Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 8 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 16.03.19 18:44  •  Las w okolicy kamiennej wieży - Page 8 Empty Re: Las w okolicy kamiennej wieży
„Nieszczególnie mi się widzi, żeby za gest dobroci skończyć z bełtem w gardle (...)”
Spojrzała na nią spokojnie, ale wciąż nieco zagadkowo — można było odnieść wrażenie, że niebieskowłosa doszukuje się w swojej rozmówczyni słabych punktów, zarówno w psychice jak i sylwetce. Czekała na odpowiedni moment, na wpadkę, przez którą nieznajoma odsłoni jedną ze swoich słabości, którą później można by było wykorzystać. Ale ta chwila nie nadchodziła, jasnowłosa również potrafiła ukrywać to, co nie powinno wyjść na światło dzienne.
Czy Jillian w ogóle byłaby zdolna zrobić coś takiego? Wycelować w osobę, która zdecydowałaby się jej pomóc? Sama nie wiedziała. Świat był dziwny, istoty zamieszkujące w nim jeszcze dziwniejsze — właściwie to trzeba było być gotowym na wszystko, by nie dać się zaskoczyć. Nawet zakładanie najczarniejszych scenariuszów się sprawdzało — dużo lepiej było być gotowym na najgorsze. Po krótkim namyśle kobieta doszła do wniosku, że prawdopodobnie nie zdecydowałaby się na oddanie strzału — wciąż pamiętała o pierwotnym celu zagłębienia się w te tereny. Chciała trochę poszpiegować, zdobyć trochę cennych informacji. Bez niepotrzebnego mordobicia — zwłaszcza gdy naprzeciw stawała inna, śliczna przedstawicielka płci pięknej.
Racja, z Twojej perspektywy mogę być — powiedziała, niejako przyznając się do własnego błędu. W tej nieciekawej sytuacji skupiała się głównie na sobie i wyswobodzeniu uwięzionej kończyny, nie miała czasu na stawianie się w miejscu nieznajomej. Wciąż chciała dojść z nią do porozumienia — takiego, które nie zakładało zmiażdżenia nogi.
Typowa z Ciebie kobieta, szybko zmieniasz zdanie — skomentowała krótko tą nagłą zmianę zdania. Wcześniej nie widziała na jej twarzy wątpliwości, a jedynie zamyślenie — teraz zrozumiała, że mimo wszystko niełatwo było jej podjąć decyzję. Na jej miejscu też by się wahała. Gdyby była szarganą zwierzęcymi instynktami bestią, to pewnie nie miałaby żadnego problemu, bo żołądek podpowiedziałby co należy robić, ale wciąż siedział w niej człowiek. Zagubiony, zapomniany, tłamszony, ale człowiek. Jillian nadal potrafiła współczuć — głównie dzieciom, że musiały żyć w takim świecie — ale potrafiła. Być może dziewczyna, z którą miała do czynienia również potrafiła zdobyć się na coś, co choć w pewnym stopniu przypominało współczucie. Albo nie chciała mieć kolejnego wroga.
Wbiła spojrzenie w swoją stopę, gdy nieznajoma zaczęła się zbliżać. Nie chciała niepokoić jej swoimi zmrużonymi, stale obserwującymi wszystko ślepiami, żeby przypadkiem nie odwieść jej od pomysłu rozbrojenia pułapki. Pewnie nawet pokazałaby swoje puste dłonie, unosząc je ku niebu, gdyby nie musiała trzymać tego metalu. W każdym razie nie kombinowała nic, bo nawet gdyby chciała, to średnio miała jak.
„No, wyłaź.”
Dźwięk rozbrojonej pułapki był jak muzyka dla jej uszu. Od razu wysunęła nogę spomiędzy zębisk, stając twardo na ziemi i chwilowo przyglądając się swojej stopie, jakby próbowała ocenić czy nie poniosła poważnych szkód. Następnie poruszyła nieco zdrętwiałymi nadgarstkami — czasami miewała problemy z prawą ręką, tym razem również nie obyło się bez nich. Nie czuła palców, dlatego dłoń schowała w rękawie bluzy, skrywając swoją niedoskonałość.
W międzyczasie nieznajoma zdążyła wrócić do drzewa, przy którym stała wcześniej. Znów dzielił je bezpieczny dystans. Nastała również krótkotrwała cisza, którą postanowiła przerwać niebieskowłosa.
I widzisz, dało się — powiedziała nagle, jakby ta cisza po prostu jej przeszkadzała. Tymi słowami chciała jej podziękować, bo samo słowo dziękuję nie przeszłoby przez jej gardło łatwo — używała go zwykle pod inną postacią. O ile miała po co go używać. Kuszę wciąż miała na plecach, nie ruszyła jej odkąd była wolna. — Znasz Shannona, co możesz mi o nim powiedzieć? — zapytała przyjaźnie, jakby wręcz próbowała wkupić się w łaski jasnowłosej. W rzeczywistości chciała po prostu wiedzieć — wiedzieć z kim będzie musiała się zmierzyć, poznać potwora z koszmarów zanim stawi mu czoła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.19 19:55  •  Las w okolicy kamiennej wieży - Page 8 Empty Re: Las w okolicy kamiennej wieży
 Nieszczególnie rozumiała, czemu nieznajoma tak się dziwi jej zachowaniem, ale postanowiła nie zagłębiać się nadmiernie w czcze dociekania. Może dla niektórych moralność i odruchy dobroci były bardziej naturalne, oczywiste wręcz w przeciwieństwie do ostrożności, wręcz niechęci wobec obcych. A rozsądek raz po raz podpowiadał, by w obecnym świecie nie ufać już nikomu, nawet samemu sobie. Rodzona matka była w stanie sprzedać dzieciaka za kawałek chleba, brat wbijał nóż w plecy brata, generalnie wszystkie znane w cywilizowanym świecie normy społeczne ustępowały pod nieprzejednanym naporem prawa dżungli. Górą był silniejszy, zwinniejszy, posiadający więcej wpływów i zdolny do skuteczniejszych manipulacji. Bezwzględność popłacała w porażającej większości przypadków, a tylko niektóre kręgi pozwalały sobie na coś w rodzaju wzajemnego zaufania czy lojalności.
 A to i tak było spore ryzyko.
 — To wcale nie było szybkie — zauważyła, wytykając nieznajomej oczywisty błąd. Zmiana pierwotnie obranego planu wymagała od Chang naprawdę solidnego zastanowienia, chociaż podstawowe założenie – minimum upierdliwych, męczących czynności – pozostało identyczne. Nawet jednak mając bezdyskusyjny mianownik dla wszystkich swoich decyzji nie mogła powiedzieć, by ich podejmowanie przychodziło łatwo, szczególnie w takim przypadku jak ten. O wiele prościej byłoby kierować się jednolitą zasadą "bij, zabij", tylko że ona niestety nie pokrywała się z naturalną niechęcią Mei do wysilania się ponad konieczność. I jak tu to wszystko pogodzić? Nic dziwnego, że dziewczyna większość życia spędziła z niezadowolonym wyrazem na mordzie.
 W milczeniu czekała, co teraz powie niebieskowłosa. Nie żeby oczekiwała jakichś wylewnych podziękowań, a nawet żadnych, bo zdążyła już przywyknąć do powszechnej wśród wszelkiego ludu niewdzięczności. Lepiej byłoby jednak milczeć niźli sugerować, że rozbrojenie pułapki było w jakiś sposób obowiązkiem Chinki, a taką właśnie insynuację usłyszała teraz z ust dopiero co oswobodzonej kobiety.
 — Mogę jeszcze zmienić zdanie i przeznaczyć cię na mielonkę — mruknęła, zaciskając wargi w wyrazie niezadowolenia. Należała co prawda do dość cierpliwego gatunku człowieka, ale gdyby przekroczyć granicę jej dobrej woli, z pewnością nie certoliłaby się długo z usunięciem problemu. Na razie jednak zbyt była zainteresowana tym, czego nieznajoma istotka szukała w lesie pełnym pułapek i jakąż to starą znajomość życzyła sobie odnowić. Czyżby szukała kogoś ze Smoków? Do takiego wniosku można by dojść tylko uprzednio założywszy, że rozglądała się w dobrym miejscu. Nic przecież na razie nie wykluczało pomyłki, ale bez szerszych danych nie dało się nic stwierdzić na pewno.
 — Znasz Shannona...
 — Kogo? — prychnęła, sama nie wiedząc czemu tak rozbawiło ją brzmienie tego imienia. Niby przez kilka stuleci przywykła do najróżniejszych mian przybieranych przez mieszkańców Desperacji, ale gdzieś w jej chińskiej świadomości zachodnie twory nadal bywały niesłychanie śmieszne. W dodatku podane przez nieznajomą imię w pierwszej kolejności skojarzyło jej się z nikim innym, jak tylko z gwiazdą sprzed wieków Sharon Stone, co w połączeniu z domniemanym mężczyzną tym bardziej skłaniało Chang do śmiechu.
 Opanowała jednak wesołość, próbując wyłapać z wyrazu twarzy nieznajomej, czy przypadkiem sobie ona nie żartuje. A może naprawdę poszukiwała osoby o tak dowcipnym imieniu, tylko akurat nie trafiła z potencjalnym informatorem. Różnie to mogło być.
 — Nie mam pojęcia, o kim mówisz — dodała w pełni szczerze, powstrzymując usilnie chęć ponownego wybuchnięcia śmiechem. Im dłużej powtarzała sobie w myślach podane przez kobietę miano i próbowała przypasować je komukolwiek ze swoich znajomych, tym większą czuła pokusę, by jakże inteligentnie poinformować swoją rozmówczynię, że Sharon Stone już raczej od dawna nie żyje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.19 13:15  •  Las w okolicy kamiennej wieży - Page 8 Empty Re: Las w okolicy kamiennej wieży
W dalszym ciągu próbowała w jakimś choćby minimalnym stopniu pobudzić swoją prawą dłoń, w której wciąż brakowało jej czucia. Palcami poruszała delikatnie — trudno było dostrzec ich ruch, zwłaszcza że wciąż chowała je w rękawie przydługiej bluzy. To była słabość, którą wolała ukryć — odkrycie słabego punktu przed nieznajomą byłoby jedną z głupszych rzeczy, jakiej dopuściłaby się w swoim długim życiu. W tym świecie za błędy płaciło się naprawdę wysoką cenę, doskonale o tym wiedziała.
„To wcale nie było szybkie.”
Dla kogoś, kto z czasem zaczął uważać, że i tak nie zostanie uwolniony było. Jillian była prawie gotowa, by użyć mocy swojego artefaktu i bezproblemowo wyswobodzić się z pułapki. Co prawda miała to zrobić w ostateczności, żeby przedwcześnie nie odkrywać jednej ze swoich sztuczek przed jasnowłosą, ale na szczęście okazało się, że wcale nie będzie musiała polegać na magicznym przedmiocie. I całe szczęście, bo nie miała zamiaru kolejny raz użerać się ze skutkami ubocznymi używania niezwykłego pierścienia — wystarczało jej, że już teraz miała chwilowo niesprawną dłoń.
Było szybsze niż bym się tego spodziewała — odparła sprawnie, spoglądając za siebie, jakby chciała sprawdzić czy jej kusza wciąż trzyma się pleców, choć rzeczywiście sprawdzała czy żaden wścibski wzrok jej nie obserwuje, w końcu mogła być niejedynym intruzem w tym lesie. Poza tym niektórych przyzwyczajeń nie potrafiła się wyzbyć, a ciągłe sprawdzanie tyłów było jednym z nich. W każdym razie szybko powróciła wzrokiem do nieznajomej po uprzednim upewnieniu się, że są same oczywiście. Nie planowała poczynienia zbrodni bez świadków — zrobiła to dla własnego spokoju. Urojenia prześladowcze niekiedy nie dawały jej spokoju, nie pozwalały normalnie funkcjonować. Po tylu latach psychika człowieka nie mogła pozostać nienaruszona.
„Mogę jeszcze zmienić zdanie i przeznaczyć cię na mielonkę.”
Uśmiechnęła się mimowolnie — usta zadrżały jej jakby pobudzone jakimś nienaturalnym impulsem. Przymknęła na chwilę oczy, ukazując machnięte granatowym cieniem powieki. Otworzyła gwałtownie ślepia, biorą przy tym głęboki wdech, jakby wręcz potrzebowała dawki świeżego powietrza (choć właściwie desperackie powietrze trudno było takim nazwać). Spojrzała na nieznajomą. Wciąż się uśmiechała nikle, oszczędnie, co i tak ukazywało zmarszczki na jej brudnej twarzy.
Teraz to nie byłoby już tak proste. Jeśli zmienisz zdanie, to wywiąże się niepotrzebny konflikt — odpowiedziała spokojnie, bo wiedziała, że ma rację. Nie pozwoliłaby się schwytać tak łatwo, teraz miałaby jak się bronić. Była niebezpieczna, wiedziała, że da radę przetrwać. Dawała radę przez tyle lat, tym razem też jakoś by się jej udało. Ale czy walka była w ogóle konieczna? Czy naprawdę w tym popieprzonym świecie za każdym razem trzeba było skakać sobie do gardeł, nawet jeśli od początku miało się inne zamiary? Jasne, każdy był podejrzliwy, każdy chciał żyć dalej, ale przy odrobinie chęci chyba można było uniknąć przemocy.
Nie wiedziała co myśleć, gdy dostała odpowiedź na zadane wcześniej pytanie. Czy Kyle mógł ją okłamać, udzielić jej nieprawdziwych informacji? Może celowo wpieprzył ją na minę, wykorzystując częściowa zaufanie, którym go obdarowała? Odrzuciła tę myśl — za dużo wiedział o tym rudym skurwielu, niemożliwym było, że znał tyle faktów z jego życia i posłał ją prosto na minę. Może Maccoy przestał używać swojego prawdziwego imienia albo ta dziewczyna kłamała i tak naprawdę doskonale wiedziała o kogo chodzi. Jedna z opcji musiała być prawdziwa, bo to, że trafiła w dobre miejsce było dla niej bardziej niż pewne. Smocza Góra jest tylko jedna.
Przez chwilę milczała, układając w głowie myśli. Informacja o tym, że nieznajoma nie zna Shannona zbiła ją z pantałyku. Przełknęła głośno ślinę, z trudem udawało jej się zachować niewzruszoną, kamienną twarz. Drobne drgania w okolicy ust mogły ją zdradzić.
Maccoy, Shane, Rudy... — przerwała ciszę nagłym wyliczeniem kilku innych mian, pod którymi można było znać mężczyznę, którego szukała. Szefa musiała znać — bo Jillian posiadała przecież informacje dotyczące jego stanowiska u najemników. Wciąż nie dowierzała, że komuś takiemu udało się dojść na szczyt. — Nie udawaj, że nie wiesz o kogo chodzi. Nazywacie go Pradawnym?
Drętwienie odpuściło prawej dłoni, choć w dalszym ciągu czuła nieprzyjemne mrowienie. Złączyła ręce jak do modlitwy, a jej uśmiech znacznie się poszerzył. Nie wyglądała jak ktoś, kto miałby zaraz złapać za broń przyczepioną do pleców i oddać strzał. Bliżej jej było do kogoś, kto naprawdę chciał porozmawiać. Zadowoliłaby się nawet szczątkowymi informacjami, byle nie wdawać się w żadną bójkę. Dzień przerwy od napieprzania się po mordach naprawdę dobrze by jej zrobił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.19 21:36  •  Las w okolicy kamiennej wieży - Page 8 Empty Re: Las w okolicy kamiennej wieży
 — Było szybsze, niż bym się tego spodziewała.
 Mruknęła tylko jakieś "mhm" w odpowiedzi, z niewzruszoną miną przyjmując tę opinię do wiadomości. Zdążyła już zauważyć, że nie miały z nieznajomą zbyt wiele wspólnego nawet w sposobie myślenia, bo ich spostrzeżenia mijały się w sporych odległościach. No cóż, trudno. Nie z każdym można się dogadać tak z marszu, szczególnie gdy sytuacja wymusza zachowywanie szczególnej ostrożności. Trudno się spodziewać, by nagle przeszły w tryb najlepszych psiapsi na całe życie, zaparzyły herbatki i zaczęły trajkotać o najświeższych wieściach, najlepiej jeszcze równie znaczących co zeszłoroczny śnieg.
 Na krótko oderwała wzrok od drugiej kobiety, również zerkając w przestrzeń za jej plecami. Był to swego rodzaju odruch, często zawodny w sytuacji potencjalnie konfliktowej, teraz jednak opuszczenie gardy o tych kilka milimetrów nie wydawało się wcale taką zbrodnią. Jak zdążyła już zauważyć, nieznajoma nie wyrywała się do bitki, chociaż jej słowa mogłyby momentami świadczyć inaczej. Szukała informacji i najwyraźniej miała nadzieję znaleźć je u pierwszej lepszej osoby pod Smoczą Górą, stąd jakakolwiek agresja byłaby jej nie na rękę. Z pewnym przewidzianym marginesem błędu Mei ośmieliła się założyć, że jej przypadkowa rozmówczyni nie zaatakuje, jeśli nie zostanie sprowokowana. Można powiedzieć, że dotarły do swego rodzaju kompromisu. Chang z natury nie lubiła się wysilać, a że jakikolwiek akt przemocy tego własnie wymagał, chwilowe zawieszenie broni było dlań stanem wymarzonym. Dogadały się. Porozmawiają chwilkę. Botem niebieskowłosa kobietka sobie pójdzie i znów nastanie spokój, dokładnie tak, jak być powinno.
 — Racja, racja — przytaknęła zgodnie. Kąciki bladych ust uniosły się odrobinę, nadając słowom Chinki łagodniejszej wymowy. Konwersacja przechodziła w coraz spokojniejszy, luźny wymiar, o wiele przyjemniejszy w odbiorze niż ciągłe dogryzki. Poza tym, nieznajomej udało się nawet rozbawić Chang, co stanowiło całkiem imponujący wyczyn. W momencie skojarzenia jakiegoś Bogu ducha winnego faceta z aktorką znaną przed wiekami dobry humor Mei już był kupiony, a żeby dłużej nie mogła dojść do siebie, w chwilę później któraś zdradliwa myśl podsunęła jej do głowy rytm równie starego hiciora Shine on. Było bardziej niż pewne, że z tą melodyjką przyjdzie jej spędzić cały dzień, a wszystko z powodu jednego, śmiesznego imienia!
 Na kolejne słowa kobiety o mało nie parsknęła śmiechem po raz drugi, szczęśliwie faza głupawki zdążyła już częściowo przeminąć. Teraz była w stanie stwierdzić, o kim mowa, przez co cała sprawa nabrała nowego, o wiele bardziej interesującego wymiaru.
 — Nie udaję, naprawdę nie wiedziałam, że ktoś go tak nazywa — wyjaśniła, na moment przyjmując na twarz wyraz niezadowolenia. Niedbałym ruchem dłoni otarła pałętającą się w kąciku oka łzę. — Ale owszem, przyznaję, znam. Pradawny to trochę pompatyczna ksywka, ale co poradzić, zdarza się. No więc w jakiejż to sprawie szukasz tego wafla? — Jak gdyby nigdy nic uniosła dłoń przed twarz i poczęła robić przegląd brudu za paznokciami, raz po raz rzucając kobiecie wyczekujące spojrzenia. Tak, pamiętała, że to jej najpierw zadano pytanie. I nie, nic sobie z tego nie robiła.
 Jeśli niedoszła ofiara leśnych pułapek chciała konkretnych danych, musiała zadawać konkretne pytania. A i te nie dawały żadnej gwarancji uzyskania odpowiedzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.19 10:56  •  Las w okolicy kamiennej wieży - Page 8 Empty Re: Las w okolicy kamiennej wieży
Jeden z niebieskawych kosmyków nieposłusznie opadł na twarz Jillian — kobieta pospiesznie odgarnęła go na bok, jednocześnie skupiając swój wzrok na nieznajomej. Oczywiście dostrzegła zmianę w jej zachowaniu, mając wręcz wrażenie, że wszystko szło w jak najlepszym kierunku i przy odrobinie starań z obu stron nie wywiąże się żaden konflikt. Nie podejrzewała też, by między nią, a jasnowłosą miała wywiązać się jakaś przyjazna relacja, ale utrzymywanie rozmowy na neutralnym poziomie było jak najbardziej możliwe. Na szczęście daleko im było do wyciągnięcia swoich broni i przekonania się, która z nich przybije rywalkę strzałą jako pierwsza — choć początkowo wszystko wskazywało na to, że ich spotkanie zakończy się niemiło przynajmniej dla jednej z nich.
Uważnie obserwowała zmiany w zachowaniu nieznajomej — musiałaby ją kompletnie ignorować albo być ślepa, by nie dostrzec, że odrobinę się rozchmurzyła, nawet jeśli w spojrzeniu wciąż miała coś podejrzliwego, karzącego zachować czujność. Mimo młodego wyglądu wydawać by się mogło, że w jakimś stopniu na pewno jest doświadczona życiowo. Trudno było oceniać kogoś, kogo praktycznie się nie znało, ale po pierwszym wrażeniu, a także sposobie działania można było dojść do kilku, niekoniecznie zgodnych z prawdą wniosków. Jillian starała się wyciągać jakieś wnioski, próbując poznać swojego rozmówcę.
„Nie udaję, naprawdę nie wiedziałam, że ktoś go tak nazywa.”
Kiwnęła głową, uważnie przypatrując się jasnowłosej. Nie odezwała się, jakby podejrzewała, że desperatka będzie powiedzieć coś jeszcze. Wysłuchała jej do końca, po czym uśmiechnęła się nikle, delikatnie unosząc kąciki bladych ust. Była już pewna, że Rudy już od dawna nie używał swojego pełnego imienia. Kiedyś mówiła do niego tylko Shannon, doskonale pamiętała tamte dni, choć momentami uważała, że dużo łatwiej byłoby, gdyby w jakiś magiczny sposób wymazała go z pamięci, wymazała to, co razem przeżyli. Zamiast tego poprzysięgła sobie zemstę, która była jej główną motywacją w działaniach, w życiu.
Kiedyś zwracałam się do niego tylko pełnym imieniem. To było dawno, bardzo dawno — wyjaśniła pokrótce, nie określając dokładnie przedziału czasowego i nie rozwijając tego co miała na myśli mówiąc dawno. Każdy mierzył czas na swój sposób. Poza tym nie chciała zdradzać swojego prawdziwego wieku przed nieznajomą — musiała wystarczyć jej informacja, że niebieskowłosa już od jakiegoś czasu stąpa po tych plugawych ziemiach skażonych przez wirus. — Już mówiłam, chcę odnowić starą znajomość. Nie widziałam go naprawdę długo, nawet nie mam pewności czy wie, że w ogóle żyję. Nie wymagam i nawet nie chcę żebyś mi wszystko o nim powiedziała, chciałam jedynie żebyś przybliżyła mi jego sylwetkę. Nie wiem czy dobrze go znasz — ja znałam, ale po tylu latach na pewno się zmienił. Chcę tylko wiedzieć jaki jest zanim w ogóle dojdzie do naszego spotkania — z każdym wypowiedzianym przez siebie zdaniem stawała się coraz milsza, jakby łagodniejsza. Co prawda musiała gryźć się w język, żeby nie powiedzieć zbyt wiele, ale pokazywanie, że nie ma złych zamiarów wobec Shane'a wychodziło jej bardzo dobrze. Właściwie to sama nie była pewna jak będzie przebiegać ich rozmowa podczas pierwszego spotkania po tylu latach, ale musiała dać w końcu upust nienawiści, którą do niego żywiła. Obrzydzenie rosło latami, wkrótce sięgnęło apogeum — teraz wystarczyło stawić mu czoła, powiedzieć o tym wszystkim, o czym nie zdążyła powiedzieć.
Powiedz tyle, ile uważasz za stosowne, unikając mówienia o tym, czego można by było użyć przeciw niemu.
Choć te informacje poznałabym najchętniej.


Ostatnio zmieniony przez Jillian dnia 22.03.19 9:28, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.19 15:15  •  Las w okolicy kamiennej wieży - Page 8 Empty Re: Las w okolicy kamiennej wieży
Bardzo dawno, hm?
 To mogło oznaczać dziesięć lat wstecz, sto czy nawet tysiąc. Już w normalnym, starym świecie dawno stanowiło pojęcie względne, a gdy życie zaczęło wydłużać się do długich wieków, określenie to nabrało zupełnie nowego wymiaru. Nieznajoma nie zdradzała się ze szczegółami, może celowo, a może nie. Tak czy owak nie miało to większego znaczenia dla rozmowy, której przebieg – przynajmniej ze swojej strony – Chang znała z grubsza jeszcze zanim padły pierwsze słowa. Nawet jeśli z natury lubiła sobie pogadać, ostrożność wobec obcych skutecznie zwalczała w niej wszelką gadatliwość. Tym bardziej wyczuwając zainteresowanie nieznajomej osobą Pradawnego, z automatu przełączyła się w tryb odbioru. Cokolwiek miało paść podczas tej rozmowy, Mei z pewnością nie zamierzała niczego przeoczyć. W końcu w dobie czyhających z każdej strony niebezpieczeństw każda informacja jest na wagę złota.
 Pokiwała głową w odpowiedzi na wywód kobiety, powstrzymując chęć żartobliwego nawiązania co do kwestii przybliżania sylwetki. Miała dziwne przeczycie, że nieznajoma albo nie zrozumie dowcipu, albo go nie doceni, wydawała się bowiem całkiem skoncentrowana na swoim celu. Niejednemu serce by zmiękło już na samą myśl o tym, jak przykra musiała być taka zerwana znajomość i brak wieści przez lata.
 —Powiedz tyle, ile uważasz za stosowne...
 — No chyba głupia nie jestem — mruknęła pod nosem, co nieznajomej musiało sprezentować tylko niezrozumiały bełkot. Wywróciła oczami i na moment uniosła wzrok do nieba, można by to jednak interpretować tak jako irytację, jak i zwykłe zamyślenie. W końcu opisanie całej osoby zazwyczaj nie bywało proste, trudno więc spodziewać się, by Chang nagle zamknęła cała istotę w jednym zdaniu. W dodatku nadal pozostawała ostrożna w rozmowie z nieznajomą, której dobrym intencjom może chciałaby uwierzyć, ale taki akt naiwności był poza wszelką dyskusją.
 — Zadajesz mi trudne pytania, Nuhai. — Objęła dłonią podbródek, dając sobie jeszcze kilka sekund na zebranie myśli. Nie zdołała poznać imienia swojej rozmówczyni, stąd postanowiła adresować ją jako dziewczynę. Prawdziwe? Prawdziwe. Nie mogła się czepiać. — Czy ja wiem, jak go teraz opisać... jest sobie, taki, o. — Rozłożyła ręce na boki w wyrazie bezradności. — Dobry lider, jako osoba całkiem w porządku. Osobiście nie mam na co narzekać — skwitowała, aż sama zaskoczona, że udało jej się obyć bez kłamstwa. Pytanie kobiety było na tyle ogólne, że na dobrą sprawę można jej było powiedzieć wszystko, jednocześnie nie przekazując żadnej istotnej informacji.
 — Od dawna się nie widzieliście? — zagadnęła po chwili tonem osoby uprzejmie zainteresowanej. To w taki sposób recepcjonistki powinny się zwracać do przyszłych pacjentów przychodni, zamiast grubiańskim burknięciem żądać papierka ze skierowaniem. Nikt nie śmiałby wątpić, że Chang chciała pomóc. Miała tylko za mało danych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.19 12:44  •  Las w okolicy kamiennej wieży - Page 8 Empty Re: Las w okolicy kamiennej wieży
Wpatrywała się w nią, jakby już oczy nieznajomej miały zdradzić cenne informacje, które mogłaby wykorzystać w przyszłości. Gdyby to tylko było takie proste, gdyby tylko potrafiła spojrzeć komuś w oczy i wiedzieć wszystko... Kiedyś słyszała o hipnozie, na przestrzeni lat poznała nawet jedną kobietę, która przy pomocy swojego magicznego amuletu potrafiła wniknąć do głowy rozmówcy, wyczytać informacje z oczu albo nawet zmusić do mówienia, udzielenia odpowiedzi na nurtujące pytania. Jillian niestety nie posiadała takich umiejętności, ale często udawało jej się wyłuskać informacje od osoby, z którą rozmawiała. Czasami drobny podstęp i kilka przekrętów dawały jej ogromne pole do popisu, które zawsze wykorzystywała całościowo. Tym razem doskonale zdawała sobie sprawę, że stare sztuczki nie sprawdzą się. Stąpała po naprawdę niestabilnym podłożu, musiała uważać na dobór słów, żeby jej kłamstwo nie wyszło na jaw.
Nie chciała specjalnie zwracać na siebie uwagi najemniczki, żeby informacja o tym, że poszukuje Shane'a nie dotarła do niego zbyt szybko. Zapewne przez te wszystkie lata i tak o niej zapomniał, a czas w takich przypadkach działał na niekorzyść — rozcierał wspomnienia, wykrzywiał je, by ostatecznie te pozornie ważne rzeczy zakopać gdzieś w najczarniejszych otchłaniach pamięci. Ona jednak pamiętała, bo to, co ją kiedyś spotkało było jej motorkiem napędowym. Było jednocześnie demonem i czymś, co motywowało do dalszych działań.
Spojrzała w stronę jasnowłosej, dosłyszawszy jej niewyraźne słowa. Nie wyłapała ich sensu, choć wydawało jej się, że udało jej się zrozumieć ze dwa słowa, obserwując wargi dziewczyny. Nie próbowała sobie dopowiedzieć reszty — zamiast tego poświęciła się uważniejszemu śledzeniu ruchów nieznajomej. Chciała ją podejść tak, żeby powiedziała jej więcej, by wspomniała choć o jednej rzeczy, która w połączeniu z innymi, szczątkowymi informacjami mogła zostać złączona w całość.
„Zadajesz mi trudne pytania, Nuhai.”
Więc charakter Rudego nieco się pokomplikować, skoro tak trudno było przedstawić kilkoma słowami jego sylwetkę. Wcześniej chyba nie był zbyt skomplikowany, zawsze wydawał się być bardzo prostym facetem. Przez te wiele lat w jego życiu musiało się zadziać kilka innych, znaczących rzeczy, które znacznie na niego wpłynęły. Jekyll faktycznie wspominał jej o przeszłości rudzielca, doskonale pamiętała jego słowa.
Szybko udało mu się dostać na sam szczyt. Zawsze taki był, zawsze próbował dopiąć swego. Po trupach do celu — powiedziała tak, jakby naprawdę bardzo dobrze go znała, bo chciała brzmieć jeszcze bardziej autentycznie. W rzeczywistości jednak nie miała pojęcia jakimi cechami wyróżniał się Shane. Poznała go w takim momencie jego życia, że raczej jego wszystkie części charakteru były nieco wytłumione i przygaszone. Potrzebował pomocy, to mu pomogła — nie sądziła jednak, że zostanie wykorzystana w tak okrutny sposób. Miała nadzieję, że to nie skończy się w taki sposób — skończyło się gorzej, pozostawił po sobie ogromną ranę, którą kobieta coś jakiś czas rozdrapywała na własne życzenie. Nie pokazywała jednak światu, że wciąż cierpi, bo umiejętnie się maskowała.
„Od dawna się nie widzieliście?”
Początkowo kiwnęła tylko głową, przy okazji poruszając dłonią, w której nareszcie odzyskała czucie. Palce znowu były w pełni sprawne na tyle, że nie miałaby problemu ze strzelaniem z kuszy lub łuku.
Wydaje mi się, że to już będzie trzycyfrowa liczba. Właściwie to wcześniej nawet nie wiedziałam, że wylądował tutaj, na Desperacji, w końcu jest Irlandczykiem. Dopiero gdy sama znalazłam się na tych ziemiach nasz wspólny znajomy powiedział mi, że mogę go tu znaleźć. Postanowiłam zaryzykować i na własną rękę przekonać się, czy to naprawdę on — wytłumaczyła dość starannie. Mówiła ciągiem, a jej słowa praktycznie w stu procentach były prawdziwe. Odsłoniła się nieco, powiedziała więcej, ale wciąż unikała jakichkolwiek znaczących szczegółów ze swojej strony, bo póki co nie usłyszała żadnych szczegółów z ust jasnowłosej. Coś za coś — tak to działało. — Natrafiłam na Ciebie, myślałam, że mi jakoś pomożesz. Nawet nie wiem czy wygląda tak jak dawniej. Wciąż ma rude włosy? Złote ślepia?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.19 15:18  •  Las w okolicy kamiennej wieży - Page 8 Empty Re: Las w okolicy kamiennej wieży
 Nie było wielka sztuka dostrzec, że nieznajoma przypatruje się jej z zainteresowaniem. Byłoby to nawet zrozumiałe, skoro od samego początku usiłowała zdobyć z jakiegoś powodu cenne informacje, a Mei na razie była jedyna potencjalną pomocą. Trudno się dziwić zakamuflowanym luźnym tonem wysiłkom, bez względu na to, jakie były pierwotne intencje kobiety. Te pozostawały nieodgadnione, o chęci "odnowienia znajomości" mogła przecież kłamać. Trudno rozprawiać o wiarygodności czyichś intencji, jeśli się danej osoby w ogóle nie zna i w tym niebieskowłosa miała przewagę. Bez względu jednak na to, jak biegła byłaby w naginaniu prawdy do swoich własnych potrzeb, prędzej czy później musiała natrafić na niekoniecznie spodziewany mur. Pytanie tylko, z jakim impetem.
 — Czy szybko czy nie, to raczej zależy od punktu widzenia. — perspektywy kilkuset lat życia był to całkiem niezły wynik. Patrząc po tym, ile lat harówki w roli najemnika zdążyli już oboje odbębnić, można by stwierdzenie nieznajomej uznać za śmieszne. Określenie po trupach do celu też jakoś tu nie pasowało, choć trupy, oczywiście były. To zdanie zbyła tylko lekkim wykrzywieniem warg o wyraźnej wymowie nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem. Chang zaczynała powoli podejrzewać, że jej rozmówczyni zebrała gdzieś strzępki informacji i na ich podstawie próbowała sklecić coś sensownego, a może po prostu myliła zasłyszane historyjki. Wiadomości o tym, jak zmieniały się osoby u przywództwa w Smoczej Górze musiało po Desperacji krążyć dziesiątki, jeśli nie setki wersji, każda zależna od pamięci i fantazji poszczególnych jednostek. Niektórzy gotowi byli wymyślić największe bzdury, by tylko zyskać słuchaczy, a udowadniać im kłamstwa nie było sensu. Im więcej pozostawało tajemnicą, tym lepiej. Szczegóły śmierci Siriona nie należały do tego gatunku informacji, który można by było tak po prostu wypuścić w świat.
 Skinęła lekko głową na wytłumaczenia kobiety, pozostając w roli uczynnej Cioci Dobra Rada. Lawirowanie między słowami nużyło ją niemiłosiernie, nie miała jednak innego wyjścia, jeśli chciała dokopać się do jakichkolwiek danych o nieznajomej. Tego rodzaju machlojki tylko ją drażniły, konieczność zważania na każde słowo przyprawiała o niesmak.
 — Wspólny znajomy, powiadasz? Może też kojarzę? — zagadnęła, choć nie miała szczególnych nadziei. Nie chodziło tu nawet o to, że kobieta raczej nie będzie chciała zdradzić swojego źródła. Nawet, gdyby jakimś cudem to zrobiła, Mei i tak miała raczej nikłe szanse na to, by wymienione imię, pseudonim czy choćby najzwięźlejsza charakterystyka cokolwiek jej powiedziała. Nie była informatorem, nie obracała się wśród desperackich nowinek i plotek. Kiedy już poznawała jakieś nazwisko to zwykle po to, by delikwent w najbliższym czasie padł trupem z jej ręki.
 Chociaż świat podobno jest mały, więc zawsze mogła jeszcze się zdziwić.
 — A nazywalibyśmy do Rudym, gdyby nie był? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, rozbawiona nieco sugestią, jakoby Pradawny miał nagle zmienić image i strzelić sobie fryzurę na czarno. Albo na fioletowo. ALBO WYŁYSIEĆ.
 Stłumiła śmiech, zaciskając nieznacznie wargi, choć kąciki ust zdążyły podskoczyć o kilka milimetrów.
 — O oczach nic ci nie powiem, nie zwracam uwagi. Innych szczegółów też raczej u mnie nie znajdziesz. — Wzruszyła obojętnie ramionami. Szczera prawda, co poradzić. Inni ludzie wyłapywali czyjeś charakterystyczne blizny czy tatuaże, rozpoznawali się nawet po cholernym pieprzyku pod okiem, tak małym, że można by go wziąć za pyłek kurzu. A Chang po prostu nie patrzyła, nie dopóki ktoś nie trzepnął jej w czerep i nie ryknął "spójrz, bo to ważne". I tak zapamiętanie, jaki kolor włosów ma jej przełożony było swego rodzaju sukcesem. Może z tej okazji nieznajoma wystosuje dla niej jakiś order? Odznaczenie? Dyplom chociaż?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.03.19 14:30  •  Las w okolicy kamiennej wieży - Page 8 Empty Re: Las w okolicy kamiennej wieży
Nic mi nie powie.
Poruszyła niespokojnie palcami, jakby była gotowa zdjąć z pleców swoją broń, niemalże błyskawicznie naładować ją jednym z bełtów, a później wycelować i wystrzelić. Czy właściwie powinna dalej to ciągnąć? Powinna próbować zdobyć choć odrobinę zaufania tej nieznajomej? Czy w ogóle było warto? Może lepiej byłoby podejść do kamiennej wierzy z innej strony i po prostu poczekać aż ten, którego szuka sam wyściubi nos z kryjówki? Prędzej czy później i tak musiał gdzieś wyjść, a wtedy wyszłaby mu naprzeciw, stawiła mu czoła nie posiadając o nim zbyt wielu cennych informacji. Wydawało jej się, że i tak ma ogromną przewagę — w jego oczach zapewne już dawno była martwa. Shane musiał o wszystkim zapomnieć — to spotkanie, do którego chciała doprowadzić miało mu o wszystkim przypomnieć i pokazać, że zachował się jak ostatni dupek, który musi zapłacić za wszystkie wyrządzone krzywdy.
Chłodny wiatr poruszył jej niebieskawymi włosami, które częściowo przysłoniły twarz, zasłoniły bursztynowe ślepia. Przez chwilę mogła wyglądać na zamyśloną — wzrok skoncentrowała na jakimś bliżej nieokreślonym punkcie, w który wpatrywała się tak, jakby ten ją uspokajał, choć nie było po niej widać zdenerwowania. Wewnętrznie była jednak rozczarowana tym, że nie udało jej się wyłuskać czegoś więcej, czegoś co mogłoby pomóc później, co zwiększyłoby jej przewagę.
„Wspólny znajomy, powiadasz? Może też kojarzę?”
Wykrzywiła wargi w okropnym, wymuszonym uśmiechu. Powoli zaczynało ją irytować to, że początkowo przez własną nieuwagę weszła w jedną z pułapek, a teraz nie była w stanie dowiedzieć się niczego sensownego i konkretnego. Lewą dłoń uformowała nawet w pięść — brudne paznokcie nieprzyjemnie wbiła we własną skórę, jakby chciała tym drobnym gestem, przysłowiowym uszczypnięciem zmobilizować się do dalszego działania.
Wątpię, bo na Desperacji też jest od niedawna — skłamała, chcąc chronić swojego informatora. Właściwie to sama nie wiedziała jak długo jej nowy znajomy zamieszkiwał te tereny. Znała tylko jego pseudonim, wiedziała też, że musiał mieć kiedyś kontakt z Maccoy'em, bo zbyt wiele o nim wiedział. Miał też jego zdjęcie. W trakcie rozmowy okazało się, że wie o nim zdecydowanie za dużo jak na jakiegoś losowego desperata, więc faktycznie musiał go znać, ale ich znajomość została zerwana i teraz pozostawali w nieprzyjaznych warunkach.
„A nazywalibyśmy do Rudym, gdyby nie był?”
Nawet raz go tak nie nazwałaś — opowiedziała twardo. Nie zyskała od niej żadnego potwierdzenia, najemniczka w rozmowie ani razu nie nazwała swojego szefa Rudym. Teraz przynajmniej wiedziała, że jego czuprynę wciąż zdobiła ta sama barwa — kolor, na który zaczęła mieć uczulenie. Przez niego.
„Innych szczegółów też raczej u mnie nie znajdziesz.”
Zmrużyła oczy, ściskając wargi.
Czyli marnujemy Twój i mój czas? — zapytała tak, jakby wcale jej się to nie podobało. W tym czasie mogłaby zająć się czymś bardziej pożytecznym — mogłaby zdobyć sobie jakiś obiad albo chociaż natrafić na kogoś w Apogeum, kto podzieliłby się z nią chociażby najnowszymi plotkami. Nawet z wyssanych z palca historyjek można było wyłuskać coś, co było prawdą. — Mam uwierzyć, że teraz w spokoju rozejdziemy się w swoje strony i nie będziesz celować w moje plecy? Często spoglądam za siebie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.03.19 23:48  •  Las w okolicy kamiennej wieży - Page 8 Empty Re: Las w okolicy kamiennej wieży
 — Szkoda — ucięła. Obie równie zaciekle broniły swoich tajemnic, dało się to ledwie wyczuć spod misternie tkanej siatki uprzejmych słów i niewinnych kłamstewek, których prawdziwej natury nijak nie dało się teraz sprawdzić. Coś, co z perspektywy osoby trzeciej mogło wyglądać na przeciętną, utrzymaną w neutralnym tonie konwersację, w rzeczywistości przypominało bardziej skomplikowaną grę w podchody. Uważając na każde słowo, ostrożnie zarzucając wędkę i licząc na działanie przynęty ostatecznie żadna nie mogła ugrać wiele. Jedyna przewaga Chang polegała na tym, że jej nie zależało; odchodząc właściwie z pustymi rękami nie mogła odczuć porażki, ponieważ niczego nie próbowała osiągnąć. No, może święty spokój, ale w chwili rozstania ten cel z pewnością zostanie zrealizowany. Zapowiadał się naprawdę przyjemny dzień!
 — Nawet raz go tak nie nazwałaś.
 — Nie przy tobie — skorygowała odruchowo. — Zresztą, to tylko taka figura. Środek stylistyczny, czy coś. — Machnęła niedbale dłonią, rezygnując z dalszego wysilania mózgownicy nad zawiłościami językowymi. Za czasów szkolnych wolała chłonąć wiedzę na fizyce, zmotywowana, by dostać się do szkoły dla pilotów. Nie mogła być więc świadomym użytkownikiem ojczystej czy obcej mowy, ale jak łatwo się domyślić, kompletnie jej to nie obchodziło.
 — Raczej ty marnujesz swój czas, ja się bawię doskonale. — Na niezadowolony grymas kobiety zareagowała lekkim uśmiechem. Z niewiadomej przyczyny satysfakcjonowała ją ta ledwie widoczna irytacja, którą w miarę postępowania rozmowy zaczynała przejawiać nieznajoma. Może za jej dociekliwością kryło się coś więcej niż tylko tęsknota za dawną znajomością? Nie chciała zakładać niczego z góry, bo brak danych wykluczał dokładniejszą analizę – a i ograniczone chęci Chang na to nie pozwalały – lecz także żadnej opcji nie wykluczała ot, tak.
 — Możesz uwierzyć, czemu nie? W końcu gdybym chciała cię wykończyć, zrobiłabym to, kiedy tkwiłaś w pułapce — wytknęła, celując w kobietę palcem wskazującym i zakreślając nim małe kółko w powietrzu. Był to poniekąd logiczny wniosek, choć w świecie rządzonym wyłącznie przez prawo dżungli każdy miał prawo zakładać, że chwilowa uprzejmość nie przeciągnie się na późniejsze wydarzenia. Zawsze należało mieć oczy dookoła głowy.
 — Możesz też iść tyłem i nie spuszczać mnie z oka, ale wtedy prawdopodobnie wpakujesz się w kolejne sidła. — W ton wypowiedzi wkradła się nieco wyzywająca nutka. Ciekawa była, co nieznajoma teraz zrobi; jej samej się nie spieszyło, mogła stać i patrzeć, jak tamta odchodzi. Wręcz planowała tak się zachować, nie pozostawiając kobiecie tej swobody dalszego poruszania się po lesie, tym razem bez świadków. Słońce wisiało jeszcze wysoko na niebie, gdyby więc chciały stać uparcie jedna naprzeciwko drugiej, miały na to niemal cały dzień.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.19 11:14  •  Las w okolicy kamiennej wieży - Page 8 Empty Re: Las w okolicy kamiennej wieży
Niełatwo było jej pogodzić się z gorzkim smakiem porażki — po przełknięciu gęstej śliny miała ochotę splunąć, pozbyć się cierpkiego, nieprzyjemnego posmaku. Nie dowiedziała się niczego konkretnego, z czym prawdopodobnie próbowała się pogodzić. W myślach szukała kolejnego sposobu, chciała natrafić na kolejną myśl, podjąć kolejne działania, które pozwoliłyby jej na dowiedzenie się czegoś nowego. Czy tak naprawdę jej potrzebowała? Może powinna pokusić się o zrobienie czegoś śmielszego, odważniejszego? W głowie pojawił jej się całkiem nowy pomysł — trochę ryzykowny, wymagający nieco więcej wkładu, ale możliwy do zrealizowania. Co prawda nadal mogła próbować prowadzić potyczkę słowną z napotkaną najemniczką, ale coraz bardziej uważała, że po prostu nie warto. Marnowała czas. Początkowo miała pełny tydzień — po tych siedmiu dniach miała znowu spotkać się ze swoim nowym sojusznikiem, więc jeszcze przed spotkaniem chciała zaopatrzyć się w nowe informacje, które zdecydowanie zbyt ciężko było jej zdobyć. Ale nie poddawała się — zawsze szukała nowych opcji, niecodziennych rozwiązań.
Dokładnie, nie przy mnie, więc nie mogłam wiedzieć jak go nazywacie, nie mogłam też wiedzieć czy wciąż jest rudy. Ale to też jakaś informacja. Całkiem przydatna — powiedziała, nie chcąc otwarcie przyznać się do swojej klęski. Unikała tego słowa jak ognia — stosowała wiele innych, łagodniejszych zamienników. Przecież nie przegrała, może gdyby postarała się bardziej i poświęciłaby tej dziewczynie więcej niż kilkanaście minut, to byłaby w stanie wydobyć z niej więcej. Każdego dało się rozgryźć, każdego można było przejrzeć, ale nie na każdego opłacało się marnować dodatkowe pokłady sił i cierpliwości.
„Raczej ty marnujesz swój czas, ja się bawię doskonale.”
Przydługie paznokcie kolejny raz wbiła w swoją dłoń, jakby nieznajoma uderzyła w czuły punkt, jakby prawda naprawdę ją zabolała. W tamtym momencie wszystkimi siłami powstrzymywała się przed zrobieniem czegoś głupiego. Miała ochotę własnymi palcami zetrzeć z twarzy jasnowłosej uśmiech, który dostrzegła. Wygrała jedną, drobną potyczkę — prawdziwa bitwa jeszcze się nie rozpoczęła, jej wynik był nieznany. Następnym razem spotkają się w zupełnie innych okolicznościach, wiedziała to.
Nie odpowiedziała nawet słowem — zamiast tego uspokoiła swoją mimikę, na chwilę wygładzając okolice ust, pozbywając się zmarszczek, mogących zdradzać skrzętnie skrywane emocje.
„(...) gdybym chciała cię wykończyć, zrobiłabym to, kiedy tkwiłaś w pułapce.”
Gdybym chciała uwolnić się wcześniej, to też znalazłabym sposób — odparła pewna swych słów. Doskonale wiedziała, że dałaby sobie radę — nie zbiegła z pułapki szybciej, chcąc uniknąć obnażenia swoich interesujących umiejętności i tricków (głównie mocy pierścienia, który nosiła na palcu) przed kimś zupełnie nieznajomym, kimś kto mógł okazać się rywalem, nieprzyjacielem. W oczach nieznajomej mogła wyglądać na przechwalającą się dziewuszkę, która nie wiedziała o czym mówi — właściwie to od samego początku tego spotkania nie była sobą. Udawała kogoś, nie pozwoliła swoim prawdziwym zachowaniom ujrzeć światła dziennego.
To może zostanę, skoro tak dobrze się bawisz.
Oparła się o pobliskie drzewo ramieniem, nie spuszczając wzroku z białowłosej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 8 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach