Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9

Go down

Nie sądzę. Tylko ty tu widzisz dręczenie, ja go nie mam w intencjach. Może to bardziej... twoje myślenie życzeniowe? Hm? - W końcu ludzie mają różne zboczenia. Skoro Shazam tak ochoczo widział w niej sadystkę, może w ten sposób wyrażał swoje ukryte fantazje? Brr, ta perspektywa była przerażająca, ale niestety - prawdopodobna. Może lepiej w takim razie było tego nie roztrząsać, bo jeszcze skończyłoby się na tym, że musiałaby uciekać w te pędy, a na to zdecydowanie nie miała już siły. Po całym dniu pracy na nogach trzymała ją jeszcze tylko konieczność dotarcia do domu, gdzie gdy tylko wyczułaby możliwość rozłożenie się na płasko, pozostałaby w pozycji leżącej przez co najmniej kilka godzin, jeśli nie do samego rana. Mimo wszystko pościg za latającą kupą złomu i późniejsze grzebanie mu w bebechach były naprawdę wyczerpujące nie tylko dla ciała, ale i dla umysłu. Gdyby nie obecne przegadywanie się z upartym blondynem, Coral zapewne byłaby już w trakcie ożywczej wieczornej drzemki. I pal licho, że o tej porze nie powinno się przysypiać... w tej chwili najsilniej domagającą się uwagi myślą była właśnie ta sugerująca, by wreszcie wracać i się położyć, bez względu na okoliczności.
- Bynajmniej się nie dziwię. Stwierdzam fakty. Na pewno najlepiej by było, gdybyś się nie brał za wydawanie opinii na temat ludzkich charakterów, bo ani ich nie rozumiesz, ani nawet nie próbujesz zrozumieć - uzupełniła, wzruszając lekko ramionami. Tak już było i trudno, z tym nie było co dyskutować. Lekarz w końcu sam przyznał, że nie ma zdolności w tej dziedzinie, a Coral tę opinię w stu procentach podzielała. Kolejna rzecz, w której się niepokojąco zgadzali, czyżby?
- Chyba mnie nie zrozumiałeś. - Zaśmiała się krótko. - Twoje towarzystwo nie ma na mnie najmniejszego wpływu. Ale jeżeli już chcesz znać moją opinię, jest też dość irytujące, męczące, czasami w nielicznych przebłyskach nawet rozrywkowe. Szczególnie kiedy się drzesz jak wystraszona dziewczynka - wytknęła bezlitośnie.
- Właśnie widzę, jak o siebie dbasz. Wyhaczyłeś jakąś ślicznotkę na onkologii i chcesz zwrócić jej uwagę ładnym rozkwitem raka płuc? - Samej Sandfordównie palenie nie przeszkadzało aż tak bardzo, bo choć sama nigdy się za to nie wzięła, część jej kolegów z inżynierskiej braci potrafiła kurzyć jednego za drugim, praktycznie bez przerwy na normalny oddech. W swoich warsztatach mieli czasem aż szaro i tylko dobra wentylacja budynków jeszcze ratowała ich od uduszenia. Coral zaś zmuszona była jakoś znosić tę gęstą atmosferę za każdym razem, kiedy potrzebowała coś skonsultować, pożyczyć, albo gdy wołano ją do pomocy. Koniec końców musiała się przyzwyczaić, nawet jeśli nie pochwalała tego paskudnego nałogu.
- Plotkuje się o każdym. O mnie, o tobie, o Jadzi z recepcji i o Kaśce z piętra wyżej. Ale to są takie plotki, których bohaterowie nie są ważni. Nie ma znaczenia, o kim się mówi - byle mówić. Dla nich nie ma większego znaczenia, czy przyłapią na potajemnej schadzce ciebie czy ordynatora, ważna jest sama sensacja.
Spojrzała na Kiyoshiego z wyraźnym politowaniem, chcąc dać mu do zrozumienia, że generalnie to się nie zna. Biedaczek nawet nie miał pojęcia, że dostał prawdą prosto w twarz, ale nie był w stanie jej rozpoznać. Mąż, dziecko - same fakty! Jeśli jednak nie chciał jej wierzyć, przecież nie będzie go zmuszała. Może to nawet lepiej, żeby nie wiedział. Jeszcze by się nie daj Boże zainteresował albo znalazł w jej stanie cywilnym podstawę do kolejnych docinków. Nie mogła mu dać takiej przewagi, nawet jeśli sama niewiele sobie robiła z papierowego małżeństwa. Gdyby tak spojrzeć wstecz, nie widziała Shinry chyba od około roku, bo nawet kiedy wracał do Miasta co te kilka miesięcy, nie miała o tym zielonego pojęcia - a i on nie szukał z nią kontaktu. Najwidoczniej tak właśnie miało być.
- Tak we mnie wątpisz? Po prostu dobrze się trzymam, skarbeczku - skwitowała tylko, nie siląc się na dalsze wyjaśnienia, ani nawet komentarza na temat tego, gdzie i komu blondyn patrzy. Wiele rzeczy da się odpowiednio ukryć, jest na to pełno kobiecych sztuczek. Coral co prawda nigdy nie chciało się w to szczególnie bawić, ale gdyby potrzebowała tego kiedykolwiek - wiedziała jak się za to zabrać. Mogłaby być nawet po urodzeniu trojaczków, a Shaz nie miałby szans tego zauważyć. Ot, cuda współczesnej technologii.
- No to muszę się przygotować na napastowanie, bo akurat nic przy sobie nie mam. - Nie wiedziała, ile prawdy jest w owej groźbie, ale i tak niewiele mogła z tym zrobić. Najwyżej będzie miała nalot ptactwa, jednak i z tym na pewno sobie poradzi. Wolałaby z pewnością atak wściekłych wróbelków niż użeranie się z jednym Shazamem...
... który właśnie zaczął odstawiać jakieś dziwne manewry. Minęło kilka sekund nim zorientowała się, że lekarza dopadła jakaś niemoc w prawej ręce, a drugą obmacywał się po spodniach nie dla rozrywki, ale w poszukiwaniu czegoś konkretnego. Może byłoby to trochę zabawne, gdyby nie to, że wbrew opinii blondyna, Coral wcale nie śmieszyło cudze cierpienie.
- Czekaj no - nakazała stanowczo, przytrzymując delikwenta w miejscu za lewy łokieć, żeby się wreszcie raczył uspokoić. Spojrzawszy przelotnie na tylne kieszenie jego spodni, szybko zauważyła wybrzuszenie kryjące opakowanie z tabletkami. Bez żadnego oporu wyjęła je i podała Kiyoshiemu prosto do ręki, żeby się już biedny nie mordował.
- Tego szukałeś, tak?
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

- To, że go nie widzisz nie oznacza od razu, że go nie ma. Inaczej nie istniałby problem znęcenia się nad uczniami, nie? I nie zaczynaj z życzeniami. Może to Ty chciałabyś, żebym myślał życzeniowo? Wtedy przynajmniej miałabyś jakieś usprawiedliwienie dla własnego sumienia. - pewnie, pewnie. Najlepiej zawsze o wszystko obwiniać bogu ducha winnego lekarza, który nigdy nie miał nic złego na myśli, bo zwyczajnie zaprzątał sobie głowę innymi sprawami. Praca była ważniejsza od wszelakich życzeń i fantazji, więc Coral niestety nie trafiła nawet w tarczę, a co dopiero w dziesiątkę. - W sumie... Rudzi ludzie mają sumienie? - o duszę nie pytał, bo to było już wiadome. Gdyby sam blondyn już dawno nie zaprzedał duszy diabłu, to pewnie teraz bałby się przebywać w towarzystwie Sandford, ale na tę chwilę mógł czuć się w miarę bezpiecznie. Tym bardziej, że rudzielec był zmęczony, ale skoro jej ciało tak bardzo odczuwało przepracowanie, to dlaczego nadal tu stała? Może jednak faktycznie czerpie przyjemność z zatruwania życia blondynowi. To mogła być przemoc psychiczna na tle kolorowowłosowym. Do tej pory nikt na to nie wpadł, ale akurat Kiyoshiego nie zdziwiłoby, gdyby to właśnie Coral była pionierką w tym rodzaju dyskryminacji. Ktoś w końcu to zacząć musi.
- Nie znam się na ludzkich charakterach, ale jakoś wiem jak uciszyć każdego szczekającego pacjenta. Jak tam wolisz, Coral. Wiem swoje. - wzruszył ramionami i niejako potwierdził słowa rudowłosej. W końcu nie starał się nawet zrozumieć co właśnie chciała mu przekazać, więc może i tak samo postępuje z ludzkimi charakterami. Nie była to jednak jego wina. Ludzie przeważnie byli nudni. Mieli nudne marzenia, nudną pracę, nudne życie, nudne ambicje, nudną rodzinę. Jedyna, ciekawa rzecz w rodzaju ludzkim to jego choroby. Bakterie i wirusy, które dostają się do ciała człowieka różnymi drogami, żeby następnie wyrządzić w nich jak największe szkody, a tym samym urządzić sobie jak najlepsze mieszkanko. To właśnie fascynowało Shazama, a nie jakieś rozterki miłosne, poglądy na świat czy też biadolenie jakiejś roznerwicowanej nastolatki na to, że jej szkoła jest ciężka. NUUUDYYYY.
- Krzyk jest naturalną reakcją organizmu na niespodziewane sytuacje. To odruch. Jego się nie kontroluje, Condoleezzo Sandford. - pełne imię i nazwisko, czyli znak, że Shazowi coś nie przypasowało. Zazwyczaj zwracał się do ludzi w ten sposób, kiedy rozmowa szła nie po jego myśli albo kiedy zwyczajnie nie słuchali się jego poleceń. O dziwo, działało to w większości przypadków, chociaż inżynier może być na tyle szczególna, że tutaj akurat nic nie zdziała. - A jeśli moje towarzystwo Cię męczy, to jednak ma na Ciebie jakiś wpływ. No i po co tak uparcie do niego dążysz. Czyżbym się pomylił i jesteś jednak masochistką, Coral? - spojrzał na nią wymownie, unosząc przy tym swoją lewą brew do góry. Nigdy by jej o to nie podejrzewał, ale... Kto wie, kto wie!
- Czemu wszyscy czepiają się raka płuc? A zawał serca? To jest bardziej prawdopodobne z racji na to, jak wygląda moja praca i jak na organizm działają papierosy. I nie. Doskonale wiesz, że żadne ślicznotki mi w oko nie wpadają. Nie mam czasu na pierdoły. - tak, tak, tak. Gadki o raku nasłuchał się już wielokrotnie nie tylko w szpitalu, ale także w gronie swoich znajomych. Palenie zabija, palenie grozi utratą zdrowia, palenie jest niemodne, ale za to palenie jest przyjemne, relaksujące, uspokajające i przede wszystkim uzależnia. Kiyoshi nie zamierzał rezygnować z nikotyny ani dzisiaj, ani jutro, ani za kilkadziesiąt lat pod warunkiem, że tych kilkudziesięciu lat dożyje. Zycie było za proste, żeby martwić się takimi szczegółami jak rak.
- Naprawdę tak sądzisz? Plotki właśnie różnią się od siebie tym, o kim się plotkuję. Romans Pani Jadzi nie szokowałby tak bardzo, jak romans naszego szanownego i szczęśliwie panującego dyktatora. Rozmiar sensacji powiązany jest z osobą, której sensacja dotyczy. Może i Ty nie odstajesz jakoś szczególnie, więc nikt nie czeka na plotki o Tobie, ale pielęgniarki pozabijałby się o informacje o moim życiu prywatnym. Oczywiście, jeśli jakaś byłaby tak głupia, żeby założyć, że je mam. - wyjaśnił swój punkt widzenia, który oczywiście był inny od punktu widzenia Coral. Tak się to już chyba jakoś utarło, że oni nigdy nie mogą się zgodzić, ale to jest na pewno jej wina - Cofam. Na pewno większość byłaby na tyle głupia. - uściślenie to rzecz bardzo ważna.
Skarbeczku? Słowo to wleciało do jednego ucha Kiyoshiego, a wyleciało drugim o wiele szybciej, niż matka, która przyprowadza swoje dziecko bardzo późno do jego gabinetu, bo "wydawało jej się, że to niegroźne". Mógłby skwitować, że takie słownictwo słyszy jedynie na geriatrii, że to zbytnie spoufalanie się, że wcale tak do niego nie powinna mówić, bo sobie tego nie życzy, ale właśnie zaciągał się papierosowym dymem, więc niestety tego nie zrobił. Tym razem rudej się upiekło i być może dobrze się stało, bo jeszcze nie chciałaby pomóc Shazamowi i biedny by się skitrał z bólu. Teraz jednak złapanie za łokieć zbyt wiele nie dało, bo blondyn w takich sytuacjach w miejscu ustać nie potrafił, ale za to w jego oczach dało się dostrzec niemałą ulgę, kiedy zobaczył, jak Coral wyciąga z jego kieszeni tabletki. Nawet nie był zły za to, że sięgnęła tam, gdzie nie powinna. W tym momencie liczyły się dla niego tylko te małe, niedobre pastylki, z których jedna potrafiła uśmierzać ból już na dwadzieścia cztery godziny.
Kiyoshi nie miał jednak ani czasu, ani też ochoty na dokładne odmierzanie dawki lekarstwa, więc kciukiem podważył jedynie gumowe wieczko słoiczka, który następnie przystawił do ust i przechylił. W ten sposób na jego języku znalazły się aż trzy tabletki natychmiast lecące w dół przewodu pokarmowego.
- Dziękuję. - tak! Shazam właśnie podziękował Coral, co jest zjawiskiem niezwykle nietypowym, ale równie niespotykanym widokiem jest lekarz siedzący na huśtawce, którego czoło zdobią liczne krople potu. Blondyn musiał aż usiąść, bo inaczej byłoby słabo. Teraz dodatkowo przyciągnął swoją prawą rękę do klatki piersiowej i mocno ją ścisnął, chcąc sobie jakoś z tym poradzić, chociaż niewiele to dało. Ból nie atakował go cały czas z jedną siłą, ale do działania tabletek potrzeba około dziesięciu minut, więc swoje będzie musiał się jeszcze przemęczyć.
- Wybaczę Ci to zmacanie. - dorzucił z uśmiechem, który jednak wyglądał bardziej jak śmiech przez łzy, aniżeli faktyczne szczerzenie zębów. Mimo wszystko to nie był jego pierwszy atak, więc już trochę się do nich przyzwyczaił. No i przed Coral nie może pokazać zbyt dużo słabości, bo już nigdy nie zejdzie mu z głowy. I tak już widziała o wiele za dużo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Zawsze odwrócisz kota ogonem, co? - Westchnęła, na wpół rozbawiona, a po części z niedowierzaniem dla uporu, z jakim blondyn każdą wypowiedź potrafił przekręcić i zreinterpretować, byleby jego było na wierzchu. Najwyraźniej miał w tym kierunku jakiś kompleks - pewnie go gnębili w szkole i przez to teraz potrzebował zawsze górować nad rozmówcą, żeby przypadkiem nie stracić sterów. Coral mogła to zrozumieć, bo przecież przypadki chodzą po ludziach i niejedno się w życiu widziało, jednak to wcale nie znaczy, że zamierzała taki stan zaakceptować i tolerować pewne zachowania. Czegokolwiek facet nie przeżywał w dzieciństwie, okresie dorastania czy nawet w obecnym czasie, jeśli zamierzał zawsze wygrywać, trafił na trudnego przeciwnika. W końcu nawet gdyby pani inżynier poniosła porażkę, nie byłaby wcale taka prędka, żeby to przyznać. A przecież póki oponent nadal walczy, nie można jeszcze świętować wiktorii.
- A niby czemu mieliby nie mieć? Sugerujesz, że to zależne od koloru? Jakieś uprzedzenia na tle zawartości melaniny we włosach? Kochany, ale mamy trzydziesty pierwszy wiek: wolność, równość, tolerancja! - Zachichotała pod nosem, ledwie siląc się jeszcze na znaczniejsze przejawy emocji. Jeśli jednak już miała jakieś wykazywać, wolała się śmiać niż denerwować, nawet jeśli w innych warunkach może przyjęłaby słowa lekarza jako obraźliwe. Może jeszcze pięć minut temu za podobne wyrażenie zostałby zmierzony morderczym wzrokiem i ofuknięty w kilku nieprzyjemnych epitetach, jednak niestety - złoszczenie się zużywało za dużo sił. Jeśli Sandford chciała wrócić do domu w pozycji wyprostowanej i w sposób w miarę przytomny, musiała przełączyć się na tryb oszczędzania energii.
- "wiem swoje", dobra odpowiedź na wszystko. - Wzruszyła ramionami. - A uciszanie nie jest takie trudne, jak się wie, gdzie i kluczem którego kalibru uderzyć - zażartowała sobie nieco okrutnie, choć uśmiech na jej twarzy był w tamtym momencie był ledwie widoczny. Nie była sadystką, oczywiście że nie, ale czasem aż by się prosiło, by pewnym osobom solidnie przyłożyć. Tak profilaktycznie, na zaś, żeby się nauczyli życia. To jednak pozostawało na wieki w sferze fantazji, bo o ile Coral miewała bardzo agresywne myśli, o tyle już wcielanie ich w rzeczywistość byłoby zbyt niezgodne z jej charakterem i tym, w jaki sposób żyła. Mimo wszystko nie była z tych, co czynią innym krzywdę dla wyładowania własnych frustracji, jakkolwiek silne by one nie były. W tym przypadku można było mówić o napięciu sięgającym zenitu i przebijającym się przez górną granicę skali, jednak jak widać ramy trzymające zachowanie rudej w ryzach były wystarczająco mocne, by nie pozwolić się wyśliznąć niczemu poważniejszemu od ostrych słów.
- Może jestem, a może nie jestem... w sumie, jaka to dla ciebie różnica? Z jakiegoś powodu zakładasz, że lubię twoje towarzystwo i nie przyszła ci do głowy opcja, w której znoszę twoje paskudne zachowania tylko po to, żeby się czasami pośmiać. To układ czysto biznesowy.
Uśmiechnęła się, unosząc jeden kącik ust wyżej w ironicznym wyrazie. Jak na to, jak bardzo unikał tworzenia bliższych więzi z panią inżynier, zaskakująco często snuł domysły na jej temat i próbował chyba zrozumieć, choć bardzo opornie mu to szło. Nie zamierzała mu jednak tego bronić, nawet jeśli momentami szedł w zupełnie nie tym kierunku, co trzeba. Może to i lepiej - przynajmniej w ten sposób zachowywała swoje tajemnice przed upartym blondynem, przez co nadal się z nią męczył, zamiast znaleźć pokojowe rozwiązanie. Trudno.
- No nie wiem, czy tak doskonale to wiem. Wierz mi lub nie, ale nie interesuje mnie kronika twoich spotkań towarzyskich i sercowych rozterek, więc się w nią nie zagłębiam. Chociaż na ogół sądzę, że w tworzeniu relacji międzyludzkich masz zgrabność porównywalną do omszałego głazu, to jednak zawsze mogę się mylić. W końcu kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym spadaniem - zakończyła odrobinę tajemniczo, nieznacznie podnosząc wzrok na niebo. Znaczy, niebo - kopułę pokrywającą miasto, ale dzięki najcudowniejszej nowoczesnej technologii również wewnątrz szczelnego klosza otaczającego M-3 można było pooglądać wyświetlone odpowiedniki gwiazd i Księżyca. Schowała ręce do kieszeni, z grubsza ignorując kolejne słowa lekarza i zamiast tego obserwując samotną chmurkę, która przepłynęła przez niebo, przesłaniając na chwilę księżycową tarczę. Musiała być właśnie trzecia kwadra.
Następnym momentem, w którym zainteresowała się osoba rozmówcy była dziwaczna akcja pseudoratunkowa. Uniosła brwi na widok swobody, z jaką blondyn wpakował sobie do ust losową ilość tabletek, jak gdyby nigdy nic. Porządnemu medykowi na ten widok zmroziłoby się serce, ale jak widać ten przypadek był kompletnie stracony. Chyba wolała nie wnikać i nie komentować, bo już znała odpowiedź na swoje ewentualne obiekcje: "przecież to ja to mam dyplom z medycyny i lata praktyki, nie ty". Albo coś w tym stylu, a z grubsza po prostu komunikat, by się nie wtrącać. Skoro tak, to w porządku. Choć trzeba przyznać, podziękowaniami nieco ją zaskoczył - aż uniosła brwi w niemym wyrazie zdziwienia, po kilku sekundach znów wracając do neutralnego wyrazu twarzy. Z takim już zamierzała pozostać, ale... jakże mogłaby przepuścić taką soczystą, smakowita prowokację? Przecież aż sam się o to prosił. W czterech słowach wywołał u rudowłosej falę myśli i zamierzeń, które w ułamku sekundy uformowały się w złowieszczy plan. Nim jeszcze skończył mówić, Coral znajdowała się już pomiędzy obiema huśtawkami, a później w dwóch niespiesznych krokach ulokowała się za plecami blondyna, przekrzywiając głowę w bok jak rasowa postać z horroru. W dwie sekundy później marne milimetry dzieliły czubek jej nosa od lekarskiego ucha.
- Nie masz mi czego wybaczać. Jeszcze. - Przyciszyła głos do szeptu, nie przejmując się tym, że gdy kilkanaście minut temu wykonała taki sam manewr, Shaz omal nie zszedł na zawał. Jego problem - trzeba było tyle nie palić. - Bo wiesz, gdybym naprawdę zamierzała cię obmacać, zabrałabym się do tego nieco inaczej. - Blade, piegowate palce prześlizgnęły się po materiale ubrania, sięgając ramion i przemykając do przodu, ledwie raz na jakiś czas rzeczywiście cokolwiek dotykając struktury skrywającej dwudziestosześcioletnie ciało medyczne. - Wbrew pozorom jeśli chcę, to potrafię - mruknęła, pozwalając by ciepły oddech wciąż padał na ucho blondyna. Przynajmniej z tej strony nie zmarznie. - Jedyny haczyk w tym, że nie chcę. - Kilka słów pozbawionych nagle tej miękkości, którą miały poprzednie. Gwałtowne zniknięcie bladych dłoni, rudej fryzury i nieznacznego ciężaru opartego na łańcuchu huśtawki. I szyderczy chichot, stłumiony zwiniętymi w pięść palcami.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

- Nie, po prostu ludzie zawsze patrzą na niego ze złej strony i muszę to prostować. - wyrzucił z siebie, wzruszając przy tym ramionami. Zaraz... Czyli jednak Coral miała rację, a Shazam odwrócił kota ogonem w momencie, w którym zarzucano mu odwracanie kota ogonem. Prawdziwy geniusz decepcji, który potrafi oszukać nawet samego siebie, a to już sztuka. A to, że rudowłosa szukała jakiegoś usprawiedliwienia dla tego, że język lekarza był znacznie bardziej gibki od jej własnego, to już całkowicie jej problem. Blondyn nie był nigdy gnębiony ani odsuwany od społecznych grupek, ale co kto woli. Jeśli dla usprawiedliwienia swojej przegranej, inżynier potrzebowała wymyślać niestworzone historyjki dotyczące kompleksów i dzieciństwa Kiyoshiego, to już nie była jego sprawa, ale w takim wypadku Shazam poleciłby jej jakąś wizytę u specjalisty, bo zakrawało to o obsesję.
Kiyoshi aż się skrzywdził na słowa "wolność, równość, tolerancja". Na świecie dwie płcie nie istniały bez powodu. Kobiety nie były równe mężczyznom, a mężczyźni nie byli równi kobietom. Każdy miał swoją rolę w społeczeństwie do odegrania i nikt nikogo nie ograniczał, ale twierdzenie, że są sobie równi? Obłęd. Byli różni pod względem biologicznych, psychologicznym, społecznym, pod każdym, ale to każdym kątem.
- Skoro nie macie dusz, to równie dobrze możecie nie mieć sumienia. Rudzi ludzie są specyficzni nawet z medycznego punktu widzenia, więc dlaczego mielibyście być normalni w innych sprawach? To nie miałoby większego sensu, no. - mówił całkowicie poważnie, bo znał parę rudych osób i nie były one normalne. Coral udowadniała to na każdym kroku, Hachiro udowadniał to na każdym kroku, więc czemu lekarz miałby sądzić inaczej. Na podstawie poziomu zawartości melaniny we włosach powinni robić horoskopy, bo to na pewno ma jakiś wpływ na zachowanie. Gdyby Shazam był naukowcem, a nie lekarzem, to pewnie by ten temat podjął, ale w innym wypadku raczej nie będzie tego ruszał, bo wtedy by musiał spotykać się częściej z Coral, żeby zdobywać dane do badań. No, ale jeśli do tej pory ruda się jeszcze nie denerwowała, to chyba największy czas zacząć.
- No tak, jak się jest takim brutalem, to wszystko lepiej wychodzi. A użyć głowy to nie ma komu. - zażartował, ale trochę szorstko, Shazam, który doskonale zdawał sobie sprawę, że czasem rozwiązania siłowe są o wiele prostsze, ale jednocześnie o wiele mniej satysfakcjonujące. Blondyn czerpał bowiem przyjemność z tego, że potrafił kogoś rozpracować i sprawić, żeby działał dokładnie tak, jak on sobie wymarzył. No, a Coral akurat tak nie postępowała, więc ją lubił trochę mniej, ale to jakoś może da się obejść.
- Co to za biznes, w którym znosi się więcej cięgów niż ma się z niego korzyści? To trochę nielogiczne, więc albo mnie okłamujesz albo zwyczajnie jesteś kiepską bizneswoman. - rachunek był prosty. Jeśli przyjemności było więcej niż trudu, to biznes był dobry. Jeśli było na odwrót to nie tylko oznaczało to, że biznes jest beznadziejny, ale także być może to, że Coral faktycznie jest masochistką. Kiyoshi po prostu nie mógł dopatrzeć się sensu w jej rozumowaniu, bo zamiast niego widział wszędzie logiczne dziury. Niby nie lubi jego towarzystwa, a jednak go trochę poszukuje. Niby chce tego towarzystwa tylko po to, żeby się roześmiać, a mimo wszystko o wiele częściej się irytuje. Kobiety i ich logika? Być może. Mogło to też być zwyczajne kłamstwo rudowłosej.
- Może to i lepiej? Jeszcze byłabyś zaskoczona, że mam lepsze życie towarzyskie, niż połowa M-3. - odpowiedział całkowicie naturalnie, chociaż było to jedno, wielkie kłamstwo. Shazam nie posiadał życia towarzyskiego, bo nawet go nie szukał. Wszelakie kontakty poza pracą, które wymagały od niego większego wysiłku uważał za zbędne, nudne i monotonne. Po co sobie nimi zawracać głowę, po co pić z kimś piwo czy herbatę, skoro można zajmować się dodatkowym dyżurem albo jakąś nową, medyczną ksiązką? Wszystko wydawało mu się ciekawsze od zwykłych, ludzkich zajęć, którym większość oddaje się bez większego cienia sprzeciwu. Podejrzewał, że Sandford również należy do tego typu ludzi. Lubiła sobie wyjść na miasto, bezsensownie się napić, zatańczyć, pobawić się. Po co? Na co? Po kiego grzyba? Tego Kiyoshi nie wiedział.
To jednak nie była jedyna rzecz, której Shazam nie wiedział. Coral zaczynała się bowiem zachowywać nadzwyczaj dziwnie i blondyn nie był pewien czy to jakieś zmiany w jej mózgu, czy też to zwyczajnie zły wpływ powietrza na osobę, która większość czasu spędza w warsztacie. W każdym razie kiedy blondyn zwijał się jeszcze trochę z bólu, podła, ruda diablica postanowiła się z nim trochę zabawić. Problem polegał jednak na tym, że Kiyoshi nie widział w tym kompletnie nic śmiesznego. Nie bawiła go ta cała gra pozorów, nie cieszyła go ta udawana atencja, nie miał humoru na jakieś żarty, kiedy czuł, że jego ręka jest prawie wyrywana ze stawu. Jeśli ruda chciała coś osiągnąć, to wybrała zły moment. Oczywiście czuł jej bliskość za swoimi plecami, zdawał sobie sprawę z jej oddechu muskającego lekko jego ucho, a po jego plecach przeszedł nawet delikatny dreszcz, który dla inżynier powinien być widoczny. Jeśli jednak planowała zagrać na jego uczuciach, to trochę się przeliczyła. Shazam nie wstydził się kobiet, nie bał się kontaktu z nimi, nie miał fobii przed bliskością, nie onieśmielały go. Brak głębszych relacji z nimi był za to jego świadomą decyzją i kilka słówek oraz nachylenie się niczego nie zmienią.
- Dobrze, że dodałaś ostatnie zdanie, bo miałem dzwonić już po Hirokiego, żeby przybiegł tutaj z kaftanem. Udała Ci się za to jedna rzecz. W pełni świadomy tego nie zniosę, więc smacznego dla mnie. - rzekł do swojej znajomej i w tym samym momencie łyknął jeszcze jedną, kolejną tabletkę. W zasadzie nie powinien, bo skutki uboczne wcale takie przyjemne nie były, ale kiedyś już testował podobną dawkę i na niego źle nie działała, więc po takim zdarzeniu mógł spróbować jeszcze bardziej. Los jednak bywa przewrotny i skoro Shazam powiedział o Hirokim, to Hiroki upomniał się o Shazama. I tak na placu zabaw zaczął rozchodzić się dźwięk dzwonka lekarza. Nie było innego wyjścia, jak wziąć do lewej dłoni komórkę i odebrać połączenie. Blondyn kiwał kilka razy głową i przytakiwał rozmówcy aż wreszcie się odezwał.
- A mówiłem temu staremu prykowi, że będę potrzebny. MÓ-WI-ŁEM. - w tym samym momencie rozłączył się i schował telefon do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Nie pozostało nic innego, jak odwrócić się teraz w stronę Coral i teatralnie się ukłonić, niemalże orząc sprawną ręką o podłoże na placu zabaw. Taki z Shazama był dżentelmen, że nawet szarmancko się żegnał.
- Człowiek z pracy wyjdzie, ale praca z człowieka nie. Musze biec do szpitala, więc staraj się nie podrywać losowych osób siedzących w bólu. Nie wychodzi Ci to, Coral. - to był jego osobliwy sposób na powiedzenie "dobranoc" i pożegnanie się z rudowłosą. Istniała duża szansa, że ta tego zwyczajnie nie zrozumie, ale to już nie był problem blondyna. Jego nie rozumiało dużo osób, więc przestał się tym już dawno przejmować.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Może jesteśmy tacy osobliwi tylko pod względem medycznym? Jeśli nie wiesz na pewno - udowodnij, zamiast rzucać wytartymi frazesami z gatunku rudzi nie mają duszy. Ty też możesz nie mieć. - Wzruszyła ramionami po raz kolejny, dochodząc do wniosku, że zaczyna mieć tego wszystkiego coraz bardziej dość. Towarzystwo blondyna było w pewien sposób rozrywkowe, ale trzeba było dobrze rozpoznać granicę, nim przebywanie na tym samym obszarze przestanie być zabawne, a stanie się męczące. Dla Coral zaś każdy dodatkowy wysiłek był niemalże morderczy zważywszy na to, jak wyczerpana była po całym dniu pracy. Wbrew pozorom fucha inżyniera nie polegała na wygniataniu obicia w krześle obrotowym i beztroskiego naciskania klawiszy w komputerze; nieraz wymagała równie wiele sił co robota na budowie, co może nie robiło wielkiej różnicy rosłym chłopom, ale dla drobnej rudowłosej było swego rodzaju wyzwaniem. Przemęczała się i gdzieś z tyłu głowy miała tę świadomość, jednak z każdym dniem odsuwała ją nieco, spychając w najbardziej zapomniany kąt i próbując ignorować. Jak skończy kolejny projekt, to weźmie urlop i odpocznie. No, może ten następny projekt, bo to najlepiej na świeżo, póki jest w głowie, póki nikt nie podwędzi pomysłu... i tym sposobem nigdy nie nadchodził odpowiedni czas. Wierzyła jednak, że da sobie rade i kiedy potrzeba zrobienia sobie przerwy będzie nieunikniona, rozpozna odpowiednie objawy. Żeby nie daj Boże nie skończyć jak... no.
- Używam głowy i właśnie dlatego wiem, kiedy trzeba skorzystać z brutalnej siły - podkreśliła z przekąsem, lekko rozkładając ręce na boki. Tak, spójrzcie drodzy państwo na te bice, na tę górę mięśni, reinkarnacja Pudziana jak się patrzy. No... nie. Generalnie nie, panna Sandford nie należała ani do rosłych, ani do silnych, dlatego wszelkie groźby użycia przez nią przemocy mogły być spokojnie traktowane jako żart. Większość ludzi dokładnie w ten sposób czyniła, komentując podobne zapewnienia tylko przytłumionym rechotem i czasem równie ironicznym komentarzem. Cóż jednak, nie każdy ma poczucie humoru.
- Skoro ja rozumiem, a ty nie, to chyba nie ja w tym układzie jestem kiepska. - Kolejny dowód na to, że z niektórymi po prostu nie warto dyskutować. Nijak nie wiedzą, kiedy należy się poddać.
- Łżesz - skwitowała krótko, spoglądając na lekarza z politowaniem. W dniu, w którym ten typek wyhoduje sobie choćby przeciętne życie towarzyskie, Ziemia zawróci i zacznie się kręcić w odwrotną stronę, takiego dozna szoku. Facet nawet nie znał się na żartach, a to skutecznie utrudniało nawiązanie jakichkolwiek ludzkich relacji. Aż dreszcze człowieka przechodziły na myśl, że obecne przygadywanie ze strony Coral mógł uznać za poważne deklaracje. Gdyby któregoś dnia tak durny pomysł strzelił jej do głowy, musiałaby chyba popełnić rytualne Sapporo przy użyciu zszywacza do tapicerki, co nie byłoby ani przyjemne, ani estetyczne.
- Mhm, mhm - mruknęła, przybierając na twarz standardowy uśmiech z gatunku pierdolisz głupoty, ale nie chce mi się tłumaczyć i nawet nie drgnęła, kiedy Shaz odstawiał swój teatrzyk. Ledwie zdążył się odwrócić, Coral również wykonała zgrabny zwrot, powracając na jedyną słuszną drogę - drogę do domu.

[zt]
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach