Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Witam! Z tej strony Mitsui Aya, dziennikarka zajmująca się naszymi zwykłymi mieszkańcami. Co jakiś czas staram się przedstawić wam osoby, które mimo iż wyglądają normalnie, prowadzą o wiele ciekawsze życie. Dzisiaj udało mi się skontaktować z Bereniką, którą tak naprawdę znać można tylko wtedy, jeżeli chodzi się do miejskiej biblioteki lub gra się w najróżniejsze gry. Berenika, która tak naprawdę nazywa się Luiza Emilia Kamińska, znajduje się w pierwszej setce graczy z naszego pięknego miasta.
Jeżeli czytanie ten tekst, to muszę wam pogratulować, ponieważ opublikowanie prawdziwego, niezmienionego wywiadu było bardzo trudne, a Władze szybko go wyłapały i odpowiednio skróciły. To, co zostało tutaj umieszczone, powinno zostać tylko u was. Nie chwalcie się znajomym. Po prostu przeczytajcie to. Tekst jest nieco obszerny, a więc na samym końcu zamieszczam formę skróconą do najważniejszych informacji, jakie udało się zdobyć na temat Bereniki. Miłej lektury.

~Mitsui Aya
____________________________________________________________________
18.03.3002r. | Godzina 15:40

W pokoju panowała ciemność; jedyne światło, jakie docierało do niego, to niewielkie smugi światła, które przeciskały się przez nie do końca zasłonięte okno. Jedyna osoba, jaka w nim była, wylegiwała się na układającym się pod jej ciężar fotelem i zakładała właśnie gogle, z której wychodziło kilka kabli.
- Włącz symulację.

Wczytywanie danych...
100%...
Proszę się zalogować.
Login: ID_76.09.20.06201/M3/M6/06401
Hasło: **************
Ładuję ekran wybierania...
Prosimy o sprawdzenie swoich danych i podanie kodu mieszkańca ID_76.09.20.06201/M3/M6/06401, aby potwierdzić tożsamość.


- No tak, trochę minęło od ostatniego sprawdzania. Ale i tak tylko marnuję cenny czas, który mogłabym poświęcić na wbicie tego nowego poziomu. A wprowadzili fajne mapy...

Prosimy o podanie specjalnego kodu.
Kod: 76.09.20.04601.4125M6|3
Kod poprawny. Prosimy o chwilę – urządzenie zeskanuje odpowiednie informacje z ruchu oczu i identyfikatora. Jeżeli ten nie jest założony, prosimy o natychmiastowe naprawienie tego problemu.
Identyfikator: Znaleziony.
Prosimy nie mrugać oczami. Skanowanie...
Załadowano obraz i informacje.
Ładowanie...
Potwierdzono tożsamość.
Obywatelka Miasta-3, Luiza Emilia Kamińska
Urodzona 20.09.2976
Dziękujemy za poświęcony czas. Życzymy miłej gry.


Chwilę potem zadowolona dziewczyna zajęła się grą. Tym razem włączyła nieco przeczącą prawom fizyki i realności symulację golfa. Dołączyła do losowo wybranego pokoju i po chwilowej konwersacji z ludźmi, rozpoczęła grę. Szybko zdobyła w niej prowadzenie. Widać było, że dobrze się bawi. O godzinie 16:10 pojawiła się koperta, co oznaczało nowego e-maila.
- Beren, potrzebujesz chwili?
- Aha. To pewnie jakieś reklamy albo znajoma z biblioteki.

Nadawca: KAMIŃSKA Anita
Adresat: KAMIŃSKA Luiza Emilia
Temat: Goście.

Beren, pojawili się gość w domu. Dziennikarka, z tego, co zdołałam znaleźć w bazach danych. Proszę, wyłącz tą swoją gierkę i przyjdź do nas. Czasem możesz się oderwać od tej swojej muzycznej giery. Ile Ty już w nią grasz? Pierwsze rankingi chcesz zdobyć, czy jak?

- I co?
- Muszę zejść. - Berenika westchnęła ciężko – Goście, moja siostra mi nie odpuści. Zagramy później, jeżeli zdążę przed pracą.

18.03.3002r. | Godzina 16:12

Przy stoliku w kuchni siedział wcześniej wspomniany gość. Była to kobieta, miała może z czterdzieści lat na karku. Siedziała spokojnie i przeglądała w swoim tablecie jakiś tekst. Przy kuchence kręciła się natomiast Anita, siostra Luizy. Cóż, to może brzmieć nieco dziwnie, kiedy Twoje rodzeństwo tak właściwie nie żyje od prawie dziesięciu lat, ale wiek mamy taki, jaki mamy – więc nietrudno zgadnąć, że człowiekiem to ona na pewno nie jest. Była dosyć wysoka, mierzyła prawie sto siedemdziesiąt pięć centymetrów. Była posiadaczką zadbanych, długich, prostych włosów o barwie rudej. Spoglądała co jakiś czas na gościa swoimi zielonymi oczami. Uśmiech w ogóle nie schodził z jej twarzy. W końcu pojawiła się trzecia osoba.
Była sporo niższa od swojej siostry. Dało się zauważyć, że ma nieco dłuższe nogi, a jej ręce były nieco chudsze, niż u normalnych ludzi. Również miała rude włosy, te jednak były nieco poskręcane na końcówkach i kończyły się na wysokości łopatek oraz zielone oczy, w których jednak można było zauważyć nieco jaśniejszych, żółtych przejaśnień. Karnacja rudowłosej była też nieco ciemniejsza od jej siostry – w dodatku twarz dziewczyny zdobiły piegi, których największe skupiska znajdywały się na nosie, policzkach, oraz ramionach. Usta były w barwie malinowej. Luiza spojrzała na gościa nieco nieprzytomnym wzrokiem. Zasłaniała je przed światłem, bo przecież chwilę temu wylazła ze swojej ciemnej norki, więc nagły atak światła nie cieszył jej zbytnio.
- Dzień dobry. - dziewczyna w końcu wysiliła się na uśmiech i kiwnęła głową, po czym podeszła do stolika i usiadła. Od razu zaczęła delikatnie wybijać jakiś rytm palcami – dało się zauważyć, że ręce nieco się jej trzęsły. W dodatku miała nieco krzywe palce.
- Dzień dobry. - kobieta odłożyła tablet i wyprostowała się, po czym również się uśmiechnęła – Ty jesteś Luiza, prawda?
- Tak, to ja. A pani to?
- Mitsui Aya, miło mi panią poznać. Jestem swojego rodzaju dziennikarzem i chcę dzisiaj porozmawiać właśnie z panią. Na każdy temat może pa-
- Niech mi pani już mówi po imieniu, będzie wygodniej.
- No dobrze. Od razu mówię – możesz spokojnie odpowiadać na wszystko. Nie będą one publikowane, a przynajmniej nie to, co mogłoby Ci zaszkodzić. Są one potrzebne do wypełnienie pewnych... Punktów w karcie.
Berenika posłała Mitsui nieco podejrzliwe spojrzenie. Potem też zerknęła na swoją siostrę, która właśnie podała im filiżanki herbaty. Anita wyłapała spojrzenie rudowłosej, ale nic nie mówiła. Kiwnęła tylko głową, na co Luiza zareagowała westchnieniem.
- No dobraa. Tylko zanim zaczniemy – Anita, cholero jedna, nie grałam w "tę gierę". Tylko w golfa.
- Super magicznego golfa, tak. Ale ruszyłaś swoje cztery litery. Jestem z Ciebie dumna.
- No żesz Ty!
- Em... Pani Kamińska?
- Tak? - siostry odpowiedziały chórkiem w tym samym momencie.
- Zaczniemy... Może tak będzie lepiej?
_________________________________

Aya: Dobrze więc, zacznę od podstaw. Luiza Emilia Kamińska, znana też jako Berenika, masz dwadzieścia pięć lat, w tym roku skończysz dwadzieścia sześć. Zastanawiało mnie zawsze, dlaczego akurat Berenika? Jaka historia kryje się za tym pseudonimem?
Luiza: Tak właściwie, to żadna. Kiedy jeszcze mieszkałam w M-6, znalazłam wraz z moją paczką stronę, na której były ciekawe imiona. W tym takie naprawdę stare, z których korzystali co najmniej tysiąc lat temu, jak nie wcześniej. Wybraliśmy sobie takie, które nam się podobały. Ja wzięłam Berenikę, jedna dziewczyna została Franciszką, a mój najlepszy kumpel - Włodzimierzem. Wyobraźcie sobie scenę, gdzie drzesz się na cały regulator do Franciszki. Takie "Ej, Franka-Firanka, Franciszka, znaczy się, bierz te roboty i wiej do domu, bo kuchnia się sama nie posprząta!" wywoływały u przechodniów epickie miny.
A: Ach... Więc urodziłaś się w M-6? Dlaczego więc jesteś w M-3?
L: Potrzebowali naukowców. A moi rodzice nimi byli. Właściwie nadal są. Dlatego musiałam jechać z nimi. Miałam wtedy dziesięć lat. Nie było to zbyt przyjemne, bo musiałam opuścić moją paczkę i jechać do miasta, w którym mówią "po chińsku, japońsku, czy jakoś tak, bo te koreańczyki dziwne są", nagle nauczyć się obcego języka, skomplikowanych znaków... A i ludzie jacyś inni byli. Ale przyzwyczaiłam się, jest mi tu dobrze, a ze starymi znajomymi dalej trzymam kontakt.
A: Rozumiem. Dobrze, że Ci się udało.
L: Siostra mi pomagała. Zawsze była bardziej wygadana ode mnie. Nawet bariera językowa szybko runęła, kiedy leciała do dzieciaków i korzystała z tłumacza ze swojego tabletu. Ale chodźmy dalej. Kolejny punkt?
A: Orientacja. Bardzo Cię to kuje?
L: Niespecjalnie, bo czasem zachowuje się jak taka kłoda, co nikogo nie lubi. Z badań po ukończeniu dwudziestki wyszło, że mogę być biseksualna. W sumie było kilka kobiet, które mi się podobały, tak samo z chłopami. Ale nie latam za nimi. Jestem spokojnym człowiekiem, tak. A Tobie co, Ani?
Anita: Spokojna? No chyba nie. Ale ja wam nie przeszkadzam, idźcie dalej.
L: Phi! Ja jestem spokojna. Zawsze. No. Czasem. Wybucham tylko raz na jakiś czas!
A: A, tak, tak... Może pójdziemy dalej?
L: Świetny pomysł, właśnie o tym pomyślałam! Co dalej?
A: Zawód... Widziałam Cię kilka razy w bibliotece. Przyznaj się, że nie jest to Twoje jedyne miejsce pracy.
L: No nie. Jeżeli jest się sprytnym to się wie, że chodzę sobie po "centrali" i pomagam. Tak, pomagam. Nie służę. To brzmi o wiele ładniej. To taki nieco wymuszony wolontariat dla S.SPEC, tak? Tak.
A: Jak Ty łączysz jedno z drugim? I jeszcze w dodatku grasz tak, że ludzie czasem klną, bo, uwaga, cytuję: "Kuźwa, znowu trafiłem na Berenikę, moje punkty w rankingu pewnie znowu pójdą się kochać".
L: A, bo ja mam to ładnie wydzielone w tygodniu, nie martw się. Ze S.SPEC mam ustalone odpowiednie godziny pracy, ewentualnie mogą mnie wzywać, jeżeli naprawdę mnie potrzebują, co się jednak jeszcze nie zdążyło. Siedzę tam w poniedziałki, środy, czwartki, piątki i soboty. We wtorki biblioteka na pierwszej zmianie. W środę, czwartek i sobotę na drugiej zmianie siedzę, więc to są moje gorsze dni. Całą niedzielę mam wolną. To już zawsze jeden dzień. I to mi się podoba, bo w bibliotece mogę czytać i słuchać muzyki, u S.SPEC mogę się skupić na czymś innym, a resztę wolnego przeznaczam na granie i inne przyjemności.
A: Wydawało mi się, że lubisz siedzieć w domu.
L: Też tak sądziłam (śmiech) Ale jednak dobrze jest się raz na jakiś czas wydostać ze swojej norki. Miasto brzydkie nie jest, a i moja okolica potrafi zachwycić. Myślę jednak, że moje podboje w pracy nie są zbyt ciekawe.
A: Dobrze wiedzieć. Idąc dalej - Wspominałaś wcześniej, że Twoi rodzice to naukowcy, dobrze pamiętam? Miałaś kiedyś okazję, hmm, skorzystać z faktu, że oni zajmują się tym, a nie innym?
L: Trochę. W domu nieraz gadali o nowo znalezionych gatunkach, co musieli ogarniać. Czasem nawet były u nas małe, fajne bestie, bo mamy takie pomieszczenie, gdzie trzyma się bardziej pokojowe istoty na badania. Pojawił się u nas jeden morfik, tatria, kromstak... Serce domowników jednak podbił Mitten. To takie cosie, podobne troszkę do kota. Troszkę. Takie zmutowane, małe ciosie. Ale takie pocieszne, mówię pani, to było takie cudowne zwierzątko... I nadal u nas jest. Pewnie sobie teraz śpi w swoim kąciku.
A: Trzymacie bestię, którą badaliście w tym domu?  Nie jest to niezgodne z polityką S.SPEC?
L: Nie. Siedzi w domu, pomieszczenie jest tak skonstruowane, aby nie mógł uciec, a jak gdzieś wychodzi, to przynajmniej jedna osoba go pilnuje. Z domu w ogóle nie wieje. A więc Mietek może sobie tutaj żyć i dobrze się bawić. Tak, nazywa się Mietek. Idealne imię dla takiego pociesznego malucha.
A: Uch. Kolejne pytanie – jak to było z tym S.SPEC? Po Twojej nieco wcześniejszej wypowiedzi wnioskuję, że nie do końca miałaś wybór, czy chcesz tam siedzieć, czy nie. Możesz coś o tym opowiedzieć?
L: Jasne, czemu nie... Po śmierci mamci papa był przez jakiś czas taki, no, jak to określić... Potrafił się nieźle zagapić. Niosłam mu jakieś papiery i nie zauważył nawet, że weszłam za nim do budynku S.SPEC, jakieś jednostki w środku upomniały go, że nie powinien mnie wprowadzać. A ja czasem wykorzystywałam okazję, aby sobie coś tam zerknąć. Władza szybko zaczęła się niepokoić, więc zostałam zapytana, czy nie chciałabym przy okazji pomóc nie tylko papie, ale i reszcie. Miałam wtedy szesnaście lat i lubiłam jak cholera pomagać, więc taka wersja mi pasowała. Wolę zresztą nie wiedzieć, co by było, gdybym powiedziała "nie". To nie jest czas, kiedy fajnie jest być asertywnym, podobno ludzie źle kończą, jak robią problemy. Mogło być gorzej.
A: Szesnaście lat? Nie jest to dosyć niski wiek na takie miejsce?
L: Może. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ale czasem trzeba się decydować na takie kroki, jeżeli na szali kładzie się swoje małe sekreciki.
A: Nie narzekasz?
L: Nie. Przyzwyczaiłam się. Poza tym, mam okazję spotkać naszą Władzę z bliska i, o mój Boże, nawet mogę z nimi chwilę porozmawiać. To jest świetne uczucie. Kij, że zazwyczaj są to pytania o papiery, rozmowa z dziadkiem Konu- Cronusem czy panną Okatome to tak, jak wygrać życie.
A: Czekaj. Czekaj. Stop. Dziadek Konu..?
L: Eee... Przejęzyczenie. Powiem wam tak - w domu często mówimy na niego dziadek Cronus lub Konus. Dziadek – bo wygląda tak przyjaźnie i już ma trochę lat na karku, no i ma fajną brodę, tak. Konus – bo kiedyś moja siostra tak go nazwała. Taka pomyłka. Ale nieźle się uśmialiśmy.
A: Nie boisz się, że nazwiesz go tak kiedyś na żywo?
L: Raz omal nie powiedziałam "Panie Konusie Asellusie", ale w porę dodałam literkę r i wyszłam z tego cało. Boże, tak blisko było...
A: Rzeczywiście. Może lepiej zmieńmy temat... Jak Ci idzie opisywanie samej siebie?
L: Średnio. Ale w razie czego pomoże nam Anita. Od czego zacząć?
A: Co robisz dobrze? A co sprawia, że uciekasz na drugi koniec świata?
L: ...Pani wie, że pierwsze pytanie zabrzmiało nieco dziwnie?
A: Tak? Możesz mnie chyba oświecić?
L: Kiedyś, kilka lat temu, na pewnych zajęciach w szkole, moja klasa zdobyła nieco gorsze noty na sprawdzianie. Facio od tego przedmiotu był nieco zawiedziony i powiedział coś w stylu "Kurczę no, jak i tak starałem się wam zrobić dobrze, dając łatwiejsze pytania. No i co ja mam teraz wam zrobić?". Facet szybko załapał, że to "robienie nam dobrze" zabrzmiało nieco dziwnie, a i klasa nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. Ale to był fajny profesor, więc zaczął się śmiać razem z nami. Wie pani, o co mi chodzi?
A: Taak, wiem. Więc wróćmy do tematu. Masz jakieś fobie? Coś Cię przeraża na samą myśl?
L: Tak. Hemofobia. Boże, Boże, hemofobia pełną gębą, pierwsze co mi idzie na myśl. Ja się boję krwi jak cholera, choć dziwnie to wychodzi. Jak mi rzucili różową krwią rodem z takiej jednej gierki, gdzie się nastolatki tłukły, to jeszcze szło przeżyć, bo to wyglądało tak, jakby ktoś pomylił farby. Jak przetnę sobie palca kartką, to też nie ma paniki. Ale im więcej, tym gorzej. Niepokój, chęć oderwania wzroku, lekki nieogar, czuję się nieco słabo i jest mi niedobrze, a jak rozlewają się już hektolitry krwi, to lecę na ziemię jak deska. Wrr. Dalej – sucha teoria. Nienawidzę tego całym sercem, ale to spotyka się u każdego ucznia. Jak mi jeszcze zaczną prawić jakieś pseudo-mądre wypowiedzi pełne trudnych słów, to już w ogóle kaplica, usypiam na siedząco. Mój ojczulek czasem złośliwie mi zaczyna coś czytać, jeżeli jest to związane z Mietkiem lub programem Anity. Grr. No i Łowcy. Pewnie przez te czerwone gały. Ja wiem, że nie wszystkim podoba się takie traktowanie, jakie serwuje miasto, ale nie oszukujmy się – gdyby ludzie na początku wiedzieli, jakie maniany się dzieją poza murami, toby źle było. W sumie to już wiedzą, pan Asellus to zdradził.
A: Wracając do Łowców – czemu Cię przerażają?
L: Kurna, siedzę w S.SPEC. A oni chcą się ich pozbyć, bawią się w terrorystów. Mogę oberwać, nawet, jeżeli ja im tylko kawę podaję. A ja lubię swoje życie. Oni po prostu roztaczają jakąś przerażającą aurę wokół siebie. I te całe psiaki również. Jak widzę żółte chusty, to lecę jak torpeda pod biurko. Tamci też tutaj wpadli. Dyktatora zaciukali. No kuźwa, dzikusy jedne, nic, tylko unikać.  Dzika wersja terrorystów.
A: No dobrze. Coś jeszcze?
L: Boję się ludzi. A przynajmniej tłumów. Można się teraz zastanowić, jakim cudem ja wychodzę z domu. Niby się przyzwyczaiłam, fakt. Ale i odczuwam lekki dyskomfort. Dbam też jak cholera o swoją lewą rękę i oczy – wizja utracenia czegoś z tych wymienionych rzeczy przeraża mnie tak mocno, że dałabym sobie prawą rękę uciąć. Bo nią i tak za wiele nie zrobię.
A: Są przecież protezy. Nawet, jak stracisz rękę, to zyskasz nową.
L: Ale jak złamię lewą, to pewnie będę musiała dać jej chwilę na naprawę. A ja nic nie umiem robić prawą, serio. Dalej – zbyt niskie temperatury. Lubię siedzieć w nieco za ciepłych pomieszczeniach, lato też jest fajne. Ale zima... No, warczę, narzekam, bo jest zimno. Gdybym spotkała dzikusa, co umie obniżyć samą swoją osobą temperaturę o x stopni, to kolejna kaplica. Mam też czasem jakieś ataki złości, że muszę się aż czasem wyżyć na jakiejś rzeczy, ale to zazwyczaj w domu. Ostatnią rzeczą jest też moja kondycja. Nie jestem leniem, troszkę się ruszam, nawet czasem biegam, ale nie jest ona zbyt dobra. Szczególnie jak przyspieszam – niby biegam całkiem szybko, ale szybko się meczę. I wyobraź sobie sytuację, że coś mnie goni. No koniec ze mną, szczególnie jak ma naturalnego pasywa na zwiększoną szybkość.
A: Tak... Ale w takim przypadku nawet zwykły zjadacz chleba może przegrać. A więc teraz przejdźmy do tego, co umiesz.
L: Gram na gitarze i pianinie. Uwielbiam muzykę całym serduszkiem, więc musiałam w końcu nauczyć się gry na czymś. Gdybym jeszcze na skrzypcach umiała, toby było zaczepiście. Ale i to jest dobre. Szczególnie, że moje instrumenty to technologiczne cacka. Wyglądają podobnie do zwykłych, ale są programowane. Mogę zmienić w nich sample, aby – przykładowo – pianinko brzmiało jak organy. Gitarka brzmi raz niczym akustyk, a drugi – jak elektryk. Dochodzi do tego tona bardziej ciekawych dźwięków, niepasujących, ale dających ciekawe efekty. Dalej mamy pojętność, czy jak to się nazywało. Nie wiem, czy serio to u mnie jest, ale patrząc na to, ile musiałam kuć ja, a ile inni to wnioskuję, że serio jestem szczęśliwym człowiekiem. Szybko się uczę. Dopóki nie jest to sucha teoria, gdzie nawet filmików i obrazków brakuje – czego, jak wiesz, nienawidzę – to czituję. No i to, co tygryski lubią najbardziej, czyli gry. Mam do nich smykałkę, szybko pojmuję zasady, jak wszystko wygląda, dobór skilli, co zrobić, aby wygrać i tak dalej. Nie znaczy to, że po pięciu minutach można szukać mnie w pierwszej dziesiątce – po prostu ogarniam nieco szybciej i w razie takich gier, jak np. karty, mam większą szansę wygrać. Ostatnią rzeczą jest rysowanie, szczególnie twarzy. Robię to dla siebie, ale kilka razy pomogłam S.SPEC wraz z tą umiejką, kiedy nie mieli w ogóle zdjęć największych wrogów. Nie pamiętam już, kogo tam namaziałam, ale lepszy taki obrazek od suchego opisu, nie? Zawsze kilka procent szans więcej, że się taką osobę złapie.
A: Tak, to prawda. Szkoda, że nie pamiętasz, kogo próbowałaś narysować.
L: Próbowałam kiedyś tego dzikusa-szefa-czy-kim-tam-był od psów, ale w ogóle mi nie wychodził, więc poddałam się. Jakieś mierne zdjęcie jest, to zawsze coś.
A: Było zbyt niewyraźne?
L: Ano. A gość wydaje się być osobą, u której nawet szczegóły są na wagę złota. Ważne, żebym nigdy nie spotkała kogoś podobnego, bo wtedy od razu wezmę nogi za pas, czy coś.
A: Dobry pomysł, życzę, abyś jednak nie musiała spotkać tej osoby. Aby już skończyć ten temat, przejdźmy do kolejnego punktu – związanego mocno z Twoim charakterem. Więc?
L: Eee... Anita, słońce Ty moje...
Anita: Przecież dobrze Ci idzie. Spróbuj.
L: Ale Ty masz tamte dane z badania. Albo sama możesz stworzyć opis po tym, no, jak zaczniesz wyłapywać ładne, mądre słówka z mojego codziennego zachowania. Sprawdź te swoje bazy danych.
Anita: No dobrze. O, jest coś, rzeczywiście.

"Opis: Pani Kamińska wydaje się być osobą nieco aspołeczną, nie przepadającą za tłumami – za to dobrze czuje się w miejscach, które zna, w których może szukać swoich znajomych lub rodziny. Wykazuje zadziwiające zainteresowanie swoim drzewem genealogicznym oraz wiarą chrześcijańską, mimo iż nie wykryto u niej jakiejś rzeczywistej potrzeby modlitw czy świętowania. Skupiają się one głównie na aniołach, którymi pani Kamińska jest niezwykle zainteresowana. Podobnie jest zresztą z historią w ogólnym jej znaczeniu – można wywnioskować, że gdyby mogła spotkać kogoś nieco starszego, to nie udałoby się uniknąć części pełnej pytań "A jak było kiedyś?".
Luiza jest na pierwszy rzut oka osobą spokojną i wyciszoną, jednak tak naprawdę bardzo łatwo ją ożywić, wystraszyć lub zdenerwować. Jest bardzo emocjonalna, choć czasem brakuje jej empatii i zrozumienia, przynajmniej do czasu, jeżeli ktoś cierpi i da się to zauważyć od razu. W jej życiu muzyka gra znaczącą rolę; zgodnie z tym, co powiedziała, nie czuje się zbyt dobrze, jeżeli wokół niej panuje przerażająca cisza – zawsze ma przy sobie słuchawki. Mimo tego nie ma jakiegoś olewczego stosunku do świata, bo jak widzi, że ktoś do niej mówi, to natychmiast zdejmuje je i rozmawia. Dopóki nie ma jednak potrzeby, sama zbyt wiele nie mówi. Dziewczyna jest bardzo szczera i zapytana o jakąś opinie, zazwyczaj nie ma tendencji do zbyt wielkiego mieszania lub prób kłamania – badanie odpowiednim sprzętem wykazało, że szansa, iż zacznie kłamać, wynosi tylko 10%. Badana ma zawsze swoje zdanie w danej sprawie i nie pozwoli na to, aby zostało zmienione, chyba, że druga osoba poda jej odpowiednie argumenty. Wtedy może nieco zmienić swoją opinię, ale rzadko do tego dochodzi – a to dlatego, bo zazwyczaj Luiza nie bierze do siebie uwag innych. Wysłucha je, ale nie przejmuje się nimi. Bywa czasem nieco egoistyczna, lubi też zrzucać jakieś rzeczy na innych, jeżeli może. Warto zauważyć, iż do starszych i pracodawców odnosi się z szacunkiem i nawet, jeżeli wyprowadzają ją z równowagi, stara się zawsze kulturalnie odzywać. Bywały jednak przypadki, gdzie badana była nieco złośliwa i niezbyt miła; dochodziło do tego tylko wtedy, kiedy czuła się upokarzana, a jej działania były cały czas krytykowane bez wyraźnego zaznaczenia, co robi źle.
Pani Kamińska stara się unikać problemów jak ognia, a więc stara się nie skakać, jeżeli przyniesie to tylko i wyłącznie straty dla niej. Jest też zadziwiająco nieufna w stosunku do drugiej osoby i zawsze musi ją o coś podejrzewać, nawet o spiskowanie przeciwko niej lub przynależność do grup, które szkodzą miastu. Potrafi się też czasem zachować nieadekwatnie do sytuacji, co może jej przynieść sporo problemów, które tak bardzo stara się omijać.
Podsumowanie: Jest to jedna z tych osób, których nie powinno się oceniać na pierwszy rzut oka. Może wyglądać na nieco poważną i niezbyt przyjemną osobę – staje się jednak naprawdę przyjacielska i nawet w miarę pomocna, jeżeli ktoś zechce ją poznać bliżej. Trzeba się jednak uzbroić w cierpliwość."

L: Łoł... Nie marnowali czasu, pisząc to.
A: Przyznaję, że rozmawiając z Tobą, nie domyśliłabym się nawet połowy tego, co zostało wymienione. Spytam tak tylko z ciekawości – o co chodzi z tymi aniołami i rodziną?
L: Hmm. Ktoś w XXIw. był geniuszem i zdecydował, że fajnie by było zrobić taką wielką kronikę rodziny. A więc mam dokładne opisy, a nawet zdjęcia ludzi sprzed katastrofy w 2012r. Nie wiem, jakim cudem żyje ona przez prawie całe milenium, ale przyznaję, że bardzo mnie to cieszy. Kogo by nie ciekawiło, jak Twoja rodzina żyła tyle i tyle lat temu? No i z niej dowiedziałam się, że rodzina od strony mojego papy była wierząca, nawet po tym... "Wypadku". Nawet babcia nadal trochę tam wierzyła. To przez nich świętuje się u nas jakieś pojedyncze święta – szczególnie Wielkanoc, Boże Narodzenie i Święto Zmarłych. Zgodnie z tym, jak to wyglądało kiedyś. A tak to ani widu, ani słychu, żebyśmy wierzyli w kogoś, kto zwiał z tego świata. Ale anioły to zupełnie inna bajka. Wierzę, że istnieją. Może nawet gdzieś tam jest mój Stróż? Boże, to by było takie piękne. Poznać anioła, wysłuchać jego historii. Co tam wredne psiaki i Łowcy o dziwnych oczach, anioły, kurde, anioły. Dajcie mi jednego, no. Ja jestem grzecznym dzieckiem.
A: No tak. Myślę, że na dzisiaj to już wszystko, o co mogę zapytać. Dziękuję za gościnę i chęci, Luizo.  Miłego dnia życzę, oraz powodzenia w pracy oraz życiu.
L: Wzajemnie. Powodzenia przy publikowaniu tego, bo ktoś pewnie czytając to zrobi się głodny...

Berenika w pigułce, bo nie wszystkim chce się czytać takie ściany tekstów tylko po to, aby złapać wygląd/charakter/rangę/cokolwiek.:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nic do dodania, tak. Akcept.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach