Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Go down

„W końcu nie darzę cię żadnym płomiennym uczuciem...”
Całe szczęście.
Nic dobrego by z tego nie wyszło. Już podświadomie wolał odsuwać od siebie wszystkie bardziej zażyłe relacje. Nic dziwnego, skoro na samo wspomnienie traktowany był znajomym, ostrzegawczym ukłuciem w czaszce. Kiwnął powoli głową w milczeniu, definitywnie kończąc ten temat, jakby wiedział, że o wiele bezpieczniej było ominąć go szerokim łukiem. Bardzo szerokim.
Wystarczył mu jeden drażliwy temat kontynuowany przez jeszcze bardziej drażniący go głos drugiego anioła. Już dawno powinien stulić pysk, żeby przypadkiem nie zmusić skrzydlatego do użycia siły. Zawsze tyle gadał, gdy ktoś dobitnie dawał mu do zrozumienia, że nie chce tego słuchać?
Podtrzymujesz? ― powtórzył ostrzejszym tonem, tłumiąc nieprzyjemny śmiech. Zamiast tego mięśnie na jego twarzy uformowały na niej wyraz oziębłej powagi. Mimo pozabijanych dechami okien i wcześniejszego braku przeciągu, jeszcze niegroźny podmuch wiatru znikąd przeczesał włosy i poruszył ubraniami nie tylko Ourella, ale i Rhyleih. Zacisnął palce w pięść, chcąc zmiażdżyć w nich swoje zniecierpliwienie. Zachariel stąpał po cienkim lodzie, choć jedynie połyskujące, dwukolorowe tęczówki dawały mu o tym znać. Niewiele brakowało, by zaczął tłuc jego głową o ścianę. Spomiędzy zaciśniętych palców wychynęły niewielkie języki ognia o nietypowym zabarwieniu, chociaż zgasły równie szybko co się pojawiły, gdy głębszy oddech wypełnił jego płuca. Nie warto.
Bo będzie wściekły?
Co za różnica.
Nie proszę cię o to. Oboje wiemy, że w twojej pomocy nie ma nic wyjątkowego. To bez różnicy, czy wyżyjesz się na mnie czy na kimś innym. ― Zadarł głowę wyżej, tylko podkreślając, że jest o tym święcie przekonany. Wydarzyło się, co się wydarzyło. Nie puścił tego w niepamięć. ― Robisz ze mnie dzieciaka przy kimś znacznie młodszym, chcesz ustalać zasady w moim własnym domu. Myślisz, że pokornie przytaknę i przyznam ci rację, żeby przypadkiem nie dostać szlabanu? Tsa. ― Pokręcił głową, zaprzeczając takiej możliwości. Na jego język cisnęło się znacznie więcej słów, ale nie miał ochoty tłumaczyć mu, dlaczego to zrobił. Nawet przyznanie, że po prostu tego potrzebował i nie był to szczeniacki kaprys wydawało mu się zbyt cenną informacją, by dzielić się nią akurat z nim.
„(...) przestań zachowywać się, jak szczuty kundel.”
Więc przestań wchodzić mi w drogę ― sarknął, definitywnie kończąc tę uciążliwą wymianę zdań. Co on tu jeszcze robił? Nie. Co oni obydwoje tu robili? Czerwonowłosa też dobitnie dawała mu znać o swojej obecności, ale przed zniknięciem w łazience zaledwie obrzucił ją nieprzyjemnym spojrzeniem, wyginając usta w krzywym grymasie.
Kolejna.
Ukradziona niegdyś  z miasta pasta do zębów pozwoliła mu na pozbycie się obrzydliwego posmaku wczorajszej nocy z ust. Szorował zęby ze zmarszczonymi brwiami wpatrując się w swoje odbicie w lustrze, popękanym tu i ówdzie. Mimo że dopiero teraz mógł bliżej przyjrzeć się temu, jak paskudnie wyglądał, to nie własne odbicie w tym momencie go gorszyło. Przestał wsłuchiwać się w głosy dobiegające z drugiego pokoju, starając się pozbierać do kupy wszystkie myśli i uparcie powtarzając sobie, że jego usta w życiu nie tknęły tego starego sztywniaka. Podświadomie jednak przyciskał szczoteczkę mocniej do zębów, a kiedy wypluł nagromadzoną w ustach pianę, ta miejscami zabarwiła się czerwienią. Gwałtownie odstawił szczoteczkę na swoje miejsce, prawie wywracając plastikowy kubek. Na szczęście w porę udało mu się go złapać. Wypłukawszy usta i obmywszy twarz, wsparł się rękami o umywalkę i pochylił głowę, przymykając wciąż zmęczone oczy. Niewiele brakowało, a zasnąłby na stojąco, choć poirytowanie skutecznie trzymało go na jawie i za nic nie chciało wypuścić.
Sukinsyn ― wymruczał pod nosem na tyle cicho, by jego głos nie wybił się poza obręb łazienki. Zrezygnował ze swojej podpory i ruszył w stronę drzwi, ścierając przedramieniem nadmiar wody z twarzy. ― Powiedz, że cię nie przeleciałem ― rzucił, na powrót wchodząc do pokoju. Na moment zawiesił wzrok na plecach Bernardyna, ale zaraz skupił się na wyłożonym na stół piwie. Przechodząc obok stołu, zgarnął puszkę, by zaraz ulokować się na sporej skrzyni kilka kroków dalej. Oparł się o ścianę i ledwo wyciągnął rękę w stronę leżącego obok kocura, a zwierzak już syknął ostrzegawczo i machnął łapą, starając się wybić ten pomysł z głowy znienawidzonego właściciela. ― Pieprzony niewdzięcznik.
No to macie coś wspólnego. Jaki pan, taki kram, co?
Pociągnął za zawleczkę. Charakterystyczne syknięcie poinformowało, że piwo zostało otwarte. Upił łyk, przemykając zmęczonym spojrzeniem od Ourella do Rhyleih i z powrotem. Nie ma to jak doborowe towarzystwo. W chuj doborowe.
Lepiej się streszczajcie. Wolałbym odespać te kilka nocy przed... ― urwał, w zastanowieniu spuszczając wzrok na podłogę. No właśnie – przed czym? Zaraz jednak zbył to krótkim kręceniem głową i uniósł wzrok na dziewczynę. ― Nieważne. Co jeszcze przyniosłaś i co za to chcesz?
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rozmowa zrobiła się nieco poważniejsza. Widocznie trafiła na idealny wręcz moment przelewających się frustracji. Choć kto wie, może tak właśnie wyglądała na co dzień ich relacja? Wszystko było możliwe. Tak czy inaczej, Rhyleih nawet jeśli nie chciała słuchać, jej świadomość zupełnie automatycznie wchłaniała wszelkie zebrane informacje jak gąbka, skutecznie je zapisując. Szpieg, informator, ta-od-zwiadu. Mogli ją nazywać przeróżnymi mianami, niemniej wszystko opierało się właśnie na tej jednej, podstawowej w jej mniemaniu rzeczy.
Wiedzy.
Ach, bóle dupy.
Zmierzwiła sobie włosy z tyłu głowy i oparła się wygodniej na krześle, ponownie zakładając nogi na drugie z nich. Skoro męska matka Zero nie zamierzała skorzystać z jej uprzejmej propozycji to krzyżyk na drogę. Podrzuciła telefon w prawej dłoni i odpaliła go przyglądając się wcześniej zrobionemu zdjęciu z wyjątkowo znudzoną miną, gdy cały czas dopływały do niej coraz to nowsze wiadomości.
Ciekawe jak długo tak mogą.
Ziewnęła niespecjalnie się z tym kryjąc i potarła nieznacznie kącik oka, który zwilgotniał od tej nagłej czynności w naturalnym odruchu. Przeskoczyła ze zdjęcia do działu wiadomości, przeglądając je bez jakiegoś wyraźnego pośpiechu. Jedynie od czasu do czasu podrygiwała butem w rytm praktycznie niedosłyszalnej piosenki, którą nuciła sobie pod nosem.
Nie spodziewała się jakiejś szczególnej reakcji ze strony opiekunki na jej słowa. Ani on nie znaczył nic dla niej, ani ona dla niego. Co nie zmieniało faktu, że nie żałowała wypowiedzianych przez siebie słów. Większość była zbyt tępa bądź uparta, by dopuścić do siebie słowa innych, ewentualnie uważała że ktoś kto widzi ich od pięciu minut może dosłownie 'chuj wiedzieć o ich podejściu'.
No, o jego może faktycznie tyle wiedziała, ale po zebraniu ich jakże przepełnionych wzajemną adoracją informacji i dość dosadnej reakcji Zero, niektóre wnioski wysuwały się same.
To ten uparty.
Była pewna. Mimo wszystko nie wyglądał na tępego. Po prostu był wkurwiająco pewien tego, że to co robi jest słuszne, bądź tego właśnie się chciał trzymać, zbyt przyzwyczajony do dotychczasowych akcji, by odpuścić.
Przestań się bawić w jebanego analityka jakbyś wszystko rozumiała, Rhy i udawać, że nadal będzie cię to obchodzić za następnych pięć minut.
W sumie fakt.
Jej dłonie uderzyły o siebie raz, po tym jak Zero zniknął w łazience obrzucając ją pełnym miłości spojrzeniem. Puściła mu oczko w odpowiedzi, unosząc kącik ust w bezczelnym uśmiechu. Całe szczęście, że powstrzymała się w ostatniej chwili i nie zaczęła klaskać, mogłoby się to skończyć dość nieprzyjemnie. Zdjęła też błyskawicznie nogi z krzesła, gdy tylko zauważyła, że Ourell jednak postanowił usiąść.
Podczas gdy Zero doprowadzał się do porządku, dziewczyna przyglądała się butelkom, w końcu sięgając po jedno z butelkowanych piw. Obróciła je parę razy w dłoniach, zaraz otwierając z łatwością o jedną z śrób w lewym nadgarstku. Kto by pomyślał że kiedyś do czegoś się to przyda? Upiła parę łyków i wytknęła nieznacznie język czując lekko gorzki smak.
- Też byłam. Do czasu spotkania Natha... Elektrycznego Węża w jednym z barów. - ugryzła się w język zmieniając gwałtownie zdanie w połowie, jakby nigdy nic upijając kolejny łyk. Kiedyś nieustannie się pilnowała. Absolutnie żadnych używek, zdrowe odżywianie i tak dalej. Wystarczyło że codziennie łaziła po zasyfionej desperacji, a wbrew pozorom ciało biomecha wymagało dużo większych pielęgnacji niż ludzkie. Człowiek starzeje się kilkadziesiąt lat, źle pielęgnowane metalowe części nie pociągną nawet kilku miesięcy.
Mój inżynier mnie zabije.
Wzruszyła ramionami sama do siebie - najwyraźniej niezbyt ją to ruszało - i utkwiła wzrok w Ourellu.
- Na pewno nie chcesz? Od jednego piwa nikt nie umarł, a wiesz. Im mniej wypijesz, tym więcej dla nas. - uniosła nieznacznie brew, zerkając znacząco w stronę łazienki. Zaraz ponownie skupiła wzrok na jego twarzy, przesuwając oczami po jego bliźnie. Oparła rękę na stole, podpierając pięścią podbródek, jak widać niespecjalnie się przejmując czy może być to niegrzeczne.
Pożar, w którym zginęła cała rodzina? Wściekła dziewczyna, która przyłapała go w łóżku z innym chłopakiem? Napadła go jakaś bestia w pobliskim lesie? Może ktoś go złapał i torturował dla własnej przyjemności? Ciekawe.
Opcji było tak wiele. Zwłaszcza jeśli chłopak był Wymordowanym. Kto wie, może żył jeszcze za zwykłych czasów i był jednym z tych, którzy przeżyli moment pojawienia się wirusa?
- Tak więc... - nie zaczyna się tak zdania. - Co robisz na co dzień? Jakaś super ekscytująca praca? Płatny zabójca? Złodziej, przemytnik? Zarządca burdelu? Nie, imię się nie zgadza. Chyba, że miałbyś jakiś inny. Chociaż w sumie nie pasuje mi to do ciebie. Raczej robiłbyś za matkę Teresę. Dokarmiasz desperatów? A może... pierwsza pomoc i tytuł doktora? Błagam, tylko mi nie mów że jesteś opiekunką na pełen etat. Albo co gorsza, księdzem czy coś w tym rodzaju. - przeniosła spojrzenie na jego krzyżyk.
"Powiedz że cię nie przeleciałem."
Nagle stwierdzenie wybiło ją z rytmu. Kaszlnęła krótko, obracając się w stronę wychodzącego z łazienki blondyna z miną, która mogła wyrażać zarówno wszystko, jak i nic.
Więc to ten typ.
W sumie powinna się spodziewać. Zawsze jak przystojny to albo zajęty, albo homoseksualny. Niemniej dziewczyna chyba po raz pierwszy poczuła się nieswojo. Potarła policzek palcem wskazującym, zerkając gdzieś w bok. Chcąc nie chcąc zawiesiła spojrzenie na kocie. Schyliła się do torby, skutecznie ukrywając przed obojgiem nieznaczny uśmiech, który pojawił się na jej ustach. Pogrzebała w niej chwilę, dopóki nie uznała, że odzyskała pełną kontrolę nad swoją mimiką, prostując się znowu na krześle z typowo obojętnym wyrazem twarzy.
- To wszystko jest z mojego baru. - machnęła dłonią nad rzeczami ustawionymi na stole i torbą przy jej prawej nodze. - Możesz sprzedać po wyższej cenie, bo w Desperacji tego nie dostaniesz. Nawet w mieście nie jest to takie łatwe. Parę butelek importowaliśmy z M-1 i M-5. Nawet udało mi się dorwać wódkę z M-6, chociaż podchodziłabym do niej ostrożnie. Polacy mają nieco inną tolerancję alkoholu niż reszta świata.
Zastanowiła się przez krótką chwilę, jakby przypomniała sobie o czymś powiązanym z tematem. Szybko potrząsnęła głową i upiła kolejny łyk piwa, wskazując palcem na dużo większy plecak, ułożony przy wejściu.
- Tam masz jeszcze parę butelek miodu. Jest całkiem smaczny, ale to wytwór Desperacji, więc cudów się nie spodziewaj. Niemniej też na pewno możesz na tym zarobić, albo zadowolić tym osoby o mniej wybrednym guście. Piliśmy i żyjemy, więc zatruty nie jest. - zupełnie automatycznie użyła liczby mnogiej, nie przywiązując do tego jakiejś specjalnej uwagi. Przejechała palcami po rudej grzywce parę razy, skanując swoją pamięć, by przypomnieć sobie o reszcie.
- Głównie skupiłam się na paczkowanym jedzeniu. Suszone mięso wszelkiego rodzaju, pełno puszek, które wytrzymają nieco dłużej. Pracuję nad zdobyciem jakiegoś transportu, więc może następnym razem uda mi się przywieźć ci jakieś owoce, warzywa czy po prostu coś świeżego, choć... nie wiem czy to możliwe, zwłaszcza że zaczęło się lato. Gdyby udało mi się dorwać Saturna, nowy model który wypuścił TechBike wtedy byłaby na to szansa. Bestie nie przepuszczą mnie z plecakiem, wypełnionym świeżym jedzeniem, a nie będę w stanie całkowicie zamaskować ich zapachu. Dodatkowo zwraca na siebie sporo uwagi, więc musielibyśmy umawiać się na obrzeżach. Decyzja należy do ciebie. Nie proponowałam tego jeszcze innym, dlatego dobrze się zastanów. Jeśli jesteś zainteresowany, zrobię co w mojej mocy, ale nie dam rady zawrzeć podobnej umowy z więcej niż jedną osobą. - były tematy i czas na złośliwość, żarty. Były też jednak takie, w których dziewczyna poważniała. Teraz wpatrywała się w niego uważnie. Czy wyróżniała go jakoś specjalnie na tle innych zleceniodawców? Może. A może miał po prostu szczęście, że podobny pomysł pojawił się w jej głowie przed przybyciem do niego.
"Co za to chcesz?"
Nic.
Jak piękny byłby świat, gdyby mogła bez cienia żalu wypowiedzieć to jedno, krótkie słowo.
Ale ten świat już dawno przestał być piękny.
- Tego co zawsze. Informacji albo namiarów na kogoś, kto przydatne informacje posiada. - obróciła się w stronę Ourella mierząc go wzrokiem. W tym momencie po raz pierwszy jego obecność przestała być jej na rękę. Mogli być ze sobą blisko, znać się od kilkudziesięciu lat, ale nadal... był psem.
Nigdy nie żądała od Zero informacji, które były ściśle powiązane z jakąkolwiek organizacją, wiedząc że po pierwsze - prawdopodobnie nie chciałby jej powiedzieć, a po drugie - mogłoby to ściągnąć na niego kłopoty. Od tego miała swoje inne źródła, które wiedziały z czym się wiąże ryzyko i były gotowe je podjąć. Równie chętnie co ona.
- Ale porozmawiamy o tym później. - ucięła stanowczym tonem ponownie zwracając się w jego stronę. - Jeśli potrzebujesz czegoś konkretnego, daj mi znać. Zobaczę co da się zrobić. Swoją drogą, przemyciłam ci żelki.
Z jej ust wydobyło się coś na wzór przemieszanego z rozbawieniem parsknięcia.
- Nie wiem czy są w twoim guście, ale dorwanie jednych w Desperacji jest równie prawdopodobne co znalezienie rosnących na drzewach diamentów, więc... - nie dokończyła wzruszając jedynie ramionami i sięgnęła do kieszeni bluzy, rzucając mu paczkę z żelkami. Wcale nie celowała w kota. Serio.
Zaraz w jej dłoniach błysnął notes, w którym odhaczyła parę pozycji, dopisując coś pokrótce. Zerknęła przez ułamek sekundy na Ourella, dodając jeszcze jedno zdanie i zamknęła go jakby nigdy nic, chowając z powrotem. Przechyliła butelkę, by ponownie się napić, gdy ze zdumieniem zauważyła że jest pusta. Odstawiła ją więc powoli na stół i jakby nigdy nic, sięgnęła po drugą, od razu ją otwierając. Po tej podróży chciało jej się pić, zdecydowanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wyżyje?
Warknął pod nosem tym razem odwracając czym prędzej wzrok od drugiego anioła. Nasłuchując się takich bzdur, nie miał najmniejszej ochoty więcej na niego patrzeć, czując, że dłuższe sycenie się jego widokiem mogłoby przyprawić go o niepotrzebną irytację, a przecież był jej stanowczym przeciwnikiem. Zaciskanie dłoni w pięść, liczenie do dziesięciu...
„Ciekawe jak długo tak mogą”?
Długo, Rhy.
Prychnął wściekle pod nosem, w tym momencie nie przejmując się towarzystwem rudowłosej. Gdyby nie ponosiły go emocje z pewnością czułby się co najmniej głupio, mimowolnie wplątując dziewczynę w ich kłótnię. Samo słuchanie wypowiadanych słów było jej przepustką do uczestnictwa w tej nieprzyjemnej wymianie zdań, którą wyższy z blondynów postanowił nareszcie po męsku zakończyć… ucieczką do łazienki. Przekrzykiwania z jednego pomieszczenia do drugiego najprawdopodobniej wypadłyby jeszcze gorzej, niż ich bezpośrednie starcie, dlatego Ourell postanowił - ku chwale narodów - dać za wygraną. Przynajmniej na chwilę, bo odwróciwszy się w stronę stołu, wróciły mu chęci na dalsze upieranie się przy swoim.
Tyle złota… szkoda, że w butelce.
Ale bez narzekań, nie? Przecież przypadł mu lepszy skarb; możliwość rozmowy z Rhyleih!
On chyba tu zejdzie…
„Też byłam”.
Oho, doktorze, wyczuwam puls!
Zdążył zniechęcić się do jej towarzystwa, jednak jakkolwiek by się nie starał, nie potrafił ukryć zainteresowania podjętym przez nią tematem. Był zdecydowanie lepszym słuchaczem, aniżeli rozmówcą, a niegdysiejsza abstynencja dziewczyny była poniekąd nadzieją Ourell’a na zmianę co do niej zdania. Szkoda, że jego myśli popłynęły w nieco innym kierunku.
- Natha? – przekrzywił nieznacznie łeb, w pierwszej kolejności przywodząc sobie na myśl własnego, upośledzonego emocjonalnie brata, acz słysząc przydomek szybko dopuścił do siebie myśl, że przecież nie jednemu psu na imię burek. – Elektryczny Wąż brzmi dosyć śmiesznie. – krótka uwaga nieubrana w złośliwy ton. Lepiej potraktować ją jako nędzną próbę rozluźnienia atmosfery. Czuł się jak ostatni kołek, wpatrując się w te wszystkie trunki…
„Im mniej wypijesz, tym więcej dla nas.”
Uniósł nieznacznie brew, parskając słabo pod nosem. Nie miał ochoty żartować, aczkolwiek uwaga rudowłosej wydała mu się najzwyczajniej w świecie śmieszna. Wierzył, że to nie będzie tak działać.
- Póki co nie spotkałem swojego „Elektrycznego węża”, więc wolałbym wytrwać w swoich postanowieniach.
Nie było choćby cienia wątpliwości, że rudowłosa była śmiałą osobą. Pomijając scenę, w jakiej ujrzał ją po raz pierwszy, w chwili obecnej mógł bez zająknięcia przypisać jej wcześniej wspomnianą cechę, na podstawie tego, co czuł w chwili obecnej. Jej uwagę.
Słowo.
Słowo.
Słowo.
Został kompletnie przytłoczony falą pytań, którą informatorka oblała go bez najmniejszych skrupułów. Chciała się o nim dowiedzieć jak najwięcej dla własnej rozrywki? Zapragnęła doszukać się w jego osobie jakiejś korzyści? A może wspaniałomyślnie szuka wspólnych tematów i cech? Analityczne podejście do ludzi byłoby idealnym przykładem, aczkolwiek u Ourella przejawiało się to w skrajnie innym kierunku. Kiedy on wolał gdybać nad tym czy kaszel był suchy czy mokry… Rhyleith zdążyła przewertować milion możliwych scenariuszy historii jego życia.
Westchnął ciężko, z rezygnacją podpierając łeb ręką.
- Żółta chusta. Bernardyn. Dzień dobry. – niech dopowiada sobie sama. Zdecydowanie dawał do zrozumienia, że nie podobało mu się ciągnięcie tematu o jego osobie, aczkolwiek pieczołowite wertowanie informacji przez Rhyleith, zachęciło go do subtelnego wskazania jej kierunku, w którą stronę powinna dalej brnąć. Im więcej mówiła, tym mniej łyków piwa upijała. – Każda napotkana osoba tak cię interesuje?
Przerwał kąśliwości, upijając drobny łyk wody z butelki, uznając go za idealną pauzę w rozmowie.
„Powiedz, że cię nie przeleciałem”
PFFFFFFFFFT!
Woda pięknym, łukowatym strumieniem popłynęła wprost na twarz biomecha, w akompaniamencie z kaszlem zakrztuszenia. Natychmiast przetarł rękawem brodę, wbijając wyjątkowo posępne spojrzenie w różnobarwne tęczówki.
- Nie bądź obrzydliwy, Zero! – warknął w jego stronę, z odrazą przyjmując fakt, że młodszy blondyn mógł choćby pomyśleć o podobnej scenie z ich udziałem. Nie chodziło o odrażający wygląd czy odpychającą (taa) osobowość, a o czysto rodzicielski stosunek, którym obdarzał go medyk. Myśl, że mógłby postępować z nim jakkolwiek inaczej – czysta herezja.
Ale hola… Zero nie jest jedynym człowiekiem w tej sali…
Rhy.
- Przepraszam! – odparł niemal natychmiast, zauważając, że nieumyślnie opluł siedzącą przed nim dziewczynę wodą. Więcej powodów, żeby go nie lubić, co nie? Bez najmniejszego zawahania machnął ręką, ściągając z twarzy dziewczyny niepożądaną ciecz, pozostawiając ją zupełnie suchą. Nie przepadał za nią, ale przecież opluwanie kogokolwiek nie było w jego stylu…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tu będzie zajebisty post wychodzący, jak już zachce mi się go napisać.

___z/t + Ourell i Rhyleih.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach