Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9

Go down

- Mei! - Spanikowała, gdy dziewczynka osunęła się na anioła. Spanikowała do tego stopnia, że gdyby w tym momencie bestia wypadła zza otwierających się drzwi to nie byłaby w stanie niczego zrobić. Szybko podbiegła do nich i wyjęła dziecko z objęć Nathaira. Wtuliła nos w jej szyję, modląc się do Ao i wszystkich pozostałych bogów o jakich kiedykolwiek słyszała. Modliła się, żeby to była tylko powierzchowna rana. Nic poważnego. - Nie, aniołku, nie martw się, zaraz cię stąd zabiorę. Znajdziemy twoich rodziców, a jeśli nie... - pociągnęła nosem jakby za chwilę miała się rozpłakać - a jak nie to ja się tobą zaopiekuję.
Gdzieś obok niej przemknęły kolejne polecenia, ale nie mogła ich zrozumieć, nie chciała. Za bardzo skupiła się na wysokim głosiku, który z każdą chwilą stawał się coraz cichszy. Myśli zaś pracowały na pełnych obrotach. Gdyby mieli wracać przez szyb, jak to wyglądało? Niekończąca się droga w górę i do przodu, wspinały się. Wspinały. Teraz powinno być łatwiej.
Trzask.
Spojrzała na drzwi, na postać która się tam pojawiała. Ciężko było nie zachłysnąć się powietrzem. Jęknęła w duchu, bo już spotkała się z tą bestią. Lub podobną. Co to było za miejsce, do cholery?
Potwór odbił się od bariery raz i drugi, kolebiąc się przy każdym ataku jakby ktoś popieścił go prądem. Nathair, geniuszu, to wszystko robił Nathair.
"No ruszcie wreszcie swoje dupska!"
Nie czekała na trzecie ponaglenie. Ścisnęła mocniej dziewczynkę i pobiegła z nią w stronę szybu, ignorując skrzynkę z ptakiem. Nawet nie miała pojęcia skąd się tam wziął, przez co niezbyt ją obchodził. Bardziej martwiła się o to, że nie będzie mogła podczas ucieczki nieść dziewczynki. Przygryzła wargę, zastanawiając się intensywnie. W końcu posadziła ją na ziemi i ściągnęła z pleców pelerynę, teraz przesiąkniętą czerwienią.
- Ao, proszę, nie pozwól jej umrzeć - mruknęła do siebie, rwąc materiał na dwa pasy i robiąc coś co przypominało szelki. Pasy skrzyżowała na piersi dziewczynki, zaś końcówki związała sobie na klatce piersiowej. Były skierowane tyłem do siebie, dzięki czemu będzie mogła ją za sobą ciągnąć przez cały tunel. Plus był też taki, że materiał był na tyle długi żeby jej przypadkiem nie kopnęła podczas tego "holowania". - Zaraz będziemy w domu.
Ucałowała Mei w czoło i wsunęła się do szybu. A teraz szybko, nim bestia ich rozszarpie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czekam do końca tygodnia na odpis. Jeśli się nie pojawi - omijam na niekorzyść usera.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Ryan przeszedł przez długi, zaciemniony korytarz, dochodząc finalnie do paru wadliwej jakości schodków. Choć jeden w czasie jego wspinaczki złamał się wpół, noga wymordowanego nie wpadła do dziury – udało mu się za to dostać na wyższe stopnie i naprzeć na skrzydła drzwi, zablokowanych od zewnątrz przez łańcuch. Łańcuch, który skruszył się, gdy Grimshaw oplótł go skorupą lodu i raz jeszcze pchnął ramieniem drewniane deski. Metal roztrzaskał się, umożliwiając mężczyźnie otwarcie wejścia i wydostanie się przed dom rezydencji.
W chwili jednak, w której huknął o przyblokowane drzwi, coś pisnęło, a gdy tylko wychyliłby głowę ponad linię dojścia, dostrzegłby parę ciemnych ślepi umiejscowionych na pysku dosłownie zaskoczonego stworzenia. Przypominało sylwetką ogołoconego z większego procentu sierści wilczura, o wychudłym nieco organizmie – był jednak wystarczająco duży, by sięgać Grimshawowi praktycznie do ramion.
Jego ogon był o wiele dłuższy i przypominał jaszczurzy – biczowaty i twardy, co Ryan mógł stwierdzić już po pierwszym trzaśnięciu, gdy zwierzę machnęło ogonem, uderzając jego końcówką w ziemię. Z mięsistej szyi bestii zwisał strzępek łańcucha, który z pewnością wcześniej łączył go ze stabilną ścianą (zapewne nie bez powodu). Pysk wykrzywił się nagle, w kilka sekund wykrzywiając mordę w wyrazie istnej nienawiści.
Jeszcze nie zaatakował.
Przygarbił się tylko, nisko zwieszając pysk i bacznie obserwując intruza.

Nathair, który sprawnie i sprawnie pozwolił swoim towarzyszom na podbiegnięcie do tunelu i wgramolenie się do szybu, oszołomił bestię na wystarczająco długo, aby samemu również wsunąć się przez wątpliwej szerokości wejście. Był jedynym z całej piątki, który wcześniej nie widział (i nie czuł) pomieszczenia wysłanego rozkładającymi się zwłokami. Smród gnijących ciał dotarł najprędzej do Ailena, ale wkrótce poczuli go Taihen, Nathair i zaciskająca zęby Mei. Znów trzeba było przemknąć przez gąbczaste podłoże, które - paradoksalnie - co jakiś czas zamieniało się w trzask łamanych kości. Naprzeciwko od szybu znajdowało się otwarte przez Ryana wejście prowadzące do niskiego, klaustrofobicznego korytarza. Za ich plecami rozległ się kolejny ryk, tym razem cichszy, bo stłumiony przez odległość - bestia, którą Heather poraził prądem, najwidoczniej wychodziła z pierwszego szoku. I była wściekła.

Po przejściu przez korytarz natrafili już na jasny kwadrat światła i na schodach (jeden ze stopni był załamany) i na ziemi. Krótka wspinaczka po płaskich deskach i mogli wyjść na zewnątrz, gdzie czekał ich dodatkowy, wcześniej niespotkany gość, choć Grimshaw mógł się domyślać, kim było (lub miało być) to stworzenie.

Ponad świstem lodowatego wiatru* rozległ się kojarzony przez większość ryk (sądząc po mocy, bydle musiało być kosmicznie wielkie). Zaraz do niego dołączył kolejny, o wiele cichszy, ale równie wściekły, będący jedną, wielką pretensją dla świata - ten z pewnością należał do agresora, przed którym przed chwilą jeszcze chronił Taihen, Mei i Ailena Nathair. Wrzask dobiegł z głębi domu. Sylwetek nie było jednak jeszcze widać.

||@MG: Od teraz daję deadline'y, bo to końcówka misji (naprawdę końcówka, zakładam, że to 1-2 serie waszych postów), a ciągniemy ją cholernie długo. Z racji świąt, macie czas do 3-4 listopada na odpis; inaczej pomijam na niekorzyść usera. Posty serio nie muszą być jakiejś masakrycznej długości.

* ten moment, gdy uświadamiasz sobie, że zaczynając waszą misję była zima.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

W chwili trzasku pękających desek i brzdęku rozpadającego się łańcucha, powinien domyślić się, że poszło zbyt łatwo. Chociaż szarpiący ból odezwał się w boku szyi, wysyłając kłujacy mróz prosto do jego żył, które skutecznie rozprowadzały go po całym organizmie, powinien wiedzieć, że oczywiście może być gorzej.
Z piwnicy nie wyszedł od razu, chociaż każdy trup, którego zostawił za sobą, na pewno skorzystałby z takiej sytuacji. Teraz jednak już żadne nie miało się przekonać, jak to jest ujrzeć światło dzienne po długim czasie przebywania w ciemnościach. Mimo zasłyszanego pisku, rozchylił bardziej drzwiczki, a rażąca biel zimowego dnia od razu zmusiła go do przymrużenia oczu, choć po czole i tak rozeszło się to charakterystyczne uczucie. Źrenice gwałtownie zwęziły się, chroniąc się przed nadmiarem światła, dopiero po trzech sekundach wychylił się ponad linię wyjścia, wypuszczając obłok pary z ust. Przycisnął rękę do boku szyi, unosząc spojrzenie na pysk kundla. Instynkt samozachowawczy powinien nakazać mu odwrót, ale nie zamierzał wracać do zasmrodzonej piwnicy, z której wciąż dobiegało bzyczenie much. Nie, kiedy zaszedł już tak daleko, a od oddalenia się od tego miejsca dzieliły go już tylko kroki.
Jakiś durny kundel nie miał szans tego zepsuć.
Grimshaw zaklął pod nosem i, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z czworonożnego przeciwnika, zacisnął palce na brzegu drzwi. Nie patrzył mu w oczy. Powoli podciągnął się wyżej, nie chcąc sprowokować i tak rozjuszonego już zwierzęcia. Nie pierwszy raz miał z nimi do czynienia i nie pierwszy raz przygotował się na ewentualność ataku. Zignorował nieprzyjemny ból w boku, który protestował przeciwko nawet tak niewielkiemu wysiłkowi. Niemniej jednak, gdy palce mężczyzny wreszcie wsunęły się w śnieg, a stopy odnalazły bezpieczny już grunt, odrywając się od skrzypiących schodów.
Zaatakuje.
Chyba że nie wkurwi się jeszcze bardziej.
Wiesz, jak obchodzić się z psami?
Trochę.
To bestia, a nie pies.
Jeśli pies nie zaatakował od razu, ciemnowłosy odwrócił się bokiem, powoli stając na równych nogach. Nie znosiły kontaktu wzrokowego. Niespiesznie ruszył w stronę dalszej części placu, jakby każdym swoim ruchem chciał uświadomić zwierzęciu, że już opuszcza jego teren.
A inni?
Nie będę ich trzymał za rękę.
Jeśli jednak spokój i znane wszystkim metody nie pomogły, mimo ogarniającego go zmęczenia, pozostało mu już tylko jedno – zwalczyć ogień ogniem. Mimo że w ludzkiej postaci odbierał psa jako masywnego, gdy tylko podarte ubrania runęły na ziemię, rozszarpane przez znacznie większe, pokryte futrem cielsko, z satysfakcją spojrzał na zwierzę z góry, eksponując znacznie bardziej imponujące kły i w pierwszym odruchu odepchnął psa masywną łapą, nie wahając się użyć przy tym pazurów.

Dałem dwie wersje wydarzeń, tak na wszelki wypadek, żebyś miał się do czego odnieść.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Jeszcze tylko trochę - mruczała do siebie, może też do Mei, dodając obu otuchy. Nigdy się tak nie cieszyła czując zapach zgnilizny. Chyba już nigdy nie uradują jej tak rozkładające się ciała.
Bo w końcu wypełźli, trafiając znów na grząski, galaretowaty teren. Szybko się obróciła żeby zabrać dziewczynkę na ręce i nie torować jej dalej drogi. Ręce powoli zaczynały się już męczyć, ale czuła, że byli na ostatniej prostej żeby wrócić do domu. Znów wsunęła nos między ramię i szyję dziecka i cicho poprosiła żeby zamknęła oczy.
- A potem napijemy się gorącej czekolady. - Może jakiś przemytnik ukradł nieco z Miasta. Zawsze to jakiś pomysł, o niebo lepszy od lodów, do których w głębi duszy teraz pałała nienawiścią.
Spojrzała na otwarte drzwi po drugiej stronie pomieszczenia i szybko ruszyła w tamtą stronę. Póki były otwarte.
Póki bestia jeszcze ich nie doścignęła. Skuliła się w sobie słysząc kolejny ryk.
Jeszcze tylko trochę.
Omal nie zabiła się na złamanym stopniu, ale szybko przeskoczyła z nogi na nogę, unikając upadku. Na górze musiało być jakieś światło, przecież Ryan już zdążył je uchylić. Czując zimno na rękach, mocniej przytuliła Mei. Było. Przyspieszyła.
I już miała wypaść na zewnątrz, pchnąć drzwi i otworzyć je na oścież gdy zobaczyła jakąś sylwetkę zaraz za wyjściem.
- Ryan? - Pytanie zabrzmiało niepewnie, ale miało wyrazić bardzo, bardzo wiele. Wszystko w porządku? Czy ktoś tam jest? Nie wygłupiaj się, uciekajmy.
I wtedy znów odezwał się ten przerażający głos. Nawet dwa. Nie ma się co martwić na zapas. Yolo. Z "uciekajmy" na ustach, pchnęła drzwi, wybiegając na zimno, gotowa w każdej chwili odstawić Mei i je obronić ostatnim nożem, który przez całą podróż to wyciągała, to chowała za podwiązkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedy sprawnie i [/sprawnie] cała reszta wcisnęła swoje zady do wentylatora czy przez co tam przechodzili, sam szybko podciągnął się do środka i z pośpiechem istnego ekspresu zaczął przesuwać do przodu, powtarzając w swojej głowie: „Bądź bezpieczny, bądź bezpieczny, bądź bezpieczny.” I bynajmniej nie miał w tym momencie na myśli samego siebie, chociaż powinien, prawda?
Kiedy tylko znalazł się w nowym pomieszczeniu, od razu przycisnął do nosa przedramię, mrużąc przy tym oczy. Fetor gnijących zwłok był nie do zniesienia. Do tego ten widok… Przy każdym kroku, kiedy czuł jak coś rozjeżdża się pod jego butem w akompaniamencie pękających kości, wywoływał w nim odruch wymiotny, który usilnie dusił w sobie. Było mu słabo, duszno i kręciło się w głowie.
Idź do przodu. No dalej. Do przodu. Nie rozglądaj się. powtarzał sobie w myślach jak jakąś mantrę, posuwając się powoli dalej. Na całe szczęście z każdym kolejnym metrem było coraz lepiej, a sam anioł nieznacznie przyspieszył, kiedy podłoże stawało się coraz bardziej stabilne. Oczywiście on, jak to on, nie zauważył dziury w schodach i zarył w nią nogę, jednocześnie wypieprzając się na schodach, klnąc przy tym pod nosem, starając się pozbierać z ziemi najszybciej, jak tylko mógł. Gdzieś tam wyżej był jego podopieczny. A to było jego siłą napędową.
W końcu dotarł do tak upragnionego celu, ale momentalnie zesztywniał, kiedy zobaczył to… coś. Warknął pod nosem, tracąc jakiekolwiek zainteresowanie Taihen czy też Ailenem. Powoli, nie spuszczając wzroku z dziwnego stwora, ruszył w stronę Ryana i zatrzymał się dopiero przed nim, odgradzając wymordowanego od potwora własnym ciałem. Jedną dłoń położył na rękojeści swojej katany, drugą wyprostował poziom, sprawiając wrażenie dodatkowej ochrony dla ciemnowłosego. Jeżeli bestia nie zaatakowała – poruszał się dalej, powoli, ku drzwiom wolności chcąc ochronić Ryana. Ale jeśli zaatakowała – cóż, ostatkiem sił postawił ostatni raz barierę pomiędzy nimi a potworem, jednocześnie rażąc prądem potwora na tyle, na ile tylko mógł. Najlepiej jakby go ogłuszyć. Trudno, najwyżej będzie z braku sił wypełzał z tego przeklętego domu. Teraz najważniejsze było bezpieczeństwo Ryana, czy wymordowany tego chciał czy też nie.


Elektrokineza 3/3 (ewentualnie)
Bariera 3/3 (ewentualnie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Być może bestia by nie zaatakowała... być może nawet udałoby się Ryanowi ostrożnie przedostać przez bramę, a potem puścić pędem przed siebie, prosto w śnieżną biel otaczającą cały świat. Cóż, może. Ale „może” zostało roztrzaskane, gdy znikąd pojawiło się więcej postaci – Ailen, Taihen, w końcu Nathair. Bestia warknęła, potrząsnęła łbem, jakby chciała pozbyć się niepotrzebnego kurzu z zastygłych stawów i rzuciła się z warkotem na najbliżej stojące postacie – anioła i jego podopiecznego.
Wielki pysk natrafił z hukiem na barierę, a języki elektryczności wywołały tylko wysoki pisk i nagłe charczenie, jakby się czymś zadławił. Zerwał się nagle bardzo ostry wiatr, szargający ubraniem i włosami.

Chwilę później przez frontowe drzwi dosłownie wystrzeliła dwunożna bestia. Wpadła w śnieg do kostek i rozłożyła ramiona, głośno rycząc. Ostre kły chapnęły powietrze, nim nie wbiła świdrujących ślepi pełnych obłędu prosto w Taihen Shi. Zapewne to właśnie na nią rzuciłaby się bestia, gdyby na linię matka Mei – prorokini nie wtargnął przypadkiem Ailen. To właśnie jego przyszpiliła do ziemi, rozbryzgując śnieg dookoła, jego przywitała ze szponiastymi zębiskami, które wgryzły się wpierw w ramię, potem w brzuch ciemnowłosego i to jego doprowadziła do nieprzytomności, gdy nagłym huknięciem trzasnęła łapą w jego głowę. Rozległ się jeszcze nieprzyjemny odgłos łamanych kości, nim nie skoczyła (już na czterech łapach) ku członkini Kościoła.

||@TERMIN: do 8 dacie radę odpisać, nie?

Plus dodatek od firmy: możecie sami rozpisać przebieg walki (jak chcecie, możecie ustalić to między sobą i wtedy sprowadzić kundla i wyrodną matkę do parteru). Jak będzie ładnie to w następnym poście pojawi się podsumowanie. Jak czegoś mi zabraknie: dodam jeszcze z 1-2 tury i meta.
ALE. Jeżeli którekolwiek z was będzie chciało uratować Ailena - wtedy interweniuję. Więc albo zakładacie, że się nie udało, bo bestie nie pozwoliły się do niego zbliżyć, albo daję dodatkowy post.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kącik jego ust drgnął, wtórując hukowi otwieranych drzwi, choć bynajmniej nie skłaniał się do wykrzywienia ust ciemnowłosego w uśmiechu. Mężczyzna zatrzymał się w półkroku, wiedząc, co nastąpi za chwilę. Nie był z tego powodu zadowolony, biorąc pod uwagę, że jeszcze przed momentem byli całkowicie rozdzieleni. Możliwe, że reszta grupy miała udać się w przeciwnym kierunku. Możliwe. Ale o wiele łatwiej było połączyć siły w nieodpowiednim momencie. Już nawet nie obejrzał się za siebie. Zerknął z ukosa na kundla, bez wyrazu odliczając w głowie trzy szybkie sekundy.
Później wszystko śmignęło przed oczami niczym smagnięcie bata.
Czas się skończył, choć psu nie udało się dotrzeć do celu. Niemniej jednak, kiedy tylko Nathair ustawił się przed Ryanem, zaraz mógł przekonać się, jak marną tarczą był. Nic dziwnego, skoro przyszło mu stać w obecności czegoś, co było ponad dwa razy większe od niego. Zimny oddech spłynął na jego głowę, kark i ramiona, tylko potęgując odczuwanie niskiej temperatury. Mimo że skrzydlatemu udało się powstrzymać bestię, masywna łapa spoczęła na jego boku i naparła na niego z wystarczającą siłą, by powalić go na śnieg. Nie musiał się szczególnie wysilać.
Po czyjej ty jesteś stronie?
Po żadnej.
Miał nadzieję, że śnieg mu smakował.
Gardłowy pomruk wyrwał się z pyska wymordowanego, kiedy do skundlonej bestii dołączyła kolejna. Ta, która już od godziny nie powinna stać na nogach. Pomruk przerodził się w wyzywający ryk, a kotowaty poruszył się niespokojnie, zawieszając nisko łeb i rozwierając paszczę. Wystarczyło, że matka Mei ruszyła do przodu, a Grimshaw wyszedł jej naprzeciw. Teraz, kiedy była od niego mniejsza, nie tracił już czasu na ocenianie wzajemnych możliwości. Nie rzucał się też na ratunek ani Taihen, ani Mei, ani Ailenowi, który znalazł się w zasięgu szponów potwora. Jedynie przypadek chciałby, żeby zdążył przed tragicznym w skutkach wypadkiem. Tymczasem Ryan chciał odgryźć jej łeb dla samego faktu zakończenia tej farsy. To on stał się jego celem, kiedy znalazł się już wystarczająco blisko i podjął próbę powalenia przeciwniczki na ziemię i zmiażdżenia jej klatki piersiowej swoim ciężarem. Tak przy okazji.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jakby nie mogli wszyscy trzymać się razem. Świat wydałby się wtedy o wiele łatwiejszy a i może uniknęliby wtedy tych wszystkich nieprzyjemności. No cóż. Dla Nathaira, chociaż to było przykre, najważniejsze było zdrowie i życie jego podopiecznego. To on był jego priorytetem, nawet, jeśli to oznaczało ofiarę z innych.
Ryan, musimy spokojsdfnjkblablalba – świat przekręcił się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy poczuł lekkie, ale na tyle mocne pchnięcie, żeby zwalić go z nóg I posłać wprost w śnieg. Mamrotał jeszcze przez chwilę z twarzą w śniegu, w końcu unosząc głowę, aby ocenić sytuację. Wystarczyło, że mignął mu ciemny obiekt, a on już wiedział. W ekspresowym tempie podniósł się do siadu i starł wierzchem dłoni śnieg ze swojej twarzy, przyglądając się błyszczącymi oczami jak jego podopieczny przystępuje do ataku. To chore, ale uwielbiał go w tej formie, a jego wewnętrzny fan boy krzyczał Obożeboże. Ryan taki silny. Ryan niszczyć. Ryan zabijać. Obożebożeboże. Nathair uspokój hormony . Potrząsł głową na boki uznając , że to nie jest czas na takie myśli.
Kurt… – rozejrzał się za nieprzytomny chłopakiem a kiedy go dostrzegł w śniegu, spróbował dostać się do niego jak najszybciej tylko mógł. Musiał go zabrać z tego miejsca i zanieść do jakiegoś medyka. Jeśli jakiś stwor stanął im na drodze, cóż, wtedy anioł użył ostatniej mocy, iluzji. Wykreował biegającego, ociekającego pysznością upieczonego kurczaka, który swymi apetycznymi kształtami powinien skupić na sobie uwagę monstrum na tyle, by Nathair mógł odciągnąć Ailena w bezpieczne miejsce, pomimo drżenia osłabieniem jego własnego ciała.


Iluzja 1/3 (ewentualnie)

Regeneracja:

Elektrokineza - 1/4
Bariera - 1/4
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

MISTRZ GRY.
Ryan rzucił się na monstrum, dawniej tulące swoją pociechę do snu i dyskutujące żarliwie z mężem na temat jej edukacji, od razu powalając je na ziemię. W tej formie była mniejsza od niego, choć jej hakowate pazury nadal wyrządzały szkody nawet na grubej powłoce wymordowanego - orała jego boki, raz zachlastała pysk, samej kierując wielkie kły ku jego gardłu. Szponiaste zębiska zacisnęły się na fałdzie skóry, szarpiąc zaciekle, jakby chciała mu wydrążyć dziurę wielkości kuli armatniej. Szybko jednak się okazało, że bez szczególnych efektów: Grimshaw był zaradniejszy w odgryzaniu części ciała.

Zwierzęca bestia zaś, kundel na posyłki tej zdemoralizowanej rodziny, warknął zaciekle, chcąc jak najprędzej dostać się do swojego mięsa... i pewnie dorwałby Nathaira, gdyby nie intensywna woń kurczaka (rly..?), na której skupił swoją uwagę.

W chwili jednak, w której anioł stróż zbliżał się już do barwiącego śnieżne podłoże szkarłatem ciało młodego wymordowanego, zerwał się ponownie fatalny wiatr. Rozrzucił ubrania, zepsuł fryzury, szarpiąc za tkaniny i kosmyki, jakby chciał je zedrzeć z sylwetek. Chwilę później wszystko dosłownie zaczęło wibrować w czasie ryku, nim na ziemię (rozrzucając śnieg na boki) nie upadł gargantuicznych rozmiarów gad. Rozłożył olbrzymie skrzydła, jakby chciał objąć nimi wszystkich obecnych, ryknął, aż Taihen i Nathair stracili równowagę, a potem... bezceremonialnie chapnął Ailena. Nieprzytomne ciało zniknęło w wysłanej trójkątnymi zębiskami długości ramienia Heathera paszczy, pozostawiając po sobie jedynie plamę intensywnej czerwieni. Smoczysko machnęło skrzydłami, wywołując następny, prywatny huragan, wzbiło się w powietrze i odleciało.

A gdy wszystkie ubrania opadły, a włosy znów przykryły czoła i policzki, pozostali sami, w akompaniamencie cichego pomrukiwania bestii, drepczącej w kółko za wyimaginowanym celem.

MISJA ZAKOŃCZONA.
Gratuluję, bo trwała długo i nie należała do najłatwiejszych. Wynagrodzenie: Ryan otrzymuje pogłębienie działania wirusa X (wytworzenie czarnych skrzydeł w zwierzęcej formie), Nathair blokadę umysłu, Taihen Shi leczenie dotykiem. Ailen zostaje przetransportowany do dodatkowej misji, którą stworzę mu prawdopodobnie na dniach (względnie tygodniach, zależy jak się umówimy).

Ograniczenia:
x Ryan, wirus X będzie rozwijał się przez następne 17 postów, w czasie których postać odczuwa ból w okolicy pleców (szczególnie na wysokości łopatek); mogą pojawić się również niekontrolowane przemiany w bestię i wyrost skrzydeł. Po 17 postach wirus X będzie w miarę ustabilizowany.
x Nathair: przez następne 17 postów pojawiać się będą silne bóle głowy oraz karku.
x Taihen Shi: przez następne 17 postów pojawiać się będą silne bóle w okolicy klatki piersiowej (umiejscowienie artefaktu).
U wszystkich mogą występować „problemy” w fazie rozwoju mocy/artefaktu; przypadkowe uleczenie lub osłabienie bariery nałożonej na umysł.

Nie zapomnijcie również uwzględnić ran, jakie otrzymaliście na misji przy jednej z najbliższych fabuł. Będę tego pilnował, bo nie po to was haratałem. >D
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 9 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach