Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 28.07.15 15:53  •  Boczne uliczki - Page 6 Empty Re: Boczne uliczki
Co pan porabiasz? Pojebało Cię do reszty?
Kiedy spotykasz podejrzanego typa, nie chcesz wiedzieć co robi.
Koleś najpewniej jest wrogim agentem, może podwójnym, potrójnym?
Człowiekiem bez twarzy, który potrafi stać się niewidzialnym, idealnym kłamcą z tysiącem przykrywek.
Szaleńcem żyjącym w nierealnym, pełnym ułudy świecie, któremu plączą się już wątki, wrogowie i sojusznicy.
Taki ktoś to może idealista, wywiadowca umoczony w tysiącu afer szpiegowski na całej płonącej kuli ziemskiej.
Nie kurwa nie chcesz pytać co on porabia.

Pierwsza zasada szkolenia kontrwywiadowczego armii stanów zjednoczonych- nigdy nie bądź mądry, tacy za dużo kombinują, tacy giną pierwsi rozpierdalając w drobny mak całą akcję. Spalone przykrywki, dziesiątki martwych kumpli, którzy przed swoim marnym końcem nigdy nie dowiedzieli się, który chuj się popruł.
Takie ryzyko życia życiem napisanym przez kogoś innego.

Dym rozpadał się w ustach na tysiące maleńkich odłamków uderzających boleśnie o język i wnętrze policzków wyjaławiając je i powodując nieprzyjemną suchość w gardle.
Mętne, świńskie oczy mężczyzny w piżamie przylepiły swoje wwiercające się w duszę spojrzenie do chłopaka.
Palec zadrżał na spuście.
Odpuścił sobie.
Zaszyte w podświadomości rozkazy rozpłynęły się nim bezwarunkowy odruch bezpieczeństwa zdołał wydobyć je na powierzchnię płytkiej kałuży myśli najemnika.
Na jego twarzy pojawił się znany w Desperacji plugawy uśmiech Liebgotta.

Maluję kurwa, nie widzisz. Koleś nie wzbudzasz zaufania, popracuj nad tym.

Rzucił wciskając dzieciakowi puszkę farby i wskazując na niedokończony napis, potem znikł w ciemności zaułka.


[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.08.15 10:15  •  Boczne uliczki - Page 6 Empty Re: Boczne uliczki
<-

Ostrożnie podniosła wyjście ze studzienki. Zerknęła w lewo, zerknęła w prawo.
W tle widziała przejeżdżające samochody, rowery i trochę przechodniów. Było coś koło południa.
Uśmiechnęła się pod nosem. Jak ona dawno nie widziała powierzchni. Można by powiedzieć, że aż się stęskniła.
Odsunęła właz i wyślizgnęła się na zewnątrz. Nie oglądała się za swoim towarzyszem. Szczerze mówiąc, nawet nie zwracała na niego uwagi. Była zbyt zajęta realizacją swojego planu, który niestety, miał jeszcze sporo luk.
Rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w jednej z bocznych uliczek między budynkami mieszkalnymi.
Dobra, przydałoby się dowiedzieć, gdzie jest to C4.
W oddali dostrzegła oznaczenie ulicy jednak niewiele jej ono mówiło.
Dobra, i tak warto zapamiętać, bo mimo wszystko może się przydać.
Wzruszyła ramionami i kontynuowała rozglądanie się.
Hmm. Śmietnik, dwa wysokie bloki, schody przeciwpożarowe, chodnik, studzienka. Może by tak dla odmiany coś przydatnego?
Oczy nagle jej się zaświeciły. W jednym z okien wypatrzyła komputer.
Jest komputer, jest internet. jest internet, mamy mapę.
Uśmiechnęła się szeroko i zaczęła szukać drogi do uchylonego okna.
Kurczę. Jestem aniołem to mogłabym mieć te głupie skrzydła. Byłoby łatwiej.
Wspięła się na kontener i podskoczyła do drabiny. Trochę jej to nie wyszło, bo co prawda złapała dolną belkę, ale zamiast się jej uwiesić, zjechała kawałek z drabiną i upadła na ziemię.
Bynajmniej jej to nie zniechęciło. Podniosła się i weszła po drabinie aż do odpowiedniej wysokości. Tutaj już niestety docierało więcej słońca.
Skrzywiła się.
Pieprzona alergia na słońce.
Nie wahając się długo zajrzała do środka. Uff. Nikogo nie było. To znaczy, słyszała kogoś w sąsiednim pomieszczeniu.
No to pożyczamy.
Zaśmiała się i wyłowiła z pokoju laptopa.
Zaczęła szybko, ale w miarę cicho schodzić po schodach. Z ostatnich kilku stopni już zeskoczyła i schowała się z powrotem do kanałów.
Cóż, farta to trzeba mieć. Ha ha.

[z/t] ->
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.08.16 0:49  •  Boczne uliczki - Page 6 Empty Re: Boczne uliczki
Życie to tania szmata, która zaraża człowieka chorobą weneryczną przez kopniak w jajca.
Franz szedł spięty. Miał powody, żeby być taki sztywny - poza tym, że czuł się martwy w środku, co mogłoby być dobrą przyczyną lekkiego stężenia mięśni, to przypomniało mu się kilka niezbyt przyjemnych widoków. Znaczy, nieprzyjemne widoki odwiedzały go praktycznie każdej nocy - ot, codzienny stres pourazowy, odwiedzający jak fala kwasu siarkowego, powodujący, że dzień można przywitać z takim samym odruchem wymiotnym. Ech, że też pracował w takim gównie przeszło dwadzieścia lat... odpalił w swoim zdenerwowaniu papierosa, zastanawiając się turystycznie, czy łapy mu zadrżą. Nie zadrżały. Mógł sobie czuć nerwy, ale dłonie miał spokojne jak seryjny morderca. Cóż, nie trzęsły się przy gorszych okazjach.
No dobra, więc... tytoń, tak. Skręcony, zaopatrzony w filtr, ostrzeżenie o nowotworach... należy się zaciągnąć. Tak. Zupełnie o tym zapomniał i zawiesił się na chwilę. Potrząsnął lekko głową jak małe dziecko, które przypomina sobie, że należy się na czymś mocno skupić, ale już dawno zapomniało, o czym właściwie miało myśleć. Wtłoczył w płuca ten dym machinalnie, automatycznie, skręcając w boczne uliczki.
Musiał zebrać myśli. Przystanął dokładnie pomiędzy budynkami i stanął z boku, dokładnie obok miejsca, w którym niegdyś postawił samochód. Po tym punkcie zaciągnął się nieco bardziej świadomie, ruchem jakby bardziej zamaszystym unosząc papierosa do ust i marszcząc przy tym brwi, jakby pozował do zdjęcia z tym fajkiem. Dmuchnął przed siebie i wmaszerował w kłąb dymu dość energicznie jak na siebie, ignorując podłe rwanie w lewej nodze. Miesiąc: listopad. W jego głowie szumiało od wiatru, jaki wypełniał go wtedy przenikliwym chłodem, typowym dla późnej jesieni. W ramach wkurwiającego akcentu był sierpień i grzało, co trochę psuło atmosferę. Franz pamiętał dokładnie zapach wilgoci po deszczu, który spadł dzień wcześniej, skończył się punkt 22.30 i pozostawił po sobie trochę nieprzyjemnych woni, wiszących w powietrzu, ale nie narzucających się - stare kiepy, troszeczkę czuć było śmieci. Tego nie da się pozbyć. Dzień sierpniowy okazał się suchy jak pieprz, więc emeryt-rencista w jeden sposób mógł tylko połączyć obie sceny:
Ofiara była/byłaby sucha.
Przystanął obok obrysu, który sporządził sobie w głowie. Wokół niego, kiedy to było, dziesięć lat temu? wokół niego krążyła masa techników ze skanerami, próbnikami, przenośnymi laboratoriami i innymi gadżetami, a on po prostu się na nią gapił nieuzbrojonym okiem. Urodziwa kobieta, choć z nieco wydatnymi kośćmi policzkowymi. Niemalże bajkowe, blond włosy rozchodziły jej się wokół głowy niczym aureola, jakże nietypowa dla M-3 barwa, oczy były zamknięte a twarz tak spokojna, jak gdyby spała. Z tego błędu wyprowadzało krótkie spojrzenie w dół, na nienaturalnie zapadnięty brzuch i klatkę piersiową gdzie, jak się okazało, nie było połowy wnętrzności.
Stał nad miejscem zbrodni, pochylał się, przekrzywiał głowę. Te policzki, takie trochę niezbyt, no i włosy - w ramach takiego jawnego gestu w jego stronę. Czy to była pierwsza ofiara? Ależ bynajmniej, Franz miał już wtedy cały notatnik wypełniony skrawkami dowodów i kretyńskimi podejrzeniami. Z całą jednak pewnością to ona sprowadziła go na pomysł złożenia z ciał rysopisu, który okazał się jakże bezużyteczny. Major zaczął od włosów: blond. Tyle wiedział.
Nigdy nawet nie udało mu się określić płci, tak definitywnie, choć podejrzewał, że to mężczyzna, ale jednak... tymczasem właśnie stał na pustej uliczce i przyglądał się wspomnieniu tych jakże charakterystycznych, złotych włosów, kompletnie już nieprzydatnych martwej kobiecie.
...jak się ten nieznajomy nazywał? Można skurwysyna nazwać Loczek. No więc, Loczek miał identyczne włosy i manierę skurwiela. No nie bardzo umiał się kryć pod płaszczykiem typowego psychopaty - nudnawego, niezręcznego społecznie debila. Franz westchnął, paląc papierosa i ostrożnie obchodząc dawno temu już zabrane stąd zwłoki. Okrążał powietrze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.09.16 12:02  •  Boczne uliczki - Page 6 Empty Re: Boczne uliczki
- Ja. Pierdole.
Któż by się spodziewał takiego powitania miasta-3? Już przy spokojnym przekroczeniu muru Marcelinę dopadła c h a n d r a. Ostatnimi czasy suka dopadała ją coraz częściej, wbijając swoje kły pełne jadu, który powoli zalewał całe jej ciało, by wpędzić wymordowaną w stan wręcz zabójczej dysforii. Marcelina nie miała kontaktu ze smokami już od kilku dni. Przeżyła z jednym z nich przygodę roku - w końcu nie każdemu udaje się uciec z objęć potwora zamieszkującego na samym dnie jakiejś zasranej, zapomnianej jaskini na pustkowiu.
Kasyno. Jej kasyno zostało zdemolowane trzeci raz w przeciągu krótkiego czasu... przez nią samą. Rany na plecach przypominające te po wyrośnięciu skrzydeł u aniołów otwarły się ponownie, przez co Marcelina była zmuszona egzystować z pancernym bandażem.
Była niesamowicie poirytowana. Nie.
Ona była wkurwiona.
Kopnęła pobliski kamyk, który okazał się większym okazem. Zaowocowało to soczystą wiązanką puszczoną na głaz, miasto-3, politykę, pogodę, głód i inne rzeczy większej wagi. Na końcu tupnęła drugą nogą i, czując, jak zła energia opuszcza jej ciało, wyluzowała. Spięte mięśnie w końcu odpuściły, zaś dziewczyna czuła ogromną ulgę.
Ruszyła przed siebie. Znała dobrze ten teren; do jej mieszkania pozostało kilka godzin drogi. Dla niej był to pikuś - w końcu pochodziła z desperacji! Mimo iluzji zakryła się kapturem i w ten sposób  przemierzała obrzeża wspaniałego miasta.
W pewnej chwili zatrzymała się i postanowiła odpocząć. W tym momencie do jej nozdrzy doleciał ostry zapach krwi. Jej źrenice momentalnie zwęziły się, a górna warga podniosła niczym u głodnego drapieżnika. - KREW, CZUJĘ KREW... TAK, TO K R E W, A MY JESTEŚMY GŁODNI... CHODŹMY TAM, CHCEMY KRWI, TY TEŻ CHCESZ - Szybko otrząsnęła się i warknęła doniośle na wysuwające się z głębokiego cienia mary. Te cofnęły się, bardzo niezadowolone i lekko rozjuszone, szepcząc jeszcze coś pod nosem. Dziewczyna wstała i skierowała się w stronę źródła zapachu, ostrożnie stawiając kroki i próbując ignorować gasnące w umyśle szepty.
Wysunęła się zza ściany. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to on - stojący, chudy mężczyzna z papierosem w ręku. W tym momencie poczuła, jak cieknie jej ślina. Miała cholerną ochotę na papierosa... Dziewczyna zrobiła głęboki wdech. Jej serce biło jak oszalałe - a musiała w tym momencie panować nad sobą! Zrobiła dwa kroki do przodu i oparła się o murek, starając się wyglądać naturalnie. Przez chwilę stała w tej pozycji i nie spuszczała wzroku z mężczyzny. - Masz jeszcze fajkę? - zapytała w końcu, pełna nadziei na uzyskanie twierdzącej odpowiedzi. Wierciła mężczyznę spojrzeniem, próbując wejść w głąb jego umysłu. Niestety, nie dowiedziała się niczego prócz tego, że był zmęczony. Przez brak możliwośći wejśćia w jego myśli mogła jednak wykluczyć obecność wirusa.

Moc: Iluzja, Telepatia.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.09.16 23:51  •  Boczne uliczki - Page 6 Empty Re: Boczne uliczki
Może naoglądał się filmów? Media uwielbiały produkować takich właśnie zimnych skurwysynów - zimne, podłe jednostki, kompletnych odszczepieńców społecznych, jednocześnie jednak zmanierowanych i pełnych niebezpiecznej, pociągającej klasy oraz powabu - taki Hannibal Lecter, aż dziw, że to imię i nazwisko zachowało się przez wieki, w innym, mniej lub bardziej świeżym wydaniu. Franz rozmyślał sobie w spokoju. Spalił, rzucił kiepa, przydepnął, wyjął kolejnego papierosa praktycznie z automatu, kompletnie pomijając proces myślowy związany z czynnością, odpalił, patrząc jak kretyn na ziemię. Postać kobiety o pięknych, aryjskich włosach i dość wydatnych kościach policzkowych uprościła się, sprowadziła do nieskomplikowanego schematu, dającego się umieścić w bazie danych, w konkretnej grupie. Kluczem nie była cecha wspólna, a raczej zespół pewnych pokrewieństw pomiędzy poszczególnymi cechami ofiar, tworzący jakąś specyficzną siatkę powiązań.
Których nigdy do końca nie pojął.
Nie chciał przeceniać przeciwnika, takoż nie powinien był za bardzo się rozpraszać. Otoczenie bowiem potrafiło być kompletną dziwką i przeszkodzić w najgorszym możliwym momencie. Było to tym łatwiejsze, że żaden chwilowo nie był dobry, bo Franz myślał. Kiedy tymczasem wykonywał tę czynność, każdy czynnik rozpraszający był jak uderzenie obuchem o łeb.
Jego świadomością lekko wstrząsnęło obraz wychwycony dosłownie kątem oka, który sprowokował prosty, wyrazisty jednak komunikat: "Ktoś idzie.". Jego mózg był bardzo gramatyczny i postawił kropkę na końcu komunikatu. Franz drgnął lekko, zaciągnął się i dmuchnął w niebo, patrząc w przestrzeń trochę pustym, zamglonym wzrokiem. Włosy, policzki, twarz, nos... włosy krótkie, być może, ach, no kurwa jego mać...
...czy miał fajkę. No przecież. Kurwa. Miał ochotę splunąć nieznajomej pod nogi tylko dlatego, że utrudniła mu wykonanie nic nieznaczącej czynności oddania się bardzo chujowym wspomnieniom. Spojrzał na nią spode łba, chociaż zasadniczo była niższa, wyszło więc trochę koślawo.
- Jasne - odparł półprzytomnie. Wzrok miał nieprzyjemny, jasne, taka profesja, za to głos definiował słowo "przepalony" bardzo zgrabnie swoim brzmieniem. Mężczyzna zaczął grzebać w kieszeniach, w końcu wyłowił paczkę - tych lepszych, markowych, dobrego gatunku - którą wyjął, zaciągnął się swoim, wysunął jedną fajkę i przysunął kobiecie.
- Zapalniczkę? - zapytał niezbyt głośno. - Zresztą, co ja...
Wyjął i to. Uprzejmy był jak sto pięćdziesiąt. Blondynka bez jednego płuca, żołądka, jelita cienkiego, kawałka otrzewnej i wątroby wyparowała z jego umysłu, zostawiając po sobie jedynie nieprzyjemne odrętwienie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.09.16 21:46  •  Boczne uliczki - Page 6 Empty Re: Boczne uliczki
Woń krwi zniknęła. Dlaczego? Skąd pochodziła? Marcelina miała już teraz pewność, że woń ta zrodziła się w jej głowie przez telepatyczną więź z tym człowiekiem. Kiedy ktoś w niedalekiej odległości gorączkowo myśli nad zabójstwem lub oczami wyobraźni widzi martwe, rozkładające się ciało, wymordowana zaczyna czuć mdły zapach krwi. Zapach, który powoduje u niej zawrót głowy, a ta gorsza jej strona nakazuje bez zastanowienia iść w tamtym kierunku. Od ostatniego napadu furii minęło niecałe dwa dni. To potęgowało działanie wirusa, zapach krwi zaś cholernie drażnił jej nozdrza.
- Dzięki. - rzuciła tylko, biorąc papierosa i czekając na zapalniczkę. Szybko zapaliła go, mając zamiar natychmiast się stąd ulotnić. Nie miała ochoty na dłuższą pogawędkę - bo o czym mieliby rozmawiać, o pogodzie? O tym, co nowego w mieście-3? Nie żywiła się plotkami. W tym momencie wolała wybrać samotność.
Coś ją jednak zatrzymało. Przyjrzała się szczupłemu mężczyźnie, analizując jego twarzy w momencie, gdy ten patrzył w inną stronę. Była... znajoma? Tak, zdecydowanie spotkała się już z tym osobnikiem. Spojrzała na niego spod kaptura, jej dwukolorowe oczy o nienaturalnych odcieniach niebieskiego i fioletu bacznie przyglądały się poczynaniom nieznajomego. Próbowała przypomnieć sobie jego twarz, lecz upiory skutecznie jej w tym przeszkodziły. Zacisnęła niepostrzeżenie wargę, próbując w myślach nawtykać im w barwnej łacinie, te jednak nie robiły sobie z jej poczynań nic.
I wtedy właśnie w jej myślach pojawił się błysk. Świetlik, będący w tej sytuacji jedynym punktem odniesienia. Marcelina skupiła się na chwilę: próbowała iść za nim, iść za tym wspomnieniem, odkrywając go powolutku i bez pośpiechu. Amnezja była dla niej niezwykle uciążliwa - wymordowana musiała jednak przyznać że czasami uczucie odkrywania wspomnień było wręcz ekscytujące, a po jej plecach przebiegały ciarki...
Wtedy jej telefon zawibrował. Przeklęła w myślach. Świetlik zgasł na jej dłoniach, a w jej umyśle pozostała ciemna smuga. Z westchnięciem wyciągnęła telefon i przeczytała wiadomość.
"Gdzie jesteś?"
W dupie. Cholera, musiałeś akurat teraz?
Marcelina włożyła telefon do kieszeni. Nie miała chęci, ochoty i weny odpisać: modliła się w duchu, że znajomy nie wpadnie na genialny pomysł zadzwonienia akurat w tym momencie.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.09.16 21:49  •  Boczne uliczki - Page 6 Empty Re: Boczne uliczki
No, kurwa, integracyjnie.
Tak naprawdę nie. Rzeczywistość odstręczała te istoty od siebie tak daleko, jak to tylko możliwe - o czym Franz nie wiedział to, że najlepiej, żeby się w ogóle nie spotkali. Żeby ona nie gapiła się na niego tak, jakby był jakąś rzeźbą, którą kiedyś miała ochotę opluć w parku, bo symbolizowała coś, czego kobieta szczerze nienawidziła. Żeby nie próbowała sięgnąć daleko, w bardzo mgliste wspomnienia, które umysł, jeśli wyparł umyślnie, zrobił to z bardzo konkretnego i bardzo usprawiedliwionego powodu. Skąd jednak on miałby o tym wiedzieć - podał jej fajkę, pomógł odpalić, sam zaczął kolejnego papierosa... wszystkie te czynności wykonywał jednak raczej jak automat, który ktoś odpalił na konkretnym trybie, niż żywa osoba. No i cały czas gapił się na ten chodnik.
Po myślach krążyły mu flaki - a raczej ich brak - lekko wydatne kości policzkowe i całkiem ładne, nietypowe jak na ten rejon świata włosy.
Dziwne, aby o takich rzeczach myśleć. Powinien był zapomnieć o tym już dawno temu, zepchnąć całą tę przeklętą sprawę daleko w odmęty wyrzutów sumienia, jak wszystkie inne gówna, które widział, robił, czy też, czasami, utrudniał. No więc na chwilę przestał. Mrugnął, odchylił się, zaciągnął bardziej świadomie. Dym lekko gryzł w gardło, nawet po tylu latach, popielaty, gorzkawy smak rozchodził się po ciele szybciej niż wirus, wróżąc nowotwór przed sześćdziesiątką i brak konkretnych pozycji na testamencie. Franz westchnął na sam koniec i spojrzał na kobietę. Tak bardziej przytomnie, niemalże rozumnie. No zupełnie jak nie on.
- Coś ciekawego? - zapytał ochrypłym, zadymionym i z lekka zmęczonym wieloma latami przeginania z alkoholem głosem. Mrugnął powoli, leniwie, jakby mu się nie chciało. Prawdą bowiem było, że nie miał ochoty. Kości mu zatrzeszczały, kiedy usiłował się wyprostować, więc zrezygnował z tego ambitnego pomysłu.
- Wyglądasz jak jedna moja sąsiadka - przypomniało mu się, potem pomyślał, że po chuj on to mówił na głos, aż wreszcie uznał, że w sumie to gówno go wszystko obchodzi.
- Też notorycznie nie wiedzę jej twarzy - dodał sobie uwagę na głos, a potem wzniósł wzrok ku niebu i zaciągnął się. Zatrzymał przez chwilę dym w płucach, potem go wydmuchnął.
- Znasz pani to miejsce? - zagaił jeszcze. Nie wiedział ki chuj, ale zachciało mu się rozmawiać. Gdyby już od dawna nie darzył siebie bezgraniczną pogardą, ta właśnie by się pogłębiała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.09.16 14:07  •  Boczne uliczki - Page 6 Empty Re: Boczne uliczki
Zastrzygła uszami. Mężczyzna wydał jej się w tym momencie lekko... szorstki. Przy odbieraniu fajki musnęła delikatnie jego skórę, robiąc to zupełnie nieświadomie i bez konkretnego celu. W tym właśnie momencie jej umysł zaczął wariować, zjeżyła się niemal całkowicie na całym ciele, jej oko przybrało odcień błyskotliwego szafiru zaś iluzja na kilka sekund zniknęła. Wymordowana, przerażona, schowała się głębiej w kaptur i modliła się wręcz, by mężczyzna nie zauważył zaistniałych sytuacji. Zbeształa swoją nieostrożność w myślach - nie mogła dotykać nawet opuszkiem palca nieznajomej osoby! Następuje swego rodzaju zwarcie - nie przyzwyczajona do jej aury wymordowana zaczyna mieć problem z opanowaniem swoich mocy, te zaś zaczynają szaleć. Szepty i głosy w głowie - do tej pory trzymane w ryzach - w jednym momencie skrzyknęły się i niemal doprowadziły Marcelinę do krzyku.
Patrząc w Twoje oczy mogę zobaczyć, że nadchodzi sztorm.
Burza ta trwała kilka sekund. Może i zamyślony mężczyzna tego nie spostrzegł, zajęty własnymi przemyśleniami.
Umknęły jej jego słowa odnośnie sąsiadki. Usłyszała dopiero późniejszą wypowiedź, na którą nie zareagowała - nie zdążyła, bowiem po gromkim przemyśleniu mężczyzna zadał kolejne pytanie - było jej bardzo na rękę przez jego prostotę i brak potrzeby głębokiego zastanowienia się. - ...Tak. - odpowiedziała po chwili, próbując przywrócić całą siebie do równowagi. - Znam.
Cholera, dziewczyno - ogarnij się! Jesteś na wrogim terenie. Stojący przed nią mężczyzna mógł być specową szprychą. Nie musiała zgadywać scenariusza po tym, jak jej tożsamość zostałaby ujawniona, a jej prawdziwa twarz ujrzana. Jej imię, zlepek cyfr i liter, nadane przez naukowców-prześladowców nadal błądziło gdzieś w najciemniejszych kątach jej pamięci...
...A wszystko wróciło. Wszystko to, co się wtedy działo. To, co jej zrobili, jak traktowali, co wmawiali. Wiele zapomniało, jednak amnezja z biegiem czasu ustępuje, co skutkuje coraz większym przerażeniem Marceliny. Powoli zaczynała rozumieć, jak bardzo krzywdzące musiały być te wszystkie wydarzenia, by jej umysł zareagował w ten sposób. Coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że lepiej nie poznawać punktu kulminacyjnego, przez który ostatecznie ową pamięć straciła. - Ładny dziś wieczór. - słowa te wypłynęły z jej ust bardzo naturalnie, same z siebie. Ton wypowiedzi wskazywał jednak na niefortunne wymknięcie się myśli. Słońce chyliło się powoli ku zachodowi - za niedługo ciemność zgubi się pośród sztucznych świateł miasta. Dla takiego widoku warto było wracać tu z szarej, ciemnej, nudnej desperacji. Dla wymordowanej wyrwanie się stamtąd było swoistymi wakacjami. Urlop, który dziewczyna robiła sobie kilka razy w miesiącu, pozostawiając interesy i problemy codziennego życia za sobą. Paradoksalnie to tutaj, w mieście gdzie ona i istoty jej pokroju są prześladowane czuła się wolna. Marcelina zamyśliła się. Ostatnio przytrafiało jej się to coraz częściej.
Po chwili szybko ogarnęła się, spoglądając na mężczyznę. Skierowała skupiony wzrok na zegarek; westchnęła głęboko i wbiła wzrok w ciemne niebo. - [color:9417=523039]Miło było poznać. - powiedziała tylko, kierując powoli krok przed siebie. Ominęła mężczyznę i, nie spoglądając nań nawet, dodała: - Może się kiedyś jeszcze spotkamy.
Jej krok na odchodne był pewny i szybki. Chciała jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu. Kto by nie chciał po tak długiej podróży?

z/t
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.16 11:00  •  Boczne uliczki - Page 6 Empty Re: Boczne uliczki
Poprzedni temat --->

Godzina 23:00

Nawet stali bywalcy ciemnych alejek nie znają ich aż tak, jak szczury czy łowcy, niewielu zapuszcza się w ciasne przejścia pomiędzy dwoma wysokimi budynkami, nikt nie ma ochoty widzieć starych śmietników, tylnych wyjść do restauracji czy ogrodzonych dziurawym płotem placów budowy. Chyba, że jest się nie do końca pożądanym mieszkańcem tego miasta, wtedy każda taka niedoświetlona przestrzeń funkcjonuje jak normalna ulica, cicha i spokojna, z dala od tłumów. Do czasu, aż zza zakrętu nie wyłoni się grupa stałych bywalców takich miejsc, wtedy nawet tutaj przez moment zaczyna tętnić życie.

Nowe miejsce zbiórki, inna dzień i inna pora. Daleko od poprzedniego zdarzenia, w czas, w który nawet władze mają pełne ręce roboty zajmując się ważniejszymi sprawami. Wyłonili się tylko z ciemności, chociaż w ciemności nadal pozostali, widząc coś tylko dzięki temu, że oczy łowców przyzwyczajone są do takich warunków.
- Najwyższy budynek otoczony jest siatką, ale możemy ją wyminąć przechodząc przez piwnicę sąsiadującej budowli. Potem idziemy zewnętrznymi schodami w górę, a dalej... sami wiecie. - mówił Nicola gestem głowy wskazując poszczególnie cele ich trasy. Dzisiaj nie mieli już za wiele do roboty, wystarczyło, że każdy miał do niesienia po kilka pudeł pełnych fajerwerków, w zależności od tego, ile był w stanie unieść.
- Mam nadzieję Sleipnirze, że będziesz w stanie to wszystko podłączyć na czas. - Zwrócił się jeszcze do konkretnego łowcy, w końcu to on tu najbardziej bawił się w pirotechnikę. Nie czekając na odpowiedź odwrócił się i ruszył ku omawianej wcześniej piwnicy, idąc przodem i obserwując otoczenie, by dostać się tam niezauważonym.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.16 11:59  •  Boczne uliczki - Page 6 Empty Re: Boczne uliczki
Po słowach dowódcy Angel jedynie kiwnęła lekko głową dając do zrozumienia że rozumie. Obładowana fajerwerkami powoli szła za Nicolą. W łapkach miała sporą skrzynkę a i w plecaku nosiła sporą zawartość jednej ze skrzynek. Może nie była tak silna jak Slei, no bo tylko spójrzcie na typa! Ale do słabych jednostek też nie należała. To też w spokoju ruszyła przed siebie zastanawiając jak będzie wyglądał efekt końcowy ich działań. Tak bardzo się starali, ktoś będzie musiał docenić ich trud i oczywiście pomysłowość. Nadal ostrożna i czujna bo przecież nigdy nie wiadomo na kogo mogą wpaść po drodze.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.16 13:04  •  Boczne uliczki - Page 6 Empty Re: Boczne uliczki
Paczki z fajerwerkami niosła z dużym zaangażowaniem. Miała wrażenie, że jest dopiero południe, ale kiedy wyszli na powierzchnie, ciemności spowijały całe miasto. Upływ czasu - cykl dnia i nocy - gubi się Gwiazdce, kiedy nie ma możliwości wypatrywać Słońca. Kiedyś się do tego przyzwyczai, teraz jeszcze ma prawo się tym zaskakiwać. Ale to dobrze, bo przynajmniej czuje się w tym wypadku wyspana.
  - Jak dostaniemy się na sam dach? Te schody chyba tam aż nie prowadzą? No i mam nadzieję, że ktoś wziął zapalniczkę. Fajczy ktoś? - pozwoliła sobie na pogaduszki. Czymś musiała umilić sobie niesienie ciężaru, a po udanej kradzieży zgromadziła w sobie dużo większą pewność siebie.
  W piwnicy czuła się... jak w domu. Nowym domu. Tutaj akustyka była wyraźniejsza, to też zamilkła i podążała za przywódcą grupy. Zanieść, zobaczyć i spierniczać... O ile w ogóle będzie na coś patrzeć. Grunt, by w drodze powrotnej nie dać się nikomu złapać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach