Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 07.04.15 0:57  •  Magazyn DOGS. - Page 2 Empty Re: Magazyn DOGS.
Ostrze upadło z brzękiem, powodując u Growlithe'a automatycznie podniesienie się brwi. Zrezygnował? Głupie z jego strony, tym bardziej, że prócz tego marnego nożyka, nie miał przy sobie nic. Miał zamiar walczyć gołymi rękoma? Śmieszne, że był tak pewny swojej siły, cały czas trzęsąc się, jak w mroźną noc.
Samobójca.
Przekonany o nieudolności Shiona, Growlithe już zaciskał pięść... która zadrżała, ale nie zadała ciosu. W oczach Wilka pojawił się błysk niezrozumienia, gdy usłyszał nieznane sobie imię. „Ethan”? Nie miał w zwyczaju się wahać. Wręcz przeciwnie ─ jedno słowo tworzyło impuls, za którym od razu szedł. Wystarczył czasami drobny gest, pomyłka, nawet przejęzyczenie, a obnażał kły. Początkowo tępił się za dzisiejszą bezradność wobec niego.
„Ale widziałem wokół niego aurę, której jeszcze nie znam.”
Wbił wzrok w zaczerwieniony od uderzenia policzek.
„Wśród Psów nie ma drugiej takiej osoby, wiesz?”
Klatka piersiowa podniosła się i opadła w narwanym wydechu. Uspokój się. Wysłuchaj chociaż. Tak nawoływała łagodniejsza strona, podczas gdy druga ─ zdecydowanie mniej przychylna Shionowi ─ dolewała oliwy do ognia, szepcząc na ucho historie o kłamstwach, bujdach, naiwności i żałowaniu. „Będziesz tego żałował. Przecież wiesz”.
„Odebraliście mi wszystko...”
Kącik ust drgnął, ale powstrzymał się przed skrzywieniem.
Ciekawość wygrała.
Najpierw wysłucha.
Potem zajebie.
Nie rozumiał tylko, czemu akurat w takiej chwili mary cichły, a zamiast nich pojawiał się głos Londona. Dzieciaka o dużych, poważnych oczach i ustach, które rzadko zdobił uśmiech. Prawie potrafił wyobrazić sobie dźwięk jego głosu, który powolnie układa się w to samo zdanie, które usłyszał parę minut temu.
„Coś jest z nim nie tak.”
TO KŁAMCA. TO JEST „NIE TAK”.
A jednak były. Tylko same milczały, słuchając monologu chłopaka. Growlithe poruszył ledwo widocznie głową, spuszczając wzrok na drżące dłonie, które przylgnęła do mokrej od łez twarzy. Faktycznie. Coś było nie tak.  Nie z nim. Z tym wszystkim. Drażniące ostrze powoli wbijało się w umysł Wilczura. Czuł się dokładnie tak, jakby brakowało mu ostatnich dwóch elementów układanki. Jakiegoś początkowego i końcowego, bez których cały obraz sytuacji wydawał się na tyle nieczytelny, że nie potrafił uznać, czy był dobry, czy niekoniecznie.
„I wtedy wy się pojawiliście.”
Na wasze pieprzone życzenie.
Nie był przekonany. Widać, że sceptycznie podchodził do tej pełnej łez opowieści. Dopiero później, pod koniec, coś przemknęło przez jego twarz. Coś, czego Shion i tak nie był w stanie dostrzec, przez nadmiar emocji, jaki nim targał. Był w rozsypce i każdy idiota stwierdziłby podobnie ─ że właśnie rozkleił się na dobre, zrzucając maski i depcząc je butem, mimo że ledwo stał na nogach.
Growlithe westchnął pod nosem.
„Chciałem tylko wam pomóc...”
Zbliżył się wyciągając rękę i chwycił go za nadgarstek.
„Przepraszam, Growlithe.”
Odsunął jego ręce od twarzy. Koszmarny sposób płaczu, prychnął w myślach, naciągając rękaw na zabandażowaną dłoń. Przez chwilę stał nad nim, lustrując zaczerwienione policzki i drżący podbródek, ale później bez ceregieli przemknął czarnym materiałem tuż pod jego nosem.
„To jest coś złego, Growlithe.”
Tak, wiem.
Zrozumiałem. Nie jestem tępym chujem, żeby nie pojąć aluzji.
Zsunął kurtkę z ręki i ujął jego twarz w obie dłonie, kciukami ścierając nadmiar łez.
Przestań. ─ Kolejny rozkaz, który wyrwał się z jego ust, nim zdążył przegryźć to słowo tak, jak zrobił to ze wszystkimi uwagami, z jakimi wcześniej miał ochotę się wtrącić. ─ To wygląda paskudnie. ─ Następny komentarz, którego nie mógł sobie darować, choć w porównaniu do wcześniejszego nastawienia, nie czuć było już jadu. Pochylił się nad nim, praktycznie stykając ich czoła razem. Nie zmuszał go już, by koniecznie patrzył mu w oczy, choć sam nakierował dwukolorowe spojrzenie prosto w brązowe tęczówki. Nie czuł ani skrępowania, ani igły nietaktu, tym bardziej po tym, co usłyszał. Miał przed sobą rozbitego emocjonalnie dzieciaka. Nie. Nawet nie mógł powiedzieć, że to „rozbicie”. Shion się całkowicie skruszył, a tego nie dało się tak łatwo posklejać.
Zamknij oczy. Nie będzie bolało.
Jeszcze.
Shion mógł poczuć na nosie i policzku przydługie kosmyki, które dotknęły zarumienioną od płaczu skórę, gdy Wilczur przekrzywił nieznacznie głowę. Ciepły oddech ledwie tknął twarz młodszego wymordowanego... A potem Growlithe musnął szorstkimi, naciętymi przez rany wargami miękkie usta, drżące przez wspomnienia. Nie zrobił tego nachalnie, bo zaraz po tym odsunął się i zabrał ręce, ostatni raz przesuwając palcami po rudych włosach.
Nie żałuję Ethana i gdybym stanął przed tym samym wyborem, wiedząc, ile dla ciebie znaczył, zrobiłbym to samo. Ale rozumiem. ─ Wyprostował plecy, odczuwając nagły, choć drobny ból w okolicach barków. Jedna z ran po flagrum najwidoczniej postanowiła o sobie przypomnieć, pulsując słabo, ale nieprzerwanie. ─ Nie cofnę też werdyktu, bo zasługujesz na śmierć. Jeśli Livai znajdzie Gavrana żywego, rytuał odejścia to najlepsze, co cię tu spotka. Tak czy inaczej, już jesteś martwy. Zdradziłeś gang, zostawiając jednego z Psów. Nie musiałeś walczyć. Wystarczyłoby, że doniesiesz komukolwiek raport o sytuacji. Ale nie zamierzałeś. Wyszło przypadkiem. ─ Brakowało tylko wzruszenia ramionami, na które Wilczur się jednak nie zdobył. ─ Twoja ostatnia prośba przed sądem?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.15 18:15  •  Magazyn DOGS. - Page 2 Empty Re: Magazyn DOGS.
Nawet przez krótką chwilę nie przypuszczał, że kiedykolwiek tak się obnaży przed obcą osobą. Osobą, która do niedawna wywoływała w nim tyle negatywnych emocji. Nie kontrolował tego, a słowa jak i łzy najwidoczniej już od dawna dawien potrzebowały ujścia. Growlithe skutecznie przebił przepełnione naczynie, a teraz chcąc czy nie, został nimi zmoczony i zbrukany.
Ciało Opętanego zadrżało jeszcze bardziej, gdy ciepłe palce owinęły się dookoła jego nadgarstka, zmuszając do ukazania swojej zapłakanej i zasmarkanej twarzy. Załkał cicho, próbując zamknąć usta, które co rusz rozchylały się pod wpływem drżenia, chcąc jednocześnie skulić się jeszcze bardziej, nie wiedząc co Growlithe teraz zrobi. Uderzy go? Weźmie za fraki i siła wyciągnie z kryjówki by skopać i skatować go na zewnątrz, a moż--
Oczy chłopaka rozszerzyły się lekko, kiedy poczuła jak mężczyzna delikatnie wyciera jego twarz. Nie uderzył go, zamiast tego został obdarzony czułym gestem wprowadzając Shiona w oszołomienie. Od tak dawna nikt…
Przestań.” …. ” To wygląda paskudnie.”
Jak na zawołanie pociągnął nosem i dzielnie przełknął ostatnie łzy.
W jednym momencie przerażenie postacią Growa i całą zaistniałą sytuacją wyparowało. Jasne, to nie tak, że Shion w jednej chwili przestał się bać mężczyzny. Bał się go, i to cholernie. Ale w sposób, w jaki mówił, nawet jeżeli były to rozkazy, jak patrzył na niego i jak go dotykał – nie przerażał. I może właśnie dlatego ciało chłopaka powoli przestawało drżeć jak osika na wietrze, a łzy w końcu zaczęły schnąć.
Wypuścił powoli powietrze nosem, czując ciepłe czoło Growa przytykające do jego. Czuł jego oddech i delikatną nutę wanilii wymieszanej z kurzem i pyłem. Czuł jego bliskość, która paradoksalnie wpływała na niego uspokajająco, zamiast powodując u niego napady paniki. A przecież stał naprzeciwko przywódcy DOGS, który mógł zmiażdżyć mu gardło jedną ręką i który miał do tego najświętsze prawo. Jakby na to nie patrzeć – Shion ich zdradził.
Dwubarwne tęczówki przyciągały spojrzenie, jednakże rozbiegany wzrok rudowłosego przemykał po nich, czując się dziwnie onieśmielony ich blaskiem, na przemian uciekał to wracał do nich, jakby nie mógł się zdecydować czy spojrzeć mężczyźnie w oczy czy jednak nie. W ostateczności na sam koniec, na dosłownie parę sekund zatrzymał się na wzroku Wilczura, a przyspieszone serce powoli zaczynało się wyciszać. Jakby wyczytał z oczu mężczyzny „Już dobrze, uspokój się”. I nawet przerażająca, cienista mara nie była straszna w tym momencie.
Zamknij oczy. Nie będzie bolało.
Zaufasz?
Może chce rozerwać Ci gardło i wychłeptać krew… Słyszałeś te plotki o nim i o jego pociągu do krwi.  A każda plotka ma w sobie  ziarenko prawdy.
Zamknął oczy bez cienia ociągania się.
Naiwny.
- Ponoć pijesz cudzą krew… – poruszył lekko ustami wypowiadając ciche słowa, które wchłonęło muśnięcie chropowatymi wargami Wilczura. Serce chłopaka mimowolnie przyspieszyło a jego usta instynktownie rozchyliły się odrobinę.
Nie otwierał jeszcze oczu, nawet w chwili gdy opuszki palców albinosa ostatni raz przesunęły się po jego rudych kosmykach. Jakby czekał na rozkaz mężczyzny albo przyzwolenie do ich ponownego uchylenia. Zamiast tego powoli uniósł jedną z dłoni i przysunął do swoich warg, sprawiając wrażenie, że lada chwila przetrze swoje usta w grymasie obrzydzenia. Zamiast tego… jego uszy zrobiły się odrobinę brunatniejesz, a i tak czerwona twarz od płaczu pociemniała o kolejną tonację koloru.
- Moją też wypijesz? – powieki w końcu się uchyliły, a spojrzenie brązowych oczu niepewnie powiodło ku twarzy mężczyzny. - Jest zepsuta. Jest… – odwrócił spojrzenie w bok, czując dziwnie speszony tym, co mówił. - … dziwna. . – po dzień dzisiejszy nie rozumiał, co się dzieje z jego krwią. Owszem, Ethan mówił, że jest jego bronią i czymś potężnym, ale Shion nie panował nad nią. Nienawidził jej zapachu, który wydawał się ostrzejszy od normalnej krwi. Wywoływała w nim uczucie mdłości i czegoś jeszcze. A najgorsze w tym wszystko było to, że nie potrafił nad nią zapanować.
Kolejne słowa, które wypowiedział Growlithe były naprawdę ciężkie do uniesienia. Shion zdawał sobie sprawę, że nie ma już odwrotu. Zrobił źle, zdradził i teraz musiał ponieść konsekwencje. Do oczu ponownie napłynęły łzy, gdy zdał sobie sprawę, że znowu został pozbawiony domu i „rodziny”, zostając zdany tylko na siebie samego. Ale w głowie zawdzięczały słowa mężczyzny, by przestał. Gwałtownie przetarł oczy pozbywając się resztek łez i spojrzał pewniej na Wilczura, niemo mówiąc „jestem silny”, choć mogło to wyglądać dość zabawnie; koniec z płaczem. Zrobił źle, a teraz poniesienie tego konsekwencje. Rozumiał postawę mężczyzny. Był przywódcą. Musiał brać na siebie to, co zrobiły jego Psy. Sprzątał, jak nabrudziły. I gdyby do każdego podchodził pobłażliwe, to prędzej czy później te zaczęłyby wchodzić mu na głowę i smrodzić. Musiał rządzić twardą ręką. Zasady, to zasady, dlatego też nie zamierzał błagać o wybaczenie czy darowanie życia. Tylko godnie przyjąć na siebie karę, jakakolwiek by nie była. Zresztą, to zaskakujące, jak Shion spokojnie przyswajał informacje o swojej egzekucji. Grow mówił spokojnie i rzeczowo, a słowa, choć ciężkie i bolesne – nie raniły. Nie aż tak. Oczywiście, że nie chciał umierać…..
Jego serce  zabiło szybciej, a w oczach zamigotały nieopisane błyski zaskoczenia.
Nie chciał umierać. On. Osoba, która popadła w ciężką depresję, która nie miała celu w życia i było bez znaczenia czy zdechnie czy też nie. Dlatego też zadarł wyżej głowę i spojrzał pewniej na Growa.
- Rozumiem. – powiedział pociągając nosem. - Ale… ale pozwól mi zdobyć dla ciebie te informacje. Pozwól mi doprowadzić to do końca. Możesz zrobić ze mną co zechcesz, teraz, potem. Oddaję się w pełni w twoje ręce, tylko pozwól mi, by to, co spotkało Gavrana… to, co ja mu zrobiłem nie poszło na… marne. Niech chociaż to będzie małą rekompensatą mojego czynu. Jestem gotowy ponieść całą konsekwencję… teraz, później, kiedy tylko chcesz, ale pozwól mi chociaż tyle dla was zrobić. – choć jego głos parę razy zachrypiał i nieco zadrżał, to wciąż starał się brzmieć pewnie. Bo naprawdę chciał coś zrobić dla DOGS. Dla nich, dzięki komu odzyskał chęć do życia.
- A moją ostatnią prośbą przed sądem… – wzrok powiódł po ziemi, by w końcu uparcie wpatrywać się w zabrudzone buty mężczyzny przed nim. I całą pewność i odwagę szlag trafił. - Czy.. czy mógłbyś przeczesać moje włosy…? Tak jak przedtem? – z każdym kolejnym słowem głos stawał się coraz cichszy. - To było miłe.. – palec jednej dłoni złapały za jego ubranie i naciągnęły bluzę mocniej czując się dziwnie speszony swoją prośbą. - I ciepłe.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.04.15 2:35  •  Magazyn DOGS. - Page 2 Empty Re: Magazyn DOGS.
„Ponoć pijesz cudzą krew…”
Ponoć delfiny gwałcą czternaście osób w ciągu...
„Moją też wypijesz?”
Jak na zawołanie gardło ścisnęło się z głodu, przypominając o tym, że już dawno nie jadł. A przecież Shion był łatwym celem, szczególnie teraz. Rozdygotany, pełen wątpliwości i w pełni uległy, prezentował się jak skrępowana linami owca, z obnażonym gardłem. Wystarczyło raz jeszcze się nad nim pochylić, dotknąć ustami czystej skóry, wyszukując pulsujące nitki żył. Kły natychmiast zaczęłyby mrowić przy wydłużaniu i zaostrzaniu się na końcach, tylko po to, by lżej było wgryzać się w ofiarę. Jeden krok dzielił go od czegoś, co było jak narkotyk. Im więcej, tym świat zdaje się mniej przytłaczać.
A mimo to nie sięgnął po niego, trzymając się szczątkowych zasad, a przynajmniej to sobie wmawiając.
„Jest zepsuta.”
Zepsuta?
„Jest...”
Odczekał chwilę, ale widząc uciekający wzrok dzieciaka, mimowolnie przewrócił oczami.
„... dziwna.”
Nie wypiję. ─ I po krzyku. Nawet jeśli uczucie, jakby w gardle i ustach miał sam popiół powoli zaczynało budzić czyste szaleństwo, nie ugryzie go, bynajmniej nie dlatego, że nie miał na to ochoty. Ta, jak na złość, powiększyła się akurat w momencie, gdy padło to jedno, cholerne pytanie. Moją też wypijesz? Aż tak nie nabroiłeś. Przyłożył wierzch ręki do zaczerwienionego od uderzenia policzka i naparł nieco dłonią, by odwrócić jego twarz ku sobie. Tam, gdzie większość doszukiwałaby się nietaktu i nachalności, Growlithe ─ wręcz przeciwnie ─ miał wrażenie, że tak powinno się robić. Nie odwracaj wzroku. Nie tchórz. Nie teraz. Nie tutaj. Nie przy mnie. ─ To by bolało, Shion.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, że zasady, które często go irytowały swoimi ograniczeniami, właśnie prawdopodobnie uratowały mu życie. W każdej innej sytuacji nawet nie pokusiłby się o łamanie języka, bo nie był osobą, która na każde pytanie, tkała satysfakcjonujące odpowiedzi. Zamiast tego odsuwał człowieczą, lżejszą naturę i przywoływał tą, która nakazywała działać. Rozszarpane gardło i tak bolałoby mniej, niż rytuał odejścia i w pierwszej chwili Growlithe pomyślał, że to było powodem, dla których w kącikach brązowych oczu zebrały się znowu łzy. Że stracił szansę, że wydłuży się czas, który ranił bardziej, bo przepełniony był niepewnością. Ale chwilę potem...
„Pozwól mi zdobyć te informacje.”
Żachnął się, wydając z siebie coś, co swoją konsystencją przypominało prychnięcie i parsknięcie jednocześnie. Nie potrafił go rozgryźć, bo łamał sobie zęby tuż przed warstwą, która wreszcie odkryłaby odrobinę jego intencji. Z jednej stroni trząsł kolanami i robił pod siebie, warczał i tchórzył, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, a zaraz potem wypinał pierś i pokazywał, że jednak ma w sobie coś z lwa. Z jednej strony to nawet zaskakiwało, bo wydawało się, że dzieciak wreszcie wie, czego chce. Z drugiej...
Growlithe uniósł brew, a przedtem zamrugał dwa razy. Zaśmiał się krótko.
Coś tak zwykłego? ─ Kpił sobie z niego? A gdzie ryk i błagania o zmianę wyroku? O ułaskawienie? O złagodzenie kary? ─ Daj spokój. Nie mów mi, że to właśnie jest twoim... ─ urwał. Czemu? Wreszcie na niego spojrzał i to zmyło ironię z jego ust, które jak na zawołanie uformowały się w krzywy grymas. Co jest z tym szczeniakiem nie tak, do cholery? ─ Nie mów mi, że...
Szczek.
Growlithe odwrócił się błyskawicznie. Z czerni tuneli wypadła borderka z wywalonym, różowym jęzorem i błyszczącymi, błękitnymi ślepiami, w których odbijało się zaufanie. Podleciała do właściciela i podskoczyła parę razy, by zaraz ugiąć przednie łapy i merdając ogonem zaszczekać głośno.
Co jest, Avery? ─ Growlithe uśmiechnął się pod nosem, przyglądając się, jak psina nagle przewala się na bok i unosi łapy. „Głaszcz mnie, panie. Po brzuchu. Boże, błagam, proszę, to jak Scooby chrupek.” Odsłoniła jednak szyję, na której przewiązana została żółta chusta. To doczepiona do niej wiadomość przykuła spojrzenie właściciela, który pochylił się i wyplątał karteczkę. Poklepał Avery po boku, prostując papier. ─ Jest trochę nadpobudliwa ─ rzucił wstając z kucek i przesuwając wzrokiem po tekście. Avery w tym samym czasie poderwała się na łapy i podbiegła do Shiona, wręcz wpychając łeb pod jego rękę. Otarła się łbem o jego bok, merdając rudo-białym ogonem. Dyszała zmęczona, ale dzielnie łasiła się, prosząc o więcej pieszczot. ─ Pewnie już ją poznałeś... co za frajer. ─ Cmoknął pod nosem, gniotąc wiadomość. Odwrócił się do Shiona, na którego właśnie próbowała wspiąć się Avery. Oparła przednie łapy o jego tors i za wszelką cenę starała się sięgnąć mokrym językiem jego policzka. Growlithe westchnął i klepnął się w udo, przywołując ją na ziemię. ─ Avery, zostaw go. Potrzebuję go w całości.
Puszysta kita suczki raz jeszcze przecięła powietrze, lodowe spojrzenie przesunęło się z czystą miłością po twarzy Opętanego, a potem zerwała się z miejsca i podbiegła do Growlithe'a, siadając na ziemi i zamiatając ją ogonem.
Idź do Melody'ego i Tokyo. Niech się tym zajmą. Ruszaj.
Szczeknęła.
I tyle ją widziano.
Pomożesz mi. Ostatnio Psy nieźle dostają po dupie. Nie, żeby bez cudzej pomocy.
Aluzja była aż nazbyt wyczuwalna. Białowłosy wsunął kartkę z wiadomością do kieszeni i wskazał Shionowi tunel. Dwukolorowe spojrzenie uważnie śledziło krok młodszego wymordowanego. Gdy przechodził obok Growlithe'a ten wydał z siebie ciche „tch” i przeczesał mu włosy palcami.

// @Grow: zt + Shion → duży salon, meh
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.08.16 18:00  •  Magazyn DOGS. - Page 2 Empty Re: Magazyn DOGS.
Chociaż anielski przedmiot niewątpliwie skusiłby niejednego szczęśliwego znalazcę, dla Ryana okazał się być jedynie zbędnym balastem. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko opuścił salon, udał się we właściwe miejsce, w którym mógł pozostawić odebrany skrzydlatym przedmiot. Po drodze odrzucił na bok opróżnioną już puszkę po konserwie i chwycił za rękojeść miecza, ostrożnie wysuwając go zza paska. Zważył ostrze w dłoni i skierował je ostrzem do dołu, chwilę sunąc nim po ziemi, w której wyżłobił wąski i niezbyt niegłęboki rowek, jakby nie do końca doceniał możliwości artefaktu.
Wolną i zdrową już ręką przesunął po ścianie kryjówki, doskonale pamiętając, w którym momencie jego palce dotrą do wyrwy, przez którą już wkrótce miał się przecisnąć, by dostać się do ukrytego magazynu. Zdawkowym spojrzeniem ocenił jego obecny stan, zanim położył miecz na jednej z przymocowanych do ściany desek, odznaczając się przy tym dziwną delikatnością, jakby zniszczony kawałek drewna mógł nie wytrzymać naporu kolejnego ciężaru, co byłoby całkiem prawdopodobne zważywszy na jego wiekowość.
Nie było potrzeby, by zostawał tu na dłużej. Gdy tylko wykonał swoje zadanie, opuścił to miejsce.

Do magazynu trafił nowy artefakt: miecz światła.

___z/t.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.12.16 1:08  •  Magazyn DOGS. - Page 2 Empty Re: Magazyn DOGS.
Z zakończonej wyprawy wróciła nawet więcej, niż podminowana. Wprawdzie dopilnowała, by jej pechowa towarzyszka podróży wróciła cała i zdrowa, ale warczała na nią przez cała drogę powrotną. W tej chwili nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby zbliżać się do Insomnii, która rzucała na prawo i lewo spojrzenia kipiące od chęci mordu. Zaduszenie zmutowanego zwierzęcia rozbudziło w niej potrzebę wyładowania większej ilości agresji, niż miała okazję to zrobić. Z tego powodu wszyscy, których mijała w korytarzach podziemnej kryjówki, bardzo roztropnie usuwali się z jej pola widzenia. Wszyscy ci, których zdążyła spostrzec, byli witani co najwyżej poirytowanym warknięciem.
A jednak, z minuty na minutę zdenerwowanie powolutku cichło. Jeszcze nie na tyle, by Nayami wróciła do swojej zwyczajnej radosnej postaci, ale przez skorupę ciemnej frustracji przebijało się delikatne, pęczniejące w środku dziewczyny uczucie dumy z wykonanego zadania. W końcu udała się do magazynu właśnie po to, by owoce swojej wyprawy oddać do wspólnego użytku. Bez najmniejszego problemu zlokalizowała wnękę prowadzącą do pomieszczenia i odłożyła przyniesione przez siebie składniki, odpowiednio je przedtem zabezpieczając - na miarę swoich możliwości, oczywiście. Nie zatrzymywała się w magazynie na długo, miała jeszcze sporo własnych spraw do załatwienia.

Do magazynu trafiają składniki: altea, martwy korzeń i czarna róża luctus

[zt]
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.18 17:23  •  Magazyn DOGS. - Page 2 Empty Re: Magazyn DOGS.
Prawie rok. Prawie cały pieprzony rok minął, kiedy Federica postawiła swoją zacną stopę w tej dziurze, znaną dalej jako Kryjówka DOGS. Prawie cały cholerny rok wolnego od cerowania wiecznie martwych Psów i ich jeszcze bardziej udanego SzefostwaTM, bez żadnych piromanów na stole. W skrócie - cisza, spokój, fanfary...
Takiego wała.
Co się działo, to się nie odstanie, ale co było najlepsze - Włoszka miała niemały problem z przypomnieniem sobie, co tak naprawdę chodziło jej po głowie przez ten cały czas. Po akcji odbijania ofiar aniołów coś musiało nieco pęknąć u wymordowanej, więc po upewnieniu się, że reszta żyje, Federica miała wyjść na chwilę w celach zastanowienia się, co to w ogóle była za sytuacja, jakiej była świadkiem. Do głowy jej nie przychodziło, że anioły, jedyne w miarę przyjazne istoty na tym spieprzonym do końca świecie, również zaczęły rzucać się na Desperatów. Jasne, święci nie byli, ale to była przesada.
I w ten piękny sposób wyszła na Boże Narodzenie, a wróciła w Wielkanoc. Super opcja, kurna.
Nawet Raja ją uświadomiła, że spierdoliła jak idiota i dobrze było ją widzieć. Tylko co z tego, jak znowu poszła? I po tym płyta zaczęła jej się ścinać. Jej Wesołego Alleluja zmieniło w się coś, co nijak szło opisać. Jakiś android? Pojebany anioł, który docenił jej kunszt i zaczął jej kraść maski? To chyba było coś tego. W każdym razie, Nove spędziła ten czas z pojedynczymi jednostkami, poświęcając kontakty międzyludzkie na chwilę, gdzie mogła wreszcie się wyciszyć i pomyśleć.
Tak, kurwa, trzeba było iść zabijać anioły z Kościołem. Od kiedy bawisz się w pielgrzymki, Fede?
Sama sobie zadawała to pytanie, kiedy przechodziła przez znajome korytarze, powoli schodząc na coraz to niższe poziomy. Wpadała na pojedyncze kundle, które przyglądały się jej z ciekawością, jakby zapomniały, że mieli jeszcze jednego członka gangu, który nagle wrócił z urlopu i jak gdyby nigdy nic planował wrócić do pracy. Czuła się wręcz głupio. Dla niej to nic, ale wciąż pytanie "Ale dlaczego cię nie było?" cisnęło się niektórym na usta. Ktoś nawet uparcie spytał, ale wymordowana machnęła ręką i poszła dalej.
Najpierw do swojej nory, a potem aż do magazynu.
Chciała cicho wierzyć, że miała coś użytecznego w kieszeniach, ale niczego nie miała. Tyle czasu zmarnowanego na pielgrzymki po Desperacji, a nic dobrego w rękawie - wstyd, siara na całego. Rumcajs by ją wyśmiał.
Ale jego też nie było, co mocno zdziwiło Carramusę.
Już nawet zaczęła strzelać, co mógł zrobić, gdy nagle jakiś dzieciak wpadł do magazynu niczym strzała i rzucił, że jest potrzebna. Nove parsknęła śmiechem, zanim jakikolwiek uśmiech zniknął z jej twarzy.
- No nie mów, że znowu zdychacie. - rzuciła kąśliwie, chociaż wiedziała, że to było na porządku dziennym. Nie chciała marnować czasu, toteż szybko szybko przejrzała zawartość apteczki, jaką nosiła. Miała nieco bandaży, resztki czegoś do dezynfekcji ran i bliżej nieokreślone maści, których działania za cholerę nie pamiętała. Dla pewności zgarnęła jeden kaukaski granat i nieco bandaży na dobry początek, po czym ruszyła za dzieciakiem. Nie wiedziała kto i jak zdycha, bo czasem był to jeden idiota, a czasem połowa gangu, więc nie brała za dużo - aczkolwiek coś na oczyszczenie zawsze się przyda. W razie czego ona zajmie się robotą, a dzieci będą biegać.

[z/t]
Zabrane przedmioty: Kaukaski granat (x1), bandaż (x1)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.02.18 13:45  •  Magazyn DOGS. - Page 2 Empty Re: Magazyn DOGS.
Po drodze do nory Wilczura, wstąpił do magazynku. Zabrał z niego antybiotyk, rolkę bandaży i pół litra spirytusu. Zacisnął żylaste palce na szklanej flaszce. Zawiesił na niej swoje smętne spojrzenie, walcząc z ochotą wylania sobie jej zawartości do gardła, ale skapitulował. Najpierw obowiązki, potem przyjemności. Wycofał się.

Zabrane przedmioty: antybiotyk, bandaż i spirytus.

zt
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.12.18 12:30  •  Magazyn DOGS. - Page 2 Empty Re: Magazyn DOGS.
Carramusa wbiegła do pomieszczenia niczym strzała i bez zbędnych pytań zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu bandaży i czegoś do oczyszczenia. Te pierwsze znalazła bezproblemowo i wcisnęła do swojej torby - z tym drugim był już mały problem. W końcu musiała zrezygnować z przedłużania swojej obecności w tym pomieszczeniu i złapała kaukaskie granaty w liczbie dwóch, jako że jeden mógł nie wystarczyć. Po tym wybiegła z magazynu i wróciła do pokoju medycznego.

Zabrane przedmioty: kaukaskie granaty, bandaże.
[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.09.19 22:54  •  Magazyn DOGS. - Page 2 Empty Re: Magazyn DOGS.
Nie spał całą noc, ale jakie to miało znaczenie w podziemnej kryjówce, gdzie nie dochodziło naturalne światło?
  Nie wiedział, która jest godzina. Ani nawet dzień tygodnia. Od kilku dni tkwił w kryjówce, ze swojego pokoju nie wychodząc od dwóch. Nie jadł, pił w małych ilościach, unikał jakiegokolwiek towarzystwa, poza obecnością czuwającego przy nim Hadesa, od czasu do czasu wychodzącego z potrzebą filozoficzną. Czuł się okropnie jak w gorączce. Gorzej niż podczas swojej pierwszej misji wykonanej dla DOGS, która odbywała się pod czujnym okiem Wilczura. Przez ciało przechodziły systematycznie nieprzyjemne, zimne dreszcze. Ból rozprowadzał się niemal po każdym jego segmencie. Zaciskając zęby na wargach niemal do krwi, żeby powstrzymać jęki, a usłyszawszy natarczywe puk, puk wcale nie poczuł się lepiej. Skulił się na pryczy, dygocząc na całym ciele. Huk jedynie pobudzał do życia uporczywy ból głowy. Miał wrażenie, że zaraz rozsadzi mu czaszkę.
  — Jekyll, jesteś tam? —  usłyszał, ale nie zareagował. Przycisnął twarz do koca, by stłumić cisnące się na usta nieartykułowane dźwięki. Doberman zaszczekał. Może po to, aby przegonić intruza, może wzywając pomocy do cierpiącego właściciela.
  Bernardyn nie miał siły, by zwlec się z pryczy, nie mówiąc już o przeprowadzeniu interwencji medycznej. Palce prawej dłoni odrętwiały, a te w lewej drżały. Miał problem z utrzymaniem w nich butelki, a co dopiero delikatniej w obsłudze aparatury medycznej.
  Zamknął powieki, zmuszając się do drzemki, która mogła trwać maksymalnie piętnaście, może dwadzieścia minut, ale nie więcej. Obudziły go drgawki i mocne dygotanie serca. Nabierając powietrza, prawie się nim zachłysnął. Czując jak pod powiekami wzbierają się łzy, zmusił swojej ciało do ruchu. Usiadł na posłaniu, chowając twarz w dłoniach. Odliczył do dziesięciu, ale organ nadal tłukł się boleśnie w piersi w akompaniamencie przyśpieszonego, wręcz świszczącego oddechu.
  Alkohol. Potrzebował kilka kropel, aby doprowadzić się do porządku. Wiedział, że to jedyne lekarstwo na dokuczające mu dolegliwości. Powiódł na wpół przytomnym spojrzeniem po pomieszczaniu, lecz był świadomy, ze w tym ograniczonym metrażu nie uraczy trunku, który mógł ugasić wciąż narastające pragnienie, uzdrowić obolałe ciało, postawić na nogi. Skończył mu się wraz z wizytą Pudla.
  — Kurwa. Kurwa. Kurwa.
   Seria "kurew" z trudem przecisnęła się przez gardło, ale nie mógł jej powstrzymać. Wystrzeliła jak z karabinu maszynowego. Po konfrontacji obuwia z podłożem odezwały się zawroty głowy. Cofnął się o krok z trudem otrzymując równowagę. Podszedł chwiejnie do drzwi, ostrożnie stawiając krok za krokiem, ale zanim je otworzył, przycisnął rozgrzane czoło do chłodnej powierzchni ściany i przymknął na moment powieki, widząc mroczki przed przekrwionymi oczami.
  Podczas chwili zawieszenia w głowie odtworzył drogę do magazynku DOGS. Musiał przejść niemal całą część mieszkalną i zejść piętro niżej, po drodze mijając medyczny. Nie poradzi sobie. W drodze zemdleje, albo natknie się na rannego Psa, który będzie miał w poważeniu stan zdrowia lekarza. Roszczeniowym tonem oznajmi mu, że jest ranny, a później wbije w doktora pogardliwie spojrzenie z „Ty chyba też, ale byłem pierwszy. Rusz się.” na ustach.
  — Alkohol — wysypał w ramach motywacji i w końcu podjął decyzje. Nie miał wyjścia. Uchwycił w palce klamkę i uchylił drzwi, wciskając głowę między nim a framugę. Rozejrzał się pustym, niezmąconym niczyją obecnością korytarzu. — Zostań tu — rzucił do Hadesa, zanikając w mroku.
  Droga do magazynu była wyboista, ale miał nadzieje, ale jego prognozy się nie sprawdziły. Nie napotkał żadnego pacjenta, więc nadal tliła się w nim nadzieja, że ten trud zostanie wynagrodzony w postaci przynajmniej jednej butelki. Kilkukrotnie minął swoich pobratymców, ale rozdrażnienie widniejącego na jego oblicze wystarczyło, by ich zniechęcić. Po dotarciu na miejsce  w końcu stanął w progu klitki, pełniącej rolę przechowalni najrozmaitszych rupieci. Oświetlona przez dwie lampy naftowe wyglądała jak strych starych, londyńskich domów, które skrywały w sobie wiele pamiątek rodzinnych, spuścizn poprzednich pokoleń.
  Jekyll po krótkiej oględzinach, namierzył swój cel w formie półki uginającej się pod ciężarem najrozmaitszych zakurzonych naczyń, głównie butelek. Poszedł do mebla i przyjrzał się zawartości szklanych pojemników. Kiedy sięgnął po jedną z butelek, szturchnął łokciem inny przedmiot. Rozległ się trzask, kiedy strącony z półki słoiki skonfrontował się z podłożem. Jekyll nawet się tym zainteresował. Ściskając w dłoni butelkę, podszedł do lampy, rozdeptując szkło na drobniejsze odłamki. Obadał wzrokiem zawartość swojej zdobyczy – była niemal bursztynowa niczym whisky. Skuszony tą perspektywą, otworzył ją z wysiłkiem i od razu pożałował. Do nozdrzy doleciał nieprzyjemny odór. Flaszka podzieliła los słoja, gdy wyleciała mu z ręki.
  Mamrocząc pod nosem wiązankę przekleństw, pochylił się nad kilkoma kartonowymi pudłami, rozrzucając ich zawartość dookoła. Rozprażenie rosło z każdym kolejnym oddechem. Przybrało postać napięcia unoszącego się w powietrzu.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.09.19 23:45  •  Magazyn DOGS. - Page 2 Empty Re: Magazyn DOGS.
 Radosne podśpiewywanie nie było raczej częstym zjawiskiem w podziemnej kryjówce DOGS, teraz jednak od dłuższego czasu rozbrzmiewało w jednym z najgłębiej położonych korytarzy. Źródłem melodyjnych pomruków bez żadnego określonego tekstu była rzecz jasna młoda Leatherówna, nadal we wręcz euforycznym nastroju po otrzymaniu nowego zadania. Od momentu, w którym Wilczur powierzył jej opiekę nad magazynem wręcz nie posiadała się z radości, niezwykle dumna z faktu, że postanowiono jej właśnie zaufać. Wielu było przecież takich, którzy prawdopodobnie poradziliby sobie lepiej z taką robotą; osoby bardziej zorganizowane, inteligentne i sprawne, na zupełnie innym poziomie niż niewprawna nastolatka. Nayami miała jednak jedną bardzo podstawową zaletę, która pozwalała wierzyć, że nie zawiedzie: gdy już otrzymywała jakiś obowiązek, angażowała się w niego całym ciałem i duszą, niczym lwica broniąca swoich młodych.
 Przez ostatnich kilka tygodni co rusz pojawiała się w psim skarbcu, by kawałek po kawałku zapoznać się z całym zgromadzonym przez gang asortymentem. Gdyby mogła, prawdopodobnie niemal zamieszkałaby w tym pomieszczeniu, wciąż jednak miała jeszcze inne obowiązki i sprawy do załatwienia. Zwariowałaby zresztą, gdyby choć raz dziennie nie wyszła na świeże powietrze, by ponapawać się otwartą przestrzenią. Zamknięcie zdecydowanie nie było dla niej.
 Jeszcze nim minęła wejście do magazynu, jej uszu dobiegł niepokojący odgłos. W dwóch krokach znalazła się w środku, przyspieszając kroku, by zlokalizować źródło hałasu. Po pokonaniu kilku zakrętów natrafiła wreszcie na pochyloną nad kartonami postać, którą z miejsca bezbłędnie rozpoznała. Przez kilka sekund tylko obserwowała biernie, ale gdy niecny proceder wywracania zawartości pudła do góry nogami nie został zatrzymany, odkaszlnęła znacząco.
 — Khem, wujku... — zagadnęła wyraźnie poirytowana, opierając przy tym dłonie na biodrach dla podkreślenia groźnego tonu. — Mogę wiedzieć, co tu się wyprawia? — Nie miałaby absolutnie nic przeciwko temu, że przeszukuje sobie magazyn, naprawdę. Większość z tych rzeczy w końcu po to tam leżała, by z nich korzystać. Problem jednak był taki, że Bernardyn jak gdyby nigdy nic robił ze składu kompletny burdel, a jak Nayami zdążyła po drodze zauważyć, posłał w drobny mak jakieś szkło. Toć to marnotrawstwo! Zbrodnia! Wstyd i hańba! Nawet najbardziej ukochany ze wszystkich opiekunów nie mógł wywinąć się od reprymendy, jeśli natychmiast po upomnieniu nie pokaja się jak należy.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.09.19 1:08  •  Magazyn DOGS. - Page 2 Empty Re: Magazyn DOGS.
Podirytowane „wujku” odbiło się rykoszetem od czaszki, siejąc jeszcze większy zamęt w systemie wartości Jekylla.
  W roztargnieniu złapał za pierwszy lepszy przedmiot z brzegu, który wpadł mu do rąk. I syknął, kiedy palec wskazujący u lewej ręki zetknął się z ostrzem noża, przecinając powierzchnie skóry. Uchwycił go w palce, zamierając bezruchu.
  Znajdując się w drzwiach magazynku, nawet przez myśl mu nie przeszło, ze ktokolwiek do niego zajrzy podczas żmudnych poszukiwań. Przejawy racjonalne myślenia wyemigrowały wraz z ogniskem bólu pulsującym skroniach, ze spiekotą w gardle, przyśpieszoną pracą serca i całym pakietem towarzyszących mu objawów.  
  Ze wzrokiem wbitym w stary przedmiot, westchnął głęboko.  Wiedział, z czyjego gardła padły te słowa. Tylko jedna osoba w gangu mówiła mu „wujka”, tylko jedna osoba w gangu potrafiła wybić go z rytmu, tylko jedna osoba w gangu potrafiła poruszyć jego sumienie. Osoba, która na jego oczach przyszła na świat, stawiała pierwsze kroki, wypowiadała pierwsze wyrazy.
  Spoglądając na poczerniałą, drewnianą rękojeść, pamiętającą być może lata jego młodości, poczuł uścisk w żołądku. Nie miał odwagi, by odwrócić ku niej twarz i na nią spojrzeć. Nie powinna oglądać go w takim stanie. Nie ona. Osoba, która uważała go z autorytet, a teraz kim był? Najsłabszą wersją samego siebie. Pogardą, którą ujrzy w jej oczach.
  — Szukam — wycedził przez zęby, alkoholu, miał na końcu języka – znieczulenia — zniżył obleczony w chrypę głos do szeptu. — Jesteś odpowiedzialna za magazyn, prawda? — zapytał głośniej, nie mogąc skryć podenerwowania. Obrócił przedmiot w palcach, nie zwracając uwagi na ten, z którego sączyła się krew. — Panuje tutaj straszny syf. Ciężko się w nim odnaleźć — dodał, starając się zabrzmieć tak jak zwykle, ale jednak bez zadowalającego rezultatu.
  Wstał powoli, bardzo powoli. Zbyt gwałtowny ruch mógł sprowokować zawroty głowy.
  — Tylko spójrz. Jakby przez pomieszczenie przeszedł huragan.
  Przeniósł spojrzenie z noża na pudła, z pudełka na podłogę, z podłogi na półki, aż w końcu zetknął zielone oczy ze złocistym spojrzeniem Nayami.
  — Powiedz mi, gdzie tutaj znajdę alkohol — wyrzucił na wydechu. Palce, w których trzymał przedmiot, drżały konwulsyjnie, ale udawał, że wszystko jest dobrze, że wcale się nie rozsypuje, że nie wygląda jak wrak, jak echo dawanego siebie... W tym celu wykrzywił usta w grymasie. Pierwotnie miał być odrobinę pogardliwy, ale w praktyce nie przypominał nawet w minimalnym stopniu uśmiechu. Był kolejnym przejawem słabości.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach