Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next

Go down

Pisanie 29.04.16 14:15  •  Opuszczony Bunkier - Page 10 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Mlaskanie było ciche, ale wystarczająco głośne, by można było je dosłyszeć w głuchej ciszy. Jedynie szemranie gryzoni mogło trochę zagłuszyć cichy dźwięk jej żucia. Miała cichą nadzieję, że ktoś kogo wyczuwała nie miał tak wyczulonego słuchu jak ona sama. Nie chciała zostać odnaleziona. Nigdy nie wiadomo co czyha w ciemności. Prawdę mówiąc, to nie było aż tak ciemno. Mogła dojrzeć niewyraźne kontury. Gdyby była zmuszona do tego pewnie widziałaby też, gdzie powinna zadać śmiertelny cios. Przed oczami pojawiły się obrazy wszystkich skutecznych technik pokonania przeciwnika. To nie tak, że musiała sobie je przypominać, wręcz przeciwnie. Każdą z nich znała na pamięć, nawet nie tyle na pamięć, co jej ciało automatycznie wiedziało jak zareagować. Po chwili usłyszała jednak głos. Nie była do końca pewna z której strony pochodzi, ale mogła śmiało zaryzykować, że było to jakieś 5 metrów przed nią w lewo. Miała dwa wyjścia: albo spróbuje podejść niezauważenie i cicho, albo zrobi to z ogromną prędkością. Postawiła na drugą opcję i już w mgnieniu oka stała za mężczyzną przykładając mu sztylet do szyi.
-Nie ruszaj się - poprosiła grzecznie.
Szeptała mu do ucha mając pewne poczucie bezpieczeństwa. Z tej odległości mężczyzna mógł poczuć delikatny aromat jej cytrynowych perfum i jeszcze lepiej usłyszeć mlaskanie gumy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.05.16 0:20  •  Opuszczony Bunkier - Page 10 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Cayen!
Nie spodziewał się, że przeciwnik może być już tak blisko niego. Ostrze przytknięto do jego szyi z wyuczoną precyzją. Zabójca… czy też raczej zabójczyni szybko znalazła się tuz za nim i najwidoczniej stał się zakładnikiem noża. Zimna stal pieściła skórę szyi z czułością jaką rzeźnik okazuje obrabianemu mięsu. Odchylił się lekko do tyłu bardziej odsłaniając, a ciche „nie ruszaj się” pieściło uszy słodkim szeptem. I jak tu się oprzeć?
 - Zawsze jesteś taka agresywna na pierwszej randce? – kątem oka przyjrzał się jej uważnie. Ostatni widok przed śmiercią? Lewa ręka powędrowała w górę, na sekundę zatrzymując się na zapięciu płaszcza. Dotknął gładkiej skóry dziewczyny.
 – Może się najpierw przywitam? – mruknął cicho i ujął delikatnie jej nadgarstek, gładząc go subtelnie opuszkami palców, a długie paznokcie nieznacznie wbijały się w ciepłą skórę.
Nie miał po co się opierać. Niekorzystna sytuacja, chyba nie chce zginąć, prawda? Cayen nie po to tyle przeżyłeś by paść trupem w obskurnym bunkrze.
Mów mi jeszcze.
Płaszcz poruszył się, by następnie opaść z szelestem na podłogę. Szkielet skrzydeł wystrzelił  górę i dumnie zawisł w powietrzu, natomiast ciało napastniczki wykonało przewrót. Mocno ścisnął jej nadgarstek, wbijając weń paznokcie i odchylił gdy jej drobne ciało przewalało się przez jego ramię. Nie chciał jednak by coś jej się poważnego stało toteż chwycił ją wolną ręką w pasie i przytrzymał zanim osunęła się na podłogę. Pociągnął wyżej nadgarstek by jej głowa spoczęła bezpiecznie na jego kolanach. Zawsze mógł pozwolić jej upaść ciężko na ziemię, ale przecież jest gentelmanem. – Wybacz osobiście wolę patrzeć z góry. – usprawiedliwił krótko swoje zachowanie z nikłym uśmiechem, ale srebrne tęczówki intensywnie wpatrywały się w Łowczynię. Przewiercały ją na wylot, badały, oceniały. – Taki piękny nadgarstek, szkoda by było go trwale uszkodzić. – nuta groźby wkradła się w słodkie słowa, a paznokcie wbiły jeszcze głębiej. Tak jak wcześniej przytrzymywał jej kibić, tak teraz przykładał doń jedno ze swoich ukrytych ostrzy. Oderwał wzrok od twarzy Blair i mimowolnie spojrzenie padło na burzę blond loków. Nachylił się. Owiał go zapach gumy do żucia oraz nuta cytrynowych, orzeźwiających perfum
 – Ładnie pachniesz – wymruczał jej do ucha, owiewając twarz ciepłym oddechem, poruszając przy tym kilka blond pasm. Oczywiście przewidywał, że za swoją bezpośredniość może zostać zdzielony czy też ugodzonym, dlatego z jednej strony przykładał jej ostrze do tali, a drugą ręką przytrzymywał nadgarstek. Ostrzegł ją, że może się ona omsknąć i paznokciami przebić przez skórę niemal na wylot, ewentualnie wymacać nimi kość promieniową.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.05.16 14:20  •  Opuszczony Bunkier - Page 10 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Puk, puk! Tu zły MG!

Wiosna, świat budzi się do życia - nie tylko ten makro, ale też mikroświatek desperackiej fauny. Nawet bunkier nie jest całkowicie wolny od przedstawicieli królestwa zwierząt, a Blair i Cayen mieli pecha trafić na wyjątkowo wytrwały i wredny gatunek.
Miejsce, w którym się znajdujecie jest siedliskiem komarów - i to nie byle jakiej ilości. Wcześniej trudno było zauważyć przelatujące raz po raz przed oczami drobiażdżki, ale z czasem zebrało się ich większe stado. Obecnie spora chmarka tych krwiożerczych stworzeń przerywa wasze słodkie rendez-vous, przysiadając na każdym dostępnym skrawku skóry, jaki uda im się znaleźć. Was jest dwoje, napastników - kilkadziesiąt ślicznych samiczek. Kończycie pogryzieni na rękach, twarzach, szyjach i ogólnie wszystkim, co macie odkryte. Pojawia się swędzenie i bąble, typowe dla tego typu ukąszeń.

Swędzenie i bąble utrzymują się na tej fabule + na dwóch kolejnych.
Koniec ingerencji, miłego dnia c:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.05.16 12:30  •  Opuszczony Bunkier - Page 10 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Adrenalina pulsowała w jej organizmie, a mimo tego ona byla spokojna i opanowana. Niemalże wyzuta z emocji. Póki ofiara była spokojna, nic złego nie mogło jej sie stać. Rysowała delikatnie ostrzem linie na szyi mężczyzny tak, że powstawały na niej drobne skaleczenia. Zapewne nawet ich nie poczuł. Gdyby chciała zadać ból, wybrałaby zdecydowanie inną metodę. Ta miała trzymać nieznajomego w rydzach. W razie potrzeby Blair mogła zadać mu śmierć. Słysząc słowa mężczyzny prychnęła tylko i pokręciła z niedowierzaniem głową.
-Zwykle wykrawam serce, wiec możesz czuć sie wyróżniony - wciąż szeptała.
Nie lubiła mówić głośno, a szept wydawał jej się odpowiedni i w tej sytuacji. Za kolejne słowa i czyny miała ochotę dorobić mu drugi uśmiech, jednak nie zrobiła tego. W zamian zaś zadrżała. Była tylko kobietą, w dodatku dawno nie dotykaną. Nie bylo w tym nic specjalnie dziwnego, bo choć co do urody tej niewiasty nie było żadnych wątpliwości, to kto chciałby pieścić kobietę, która w ciągu kilku sekund może zadać mu śmierć? Dotkniecie nadgarstka pobudziło jej ciało, a uśpiło ostrożność. Jej chwyt poluzował sie nieznacznie. Straciła swoją przewagę, którą był element zaskoczenia i teraz ułamek sekundy wystarczył, by mogla zostac przyparta do muru. Skrzydła... Przeklęła pod nosem. Juz po chwili to ona została pozbawiona kontroli. Tylko jedna myśl zamigotała jej w glowie:
Kretynka. Miałaś kontrolę, a zgubiły cię zmysły .
Paznokcie, wbijające sie w jej przegub juz teraz ją raniły. Przeanalizowała na spokojnie swoją sytuację. Bron boże nie panikowała. Była spokojna jak zawsze. Nadgarstek miała zablokowany, a własne ostrze przyciśnięte miedzy żebra. Nie najlepiej, ale nie z takich kłopotów juz wychodziła. Nie poruszyła się ani odrobinę. Chciała by poczuł, iż jego kontrola nie może być zaburzona. Wtedy właśnie uderzy.
-Dziękuję-odpowiedziała jedynie.
Gdy w jej glowie zrodził się ten istnie diabelski plan, poczuła nieprzyjemne ukłucie, a po chwili swędzenie.
-Cholera! Komary? Tylko tego brakowało.
Jednak z drugiej strony, jeśli napastnik zacznie sie od nich opędzać, jest dla niej szansa na ucieczkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.05.16 11:21  •  Opuszczony Bunkier - Page 10 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Tak bardzo nie lubił być atakowanym. Nie chciał dziewczynie zrobić krzywdy, wiedział, że ona chętnie przejechałaby mu sztyletem po gardle, ale mimo to – nie chciał. Ręka mimowolnie zacisnęła się na nadgarstku Blair, wbite paznokcie zagłębiły się bardziej w skórę. Znowu tracił kontrolę. Dlaczego nie potrafi tego przezwyciężyć! To nie może być takie trudne, a jednak. Robił jej krzywdę. Świadomość, że kobieta wykorzysta każdą nawet najmniejszą okazję do zaatakowania go za bardzo pobudzała jego instynkt przetrwania. Instynkt, który nieustanie szeptał okrutne słowa. Srebrne tęczówki zmętniały, nienaturalny blask przygasł. Tracił nad sobą kontrolę.
Ściśnij do krwi, zmiażdż, przecież ty się tylko bronisz, zabij albo zostaniesz zabity.
Już przekroczył cienką granicę między ofiarą, a napastnikiem. Lewa ręka zadrżała z niezdecydowania. Wtem poczuł ukłucie, potem następne i jeszcze jedno. Oderwał wzrok od twarzy Blair i rozejrzał się. Chmara wygłodniałych komarzyc otoczyła ich ze wszystkich stron. Otrzeźwiło go to trochę. - Obawiam się, że nie mam serca moja droga. – uraczył ją kpiącym uśmiechem - Może się dogadamy. – rzucił od niechcenia. Przeczuwał jednak, że nawet najbardziej lodowate serce da się rozgrzać. Wystarczyło mu trochę pomóc. Kusiło go. Nachylił się ponownie nad kobietą. Szkoda, że na desperacji kobiety nie potrafią tak pachnieć. Przymrużył oczy z zadowolenia. I napawał się chwilę jej zapachem, koniuszkiem nosa dotykając jej policzka. Zjechał niżej w okolice jej warg. Rozchylił usta:
 - Musimy już iść, bo nas zjedzą. – niski tembr był przeznaczony tylko dla jej uszu. Mruknął tak cicho, że gdyby nie jej wyostrzone zmysły słowa mogłyby być kompletnie nie zrozumiałe, mimo dzielącej ich niewielkiej odległości. Choć był tak blisko nie pocałował jej. Zamiast tego odchylił się do tyłu i puścił zraniony do krwi przegub. - Mam do Ciebie kilka pytań. Obawiam się, że nie mogę pozwolić Ci uciec. – nóż wciąż przytknięty do jej boku. Jeden zbyt gwałtownych ruch i... – Pójdziesz ze mną czy mam cię nieść? – Jako gentleman pozostawił jej wybór. Komarzyce atakowały coraz dotkliwiej, nie zostało im dużo czasu. Chyba, że chcą być pogryzieni nawet tam gdzie słońce nie dochodzi. A jemu aż za bardzo zależało na swojej skórze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.05.16 16:44  •  Opuszczony Bunkier - Page 10 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Zawsze starała się być łowcą. Nigdy zwierzyną. Teraz musiała zmierzyć się z problemem, jaki miała większość jej ofiar. Życie, albo śmierć. Poza bólem, który powodowały jego wbijające sie w przegub , odczuwała też mimowolną przyjemność wynikającą z bliskości mężczyzny. Ból mieszał sie z przyjemnością. Ciepłe, szkarłatne stróżki spływały po jej ręce pieszcząc skórę swym ruchem. Takie pobudzenie było dla niej znakiem. Jakim? Okres się zbliżał. Ta faza cyklu w jej organizmie powodował odczuwanie ogromnego popędu.
Rozbudzone komarzyce przerwały to obiecujące Randez vous i na chwilę przywróciły jasność myślenia kobiety. Spokój. Cisza. Oddech. Patrzył wprost na nią. Odpowiedziała spojrzeniem prosto w oczy. Spojrzeniem kobiety pewnej siebie, dumnej i nieco aroganckiej.
-Myślę że coś jednak przepompowuje twoją krew. - powiedziała, dotykając paznokciem miejsca, w którym owy narząd powinien się znajdować.
Dźgnęła go w pierś, a kilka kropli rubinu spłynęło z jej zranionego przegubu na jego okrycie. Jego nos trącał jej policzek, a ona najzwyczajniej w świecie znieruchomiała. Nie żeby już wcześniej nie byla pozbawiona ruchu, gdyż wciąż czuła ostrze sztyletu wbijające sie delikatnie miedzy zebra. Mogłaby wyjąć drugi z ukrytych noży, jednak wtedy najprawdopodobniej zostałaby zraniona dość poważnie. Uniosła spojrzenie gdy jego usta zbliżyły sie do jej warg. Byla niemalże zaczarowana. Ciepłe powietrze opuściło jej usta i z pewnością dotarło do jego warg, które znajdowały się tuż obok. Na dźwięk jego głosu niezauważalnie zadrżała. Głos był cichy i wibrował jej w uszach i dopiero gdy dźwięk przestał drzeć i powodować gęsią skórkę na jej ciele. Dopiero wtedy zrozumiała znacznie jego słów. Iść z nim? Ani jej sie śniło. Miała zamiar uciec. Uporczywe swędzenie utrudniało jej skupienie myśli, jednak w końcu wpadła na pomysł.
-Nie sadze bym chciała gdziekolwiek iść.- glos był cichy, jednak bylo w nim słuchać stanowczość, a jednocześnie pewnego rodzaju przekorę.
Jesli ją zaniesie, z pewnością choć odrobinę sie zmęczy. Ona z kolei będzie w idealnym stanie. Wtedy otworzy się przed nią więcej możliwości. A co do pytan? Nie zamierzała udzielać żadnych odpowiedzi. Daleko jej było do zdrajcy. Informacji nie da się od niej wymusić nawet torturami. Juz dawno uodporniła sie na ból.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.05.16 21:51  •  Opuszczony Bunkier - Page 10 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Coraz bardziej ciekawiła go ta kobieta. Harde spojrzenie nie uginało się pod jego. Chociaż wynik walki był przesądzony w momencie, w którym dała się zaskoczyć.
Myślę że coś jednak przepompowuje twoją krew.
Był zbyt zafascynowany jej paznokciem wbijającym się w nagą skórę, gdy wskazywała palcem jego nagi tors, by odpowiedzieć. Właściwe to już podjął decyzję. Chętnie posłuchałby jej głosu jeszcze dłużej. Zwłaszcza, że potrzebuje odświeżyć informacje. Postanowił przeciągnąć rozkoszną chwilę i podroczyć się chwilę z kobietą.
Nie sadze bym chciała gdziekolwiek iść.
Oczekiwał takiej odpowiedzi. Życie to nie bajka, teraz kobiety nie lubią być porywane przez zdeprawowanych książąt. Nadal pozostał jednak cień zwodniczej nadziei:
- Nie sądzisz, tak? – zadał pytanie zwodniczo spokojnym głosem. Choć zmiękczył ton, przybierając jak najmilsze dla ucha nuty to twardy, nieznosząca sprzeciwów tembr był wyczuwalny. Wkradł się podstępnie między wiersze, przyczajony niczym żmija przed ukąszeniem. Trzymająca sztylet ręka zjechała niespiesznie ostrzem w dół na biodra. Uważnie obserwował jej reakcje, mimikę, najmniejsze gesty. Przygotowany do ewentualnego ataku z jej strony, na tyle na ile to było możliwe. Przypadków w końcu nigdy nie da się przewidzieć. Ostrze zjechało wzdłuż ud, aż zatrzymało się pod kolanami. Obrócił je szybkim ruchem głowicą do góry i objął dłońmi jej nogi, a drugą rękę wsunął pod plecy. Wstał trzymając Blair w ramionach.- Czuj się zaszczycona. Nieść cię będzie prawdziwy gentleman, największy rarytas na Desperacji. – drapieżny uśmiech leniwie rozciągnął wargi. Zamaszystym ruchem przerzucił kobietę na plecy i sięgnął po płaszcz. Pożegnał obskurne miejsce szybkim krokiem pomstując w głowie na przeklęte komarzyce oraz ich długie trąbo-kłujki.
Ale zabawa!
Milczeć.

[z/t x2 -> Tag, porwana: Tutaj]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.16 21:57  •  Opuszczony Bunkier - Page 10 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Z początku podjął z Robinem, oczywiście w jego stanie z góry przesądzoną, walkę. Nie chciał i nie miał zamiaru pozwolić, aby drugi anioł niósł go na rękach. I to w dodatku tak, jakby był jakąś cholerną dziewczyną. Ale resztki sił, które jakimś cudem ostały się w chorym ciele, bardzo szybko zaczęły z niego wyciekać, jak woda pomiędzy palcami. Ostatecznie dał za wygraną, opierając głowę o jego ramię i przymykając powieki, wsłuchując się w miarowe bicie serca Robina. Słowa, jakie wypowiedział, zdania, którymi dzisiaj przesiąkł, krążyły w jego głowie, zarażając każdą komórkę w ciele. Niby to wszystko wiedział i był w pełni świadomy, że jego uczucia względem podopiecznego nigdy nie zostaną odwzajemnione, nawet na to nie liczył, to jednak wypowiedziane na głos stało się w jakiś sposób rzeczywistością. Zimną ścianą, o którą jasnowłosy anioł przypieprzył ze zdwojoną siłą.
Powinien się tym przejąć. Jakoś zmartwić.
A zamiast tego, nawet nie wiedzieć kiedy, jeszcze nim wpadł w objęcia Morfeusza, w głowie pojawił się jedynie smutek i żal spowodowany przypuszczeniami względem Robina. Zawsze mówił wiele, choć rzadko o swojej przeszłości i uczuciach. Kłamstwo przychodziło mu z zaskakującą łatwością, lawirował i bawił się słowami, naginając je i układając według własnych zachcianek. Ale mimo to czasami zdarzało mu się coś więcej powiedzieć. A Nathair powoli zbierał porozrzucane przez Robina puzzle, które mozolnie i z wytrwałością sklejał w jedną całość.
Skrzywdzono cię.. – wyszeptał balansując już na granicy snu a rzeczywistości. Nie pytał, tylko stwierdził, przesuwając ciepłym kciukiem po dolnej wardze ciemnowłosego, uchylając powieki tylko na moment, by spojrzeć rozmazanym wzrokiem na jego profil, a potem dodał prawie szeptem. – Nie masz domu? Wiesz… mam wolny pokój. – a potem zapadła ciemność, gdy zrelaksowany pozwolił sobie na tę krótką chwilę wytchnienia i usnął.
Być może kiedy się przebudzi, nie będzie nic pamiętał z tego, co mówił, upojony gorączkowym rauszem. A może umysł zapamięta wszystkie potrzebne fragmenty, którymi przez najbliższy czas będzie go katował. I pożałuje tego. Być może.
Spał niespokojnie, męczony przeróżnymi, wykrzywionymi w złowrogim uśmiechu obrazami. Miał wrażenie, że jakiś zamglony cień stara pochwycić go swoimi smolistymi pazurami i wciągnąć w wyimaginowaną dziurę. Głosy, które cichutko szeptały w jego głowie, mąciły zdrowy rozsądek, doprowadzając go do szaleństwa. Parę pojedynczych kropli potu rozpoczęło swoją wędrówkę po skroni Nathaira, by ostatecznie zniknąć w materiale bluzy. Usta zacisnęły się w wąską linię, kiedy słyszał śmiech Robina. Śmiał się. I stał w płomieniach, które trawiły otoczenie. Wtem raptownie zaczął się obracać, by spojrzeć na niego. Uśmiechał się szeroko, ale w jego oczach brakowało blasku radości. Za to po policzku powoli spływała smuga…
ROBIN! – krzyknął, kiedy gwałtownie zerwał się do pozycji siedzącej. Oddychał ciężko i nierówno, ale przynajmniej nie kręciło mu się więcej w głowie. Gorączka wciąż trawiła jego ciało, ale była mniejsza. Przez moment wpatrywał się tępo przed siebie, próbując skleić w całość roztrzaskany umysł, aż wreszcie odszukał drugiego anioła. Wspomnienia czy po prostu chory umysł płatał mu figle?
Ponad trzydzieści lat temu. Byłeś w Edenie? – zapytał zachrypniętym głosem.
Istniała tylko jedna możliwość, aby się tego dowiedzieć.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.16 22:36  •  Opuszczony Bunkier - Page 10 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Oczywista przewaga, co nie jest wcale zaskoczeniem, satysfakcjonowała go na tyle, że mógł chwycić Nathaira jeszcze mocniej i uśmiechnąć się przy tym półgębkiem bez spoglądania w stronę anioła. Nie musiał nawet udawać, doskonale wiedział, że różowowłosy nie ma siły, by naprawdę mu się przeciwstawić, z drugiej strony, wątpił by w głębi serca chciał tego dokonać. W końcu zdał sobie z tego sprawę, nie walczył tu o życie, a honor w obecności upadłego mógł schować do kieszeni na tyle spodni. Nie było więc nic, czego mógł albo powinien bronić. W niektórych sytuacjach odkrycie tego faktu mogłoby przynieść ulgę, na złość jednak ta wcale nie przychodziła.
- Bredzisz - stwierdził z nienaturalną nutą rozbawienia w głosie.
Stwierdzenie, tak samo pewna jak to wystosowane w jego kierunku przez Nathaira dotyczyło dosłownie wszystkiego, co powiedział. Nie było szans, by coś takiego wyszło z ust jego zdrowej wersji, a tej chorej, za przeproszeniem, nie miał zamiaru brać na poważnie. Nie istnieje nic radosnego we wsłuchiwaniu się w obietnice, zapewnienia czy propozycje tych, których nie trzyma się zdrowy rozsądek, ale musiał przyznać, przez moment zrobiło się nawet uroczo.
Puzzle, które tak pieczołowicie składał anioł mogły pochodzić z wielu różnych zestawów, chociaż i tak najpewniej zabraknie mu cierpliwości, by kiedykolwiek dokończyć nawet kawałek obrazka, pokazujący mu z czym postanowił się zmierzyć. Nawet jeżeli, to co zobaczy może mu się nie spodobać. Być może właśnie dlatego Robin tak ochoczo gubił kolejne kawałki układanki.
Anioł maszerujący, przemieszczający się bez użycia skrzydeł wyglądał tak samo majestatycznie jak ten, który unosił się nad ziemią. Nikt nie mógł odmówić urody tej rasie, a do tego było coś pięknego, gdy anioł niósł innego anioła. Szczególnie gdy jeden z nich nadal śnił jasnym blaskiem, a drugi niemalże ginął w beznadziei otoczenia. W tej sytuacji niewiele by miał z rozpościerania swoich zniszczonych skrzydeł, z trudem utrzymywały jego własny ciężar. Swego czasu stały się niemal ekskluzywnym widokiem dla niego samego, może nawet tylko dla Haru, bo nie czuł potrzeby oglądania odbicia swoich spalonych piór w tafli wody.
Niósł go bardzo krótko, pokonywanie większych odległości nie wchodziło w grę, ale przede wszystkim chciał wydostać się z tamtego lasu. Czaiło się tam coś złego, niepokojąco blisko. Najlepszą formą obrony była ucieczka, a takie myślenie dewizą Robina. Nie ma tego złego, od czego by się nie dało nawiać.
Echo kroków odbijało się od betonowych powierzchni. Mijał kolejne ściany oddzielające rozległe pomieszczenia bunkru wędrując na granicy cienia i światła, padającego z pękniętego sufitu. Być może kiedyś budynek znajdował się pod ziemią, teraz jednak niemal w całości wystawał ponad jej poziom swoim istnieniem przypominając ludziom, że natura wedrze się wszędzie. Korzenie wiły się i oplatały ściany, utrzymując rosnące dzięki nim tajemnicze gatunki drzew, których gałęzie widoczne były poprzez ubytki w betonowych płytach. Nie było tu żywej duszy, niepokojący był brak nawet szczurów. Każdy oddech był wyraźnie słyszalny, bicie serca brzmiało jak uderzenie młota. Oparł się plecami o niski murek betonowej platformy w jednej z czystszych sal i zjechał po niej aż do pozycji siedzącej. Nie było tu walających się na ziemi wielkich kawałków gruzu, mech szczelnie obrastał każdy kont i wyschnięte framugi drzwi, drobinki kurzu pojawiały się w blasku światła i znikały w cieniu, jakby w ogóle nie istniały.
- I co ja mam z tobą zrobić? Nie jestem lekarzem. - Wyjaśnił do ściany naprzeciw. Nikt więcej go nie słuchał.
Doświadczenia w uzdrawianiu miał porównywalnie do ów ściany, zerowe. Chociaż istniała szansa, że kiedyś pomieszczenie to było pokojem medycznym, wtedy przegrywałby nawet z tym klocem betonu. Istniały różne anioły, ale nie wszystkie obdarzono mocą zdolną bezpośrednio pomagać. Do tej grupy należał Robin, ze zdolnościami tak upierdliwymi jak władza nad ogniem.
Spojrzał na Nathaira.
Chyba usmażenie go nie wchodziło w grę, czoło miał już dostatecznie rozpalone. Tylko tyle, że potrafił rozpoznać z czym walczą. Gorączka? Niekoniecznie była przyczyną, może jedynie objawem, częścią choroby, która dopadła anioła. Cały czas kontrolował jego stan, niby przypadkiem, gładził jego włosy i czuł bijące ciepło, przemykał palcami pomiędzy kosmykami jego włosów.
Przez moment pomyślał, co zrobiłby Nathair, gdyby został ostrzyżony na krótko, w trakcie swojego snu. Może wcale nie wyglądałby tak źle.
Prawie na pewno nie miałby szans mu się wyrwać. W końcu ułożył go obok siebie, pozwalając głowie spoczywać na udach. Z takiej pozycji mógł go cały czas obserwować, badać każdy centymetr jego twarzy. Powoli sunął palcami po głowie, potem za uchem i po linii szczeki aż do podbródka. Jeden ruch i mógłby go udusić. Przejechał kciukiem po jego wargach. Były suche i spierzchnięte, efekt podwyższonej temperatury. Być może powinni zainteresować się znalezieniem wody, zamiast siedzieć tu tak bezczynnie. W końcu jednak zaczęło następować coś nowego, trawiące Nathaira koszmary uzewnętrzniały się, doskonale bowiem widać, gdy negatywne myśli zaczynają przytłaczać śpiącego. Nerwowe drganie powiek, bezgłośne ruszanie ustami, spływające po czole pojedyncze krople potu.
Obserwował.
I tak nie mógł zrobić nic innego. Każdy powinien móc stawić czoło swoim demonom, walczyć nawet z koszmarnymi wizjami, móc je wyśmiać i stawiać kolejne kroki. Wyobraźnia potrafi jednak płatać figle i nawet samemu upadłemu nawet przez moment nie przyszło na myśl, iż anioł może śnić o nim. Aż w końcu nastąpił ten moment, gdy ciszę przerwał krzyk Nathaira.
- Ja? - Zapytał rozbawiony. O co chodzi, co ze mną?
Odsunął ręce na bok i wychylił się nieco do tyłu unikając zderzenia głowami, gdy chłopak zerwał się gwałtownie. Przez moment nawet zaśmiał się z powodu takiego obrotu spraw, odgłos ten został jednak szybko urwany.
W Edenie? Zmarszczył brwi. Nie za często tam zaglądał, a on musiał o tym wiedzieć.
- Nathairze. - Zwrócił się do niego bardzo oficjalnie, z zaskoczenia kładąc mu dłonie na policzkach i przekręcając głowę tak, by musiał na niego patrzeć po czym bezceremonialnie rozkazał. - Zamknij się.
I pomógł mu w tym, zamykając mu usta pocałunkiem. Bez wyraźnego powodu, samo uciszenie go było dostatecznie dobrym powodem. Puścił go, lecz nie odsunął się, wyrzucając z siebie kolejne zdania, spokojnym, opanowanym głosem. Wszystko było pod kontrolą, nikt tutaj nie tracił władzy nas własnym ciałem.
- Potwornie urocza z ciebie bestia, ale czasami pchasz nos w nie swoje sprawy. Nie wiem co widziałeś we śnie, ale chyba nie masz zamiaru wierzyć w to, co podsuwa ci chory umysł? To dziecinne. Koszmary to tylko takie gorsze sny, a sny znane są z tego, że nie są rzeczywiste. - oparł się ponownie i rzucił rękami na boki. - Poza tym ile razy ja to nie byłem w Edenie! Mam zakaz i w ogóle, ale przecież nikt nie buduje muru na granicy, tydzień temu, miesiąc temu, rok, dwa czy trzydzieści. Kto to spamięta?
Wołał radośnie, całkowicie zmieniając atmosferę otoczenia. Brakowało mu jeszcze konfetti sypiącego się z rękawów i maski z czerwonym nosem. Przymknął oczy i rozmarzył się na moment mówiąc te słowa. Eden był pięknym miejscem, idealnym dla kogoś takiego jak on, szkoda jednak, że każda wizyta kończyła się zazwyczaj próbą nakopania mu w tył pleców. Anioły wcale nie są takie najmilsze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.16 23:42  •  Opuszczony Bunkier - Page 10 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Zdawał sobie doskonale sprawę ze swojego aktualnego stanu fizycznego. Jeżeli przyszłoby co do czego, nie byłby w stanie sam siebie obronić, nawet próbując użyć elektryczności, która zapewne skończyłaby się jedynie ledwo wyczuwalnym łaskotaniem. Dlatego też chcąc czy nie, był wdzięczny, że Robin nie porzucił jego truchła gdzieś na krańcu lasu (nie ukrywał jednak, że był pewien iż takie rozwiązanie przeszło przez myśl upadłego anioła). Mimo wszystko w jego towarzystwie czuł się na tę chwilę bezpieczny, choć paradoksalnie czuł, że Robin stanowił dla niego takie samo niebezpieczeństwo co otoczenie. A być może nawet i większe. Nie potrafił go rozgryźć. Raz zachowywał się jak obłąkaniec, który najchętniej wyrwałby mu serce i użył je do zabawy w edeńskie kręgle czerpiąc z tego chorą zabawę, by po chwili głaskać go czule po główce, szeptać słodkie słówka i zachowywać się jak ktoś, kto rzeczywiście mógł chcieć jak najlepiej dla jego anielskiego tyłka. Robin był jedną, chodzącą sprzecznością.
Jasnowłosy powoli wypuścił powietrze nosem, chcąc podjąć kolejną próbę nawiązania jakiejkolwiek komunikacji z upadłym. Ale on, oczywiście, postanowił go znowu zaskoczyć.
Jednakże tym razem przekraczając wszelakie możliwe granice.
W pierwszej sekundzie z jego gardła wydobyło się słabe warknięcie, a dłoń oparła się na jego torsie, słabo naciskając by odsunąć upadłego od siebie, co skończyło się jedynie na pognieceniu skrawka materiału ubrania. Przymknął na moment powieki, czując jak jego własnego serce łomocze ze zdwojoną siłą, obijając się o klatkę piersiową niczym uwięziony ptak. Gdy wreszcie drugi anioł odsunął się, jasnowłosy jak nie on, milczał. Zacisnął wargi w wąską linię, czując narastającą złość przemieszaną z irytacją, że ten cholerny dupek robił sobie co chciał, w ogóle nie biorąc pod uwagę jego zdania. Z drugiej zaś strony, czuł się wyjątkowo pokonany. Ostatecznie ramiona opadły, mięśnie rozluźniły się, a spomiędzy warg młodszego zamiast reprymendy uciekło westchnięcie. Zmrużył nieznacznie oczy słuchając jego słów, ale oliwy do ognia dolała nagła zmiana w zachowaniu. Jak zawsze.
Czego innego można było się po nim spodziewać?
Chyba właśnie to zirytowało go bardziej, niż kradzież jego warg.
Przysunął się gwałtowniej bliżej Robina i przycisnął swoją dłoń do jego ust, zamykając je na tę krótką, ale cenną dla Heathera chwilę.
Teraz to ty się zamknij, Robin. – mruknął, o dziwo, bez krzty złości w głosie. – Możesz na chwilę przestać robić sobie z tego żarty? Naprawdę próbuję- – zamilkł raptownie, przyglądając się jego twarzy z większą uwagą. Nie, to nie miało sensu. To tak, jakby wymagał, by skała raptownie zaczęła puszczać korzenie. Niektórych rzeczy nie dało się zmienić. Ani osób. Nawet na chwilę. I nie powinno się od nich niczego wymagać.
Aaaach, dobra! – jęknął rozsuwając obie dłonie na boki I wzruszył ramionami. – Poddaję się. Wygrałeś, Robin. – przekręcił się na bok i przechylił do tyłu, kładąc głową na nogach drugiego anioła. Spojrzał na niego z dołu, czując się totalnie wyczerpany.
Pewnie masz rację. Pewnie to tylko mój umysł podstawił mi obrazy, które chciałem dostrzec. To wszystko. Teraz sobie poleżę i chwilę odpoczną. – przymknął na moment oczy, ale bardzo szybko je otworzył, tknięty pewną niedogodnością.
Tylko bez macania, Robin. Bo skopię ci tyłek, jasne? Miło byłoby ci, jakbym zaczął cię nagle macać, całować i jeszcze gorsze rzeczy, co? – uniósł jedną brew, dodając gwałtownie. – NIE odpowiadaj. Chyba jednak nie chcę usłyszeć odpowiedzi. – prychnął cicho pod nosem, a jego twarz rozjaśniła się nieco, gdy na powrót musnęło ją rozbawienie. Szkoda, że trwało tak krótko.
Uniósł jedną dłoń i musnął opuszką kciuka linię jego żuchwy.
Chcę wiedzieć o tobie więcej. Prawdy, Robin. – szepnął cicho.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.11.16 21:10  •  Opuszczony Bunkier - Page 10 Empty Re: Opuszczony Bunkier
Radość należy budować na małych zwycięstwach, chociaż w gruncie rzeczy nie miał zamiaru napiętnować biednego Nathaira rozdmuchując czyn, jakiego dokonał. Nie widział w tym nic specjalnego, zazwyczaj dostawał to, czego chciał, taką czy inną metodą. Nie zawsze od razu, lecz zawsze mu się udawało. Los nagradzał cierpliwych, a to że akurat anioł był w połowie żywy wcale nie ujmowało jego sukcesowi.
- Ah, powinienem całować cię częściej. Robisz wtedy taką zabawną minę, od razu się humor poprawia. - stwierdził radośnie, na przekór całej złości, którą emanował różowowłosy. Zdawał się nawet nie zauważać, czy bardziej ignorować jego usilne starania, by coś wskórać, obrócić jakoś sytuację na swoją korzyść. Najwyraźniej nie było takiej możliwości, co ostatecznie przyznał, został pokonany, Robin został zwycięzcą. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
To była dziwna walka, specyficzna, bez większego użycia siły, czy mocy, którymi oboje byli obdarzeni. Chodziło bardziej o charaktery, o rację, o zachowania, które chociaż anielskie, tak bardzo się ze sobą różniły. Prawie jakby pochodzili z dwóch przeciwległych zakątków ziemi, a przecież jedno i drugie powstało z woli ich Pana, zesłane na ten świat nie bez powodu. To tak, jakby Bóg testował wierność swoich podopiecznych. Albo opuścił ich na zawsze, czego dowodem były takie twory jak czarnowłosy, albo wręcz przeciwnie, był, lecz postradał zmysły, kierując własnym pionkiem na wskroś własnej logiki.
- Żarty? kto tutaj żartuje? - potrząsnął głową na boki. - Halo, halo? Kto tutaj żartuje? Niech przestanie. I to natychmiast.
Przestał wołać, przesadnie zaaferowanym tonem i wrócił do swojego lisiego wyrazu twarzy. Oczy zwęziły się do szparek, a usta wygięły w szeroką linię uśmiechu. Perspektywa mówienia do Nathaira, kiedy ten leżał mu na kolanach i spoglądał do góry była jeszcze ciekawsza. Jedyne na co mógł patrzeć chłopak była twarz upadłego. I podobało mu się to. Myśli mimowolnie napływały do jego umysłu.
Patrz na mnie, patrz, tylko na mnie, na nikogo innego.
- Dlaczego uważasz że żartuje? Wszystko co mówię jest prawdziwą prawdą, w momencie w którym to mówię. Myślisz, że pamiętam każdą nielegalną wizytę w Edenie? Przecież z każdorazowym przybyciem wiąże się masa ognia i trupów. Lubię wybierać się tam, chociażby dla takich przedstawień. Phi... za jednego ze swoich potrafią się mordować gorzej niż wymordowani. - przechylił głowę, jakby rozwodził się nad pięknem jakiegoś niezwykle urodziwego zwierzątka - Jeżeli chcesz prawdy, dlaczego nie pójdziesz ze mną do Edenu? Za samo zadawanie się ze mną mógłbyś zostać skazany, wtedy być może przed kara śmierdzi wyczytaliby Ci grzechy, których się dopełniłem. Ale kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień.
Schwycił jego rękę zaraz koło swojej twarzy i nie zamierzał jej wypuścić. Nie był to mocny uścisk, z którego nie dało się wyrwać, a silny, pewny chwyt kogoś, kto wie o czym mówi. Nie poprzestał jednak na tym. Zaplątał palce wokół palców Nathaira i podniósł jego dłoń wyżej, kierując ją tak, by wierzchem dłoni stykała się z anielskim policzkiem. Nie spuszczał wzroku z chłopaka, czarne oczy były puste i bez wyrazu, jakby to nie żywa istota, a posąg obserwował ruchy jego oczu.
- Kto wie Nathairze, podobno przyciśnięty do ściany zaczynam całkiem sporo mówić. Chociaż szczerze mówiąc, wątpię, że byłbyś w stanie coś takiego zrobić. Nie teraz, ale w ogóle. Nie masz pojęcia ile odwagi trzeba by rozkładać nogi przed każdym, a skoro boisz się nawet, kiedy ktoś Cię całuję, obawiam się, że nic być nie wskórał. - rozłożył ręce na boki. - Naucz się czerpać z tego przyjemność, może wtedy coś Ci poopowiadam.
I zaśmiał się na koniec. Prześmiewczo, ale paradoksalnie ciepło, jak ktoś, kogo kot właśnie uderzył w ścianę. Bawiło go to jednocześnie tak mocno, co przepełniało współczuciem. Takie właśnie emocje wiązały się ze spoglądaniem na Nathaira i śledzeniem jego nierównej walki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach