Są tacy co będę słuchać bez zwątpienia, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał poszukać prawdy.
Od czasu do czasu jej słowa niosące się echem po hali przerywały odgłosy zadawania przez szefa kolejnego ciosu. Yuu odwróciła głowę i spojrzała do góry w stronę okien i na delikatne promienie światła, które wpadały do środka mącąc wszechobecną ciemność. Prychnęła i zacisnęła zęby w poirytowanym uśmiechu kiedy raz za razem zadał jej to samo pytanie: „A ty?”.
- Nie masz pojęcia ilu moich współtowarzyszy zostało zabitych, ale na pewno możesz zobaczyć, że każdy z nas nosi na wierzchu masę ran i blizn. Nosimy je z dumą, gdyż wiemy, że wszystko co zsyła na nas los ma nas doprowadzić do rozwiązania. Walczymy dla wyższego celu, godzimy się z bólem dla dobra tego kraju, nie uciekamy od zła za kurtynę, nie odgradzamy się od krzywd, które wy przestaliście już dostrzegać. Wszyscy jesteście chorzy. Chorzy i zepsuci.
Nie patrzyła w jego stronę. Odwróciła się bokiem, tak by stać do reszty lewą stroną ciała, z niesprawnym okiem zasłoniętym opaską.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Och, czyżby komuś zaczęły powoli puszczać nerwy? Hm, jak miło. Przy odrobinie szczęścia oszczędzą mu cierpień i zamordują go przypadkowo w akcie brutalnego szału, bo coś zrobią nie tak, np. ostrze się obsunie nieco za mocno i wciśnie za daleko w czaszkę. I takie potem "eee... Przepraszam?" Tsh, heh. Musiałoby to wyglądać ciekawie. Na szczęście jednak - chwilowo jeszcze śmierć trzyma kosę w pobliżu niego, nie sięga ku niemu jeszcze. Jeszcze. Choć jest już blisko. Prawie widzi te jej kształtną figurę owiniętą szczelnie w czarny materiał, zza którego nieśmiało wygląda, chowając się za ostrzem kosy i chichocząc.
Tak. Ursegor ma dziwne wyobrażenie o śmierci.
- Aaaa, o to chodziło. Było od razu. Tylko wiesz, do tego nie powinniście porwać generała? - Spytał, unosząć lekko brew do góry. Mimo wszystko, do informacji typowo militarnych to raczej wojsko, prawda? W końcu jak już to Cronus mógł wydać tylko ogólny rozkaz typu "zróbcie to i tamto", ale to gdzie i jak wojska zostały wysłane, to już chyba raczej kwestia Asha i jego składu generalnego, prawda? Prawda.
Był sobie but. Ten but został uszyty z twardej, zbitej skóry i podbity wyraźnie twardą, gumową podeszwą. Grubą. Ten but włożył jakiś gorylo-podobny gostek, któremu pewien pasożyt pochodzenia innego dał zdolności ponad ludzką miarę. Historia tego buta mogła mieć różne, ciekawe zwroty akcji aż do tej chwili, gdy ten o to but zagłębił się w blondwłosą głowę gwardzisty, dobijając ją dość porządnie do asfaltu. Uderzenie buta było piękne, zaiste powinien dostać za nie 10 na 10 punktów i nagrodę specjalną za najlepszego buta kopiącego Ursegora ever.
Kopnięta głowa wykonała dość krótki lot w kierunku ziemi, uderzając w posadzkę z naprawdę solidną siłą, co spowodowało wyraziście wysokie zamroczenie. Do tego stopnia, że zapomniał gdzie jest, co robi... I języka w gębie. Na swój sposób, bo...
- Auuuuć, Ich habe kopfschmerzen... - Zapomniał że jest w Japonii i zaczął mówić po niemiecku. Przynajmniej ten krótki komentarz zanim stracił przytomność przez to uderzenie, przy okazji unikając nieco długich i nudnawych argumentów strony przeciwnej. Wygrana przez walkower! (Bo druga strona nie może grać)

Wybacz, musiałem to tak rozwiązać : P Nieprzytomny jest.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Co proszę? - Kami odczuła jak powietrze staje jej w płucach. Oczywiście, przywalił mocno w posadzkę, ale kto spodziewał by się takiego obrotu spraw? Nie, raczej nie było tu nikogo, kto rozumiałby niemiecki, język który dało się rozpoznać nawet bez jego znajomości. - Co on powiedział?
Żaden z pozostałych łowców nie potrafił jej na to odpowiedzieć. Wyglądali na równie zdezorientowanych, a przy tym na znacznie mniej przekonanych niż kobieta. Żadne z nich nie miało w swoich życiach zmierzyć się z przypadkiem, gdy ktoś nagle zapomina, jakim językiem powinien się posługiwać. Cóż, nie znali historii pojmanego, możliwe że dla niego nie było to coś niezwykłego, może nawet częsta przypadłość. Faktem było jednak, że nieświadomie ich załatwił. Pewnie na krótką metę potrafiliby zapamiętać niektóre z jego wypowiedzi i później z czyjąś pomocą przetłumaczyć, lecz jaki w tym sens, skoro zdezorientowany S.SPEC pewnie sam pytał tylko o rzeczy w stylu: co tu się do cholery dzieje?
Mogło by się zdawać, że to właśnie Yuu albo szef zareagują najprędzej. Oboje jednak stali w pewnej odległości przyglądając się ten nowej sytuacji i oceniając ją we własnych umysłach. To Daniel pierwszy zerwał się ze swojego miejsca. Szarpnął Ursegora za kołnierz i podniósł jego związane ciało do góry trzymając za sam materiał, ignorując wiedzę, że może mu w ten sposób zrobić krzywdę.
- Świetna gierka psie, myślisz że udawanie w czymś Ci pomoże? - Gdyby ktoś uznał go za głos rozsądku tej trójki łowców, to teraz musiałby szybko zmienić zdanie. Młody łowca chwycił Speca akurat tą ręką, którą wcześniej opatrywała mu Kami. Teraz bandaż przesiąknął krwią w całości, więc niewielkie stróżki szkarłatu ściekały po jego kończynie, aż na twarz ofiary.
- Daniel, nie wydaje mi się, by udawał. Z resztą, puść go. - Jednooka kiwnęła głową wskazując swojemu współtowarzyszowi jego własną rękę. - Nie poskładam Ci jej, jak będziesz tak szalał. A wracając do... do tego – nie wiedziała jak określić całe zajęcie. Mówiąc 'to' wskazała wzrokiem na blondyna. - Może być głupi, ale nie na tyle, by uznać że to mu w czymś pomoże.
Odniosła takie wrażenie, że w gruncie rzeczy może być inteligentniejszy od całej trójki łowców. W końcu czerwonoocy nie grzeszyli wielkim umysłem, to raczej siłowe jednostki, w tych szczególnych przypadkach. Skoro jednak był zdezorientowany, może i to przyniosło by im jakieś informacje.
- Jak Ci na imię? - Możliwe że reszta łowców znała te informacje, ale Kami postanowiła upewnić się sama. Czy zrozumie takie proste pytanie, a nawet jeśli, to czy na nie odpowie. Równie dobrze mógłby po prostu kontynuować swój wywód w języku niemieckim i ich plan legł by w gruzach. Przynajmniej na chwilę. Trzeba być elastycznym, więc jeżeli to zawiedzie, przynajmniej będą wiedzieć na czym stoją.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Wo bin Ich, Fraulein? - Dość logiczne pytanie, bo od uderzenia uzyskał dość nieprzyjemną przypadłość częściowej amnezji. Pamiętał tylko ten język, który znał od dawna i który od równie dawna używał... A to, co oni mówili, było dla niego zupełnie czymś obcym. Nie rozumiał w sumie też czemu ta Panienka na nim siedzi, i czemu tuż obok jego twarzy jest nóż... Niczego nie pojmował. Rozglądał się na boki z dość wyraźnie zdziwionym i zmieszanym wyrazem twarzy, próbując zrozumieć co się tu dzieje. Jacyś ludzie, on jest związany, jakaś dziewczyna na nim siedzi... Czyżby był przypadkiem na jakimś seks party, albo dostał jakiś seks-niespodziankę? Dzizus, co tu się dzieje, co to ma być...
Nim jednak ogarnął się do tego stopnia by zadać kolejne pytanie, ktoś postanowił zacząć go szarpać i się na niego wydzierać. Czując jak materiał wbija mu się w ciało gdy zostaje szarpnięty w górę, zaczął wierzgać i się rzucać, pokrzykując w swoim ojczystym narzeczu.
- Nein, nein, nein, halt, nein! Es tut weh, nein! Du bist dumm?! - Tak, mimo wszystko nawet w takiej sytuacji, całkowicie zdezorientowany starał się być kulturalny, i zamiast wydzierać się coś w stylu "puść mnie, skurwielu" krzyczał w dość... Przyjemniejszy sposób, powiedzmy. Nie rozumiał w ogóle co mówią, więc nie miał nawet pomysłu jak im odpowiedzieć, a w tej chwili i tak nie mógł nad tym zbytnio myśleć, wisząc w powietrzu...
Uderzenie o ziemię po zostaniu wypuszczonym skwitował kolejny, krótkim "auć", po jakim następnie wbił oskarżycielskie spojrzenie w dziewczynę, patrząc to raz na nią, a raz na faceta jaki go podniósł. Ugh! Banda durnych... Yyyych. Nie wiedząc o czym mówią, jedynie niechętnym spojrzeniem raz po raz darował oboje...
Przynajmniej do chwili gdy dziewczyna powiedziała coś prosto do niego. Wciąż nie rozumiał o co może pytać, to nie miało w żadnym stopniu składni niemieckiej by zrozumiał pytanie, dlatego też...
- Uhm... Ich verstehe nicht. Sprichst du Deutsch, bitte? - Tak... Nie mógł powiedzieć nic więcej poza faktem, że poprostu nie rozumie. Jedyne co mu przyszło do głowy, to prosić... W myślach i dosłownie o to, by umiała mówić po niemiecku. Oczywiście - nie spodziewał się rezultatów. Skoro do teraz nic nie powiedziała w jego rodzinnym narzeczu, wątpliwe by powiedziała teraz, prawda?
Prawda...
Ysh. Co to za jakaś dziwna, dzika karuzela kosmosu...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zakryła sobie usta dłonią w geście zastanowienia. Dowiedziała się jednego... w taki sposób się z nim nie dogada. No, przynajmniej już do czegoś doszli. A teraz nie pozostało za wiele innych rozwiązań. Łowcy będą chcieli się go pozbyć. Powód do utrzymania ofiary przy życiu powoli odchodzić w niepamięć i nawet jej słowo by tego nie zmieniło. Może czuła odrobinę litości względem schwytanego, szczególnie kiedy miotał się tak w węzłach wykrzykując słowa, których nikt poza nim nie był w stanie tutaj zrozumieć. Nie wiedziała nawet, czy pamięta co się zdarzyło wcześniej i dlaczego w ogóle tutaj jest. Jeżeli jakimś cudem szybko nie przypomni sobie japońskiego i nie zacznie go używać, może się to dla niego źle skończyć.
Kami za wszelką cenę starała się zachować spokój i wymyślić metodę, by mimo wszystko wyciągnąć z niego informacje. Góra nie była by zadowolona, gdyby zdali sprawozdanie z napadu, które kończyło by się pięknym podkreślonym napisem: nawaliliśmy na całej linii, sir!
Ugh. Spojrzała jeszcze raz na liny i ogólnie na całą postać mężczyzny. To raczej mało prawdopodobne ponieważ dorwali go kiedy był po pracy, ale niż lepszego nie przychodziło jej chwilowo do głowy.
- Co wy na to, żeby go przeszukać? - Zaproponowała pozostałym łowcom odsuwając się od Ursegora i dając im możliwość zdecydowania, czy faktycznie będą się w to bawić. Głupio było myśleć, że mógł coś ze sobą mieć skoro mundur pozostawił pewnie w domu albo w siedzibie S.SPECu lecz może jakimś głupim łutem szczęścia... a dla niego nieszczęścia, zabrał ze sobą coś cennego? Czerwonoocy mężczyźni nie wyglądali na przekonanych, ale podłapali pomysł chwilowo powstrzymując się od kontynuowania znęcania się fizycznie. To nie tak, ze łapiąc za liny i szarpiąc je z całej siły a także grzebiąc w jego ubraniach byli delikatni, ale dalekie to było także od pospolitego obijania mordy i kopania leżącego, dosłownie. Kiwnęli zgodnie głowami i zaczęli szukać ignorując niemieckie odzywki przeszukiwanego.
Yuu rozłożyła ręce jakby mówiąc mu: To nie moja wina, nie ja zapomniałam nagle, jak się mówi po naszemu.
Chociaż jakby się uprzeć, to nie jego wina także. To szef postanowił go kopnąć, ale musiał to zrobić, bo mężczyzna był wrogiem, ale łowcy... ah, długo by można było nad tym myśleć i szukać początku. Doszło by się pewnie do stworzenia świata, albo nawet jeszcze wcześniej i stwierdzić, ze i tak nie wiadomo, gdzie pojawiła się wina.
Łowczyni usiadła kilka metrów za łowcami po turecku i oparła się na rękach przechylając lekko do przodu. Obserwowała i nasłuchiwała jednocześnie, robią za czujkę.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach