Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Podróż była krótka, choć nie brakowało atrakcji w postaci piszczącej dziewczynki. Kobieta spróbowała pochwycić ją i przytulić od siebie, zabezpieczając przed ewentualnymi niebezpieczeństwami. Dokonała tego dopiero po wylądowaniu, gdy znalazła się obok istotki. Otarła pot z czoła, sprawdzając, czy wszystkie kończyny znajdowały się na swoim miejscu.
O mało brakowało, powiedziałby każdy bohater dennego filmu po podobnej przejażdżce. Taihen jedynie potrafiła stwierdzić, że lądowanie było miękkie, choć nie do końca wygodne. Ale przecież mogło być gorzej, prawda?
Owszem, wskazywał na to pisk dziewczynki. Nie, nie pisk. Nie przypominał tego co działo się przed chwilą, na zjeżdżalni. Teraz wściekły wrzask, przepełniony paniką wwiercał się w uszy rudowłosej. W uszy każdego, kto znajdował się w pobliżu. Odruchowo spojrzała w stronę Ryana. Jeśli spróbuje ją uciszyć, to raczej nie będzie się to opierało na słodkich słówkach. Wzięła małą na ręce, nim zdołał się do niej zbliżyć i oparła na biodrze, lekko podrygując jak te bujające się wózki dziecięce.
- Proszę, zrób coś dla mnie - szeptała Mei prosto do ucha, przytknąwszy doń wargi. - Zasłoń oczy dłońmi i zacznij nucić, dobrze? Rób to dopóki ci nie powiem, że możesz przestać. Zacznę z tobą.
Czuła, jak jakaś kość pęka pod jej butem, gdy zrobiła krok naprzód. Musiała się rozejrzeć, ale przede wszystkim zadbać o przerażone dziecko. O ironio, zdecydowanie nie pomoże jej to w ewentualnej walce, gdyby coś znów na nich wyskoczyło. Chociaż... gdyby coś tam mieszkało to najpewniej już dawno pożarłoby leżące wszędzie zwłoki. Czyżby był to tylko składzik na trupy wykończone dwa piętra wyżej? Nie wiedziała, ale miała nadzieję, że tak.
- Jesteśmy jagódki, czarne jagódki, mieszkamy w lesie zielonym - głos kobiety był spokojny, starała się nawet lekko uśmiechać podczas nucenia - oczka mamy czarne, buźki granatowe, a sukienki są zielone i seledynowe.
Rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia. Najpierw jej spojrzenie padło na drzwi. Zimna stal nie zachęcała do zbliżenia się, tym bardziej czerwona dioda przy czytniku, która zapewne nie zaświeci się na zielono na widok kapłanki. Musi znaleźć jeszcze coś innego... szafa.
Powoli, starając się omijać głowy trupów, ruszyła w jej strony, żeby z bliska przyjrzeć się odłamanym i potrzaskanym deskom. Zapewne już dawno wykradziono jej zawartość, ale może przynajmniej zauważy coś, jakąś kartę, jakąś wskazówkę.
I owszem, był tam otwór. W ścianie. Przykucnęła, opierając sobie ciałko dziewczynki na kolanie dla większej wygody. Mogła zapytać Mei o dalszą drogę, może coś wiedziała, ale jeśli udało jej się wprowadzić małą w miarę spokojny stan, to wolała jej z niego nie wytrącać.
- Co robić? Czołgać się? - Zapewne słowa te zostały rzucone w eter, ale Tai już od dłuższej chwili patrzyła na Ryana, czekając na ewentualne rozwiązanie. A nuż on coś wymyśli, szczególnie że aktualnie był jedyną uzbrojoną osobą w ich malutkiej drużynie.
Jeśli wejdzie do tunelu, ona pójdzie za nim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cuchnęło. Dosłownie z sekundy na sekundę znaleźli się w miejscu, do którego śmierć wprowadziła się już na dobre i nie wyglądało na to, by zamierzała się stąd wyprowadzić. Ciemnowłosy natychmiast przycisnął rękę do ust i nosa, ale nawet to nie zabezpieczyło go w pełni przed paskudnym odorem, od którego w ustach czuł posmak gnijącej padliny. To właśnie sam zapach wywołał na jego twarzy niesmak, z którym przebiegł spojrzeniem po zmasakrowanych zwłokach, wyszarpując nogę spomiędzy dwóch z nich. Przez but był w stanie wyczuć, jak mięso oblepiające szkieletu przesuwa się i pluska nieprzyjemnie z każdym jego ruchem, ledwo trzymając się na kościach. Towarzystwo larw i much również nie należało do najprzyjemniejszych, przez co Grimshaw już odruchowo starał się odgonić je ruchem wolnej ręki, ignorując przy tym rwący ból nadgarstka. Ale ciągle wracały na swoje miejsce.
Wrzaski dziewczynki istotnie niczego mu nie ułatwiały. Gdy tylko wdarły się do jego uszu, drażniąc je bardziej niż irytujące było bzyczenie setek – jeśli nie tysięcy – owadów, chłodne spojrzenie natychmiast skierowało się ku Taihen, wręcz nakazując, by uciszyła małą, choć jej paniczna reakcja dawała im gwarancję, że nie miała z tym nic wspólnego.
Jej kurewskie szczęście.
Ostrożnie wybadał butem kolejne miejsce na postawienie kroku. Wolał uniknąć ponownego ugrzęźnięcia w tym bagnie rozkładu, jednak jego ciężar robił swoje, a przemieszczanie się po umarlakach było prawdziwym utrapieniem. W którymś momencie po prostu podparł się ręką o ścianę, zgniatając przypadkiem kilka siedzących tam much. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z obecności znajomego zapachu w pobliżu i nie tylko – smród niedawno zwróconej zawartości żołądka też robił swoje, ale mimo tego  pierwszym odruchu Rottweiler jeszcze raz dokładniej przeczesał wzrokiem leżące na ziemi ciała, jakby spodziewał się, że ujrzy wśród nich drobną, znajomą sylwetkę.
Ailen.Do nogi. Podniósł głos na tyle, by przedrzeć się przez śpiew Tai. Dla tej specjalnej okazji oderwał dłoń od twarzy, byleby nic go nie zagłuszało. Jeżeli służący znajdował się gdzieś niedaleko, powinien usłyszeć głos właściciela.
W międzyczasie już zbliżył się do metalowych drzwi, choć dostrzegłszy czytnik, nie łudził się, że cokolwiek tam zdziała.
„Co robić? Czołgać się?”
Hm? ― Obejrzał się przez ramię, zatrzymując rękę tuż przed świecącym panelem. Niemalże od razu wyłapał tunel, któremu przyjrzał się z lekkim sceptycyzmem. Wyjście znalazło się samo, jednak o ile dziewczynka i Shi na oko były zdolne do przeciśnięcia się przez nie bez problemu, tak on już niekoniecznie. ― Mhm. Zabierz ją stąd i sprawdźcie, co tam jest. Może dacie radę otworzyć je po drugiej stronie. ― Ostentacyjnie kiwnął podbródkiem w stronę czytnika, by zaraz przyjrzeć mu się uważniej i zahaczyć palcem o jego metalowy brzeg. Może i to dało się jakoś obejść? A jeśli nie, zrobi wszystko, by je wyważyć.

✕ KONTROLA CIENI (PRZERWA): 1/3 posty.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Blask telefonu rozświetlił półciemne pomieszczenie, sprawiając, że otoczenie stało się choć trochę widniejsze. Mimo takiej dogodności jego spojrzenie ani myślało oderwać się od telefonu, by po raz któryś przeczesać zakurzone półki i podtrzymywane pajęczyną kufry. Zamiast tego rozpaczliwie powiódł wzrokiem po nędznej górze ekranu, szybko orientując się, że został pozbawiony zasięgu. Czego innego mógłby się spodziewać po tak obskurnym miejscu? Dałby sobie ręce uciąć, że znajdował się bóg-wie-jak-głęboko pod ziemią. Wszak spadał w dół.
Zaklął pod nosem, chowając urządzenie z powrotem do kieszeni.
Sytuacji bez wyjścia?
Zanim jednak zdążył wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, nieco inna melodia zawtórowała zgrzytowi robota i trzepotowi piór. Niemal natychmiast ugiął nogi w kolanach, podnosząc łeb do góry, chcąc lepiej wychwycić każdy odgłos. W pierwszej kolejności dotarła do niego lokalizacja, w drugiej… sam sens.
Obrzydliwy, gąbczasty huk podrażnił jego uszy, mimowolnie powodując drżenie na całym ciele. Chrzęst kości, plask mięsa… nos natychmiast przyjął na siebie falę odoru, który wciąż utrzymywał się na jego skórze. Wolał nawet nie myśleć jak wiele udało mu się wchłonąć płynów ustrojowych w swoje ubrania. Jedyne co potrafił zrobić, to obrócić głowę w stronę szybu. Jakaś nieznana siła przymurowała go do ziemi, nie pozwalając na żaden ruch. Zdawał się nasłuchiwać, choć w rzeczywistości wszystko działo się w zdecydowanie szybkim tempie.
Coś zostało wrzucone do tego paskudnego pokoju. Kolejna ofiara? Następny nabytek w tej trupiej kolekcji? Ktoś tutaj wszedł i je wtargał czy umarły dostał się tutaj tak samo, jak on; spadł?
Pisk.
W tym momencie niemal natychmiast oderwał się od ziemi i jednym susem przyskoczył do szybu, opierając się rękoma o jego boczne krawędzie. W przepełnionym zwłokami pokoju znajdowała się jakaś dziewczynka. Przełknął głośno ślinę, szybko przypominając sobie drobne, dziecięce ciała pośród zmasakrowanych trupów. Kolejna do kolekcji? Coś go tknęło, by raz jeszcze spojrzeć na ścianę z przyklejonymi zdjęciami, zupełnie, jakby sam ze sobą zaczynał grać w skojarzenia. Gdzie jeszcze znajdziesz coś co pasuje do tego, czego słuchasz, Ai? Rysunek. Namalowało go jedno z tych wszystkich dzieci, które widział? Dlaczego akurat obrazek przedstawiający rodzinę, no i… tego androida? Zmrużył nieznacznie ślepia, kompletnie mieszając sobie w głowie.
Co, kurwa, robić?
„Ailen.”
Wzdrygnął się, niemalże natychmiastowo wkładając roztrzęsiony łeb do szybu, jakby upewniając się, czy się nie przesłyszał. Spomiędzy subtelnie nucącej melodii, starał się wychwycić jego odbijające się od ścian imię.
- Ryan?! – krzyknął dziwnie przyduszonym głosem, nim zdążył rozważyć, czy wrzaski w takim miejscu faktycznie były rozsądne. – Kto z tobą jest!? I… - jesteś w tamtym pomieszczeniu? Słyszysz?! – wrzasnął raz jeszcze, niemal natychmiast odskakując od szybu, by po raz kolejny znaleźć się tuż przed metalowymi drzwiami, w które uderzył najmocniej, jak tylko był w stanie, by stworzyć choć minimalny huk.
Są tak blisko siebie?
Raz jeszcze wrócić do szybu, wyczekując ewentualnych odpowiedzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To było cholernie irytujące uczucie, nie móc się ruszyć ani nic powiedzieć, a jednak być wciąż przytomnym. Wszystkie bodźce zewnątrz dochodziły do niego, czuł paraliżujący ból, jak Ailen opatrywał go, jak biegał w każdą możliwą stronę, ale… mimo wszystko nie mógł nic zrobić. Niczym totalnie bezużyteczna marionetka. W końcu w jego ciele zaczęło rozchodzić się irytujące uczucie ciepła oraz mrowienie. Poruszył najpierw palcami, a kiedy lekko drgnęły, spróbował z resztą ciała. Gdzieś z boku słyszał, jak Kurt coś się wydziera i biega, ale nie zwracał na niego uwagi. Najważniejsze, że w końcu czucie jego ciała zaczynało powracać.
’Ryan?!’
Powieki nieco drgnęły, kiedy usłyszał to jedno, konkretne imię. Jego podopieczny gdzieś tutaj był. Nathair musiał sprawdzić, czy wszystko z nim dobrze. Już wcześniej miał złe przeczucia, że coś się dzieje, i może właśnie między innymi dlatego był tak bardzo wściekły. Bo nie dość, że był zdany na łaskę i niełaskę Kurta, to jeszcze nie mógł pomóc Ryanowi.
Zacisnął mocno zęby, aż strzeliło gdzieś w jego szczęce, po czym spróbował się podnieść. Ale ciało było zbyt ciężkie, a mięśnie zbyt słabe. Nim się zorientował, runął ciężko na ziemię wydając z siebie zduszony jęk bólu. Poruszył ustami próbując zawołać Ailena, ale z gardła wydobyło się ciche, chrapiące brzmienie, nienaturalnie przypominające jakiś dźwięk. Nie było szans, żeby Kurt go usłyszał, zwłaszcza, że był aktualnie w szybie.
Anioł odwrócił nieco głowę w bok i przemknął zamglonym spojrzeniem w stronę drzwi, aż wzrok różowych tęczówek skupiło się na czytniku. Nie mieli jak ich otworzyć, ale…
Chłopak ruszył w tamtą stronę. Albo raczej zaczął pełznąć, wspomagając się łokciami. Nie zamierzał się tak łatwo dać i czekać, aż wszystko jakoś się ułoży. Sam musiał coś zdziałać, a nie, być panią do ratowania. Starał się wspomóc nogami, odpychając podczas pełznięcia od podłogi. Wszystko po to, by jak najszybciej się tam znaleźć. Nieważne, czy Kurt w późniejszym czasie będzie z niego kpił. Charknął nieprzyjemnie, kiedy napinał wszystkie mięśnie, by dopełznąć do celu. W końcu, gdy mu się udało, łapiąc się czegokolwiek, spróbował się podnieść na dygoczące nogi. Podnieść na tyle, by przycisnąć wyciągniętą dłoń do czytnika.
Wszystko, albo nic.
Potraktował czytnik największą dawką prądu, na ile w tym momencie siły mu pozwoliły. Skoro drzwi działały na ten mechanizm, musiały funkcjonować pod wpływem elektryczności. A porządna dawka przeciążenia powinna skutecznie wyłączyć go na trochę. Na tyle, by drzwi się otworzyły. I nieważne, że po tym mógł sobie jeszcze bardziej zaszkodzić czy stracić przytomność. Byle te cholerne drzwi się otworzyły.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

TAIHEN SHI I RYAN.
Mei schowała oczy w dłoniach i starała się zanucić znaną dziecięcą piosenkę, ale głos drżał jej do tego stopnia, że zachrypła i finalnie wtuliła się mocniej w Taihen, kryjąc twarz w jej ramieniu.
Gdy kapłanka podchodziła do roztrzaskanego drewna (legendy głoszą, że kiedyś była to szafa lub inny duży mebel) na jednej z desek mogła dostrzec kawałek kartki.

5 -> *czarna plama brudu zmieszana z krwią*
3 -> Y
- - -


Reszta kartki była oderwana.

Mei zadrżała, gdy tylko kapłanka postanowiła się schylić i zajrzeć w czarne oko otworu. Przylgnęła do niej mocniej, zaciskając palce na swoim przedramieniu i wyszeptała cicho pod nosem, że ojciec nigdy nie pozwalał jej wychodzić na zewnątrz. Nie wydostaną się. Przecież wszystkie drogi prowadzą tutaj..

Ryan w tym czasie mógł przyglądał się akurat powykręcanym, splątanym ciałom. Niektóre z nich były całkiem nagie, inne wciąż szczyciły się możliwością ograbienia ich z czegoś cennego. Tu i ówdzie świeciła się jakaś błyskotka, niektóre wyglądały nawet na kosztowne. Co do czytnika: prostokątne urządzenie, zaskakująco nowoczesne, jak na taki gruchot, który śmiał się nazwać domem. Wprowadzić trzeba było dokładnie cztery cyfry, z 9 możliwych.
Są 3 szanse, o czym dobitnie świadczył krzywy napis na ścianie, wyżłobiony ostrym narzędziem. Zaraz obok pojawił się przekreślone słowo samogłoski. Prawdopodobnie jedne z (wtedy jeszcze żywych) trupów postanowiły podzielić się wskazówkami.

MIĘDZYPOSTACIOWO.
Tak, słyszycie się, gdy wrzeszczycie.

AILEN I NATHAIR.
Nathair pełznąc zebrał sporą dawkę brudu z podłoża. Ailen skręcał właśnie za róg, by dopaść do drzwi, nim spod jego buta wypadł mały skrawek kartki. Nathair zbliżył się wkrótce do niego na tyle, by móc odczytać, co tam zapisano:

- - -
8 -> *w tym miejscu pojawiła się plama krwi i brudu*
2 -> M


Potraktowanie drzwi prądem poskutkowało - czytnik przestał migać na czerwono. Wejście wydawało się jednak niemożliwe do otworzenia przez szczupłe ciało Ailena i poturbowanego Nathaira.

// @MG: Jezu, jaki poślizg. Kajam się i wracam w obieg.
I chyba przyda się lekkie przypomnienie:

Poza tym po przeciwległej do wentylacji stronie, pokój wydaje się biec dalej. Prawdopodobnie jest w kształcie litery „L”. Po skręceniu tam da się ujrzeć kolejne żelazne drzwi (podobne jak te z pomieszczenia, z którego wrócił Kurt). Obok nich czytnik.

Drzwi, w które wali Ailen są dalej i... *w sumie nabazgrał na szybko pro mapę* klik


Obrażenia:
Nathair: mocne krwawienie, poobijanie. Przy 6 poście postać zemdleje. (4/8).
Ryan: pokaźna rana na lewym nadgarstku; głębokie zadrapanie na lewym boku. Zapewne krwawiące uszy od Mei. |:
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zauważyła, że mała wtuliła się w nią, przestając krzyczeć. Najwyraźniej piosenka w jakimś stopniu poskutkowała, więc Taihen nie przerywała nucenia. Zakryła Mei głowę ręką, brnąc wśród ciał prosto do Narnii, czekającej na nią z rozwartymi trzewiami. Może tam znajdą spokojniejsze miejsce, z dala od trucheł i krzyków, które zaczęły się podnosić między pomieszczeniami.
Ailen. Ryan. Niech jeszcze ktoś dopadnie drzwi i zacznie w nie drapać pazurami, a wyjdzie z tego niesłychanie ckliwa scena godna dramatu. Chciała wywrócić ślepiami, ale nie było na to czasu. Gula złożona z ostatniego posiłku wymieszanego z żółcią powoli podjeżdżała jej do gardła. Mimo że powinna przyzwyczajać się powoli do odoru rozkładu, ten coraz bardziej ją drażnił. Docierał do jej świadomości, męczył węch. Nie chciała nawet myśleć co mogli czuć ci o wyostrzonych zmysłach. Wetknęła nos we włosy dziewczynki, pochylając się lekko nad nią.
Właśnie wtedy zauważyła świstek przytwierdzony do jednej z desek. Przyklęknęła, żeby odczytać wiadomość. Jakaś kość chrupnęła jej pod butem, o mało co nie przewróciła się na podgniłym mięsie. Jedynie syknęła, starając się utrzymać równowagę i powstrzymać od przekleństwa. Dzieci patrzą, co to za przykład dla nieletnich?
- Tutaj coś jest - powiedziała głośniej, żeby Ryan ją usłyszał. - Trzy to igrek, pięć... zamazane. Czy jakaś plama. - Podrapała ją paznokciem, ale po chwili się skrzywiła. Wolała nie wiedzieć, czego właśnie dotykała.
Zamiast tego odwróciła się ponownie do otworu. Mei poruszyła się niespokojnie, na co Taihen zmrużyła ślepia.
Wszystkie drogi prowadzą tutaj.
Potarła nosem policzek dziewczynki w pocieszającym geście. Miała niesamowitą ochotę zabrać ją ze sobą do świątyni, tam przynajmniej będzie spokojniejsza. I bezpieczna.
- Ta droga prowadzi daleko stąd. Zaufaj mi - szepnęła małej na ucho. Choć faktem było, że dawno już nie widziała mężczyzny. To ją zaniepokoiło, ale może ktoś wcześniej go sprzątnął, gdy ona walczyła z dziką maszyną. Chociaż... - Czy ktoś widział ojca Mei?
Podniosła głos. Miała nadzieję, że ktoś postanowi jej odpowiedzieć. Ale nawet bez tego ostrożnie postawiła na suchym gruncie dziewczynkę.
- Zaraz się stąd wydostaniemy. Pójdę pierwsza, trzymaj się blisko mnie.
Uśmiechnęła się, starając się dodać jej i sobie odwagi. Jeśli jednak był tam znajomy Ryana, to może wcale nie musiała się martwić o ewentualne zagrożenie. Jedynie tunel przerażał czarną gębą. Ukucnęła i zaczęła iść, na czworaka, wypatrując ewentualnego zagrożenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z racji długiego nieodpisywania zostaje nałożony deadline. Macie czas na odpis do piątku, w przeciwnym wypadku misja zostanie przeniesiona do archiwum (z możliwością wznowienia jej w późniejszym terminie). W przypadku, gdy jeden z uczestników lub Mistrz Gry zgłosił wcześniej nieobecność na forum, deadline zostanie przesunięty do czasu jego powrotu, więc spokojnie.

x Naczelnik Misji.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie wiedział na ile poskutkowała jego moc, ale miał szczerą nadzieję, że chociaż w drobnym stopniu udało mu się pomóc w odblokowaniu drzwi. Gdyby tylko był w pełni sił, mógłby to całe miejsce potraktować swoją elektrycznością i sprawić, żeby większa część elektroniki tego domu szlag trafiło, nawet kosztem jego wszystkich sił, ale w tym przypadku jedyne, co mu pozostawało to dogorywanie i w pełni uzależnienie od Kurta. Podniósł się na łokciu i sapnął cicho pod nosem, czując huczący ból, który czaił się gdzieś w okolicach jego skroni. Z trudem trzymał uchylone powieki, które co rusz opadały i najchętniej posłałyby anioła w objęcia Morfeusza. Nie mógł jednak dać za wygraną. Dlatego też podniósł się z ziemi i podpierając o ściany, powoli ruszył w stronę, gdzie znajdował się wymordowany.
- Kurt. – wycharczał nieprzyjemnie dla ucha, kiedy kątem oka dostrzegł jakąś karteczkę, którą zgubił chłopak. Pochylił się niemal nie wywalając na swój ryj, żeby ją zgarnąć z ziemi. Omiótł ją spojrzeniem, zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi z tymi liczbami, ponownie kierując się w stronę chłopaka.
- Kurt. – powtórzył zniecierpliwionym głosem, na wszelki wypadek, jakby wymordowany wcześniej go nie usłyszał. Wyciągnął w jego stronę pogniecioną kartkę, a samemu osunął się po ścianie i usiadł ciężko na ziemi, odchylając nieco głowę do tyłu.
- Nie wiem co to. Zgubiłeś chyba. Jakieś liczby. Może się przydadzą do czegoś. – mruknął sennie, przymykając oczy. A mógł dzisiaj zostać jednak w domu.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pochylanie się nad szybem nie odbierało mu zdolności wychwytywania dźwięków, które de facto miały swoje źródło się niedaleko niego. Szczególnie, gdy całe jego ciało zdawało się chodzić jak nakręcone. Zmysły nie odmawiały mu posłuszeństwa, a wyostrzały się jeszcze bardziej, dając przestraszonemu chłopakowi większe szanse na przeżycie; przynajmniej w teorii. Słysząc huk ciała Nathaira obijającego się o podłoże, niemal natychmiast zwrócił ku niemu łeb, prostując się niemalże na rozkaz. Pierwszą piorunującą myślą była utrata przytomności przez anioła, acz gdy ten tylko zaczął pełznąć w stronę drzwi, szybko zorientował się, że stróż najwyraźniej planuje szybciej się wykończyć.
- Nathair! – podniósł głos, nieświadomie kierując drżące słowa przez szyb, wprost do zgromadzonych w rzeźniczym pokoju osób. Jak na zawołanie poderwał się na nogi, by czym prędzej wybić aniołowi podobne spacery z głowy, gdy… ujrzał iskry. – Co ty.. – zatrzymał się gwałtownie, urywając wypowiedź w połowie zdania. Przeniósł spojrzenie na czytnik, który z powodzeniem przestał żarzyć się czerwoną diodą. Nim jednak zdążył przylgnąć do metalowych drzwi, czym prędzej dopadł do Nathaira, próbując ostrożnie chwycić go za ramię lub podtrzymać w jakikolwiek inny sposób, by przynajmniej ulżyć mu nieco w poruszaniu się.
- Nie powinieneś się ruszać, głąbie. – złamany ton jego głosu zdradzał przejęcie i strach, który w tym momencie dyktował mu warunki. Sytuacja była już wystarczająco stresująca bez ciężaru obezwładnionego bólem anioła, którego śmierci nigdy by sobie nie wybaczył. Spróbował pomóc mu przejść kawałek dalej i wygodniej ułożyć się przy ścianie, jednocześnie sprawdzając prowizoryczne bandaże, które najpewniej zdążyły solidnie przeciec krwią. Postarał się przykryć chłopaka wcześniej znalezionymi szmatami, poprawiając stan wykonanych opatrunków na tyle dobrze, na ile pozwalała mu to sytuacja i własne umiejętności.
Mamrot chłopaka skupił jego uwagę na kartce, którą przechwycił pewnie, mimo drżących rąk.
- Nie chodź już nigdzie więcej. – choć brunet nigdy nikogo o nic nie błagał, w tym momencie różowowłosy mógł odnieść wrażenie, że Ailen go usilnie o to prosił. Niech nie traci więcej krwi.
Podniósłszy się z ziemi, sprawdził metalowe drzwi, aczkolwiek szybko się przekonał, że jego siły były oczywiście zbyt małe, by oczekiwać jakichkolwiek efektów. Nie pozostało mu nic innego, jak wrócić do szybu, skąd póki co nie słyszał niczego poza niewyraźnym, cichym bełkotem. Przykucnąwszy blisko otwory, spojrzał w końcu na treść wypisaną na kartce.
- Osiem… eh? Dwa - „m”? - w naturalnym odruchu spróbował delikatnie potrzeć kartkę, nieświadomie mówiąc podniesionym głosem, z łbem zwróconym wprost wgłąb szybu.
„Czy ktoś widział ojca Mei?”
Kobiecy głos wyrwał go z rozmyślań, niemal natychmiast zwracając łeb w stronę androida. Mężczyzna wydawał mu się ojcem. Czy ta dziewczynka ze zdjęć była teraz wśród zgromadzonych na dole?
- W pomieszczeniu, w którym jesteśmy znajduje się android. Postawny facet w kitlu. – wrzasnął, szczędząc sobie bardziej szczegółowego opisu. – Są też drzwi na czytnik. Najprawdopodobniej zostały otwarte. – dodał, zaczynają chrypieć przy końcówce. Zdawanie raportów było jego pracą… choć nigdy nie zdarzyło mu się nie wiedzieć komu ich udzielał… i to w tak krzykliwym stylu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tylko tego im brakowało. Ciemnowłosy z wyraźnym sceptycyzem przesuwał spojrzeniem od jednej cyfry do drugie, od drugiej do trzeciej i tak dalej. Aż do samej dziewiątki. Wydostanie się stąd powoli zaczynało graniczyć z cudem, a przynajmniej dla niego. Nie widział siebie przechodzącego przez tunel wentylacyjny bez ryzyka utknięcia w środku. Pierwsza myśl, która przyszła mu do głowy to wprowadzenie kompletnie losowych kombinacji cyfr, ale prędko zrezygnował z tego pomysłu, gdy oderwawszy spojrzenie od czytnika, przeskoczył nim prosto na ścianę. Możliwość wpisania dowolnej ilości kodów byłaby zbyt prosta, nie biorąc pod uwagę tego, że trafienie na odpowiedni pośród całej ich masy mogłoby wlec się dniami. Pytanie tylko: po jaką cholerę trzymać trupy pod takim zabezpieczeniem? Chyba że trafili tu jeszcze żywi.
Trzy szanse. Przekreślone samogłoski.
No jaśniej się, kurwa, nie dało.
„Tutaj coś jest.”
Przycisnął przedramię mocniej do krwawiącego boku, jakby za moment jakaś kręcąca się w pobliżu mucha miała dostać się do jego rany. Zwrócił twarz w stronę Taihen, przyglądając się jej znalezisku, a potem w milczeniu przesunął spojrzeniem po trupach, wyginając kącik ust w zniesmaczonym wyrazie. Nie zamierzał zdradzać na głos swojego genialnego planu, ale skoro jedna część kodu wisiała na ścianie, druga mogła znajdować się w kieszeni jednego z trupów, który przed śmiercią zechciał ukryć część swojej wskazówki. A jeśli nie? Pozostało im kombinować dalej albo dołączyć do nieszczęśliwej gromadki.
Podszedł bliżej szafy, by przyjrzeć się dokładniej przedzielonej kartce, a kiedy tylko Taihen i Mei zniknęły w szybie, przykucnął i niechętnie wyciągnął rękę w stronę leżącego tam trupa, który jako jeden z nielicznych obleczony był w brudne szmaty. Przeszukał jego kieszenie, starając się uniknąć bliższego kontaktu z jego gnijącym ciałem. Jeżeli znalazł cokolwiek wartego uwagi, na pewno przywłaszczył to sobie.
Ale jebie.
Podniósł się na równe nogi, podchodząc ostrożnie do kolejnego, ubranego ciała i zrobił dokładnie to samo. Potem z trzecim. Każda rewizja odbywała się w możliwie jak najszybszym tempie.
„Osiem… eh? Dwa - „m”?”
Podniósł głowę i zerknął w stronę szybu.
Masz kawałek kartki? ― rzucił głośno, ale zamiast poczekać na odpowiedź, podszedł do czytnika i wystukał kod. Z dwojga złego mieli trzy szanse, nie? Pierwszy z nich zachował – prawdopodobnie – wytyczoną przez kartkę kolejność: 5382.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ogromna paszcza czarnego tunelu połknęła Taihen. Mei stała jeszcze przez chwilę, najwidoczniej niezdecydowana do ostatniej chwili, aż w końcu ze łzami w oczach pochyliła się i wpełzła do otworu, powoli stawiając dłonie i kolana. W pewnym momencie zaplątała się w pajęczynę, ale nie krzyknęła. Zdusiła w sobie wrzask, nie chcąc robić więcej problemów Taihen, zacisnęła zęby i przyspieszyła, by prędzej przemknąć przez nieprzyjemny odcinek.

W otwarte dzięki Nathairowi drzwi coś nagle łupnęło. I anioł, i młody wymordowany usłyszeli ten zamortyzowany przez ich grubość i ciężkość odgłos. Chwilę później kolejne huknięcie, tym razem na tyle solidne, by drzwi szurnęły po podłożu. O ile dotychczas ze ścianą tworzyły idealną linię, teraz wystawały dwa centymetry, jakby coś od drugiej strony usilnie starało się utorować sobie wejście, pozbywając się akurat ich.

Taihen musiała przeciskać się przez raz większe, raz mniejsze części szybu. Niektóre ze ścianek posiadały mocniejsze wgięcia, jakby ktoś od ich zewnętrznej strony uderzył je na tyle silnie, by narobić szkód. Mei nagle się zatrzymała. Prorokini nie mogła tego dostrzec, ale dziewczynka zamrugała zaskoczona.
- Tata..? - rzuciła półszeptem, zaciskając zaraz palce na pokrytej brudem powierzchni szybu. - Co to android? Choroba? - pisnęła już nieco głośniej, ruszając ponownie za kobietą. Chciała jak najprędzej dostać się na drugą stronę.

Ryan tymczasem przeszukiwał niektóre trupy. Większość bezowocnie - tu i tam znalazły się jakieś śmieci, drobniaki, stare fotografie lub zeżarte przez owady i larwy portfele z podziurawionymi banknotami. U jednego z nich, z kieszeni na piersi, mógł wyciągnąć małą, złożoną milion razy w kosteczkę kartkę. Po jej rozłożeniu, mógł przeczytać krzywymi literami zagadkę:
Jakie GADKI lubią dzieci?
U innego zaś znalazł kawałek strony z książki, na której markerem napisano:
Jaki DAR jest, by zakłócać?
ra-DAR

Skarbów Atlantydy, niestety, nie udało mu się wyłuskać.

Taihen co jakiś czas musiała przepchnąć się po pochylonej powierzchni, później szyb znów biegł płasko, pod kątem w górę, płasko, pod kątem... i tak w kółko, aż wreszcie natrafiła na otwór. By znaleźć się na podłodze, musiała wypaść (chyba, że jakiś dżentelmen jej łaskawie pomoże). Znalazła się w pomieszczeniu, w którym cuchnęło - krwią, potem, strachem i spalenizną. Punktem kulminacyjnym był na pewno metalowy mebel - postawione na środku krzesło zalane było świeżą krwią. Zwisał z niej kawałek jakiegoś materiału, inny leżał tuż obok, przysłaniając przy okazji nogi kogoś ubranego w brązowe spodnie, przykryte kitlem zbrudzonym czerwienią. Wyżej twarz przysłonięta chirurgiczną maską, nad którą dało się dostrzec szeroko otwarte, mieniące się czerwienią oczy.

A skoro mowa o czerwieni...
Dioda zamigała na szkarłat, gdy Ryan wklepał kod. Na czytniku pojawiły się drukowane litery: E R R O R. Grimshaw poczuł nagle ostry ból w boku, które zraniła metka Mei.

W pomieszczeniu, do którego dostała się Taihen znajdowały się też dwie inne osoby - stojący tuż przed nią Ailen oraz dodatek od firmy. Kobieta mogła dostrzec, jak po przeciwległej stronie oparty o ścianę siedzi różowowłosy chłopak, przykryty jakimiś starymi szmatami, dawniej z pewnością szczycącymi się miana "ubrań". Był bardzo blady, powietrze coraz ciężej wydostawało się spomiędzy sinych ust, a powieki coraz mocniej mu ciążyły. Widać, że jeszcze moment, a głowa poleci mu na ziemię, ciągnąc za sobą zmasakrowane ciało.

HUK!
Drzwi przez które dostał się Nathair znów zadzwoniły głuchym huknięciem, wysuwając się do środka o kolejny centymetr.

|| Obrażenia:
x Nathair: mocne krwawienie, poobijanie. Przy 6 poście postać zemdleje. (5/8).
x Ryan: pokaźna rana na lewym nadgarstku; głębokie zadrapanie na lewym boku (który zaczął go bardzo mocno piec).

@MG: najlepiej by było, jakby Taihen odpisała przed Nathairem, a Ailen przed Taihen. Jeśli Tai odpisze przed Nathairem, wepchnę się jeszcze z dodatkowym dopiskiem.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach