Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 12 z 15 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14, 15  Next

Go down

Pisanie 30.01.19 19:52  •  (S) Pustkowie - Page 12 Empty Re: (S) Pustkowie
Ciemność. Niemal idealna, całkowita. Gdyby tylko nie mała, czerwona lampka znajdująca się mniejwięcej na poziomie jego szyi wraz z jedną z metalowych obręczy jakie go utrzymywały na uwięzi, to stąpałby po całkowitym mroku. Jego umysł szalałby już z tego powodu, gdyby nie kolejna dawka ogłupiających psychotropów jakie zmieszane z efektami ubocznymi leku na psychozę odbiły się na zielonowłosym głębokim, dudniącym echem. Praktycznie widział, przypięty do 3 częściowego "słupa" jaki trzymał jego nogi i ręce z dala od siebie. Blady, praktycznie wisiał na tym, majdany na boki od wybojów przejazdu.
Ale coś było nie tak. Szybciej niż dotąd. Strzały. Krzyki...
I koniec. Wszystko się zatrzymało, wraz z nim. Jego złote oczy rozchyliły się, by taskować nieprzytomnie otoczenie. Czyżby był na miejscu i wyląduje w kolejnej celi? A może transport nie poszedł tak jak wojskowi planowali, stąd ta cisza?
Coś wspinało się po pojeździe. Tupot, szybki. To chyba ludzkie, ale nie mógł określić. Kolejne głosy, zniekształcone przez stalową puszkę w jakiej siedział.
Krótki pisk, i zamki puściły, a wraz z nimi, Hexowe truchło nie miało się czego trzymać, więc runęło z dudnięciem o blaszaną podłogę.
- Chociaż by... Ktoś ostrzegł... - Wymamrotał, odkaszlując. Uderzenie o podłoże nie było najprzyjemniejsze, ale raczej w normalnych warunkach, byłby tu już kordon wojskowych jacy by go przejęli i przeciągali po piachu.
Więc... O co chodzi? Co tu się dzieje?
Zielonowłosa głowa uniosła sie nieznacznie ponad poziom gruntu paki pojazdu, a anioł zaczął ruch. Powoli. Szarpnięcie za szarpnięciem czołgał się w stronę odwrotną do jego dotychczasowego "pojemnika", licząc na to że sięgnie drzwi. Nie wiedział co i czemu się dzieje, ale najwidoczniej wciąż mógł poruszać się sam i jeszcze nikt mu nie mierzył gnatem w twarz! To jednak nie zmieniało faktu, że prawdopodobnie na zewnątrz czeka na niego jakiś powitalny bankiet. Gnatów, ostrzy czy kłów i pazurów to się jeszcze dowie.
Jeszcze jedno szarpnięcie. Drugie. Zacisnął zęby, dźwigając ciężar "truchła" które odzyskiwało właściwości motoryczne w niezbyt prędkim tempie. Gdy w końcu napotkał "ścianę", a raczej drzwi, z całej swojej potencjalnej siły pchnął je...
I wylał się z paki, lądując plecami w piachu, znowu tracąc oddech i odkaszlując. Piach, szare niebo, smród trupów. Desperacja.
- Nie sądziłem że... Będę się cieszył z powrotu tutaj. - Wymamrotał samemu do siebie, z błogim uśmiechem wgapiając się w niebo. Póki jeszcze nikt ani nic mu z nikogo ani niczego nie mierzy w twarz albo inną część ciała.

Surprise, itsa me, Hexio!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.19 21:30  •  (S) Pustkowie - Page 12 Empty Re: (S) Pustkowie
 Czytnik piknął, przyjmując ofiarę w postaci trupiej przepustki, a kotowaty jak stał w miejscu, tak nie ruszył się po otrzymanej groźbie. Wszystko szło zgodnie z planem, co sprawiło, że Lazarus zdobył się nawet na uśmiech.
 - Grzeczny chłopiec - pochwalił rozsądną decyzję wymordowanego.
 Gdyby łowca łaskawie kiedykolwiek zainteresował się, chociażby na zebraniach własnej organizacji, czymkolwiek więcej niż biustem Evelynn to z pewnością zorientowałby się, że ma do czynienia z kimś, z kim nie powinien sobie tak wesoło poczynać, choćby ze względu na ryzyko rozpoznania. Teraz jednak była to ostatnia rzecz, którą zaprzątał sobie głowę.
 Głośne huknięcie z tyłu transportera początkowo całkowicie zignorował. Nastąpiło zaraz po przyłożeniu przepustki do czytnika, więc najpewniej puściły wszelkie zabezpieczenia i skrzynki z prowiantem przestały stać w równych szeregach. Pojazd przez rozwalone koło i liczne desperackie wyboje stał krzywo, więc było to zupełnie normalne. Nic nie wzbudziło jego podejrzeń. Boris był tak upojony słodkim zwycięstwem, że już nic nie mogło tego zakłócić.
 Nawet nagłe otwarcie tylnych drzwi. Łowca upewnił się w bocznym lusterku, że słuch go nie zawiódł i chwycił należący wcześniej do kierowcy ARC-741. Przed chwilą wymordował dla kilku zupek błyskawicznych i budyniów instant piątkę bogu ducha winnych ludzi, więc co stało na przeszkodzie by do tej listy dołączyły pazerne darmozjady, które najwidoczniej przyszły na gotowe i próbowały się dobrać do jego własności? Azarow upewnił się, że magazynek jest załadowany i wysiadł z kabiny, lądując miękko na piachu na ugiętych kolanach.
 Gąsienice transportera nie pozwalały mu podejrzeć tego co dzieje się za nim, więc okrążył go szerokim łukiem, święcie przekonany, że szabrownicy są w tej chwili w środku trwoniąc jego zdobycz. Leżący na piasku mężczyzna został wzięty za pierwszą, martwą w dodatku ofiarę walki przy misce i potraktowany cichym prychnięciem.
 Dopiero gdy łowca znalazł się tuż za pojazdem celując karabinem w całkowicie puste wnętrze pojazdu, wrócił spojrzeniem do zwłok. I znowu do wnętrza i znowu do mężczyzny. Kajdany w połączeniu z wymęczonym kolesiem leżącym na piasku jednoznacznie wskazywały na fakt, że skrzyń z jedzeniem nigdy tam nie było.
 W ułamku sekundy Lazarus zbladł bardziej niż można by o to podejrzewać jakąkolwiek ranną osobę.
 - To nie ten transport - szepnął jakby nie wystarczył sam fakt, że te same słowa były aktualnie jedyną myślą, która miała siłę pojawić się w jego głowie.
 Łowca pokręcił z niedowierzaniem głową, tępo wbijając wzrok w transporter. Rozpacz mieszała się z wściekłością, boląc go niemal fizycznie. Czuł jak coś ściska jego klatkę piersiową nie pozwalając mu normalnie oddychać. Nie mógł uwierzyć w to, że tak bardzo się pomylili, że narażali się na darmo. Był tak zdesperowany by zdobyć to jedzenie, że nie dopuszczał do siebie myśli o aż takiej porażce. Teraz jak nie zdechnie z głodu to wpierdoli go od środka ta przeklęta zaraza albo, co najbardziej prawdopodobne - zakażenie, które najpewniej niedługo wda się w ranę. Przy optymistycznym scenariuszu zakładającym, że łowca się wcześniej nie wykrwawi.
 Sam nie wiedział nawet kiedy, ale zwyczajnie odwrócił się i ciągnąc za sobą smętnie karabin ruszył do swojego podstawionego samochodu. Broń wylądowała za siedzeniami, a Lazarus wytargał stamtąd w zamian zapasowy kanister i kawałek gumowej rurki. Przynajmniej zwróci sobie benzynę za dojazd tutaj. Nadal był rozgoryczony niepowodzeniem całej akcji. Teraz, gdy w obliczu zarazy to jedzenie stało się najcenniejsze, nikt nie kupi od niego broni.
 Trudno, najwyżej wsadzi ją w dupę pierwszej osobie, która ośmieli się spytać jak poszła cała akcja.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.19 22:05  •  (S) Pustkowie - Page 12 Empty Re: (S) Pustkowie
 Jego ręce nie powędrowały do góry w uległym geście, ale mimo to poczuł się przez nowo przybyłego rozbrojony. Przede wszystkim nie posiadał żadnej broni, którą w razie napaści mógłby kupić sobie jeszcze kilka sekund życia. Wymuszenie hipnozy nie wchodziło w grę, gdyż niemal od razu padły omdlały przed mężczyzną, zanim w ogóle jakiekolwiek słowa rozkazu opuściłoby usta wymordowanego. Mógł jedynie ulec jego groźbie i nie ruszać się z miejsca, w czym nawiasem mówiąc był doskonały. Zastygł jak kot, wlepiając swoje jasne ślepia w człowieka, który wparował do wnętrza kabiny kierowcy.
 Był święcie przekonany, że widział już kiedyś jego twarz, chociaż pamięć płatała figle. Wszystko wskazywało na to, że miał do czynienia z łowcą, ale nie wiedział dlaczego ktoś miałby wysłać drugiego człowieka na zwiady, na które wybrano jego. Nie miał na ten temat żadnych informacji, lecz skażone czerwinką oczy były żywym dowodem tego, że nie mógł się aż tak mylić. Coś jeszcze z tyłu głowy upominało się o uwagę, ale myśl nie mogła wybrzmieć w postaci konkretów. Zwyczajnie nie potrafił sobie przypomnieć tego, o czym nigdy nie powinien zapominać.
 Obserwował czujnie poczynania nieznanego z imienia łowcy. Widział jak zrywa z ręki wojskowego przepustkę, a potem majta nią przed czujnikiem wywołując tym głośne skrzypienie tyłu pojazdu. Coś się zmieniło, jakiś odblokowany mechanizm uruchomił coś z zewnątrz, więc teraz aby przekonać się, z czym mają do czynienia musieli wyjść na zewnątrz. Tyle, że Reo nadal nie miał pojęcia jak powinien zachowywać się względem osoby, która mogła ale wcale nie musiała być jego sojusznikiem.
 Pozwolił mężczyźnie wydostać się ze środka, a po krótkiej chwili on również wyszedł na zewnątrz tą samą drogą. Śledził go niedyskretnie, zerkając zza frontowych drzwi na tyłu, tam, gdzie skierował się nieznajomy. Koci ogon kiwał się na boki nerwowo. Czuł, że coś jest nie tak. W zasięgu jego węchu pojawił się jeszcze jeden zapach żywej istoty, który dotychczas pozostawał w zamknięciu. Mógł jednak niemal natychmiast stwierdzić, że pod smrodem laboratoryjnej sterylności nie kryje się woń podziemnej kryjówki.
 Wykorzystał zaskoczenie Lazarusa i zbliżył się do niego na tyle, by zza jego pleców zajrzeć do wnętrza transportera. Pod wpływem sugestii on również w pierwszym momencie nie zauważył człowieka leżącego na gruncie. Dopiero gdy ogarnęło go to samo zdziwienie, spojrzał pod siebie. Przypadkiem chyba nadepnął na palce zielonowłosego. Natychmiast cofnął nogę, a kiedy łowca zniesmaczony swoim odkryciem odszedł, Louma zaczął panikować. Prawie jakby matka zostawiła go przy kasie z pełnym wózkiem i bez portfela.
 — Poczekaj! — jęknął, ale nie miał pojęcia co jeszcze powiedzieć. Nie miał pewności co do intencji łowcy, więc sugerowanie mu, że powinni zająć się tym razem odpadało. Mimo to Louma czuły się bezpieczniej ze wsparciem mężczyzny, niż w samotności.
 Odwrócił wzrok ku leżącemu jeszcze raz. Zacisnął mocno pięści i zrobił najgroźniejszą minę, na jaką było go stać. Uszy na czubku głowy wyprostowały się sztywno, a ogon zastygł w bezruchu za jego plecami.
 — Nie ruszaj się! — rozkazał — Bo inaczej będę strzelać!
 Broń palną w rękach miał może kilka razy. O połowę mniej odważył się nacisnąć spust, z czego może jedna kula, którą przy okazji celował w zupełnie innego manekina, trafiła w plastikowego przeciwnika na strzelnicy. Taka groźba brzmiała jednak lepiej, niż gdyby miał powiedzieć, że w przypadku niesubordynacji pojmanego zadrapie mu pazurami całą twarz.

Przerwa: 3/4
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.19 22:20  •  (S) Pustkowie - Page 12 Empty Re: (S) Pustkowie
Hm, gdyby kiedyś miał więcej doświadczenia z udawaniem martwego, być może teraz obaj napastnicy atakujący transporter by go olali i dali mu w spokoju leżeć w zimnym piasku. Tak. Poleżałby jeszcze chwilę, może spróbowałby się podnieść, potem zrezygnował z tego zamysłu by następnie znowu chcieć to zrobić. Po kilku rundach ping ponga w swojej głowie między "za i przeciw" zapewne w końcu spróbowałby dźwignąć swoje cielsko do góry, tylko po to by "przeciw" miało racje i znowu wylądować na piachu.
Ale niestety jednak, nie jest na tyle dobrym aktorem by zupełnie zatrzymać swoje funkcje życiowe i udawać żywego trupa. Nie zareagował na prychnięcie ze strony pierwszego osobnika, jak raz uznając że może odezwanie się to nie jest taki dobry pomysł (tak, wiem, zaskakujące że Hex na to wpadł). Czy było mu szkoda faktu że mężczyzna pomylił transport? Cóż, ciężko powiedzieć. Będzie mu szkoda ułamek sekundy przed śmiercią z jego ręki lub z łap jakiegoś biesa. Nie będzie jeśli dożyje końca tego dnia.
Starał się zapamiętać jak najwięcej z wyglądu osobnika jaki nad nim stał, ale problemem nie były dziury w pamięci, a problemy z koncentracją, pozostawione przez połączenie leku na psychozę i wszelakiej maści środków uspokajających by przypadkiem nie zmienić blaszanego autka w blender jego załogi. Mmm, tak.
Nim ostatecznie Hex zebrał się by coś odpowiedzieć najwidoczniej niezadowolonemu (a może nawet przestraszonemu) efektem jego ataku mężczyźnie, takowy stwierdził że sobie pójdzie. Dopiero wtedy jego oczy powiodły za drugim źródłem dźwięku, choć ograniczył się tylko do ruchu gałek ocznych. Chwilowo wolał nie ruszać głową. Póki co.
- Nawet gdybym chciał to aktualnie się nigdzie nie ruszę. - Odpowiedział bez większego namysłu, zaciągając się powietrzem które nie było upchane chemikaliami czy zduszone ciasnotą. Chwilowo tylko tyle mógł zrobić. Mógł się posilić na uśmiech, ale może zrobi to kiedy indziej, gdy będzie miał pewność że ten drugi facet nie postanowi go zaszlachtować za nie-bycie tym czym chciał by był.


Aktualnie wiele więcej z pozycji leżącej nie zrobię.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.02.19 19:08  •  (S) Pustkowie - Page 12 Empty Re: (S) Pustkowie
Poczekać? Dobre sobie. Niby na co? Może jeszcze miał pomóc młodemu rozpakować te nieprzebrane dobra, które wręcz wylewały się z transportera? Po twarzy łowcy przebiegł jeszcze bardziej niezadowolony grymas. Musiało być naprawdę niedobrze skoro nie bawiły go nawet własne, durne żarciki.
 Wślizgnął się do kabiny pojazdu i przekręcając kluczyk zgasił silnik sprawiając, że stalowa bestia wreszcie znieruchomiała, a dookoła zapanowała jeszcze większa, wręcz nieznośna cisza. Lepkie łapy szabrownika przeszukały wszelkie dostępne wewnątrz schowki, ale nie natrafiły na nic zadowalającego. Niepotrzebne samochodowe bibeloty, miejskie śmieci i inne pierdoły, które nie przedstawiały dla Lazarusa żadnej większej wartości. Poza apteczką samochodową, którą chwilę obracał w dłoniach. Gdyby tylko wiedział jak składa się te wszelkie sterylne puzzle tak, by powstało z nich coś więcej niż zakrwawiona bomba biologiczna.
 W momencie, w którym przyszło mu wrócić na pustynny piach, całkowicie przestał dziwić się więźniowi, że ten skończył leżąc, a nie stojąc pewnie na nogach. Sam czuł się coraz słabszy i o mało nie przypłacił tego widowiskową wywrotką. Chytrość, która nie pozwalała mu odpuścić szabrowania, nie pozwalała mu również tracić czasu na nic innego. Liczyło się tylko zebranie jak największej ilości dóbr.
 Zbliżając się do baku pojazdu łowca skrócił tym samym dystans między nim, a pozostałą dwójką. Stąd mógł ich nie tylko widzieć, ale i słyszeć. Z dziwną mieszaniną uczuć przyjął fakt, że zwłoki jednak okazały się w miarę żywe, a co więcej - rozmowne. Z wprawą bandyty parkingowego wsunął gumową rurkę do wlewu paliwa, zassał benzynę, spluwając jej resztką na piach i drugi koniec przewodu wrzucił do swojego kanistra. Różnica poziomów sprawiała, że paliwo powoli zaczynało zmieniać właściciela. Jeżeli niepilnowane się przeleje - trudno. Łajza był jak pies ogrodnika. Sam nie mógł zabrać wszystkiego to inni też tego nie dostaną. Dopiero wtedy Lazarus postanowił okazać uprzejme zainteresowanie pozostałym. W jego oczach cała ta sytuacja była już wystarczająco dziwna, by nie rozpaliła jego ciekawości. Pomylony transport, więzień, który wcale nie uciekał i małe kocię, które chyba postanowiło zamęczyć większą od siebie ofiarę i ją zjeść.
 - Ale nas zaszczyt kopnął - stwierdził ponuro, podchodząc do pozostałych, opierając się ramieniem o pojazd i wbijając spojrzenie w nieznajomego - Z jaką to ważną osobistością mamy do czynienia?
 O dziwo, nie przejawiał większych zamiarów ukatrupienia kogokolwiek, chociaż kto go tam wie. Maczetę nadal miał przy pasie, a rany pomimo, że jedną z nich uciskał zdrową ręką, nie przeszkadzały mu, coraz wolniej, ale nadal działać.
 Czerwone ślepia błądziły bez celu po całej postaci leżącego próbując doszukać się jakichkolwiek plusów. Ubrania nie było co z niego zabierać, bo jego aktualne piżamkowe fatałaszki jakoś nie wpisywały się w ostatnie desperackie trendy. Zjeść też nie bardzo było co - bydle może i było wysokie, ale zdecydowanie za chude. Może trzeba by zadzwonić do wojska i spróbować go wymienić na dwa powiększone zestawy McCronus? Och, tak. Bo Boris nie zapominał o kotowatym. Do tych mruczących psotników miał słabość, a to w połączeniu z wizją, że to biedne małe kociątko, nie dość, że posłuszne, wygłodzone i ze zranionym uszkiem powodowało, że resztki parchatego serca krajały mu się na drobne kawałeczki. Tak drobne, że nic tylko dodać podsmażoną cebulkę i zjeść.
 Lazarus czuł jak żołądek przywiera mu do kręgosłupa i próbuje strawić sam siebie.
 - Kicia, zobacz co dla ciebie mam - stwierdził, nagle wpadając na jakiś pomysł i wyciągając w stronę wymordowanego apteczkę samochodową i grzechocząc jej zawartością, by przyciągnąć większość kociej uwagi - Zadanie bojowe.
 No tak, przecież nie odda tak łatwo swojej zdobyczy, a wykorzystać innych zawsze może.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.19 10:10  •  (S) Pustkowie - Page 12 Empty Re: (S) Pustkowie
 Kot jak i zwykły człowiek mógł poczuć się poirytowany. Jemu również rozwój tej sytuacji się nie spodobał. Coś innego widniało w pisemnych raportach odnośnie Desperackiego transportu wojska, a zupełnie inaczej sytuacja przedstawiała się przed nim. Wcześniejsza satysfakcja zmyła się zastąpiona błyskawicznie przez kiełkujący w komorach bojaźliwego serca gniew. Zdał sobie sprawę, że już nie drży ze strachu.
 — Więc masz szczęście — prychną, na cwaniacką odpowiedź zielonowłosego.
 Mimo to, że sugerował niesprawność, nieznajomy w dalszym ciągu był dla kota zagrożeniem. Skoro mimo ciężkiego transportera eskortowało go tak wielu ludzi, musiał być jakimś istotnym więźniem. Dla młodego członka rebelii pozostawał anonimowym złoczyńcą, ale na nieszczęście Hexa, nie każdy wróg S.Specu jest automatycznie przyjacielem Łowców.
 Wykorzystał to, że leżący na ziemi mężczyzna nie może mu zagrozić i związał jego ręce, a później także nogi, skórzanymi paskami z ubrań wojskowych. Chociaż tego rodzaju więzy nie było doskonałe, przy osłabieniu anioła powinny dostatecznie spełniać swoją funkcję. Dało mu to chwilę na odgrzebanie spod jednego z trupów kajdanek, które jako dodatkowe zapewnienie upiął wokół przegubów więźnia.
 Wyglądało na to, że nie mógł liczyć na pomoc nieznanego z imienia łowcy, który beztrosko zajmował się przelewaniem benzyny do własnego pojemnika. Mimo, że nie był z tej wiedzy zadowolony, Louma domyślał się, że miał pecha natrafić na jednego z tych niesławnych dezerterów. Swojej własnej przynależności nie zamierzał mu więc od razu ujawniać. Nagle mogłoby się okazać, iż ma przeciw sobie nie jedną, a dwie desperackie szumowiny.
 Elegancki kot nie powinien się zadawać z takimi typami, więc kiedy do jego uszu dotarło nagle pytanie Lazarusa, podskoczył lekko i odwrócił w jego kierunku głowę. Sam wyostrzył słów w oczekiwaniu na odpowiedź zielonowłosego. Rozważał związanie mu ust, ale póki nie dowiedzieli się istotnych informacji na temat jego osoby, powstrzymał się.
 Nadal jednak tkwił po drugiej strony więźnia, w oddaleniu od Lazarusa, jakby zamierzał w razie czego wykorzystać leżącego jako żywą tarczę. Nie ufał jednemu i drugiemu, obawiał się nawet, że są wspólnikami, którzy próbując go oszukać udają nieznajomych. Granie zawiedzionego przez Lazarusa powinno nagrodzić się jakąś aktorską statuetką.
 Majtająca w powietrzu apteczka pogłębiła jego niepewność. Ucho nie bolało go aż tak bardzo. W zasadzie w ogóle zapomniał, odkąd przybrał ludzką formę, że został w nie trafiony pociskiem. Teraz jedną rękę przytknął do opuchniętej rany.
 — Jakie zadanie? — obruszył się z powodu sugestii, że łowca mógłby mu kazać coś zrobić, ale w tym samym czasie wyraził zaciekawienie.
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.19 10:52  •  (S) Pustkowie - Page 12 Empty Re: (S) Pustkowie
- Jeszcze nie mieliśmy pierwszej randki, a już przechodzisz do kajdanów i wiązania mnie? Tak długo przesiedziałem u Speców że mamy już luty czy kwiecień? - Pomimo faktu bycia flakiem pod względem możliwości motorycznych, jego umysł powoli stawał się co raz bardziej klarowny - a przynajmniej do poziomu dającego mu możliwość nawiązania do rasy osoby która go pęta i "lubieżności" takowego spętania. Oczywiście, zapewne te więzy nie miały spełnić tego typu zadania, ale Hex, jak to on sam, nie mógł się powstrzymać od mielenia ozorem i rzucania tego typu słówek. To najpewniej będzie przyczyna jego śmierci - otwarcie gęby w nieodpowiednim miejscu i czasie. Zdecydowanie to powinno mu się wyrysować na nagrobku - jeśli kiedyś będzie mu taki potrzebny a nie skończy jako nawóz uprzednio pożarty przez jakąś bestię.
Związany jak świnia na ruszto i tak nie ruszał się dużo bardziej niż chwilę temu, dając raczej znak że całe to wiązanie go nie było nader konieczne. Co jednak kto woli i lubi, prawda?
Jego spojrzenie przewlekło się ku krzywogębemu przedstawicielowi uzbrojonej nacji (bo nie dostrzegł nigdzie broni u kotowatego, ale nie miał w planie sprawdzać czy nie umie czegoś specjalnego), gdy najpewniej to w jego stronę poleciało pytanie. Wysilił się na nieznaczne wzruszenie barkami w ramach odpowiedzi w języku ciała, by potem przejść do odpowiedzi w języku wokalnym.
- Wyjątkowo pechową. Chciałem tylko pójść po swój pierwszy w życiu telefon, i mundurowi mnie nakryli jakby to był dzień bez farbowanych włosów czy coś. Doszło co do czego i zdemolowałem pół centrum handlowego w mieście, przez co postanowili mnie trzymać w celi, ale obawiali się że zdemoluje potem połowę więzienia. A przynajmniej rozumiem że z tego powodu chcieli mnie przewieźć gdzieś tutaj, oni chyba mają jakiś posterunek w okolicy, nie? - Zacisnął zęby, po czym zaczął trzeć tyłem głowy o piach. Nie bardzo miał jak to zrobić inaczej, a okropnie go zaswędziała głowa, więc chwilowo dawał obraz podobny psu jaki nie moze sięgnąć łapą swędzącego miejsca, więc kładzie się na plecach i tarza na ziemi.
- Ale maniery manierami, wypadałoby bym się przedstawił moim "wybawcom". Stąd też, mam na imię Hex. Dałbym dłoń do uścisku, ale kotek chyba ma ochotę mnie głębiej poznać. - Wypowiedział to między kolejnymi "drapnięciami" o grunt, raczej dość sarkastycznie naznaczając to konkretne słowo. Być może nie powinien, ale raczej wybawcy nie pętają wybawionych, tak przynajmniej słyszał. Przy ostatnich słowach jego oczy powiodły znów do kotowatego, a dżin zafalował brwiami, tym razem już siląc się na blady uśmiech. Ech. Byłoby fajnie się rozprostować i w ogóle, serio.
Póki co nie wtrącał się dalej w ich rozmowę. Nawet jeśli zostawią go w takim stanie, wciąż ma opcje by wydostać się z więzów, a potem... Co potem? Chyba będzie musiał poszukać kasyna. Coś mu świtało że właścicielem kasyna na Desperacji była Marcelina. A jeśli zna pewną Marcelinę...
To byłaby chętna go zobaczyć. I może to przeżyje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.19 15:53  •  (S) Pustkowie - Page 12 Empty Re: (S) Pustkowie
 Wyglądało na to, że wymordowany doskonale wiedział, co należy zrobić z kłopotliwą zawartością transportera. Łowca obserwował uważnie jak ich zdobycz zostaje związana i pomógł jak najbardziej tylko umiał - czyli się nie wtrącał i nie przeszkadzał. Swoją drogą więzień musiał mieć niezłego pecha. Ledwo wyswobodzili go z jednych kajdan i od razu został zakuty w drugie.
 - No to się nam prawdziwy złodupiec trafił - stwierdził bez przekonania, niezbyt usatysfakcjonowany odpowiedzią.
 Zapytał z wyjątkowo małymi oczekiwaniami, a i tak poczuł rozczarowanie. Gdzieś w głębi duszy wiedział, że nie ważne jakiej odpowiedzi udzieliłby im więzień, byłaby tak samo nieodpowiednia. Doszukiwanie się jakichkolwiek plusów w tej sytuacji było niesamowicie trudne. Poza oczywistym faktem, że Lazarusowi wybitnie przypadła do gustu wzmianka o terroryzowaniu miasta.
 - Tak czy siak wygląda na to, że postanowili się ciebie pozbyć, co wyszło im nawet lepiej niż by się spodziewali.
 Kto wie, może łowca nie doceniał wojskowych i to oni rozpuścili po okolicy fałszywe plotki o zawartości transportera? Brzmiało bardzo wygodnie. Głodni i wściekli Desperaci zeżarliby niewygodnego więźnia i po terroryście nie zostałby nawet ślad. A żołnierze? Lazarus prychnął rozbawiony. Nie pierwszy i nie ostatni raz Miasto poświęca własnych ludzi dla swojej wygody. Wzmianka o Posterunku nie tylko sprawiła, że Boris oczyma wyobraźni niemal widział jak chwilę po urwanej łączności z transporterem wyrusza misja ratunkowa po zagubiony ładunek, ale i utwierdziła go w przekonaniu, że może jednak jeszcze nie wszystko stracili.
 - Możemy go wymienić u ludzi z Posterunku na coś lepszego... i tak nie wygląda na wdzięcznego za ratunek... i ci się psoci - rzucił do kotowatego, choć doskonale wiadomym było, że słowa kierowane są przede wszystkim do więźnia.
 Lazarus mógłby spróbować wywołać z transportera kogoś, kto nie byłby na tyle pieprznięty by od razu do niego strzelać, a z chęcią zgodziłby się na wymianę. W końcu to nie pierwszy raz, gdy łączyły go wspólne interesy z desperackimi wojskowymi.
 - Zrobimy tak, opatrzysz mi rany, będziesz mógł pożyczyć ode mnie plasterek na swoje kocie uszko, a w zamian pomogę ci z tym bydlakiem albo zostawię ci go, wedle twojego życzenia - zaoferował się wspaniałomyślnie.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.02.19 11:50  •  (S) Pustkowie - Page 12 Empty Re: (S) Pustkowie
 Wykrzywił usta zdegustowany. Przestępca seksualny? Żart nie był ani na miejscu, ani nie był dobry. Cokolwiek chciał osiągnąć tym zielonowłosy nieznajomy, raczej mu się nie udało.
 — Jajko niespodzianka nigdy nie było tak wielkim rozczarowaniem. — Zgarbił ramiona mrucząc do siebie pod nosem.
 Więzień rzeczywiście wyglądał na niezdolnego do walki i całe swoje siły zużywał na gadanie. Najwyraźniej wojskowi przed wpakowaniem go do transportera użyli jakichś środków usypiających. Kot żałował, że w transporterze nie zostało ich więcej. Chociaż, kto wie? Przecież skoro obudził się w trakcie przewozu, to najpewniej przewidzieli, że przy wyładunku będą musieli uśpić go, albo potraktować tym samym narkotykiem jeszcze raz.
 Zerknął w stronę mężczyzny przelewającego paliwo do swoich kanistrów i bez słowa wyraził nadzieję, że ten zauważy, jeśli zielonowłosy zacznie za bardzo fikać. Sam wpakował się do pojazdu i przeszukał wyposażenie kierowcy. Przy nim nie natrafił na nic interesującego, ale może trupy przy motorach?
 — Psoci mi się? — Wymordowany uniósł brwi zdziwiony. Nie mógł pojąć skąd desperat wyciąga takie określenia. Rozumiał je, ale jednocześnie dziwił, że ktoś dorosły może ich używać. Nie mógł się jednak nie zgodzić. — Gdybym to ja bym osłabiony, związany i na łasce szabrowników, to nie próbowałbym tak cwaniakować.
 Patrzył na Hexa z góry mówiąc to. Z góry, bo dla leżącego wszystko dookoła było wyżej. Faktem było również to, że w tym momencie to on był niezdolny do walki, a oni posiadali broń, przewagę liczebną i przede wszystkim nie byli związani. Być może Louma byłby dla pojmanego bardziej łaskawy, gdyby nie jego niewyparzona gęba. Najwyraźniej nie zależało mu na uwolnieniu, skoro narażał się kolejnym napotkanym osobom.
 Przez chwilę zastygł rozważając swoje kolejne posunięcia. Propozycja łowcy chociaż brzmiała absurdalnie miała dużo sensu. S.Spec zapewne bardzo chciałby odzyskać więźnia, ale czy pozwolą dwóm grabieżcom odejść obojętnie po tym jak trupem padło kilkoro ich ludzi? Mało prawdopodobne. Ale wypuszczenie nieznajomego wolno mijało się z celem. Jasno sygnalizował im, że nie ma dobrych zamiarów. Nawet względem swoich ratowników.
 Nie zamierzał także zabierać go do kryjówki. Nie wiedział z kim ma do czynienia, ale skoro nie kojarzył osoby zielonowłosego znaczyło, że nie jest nikim szczególnie ważnym. Ot jakiś przestępca, może nawet wymordowany taki jak on, który dał się pojmać w mieście.
 Podniósł leżącą pod nogami cegłę, albo sporej wielkości kamień.
 — Nie gadaj głupot. Nie zawaham się ciebie pozbyć, jeśli nie będziesz współpracować — oznajmił, unosząc wyżej zebrany z ziemi przedmiot. Głaz wystarczy do ogłuszenia go, ale nie wątpił że łowca nie użyczy mu jednego ze swoich naboi jeśli przyjdzie spełnić groźbę. W końcu czerwonooki także zdawał się współpracować.
 To wszystko było bardzo dziwne. Żadne z nich się nie znało, wszyscy byli na swój sposób groźni, a jednocześnie nie skakali sobie do gardeł bez powodu. Świadomie prowadzili dyskusję pełną przemycanych ostrzeżeń i korzystnych propozycji. To były specyficzne negocjacje.
 — Nie jestem medykiem... — wymruczał do łowcy, ale przejął od niego zawartość apteczki. Mógł spróbować mu pomóc, a przy okazji zająć się swoim przestrzelonym uchem. W kociej formie nie wyglądało to aż tak drastycznie, ale w tej miał po prostu wielki krwawy strup zaraz przy małżowinie. Czuł ból i gorące pulsowanie. Może rzeczywiście powinien się tym zająć. — Ale pomożesz mi, jeśli Cię opatrzę? — zapytał dla pewności. To była dziwna wymiana, ale nie mógł narzekać. Jeszcze jedna para rąk mu się przyda. Ściszył tez głos mówiąc dalej — Jesteś żołnierzem Łowców?
 Jeśli Lazarus oddał mu apteczkę bez problemu, to zajął się zgodnie z zapowiedzią jego ranami po pociskach. Spojrzał na jego zakrwawione ubranie.
 — Um... powinieneś to z siebie zdjąć — zasugerował pamiętając, że krew przylepi się mocno do materiału, jeśli szybko się go nie odklei. Lepiej to zrobi teraz, kiedy posoka nie zaczęła wysychać i tworzyć skrzepu.
 Musiał teraz poświęcić nieco uwagi rannemu, ale kątem oka zerkał w kierunku związanego. Nasłuchiwał też zdrowym uchem niepokojących odgłosów. Nie mógł stracić czujności całkowicie.
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.19 19:39  •  (S) Pustkowie - Page 12 Empty Re: (S) Pustkowie
Bez większego przekonania wzruszył barkami na słowa o byciu "złodupcem". Nie było mu w smak robienie tego, co zrobił, lecz wtedy to już były tylko i wyłącznie działania niemal instynktowne, dodatkowo napędzane przez jego, cóż, problemy psychiczne.
Sytuacja nie obracała się specjalnie w jego stronę, a widać jego próba wyjścia w ich stronę z jakąkolwiek formą dowcipu dla rozluźnienia atmosfery tylko ją dodatkowo zacisnęła. Hm, najwidoczniej niektórzy nie doceniają poczucia humoru w obliczu beznadziejnej sytuacji. Jakby nie było - czy coś innego mu zostało? Aktualnie jest na łasce dwóch, kompletnie nieznanych mu osób jakie mogłyby zrobić z nim co im się podoba, a sam wiele do powiedzenia w tej kwestii by nie miał.
- Myślisz że nie kierowali się do tego całego posterunku? - Spytał, nawet w jakimś stopniu zainteresowany tą myślą. Być może faktycznie to nie byłoby z ich strony takie głupie - zwłaszcza że zaczynał mieć po swojej "dobrej" stronie jednego z ich naukowców. Być może podłapali to i chcieli zaniechać rozwojowi sytuacji, wywalić go gdzieś by zeżarło go pierwsze, zmutowane monstrum jakie będzie w pobliżu. Niegłupie.
Odetchnął głębiej, czując jak potencjalnie widmo zguby się zbliża z samymi słowami o zostaniu wyrzuconym przez nich na Specowym posterunku. Nie, to nie było westchnięcie ulgi, raczej niewidoczna dla nikogo poza Hexem, gruba lina zaciskająca się wokół jego gardła. Był już tak blisko, bliżej niż przez ostatnie dni do bycia wolnym.
Nie może to się tak poprostu skończyć. Nie tak. Nie na rachunkach innych.
- Postawcie się w mojej sytuacji. Aktualnie nie mam lepszych opcji, niż chociaż w jakikolwiek sposób próbować rozluźnić atmosferę z nadzieją że nie będziecie chcieć wyładować na mnie swojej frustracji z tego że nie okazałem się tym czym chcieliście bym był. Nie mam niczego do zaoferowania poza wdzięcznością, ale ciężko ją okazywać gdy w pierwszych chwilach mnie wiążecie, a w kolejnych mówicie o wysłaniu mnie z powrotem w ręce grupy z jakiej dopiero mnie wyciągnęliście. - Nie miał lepszych alternatyw w tej chwili. Jedyne co mógł robić, to liczyć na ich dobrą wolę. Może i jego humor był nie w smak, ale miał tylko jedną szansę. Spalił ją, nie wyszło, nie cofnie się w czasie by to naprawić.
Ściągnął brwi, widząc grożącego mu kotołaka. Rozłożyłby ręce na boki i wzruszył barkami gdyby tylko mógł, ale że nie może, to pozostał przy wzruszeniu barkami i rozłożeniu na boki dłoni na tyle na ile dawało mu rady wiązanie z pasów.
- Więc jak mam współpracować? Powątpiewam by zechcieli się wymieniać na mnie, nie sądzę bym stanowił aż tak wielką wartość dla ich badań. Czego ode mnie oczekujesz? Chcę tylko odejść, pójść w swoją stronę, i samemu wybrać z jakiego powodu umrę. Nie mam jak okazać wdzięczności w tej chwili za to, chyba że masz jakiś pomysł co mogę zrobić w tym stanie. - Frustracja z niemocy sytuacji powoli zaczynała narastać w Hexie. Podobno cierpliwość jest cnotą, ale zielonowłosy nigdy nie należał do najbardziej cnotliwych z aniołów, stąd też jego nie była zbyt wielka.
W miarę gdy jego "wybawcy" zajęli się sobą, Hex wydawał się nie ruszać ze swojego miejsca motorycznie. Nie był pewien czy jego moce są jeszcze w stanie zadziałać, stąd też wolał tego nie sprawdzać. Nie do momentu aż nie będzie miał innego wyjścia.
Oby ten moment nie nastąpił, bo naprawdę wolał uniknąć jakiejkolwiek formy walki. Nie widział swoich szans zbyt różowo w tym stanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.19 23:16  •  (S) Pustkowie - Page 12 Empty Re: (S) Pustkowie
 Sytuacja była beznadziejna, a jej status w ogóle się nie poprawiał.
 Wymordowana kulka sierści była całkiem urocza w przejawianiu swoich morderczych zapędów względem ofiary, nawet pomimo trwania w ludzkiej postaci. Lazarus nie mógł doczekać się aż związany mężczyzna z czymkolwiek przesadzi, a kamień spotka się z jego głową. Patrzenie na koty męczące upolowane ofiary było dziwnie relaksujące.
 - Doskonale - odpowiedział wyraźnie zadowolony, zarówno do swoich myśli jak i do kotowatego wspominającego o braku medycznych umiejętności.
 Kotek nie był medykiem, a więc nie będzie miał żadnych durnych pomysłów w postaci zszywania ran, zabaw podejrzanymi lekami czy - łowca przełknął ślinę nieco za głośno - prób wmuszania w niego jakichkolwiek zastrzyków jeżeli taki sprzęt znajdował się w podanej mu apteczce. Wyłącznie bandaże i plastry, miło i przyjemnie i bez cienia groźby, że będzie musiał wyjaśnić komuś siłą, że nie ma co być nadgorliwym.
 Posłusznie zdjął z siebie bluzę, nawet nie oglądając się na swoje rany. Ślepia cały czas miał utkwione w Hexie, jakby wcale nie miało zrobić mu się niedobrze na widok poharatanego ramienia, a wiedziony był silniejszym niż ciekawość poczuciem obowiązku. Ubrania wróciły na łowczy grzbiet, gdy tylko kocie łapki oderwały się od jego skóry, a stróżki krwi przestały znaczyć nowe ścieżki na jego ciele. Porządna dawka chłodu coraz bardziej zaczynała rozwiewać jego marazm.
 - Postawcie się w mojej sytuacji - warknął, mimo rosnącej złości wyraźnie przedrzeźniając głos Hexa - Co za pierdolenie. Książę się znalazł, co myśli, że mu na ratunek przybyli z dobroci serduszka. Koniec tego dobrego, kurwa.
 Lazarus wcisnął w dłonie kota swoją odbezpieczoną już broń, jakby biedne stworzenie od chwili poznania zyskało miano jakiegoś tragarza i podszedł do więźnia, podwijając jednocześnie rękawy swojej bluzy aż do łokci. Złapał mężczyznę za szpitalne szmaty, w które był ubrany, z łowczą łatwością uniósł i bezceremonialnie wrzucił z powrotem do kontenera niczym worek ziemniaków. Chciał jeszcze coś powiedzieć, najwyraźniej coś dodać, rzucić jakiś komentarz, może coś wyjaśnić, ale szybko machnął ręką zrezygnowany i zatrzasnął drzwi transportera, zamykając je od zewnątrz. Teraz już pijawka nie wypełznie bez ponownego użycia przepustek, a na to mógł liczyć już niedługo. Wojsko w końcu wróci po swoją zgubę.
 Łajza odwrócił się i natknął na kocie spojrzenie.
 - No co? Gdyby mu zależało na życiu to wymyśliłby cokolwiek. Nie marnowałem zdrowia, benzyny i nabojów żeby zostać czyimś bohaterem.
 Minął wymordowanego, odbierając od niego swoją własność, a później przechodząc do przelewającego się kanistra, zakręcając i zabierając go do swojego samochodu. Ta cisza, jeszcze do niedawna irytująca, teraz bez głosu więźnia była nawet przyjemna dla ucha. Boris jeszcze raz obejrzał się za siebie.
 - No chodź, kici kici.
 Kociątko wcześniej za nim podążało, więc i teraz miał niemal pewność, że podejdzie. Przecież po tym wszystkim byli wspólnikami, niemal przyjaciółmi, więc jak wymordowany mógłby mu nie zaufać? Ano mógłby, na przykład w momencie, gdy Lazarus zacisnął łapę na jego wojskowej kurteczce, wciągnął go do samochodu i ruszył gwałtownie, upewniając się, że małe kitku porządnie zostanie wytrząśnięte przez jazdę po nierównym terenie.
 Boris nie był przecież kimś, kto odpuści bez znalezienia sobie jakiejś nagrody - chociażby prychającej z powodu porwania.

[ Lazarus + Reoone z tematu ]
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 12 z 15 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14, 15  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach