Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 14 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 10 ... 14  Next

Go down

Pisanie 01.04.17 23:12  •  GŁÓWNA SALA - Page 7 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Rozbawione spojrzenie biomecha znów zatrzymało się na chwilę na eks-znajomym z wojska w charakterze Karasawy. Wyszczerzył zęby w niebezpiecznym uśmiechu w ramach prowokacji, ale żadne słowo nie uleciało z jego ust. Ot, w tym momencie były zajęte czymś innym, bardziej absorbującym Drug-on. Otóż, w trakcie monologu jego towarzysza, zaciągnął się po raz wtórny podczas tej misji papierosem, wydmuchując dym prosto na nich. Potem odprowadził tę dwójkę spojrzeniem do wyjścia i zainteresowanie przeniósł na kolejnego pracownika kasyna, który pojawił się w obrębie jego ograniczonego pola widzenia, by zaraz zniknąć za kolejnymi drzwiami.
Trochę wstrzemięźliwość — parsknął w kierunku swojego "przełożonego", który nie marnował czasu na zbędne kurtuazje i z zaoferowaniem uzupełniał płyny w swoimi organizmie. — Nie mam zamiaru cię nieść, zalanego w cztery dupy —  ostrzegł, ale w rezultacie nie doczekał się od niego stosownej odpowiedzi, gdyż mężczyzna wrócił, tachając za sobą worek o sporawych rozmiarach z zapłatą za ich fatygę. Yury pochwycił go z jawnym zniecierpliwieniem i otworzył, by profilaktycznie przyjrzeć się jego pokaźnej zawartości, w celu weryfikacji czy zawiera wspomniane przez mężczyznę, umówione wcześniej przez właścicielkę tego przybytku przedmioty. Ani on, ani tym bardziej Shane na pewno nie mieli ochoty na przykre niespodzianki wynikające z tej transakcji. Ściąganie długu mogłoby być zbyt bolesne w skutkach dla tego lokalu…
Pokręcił z uznaniem głową, kiedy dostrzegł wśród przeróżnych rzeczy parę paczek papierosów, które w tym momencie najbardziej biomecha zainteresowały. Właścicielka kasyna w tej materii okazała się być na całe szczęście słowna, zatem związał worek i przerzucił go sobie przez ramię.
To wszystko – powiedział w końcu, by nie trzymać dłużej Dżeralda w niepewności. — Kolega jeszcze weźmie sobie buteleczkę, do której w sumie i tak się dorwał, by mi nie zrzędził po drodze, że zaschło mu w gardle  — dorzucił po chwili, zerkając kątem oka z jakim zaoferowaniem i oddaniem Pradawny macza mordę w bursztynowym, wysokoprocentowym płynie. Zmiażdżył papierosa w mechanicznej dłoni i skierował swój ciężkie kroki ku wyjściu, podstawiając po sobie odpychający zapach dymu papierosowego.

zt  + Shane
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.17 15:47  •  GŁÓWNA SALA - Page 7 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Masz jedną nową wiadomość.
Loki napisał:Marcelina! Wpadaj do kasyna. Mam zajebiste wieści... przyszła nasza długo oczekiwana przesyłka.

Gryfica wylądowała niemal przy wejście do kasyna. Ciało Marceliny zsunęło się z jej grzbietu, niemal upadając z impetem na twardą glebę. Dziewczyna jednak ocknęła się w trakcie lotu, dlatego stanęła dziarsko na dwóch nogach, rozcierając krew, która spływała z jej rozciętego łuku brwiowego. - Kurwa - bezpardonowo wkroczyła do kasyna, dając znać Dżerardowi, że jedyne czego teraz pragnie, to dobrego alkoholu. - Nalej, Dżerard. - powiedziała tylko, dysząc. Jej wzrok przez chwilę błądził po lokalu, w którym w dzisiejszym dniu nie panował już rozgardiasz i ogromny ruch - Marcelinie pasowało to jednak, zważając na jej okropne zmęczenie. Zwróciła się do Lokiego, który rozsiadł się na krześle obok niej, przegryzając spożywane akurat mięso piwem. Marcelinie zaburczało w brzuchu. - Po drodze spotkałam pewnego anioła, który był w pierwszym stadium choroby. Zapalenie płuc, wyglądało to słabo. Poleciałam z Atritą do szpitala, i tak przy okazji planowałam tam uregulować sprawy związane z dostarczaniem ziół. Trafiłam w sam środek jebanego bagna... - nabrała solidnego łyku whisky, odczuwając niesamowitą ulgę. Alkohol jest jednak lekarstwem na wszystko! - ...pieprzona sekta Ao postanowiła odebrać aniołom to miejsce i tytuły medyków desperacji, przy okazji wylewając swoje religijne frustracje na skrzydlatych. Myślałam, że szybko pójdzie, chciałam im nawet pomóc, obić parę mord, ale wszystko zaczęło się komplikować, gdy do akcji wkroczyli łowcy. Ja... no cóż, postanowiłam zabrać dupsko z tego przeklętego miejsca jak najszybciej. - nie chciała przyznawać się do stanu furii, w jaki wpadła w pewnym momencie. Wstydziła się tego. Nigdy nie pogodziła się ze stadium wirusa, w którym się znajdowała, zazwyczaj wolała przemilczeć temat i udawać, że problem jej nie dotyczy. -Trochę mnie poobijali. Ale żyję. Widziałam sms, ziom. O co biega?
Dżerard wskazał jej dyskretnie palcem coś, co znajdowało się za jej plecami. Odwróciła się. Wskazywał na drzwi do sali spotkań. - Co jest? - spytała, przyglądając się zagadkowemu spojrzeniu Dżerarda. Loki poklepał wymordowaną po plecach. - Chodź - powiedział, idąc w stronę sali spotkań. Marcelina bez wahania wstała i szybkim krokiem ruszyła za nim. Czuła, że niespodzianka okaże się być całkiem miła...

z/t + Loki -> Kasyno, Jadalnia
(Loki zgodził się na to, bym uwzględniła go w tym poście).
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.04.17 19:23  •  GŁÓWNA SALA - Page 7 Empty Re: GŁÓWNA SALA
- Ahhhhhhhhh...Wciąż stoi, cud.
Stał przed wejściem razem z pozostałymi, patrząc na budynek kasyna i pozwalając na chwilę pochłonąć się nostalgii. No, dobra, nie ma na to czasu.
Tym razem bez zaskakujących strojów, jednak z boomboxem, którego zwinął od jakiegoś dzieciaka podczas ostatniego wypadu do M3.
Miał ten zaszczyt, iż szedł pierwszy, dzięki czemu z gracją i stylem kopnął drzwi coby je otworzyć wyrywając z zawiasów. Chwilę później podniósł się na nogi i grzecznie pociągnął je do siebie mrucząc do siebie coś o tym, że poprzednim razem było łatwiej i wstawili lepsze zamki.
Szybko znalazł drogę do głównej sali, związanej z tak pięknymi wspomnieniami jak kiedyś.
Wchodząc do środka zauważył nawet kilka znajomych twarzy. Z uśmiechem ukłonił się w ich stronę, niestety ich wspomnienia z pieskiem były insze niż jego, część nawet odruchowo złapała się za portfel.
Zanim jednak cokolwiek się zaczęło, pokazał na drzwi, które wciąż były na swoim miejscu, a ostatnim razem przecież na nich wjechał.
- Szukam swojego chłopaka, ma tendencje do jedzenia innych i bycia żyrafą, ktokolwiek widział ktokolwiek wie niech go szybko wyda! - Szybko i głośno posłał w zebraną społeczność komunikat, po czym postawił boomboxa na okolicznej ladzie i kliknął przycisk play.
Zamiast jednak czarnego rapu wszyscy mogli rozkoszować się Taylor Swift, która gościła w jego pokoju ostatniej nocy. Cały czerwony, szybko kliknął stop i zmienił kawałek na słynnego rapera na 3 litery, który śpiewał o jakimś iksie dającym coś komuś, sam nie wiedział o co dokładnie chodzi, ale uznał, że dzięki temu będzie bardziej młodzieżowy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.04.17 22:52  •  GŁÓWNA SALA - Page 7 Empty Re: GŁÓWNA SALA
......Kiedy Chris w końcu pokierował swoje kroki w stronę pokoju Wilczura licząc na rozwiązanie pewnych spraw, dostanie podpisów i generalnie ogarnięcie całego powstałego burdelu... oczywiście został bezpardonowo cofnięty i poinformowany, że porwano Kirina. Growlithe również oznajmił mu, że idzie na akcje ratunkową. Znowu. Po raz kolejny. Na co im sekretarz podczas napadu na kasyno? Za dyplomatę będzie robił? Postara się ograniczyć zniszczenia? Nie z powodów moralnych, ale praktycznych. Zdobycie porządnego drewna, ogarnięcie stabilnych stołów i krzeseł jest naprawdę ciężkie na Desperacji, więc blondyn nie cierpiał marnotrawstwa  materiału. A rozochocone Psy z reguły wpadały najczęściej w szał niszczenia wszystkiego, co stanęło im na drodze. Nawet, jeśli była to ściana.
Tudzież drzwi.
Pudel pokręcił z niedowierzaniem łbem, widząc jak Fenrir wyważa drobną przeszkodę. Trudno. Najwyżej w drodze powrotnej zgarnie nieco popsutych dzięki dobermanowi desek. Działania członka DOGS uważał za dość inwazyjne, ale z drugiej strony ciężko było oczekiwać jakiegoś kulturalnego wejścia. Jakby nie było, stawili się tutaj w poważnej sprawie, co nie zmieniało faktu, że Chris poruszał się nieco ostrożniej, ale oczywiście i tak potknął się w wejściowym progu. Trudno. Nikt, oprócz Psów, tego nie widział, a oni raczej zdążyli się już przyzwyczaić do tej dość charakterystycznej cechy Chrisa. Dalej szedł już czujniej, nie chcąc załapać się na nóż wpakowany bezpośrednio pod żebra.
- Fenrir. Oszczędź proszę stoły i inne drewniane elementy. Na Desperacji i tak ciężko dostać porządne materiały, Kasyno może być żywą dostawą złota. O ile nie rozniesiesz go w drobny mak. Tak nie wypada - westchnął ciężko, lustrując czujnie pomieszczenie. - Może zacznijmy od porozmawiania z właściciele...właścicielką? Tak? To właścicielka, czy właściciel? Mniejsza. Osoba zarządzająca kasynem. Trzeba w jakiś sposób wyjaśnić to nieporozumienie.
Ostateczne słowo i tak miał Wilczur, jednak Chris potrafił radzić sobie z gadaniem. Chwilowo jednak bardziej skupił się na oglądaniu całego miejsca. Miał wrażenie, że Kasyno wcale tak łatwo nie będzie chciało się poddać, a nie chciał stracić życia na teoretycznie prostej misji ratunkowej.
- Poza tym... kiedy zdążyłeś stać się fanem tego rodzaju muzyki. Zresztą, muzyka? - Pudlowi byłoby żal baterii, tak w sumie, ale nie zamierzał się wtrącać w zainteresowania innych Psów.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.17 11:04  •  GŁÓWNA SALA - Page 7 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Bardzo szybko dostał wieści o tym, że Kirin został porwany i teraz trzeba go po prostu odbić. Jako strateg czuł się w obowiązku pojawić się na rzekomej misji ratunkowej, tak samo jak wygenerować jakiś sprytny i efektowny plan. Chociaż i tak wiedział, że większość psów po prostu właduje się do kasyna, ignorując zastrzeżenia Rumcajsa o ostrożności i takie tam. W końcu to tylko kasyno, w którym jest przetrzymywanych ich członek. Już nie na długo.
Wszedł do kasyna jako jeden z pierwszych, kierując niewielką grupę psów w odpowiednie miejsce na zrobienie rozpierdolu. Przecież wiadomo, że nikt nie będzie się z nimi cackać. Mają zbyt mało cennego czasu, aby iść w rozmowy dyplomatyczne. Poza tym to tak bardzo nie było w ich stylu, że aż zdziwiłoby go, gdyby ktokolwiek przeprowadzał owe rozmowy, nie licząc Adama oraz Chrisa. Swoją drogą, poklepał go po ramieniu, widząc jego brak sił na zachowanie Fenrina. Chyba jeszcze nie zdążył się przyzwyczaić do owych akcji. W końcu był tylko sekretarzem, który zajmował się głównie papierkową robotą. Wcale go nie dziwiło, że wolał to zrobić w łagodniejszy, spokojny sposób, nie wywołując wilka z lasu. Zaśmiał się cicho, widząc owe potknięcie. Dla Rumcajsa wciąż było to nowe.
- Uważaj, bo nie chcielibyśmy ponieść strat w naszej liczbie już na samym początku - rzucił trochę złośliwie, trochę przyjacielsko, puszczając do niego oko i zgrabnie wymijając sylwetkę Skoczka, wchodząc zaraz za Fenrinem do głównej sali, w której dało się spotkać zastraszonych gości. No cóż - Sądzę, że w tej sytuacji niewiele osób będzie chciało tu rozmawiać - przynajmniej nie psy. I tak będą musieli czekać na wejście przywódcy, który zadecyduje, czy wartko wchodzić z jebnięciem, a może tym razem zachowają się nieco łagodniej niż ostatnio. Rozejrzał się spokojnie po okolicy, czekając na werdykt ze strony Wilczura.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.17 12:45  •  GŁÓWNA SALA - Page 7 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Przed kasynem znalazł się nieco później niż inni. Nie było w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że ledwo zawitał do kryjówki po czasowej nieobecności, a jeden z Psów zaczepił go pytaniem o akcję w kasynie. Trudno było mieć o czymkolwiek pojęcie, gdy komunikacja na Desperacji nie funkcjonowała tak dobrze, jak w mieście. Pomijając już to, że od dłuższego czasu Grimshaw nie miał przy sobie choćby telefonu. Wystarczyła jednak krótka wymiana rzeczowych zdań, by zebrał do kupy wszystkie potrzebne słowa klucze. Więcej nie trzeba było mu tłumaczyć, chociaż nie da się ukryć, że nie pobiegł tam na złamanie karku. Uzupełnienie ekwipunku bronią było w tej sytuacji największym priorytetem – był raczej tą jednostką, która skrupulatnie starała się przemyśleć wszystkie ruchy, zamiast bezmyślnie rzucać się w wir walki.
I tym razem nie było inaczej.
Gdy znalazł się na miejscu ledwo pchnął drzwi, a te z hukiem runęły na podłogę. To w zupełności wystarczyło, by zdał sobie sprawę, że przynajmniej część DOGS już znalazła się na miejscu, jednak w przeciwieństwie do Fenrira, Jay nie kwapił się, by kawałek drewna – już bezużyteczny – znalazł się na swoim prawowitym miejscu. Ciężkie buty wystukały leniwy rytm, gdy przeszedł po wyważonych drzwiach, przyciągając tym samym uwagę kilku gości kasyna. Brak chusty w widocznym miejscu nie zaalarmował większości z nich i o to od początku mu chodziło. Pozbawione wyrazu spojrzenie omiotło wnętrze budynku i bez większego zainteresowania przyjrzało się twarzom zebranych, których mijał niespiesznie, kierując się ku pomieszczeniu, z którego dobiegał dźwięk muzyki, z którym przeplotło się kilka znajomych głosów.
Nie wszedł do głównej sali.
Zatrzymał się przed nią i oparł się o ścianę obok drzwi, jakby zależało mu wyłącznie na posłuchaniu przebiegu spraw, z czym niekoniecznie się ukrywał. Praca z kretynami nigdy nie była łatwym zdaniem, jednak zamiast towarzyszyć im u boku, postanowił poczekać na dalszy przebieg wydarzeń i wyjść z cienia dopiero w chwili, w której okazałoby się to niezbędne. Postanowił czekać na piekło.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.17 18:06  •  GŁÓWNA SALA - Page 7 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Czuł wewnętrzne, narastające podniecenie. Dawno nie brał udziału w żadnej grupowej misji. Zazwyczaj wysyłali go w teren żeby nazbierał jakiś robaków czy też gałęzi albo innych bzdet. Dlatego też nie mógł skryć zadowolenia, kiedy to właśnie jego wytypowano do wzięcia udziału w tej „zabawie”. Inna kwestia, że biorąc pod uwagę jego „zdolności”, nie można było spodziewać się cudów. Ale… ale zawsze mógł udowodnić Growowi, że nie jest aż tak bezużyteczny, jak mówił.
Gdy dotarł na miejsce, od razu rzucił się w oczy Ryan. W brązowych tęczówkach zamigotała wyraźna, wręcz namacalna niechęć, jakąś odczuwało wymordowanego. Mimo to z dłońmi wciśniętymi w kieszenie bluzy, ruszył w jego stronę. Nie widział innych Psów, więc albo się spóźnił i wszyscy bawią się w środku, albo był przed czasem.
Zatrzymawszy się przed znienawidzonym wymordowanym, skinął głową w geście powitania i szacunku, bo, nie oszukujmy się, mógł nienawidzić Ryanem, ale okazywał mu szacunek z racji rangi, jaką zajmował.
- Wszyscy już są? – zapytał cicho, choć tak naprawdę wchodziło mu głównie o Wilczura. Mimo to nie ruszył się, stojąc obok Ryana. Jeżeli jednak ujrzał gdzieś na horyzoncie Growa, od razu do niego podbiegł i chodził za nim, nie odstępując nawet na krok.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.17 0:10  •  GŁÓWNA SALA - Page 7 Empty Re: GŁÓWNA SALA
!
Moje Psiska. I wszyscy inni, którzy tu wlezą.
W -4 doszliśmy do wniosku, że nakładamy termin, aby nie przeciągać całej akcji. Macie za każdym razem maksymalnie 3 dni na odpis. Kolejka nie obowiązuje. Jeżeli ktoś nie odpisze w terminie, może to pójść na jego niekorzyść. Choć zobaczymy, jak się to rozegra.


Szedł z tyłu, z dziką radością patrząc na wyrywające się Psy.
Nie spieszył się, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że zdąży na imprezę, jaka lada moment rozgorzeje w środku jednego z najbardziej charakterystycznych budynków Desperacji. Prawdę mówiąc mógł wyjść godzinę po nich, do kasyna wybierając drogę okrężną, a i tak wszedłby w akompaniamencie wrogich posykiwań, wyzwisk i krzyków.
Takie uroki DOGS.
Minął Ryana i Shiona, zwęszył zapach Fenrira, Chrisa i Rumcajsa.
But zgniótł powalone drzwi, które skrzypnęły na przyjęcie zbyt dużego ciężaru wymordowanego. Ten cichy jęk desek zwiastował przybycie do głównej sali Wilczura, który na sam widok wcelowanych w niego spojrzeń przymrużył ślepia i wydał z siebie rozdrażnione cmoknięcie. Przydługie włosy uległy pod naporem palców, gdy odgarniał kosmyki z czoła, nerwowym ruchem zaczesując je do tyłu.
Skaranie boskie z tymi wszystkimi kundlami.
Zostawił ich ledwo na chwilę. Na cholerny moment. Co mu w zamian oferowano? Porwanego Kirina w ilości jeden, Ourella w negliżu i Christophera, który – znając jego nad-ambitne plany – spróbuje zapanować nad całą tą hałastrą samymi słowami.
— … szczędź proszę stoły...
Zaczęło się.
Grow jak na zawołanie powiódł spojrzeniem do sekretarza DOGS i wypuszczając powietrze przez zęby, westchnął na tyle głośno, by uznać to za gest pełen bólu.
Młody, nie produkuj się. – Wolną ręką – w drugiej w końcu ściskał rękojeść kija – machnął w stronę ucieszonego Fenrira. — Kiedy ostatnim razem widziałeś go tak wyrywnego? Bo ja kurewsko dawno. — Dwa lata temu, Chris. Dwa niesamowicie długie lata temu. — Niech się nie hamują.
Palce zacisnęły się na porysowanym drewnie trzymanej broni. Linia szczęki zarysowała się mocniej, gdy silniej zwarł zęby. Tak, Jace. Hamulce nie są tu potrzebne. Ktoś igra z twoimi Psami. Z krwią z twojej krwi. Masz zamiar zostawić to bez echa?
Nie.
Świsnęło, gdy szarpnął ramieniem.
Kij nagle przeciął powietrze, a potem z hukiem opadł na blat stołu. Zaraz potem kopnął jedno z pustych krzeseł, posyłając je pod przeciwległą ścianę, omal nie trafiając stojącej tam wymordowanej, która krzyknęła wściekła, odskakując na bok jak poparzona.
— Pożałujecie tego! — warknęła nagle, łapiąc w pokrytą futrem dłoń rękojeść noża, który trzymała wetknięty za pasek.
Kciuk wolnej dłoni wskazał framugę drzwi.
Wyjście.
Inteligentni wypierdalać. – Rozkaz zabrzmiał jak huk, który istotnie nastąpił chwilę po tym. Kij tnąc powietrze znów runął na blat z głośnym trzaskiem. Karty i żetony podskoczyły. — Reszta biegiem po właściciela. — Uśmiech wykrzywił mu usta. — Bo tylko dzięki niemu i jego mądrym decyzjom — nacisnął na słowa, używając twardszego tonu — być może zapomnimy rozpieprzyć to miejsce w drobny, kurwa, mak.
Młoda kobieta o włosach spiętych w wysoką kitkę szurnęła krzesłem, wstając tak narwanie, że omal nie wywróciła mebla. Krzyknęła coś w języku nieznanym uszom Growa, a potem odwróciła się na pięcie i zaczęła biec do wyjścia. Za nią wstało paru obecnych krętaczy i złodziejaszków. Większość miny miała jednak zacięte.
No tak.
Czego mogli się spodziewać po bandzie oprychów bez instynktu samozachowawczego?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.17 2:02  •  GŁÓWNA SALA - Page 7 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Korzystając z faktu, że był pierwszym ogniwem, werbującym ludzi do walki, zręcznie wmieszał się w skromne grono „wolontariuszy”, widząc w tym dla siebie szanse. Chyba tylko czysty przypadek i najzwyklejszy fart pozwolił mu wyminąć każdego medyka na swojej drodze, który nie zawróciłby go z powrotem do pokoju. Z drugiej strony… byli Psami. Kogo obchodziło, na co porywał się ten młody szczyl i z jakimi konsekwencjami najpewniej będzie się to wiązało? Najwyżej Jekyll upierdoli mu nogi u samej dupy. A nie było w zasadzie czego odrywać, bo nogi miał krótkie.
Krótkie i niespecjalnie użyteczne w obecnym stanie.
Owinąwszy sobie stopy długim, cienki materiałem, nałożył na nie skarpety, by zaraz wcisnąć się w jakiekolwiek buty, które znalazł na swojej drodze (chyba pierwszy raz były naprawdę dopasowane). Nie miał niczego przygotowanego. Przez ostatnie tygodnie łaził boso od kąta w kąt we własnym pokoju, więc na co byłaby mu para, czekająca tuż przy materacu? Nie wpadło mu do głowy, że w ciągu najbliższych dni będzie miał szansę wyrwać się na akcję, jak szczeniak na pierwszy spacer.
Idąc w kierunku kasyna, zauważał pierwsze skutki swojej decyzji.
Przede wszystkim – był powolny. Może nie ciągnął się kilometry za chmarą, która aż rwała do przodu z tlącą nadzieją wybicia komuś zębów, jednak zdecydowanie odstawał od grona osób, z którymi najpewniej szedłby łeb w łeb. Z nikim nie rozmawiał, dreptał parę metrów za Wilczurem. Żadna katastrofa, choć zawsze było zauważalne.
Minął Rottweilera, rzucając mu odrobinę mniej napełnione szacunkiem spojrzenie, niż Kundel. W akcie powitania, bo w istocie trochę sobie o nim myślał przez ten czas. Nie manifestując swojej buńczuczności, szybko pognał ręką do kaptura i ściągnął go z łba, odsłaniając kępę świeżo przystrzyżonych włosów. Wszedł śladem przywódcy po wywarzonych drzwiach, choć pod nim deski chrząkały odrobinę mniej zadziornie. Fakt, że ciągnął się tuż obok niego tylko podkreślał, jak nie pasował do całej scenerii. Jak ta młodzieńcza buźka nie pasowała w starciu z wydętymi w zaskoczeniu ustami dziwek, które okupowały kolana niektórych wymordowanych. Jedyne co tu z niego pasowało, to żółty materiał na ramieniu i nieszczególne przejęcie na obitej twarzy.
Przystanął niedaleko Fenrira, kierując spojrzenie na jazgoczący sprzęt. Muzyka mu się nie podobała.
- Jesteś powalony.
„Niech się nie hamują”
No to się nie hamował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.17 14:45  •  GŁÓWNA SALA - Page 7 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Drzwi do jadalni otworzyły się z hukiem. Pierwsza na salę wkroczyła Marcelina, celująca w stronę nieproszonych gości. Zaraz za nią pojawiło się pierwsze wykidajło kasyna, Dżerard, również uzbrojony w jedną, porządną spluwę, o którą dbał jak o własne dwa, złote zęby. - To ja tu wypraszam gości, psie. - powiedziała Marcelina spokojnym tonem. Dżerard nie omieszkał jednak ryknąć na całe kasyno, by Ci, którzy nie posłuchali polecenia wilczura, ruszyli z krzeseł w stronę tylnego wyjścia. Wymordowany nie musiał nawet oddawać ostrzegawczych strzałów w sufit, jak to czasami bywało w takich sytuacjach. Jednak najwyraźniej nikt nie chciał zbliżać się do członków gangu a tym bardziej nie znaleźć się w zasięgu konfliktu. Hiena upewniła się szybko telepatycznie, że krupier kasyna, Pan Motyl zdołał już oddalić się na bezpieczną odległość z najcenniejszym asortymentem kasyna, uniemożliwiając obrabowanie lokalu. Zaraz za Dżerardem stanęła młoda, zbuntowana anielica Elisabeth z lekko trzęsącą się ręką, w której trzymała broń od Dżerarda. Tym razem byli przygotowani na ewentualność pojawienia się tu psów. W końcu trzymali jednego z nich.
Marcelina wskazała na czarną listę, pod którą znalazło się kilka nazwisk członków gangu DOGS. Przy jednym z nich - Kirinie - ktoś dopisał czarnym, koślawym pismem: "rachunki wyrównane". - Uznajmy, że dług jest spłacony. - uśmiechnęła się krnąbrnie. Czuła małą satysfakcję, często spotykała się z opinią, że gang ten jest przecież nietykalny. Nie tutaj. Żałowala w tej chwili, że nie zdążyli pobawić się Kirinem dłużej. Póki co jego obrażenia były wręcz śmieszne, lecz liczył się sam fakt, że wymordowana nie zostawiła tej sprawy bez odpowiedzi i bez działania z jej strony. Machnęła do Lokiego, by ten przytargał do sali ich związaną zdobycz. - Lokstar, oddaj naszym gościom ich własność.

Spoiler:
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.17 15:44  •  GŁÓWNA SALA - Page 7 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Kłamca usłyszał polecenie Marceliny. Wysunął się zza pleców Dżerarda, wlokąc za sobą związanego Kirina z postrzelonymi kolanami. Uśmiechnął się paskudnie do swojego więźnia, po czym rzucił wprost pod nogi przywódcy bandy.
- Powitać, Wilczarzu! Witaj w naszych skromnych, dość drewnianych progach. - chociaż mówił grzecznie, to, w jaki sposób cedził słowa i jak nazbyt przesadnie akcentował sylaby, to, jaki kpiący wyraz twarzy przywołał nie pozostawiało żadnych złudzeń co do szczerości jego słów. Loki, jak na niego przystało, szydził z "gości". Nieproszonych gości. - Ahh, cudna to rzecz, gdy w zimowy, śnieżny dzień ogień wesoło trzaska w kominku, wolno spopielając każdy kawałeczek drewna, a na rożnie skwierczy przepyszny kawał mięsiwa... nieprawdaż, Wilczku?
Loki z pozoru niedbałym ruchem wskoczył na najbliższy, wysoki blat. Wykałaczka w jego ustach co rusz zmieniała pozycje, wędrując z jednego kącika ust do drugiego, a tatuaż na oku zaczął niebezpiecznie pulsować czerwono-żółtymi odcieniami. Odrzucił poły płaszcza, niby to dla wygody, ujawniając dumnie przypiętą do łydki pochwę ze sztyletem. Pozycja, którą zajął, sprawiła również, że trzymanie miecza w pochwie na plecach stało się niewygodne, odpiął go więc i położył sobie na kolanach. Sięgnął po szklankę, nalał sobie whisky, po czym uniósł naczynie, z drwiącym uśmieszkiem salutując przywódcy DOGS i opróżniając je jednym haustem. Chwycił mały rewolwer, który podał mu Dżerard i pogładził go, nie spuszczając z oczu psów.
- No dobrze, czas przejść do interesów. Słuchajcie mnie więc, Pchlarze. Ten tutaj związany kundelek, wasz Doberman, sam sobie na taki los zasłużył. Myślę, że wszyscy się z tym zgodzimy. Został za to odpowiednio nagrodzony - tak, dobrze słyszycie, nagrodzony. - spojrzał ukradkiem na czarną listę, powieszoną przy wejściu do kasyna - ...Trochę szkoda, że tak szybko wpadliście. Nie zdążyliśmy się pobawić z Waszym kumplem, jest w zbyt dobrym stanie, by nazwać to spłaceniem długu... ale powiedzmy, że jesteśmy zadowoleni. Zabierajcie więc kompana, a potem grzeczny odwrót na pięcie i zamknijcie drzwi z drugiej ich strony, jeśli łaska. Nie przepadam za smażonym psem, a i Was pewnie średnio interesuje przypalone ogniem futerko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 14 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 10 ... 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach