Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 12 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12

Go down

Pisanie 26.03.20 3:17  •  Kompleks jaskiń - Page 12 Empty Re: Kompleks jaskiń
   Co to znaczy?
   Otwierał już usta; szorstkie wargi rozkleiły się, zza nich wychynęły krańce zębów, ale właściwie... co próbował przekazać oddając w jej ręce zupełnie obcy przedmiot? Nie znała jego wartości, nie mogła zrozumieć wygrawerowanych napisów – kilku liter i dwóch cyfr wybitych na pogiętej, zarysowanej blaszce pamiętającej miasta bez murów. Co to znaczyło? Wąskie ślepia przesunęły się wzdłuż twarzy łowczyni, zatrzymując na linii jej spojrzenia. Wpatrywała się w nieśmiertelnik i co właściwie o tym myślała?
   (że jesteś niepoczytalny)
   Wargi na powrót do siebie przylgnęły; skrzywił się lekko, prawie niedostrzegalnie, uciekając wzrokiem wzdłuż jej szyi, ramienia, hamując przy dłoni i wreszcie zatrzymując się w pełnym skupieniu na jedynej pamiątce jaka łączyła go z „tamtym” światem. Oddał jej to i nawet nie potrafił wytłumaczyć dlaczego.
   (ten węzeł nigdy do końca się nie rozwiązał)
   Był za stary, żeby działać tak niepewnie, a jednak okazywało się, że wiek nie miał tu żadnego znaczenia. Nagle pojawiała się przepaść, której nie można przekroczyć, przeskoczyć ani przebyć budując most – i zupełnie odcinała drogę do celu. Targały nim sprzeczne uczucia, bo z jednej strony chciał jej zaprzeczyć. Oczywiście, że wieki temu pogrzebał tamte problemy. W dzisiejszym świecie – na Desperacji – w DOGS – gdziekolwiek – nie miały żadnego znaczenia. Nie liczyło się na jakim etapie studiów skończył naukę ani czy jego matka była zawistną zołzą czy tylko samotną, znerwicowaną kobietą. Z drugiej strony był wściekły na samą myśl.
   Powrócił więc wzrokiem do jej oblicza; do cieni rzucanych przez rzęsy i uśmiechu pojawiającym się w bladej odsłonie.
   (cieszę się, że pozwoliłeś mi spędzić ze sobą trochę czasu)
   Pokręcił głową, łapiąc się tego tematu.
   Wszystko było lepsze od dalszego ciągnięcia poprzedniego.
   – Wiesz, że nie bez powodu podrzuciłem wam Javiera pod opiekę. Jak chciałaś spędzić ze mną trochę czasu i poznać drugą stronę to może jestem staroświecki, ale nadal obstaję przy tym, że starczyło wysłać list zamiast zakopywać się pod pięcioma metrami śniegu – rzucił i nawet jeżeli chciał dodać coś jeszcze to pokręcił tylko głową i zamilkł, dając ciszy trwać aż do momentu, w którym Yū ponownie się odezwała.
   Słuchał jej, a na dźwięk imienia
   (Vettori)
   machinalnie potaknął. Ciężko zapomnieć kogoś z tak betonową nawierzchnią twarzy; Grow był pełen podziwu dla łowcy już za sam fakt, że dla jego opanowania nie starczyłoby skali. Czasami takim ludziom zazdrościł; sam irytował się raczej często.
   – Bitwa to takie duże słowo... – wymamrotał zbolałym tonem, na krótką chwilę zamierając, by zaraz potem przewrócić oczami i w najstarszym znanym geście nastolatka unieść ramiona. A potem je opuścić. – Może. Kojarzysz najazd na góry Shi z zeszłego roku? Z całej tej chorej bandy powywracanych pojebów znałem ówczesną generał. Z Lysane miałem całkiem dobre stosunkii słowo „stosunek” jest tutaj kluczowya ona nagle wysłała wiadomość, abyśmy spotkali się w kanionie niedaleko Apogeum. Na miejsce dotarłem, w porównaniu do niej. Wracałem w określony punkt co kilka dni, aż wreszcie się pojawiła. Pierwotnie planowała stawić się w ramach negocjatora, ale czego dokładnie wymagała ode mnie – tego się nie dowiedziałem. Siedziba Kościoła stała już w płomieniach i z tego co zrozumiałem z jej pokrętnej historii – podejrzenia padły na DOGS. Zaznaczyła zresztą, że poświęciła – machnął nadgarstkiem, zataczając ręką koło, gdy uciekło mu słowo – ... bojowe jednostki, byle tylko ewakuować jak najwięcej tych najniższych szczeblem szajbusów. Ostatecznie po tej grupie miał pozostać popiół i trochę zgliszczy.
   Obrócił się; odrobinę, tylko tyle, żeby usiąść do niej bardziej przodem. Ciepłe płomienie ślizgały się po ich policzkach i szyjach jak wodorosty tknięte ruchem wody.
   – Ale nie zostało – podjął z westchnięciem. – Niedługo potem mój informator przytargał jakieś szczątki plotek na temat Kościoła. W każdym razie nie tylko ugasili pożar, ale na miejsce starego proroka pojawił się od razu nowy. Posłałem tego dzieciaka w pobliże gór, żeby wysondował teren. Koniec końców natrafił na ich nowego mesjasza, trochę pogadali. Gość twierdzi, że koniecznie – podkreślił to słowo – musi się ze mną spotkać. Na osobności. Początkowo zbyłem to machnięciem ręki, ale z drugiej strony nie mogę się od tego wykręcać w nieskończoność. Jeżeli nie przyjdę do niego, wkrótce pewnie pofatyguje się osobiście. Wspaniałomyślnie uznałem, że to najlepsza pora, żeby plotki o napadnięciu Kościoła przez DOGS wreszcie miały jakieś pokrycie. – Mimo rozbawienia, z jakim mówił, jego twarz ściągnęła się w poważniejszym wyrazie. – Zaleźli nam kilkakrotnie za skórę. Pamiętam, że wam też zazgrzytały relacje podczas jakiejś akcji – w Szpitalu Ostatniej Nadziei; tam gdzie ludzie zdrowieją, was pokarało ranami. – Poza tym... szarpnęli się na sojusz z M3. To samo w sobie stanowi świetny podkład, a mnie aż świerzbią ręce. Mam wrażenie, że nic tylko ratuję cały świat, a to szalenie męczące. Czas się trochę zabawić.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.20 22:54  •  Kompleks jaskiń - Page 12 Empty Re: Kompleks jaskiń
Westchnienie było najłagodniejszym z komentarzy na jego trwające milczenie, ale nawet ono rzucało na dzieloną chwilę jakiś cień. Znowu  przeważyła jego ostrożność.
  — Powiesz mi, kiedy będziesz chciał — podsumowała napiętą ciszę, chcąc pewnym tonem wynagrodzić mu zawahanie. Nie miała mu tego za złe, a mimo wszystko ledwo zdobyła się na obojętność. Kiedy słowa zawodziły, wsparła się gestami. Palce zdecydowanym ruchem zakleszczyły się wokół blaszki.
  Pozbawiony znaczenia przedmiot był tym samym czystą kartą, którą mogła zapisać. "To on ci to przekazał" pojawiło się na samej górze listy i w zasadzie jednooka nie potrzebowała niczego więcej, aby zatrzymać nieśmiertelnik przy sobie. Na tej samej zasadzie poznała przecież samego Growlithe'a. Kiedy pierwszy raz go zobaczyła, wysokiego, barczystego, z białą, rozrzuconą chaotycznie czupryną, nie spoglądała na niego tysiącletnim spojrzeniem. Był czysty. Wszystko co od tamtej chwili robił tworzyło nowy obraz.
  Nie interesowała jej przeszłość tamtego mężczyzny.
  Musiała związać go przysięgą sojuszu, zapewnić ochronę sekretom, które zdradziła jej poprzedniczka. Co nią kierowało, kiedy ściskała rękę Wilczura? Dlaczego uszczupliła dla niego siłę rebelii odkrywając przed desperacką bandą podziemne tunele? O czym jeszcze mu wspomniała, zanim zniknęła bez słowa?
  Tylko takie kwestie zaprzątały jej wtedy głowę i nie sądziła, że kiedykolwiek się to zmieni. Nie chciała, żeby się zmieniało. Wszyscy, których wówczas podziwiała byli nienaruszalni, zdolni poświęcić wszystko i wszystkich dla idei.
  Priorytety nie uległy zmianie, tylko proces ich dochodzenia znacznie się przekształcił.
  — Zanim zakopałam się pod moimi pięcioma metrami śniegu wysłałam list. O ile dobrze pamiętam, kazałam ci się do mnie nie zbliżać. Za bardzo weszło ci w nawyk ignorowanie moich próśb, żeby pisanie wiadomości miało jakikolwiek sens. Nie uważasz? I tak robisz to, na co masz ochotę — przypomniała unosząc brew, szukając w obliczu chociaż zalążka skruchy. — Staram się być miła, nie logiczna. Jeżeli będziesz mnie tak rozliczał z każdego słowa, przestanę się starać. Wiesz doskonale, że ostatnie pięć lat nie upłynęło nam na wzajemnym przerzucaniu się komplementami. — Odwróciła głowę czując się, jakby wylewał jej na głowę wiadro lodowatej wody.
  Jeden krok do przodu, dwa do tyłu. I znowu nie umieli ze sobą rozmawiać.
  Może po prostu nie był przyzwyczajony do szczerej wdzięczności? Dla prostytutek zazwyczaj liczyły się inne wartości.
  Przesunęła palcem po skraju zaciśniętej w dłoniach blaszki, dowodu, że coś rzeczywiście się wydarzyło. Nie potrafiła znaleźć miejsca dla małego wisiorka na niesfornym łańcuszku. Podrzucenie go na dno bezdenki wydawało się zbyt oschłe, założenie - zuchwałe. Dlatego w dalszym ciągu po prostu przerzucała go między palcami słuchając, gdy Wilczur opowiadał o planach nie tak donośnych, aby określać je bitwą.
  Jaka szkoda. Akurat bitwa dobrze by jej zrobiła. Przez Apokalipsę się zastała, straciła nieco zdrowia, ale nie chęć do walki. Nie trzeba było rozpalać ogniska, żeby w jej spojrzeniu przeskakiwały rozbielone iskry. Wystarczyłby dobry plan. Albo nawet nie. Mały, malutki pretekst.
  — Mężczyzna, który gapił się wyłącznie na ciebie na wzgórzach? — Sięgnęła pamięcią do niedalekich wydarzeń. Były rozmazane, bo walczyła wtedy o utrzymanie świadomości, ale zapamiętała go dobrze, bo bardzo przypominał jej Growlithe'a. Poza tym reprezentował Aoistów w rozmowie, która się wtedy toczyła, więc powiązanie wydawały się oczywiste. Kiwnęła głową powoli, ważyła słowa. — Ścierwowiercy napadli na szpital, który znajdował się wtedy w sojuszu z łowcami — zapauzowała. Brakowało jej Isao, który wziął pod swoje skrzydła zrujnowany gmach Ostatniej Nadziei. Chociaż nie darzyła aniołów sympatią, temu konkretnemu skrzydlatemu udało się zyskać jej przyjaźń. A potem zginął, tak jak wszyscy. — Generał Invidia, czy Lysane, jak wolisz, została wtedy pojmana wraz z innymi aoistami. Z jej przesłuchania wynikło, że sojusz z miastem to wydmuszka. Najwyraźniej ówczesny prorok postradał zmysły, bo posłał ich do walki bez żadnego przygotowania. Sądzisz, że Aoiści są warci uwagi, którą chcesz im ofiarować? — pytała z powagą. — Chociaż tamtego razu szukali pomocy u swoich sojuszników, miasto świadomie ich zignorowało. Po czymś takim musieliby nie mieć kręgosłupa, aby ponownie szukać wsparcia w zarazie ukrytej za murami. Skoro ich jednostki bojowe nie żyją, nie powinni tak ochoczo rozgłaszać plotek o waszym rzekomym napadzie. Co jeżeli nowy prorok chce się z tobą spotkać, aby zawiązać sojusz? Najwyraźniej jego polityka różni się od zamysłu poprzedników. Rozważałeś spotkanie się z nim tak, jak tego chce?
  Poza tym wyglądacie jak szczeniaki z jednego miotu.
  Zmrużyła powieki przyglądając się wyrazowi jego twarzy. Za rozbawieniem ukrywał powagę. Jego radość nie miała wiele wspólnego z pozytywnymi odczuciami. Może wyobrażał sobie już, jak wyrównuje rachunki z bezczelnym oszustem?
  Problem w tym, że Łowcy nie mieli powodu, by narażać się w obronie nadszarganej opinii psiej bandy. Rebelianci nie darzyli wielką sympatią swoich sojuszników, wierzyli, że uścisk ręki był koniecznością, bo DOGS zna położenie ich kryjówki. Nie ruszą w bój na odległej pustyni tylko dlatego, że kilka lat temu grupa heretyków urządziła sobie potańcówkę z dyktatorem.
  — Jeżeli prorokowi rzeczywiście zależy wyłącznie na spotkaniu, to powinien przystać na zaproszenie z twoimi warunkami. Chętnie dowiedziałabym się jak wygląda ich obecny potencjał i jaki mają stosunek względem M3, ale... jest jeszcze jedna sprawa. — Uniosła ramię i szarpnęła rękaw aż do łokcia. Metaliczna, wypełniona kolorowymi kamieniami bransoleta trzymała się niewiele poniżej nadgarstka. — To też nie ma wiele wspólnego z zabawą. Nie uważasz, że może mu chodzić o to?


Ostatnio zmieniony przez Yū ✿ dnia 29.03.20 13:42, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.20 3:22  •  Kompleks jaskiń - Page 12 Empty Re: Kompleks jaskiń
   Uśmiechnął się szerzej.
   – Łatwiej przyjmuję zaproszenia niż odmowy – przypomniał, bo choć miała rację, to zapominała o wydźwięku własnego listu. Nie tylko stanowił pożegnanie, przekreślenie wszystkiego jednym zamaszystym ruchem. Miał w sobie coś z bezwzględności. Brzmiał jak kategoryczne „Nie.” wypowiedziane mimo tęsknoty w oczach, stulonych pięści i zaciśniętych szczęk. Nie, nie mogę tego zrobić. Nie proś mnie o to. Nie. Co by się właściwie stało, gdyby rzeczywiście przytaknął na jej słowa? Spotkaliby się na szczycie góry, zupełnie oszołomieni, niezsynchronizowani? Skupiłby się wtedy na jeźdźcach czy na niej, zbyt zdezorientowany fatalnym stanem?
   Wyglądała już lepiej, ale jeszcze parę tygodni wstecz słaniała się na nogach, trzęsły się jej dłonie. Odpychała go od siebie – rękoma i groźbami. Pamiętał to cholerne napięcie mięśni, niesmak w ustach, gdy raz jeszcze zerkała na niego znad szali, jakby największą zbrodnią było postąpienie kroku naprzód.
   (i tak robisz to na co masz ochotę – zawsze tak było)
   Spierając się z reprezentantami apokalipsy postępował identycznie – egoizm wysunął się na prowadzenie, wrodzona arogancja kazała przejąć stery, choć – kto wie? – może naprawdę los całego świata zależał wtedy od ich wyborów. Nie mógł się opanować, bo przecież
   (i tak robisz to na co masz ochotę).
   Stek bzdur ściekał mu po brodzie jak krew, głos brzmiał jak melodia tworzona na fortepianie – ale tylko dzięki białym klawiszom, nie była więc prawdziwa, to nie całkowity potencjał, który dało się zagrać.
   Był jednak dobry w oszukiwaniu; wchodzeniu w rolę, podlizywaniu się, aby koniec końców wybuchnąć nerwowym śmiechem burzącym całą przyjemną otoczkę. Kiedy jednak grał zapominał o wszystkim. Liczył się cel. Wtedy tym celem było odwrócenie uwagi jeźdźców; nakierowanie ich na siebie. Gdzie w tym wszystkim był prorok?
   – Nie zwróciłem uwagi – przyznał, unosząc na moment brew, jakby nabrał przekonania, że jest jedynym, który zignorował najbardziej oczywisty element układanki. – Gapił się na mnie? – ten brak wiary, sarkazm i zaraz potem rosnące rozdrażnienie na krótką chwilę ostudziło zapał w jego spojrzeniu. Przymrużył powieki, zerkając w bok; na palenisko. Dał jej wtedy czas, aby mówiła. Wystarczyło, by poznać szczegóły, a przy okazji nabrać dostateczną ilość wdechów i oczyścić się z gniewu.
   – Nie są warci splunięcia, Yū – rzucił, podchwytując jej powagę. – I nie, nie rozważałem. Dlaczego w ogóle bym miał? – Dlaczego miałbym rozważać spotkanie, gdy przed sekundą wspomniałaś o możliwym sojuszu? Skąd w ogóle myśl, że kiedykolwiek wezmę pod uwagę kogoś jeszcze?
   Pokręcił głową, wreszcie na powrót unosząc na nią oczy. Strząsnął z siebie całą niemrawość, wszystkie delikatne gesty. Pozostało to, co znali bardzo dobrze – oschły osad, krótkie zdania. Argument kontra argument. Co o tym sądzisz? A, czyżby? W takim razie...
   – Gdyby chodziło mu o jeźdźców prędzej skontaktowałby się z całą resztą. A jeżeli chciał to rozegrać stopniowo, nie miał żadnego powodu, żeby zwracać się wpierw do mnie. Smoki są bardziej neutralną opcją na start. Do diaska, TY jesteś bardziej neutralną opcją ode mnie. – Zamarł, marszcząc czoło, z którego bezmyślnym ruchem odgarnął rozwichrzone włosy. Palce ześlizgnęły się z głowy, opadły na kark, który ścisnął mocno, próbując rozluźnić stwardniałe mięśnie. – To coś osobistego... Choć tak naprawdę – jaki interes może mieć do mnie świr z upadającej grupy? – Nie oczekiwał odpowiedzi; jeszcze zanim zdążyłaby otworzyć usta, kontynuował wywód: Chciał się spotkać sam na sam, jakby oczekiwał, że mam w ogóle interes, aby przyjmować jego idiotyczną propozycję. Nie mam. Kościół wystarczająco nagrabił sobie u Psów. Łapał moich ludzi i grzebał ich żywcem. Dlaczego miałbym ich zostawić w spokoju? Z jakiej racji wysłuchiwać proroka? – Bo jest nowy? Ma niezbadany potencjał? Wierzyć się nie chciało, by cokolwiek uległo tak drastycznej zmianie. Dłoń Wilczura zsunęła się z szyi, wylądowała na ziemi, ale palcami otarła się o kostkę Yū, jakby przypadkiem, choć z wyrazu jego oczu – ślepi ulokowanych gdzieś w dole – można było wywnioskować, że specjalnie jej dotknął. – Tak czy inaczej przypuszczę na nich atak. Teraz albo za moment – nieważne. Zetrzeć ich w proch to będzie czysta przyjemność. – Zabawa, której nam brakuje. Smak wygranej. Trochę rywalizacji, bo właściwie...
   (zawsze robisz to na co masz ochotę)
   – Szukam pretekstu, by nasz sojusz nie był tym samym co rozejm Kościoła i SPEC. Wydmuszka, co? Ładne z wierzchu, puste w środku. – Szlag by to wszystko. Te całe interesy, które nigdy się ze sobą nie pokrywały. – Nie ułatwiasz mi sprawy swoją sceptycznością.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.20 20:55  •  Kompleks jaskiń - Page 12 Empty Re: Kompleks jaskiń
  — Przepraszam. Martwię się w nadmiarze, więc ty już nie musisz— przyznała, przytakując gładko do własnego sceptycyzmu. Osobiście wolała określenie ostrożność.
  Rozważanie tak wielu opcji na raz, wiązało się z analizą również tych skrajnie nieprawdopodobnych. Sama nie potrafiła uwierzyć, że ścierwoprorok mógłby zapragnąć sojuszu z psią bandą, skoro Wilczur twierdził, że ich przeszłość zdominowały spięcia i konflikty. Może jego propozycja miała w sobie jakiś cel, którego jeszcze nie dostrzegali?
  Dla DOGS nie miało to oczywiście żadnego znaczenia.
  Desperacja była wyjałowiona z polityki, która jej głowę zaprzątała bez przerwy.
  Może właśnie przez to zwróciła większą uwagę na pozostałych reprezentantów frakcji, niż delegatów samej Apokalipsy. Dużo łatwiej było uwierzyć, że stoi się w towarzystwie dyktatora, niż diabelskiego sekretarza, ale spięcie i irytacja Growlithe'a nie zachęcały do drążenia tematu. Zachowała więc dla siebie resztę spostrzeżeń, którymi chciała się z nim podzielić.
  Podjął już decyzję, więc musiała się z tym pogodzić.
  — Nie wiem, Grow. Czasami zastanawia się po co wam jakikolwiek sojusz. To przez sentyment do Nyanmaru? Nie korzystacie z naszych tuneli, nie walczycie aktywnie z rządem ani jego wojskiem, miasto znajduje się daleko poza waszymi terenami. Nie robicie użytku z jego zasobów, nie zauważyłam też, żeby ktokolwiek z was przejawiał ambicje, aby opanować całą Desperację. Staracie się przeżyć i doskonale wam to wychodzi bez naszej broni i zapasów. Więc po co? — Spojrzała jakby od niechcenia w miejsce, gdzie trącił ją bezwiednie. W żaden sposób nie odwróciło to jej uwagi od poruszonego wątku. Zatrzymała wzrok na gruncie, równie nieświadomie przyglądając się jego opartej na piachu dłoni. — Spisanie zasad było formalnością. Szczerze wątpię, aby nasze grupy wchodziły sobie w drogę nawet bez tego — wyjaśniła. Podjęła przerwaną wypowiedź dopiero po krótkiej chwili, kiedy podniosła ku niemu ostrożne spojrzenie. — Nie darzyłam Nyanmaru sympatią, nie zgadzam się z wieloma jej decyzjami. Zmusiła mnie do kontynuacji współpracy, której forma brzmi bardziej jak wpis do pamiętnika dwójki przyjaciół - "nie będę cię bić na piątej przerwie między lekcjami, jeżeli pozwolisz mi się od czasu do czasu wgryzać w swoją kanapkę" — westchnęła. — Dlatego sądzę, że nie znam dostatecznie dobrze waszych powodów, aby wykluczyć ewentualność kolejnego sojuszu. Tego łączące nas reguły nie precyzują.
  Utkwiła w nim przeciągłe spojrzenie.
  Nie sądziła, aby rzucił się nagle do wyjaśnień. Jeżeli ta rozmowa coś udowodniła, to na pewno to, że jasnowłosy nienawidzi czegokolwiek wyjaśniać. Rzucał w przestrzeń hasło i oczekiwał, że wszyscy pójdą za jego głosem. Miało to zapewne swoje odniesienie w psiej bandzie, ale kiedy trafił kosa trafiła na kamień, a Wilczur na Przywódczynie, sprawy nie odbywały się tak gładko.
  Każde z nich miało swoje metody.
  Na przykład, gdyby spytał ją o zdanie, zaproponowałaby zasadzkę. Obecny Prorok sam się w nią pchał. Wystarczyłoby go zwabić propozycją spotkania, której pomysł wyszedł już od niego, a potem szybko się go pozbyć. Małe nakłady siły i wyposażenia, śmierć niemalże humanitarna. Problem jego osoby zniknąłby szybko i na dobre.
  Ale jednooka wiedziała, że akurat tego jednego nie zrobi. Nie będzie brał pod uwagę jej opinii. Chciał się zabawić, zacieśnić łączące obie grupy więzy. Wyrównać porachunki z całym Kościołem i raz na zawsze zapomnieć, że propozycja nieznajomego mężczyzny mogła mieć charakter osobistej. Skojarzenie dwójki dyskutującym w nachyleniu nad kartką zatytułowaną "zasady wakacyjnej przygody" było jeszcze bliższe niż wcześniej.
  "Nie będziesz miał innych przyjaciół poza mną".
  Zaśmiała się w duchu.
  — Nie potrafię podejmować decyzji tak szybko jak ty. Kto wie, może z czasem mnie tego nauczysz? — zapytała buńczucznie starają się, aby charakter rozmowy nie zamienił się ostatecznie w wojenną naradę. — Łowcy poprą DOGS w tym starciu, ale zyski dzielimy po równo.
  Nie była aż tak łakoma na łupy, ale bogactwa to powód lepszy niż żaden. Połączonymi siłami pozbędą się aoistów na dobre, wtedy groźba odnowienia współpracy z miastem nie będzie więcej problemem. Nie, żeby rebelianci bali się agresywnego narzucania im wiary czy dominacji rosołu z aniołów nad gulaszem ze szczura.
  Wojny z religią w tle przypominały jej czasy spięć ojca z dziadkami. Ostatecznie wychowano ją w myśli szintoizmu, ale na kultywację dawnych zwyczajów nie było czasu, od kiedy powiązała swój los z organizacją. Ostatni raz miała więc do czynienia z wiarą w dzieciństwie. Kościół, jeżeli nie miał znaczenia militarnego, niewiele dla niej znaczył.
  Miał przestać istnieć? Niech i tak będzie.
  — Zaprowadź mnie do waszej kryjówki i przedstaw swoim ludziom — zażądała spokojnie. Wiedziała, że prosi o coś, co kiedyś byłoby niemożliwe. I właśnie dlatego to zrobiła.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.20 3:00  •  Kompleks jaskiń - Page 12 Empty Re: Kompleks jaskiń
   Jej słowa natarły jak przypływ, z głośnym chlustem uderzając w skały. Obiły się o napięte granice umysłu, wtargnęły do środka, zalewając całą przestrzeń. Bo – czasami – zastanawiała się po co im jakikolwiek sojusz. Usta Wilczura nie drgnęły, choć wargi zamrowiły, gotowe zacisnąć się i wykrzywić – jak zawsze, gdy brało go rozdrażnienie. Nakazał samemu sobie spokój, bo tak naprawdę miała rację. To było w tym denerwujące; że w całym tym łagodnym monologu powiedziała to czego on nigdy by z siebie nie wykrztusił.
   – Nyanmaru nie miała z tym nic wspólnego – zapewnił powoli; może zbyt powoli, zbyt ostrożnie jak na siebie. Starał się, naprawdę się starał, ale jak miał reagować, gdy coraz bardziej była przeciwko niemu? – DOGS wkrada się do miasta od samego początku. Napieramy na mury i giniemy tuż pod nimi. Ostrzeliwują nas i odpędzają, choć musimy wejść do środka. Musimy, rozumiesz? – Jak psy goniące za samochodem, które – gdy pojazd wreszcie zahamuje – nie wiedzą co zrobić dalej, jak wkraść się do wewnątrz. A muszą. Muszą, bo szaleje burza, a one tej burzy nienawidzą.
   Przymrużył oczy; powieki opadły o milimetr, dwa, ale to wystarczyło, by nadać jego twarzy inny wyraz. Nie miała pojęcia o akcjach sprzed lat. Była już wtedy wśród łowców? Coś podpowiadało mu, że musiała być, że plątała się wśród nich od zawsze. Mało o niej wiedział, w rzeczywistości za mało, aby chcieć podtrzymać sojusz na pierwszym spotkaniu. A jednak uścisnęli sobie dłonie, więc jakie błędy popełnili, że doszli do obecnej rozmowy?
   – Łowcy mieli nam to ułatwić. Długo negocjowałem z tobą warunki, pamiętasz? Nie chciałaś pozwolić, byśmy włazili z brudnymi butami do korytarzy waszej siedziby. – Nie chciała żadnego wymordowanego w pobliżu siebie, bo byli tylko
   (Znasz jakiś sposób, żeby przekonać mnie o tym, że nie jesteś żądnym krwi potworem?)
   bandą zwierząt.
   – Nie kręcimy się po nich, jeżeli nie ma takiej potrzeby. Co nie znaczy, że wróg stał się dla nas obcy. Dalej pamiętamy, gdy porwanomoją córkę, Evendelljedną z podopiecznych. Gdy przerzedzono nasze szeregi z dziesiątek do jednostek, bo musieliśmy wyrwać ją z dyktatorskich łap. Znamy smak żelaza, Yū. Stoczyliśmy z nimi setki walk, przegraliśmy masę z nich. Sądzisz dalej, że SPEC jest dla nas niczym? – syknął, odsuwając od niej rękę, jakby nagle bliskość zaczęła parzyć. Oparł palce na karku, na napiętych mięśniach, za każdym razem tężejących, gdy przychodziło rozmawiać na ważny temat. Głos nie niósł jednak ze sobą ostrych tonów; był schrypnięty i nic ponadto. – Ale w tym wszystkim masz rację, próbujemy przeżyć. To nie tak, że nie chcemy atakować wojskowych, że nie mamy interesu w tym, aby wedrzeć się do Miasta-3.
   Sęk w tym, że nie mamy czasu, sił, czasami chęci. Doba jest tak samo krótka na Desperacji i w tych waszych zasranych ściekach, ale waszych granic chociaż strzeże cholerne miasto. A naszych kto?
   Zaczerpując tchu
   (posłuchaj, moja ty śliczna dyktatorko)
   usłyszał swój własny głos; odległy, jakby z samego dna jaskiń. Rozbawiony, szyderczy ton kogoś, kto lada moment dostanie czego chciał. Zależało mu na tym sojuszu. Był wtedy pewien swego, pewien najbliższego celu. Nyanmaru była dla niego taka miła, taka chętna wobec każdej składanej łowcom oferty. Gdyby nie zniknęła, poszłoby śmiesznie łatwo – wystarczająco prosto, aby wkrótce zapomnieć o łowcach i wiążących ich ze sobą deklaracjach, bo kim byłyby szczury bez swojej jedynej siły napędowej? Nikim.
   Powietrze zamarło mu w gardle, zamieniło się w gulę twardą jak kamień. Był o krok od rozgrzebania fatalnych początków, a przecież sam zachowywał się wtedy jak dzieciak, bo nagle okazało się, że miejsce usłużnej, wesołej Nyanmaru zajął ktoś rozsądniejszy; ktoś, kto nie rozumie sojuszu i popiera go tylko przez wzgląd na wcześniejsze akcje. Może nie mając wyboru.
   – Nasze interesy potrafią się jednak pokrywać, ale działamy na innych terenach. Gdyby SPEC ruszyło poza mury, moje Charty wytropiłyby ich grupy, a Dobermany zagryzły żołdaków w paru kłapnięciach szczęk. – Na samą myśl pokręcił głową, choć widać było, jak usta rozciągają się w słabo krytym uśmiechu. – Ale wojsko chowa się po drugiej stronie, a tam nie mamy wglądu. Środek Miasta to wasza działka, my urzędujemy tutaj. A póki nie mamy nic do roboty, dlaczego nie zająć się niewygodną zbieraniną szaleńców?
   Przytaknął zaraz na jej prośbę, choć nie sądził, aby potrzebowała zdolności tak radykalnie szybkiego decydowania. Natychmiastowe, agresywne reakcje były konieczne na Desperacji. W jej polityce działało to inaczej; planowo. Mieli zresztą odmienne metody, ale nie grało to żadnej roli. Działały tam, gdzie miały działać, choć czemu nie zaznać smaku zupełnie obcych taktyk?
   Cała wesołość uszła z niego wraz z następnymi słowami. Przez chwilę patrzył tylko na nią; jeszcze trzymał się go uśmiech, ale słabł z każdą sekundą. Stopniowo ustępował zaskoczeniu i niepewności, jakby wyłapał wśród tonów kłamstwo albo obelgę.
   „Nie” – siadło mu na języku. „Nie, kurwa, nie ma opcji. Na litość boską, po co miałabyś tam przychodzić?”
   – Mogę ci ich przedstawić w każdym innym miejscu – podsunął, choć wyczuwał, że nie chodziło o samą chęć poznania kilku nowych twarzy. Jej żądanie miało zupełnie inne podłoże, choć nie rozumiał – Dlaczego?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.04.20 13:21  •  Kompleks jaskiń - Page 12 Empty Re: Kompleks jaskiń
  Rozumiesz?
  Bardzo chciałaby rozumieć, ale nie, nie rozumiała. Odpowiedź wymykała się poza krawędź percepcji. Kilka razy miała wrażenie, że jest bliska pojęcia motywów, które nimi kierują, lecz rezultat wymykał się z rąk jak śliska ryba.
  Nie mogłabyś zebrać ludzi i zbudować nowego miasta?
  Zaśmiała się gorzko. Żadne z nich nie pojmowało jak to jest być w skórze drugiego i chyba tylko dzięki temu nadal mieli po co otwierać gęby. Żeby zadawać te wszystkie pytania krzywiąc się, kiedy odpowiedź nie pokryje się z oczekiwaniami. Bo najwyraźniej mieli względem siebie jakieś oczekiwania.
  — Zrozumiem, jeżeli postanowisz mi to wyjaśnić. A przynajmniej postaram się. — Schyliła głowę akceptując jego słowa, towarzyszącą im irytację, nawet ten drobny gest, który nie umknął jej uwadze. Odsunął się, jakby z odrazy i jeżeli w jakiś sposób ją to uraziło, nie dała po sobie znać. — To się tyczy wszystkiego, Grow. Nie złość się na mnie, tylko dlatego, że czegoś nie wiem. W wielu wypadkach dopiero ty możesz mi pewne kwestie przybliżyć.
  Opanowanie kosztowało ją kilka sekund przeciągającego się milczenia, a przecież bardzo chciała do niego mówić. Zamiast tego ukryła rozczarowanie. Może to drobiazg, ale rzucanie zdawkowych pytań mężczyźnie którego się kocha, nawet ściśle powiązanych z obowiązkami, nadal liczy się jako rozmowa z nim. Przerażająca, ekscytująca i uzależniająca jednocześnie.
  To co mówił jasnowłosy miało sens, oczywiście. Ale ona wiedziała, że w konflikcie prowadzonym jednocześnie z miastem i desperacją Łowcy nie mieli żadnych szans. Wystarczyło tylko pewnego razu upomnieć się siłą o to, co zapewniał sojusz, by na wieki cieszyć się już zaletami kryjówki zatopionej bezpośrednio pod terenami M-3.
  Więc dlaczego, chociaż DOGS nie zasłynęło ze swoich pokojowych pertraktacji, postanowiło w tym wypadku zrobić wyjątek i obejść się smakiem? Czy posiadanie wspólnego wroga spajało te dwie grupy dostatecznie silnym wiązaniem, aby sojusz mógł ją przeżyć?
  — Więc to kwestia zemsty — poniekąd. Ale jeżeli uda im się wyrównać rachunki, stracą zainteresowanie miastem? — Obawiałam się, że podasz mi jakiś bardzo osobisty powód, którego nie byłabym w stanie zaakceptować. Widzisz, powiedziałam, że nie będę podważać twoich poczynań, ale nadal mogę je kwestionować, w myślach.
  Uśmiechnęła się zapatrzona w Javiera, chociaż oczywistym było, że ten grymas przeznaczony był dla człowieka siedzącego obok. Chyba ucieszyło ją, że nie rzucił czegoś tak idiotycznego jak "ze względu na ciebie". Wtedy ostatecznie podkopałby jej wiarę w posiadane umiejętności przywódcze.
  A próżność? Może odrobinę, bardzo delikatnie podbudowałby w ten sposób jej samoocenę.
  Nieważne. I tak bardziej odnajdywała się w roli sztywnego lidera.
  — Wiem, że Desperacja nie jest gościnnym terenem. Jeden z waszych sprzedał nam swego czasu kilka przydatnych lokacji. Udało nam się dzięki temu zabezpieczyć stację na obrzeżach pustyni. Nazywał się... Christopher? Chciałabym mu kiedyś podziękować. — Przytknęła zwiniętą pieść do ust wpatrując się zamyślona w niebo. Chociaż to Sleipnir się z nim spotkał, miała nadzieję poznać większą ilość kundli osobiście. — W każdym razie. Wojsko zbudowało posterunek na Desperacji, ten którego plany budowy dostarczyłam Ci kiedyś wraz z nagraniem. Niedawno kilka moich wtyk potwierdziło jego położenie. — Nachyliła się łapiąc jakiś badyl, którym nakreśliła następnie niewyraźnie kilka linii sugerujących kształtem mury, a potem dźgnęła kupkę piachu. Dzięki przesłuchani martwej już Saiyuri mogła teraz podzielić się nową dozą informacji. — Jest gdzieś tutaj. Używają go najwyraźniej do eksperymentowania na wymordowanych. Nie chcą ich przenosić do miasta, zbyt duże ryzyko. Jeżeli kiedyś złapią kogoś z waszych... zapewne trafi tutaj.
  Wyprostowała się, szukając w jego spojrzeniu zrozumienia.
  Podała mu Speców jak na tacy już nie raz, a dwa razy.
  Gdzie się podziały te truchła zagryzionych żołdaków? I dlaczego balansowała na granicy próbując słowami wbić mu nóż w pierś? Właśnie takie odniosła wrażenie, kiedy zastygł w miejscu z blednących uśmiechem. Jakby w istocie próbowała dźgnąć go nie ukrywając radości.
  Zamknęła oczy łapiąc cichy oddech.
  — Nieważne. Nie będzie takiej potrzeby. — Dźwignęła się z kolan wybudzając ugłaskanego do snu Javiera. Przykucnęła przy Wilczurze tylko na moment, położyła mu dłoń na ramieniu ignorując własne napięcie. — Niebo blednie. Chciałabym zmrużyć oczy chociaż na moment zanim zabiorę się w drogę powrotną. Jav na pewno byłby dobrym towarzyszem drzemki, ale chyba ciebie lubię bardziej od niego. O odrobinkę, co prawda, ale jednak. — Nachyliła się w jego kierunku mówiąc cicho. — Zapomnij o tym co powiedziałam, widzę że ci to nie pasuje.
  Przygładziła mu czuprynę uśmiechając się półgębkiem pomimo przygnębienia.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.05.20 1:03  •  Kompleks jaskiń - Page 12 Empty Re: Kompleks jaskiń
 – Wiem – przyznał, tłumiąc drapiące w gardło rozdrażnienie. – Przepraszam. Bywam nadgorliwy. – „Nie. Nie bywasz” – szepnęło coś w samym krańcu podświadomości; coś ostrego i lepkiego zarazem, jakby w gęstej ślinie znajdowało się mnóstwo drobinek szkła. Mówiło cicho; Grow niemal jak przez błonę usłyszał nagły nacisk w tonie: „JESTEŚ nadgorliwy”. Ludzie nie rozumieli motywów – i co w tym dziwnego? Sam nie rozumiał perspektywy SPEC. Być może, gdyby pewnego razu przysiadł z dyktatorem przy jednym stole, wyjaśniliby sobie wszystkie niepoprawności. Doszłoby nie tyle do wstrzymania wojny, co do ataków o innych podłożach. Sensowniejszych. Bo jak miał to teraz wyjaśnić łowczyni? Opowiedzieć jak powstało DOGS? Jak bardzo przyczyniło się do tego wojsko chroniące ścierwa, które zwą się naukowcami? Miał przypomnieć, że życie na Desperacji różni się od tego w Mieście-3, różni się nawet od życia w kanałach? Pchała ich naprzód chora zazdrość. Słuszna czy nie – nakręcała przerabiając na bezmyślne, goniące za autem kundle. Koniec końców łapali przecież żołnierzy. Mieli na koncie szturm na północną część utopii – Grow do teraz pamiętał smak krwi ściekającej spomiędzy zębów; tej dyktatorskiej juchy. Zabili wtedy wielu i ranili całe dziesiątki, by sześć lat później wciąż kryć się pod ziemią, wciąż marznąć, wciąż zdychać z upałów. Na miejsce starego dyktatora przyszedł nowy – identyczny. Jak więc miał jej wyjaśnić to bezsensowne, zamknięte koło?
 Nie było szans. Milczał więc zawzięcie, co jakiś czas zerkając na nią przelotnie, ale głównie skupiając się na ogniu. Płomienie dogasały i choć mógł je teraz wstrzymać albo nawet wzmocnić, ostatecznie tego nie zrobił. Jakakolwiek reakcja przyszła dopiero na wzmiankę o Pudlu.
 – Chris? – mówiąc to prawie się roześmiał. To imię nie pasowało do okoliczności; do wyściubienia nosa z bezpiecznych, czarnych od mroku korytarzy DOGS. A jednak jego Psy działały po swojemu; patrolowały okolice, wszczynały bójki z błahych albo prywatnych powodów. Potrafiły też załatwiać sprawy, wcześniej nie konsultując tego z nim samym. A może wręcz przeciwnie, robiąc to, ale w momencie, w którym obowiązków było zbyt wiele, aby dało się to spamiętać? Wizja potykającego się o byle kamień Skoczka, który postanowił przemierzyć dziesiątki kilometrów, aby przekazać informacje łowcom, wydawała się wystarczająco zabawna, by na twarzy Growa pojawił się cień uśmiechu. – I jak ja ostudzę jego radość, gdy tylko się dowie, że chcesz się z nim spotkać? – Ironia wciąż pobrzmiewała w głosie, ale wrogość zelżała. Przypatrywał się łowczyni; już nie ukradkiem, kątem oka, udając nieudolnie, że w rzeczywistości interesuje go ogień lub opustoszone okolice. Twarz miał zwróconą frontem do kobiety, jaskrawe w barwach ślepia przesuwały się po każdym centymetrze jej oblicza. To jak zaciskała usta, jak mrużyła powieki – rejestrował nawet tych kilka kosmyków, które opadły jej na skronie. Dopiero po chwili oderwał od niej wzrok, koncentrując się na tworzonym w piachu szkicu.
 – Pamiętam – przytaknął od razu, sięgając wyobraźnią do wydarzeń sprzed... do licha, ile to już było? Minęły wieki i choć ciężko to zrzucić na karb zapracowania, wewnątrz narosła żałosna ochota, aby usprawiedliwić się przed Yū. Zawiązane w mocny supeł trzewia nie rozluźniły się nawet po tym, jak zdał sobie sprawę, że w międzyczasie naprawdę było o wiele więcej tematów, którymi musiał się zająć. Ważniejszych niż placówka, która na razie nie stanowiła szczególnego zagrożenia.
 Przez ściśnięty umysł prześlizgnęło się jednak ostre, świadome prawdy pytanie.
Co z tego?
 Przez nie pragnienie, żeby się wybielić, nie zelżało. Nie mógłby jednak podsunąć argumentów. Nie dlatego, że ich nie miał, ale przez to, że nie potrafił sensownie ich przedstawić. Usta zacisnęły się lekko; czuł jak dolna warga, ta wiecznie spękana od suchego powietrza desperackich terenów, znów wilgotnieje od krwi. Przesunął językiem wzdłuż zranienia, dając sobie sekundę więcej na namysł.
 Było w tym coś irytującego. Na przemian nie potrafił ugryźć się w język i milknął. Sprzeczał się i kompletnie opadał z sił. Wiedział już, że to towarzystwo łowczyni tak na niego działało. W jednej chwili rósł do rozmiarów daleko wykraczających jego fizyczne gabaryty, by zaraz potem zapaść się w sobie. Starczyły niewielkie gesty, zniżenie głosu albo konkretne słowo – tylko tyle, by przebić pęczniejący balon.
 Tym razem kucnęła. Jeszcze nim uniósł na nią spojrzenie, poczuł na ramieniu niewielki ciężar dłoni. Zaczerpnął tchu, chcąc wreszcie coś powiedzieć, ale przed tym, zanim tlen trafił do płuc, palce Kami przesunęły się po zszarzałych od piachu włosach, na ułamek chwili wyłączając funkcje życiowe wymordowanego.
 – ... widzę, że ci to nie pasuje.
 Złapał jej nadgarstek. Właściwie miał wrażenie, że nic się nie zmieniło, a w następnym momencie, po jednym mrugnięciu, trzymał już jej przegub. Włożył w to wystarczająco mało siły, by uznać gest za nieszkodliwy.
 – Zaprowadzę cię do DOGS. – Ledwo rozpoznawał swój głos; na granicy szeptu i mowy, schrypnięty albo raczej mrukliwy. Odetchnął, zdając sobie sprawę, że aż do teraz wstrzymywał powietrze; niepotrzebnie to wszystko gmatwali już na samym początku. – Zaraz po tym jak sojusz nabierze znaczenia będziesz mogła wziąć tylu ludzi ilu ci się spodoba.
 Nie wypuszczając jej z uchwytu podniósł się z ziemi. Czuł jak zastałe mięśnie chcą zaprotestować, ale mimo tego, wyhartowane latami gwałtownych zrywów, szybko dostosowują się do dźwignięcia całej wagi.
 – Pogadajmy kiedyś o tym. Weź Javiera ze sobą i przyślij go, kiedy nabierzesz ochoty na wspólne plany. Przydałoby się uklepać ten cały nasz rozejm. Nie tylko wymieniać się informacjami i łazić od jednego kąta w drugi. Nasi ludzie w ogóle się nie znają, zauważyłaś? Gdyby zaatakowano Łowców nie sądzę, żeby Psy się tym przejęły. Broniłyby was pod rozkazem, ale co to właściwie nam daje? Pod rozkazem mogą was też bronić Smoki. – Wypuścił jej dłoń z uchwytu. – Z nami tak samo. – Cmoknął nagle, kręcąc głową. – Ale to następnym razem. Na razie się prześpijmy skoro już cudem wygrałem walkę z Javierem.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.05.20 18:18  •  Kompleks jaskiń - Page 12 Empty Re: Kompleks jaskiń
  Pochwycony nadgarstek, wiszący niezgrabnie przy jego policzku, rozluźnił się, a potem opadł niewielkim ciężarem na podtrzymującą go dłoń. Czarnowłosa zatrzymała na mężczyźnie spojrzenie, ostrożne i ciekawe. Przysiadła niżej na kolanach dając mu szansę na wydobycie z siebie słów, których ciężar grzązł mu w gardle, jak zwykle gdy zdawał się walczyć z nadmiarem wątpliwości.
  Nie potrzebuję twoich ludzi. Chcę poznać DOGS takim jakie ty je znasz, odpowiedziała sobie w myślach nie odrywając wzroku od twarzy pogrążonej w blednącym świetle. Nie przerywała mu jednak, a kiedy skończył przytaknęła powoli, ale zdecydowanie.
  — Dobrze — odpowiedziała ograniczając się do tego, co najistotniejsze.
  Zanim cokolwiek się zdarzy będą jeszcze setki okazji by porozmawiać, by wszystko sobie wyjaśnić.
  Polegając na jego sile również wstała. Podtrzymywana za rękę nie miała z resztą większego wyboru, lecz nawet tak trywialna czynność wykonywana w zjednoczeniu wydała jej się po stokroć ważniejsza, niżeli gdy zrywała się z ziemi o własnym wysiłku. Niemal żałowała, kiedy poluźnił palce oddając jej swobodę.
  Pogadajmy kiedyś o tym... zauważyłaś?... ale co to właściwie nam daje?... Ale to następnym razem...
  Słuchała go, ale słowa oddalały się i przybliżały naprzemiennie jak sygnał w starym radio. Pokiwała głową jeszcze raz, chociaż wcale nie miała pewności, że jakakolwiek zgoda jest od niej w tym momencie wymagana. Zmęczenie zdawało się wieść prym na przestrzeni kolejnych kilku chwil, kiedy resztki konwersacji ze strony Wilczura testowały jej wytrzymałość.
  Bezwiednie pogłaskała pysk Javiera, który pojawił się przy niej jak duch. Może cały czas tu był? Wierny i cichy jak najwierniejszy strażnik. Zastanawiała się, czy wszystko co dzisiaj zaszło oznaczało, że będzie musiała częściej rozstawać się z psem, poganiając go wgłąb Desperacji z nadmiarem treści zapisanej na kolejnych kartkach. Powinna oficjalnie zaprosić, jak mu tam było... Chrisa, aby mu podziękować? Nie wiedziała, dlaczego Jace zareagował na wzmiankę o swoim człowieku iskrą humoru, ale nie próbowała dociekać. Zadowalające było samo wychwycenie tego ułamka chwili, w którym siedział tuż obok zrelaksowany, uśmiechnięty.
  Mimo zmęczenia zarejestrowała wszystko, co do niej powiedział. W którymś momencie oparła czoło na jego piersi spoglądając pozbawionym emocji spojrzeniem na bok, w kierunku łagodnej linii horyzontu rysującej się w miejscu, gdzie skąpe światło odgradzało gołoborza od nieba. Pokręciła nieznacznie głową.
  — Zawsze wygrywasz — wydobyła z siebie ciche słowa, zanim w końcu zaczęła rozglądać się za dobrym miejscem do zaznania odrobiny odpoczynku przed drogą powrotną.
  Jesteś dla mnie ważny. Tak ważny, że nie mam pojęcia co robić. I nie wiem co bym zrobiła, gdyby cię nie było. Westchnęła w myślach zaciskając w dłoni ostatni raz tej mocy kawałek metalowej blaszki, przypadkiem wyczuwając pod palcami jeszcze trochę ciepła drugiej osoby, zanim chaos myśli zastąpiła jednolita ciemność snu.

[z/t x2]
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 12 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 10, 11, 12
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach