Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 23.02.15 17:21  •  Boczne uliczki - Page 4 Empty Re: Boczne uliczki
Gwałtownie szarpnął się w tył, unikając kontaktu z dłonią dziewczyny. Torba zsunęła się mu z ramienia i zawisła na ręce, okulary krzywo nasunęły mu się  na nos, piwo prawie upuścił. Palce rudej smyrnęły go po włosach, ale przed klepaniem się uchronił.
Za dużo sobie pozwalała.
Wyglądał, jakby miał ją ugryźć.
Do zobaczenia?
- Oby nie. - mruknął, przy okazji próbując nie upuścić butelek.
Męska duma - męską dumą, ale marnowanie towaru to czysta głupota.
Chwilę zajęło mu zebranie się do kupy.
- Rzuciła cię, synku? - odezwał się skrzekliwy głos gdzieś z boku, kiedy próbował upchnąć butelki do torby.
Niby z której strony to wyglądało na zerwanie?
Powolne spojrzenie w bok.
Niski 'wujaszek' z fantazyjnym wąsem, najwyraźniej rozbawiony.
- A idź pan w cholerę.
Poprawił ramię torby, wrzucił do niej też okulary i wyminął ciekawskiego osobnika, który tylko się roześmiał.
Ta młodzież, tak.
Byłoby wspaniale, gdyby rzeczywiście miał tak błahe problemy, jak złamane serduszko.
W pewnym momencie przystanął.
Cisza. Spokój.
Boże, jak dobrze.
Ruszył dalej.
Teraz wystarczy tylko przeżyć drogę do domu.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.15 22:54  •  Boczne uliczki - Page 4 Empty Re: Boczne uliczki
„Jako, że nasz ostatni Ratler został zeżarty przez pumę królewską…”
Plask!
Podeszwy butów wybiły kolejne wgłębienie w lepkiej kałuży błota.
„Wkradnij się do M3 i sprawdź najnowsze informacje dotyczące władzy.”
Skupione ślepia w kolorze mlecznej czekolady już od dobrych kilku godzin wypatrywały celu swojej podróży, nim nareszcie z małej plamki na horyzoncie, dojrzeć jego ogrom z bliska. Mury były imponujących rozmiarów. Choć okalały wyłącznie jedno miasto, Kurt miał wrażenie, że ciągnęły się wzdłuż archipelagu japońskiego w nieskończoność. Stojąc przed zimnym, betonowym blokiem, czuł się zaskakująco mały.. kto wie, może konstrukcja przewyższała swym rozmiarem wielkość nienaturalnie wyrośniętego ego kotowatego?
Dobrze by było, choć przez ostatnie rewelacje, to zadanie nie wydawało się szczególnie trudne.
Dawał ciała.
Czuł się jak zwykły, nieprzydatny śmieć, którego jedyną funkcją w grupie było ciążenie na barkach innych. Przebite na wylot nogi uniemożliwiały mu przez wiele tygodni zwykłe ruszanie się, a przecież, do diabła, był Chartem - zwiadowcą. Patrole były jego pieprzonym obowiązkiem, a bez możliwości ich wykonywania był tylko kolejną (bezfunkcyjną!) gębą do wykarmienia. Nie dającą żadnych korzyści ze swojej obecności… nawet jego pysk nie był już taki piękny, więc i oczu Kundli nie potrafił nacieszyć.
B e z u ż y t e c z n o ś ć.
Wyjście z kryjówki było jego pierwszą, większą wędrówką od naprawdę długiego czasu. Nareszcie otrzymane zadanie stało się dla Ailena szansą na odpokutowanie miesięcznego leżenia w organizacji i nadzieją na uzupełnienie palety informacji dotyczących władzy.
Szkoda, że mimo chęci i zapału, który narastał w nim z każdym kolejnym krokiem w stronę murów, coraz bardziej uświadamiał się w fakcie, że… było mu ciężko. Rany zdążyły się zagoić w stopniu zadowalającym, acz odleżany na kanapie tyłek szybko przyzwyczaił się do nicnierobienia, przez co siły Kurta żałośnie zatraciły na swej efektywności….
… ale może to plus? Statystyczny mieszkaniec M3 najprawdopodobniej nie przebiegłby nawet dziesięciu metrów bez porządnej zadyszki.
„Poszukaj też w magazynie ubrań, które wyglądają w miarę przyzwoicie, żeby od razu cię nie złapano.”
Wyglądał jak typowy gimnazjalista… po szeregu brutalnych, szkolnych bójek. Desperacja każdego potrafiła naznaczyć jako swoje dziecko, a takiego błogosławieństwa nie sposób było ot tak zamaskować. Specyficzna blizna, która stała się dla niego przypomnieniem tej cholernie upokarzającej wpadki, została pieczołowicie zasłonięta przez medyka, który tuż przed jego wyjściem sprawował wartę w pokoju medycznym. Wacik przyklejony plastrem całkiem estetycznie zasłaniał pozostałości po pazurach Szczura, sprawiając, że twarz Ailena przestała być aż tak niespotykana, jednak sińce pod oczami, zdystansowany wyraz twarzy i pewna doza dzikości w zachowaniu, robiła z niego kolejnego, szkolnego brutala… a podobno uchodził za jeden ze słodszych pyśków Desperacji… Dobrze, że przynajmniej zdołał wykopać z magazynu ubrania, które były przedarte tylko w jednym czy dwóch miejscach… może faktycznie wezmą go za zwykłe nadpobudliwe dziecko.
Godzina.
Dwie.
Trzy…
A z każdą mijaną minutą nieustępliwe „plusk, plusk, plusk....”
Błoto podejmowało kolejne kroki; ataki nie ustępowały ani na chwilę, wspinając się na jego podeszwy, czubki butów, aż wreszcie nie oszczędziwszy nawet nogawek. Ailen przeszedłszy dłużącą się drogą, nareszcie znalazł wyrwę, która zdołałaby go pomieścić.
Cały proces przeciskania się przez niewielką, nieregularną dziurę, a następnie zapieprzanie pod osłoną wyłącznie pozorów normalności przez całą długość południowej części M3, było dla Ailena, jak całowanie lwa w dupę… przyjemność wątpliwa, a ryzyko ogromne… to tak w dużym skrócie.
Przeciskanie się przez najmniej użytkowane uliczki – byleby z dala od gapiów – doprowadziło go do jednej z bocznych uliczek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.15 20:01  •  Boczne uliczki - Page 4 Empty Re: Boczne uliczki
Są tylko trzy rodzaje dni, których się nienawidzi. Niedziele, bo po niedzieli jest poniedziałek. Poniedziałków, bo trzeba wcześnie wstawać (i są poniedziałkami). I deszczowe dni. O ile co do pierwszych dwóch pozycji nikt nie będzie się wykłócał, tak za ostatnią niektórzy gotowi byliby wszcząć burdę. Cóż, może. Na pewno nie Ailen, który tego dnia wybrał się, by wreszcie zrealizować zlecenie, a gdy tylko przedostał się przez mur, ściana zimnego, siekającego deszczu dosłownie lunęła mu na głowę, jakby chmura rozerwała się w połowie. To już nie był nawet deszcz. To był kubeł lodowatej wody, której jak na złość nie ubywało.
Ulice zaczęły się oczyszczać z ludzi. Studenci brali studentki pod kurtki i biegli do barów i sklepów. Kobiety zwijały dzieci i odpalały turbo do sąsiadek i własnych mieszkań. Prędko zrobiła się jeszcze większa plucha. Błoto na chodnikach wypuszczało buty z ssącym odgłosem, a krople wystukiwały różne rytmy na parapetach i śmietnikach. Kurt kroczył bocznymi uliczkami i tak rzadko uczęszczanymi przez kogokolwiek. Co rusz jakieś ślepe zaułki, co rusz mniej ważny sklep i masa kamienic. Nie ma nawet restauracji z fikuśnymi parasolami, aby skryć się przed ulewą.
Gorzej być nie może.
Hah.
Nadzieja matką głupich, co?
No o co mu chodzi?
Przebił się nagle cudzy głos. Czuły słuch wymordowanego był w stanie wyłapać nie tylko ton mężczyzny, ale również licznie stawiane kroki i... ujadanie psa.
Odwala mu już totalnie ─ żachnął się drugi facet, wyraźnie niezadowolony z zachowania zwierzęcia.
Kurt nie musiał być żadnym fanatykiem kynologii by stwierdzić, że pies był byczy, narwany i wcale nie miał zamiaru się uspokoić.
Dobra, Hiki. Jak nie pójdziemy za nim, to mi urwie łapę.
─ I już sobie nie- EKHHE KHE KHE! Nie musiałeś bić!
─ Rusz zad, stary. Sprawdźmy to.

Jasne, że szli w stronę Ailena.
Nie.
W sumie teraz już biegli.

// @MG: tak, to ja, twój podręczny elastyczny MG. Jako, że akcja dopiero się zaczyna i pewnie nie miałabyś zbyt wiele do roboty w następnym poście, znów daję wybór. Możesz mi napisać co Kurt by zrobił, a ja dam ci nowy fragment. Zasady te, co ostatnio.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.15 23:35  •  Boczne uliczki - Page 4 Empty Re: Boczne uliczki
Przede wszystkim naciągnie kaptur na łeb.
Wbrew swojej naturze pewnie zrezygnowałby ze spieprzania w długą. Nie będzie bawił się w żadne pościgi. Najprawdopodobniej i tak nie uniknie kilku kroków w tył, bo usilnie będzie starał się znaleźć jak najdalej od ujadającego kundla... poniekąd obawia się kontaktu z innymi zwierzętami, więc zareaguje lekką paniką. Naciągnie kaptur jeszcze bardziej na łeb i pewnie krzyknie, żeby ci goście panowali nad swoim psem.
Ale na pewno uciekłby, gdyby pies serio rzucił się na niego z kłami, a właściciel nie zdążyłby zapanować nad czworonogiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.15 23:56  •  Boczne uliczki - Page 4 Empty Re: Boczne uliczki
DODATKOWY FRAGMENT.
Byli coraz bliżej. Głośny chlupot butów grzęznących w błocie stawał się z chwili na chwilę bardziej intensywny, a ujadanie psa wydawało się dosłownie odbijać od ścian i wracać jak kamikaze do Ailena, otaczając go ze wszystkich stron. Aż w końcu... faktycznie. Wyszli zza rogu. Wróć. Wyskoczyli zza niego. Dwóch rosłych mężczyzn w mundurach i wyrywający się, zaśliniony doberman. Jego szczupła, ale umięśniona sylwetka napinała się tak mocno, że co rusz stawał jedynie na tylnych łapach i wierzgając przednimi próbował się dorwać do celu. Byli coraz bliżej Ailena, niechybnie kierując się ku niemu wielkimi krokami.
Cholera! ─ krzyknął nagle nowy głos. Do kogokolwiek należał, ten ktoś był niesłychanie zaskoczony.
Zaraz potem rozległ się syk, a Kurt poczuł, jak czyjeś palce zaciskają się na jego przedramieniu.
Szybko, Karen! Bo nam zwieje! Musiał przestraszyć się tego psa! ─ Ostatnie słowa owa persona praktycznie wykrzyczała, używając do tego nienaturalnie wysokiego i łamliwego głosu. Niektórzy mogliby sądzić, że zrobiła to tylko po to, by przekrzyczeć ulewę.
Wszystko działo się szybko. W jednej chwili z naprzeciwka szli wojskowi, prowadzeni przez narwane psisko. W drugiej coś syknęło, jak na siłę gaszone ognisko, a potem ─ w trzeciej ─ rozległ się ten głos. W czwartej Sullivan poczuł jak jego but odrywa się od ziemi, bo zaczął być na siłę ciągnięty w przeciwną do strażników stronę. Uścisk na przedramieniu wcale nie był agresywny, ani nawet silny, ale na tyle skuteczny, aby zerwać go z miejsca.
Jeśli Ailen się w porę odwrócił, mógłby ujrzeć czarnego sierściucha, który znikał akurat za rogiem. Długi koci ogon przeciął jeszcze linię między chodnikiem, a śniegiem i zniknął wreszcie za budynkiem, za który zresztą sami się kierowali. A głos? Należał do kogoś, kogo Kurt nie mógł do końca rozpoznać. Nie teraz, bo osoba była zwrócona do niego tyłem. Czarny płaszcz do kolan, bordowa czapka, spod której wystawała niewielka ilość w miarę krótkich blond włosów. I szalik, niedbale przewieszony przez kark.
Szarpnięcie.
Weszli w zakręt, a zaraz za nim osoba przyparła Ailena do muru, przykładając mu jedną dłoń do ust, a drugą podstawiając sobie w wiadomym geście ─ ćśśś. Chwilę nasłuchiwali, aż w końcu rozległo się marudne:
No odwala mu na starość. Koty gonić. A byłbym już w domu.
─ Obaj byśmy byli.

Jeszcze kilka ciągnących się w nieskończoność sekund, aż wreszcie spomiędzy ust postaci wyrwało się westchnienie ulgi. Dopiero wtedy ręka odsunęła się od Ailena i ten mógł w pełni przyjrzeć się personie. Niski wzrost, rozwichrzone, jasne kosmyki wydostające się niesfornie spod okrycia głowy. Policzki obsypane lekkim rumieńcem zmęczenia. Chłopiec. Miał na sobie rozpięty czarny płaszcz, więc Kurt bez problemu mógł zauważyć, że był szczupły. Czarna, powyciągana koszulka leżała na nim dość luźno, zahaczając materiałem o pasek przytrzymujący mu spodnie. Chłopak uśmiechnął się lekko, zerkając na niego czerwonymi oczami.
Hej, Ailen. Co cię sprowadza do M3?

// @MG: trzeba przestać dawać dodatkowe fragmenty, bo to potem dziwnie wygląda. |:
+ Mogło wyjść... chaotycznie.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.15 2:14  •  Boczne uliczki - Page 4 Empty Re: Boczne uliczki
Szczerze powiedziawszy, czarnowłosy musiał przyznać sam przed sobą, że nie do końca zrozumiał, co się wokół niego działo. Chłopak potrafił być czujny i wyłapywać istotne fakty z otoczenia, wszak na tym między innymi polegała jego zakichana praca w gangu. Dobry wzrok był obowiązkowy przy funkcji zwiadowcy, jednak momentami trudno było dopasować własny charakter do wykonywanego zadania. Słabości nieodłącznie sczepione z osobowością drobnego Charta nie raz krzyżowały mu szyki, a w dniu dzisiejszym postanowiły raz jeszcze zagrać jako te niesforne. Od małego miał problemy ze skupianiem się, więc nic dziwnego, że chaos, który go ogarnął, nieco spowolnił jego świadomość. Mimo wszystko uporczywie starał się analizować wszystko po kolei…
Jak on, kurwa, nienawidził psów.
Agresywne ujadanie zza rogu jasno utwierdzało go w fakcie, że te czworonogi nie cieszyły się u niego złą sławą wyłącznie za sprawą powszechnego stereotypu, jakoby kot nie do końca dogadywał się z psem. Nawet, jeśli można wytknąć ciemnookiemu kilka kocich cech, perspektywa zostania dziabniętym przez takie bydle, chyba dla nikogo nie byłaby zbyt zachęcającym sposobem na spacer po dawno niewidzianym mieście. Wyczuwając zagrożenie, w postaci czarnej podpalanej maszynki do zabijania, nie miał żadnych wątpliwości, że wypadałoby zrobić coś, by nie wcisnąć się bestii prosto pod kły, jednak nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować w akompaniamencie dziwnie syczącego dźwięku i nierozpoznanego głosu, jego nogi magicznym sposobem oderwały się od ziemi bez użycia woli. Instynkt? Jeśli tak, to z siłą w łapach, bo ramię, choć nie krzyczało bólem, wiedziało, że ktoś za nie złapał.
- Co ty--…
Nie mając innego wyboru, podjął się biegu tuż za chłopakiem, uważając, by przypadkiem nie poplątały mu się nogi. Czarny, długi ogon mignął mu przed oczami, jednak bez wątpienia większą uwagę kotowatego skupił na sobie tył blondwłosego czerepu, który przez chwilę był jedyną rewelacją, na jaką Ailen mógł zawiesić swoje oko, w celu rozpoznania delikwenta. Mimo wszystko trudno było mu sięgać pamięcią w swoje najciemniejsze zakamarki, gdy przez uszy dalej przelatywał mu plusk błota, wzburzanego przez ciężkie, wojskowe buty kundli S.SPEC’u.
Skręt!
Został przyparty do muru, choć chyba pierwszy raz bez przykrej wizji niedługiego szorowania zębami po ścianie budynku. Doskonale zdawał sobie sprawę, że chłopak z jakiegoś powodu postanowił uratować mu tyłek. Ailen nie wydał z siebie żadnego piśnięcia, choć wrogie spojrzenie spod przymrużonych oczu, jasno dawało blondynowi do zrozumienia, że potrafił być cicho bez dobrotliwej pomocy jego dłoni.
Gdy nasłuchiwania dobiegły końca, Kurt niemal natychmiast odsunął się od nieznajomego o stosowną odległość, a przynajmniej na którą mogły pozwolić mu warunki. Raz jeszcze zlustrował chłopaka szybkim, nieufnym spojrzeniem, tym razem przyglądając mu się nieco uważniej.
- Kim ty, do cholery, jesteś? – wyrwało mu się, gdy w końcu jego uwagę przykuły czerwone tęczówki nieznajomego. Nie miał w zwyczaju patrzeć obcym sobie ludziom głęboko w oczy, ale ten fakt wymagał od niego dłuższego wpatrywania się w krwiste ślepia. Wyniósłszy z tego odpowiednie wnioski, jego spojrzenie nieco złagodniało, jednak trudno mówić tu o odwzajemnieniu uprzejmości, którą ów blondyn go obdarzał. – Łowca, co? – zagadnął, zakładając sobie zrzucony podczas biegu kaptur na łeb. Jakakolwiek ochrona przed tą koszmarną pogodą była wskazana. – Nie sądzę, abyśmy się znali, więc skąd wiesz jak mam na imię?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.04.15 21:51  •  Boczne uliczki - Page 4 Empty Re: Boczne uliczki
Zaśmiał się zwyczajnie rozbawiony.
Słaba pamięć do twarzy? ─ zapytał bez krzty urazu. Podniósł dłoń i palcem postukał w powietrzu, tuż przy swoich oczach. ─ Gdy ostatnim razem się widzieliśmy, były niebieskie. To efekt uboczny czerw--
DALEJ! WIDZIAŁEM, JAK TUTAJ SKRĘCA!
Ups ─ syknął blondyn bez jakiegokolwiek entuzjazmu. Spojrzał porozumiewawczo na bok, w stronę, skąd dobiegały kolejne męskie, niskie głosy. Sam jednak nie wydawał się szczególnie przerażony faktem, że właśnie go ścigano. Raczej prezentował się jak ktoś, kto nie umie się pozbyć nieszkodliwego rzepu z ogona, który choć rzeczywiście nic mu nie może zrobić, to jednak dość mocno irytuje.
Chodź ─ powiedział bez namysłu, chwytając Ailena za nadgarstek. ─ Teraz ty mi pomożesz.
Pierwszy ze ślepych zaułków. Tam właśnie skręcił blondyn, od razu zrzucając czapkę z głowy i odwracając się plecami do mokrej od deszczu ściany. Przylgnął do niej plecami, zarzucając swój szal na kark nieszczęsnego Kurta Sullivana i jednym, mocnym szarpnięciem zmusił go, by się do niego przysunął. Napierający na szyję materiał koniec końców pochylił Ailena tuż nad zdecydowanie młodszą postacią. Twarz przy twarzy. Jeszcze centymetr... pół... teraz dzielił ich ledwie oddech. Ciemne kosmyki wymordowanego muskały lekko zarumienioną buzię niższego chłopaka, który zaciskając dłonie na materiale szala, zmuszał go do pozostania w tej niecodziennej pozycji.
Shhh ─ wyrwało mu się spomiędzy warg, gdy zerkał krwistymi oczami prosto w ciemne oczy Ailena. ─ Przysługa za przysługę. Pamiętaj.
Kolejny szept, nim w tle rozległ się wyraźniejszy chlupot kroków. Jeden z mężczyzn zatrzymał się akurat na samym środku „wejścia” do zaułku, rozglądając się na boki i dysząc pod nosem. Spojrzał na parę, stojącą w głębi i prychnął głośno, jakby strasznie się na to wściekł.
Gówniarze obściskujący się na każdym kroku ─ wymamrotał pod nosem, ruszając za kumplem, który krzyknął do niego, by zbierał dupę, bo ta mała gnida zaraz im zwieje.
A potem chłopak puścił Ailena, jednocześnie wydychając powietrze z wyraźną ulgą.
Cholera, prawie mnie mieli. Ścigają mnie od rana ─ parsknął uradowany, błyszczącymi oczami badając twarz Kota. Przyglądał mu się dokładnie. Od przydługich włosów, po czekoladowe tęczówki, na ustach, które przed momentem prawie muskały jego wargi kończąc. Aż nagle mina łowcy zrzedła, a jego dłoń trafiła na policzek wymordowanego. Palce dotknęły opatrunku, za którym skryto makabryczną bliznę.
Nie zeszło od ostatniego razu? ─ I ta autentyczna troska w głosie... ─ Chyba, że to nowa rana? Teraz możesz mi powiedzieć. Wszystko już wiem. Rozumiem. Wyjaśniono mi.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.15 1:33  •  Boczne uliczki - Page 4 Empty Re: Boczne uliczki
Zmarszczył zniesmaczony brwi, nie do końca podzielając dobry humor napotkanego chłopaka. Od dłuższego czasu jedynym przejawem radości czarnowłosego była paskudna blizna wyryta na jego delikatnej twarzy, a roześmiany blondyn nie był wystarczającym czynnikiem, który byłby w stanie poprawić mu nastrój i wygiąć usta na kształt upokarzającej rany. Dodatkowo przeszkadzało mu przeczucie, że powinien skądś kojarzyć stojącego przed nim łowcę, ale za cholerę nie mógł...
„DALEJ! WIDZIAŁEM, JAK TUTAJ SKRĘCA!”
Spojrzał czujnie po bokach, przybierając zdecydowanie odwrotną technikę radzenia sobie z problemami, aniżeli drugi chłopak. Czekoladowe ślepia szukały miejsca, w które można było czym prędzej czmychnąć i przeczekać niebezpieczeństwo; jak kot wpadający pod spód samochodu, przestraszywszy się przechadzających ulicami ludzi. Ucieczkę miał trwale zakodowaną w głowie i bez względu na rodzaj zagrażających mu problemów, zawsze próbował poddać się jak najszybszemu usunięciu z miejsca wydarzeń.
Ale tym razem spłata długu uniemożliwiła mu porwanie się na przyzwyczajenia.
W gruncie rzeczy nie miał za wiele do gadania, więc poddał się pomysłowi blondyna, czując się, jak ustawiana na pokaz lalka. Pochylił się nad niższym chłopakiem, używając wszelkich pokładów swojej siły, by broń boże nie dotknąć go swoimi ustami, czołem czy nosem. Wsparł dłoń o wilgotną ścianę budynku, tuż przy jego głowie, chcąc mieć większą pewność, że ta beznadziejnie mała bariera nie zostanie przerwana. Dzieciak był niczego sobie, ale nieważne, jak urodziwy by nie był, Kurt nie należał do osób, które potrafiły cieszyć się z bliskości zupełnie obcych sobie ludzi, a notabene nie potrafił skojarzyć, z kim w tym momencie miał do czynienia. Natychmiast zacisnął usta w wąską linię, wlepiając wstrzemięźliwe spojrzenie w czerwone tęczówki.
Czerwone.
Podobno gdy widzieli się ostatni raz, były niebieskie… znałeś kogoś takiego, Ai?
Już raz byliśmy ze sobą tak blisko…
- … Miyane. – szepnął dokładnie w tym samym momencie, gdy jeden z wojskowych wyraził dezaprobatę, co do ich zachowania - w gruncie rzeczy musiał się z nim zgodzić. Z jego perspektywy najprawdopodobniej wyglądało to, jak przymiarka do kolejnego wyrażenia miłości, a Ailen też nie był pasjonatem publicznego okazywania sobie uczuć, a przynajmniej nie jako widz. Jedynym plusem znalezienia się w tak niedużej odległości od blondyna był fakt, że przynajmniej mógł mu się dokładniej przyjrzeć. Wypowiedziawszy jego imię, zapach, który od kilku chwil drażnił jego nos, nagle przestał być tak irytująco nierozpoznawalny, a informacje same zaczęły się wychylać i machać w jego stronę poszczególnymi wspomnieniami.
Zmieniłeś się. – dodał, niemal natychmiast odsuwając się od dziewczyny, gdy tylko pozwoliła im na to obecna sytuacja. Stwierdzenie tak oczywiste, co następstwo nocy po dniu, ale nie potrafił powitać blondynki innymi słowami, wciąż mając w pamięci jej koszmarne zachowanie podczas ostatniego spotkania. Przez moment wyglądał na nieco zdezorientowanego obecnością łowczyni, spodziewając się, że pochopnie ją podsumował i zaraz po raz kolejny nazwie go jakimś pieprzonym „zwierzątkiem”. – Na do widzenia dałeś mi buziaka w policzek, a teraz, na dzień dobry, od razu porywasz się na usta? Jesteś cholernie zachłanny... – rzucił kąśliwie, nie ustępując jej w zmierzeniu się spojrzeniami. Jej ubiór nareszcie przestał być dyktowany tą śmieszną, młodzieńczą modą, a ona sama wydawała się trochę spoważnieć. – Ten dupek Tashiko dalej musi mieć z tobą urwanie głowy. - Jednak największego potwierdzenia co do zmiany doszukał się w krwistych tęczówkach, które to jako ostatnie nacieszyły się jego uwagą. Swego czasu kręcił się wśród Łowców, więc doskonale wiedział, jakich katuszy wymagał od nieszczęśnika ten przykry kolor.
- Nie wydajesz się tym szczególnie przejęty. – odparł, unosząc nieznacznie brew. W gruncie rzeczy czuł się dosyć nieswojo. Sytuacja sama w sobie nie była komfortowa. Kurt niemalże czuł na sobie oddech kroczącego za nim niebezpieczeństwa, które zdążyło pokazać mu kły już dwa razy w ciągu niecałych kilkunastu minut. Z drugiej strony spotkał kogoś, kogo w normalnych okolicznościach nigdy by się nie spodziewał przez co ciężej było mu odgonić od siebie niechciane myśli, by na nowo skupić się na głównym celu.
- Jak widać. – odparł wymijająco, wyraźnie nie ciesząc się z tematyki podjętej rozmowy. Odsunął się od niej na krok, wciąż zachowując względnie zdystansowany stosunek. Świetnie, że się rozpoznali, jednak niech Miyane nie zapomina, że w gruncie rzeczy i tak byli dla siebie całkowicie obcy. – Wszystko, co? – zagadnął nieco przygaszonym tonem. Pewne informacje same w sobie potrafiły obrócić życie do góry nogami, a Kurt był osobą, która doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Mimo wszystko nie silił się na więcej wyrazów współczucia, zamieniając je na neutralne zrozumienie. Oczy nie mogły być przypadkiem, a to ściśle łączyło ich ze sobą sojuszem ustanowionym z góry przez przywódców.
Schylił się po leżącą na ziemi czapkę, a podawszy ją dziewczynie, celowo nieznacznie podwinął rękaw płaszcza, odsłaniając kryjący się pod nim, żółty skrawek materiału.
- Jestem Psem. – zaczął przyciszonym głosem, nie bawiąc się w przeciąganie. - Wilczur kazał mi zebrać informacje o aktualnie panującej władzy, ale nie jestem pewien czy rozsądnie będzie dzielić się nimi w takim miejscu. Kręcą się w pobliżu…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.15 22:32  •  Boczne uliczki - Page 4 Empty Re: Boczne uliczki
Dzieliło ich tak niewiele, że nawet jedno, niestosowne, przypadkowe drgnięcie mogło przekroczyć wytoczone dawien dawno bariery, jakie nałożył Ailen. Łowca, choć nie dawał tego po sobie poznać, doskonale zdawał sobie sprawę z wyrysowanej linii, której przejście zapewne skończyłoby się nieciekawie dla obu stron. Sam nie wydawał się jednak przejęty obecną sytuacją. W dużych, czerwonych oczach kryło się rozbawienie i spokój, jak u kogoś, kto robił to niezliczoną ilość razy, więc teraz mógł poszczyć się wręcz profesjonalną, stoicką postawą. Trzymał po prostu krwisty szal, który przecinał ich twarze akurat tak, że wystawały oczy. Blondyn naturalnie skulił się nieco bardziej i przymknął powieki, gdy tylko strażnicy znaleźli się niebezpiecznie blisko. Gdyby dostrzeli tęczówki... gdyby skojarzyli fakty... gdyby przypatrzyli się im odrobinę bliżej...
Ale zamiast tego chłopak usłyszał cichy szept, na który nie potrafił odpowiedzieć inaczej, niż drobnym uśmiechem. Grymas zamajaczył na jego ustach, gdy tylko z powrotem otworzył ślepia i wbił roziskrzone spojrzenie prosto w ciemne oczy Sullivana. Bingo.
„Zmieniłeś się.”
Nie nalegał. Gdy tylko Ailen postanowił się odsunąć, jedna z dłoni wypuściła miękki materiał szala, który zsunął się z karku ciemnowłosego, opadł luźno na jego ramię, a potem przemknął po nim prędko, jak wąż, by znaleźć się w rękach Miyane.
Nie widzieliśmy się parę tygodni. Czas zmienia ludzi. ─ Mimo początkowego rozbawienia, jakie nie odstępowało blondyna na krok, już po przywitaniu, jakim uraczył go Kurt, mina widocznie mu zrzedła. Nie na tyle, by wydawał się obrażony, bo zdawało się, że ciężko urazić tę natchnioną duszę optymizmu, ale jednak wszystko wskazywało na to, że z lekka spoważniał. ─ Nie dopowiadaj sobie ─ syknął zaraz, wracając do niego ostrzejszym spojrzeniem. To, co przed momentem było czystą, dziecięcą wręcz fantazją, zamieniło się w lód, skryty pod szkarłatem choroby. Miyane wiedział jednak, że nie po to tu przyszedł i choć postać Ailena nie była mu na rękę, nie był w stanie go zostawić. Może to kwestia tego, że bardzo chciał mu coś powiedzieć, nawet jeśli wydawało się to niestosowne lub po prostu szczeniackie. Chyba tylko myśl, że wypadłby przed nim jak ostatni idiota, hamowała rozrzutność w słowach młodzieńca.
„Jesteś cholernie zachłanny.”
Uniósł prowokacyjnie brew.
Mam ci przypomnieć u kogo grzałeś dupsko, gdy cię pokarało? ─ Ściszył nieco ton głosu, przyglądając mu się nader uważnie. Wątpliwe, że ktokolwiek by ich teraz podsłuchiwał, bo wokół szalał tylko szmer deszczu, ale Miyane zrobił się nagle dziwnie ostrożny co do tego, o czym mówi. Zmarszczył nawet jasne brwi, wykazując tym samym swoje niezadowolenie. ─ To i tak jest chyba niewielką zapłatą, hm? Mogłem żądać znacznie więcej.
A potem?
Potem Hiroto widocznie spochmurniał, jakby burzowe kłębki waty nad ich głowami nie były wystarczającą prognozą na grzmoty i pioruny. Usta ułożyły się w blady uśmiech, któremu prędzej było do krzywego, wymuszonego grymasu, dokładnie tak, jakby znalazł coś fluorescencyjnego pod zlewem i brzydził się to skomentować, a co dopiero dotknąć. Stał tak dłuższą chwilę, zaciskając palce albo znów rozluźniając dłoń. I pewnie stałby tak dalej, gdyby Sullivan nie podniósł czapki i nie wyciągnął ręki w jego stronę. Hiroto zerknął na swoją własność z lekkim dystansem i wydawać się mogło, że wcale już jej nie chciał, ale w końcu ─ po widocznym ociągnięciu się ─ wyszarpał nakrycie z uścisku Ailena i naciągnął brudną czapkę na blond kosmyki.
Dobra, pójdziemy do mnie.
To było wszystko, czym w ogóle go uraczył, nie dostrzegając po drodze nawet tej szczypty współczucia, jakim obdarzył go Kurt. Zarzucił tylko szal na szyję i ruszył przed siebie, nie sprawdzając, czy członek gangu pójdzie za nim, czy ostatecznie dalej będzie trzymać się wersji, że są sobie całkowicie obcy.

// @MG: zt + Ailen -> tutaj
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.05.15 22:24  •  Boczne uliczki - Page 4 Empty Re: Boczne uliczki
Znów zawędrował do M-3. Doskonale pamiętał swoją ostatnią przygodę w tym mieście. Wtedy zawędrował tu w dokładnie takim samym celu - po leki. Skończyło się jednak na tym, że nie dotarł do apteki czy jakiegokolwiek innego miejsca, gdzie mógł kupić, ukraść, czy w jakikolwiek inny sposób zdobyć jakiekolwiek medykamenty. Skończyło się natomiast na tym, że biedak musiał uciekać przed wojskiem, które chciało dorwać jego i biedną dziewczynę - Cztery. Nie wiedział co takiego chcieli z nim zrobić i co stałoby się z nim, jeżeli by go dorwali. I szczerze mówiąc wcale nie chciał się tego dowiadywać, bowiem miał co do tego jedynie najgorsze przeczucia. Wojskowi nie bawili się z nimi w podchody, nie zamierzali traktować ich ulgowo. Gdyby nie jego moc i nie anielskie skrzydła - być może nie udałoby mu się uciec i teraz byłby już martwy. Całe szczęście tamtym razem skończyło się jedynie na przestrzelonym udzie, wyczerpaniu i kilku zadrapaniach. Czwórka dostała strzał w ramię, ale i tak wszystko skończyło się lepiej niż w przypadku, gdyby ich złapali.
Miał nadzieję, że tym razem nie doświadczy powtórki. Chciał zdobyć leki, nie zamierzał nikogo krzywdzić, zabijać, ranić, zarażać. Przede wszystkim nie był chory, a był tego całkiem pewien jako medyk. Chyba, że pojawiła się nowa choroba, której nie znał i której objawy pojawiały się dopiero po jakimś czasie. Wtedy możliwym było, że zarazi pół miasta i rzeczywiście sprowadzi zagrożenie na innych. Szansa na to była jednak maleńka, a on potrzebował leków, medykamentów, czegokolwiek. Nie dało się działać jedynie dzięki swojej mocy i zebranym ziołom. Miał braki w takich rzeczach jak bandaże, proste leki... Potrzebował tego.
Szedł ulicami miasta, kierując się do apteki. Już raz w niej był, więc wiedział, którędy musi iść, by do niej dotrzeć. Tym razem starał się być bardziej ostrożnym. Rozglądał się, a jednocześnie starał się nie wyróżniać i sprawiać wrażenie mieszkańca M-3. Jednak kiedy z daleka wypatrzył mundury, wiedział, że najlepiej będzie jeżeli zmieni swoją trasę. Nie chciał zrobić tego samego błędu jak ostatnio, więc skręcił w boczną uliczkę powoli, bez pośpiechu, by nie sprawiać wrażenia podejrzanego osobnika. Wydawało mu się też, że żaden z wojskowych nie patrzył w jego kierunku, gdy skręcał. Byli zresztą całkiem daleko, tak więc miał nadzieję, że nie zwrócą na niego uwagi. By nie ryzykować, po wejściu w boczną uliczkę szybkim krokiem zaczął iść naprzód. Po kilkudziesięciu metrach schował się za stojącymi przy jednym z budynków skrzyniami. Usiadł za nimi na ziemi i czekał... Zamierzał przesiedzieć tam kilka minut i wyjść, gdy żołnierze już się oddalą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.05.15 13:32  •  Boczne uliczki - Page 4 Empty Re: Boczne uliczki
Patrol...coś, co wcale nie było aż tak fascynującym zajęciem, jak można byłoby chcieć. Zawsze to jednak odmiana. Choć już dawno nie należał do grona rekrutów, starsi rangą wojskowi próbowali sobie z niego i jemu podobnych, zrobić 'przynieś, podaj, pozamiataj'. Niby ot wojskowe żarciki, ale na dłuższa metę wolał po prostu działać w terenie.
Aktualny patrol okazał się jak najbardziej rutynowy, choć wbrew pozorom ludzi na ulicach było więcej. W końcu nadchodziła wiosna, więc ciepło wyciągało blade kobiety i zaspanych mężczyzn na ulice. Zastanawiał się, czy sam nie wyglądał na zaspanego, co wydawało się wielce prawdopodobne. Pora popołudniowa, więc niedługo powinni kończyć, a on nie wypił cennej kofeinowej magii już od południa. Miał nadzieję, że dzień szybko dobiegnie końca, a on będzie mógł...skoczyć do spożywczaka po jakiś obiad, a może skoczyć do baru?
Jego szare oczy górowały nad dwójką towarzyszy, którzy przystanęli na chwilę. Mogli się właściwie rozchodzić, bo zmiana prawdopodobnie będzie już wyruszać z kwatery. I byłby razem z towarzystwem ruszył w kierunku najbliższego baru, gdyby nie...impuls? Spojrzał w lewo, na koniec uliczki akurat w momencie, gdy mignęła mu jasna czupryna. Powinien niby zignorować taki detal, ale pożegnał się z towarzyszami i ruszył w odpowiednią stronę.
Miasto znał bardzo dobrze, wiec skręcił akurat w alejkę, która krzyżowała się z pierwszą, w której zniknęła mu wysoka postać. Nie był nadgorliwy w swej pracy, ale nie umiał oprzeć się wrażeniu, że trzeba pójść za wrażeniem, które nim kierowało. Nawet na chwile zatrzymał się, kręcąc głową, jakby sam ze sobą się sprzeczał - jednak ruszył dalej.
Dotarł w okolice budynku, gdzie jakiś magazyn prawdopodobnie, prezentował swoje zasoby skrzyń - jak mniemał - pustych. Oddychał spokojnie, nie spieszył się. Dostrzegł za to kolejny raz błysk jasnych włosów. Zrobił kilka kroków i jeszcze zanim dostrzegł z kim miał przyjemność (bądź nie), odezwał się swoim formalistycznym tonem.
- Witaj Obywatelu, co tutaj porabiacie? - w jego głosie nie było ani krzty groźby, ot zwykła formalność, do zwykłego obywatele w całkiem zwykłych warunkach. Dodatkowo słońce było na tyle jasne, że twarz postaci przed nim nieco mu się rozmywała - a może rzeczywiście już sen go morzył?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach