Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Rekin na ułamek sekundy przez ukąszeniem ofiary zamyka oczy.
Gdzieś pomiędzy gulgoczącym dźwiękiem wydobywającym się z gardła jednego z łowców przydepniętego przez poparzonego osiłka, a chrapliwym charkotem drugiego napastnika z metalowym prętem w gardle mógłby usłyszeć co mówiła. Miał przecież doskonały słuch, prawda? Po co ją właściwie wlókł za sobą, po co mu była, po co on jej na drodze stanął. Jedna niewinna niemalże, patrząc z perspektywy czasu, pięść i kilkanaście oddechów później. Jak to teraz wygląda. Co tu się dzieje.
Gabriel o subtelności spadającej siekiery, niezdolny do rozpatrywania swoich działań z perspektywy innych ludzi. Tysiące lat temu nazwano by to prostym terminem autyzmu, dziś nikt nie kusił się na tak archaiczne definicje. Był ożywionym trupem, człowiekiem przeklętym przez mutacje, czy w ogóle był człowiekiem? Przyglądał się niejednokrotnie z wysokich punktów ludzkim mrówkom wielkiego miasta, borykającym się z zupełnie prozaicznymi problemami życia codziennego. Istoty tak kruche, niemal szkoda było godzić sie z faktem, że prędzej czy później i ich dosięgnie wymarcie. Wciąż dzwoniło mu w głowie to proste zdanie "Nie posiadam mocy!". Tak bezwolne, takie słabe. Czy to możliwe, że była jedynie człowiekiem w miejscu tak parszywym jak to? Jakież szaleństwo zaciągnęło ją tutaj - metaforycznie rzecz ujmując, bo w rzeczywistości było oczywistym zarówno jakie to było szaleństwo jak i w jaki sposób, oraz fakt, że była ciągnięta. Biel nie podołał jednak połączyć tych kropek ze sobą i finalnie chcąc kobietę przed krzywdą uchronić sam ją nią hojnie częstował. Wymordowany był tylko trochę człowiekiem, tylko trochę istotą kierującą się logiką. Dopiero intensywny wymach metalowym prętem, którym prawie dźgnęła go w nogę zdał się sprowadzić go na powrót do rzeczywistości, wyrwać z tej strefy czerwieni, halo, czy to rozumna część Gabriela? Zapraszamy do sterów, bo wkradły się nam tu małpy.
Zatrzymał się i spojrzał na Rain, puszczając jej nogę gwałtownie jakby się sparzył, przestraszył, dopiero ocknął z jakiegoś koszmarnego snu. Rozejrzał się ponownie oceniając sytuację.
- Chcemy tylko waszego jedzenia, wy parszywe mordy! - krzyczał jeden z zakapiorów, wyrywając się łowcy, który najwyraźniej zdołał się wyczołgać spod poparzonego. Rzeczony aktualnie leżał w jednej z pokaźniejszych kałuż złorzecząc okrutnie i trzymając się za krocze.
- Mam to głęboko w dupie! - odkrzyknął drugi wyciągając broń.
I tu się zazwyczaj kończą przygody rzezimieszków z ciemnych uliczek. Na pięści i noże można się bić zawsze, ale w strzelaninie nawet najlepsza taktyka boksera się nie sprawdzi.

1,4,5,6
Doprawiwszy pozostałej dwójce bandytów dodatkową dziurę czy dwie w głowie jeden z pozostałej dwójki podszedł do Rain i zmarszczył brwi zgarniając z twarzy mokre od deszczu i rozmytej, cieknącej z nosa juchy włosy.
- Kto to? - rzeczowe pytanie. Pytanie na które Gabriel nie znał odpowiedzi. Przyglądał się umorusanej postaci czując nasilający się ucisk z tyłu głowy i dziwny żar w zatokach. Pokręcił głową w jedną stronę w nieudolnej próbie rozluźnienia karku.
- Nie wiem.. Ch-chyba.- zająknął się.

2,3
W trakcie kiedy apokaliptyczny Billy Kidd marnował naboje na bandytów, drugi łowca wskoczył na motor i odpalił silnik z warkotem.
- Bierz ją, sprzedamy do burdelu. - zawołał dziarsko w kierunku Biela, na co ten okrutnie zmarszczył się na twarzy.


Ostatnio zmieniony przez Biel dnia 05.07.19 21:35, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

The member 'Biel' has done the following action : Dices roll


'Kostka6' : 1
                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

50, wybieram cię

Przez chwilę patrzę na jego kumpla i muszę przyznać, że białowłosy mężczyzna, którego moment temu darzyłam szczerą nienawiścią, wydał się mi teraz wzorowym przykładem przyzwoitości i przymilności. Z dwojga złego, wybieram jego. Jemu nie cieknie z nosa krew. Właśnie nie zabił na moich oczach kilku typów. Prócz nieludzkiej siły z jaką ściska rękę na mojej nodze, nieprzyjemnego usposobienia, problemów ze skleceniem zdania złożonego, silnego uderzenia i mało angażującej aparycji, nie mam mu nic do zarzucenia. Nagle wydaje mi się sympatyczny. Trochę cuchnie, wodą wsiąkającą się w stary, wysłużony materiał i błotem, które zostało mu na dłoniach z nogawki moich spodni, ale nie żeby każde z nas pachniało teraz fiołkami, nie? W chwili rozsądku, uwolniona ze stalowego ścisku, podnoszę się do pionu, używając ręki jako dźwigni. Niepewnie staję na ciągniętej nodze, ale nic jej nie jest. W przeciwieństwie do obolałych nóg i rozdartych spodni, które wyglądają gorzej niż wcześniej. Co jest pewnym wyczynem, jako, że przeżyły w Desperacji co najmniej pięć lat. Trochę mnie gnie w nogach od tego radosnego szurania moim tyłkiem po błocie (przynajmniej miałam dobry poślizg), ale i tak przechodzę ostrożnie za plecy najwyższego z mężczyzn. Mam nadzieję nowego kumpla. Bo chyba nie da mnie zestrzelić swojemu znajomkowi? Nie po tym, jak przeciągnął mnie przez 10 metrów gleby. Takie rzeczy przecież powinny łączyć ludzi...
Rain — podpowiadam mu z nad ramienia, żeby miał wrażenie, że w istocie mnie zna. Może gotów będzie mi w to uwierzyć? Jak dotąd nie zabłysnął inteligencją. Może złapie haczyk?
Jasne, że się znamy. Tylko bardzo dobrym znajomym pozwalam zdzierać ze mnie ciuchy.
Mam nadzieję, ze sardoniczne poczucie humoru też nie jest mu obce. Bo moim spodniom wcale nie jest do śmiechu. Może chociaż jemu będzie, jeśli mogłabym tym zaskarbić sobie jego zaufanie. Jak na razie dostałam tylko spojrzenie. Patrzy na mnie intensywnie. Dziwnie. Nieprzytomnie. Nie podoba mi się sposób w jaki to robi. Jest w tym odpowiednia doza szaleństwa i prawdziwej desperacji, która karze mi na niego uważać.
Hej, skoro już to ustaliliśmy... możesz schować broń.
Zwracam się do typa, który przed chwilą postrzelił kilku innych. Podrzucam mu ten pomysł bardzo ochoczo i jakże bezinteresownie... Może ma podobny problem z myśleniem, co jego większy kolega i trzeba mu w nim pomóc?


Ostatnio zmieniony przez Rain dnia 05.07.19 22:13, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

The member 'Rain' has done the following action : Dices roll


'Kostka' : 50
                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zacisnął oczy na chwilę by palcami potrzeć ich wewnętrzne kąciki, jakby ten gest miał mu pomóc przedrzeć się przez ten szum w uszach i połapać chaotyczne, spienione jak dzikie konie myśli, które rozbiegły się po zakamarkach pamięci szukając powiązań tej twarzy z tym bólem. Stęknął przewracając oczami.
Deszcz.
Potrząsnął lekko głową, rozchlapując drobne jego krople, przez które białe włosy nabrały szaroburego, starczego odcienia.
- Nie. - powiedział cicho. Nie miała tak na imię. Jak miała na imię? Cmoknął zadzierając nieco podbródek. Drugi łowca przyjrzał mu się z wątpliwością, był jednak zbyt cienki w uszach czy barkach, żeby coś ze swoją wątpliwością zrobić dalej.
Kolejna sugestia kobiety o zdzieraniu z niej ubrań wzdrygnęła nim, co mogła zauważyć stojąc przecież tuz za jego plecami, choć może to jedynie deszcz? Pogoda była parszywa, a temperatura na powierzchni kiedy słońce hojnie nie dzieliło się swoim radioaktywnym blaskiem spadała na łeb na szyję.
Spojrzał na broń wspomnianą przez ukrywającą się za nim postać. Broń. Deszcz. Desperacja. Chwytał się pojedynczych haseł jednak nieprzerwanie ćmiący w skroniach ból niemal wykręcał go na lewą stronę.
- Wszystko spakowane? - szczeknął wojskowym tonem- Przeszukać ciała i wracamy. - usilne próby wyrwania się z tego przedziwnego umysłowego marazmu nie przynosiły żadnych skutków. Słowa w prawidłowy sposób opuszczały jego usta, wzrok jednak pozostawał skupiony na czymś innym niż otaczająca go rzeczywistość. - Do wieczora te paczki muszą przejść przez centralę. - dodał ponaglająco, obserwując jak mężczyźni zabierają się za połów łupów.
Chciał na nią spojrzeć, musiał na nią spojrzeć, tylko na chwilę, jeden raz. Odwrócił się powoli, pochylając bezpardonowo w stronę jej twarzy. Wyglądała jak zmokła, poturbowana kura, czego w sumie był winien poniekąd (no, deszczu mu przypisać nie możemy niestety). Powoli rozchylił usta marszcząc brwi, ale po chwili zamknął je, by zaraz znów podjąć karkołomną próbę powiedzenia czegoś. Wpatrywał się w te niebieskie oczy z wielkim skupieniem, ogromną konfuzją, wyciągnął rękę jakby chciał jej dotknąć, cofnął ją jednak gwałtownie i pomasował skroń jakby to mogło uśmierzyć ból.
- Znam... Twoją twarz. - powiedział w końcu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Teraz, kiedy stoję za nim, a on swoją uwagę poświęca swoim ludziom, widzę, że jednak nie jest tak głupi, jak myślałam, albo AŻ TAK głupi. Jeszcze nie umiem tego dokładnie stwierdzić. Wydaje się jednak, że to on tutaj decyduje. Byłabym głupia, gdybym spróbowała z nim zadzierać. Patrząc na to, co jego kumpel wyprawia z bronią, niepokoi mnie jakie zagrożenie mógłby sprawić białowłosy, prezentujący swoją masą znacznie większy stopień zastraszenia, nawet wśród jego towarzyszy. Dlatego komentarz, który normalnie powiedziałabym znacznie głośniej, mruczę niewyraźnie pod nosem:
On mówi…
Splatając ręce na piersi, obserwuję jego plecy. Raczej bez większego wyboru, bo poza szerokimi barkami, nic dalej nie widzę. Wychylam się zza jego rosłej sylwetki i… serce skacze mi do gardła, bo miałam go minąć, a zamiast tego staję z nim twarzą w twarz. Zagradza mi drogę niespodziewanie i przypatruje mi się w sposób, który przeszywa mnie na wskroś. Na wszystkich najpaskudniejszych Wymordowanych… wydaje się jeszcze wyższy i jeszcze bardziej surowy. Spróbowałabym się cofnąć, ale udaje mi się jedynie odchylić głowę w tył, kiedy wyciąga do mnie rękę. Trwa to zdecydowanie zbyt długo… zamieram w bezruchu. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że nie oddychałam przez moment. Kiedy raptownie cofnął dłoń, powietrze wypuszczone z moich płuc otrzeźwia mnie niegłośnym świstem.
To… – straszne? Niemożliwe? Niedobrze? — wspaniale — kończę przełykając z niepokojem ślinę. To wcale nie jest świetnie. Istnieje co najmniej dziewięćdziesiąt procent szans, że skoro już się znamy, zdążył mnie już znielubić. Może już pragnie mnie zabić. Krzywię się nieznacznie, dla bezpieczeństwa cofając się o krok.
I jak ci się podoba moja twarz?
Muszę wiedzieć… Zawsze zostaje te szalone dziesięć procent, albo jakiś jeden, że wyjątkowo tym razem nie zdążyłam się komuś narazić.
Znaczy, lubimy się?
Czekam na odpowiedź… Powiedz, że się lubimy… Jeden taki przypadek na milion. Bądź tym jednym na milion. Bądź mi przyjacielem. Nie chcę dwumetrowego wroga z dwoma uzbrojonymi kamratami.
Kiedy milczysz, zaczynam się niepokoić, że to znaczy: “nie” — podpowiadam mu. Nie chcę być nachalna, ale byłoby miło gdyby odpowiedział od razu — “tak” jest teraz bardziej na miejscu.
Wierz mi, Białogłowy. “Tak, lubimy się” to jedyna słuszna odpowiedź. Przynajmniej na razie. Kiedy znajdę się dobre dziesięć mil od Ciebie… wtedy dopiero możemy przestać się lubić, jeśli bardzo będziesz chciał.

parzyste
W tle dwójka Łowców zgarniała wspomniane wcześniej: "łupy". Kiedy jednemu z nich ogromna, metalowa skrzynia zsunęła się z paki motocykla, nie zdążyłam krzyknąć: "uważąj!". Nie byłam pewna, czy chcę. Nabrałam pewności dopiero, kiedy siła uderzenia metalowego klocka popchnęła Białowłosego w moim kierunku. Musiałam przytrzymać się jego karku, żeby nie spaść. W tej samej sekundzie oderwałam ręce od jego ciała, unosząc je obronnie w górę, jakby chciał uznać to jako atak.
Pamiętaj, że się lubimy.
Wypaliłam bez sensu, bo tego jeszcze nie zdążyliśmy określić.

nieparzyste
— Hej, Romeo! Wszystko spakowane. Jedziesz? — jeden z Łowców, ten "najzabawniejszy" z towarzystwa, posyła nam bezczelny uśmiech. Uśmiechając się krzywo, mam ochotę uprzedzić go, że żaden z nich nie jest w moim guście, ale gryzę się w język i jedynie uśmiecham szerzej, kwaśno.
— Pakuj pannę i spadamy, zanim się zbierze więcej bandziorów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przyglądał się jej jakby gdzieś w tej odległości między oczami, czubkiem nosa a ustami miała zaklętą ważne informacje, odpowiedzi na najtrudniejsze pytania wszechświata. Ćmiący w skroniach ból nabierał na sile, ciepło, słońce, zapach wilgotnej ziemi, szelest liści, materiał w kolorze purpury, małe dłonie, duże dłonie, dźwięk wystrzału z pistoletu. Zacisnął na chwilę oczy. To wspaniale. Cóż za absurd.
Cmoknął z niezadowoleniem po raz kolejny i to wcale nie dlatego, że rzeczywiście był czymś niepocieszony - pytania jakie zadawała zaliczały się do tego wąskiego grona rzeczy nad którymi nie lubił się zastanawiać. Czy podoba mu się ta twarz? Kiedy on się nie rozdrabnia na rzeczy, które mu się podobają bądź nie podobają - są w życiu tylko dwie grupy, przydatne i nieprzydatne do przetrwania. Czy coś jest ładne, brzydkie, interesujące - dawno stracił tę słodką możliwość preferencji, dawno odrzucił sposobność segregowania czegokolwiek względem jego widzi-mi-się. Czy się lubili? A kto się tu w ogóle lubił, co to znaczy się lubić, nie ma miejsca na sympatie i antypatie. Jest poczucie obowiązku, jest polecenie, jest bardzo krótki czas na reakcje. Sympatyzowanie to zawsze błąd w obliczeniach, dwie sekundy zastanowienia, które mogą kosztować życie. Dlaczego ona miała takie niebieskie oczy zadawała takie cholerne pytania, bez sensu!?
Odsunął się od niej jakby z trudem, jak psa na smyczy odciągnąć od aromatycznego kosza z odpadkami.
- Tego nie wiem. - poinformował ją sucho, zwracając spojrzenie znów pozbawione wzruszeń w kierunku swoich towarzyszy. Na nich patrzył już zupełnie innym wzrokiem niż na nią i jeśli sądziła, że to jest mina niezadowolenia- czekała ją w życiu jeszcze niejedna niespodzianka.
- Dawno byłeś w lazarecie? - skrzywił się - Przecież się wszyscy na tym twoim rzęchu nie zmieścimy, zobaczymy się na miejscu. A zgub mi którąś paczkę po drodze... - stęknął suchym tonem, po czym odwrócił się do Rain sukcesywnie ukrywając zmieszanie jakie w nim budzi jej postać- Panna jedzie, czy zostaje na tym wysypisku. - jego twarz sugerowała zupełnie nic. Zero. Wolałby, żeby pojechała z nimi, bo chciał rozwiązać zagadkę, która się wiązała z jej osobą, a był przekonany, że jeśl ją tu zostawi to raczej drugi raz się na siebie nie natkną.


Ostatnio zmieniony przez Biel dnia 07.07.19 20:51, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

The member 'Biel' has done the following action : Dices roll


'Kostka6' : 3
                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Znów bardzo wymowny... Facet nie wie? A ja mam wiedzieć? Dla mnie jest obcym człowiekiem. Jego twarz nie wydaje się znajoma. Zapamiętałabym. Charakterystyczne biało-bure włosy. Intensywne spojrzenie. Dominującą sylwetkę. Brak emocji. Silniejszy niż u większości, a przecież wszyscy wyzbyci jesteśmy z czucia... To dobry moment na powolne ulotnienie się. Spoglądając sobie za ramię szukam przestrzeni, w którą można umknąć niezauważenie. Jego rozmowa z kumplem trwa jednak zdecydowanie za krótko, bo zaraz jego uwaga z powrotem wraca do mnie. Krzyżując z nim spojrzenie, utrzymuję je tym razem. To znacznie prostsze niż moment temu, kiedy nie widać wrogości na jego twarzy, a zamiast tego widnieje na niej... nic.
Już znam odpowiedź na poruszoną kwestię.
Otwieram usta, żeby się nią podzielić.

1
Idę, ale w przeciwną stronę — zanim mężczyzna zdąży się rozmyślić co do dania mi wolnej woli w wyborze, odwracam się na pięcie. Macham niedbale ręką na pożegnanie. Obyśmy się nigdy więcej nie spotkali.
Kilka miesięcy później szlag ten plan trafił. Spotkaliśmy się. Kto by się spodziewał?

2, 3, 4
Nie zdążam nic powiedzieć. Dzieje się coś, czego się najbardziej obawiałam. Zasiedzieliśmy się, bo podczas kiedy cieszyliśmy się bardzo stymulującą (taaa, jasne) rozmową, dziwny charkot doszedł nas zza moich pleców. Szybko zmieniam zdanie.
Idę z wami.
Przyśpieszam krok, mijając Białogłowego. Ryk zbliża się do nas szybciej niż zakładałam... Wspólne ulotnienie się daje początek niespodziewanej, nowej znajomości.

5, 6
Nie, dzięki, pójdę... - nie kończę. Coś pozbawia mnie przytomności. Kilka godzin później tępy ból z tyłu głowy budzi mnie w obcym miejscu. Jest ciemno. Duszno. Narasta we mnie panika.
Kurwa, kurwa, kurwa — otrzeźwia mnie niegłośny dźwięk w ciemności. Czyjeś kroki.
Światło, do chuja wafla! ZAPAL!
Tego dnia dowiedziałeś się o moim największym strachu.

zt dla obojga
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

The member 'Rain' has done the following action : Dices roll


'Kostka6' : 2
                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach