Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Pisanie 03.07.19 13:55  •  find me now - Yū ✿, Biel Empty find me now - Yū ✿, Biel
find me now - Yū ✿, Biel Tumblr_pay5rrDGNk1uv9281o3_250find me now - Yū ✿, Biel Tumblr_pay5rrDGNk1uv9281o1_250

#1

Przestrzeń miała zapach wilgotnej stali, rdzy leniwie pełznącej po blachach ścian działowych prowizorycznych korytarzy i tuneli. Przestrzeń daleka od pomieszczenia w którym się znajdowali, a jednak obecność tej woni nie umknęła jego uwadze, nigdy nie umknie. Jak korozja otaczającego ich świata, choroba niewzruszona uporem żelaza, pewnością o swojej niezłomności, rdza podążała naprzód nie oglądając się na czynione przez siebie spustoszenie. Przemijanie było nieuniknionym, choć wiele rzeczy w ich rzeczywistości było wyrwanych z chorego snu szaleńca, pewne stałe pozostawały nimi, niezmienne, potrzeba przetrwania, starzenie się, niszczenie. Jak wiele z tych cech mógł przypisać sobie, ukryty w cieniu potężnych rozmiarów urządzenia technologicznego, którego funkcji nawet nie próbował rozumieć. Jak wiele zmarnowanych oddechów opuściło jego płuca w tym pozornie pozbawionym celu bezruchu, jak kamienny gargulec postawiony przy drzwiach, czy był jeszcze człowiekiem, czy już tymi zwłokami, którymi powinien był zostać tych lat temu setki.
Uważne spojrzenie przyglądało się zarówno Przywódcy jak i Zastępcy, pochylonym nad planami przygotowanymi przez grupę wywiadowczą Stratega. Mógł słuchać uważnie, podsłuchiwać informacje nieprzeznaczone jego uszom, tylko po co? Wymagałoby to od niego podzielenia uwagi, której potrzebował w pełni do prawidłowego wykonywania powierzonych tylko jemu zadań. Czy potrzebny im był do przeglądania raportu? Był przekonany, że poradzą sobie z tym doskonale we trójkę. Bardziej niż na treści rozmowy skupiał się na pospiesznych krokach odbijających się cichym echem po korytarzu. Dwanaście skoków, schody pokonane co drugi stopień, siedem metrów do magazynu, drzwi drżące na kółkach wetkniętych w stare prowadnice, pięć, cztery, trzy, zakręt i rozwidlenie. Powoli wysunął z kieszeni płaszcza dłoń starając się ograniczyć wykonywane ruchy do bezwzględnego minimum, w momencie w którym szczur w dresie wpadł przez drzwi chwycił chłopca za kołnierz koszulki w sposób tak gwałtowny i niespodziewany, że ten byłby wyrżnął się tyłkiem o goły beton, gdyby nie zawisł w powietrzu oglądając się na swojego napastnika.
Gabriel był małomównym gburem, może nie dlatego, że rzeczywiście był gburem, co zwyczajnie nie miał nic ciekawego do powiedzenia. Jedyną mądrością jaką mógł się popisać był fakt,że siedział cicho dopóki to co miał z siebie wypluć nie miało jakiejś wyższej wartości. Przyglądał się chłopcu o dwukolorowych oczach kota przez ciągnącą się jak smród po gaciach chwilę unosząc wyczekująco brwi, aż ten w przebłysku znikomego geniuszu wcisnął mu zwitek papieru i umknął pospiesznie tą samą drogą, którą przyszedł.
Zasady były proste i z pewnością nie po to, by je łamać. Jeśli ta trójka mózgów potrzebowała po coś się pogarbić nad papierzyskami to zasadniczo jego zadaniem było dopilnowanie tej przestrzeni. Ostatnim co było im teraz potrzebne było rozpraszanie grupy dowodzącej w sytuacji osłabienia bezpieczeństwa bazy. Wślizgnął się bez słowa w cień powracając do fascynującego w swojej prostocie bezruchu.
Stad przynajmniej mógł obserwować – tych dwóch chłystków to jeszcze jak cię mogę, ale Przywódca był klejnotem koronnym. Był przekonany, że w sytuacji zagrożenia bez większych problemów poradziła by sobie z takim gównianym szpiegiem, niejednokrotnie zresztą towarzyszył jej w przedsięwzięciach w których mógł obserwować zarówno jej zdolności lidera jak i możliwości bojowe, trzy zapchlone kundle kręcące się wokół niej jak dzieci i całą resztę rozgardiaszu, który ona zdawała się bez trudności ogarniać w pojedynkę. Miał dług, zobowiązanie, być może jak klątwę niemożliwą do wypełnienia, stał tu póki tego od niego oczekiwała i prawdopodobnie stać będzie nawet jeśli wszyscy inni się odwrócą. Pośród tej wilgoci, szumiących podejrzanie szybów wentylacyjnych, zapachu prącej ochoczo po blasze rdzy i melodyjnej rytmice kropel kapiących gdzieś ze zlewu na drugim końcu budynku.
Dopiero odprowadziwszy wzrokiem rozmówców Yu do wyjścia odepchnął się lekko, dla rozruszania i animuszu, od ściany i skierował w stronę centrum pokoju. W dłoni wciąż trzymał schludnie złożony papierek przyniesiony przez kuriera. Mógłby zapytać, czy do czegoś doszli, ale przecież jeśli uzna, że mu ta wiedza potrzebna to sama mu powie. Wydawała mu się czasem, mimo świadomości jej możliwości, całkiem niewielka, całkiem krucha. Jak wykorzystując chwilę jego nieuwagi ktoś mógłby z przetrącić jej kark. Dlatego nigdy nie mógł mieć tej chwili, dlatego nieuwaga nie funkcjonowała w jego rzeczywistości.
Położył wiadomość na stole i spojrzał na nią unosząc jeden kącik ust w wyrazie słabo ukrywanego rozbawienia. Co, przyszli popierdolić, popierdolili nad planami, postękali, że ciężko będzie i poszli dalej coś robić? Czasem tylko i tylko sam na sam z Yu, pozwalał sobie pokpić z ludzi, którzy mając ogromny potencjał wykorzystywali jego jedynie ułamek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.07.19 13:39  •  find me now - Yū ✿, Biel Empty Re: find me now - Yū ✿, Biel
  Szczątki informacji łączyły się w jej myślach jak fragmenty pękającej szyby. Obraz był niepełny, pozbawiony jednolitej struktury, gdzie najgłębsze rysy tworzyły trzon całej idei, a rozgałęzienia wyłącznie zalążek konkretnego planu. Tafla szkła dzieląca ich od jasnego obrazu nie chciała pęknąć za sprawą burzliwych negocjacji. W gronie zebranych nie było nikogo, kto odważyłby się wbić nóż w sam jej środek. Ostre krawędzie konsekwencji mogły brutalnie pokaleczyć każdego.
  Sylwetki jej najbliższych współpracowników zlały się z cieniem mijając Gabriela bez słowa. Żadne z nich nie spojrzało mu nawet w oczy. Z pogardy, albo przez poczucie wyższości. Nikomu nie poprawił się humor, gdy doszli do wniosku, że nie są w stanie dojść do porozumienia. Cichy, lecz stanowczy głos kobiety odesłał ich w celu wykonywania swoich obowiązków. Być może czas przyniesie ze sobą więcej odpowiedzi.
  Ona sama zawisła bez słowa nad powierzchnią mapy. Do znudzenia przemierzała spojrzeniem ten sam fragment wyrysowanych korytarzy, którzy wcześniej żadnemu z nich nie chciał zdradzić swoich sekretów. Powtarzała tą czynność raz za razem jakby w nadziei, że spadająca z betonowego sufitu przypadkowa kropla wilgoci opadnie na papier i wskaże jej odpowiednie miejsce. Coś, co przeoczali.
  Ostatnie skrzypnięcie drzwi pomieszczenia tchnęło w nią życie. Wzdrygnęła się i wyprostowała odczuwając ból zmęczonego kręgosłupa. Siedzieli tutaj zbyt długo zapominając o jedzeniu, piciu o wszystkich innych potrzebach, o istnieniu których przypomniało sobie teraz jej ciało. Westchnęła z irytacją kładąc ręce u nasady krzyża z naciskiem. Dopiero wtedy się odwróciła.
  Wzrok padający na plecy wymordowanego na moment pociemniał. Czasami zapominała, że tak stał. W bezwzględnym milczeniu, bez żadnego hałasu czuwał jak woskowy posąg, albo pusta, rycerska zbroja ustawiona na stojaku przed wejściem. Gdyby go zignorowała, nawet by o tym nie wspomniał.
  — Wiadomość? — zapytała, nie oczekując odpowiedzi na widok dzierżonego przez niego zwitka papieru. Zrównała się z mężczyzną, wzrokiem sięgając na wysokość jego rąk. Odebrała papier i bez zwłoki rozwinęła go, by szybkimi ruchami gałki ocznej zdradzić że chłonie zawartą na nim treść.
  Słowa wiły się jak węże, a kąsały jeszcze mocniej. Zanim sięgnęła kropki kończącej zdanie, zaklęła pod nosem.
  — Kto ją przyniósł? — zapytała twardo. Ton zdradzał frustrację, a działania pośpiech.
  Nie czekała na odpowiedź. Okręciła się na pięcie i zdarła z powierzchni stołu graty. Kilka czystych kartek papieru spadło na brudną podłogę, na jedną z nich rozlał się czarny tusz, w kałuży którego wylądował następnie but kobiety. Zostawiając za sobą czarne ślady podeszwy kręciła się po pokoju zbierając z półek przypadkowe na pierwszy rzut oka przedmioty.
  Przed samym progiem chwyciła zrzucone wcześniej ze stołu krótkie ostrze i zatrzymała się w pół kroku rzucając naglące spojrzenie na Gabriela.
  — Nie odzywaj się bez rozkazu — poleciła tak, jakby opętanemu z natury nie zamykała się buzia.
  Nie poświęcała mężczyźnie zbyt wiele uwagi. Ani dzisiaj, ani nigdy. Był dla niej jak powietrze, coś czego nie dostrzegała w codziennych czynnościach, a bez czego często nie potrafiła się obejść. Dopiero jego brak, tak jak w przypadku oddechu, zwracał na siebie uwagę.

  Echo jej kroków mieszało się z odgłosem rozchlapywanej wody. Korytarze podmokły, skradanie się było niemożliwe. Obuwie przemakało w przeciągu kilku minut spędzonych poza bezpiecznym schronieniem. Woda wysysała siły, cuchnęła stęchlizną, przynosiła ze sobą kłopoty. Tak jak śmieci niesione na jej powierzchni, tak do tuneli napływały kłopoty.
  Za jej plecami na taflę wody wypływał brud i resztki atramentu, a daleko w tunelu przed nią sączyła się powoli czerwona smuga. Oblepiała buty jak zaraza, której źródło chowało się przed nią w cieniu. Gdy zastygła wbijając spojrzenie w ciemność korytarza z betonowego sufitu skapnęła na jej policzek kropla wilgoci.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.07.19 19:41  •  find me now - Yū ✿, Biel Empty Re: find me now - Yū ✿, Biel
Był ostatnią osobą, która posiliłaby się na to, by przypomnieć jej o rzeczach tak prozaicznych jak zaspokajanie podstawowych potrzeb. Byli wpół martwi - wciąż jednak wymagali pożywienia i odpoczynku. Nie był jednak tą jednostką, która zwróciłaby na to uwagę choćby z tego banalnego względu, że dopóki sam trwał na posterunku też nie skupiał się na tak błahych kwestiach. Obojętność współpracowników Yu przyjmował z wzajemnością, choć to wszystko zazębiało się w prostym układzie taktycznym. Im mniej ktoś zwracał na ciebie uwagi, tym większe miałeś pole do popisu. Znacznie bliżej mu było do ciemnych, szeleszczących ciemnością i wilgocią kątów niż sterczenia na piedestale, ogrzewania się w blasku cudzej chwały. Cały z wilgoci, a suchy i cichy jakby było go pół, jakby nie było go wcale.
Na dźwięk głosu wymordowanej do jednego kącika ust dołączył drugi w nikłym cieniu uśmiechu, który zaraz wypalił się jak każda iskra emocji z takim trudem krzesana na tej kamiennej mordzie. Jakby mu to mogło zaszkodzić, jakby miał się tym zatruć, że się czasem rozgniewa, że zaśmieje się, czy krzyknie coś tonem głośniejszym niż pierdnięcie myszy. Przyglądał się jak jej drobne palce rozwijają papier robiąc ponownie kilka kroków w miejsce z którego mógł widzieć zarówno drzwi jak i całe wnętrze pomieszczenia. Obserwował z niewidoczną fascynacją jak marszczy brwi, niemal czuł zapach frustracji, gniew jaki przemykał niczym małe iskierki po zmarzniętej wilgocią i zmęczeniem skórze liderki. Zmrużył oczy. Było w tej ekspresji coś wielce ekscytującego, zawsze reagował na to podświadomie, jak pies, który wiedział, że zaraz stąd wyjdą, jak wilk śledzący wzrokiem przemykającego po poszyciu zająca, jak rekin nęcony kroplą krwi w wodzie.
Zostawiała za sobą ślady, im więcej tym mniejsze, tusz jednak uparcie pozostawiał pieczątki odbite podeszwą buta na wilgotnej ziemi. Chaotyczny wzór pozostawiony na podłodze pomieszczenia jak podpis ludzi pierwotnych, ilustracja pośpiechu i niezadowolenia.
Nie odzywaj się bez rozkazu. Skinął głową tak nieznacznie, że nawet gdyby poświęciła mu ułamek uwagi by to dostrzec - czego nie zrobiła przecież, wychodząc z rozmachem - mogłaby to przeoczyć. Dobrze, że wydała takie polecenie - mógłby się przecież zapomnieć i zagadać kobietę na śmierć. Miał już kilka takich zamachów na sumieniu!

Wyjście na korytarz było jedynie skutkiem obranego przez nią kierunku. Odór ścieków drażnił zmysły, działał jednak pobudzająco, ciemność przywitał z niemą ulgą, skupiając się na tym co w swojej nierozwadze próbowało korzystać z czarnych kątów i zakamarków zasypanych czy zalutowanych na głucho sztolni. Nie miał większego problemu z dostrzeżeniem powykręcanych kończyn zwłok, z których życie uleciało dawno temu, pozostawiając po sobie jedynie brudną wstęgę krwi, której nurt ścieków nie pozwalał zakrzepnąć. Chrząknął jedynie, wyciągając spod płaszcza broń. Kończyny były połamane, jednak wciąż przytwierdzone do zmaltretowanego korpusu. Choć trudno było rozpoznać z tej odległości kim mógł być trup za życia, kolor tej brudnej bluzy i dwa różne buty przypomniały mu o kurierze, małym szczurze, którego chwilę temu wyrzucił za kołnierz z pokoju. Odbezpieczył zamek broni wyprzedzając Yu i zlustrował z uwagą wszystko to, co znajdowało się w zasięgu wzroku. Korytarz ciągnął się w głąb jeszcze przez kilkanaście metrów, z prawej przez zakratowaną dziurę wpływały fale brudnej wody, prawdopodobnie na górze znów padał deszcz. O pokręcony korpus zatrzymało się kilka pustych puszek i kawałek połamanego kontenera pocztowego, po lewej rury wychodziły z podziemnego węzła, pięły się po ścianie wsparte rdzewiejącymi kołkami wbitymi w kruszejącą od wilgoci ścianę.
Szelest czegoś przesuwającego się po rurach nad ich głowami był ledwie słyszalny w tej kakofonicznej melodii dźwięków, odpływu bekającego śmierdzącymi oparami, bulgotaniu rur, których zawartości lepiej nie znać, chlupiącej wody i typowego kanałom chrzęstu stali.
Pułapka?
Wycelował broń śledząc wzrokiem orurowanie. Gdyby wiedział co było w tej wiadomości mógłby wysnuć wniosek, czy ktoś chciał ją z pokoju obrad wyciągnąć celowo, czy to nie jest w ogóle związane z sytuacją w której się znaleźli. Kurier jednak - i to było pewne - już nigdy nie dostarczy nikomu żadnej wiadomości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.07.19 15:13  •  find me now - Yū ✿, Biel Empty Re: find me now - Yū ✿, Biel
  Obraz mapy odbił się wyraźnie pod powiekami. Gdy mrugała, widziała nadal wszystkie korytarze łączące się w kształt labiryntu z dziecięcych zgadywanek. Prawdziwej struktury kryjówki nie znam nikt, nawet ona, chociaż od lat penetrowała każdy tunel, nie widziała wszystkiego. Podziemia były jak żywy organizm, wąż, który poruszał się bez przerwy, pożerał jedno przejście i wypluwał je w innym miejscu. Jeżeli jednak nie zaszła pomyłka, ciągnąca się przed nimi droga nie skręcała nigdzie przez kolejne sto, dwieście, trzysta metrów.
  Ktoś, kto dokonał tak zuchwałego morderstwa musiał nadal kryć się w cieniu.
  — Okropne — stwierdziła, podchodząc do zmaltretowanego ciała.
  Przykucnęła w wodzie przy twarzy dzieciaka odsuwając wilgotne włosy z otworzonych szeroko oczu. Zastygł z miną zaskoczenia i bólu, jakby nie spodziewał się natknąć na zagrożenie w przyjaznym mu od dziecka korytarzach. Z ran ściekała świeża krew, ale w tej kwestii wszystko się zgadzało. Jeszcze kilka minut temu goniec pojawi się w drzwiach ich sali narad. Żywy.
  Rytmiczne uderzanie kropel o taflę wody pod nimi mąciło ciszę. Dookoła tętniły wyłącznie dźwięki żyjących kanałów, oddech podziemnej kryjówki, który mieszkający tutaj od lat łowcy ignorowali. Ostra woń niosła się w wzdłuż chodnika spływając wraz z wodą wgłąb tunelu. Była jak ścieżka prowadząca ich do źródła tego zepsucia.
  Jej wzrok mimowolnie podążył za linią krwi.
  Czy sprawca specjalnie wskazywał im drogę? Niosąc ze sobą nadrzędzie zbrodni, albo co gorsza fragment ciała zabitego tworzył za sobą wyraźny ślad obecności. Chciał, by ktoś podążył za jego tropem.
  Oparła dłoń na piersi ofiary. Była ciepła, chociaż wodą pochłonęła już część prawidłowej temperatury. Ubrania na wierzchu pozostały suche. Nic nie wskazywało też, by młody łowca walczył z oprawcą. Został zabity szybko i patrząc na jego stan... raczej boleśnie.
  Powinni wezwać wsparcie, ale w tym samym czasie jedno z nich musiałoby pozostać przy ofierze. Rozdzielanie się nie wchodziło w grę, ale gdy spojrzała ku górze, nie wiedziała czy w takim układzie podążenie ścieżką będzie poprawnym rozwiązaniem. A przynajmniej sądziła tak, dopóki pod cienką warstwą materiału na klatce piersiowej gońca nie wyczuła dziwnej wypukłości.
  Wysunęła wilgotny skrawek papieru, który natychmiast się otworzył. Spojrzała na Gabriela i broń trzymaną przez niego w ramionach.
  — Za dziesięć minut będzie kolejny — przeczytała na głos, przypatrując się reakcji wymordowanego. — I tyle.
  Kształt liter niczego jej nie mówił. Nie znała tego pisma, przypominało każde inne. Kartka również wyglądała na wyrwaną w pośpiechu. Była zwykłym, białym skrawkiem papieru, który ktoś na szybko zakreślił. Mokre odbicia na krawędziach wskazywały, że autor notatki miał mokre dłonie. I tyle, nic więcej. Zero jakichkolwiek dalszych informacji. Tylko ciągnąca się wraz z wodą krew.
  Zagryzła dolną wargę wpatrując się teraz w nieoświetloną drogę.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.07.19 1:44  •  find me now - Yū ✿, Biel Empty Re: find me now - Yū ✿, Biel
Okropne...
Jedno słowo, które sprawiło, że na chwilę obrócił głowę na karku by na nią spojrzeć. Kątem oka rzucił jedynie urywek uwagi powykręcanemu ciału. Okropne. Przed kilkoma oddechami nie poświęcił tym zwłokom więcej niż ułamek swojej uwagi, przyjrzał się obrażeniom, choć była to ocena praktyczna, chciał wiedzieć czym posługiwał się napastnik. Czy były tam rany cięte, kłute, szarpane, czy postrzałowe. Spojrzał na trupa jak na przedmiot, podając go rzeczowej, szybkiej analizie, wykonując to, co należało do jego obowiązków. Zobaczyć. Analizować. Wykorzystać wnioski. 'Okropne' jednak indukowało głębszą refleksje. Przypominało, że ta kupa mięśni i kości była żywą istotą, przypominało, że ktoś go kiedyś widział, ktoś z nim rozmawiał, ktoś na niego liczył, ktoś się uśmiechał do tej szczurzej mordki. Okropne szeleściło ponurą obietnicą, że ktoś ... ktoś będzie za nim tęsknił.
Pozbawiony wrażliwości machinalnie zepchnął na dalszy plan takie wewnętrzne dywagacje. Emocje, empatia, były luksusem na który tacy ludzie jak Gabriel nie mogli sobie pozwolić. Każda sekunda zmarnowana na zastanawianie się, czy coś było złe czy dobre była sekundą w której mógł zawieść jako osoba piastująca takie a nie inne stanowisko. Jedyną wątpliwością jaką mógł rozważać to podejmowanie lub niepodejmowanie akcji, moralne elementy gubiąc dawno temu jak niepotrzebny balast.
Biel robił rzeczy okropne, w okropności te ubierał się jak dziwka w koronkową bieliznę, nakładał na dłonie jak biżuterię, zapinał pod szyję jak najlepiej dopasowany mundur. Zapytany czy kiedyś wypatroszył dziecko pewnie by nie odpowiedział, ale zrobił to. I zrobiłby to jeszcze tysiąc razy, jeśli tego wymagała jego Przywódczyni. Był jedynie narzędziem, zimnym i pustym, prostym w obsłudze - pchnięty gryzł, pociągnięty przestawał. Mało kto miał nad nim kiedykolwiek jakąkolwiek władzę i choć echa przeszłości, byłego życia, czasem jak fajerwerki na czarnej kurtynie nieba rozbłyskały w pustce jego myśli, nie miał czasu, a tym bardziej ochoty poświęcać im uwagi. Okropne więc było słowem, którego nie mógł mieć w słowniku, było zwrotem jak wiele innych, na których używanie miała monopol Yu, a których znaczenie ignorował pozwalając, by spłynęły po nim jak wilgoć po otaczających ich ścianach.
Zawiedziony swoją reakcją odwrócił się na powrót obserwując ciemność ścielącą się gęsto w zakamarkach i orurowaniu. To nie była jego sprawa co Yu uważała za okropne, co za znośne, a co za nieistotne. Mógłby, gdyby sobie tego życzyła i tylko gdyby tego chciała, przyjąć ciężar jakim były jej emocje, podjąć dialog, rozmowę, która przecież zawsze służy ukojeniu myśli. Nie dlatego, że rzeczywiście chciał rozmawiać. Jedynie dlatego, że taki otrzymałby rozkaz.
Kolejne słowa sprawiły, że zmrużył oczy. Dziesięć minut. Wewnętrzny zegar dzikiego zwierzęcia ruszył powolnie licząc sekundy. Prześledził uważnym wzrokiem ciemność za nimi, trzymając broń w wyciągniętych rękach, gotów oddać strzał jeśli taka byłaby konieczność. Mając pewność, że tam skąd przyszli nie zostało nic poza pustym pomieszczeniem, że niczego nie przeoczył, pozwolił sobie ominąć zarówno Przywódczynię jak i zmaltretowanego kuriera. W myślach analizował wszystkie możliwości. Korytarz opadał w dół, ściek miał swój nurt, czyli spust był względnie niedaleko. Słyszał w oddali szum wody jednak nie odróżniał w tym wszystkim żadnych kroków. Osiem minut, czterdzieści trzy sekundy. Jak daleko było do najbliższego zakrętu? Przyspieszył kroku próbując przypomnieć sobie najbliższe rozgałęzienia odchodzące od miejsca w którym stali. Stawiając przynajmniej krok na sekundę, w którą stronę zmierzać, by znaleźć kolejny element układanki. Czy zdąży? Czy powinien się spieszyć? Pozostawał wciąż w odpowiednio bliskiej odległości, by stanowić ewentualną barierę między najważniejszym członkiem grupy Łowców a tym, co czaiło się w ciemnościach w które tak usilnie się wpatrywał. Katów jak on były dziesiątki, był elementem praktycznym, ale wymiennym - ona była jedna.
W oddali przed nimi coś upadło rozchlapując wodę. Lufy pistoletów wycelowały prosto w to miejsce, a ciało mężczyzny przesunęło się by znajdować dokładnie na linii ewentualnego strzału, gdyby takowy był kierowany w stronę Przywódczyni. Sześć minut, dwanaście sekund. Trwał w bezruchu, powiedz, żeby poszedł to pójdzie, każ mu zostać, zostanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.07.19 11:52  •  find me now - Yū ✿, Biel Empty Re: find me now - Yū ✿, Biel
  Niekiedy nazywała łowców swoimi dziećmi, ale w chwilach takich jak te sądziła, że nie ku temu żadnego prawa. Co wiedziała o ludziach, którzy ginęli pod jej rozkazami? Z jej winy i w jej domu? Nie potrafiła przywołać nawet w myślach jego imienia. Gońców było zbyt wielu, wszyscy do siebie podobni, jak zrodzeni z jednej matki, którą nie była sama Yu. Ona była sprawczynią ich wychudzenia, głodowania, chorób, bólów i ostatecznie śmierci. Niczego więcej.
  Dłoń miała szorstką, zaczerwienioną od buzującej krwi i pokrytą tą samą czerwienią, która otaczała ciało i buty jej oraz Biela. Chociaż woda przesiąknęła już zapachem juchy, wszystko inne było w normie. Sprawca opuścił tunel i pozostawił ich, by skonfrontowali się z efektem ich ideologicznych potyczek.
  Ofiarami zbyt często były dzieci.
  Spojrzała przez ramię na Biela szukając w jego obliczu podobnych emocji, ale twarz wymordowanego należała do kamiennego posągu. Pusta, pozbawiona wyrazu, jakby artysta rzeźbiarz stworzył skorupę, a nie dzieło. Nie mogła nawet liczyć na jego słowne wsparcie. Ze swojej winy, z czego zdała sobie sprawę. W końcu sama zabroniła mu zabierać głos.
  — Cofam rozkaz — powiedziała szorstko. Postawa Gabriela niekiedy wywierała w niej zachwyt. Był jak żywa broń, którą mogła swobodnie się wysługiwać, ale w chwilach takich jak te potrzebowała opinii wiernego człowieka, przyjaciela, a nie człekokształtnej sylwetki nastawionej na spełnianie jej zachcianek. Z drugiej strony w jej głosie kryło się również zmęczenie. — Potrzeba mi twojej opinii w tej sprawie.
  Zanim podniosła się znad ciała, Biel na moment zniknął jej z pola widzenia. Pokręciła szybko głową odnajdując go głębiej w tunelu, znikającego w cieniu nieoświetlonej drogi. Był jednak na tyle masywną osobą, że trudno było go zgubić.
  Dziesięć minut od momentu odnalezienia ciała, czy dokonania zabójstwa? Nie miała pewności, ale okienko w którym pozbawiono życia dzieciaka nie musiało być tak wyraźnie oddalone. Od kiedy goniec przybył do nich z informacją zawartą w liście zdążyli jedynie zakończyć spotkanie i się rozejść,
  Jednooka wyciągnęła z kiszeni niewielką notatkę, złożoną w taki sposób, że treść znajdowała się na samym środku rozłożonej kartki.
Więcej go nie zobaczycie.
  Czy treść listu była groźbą? Niewątpliwie, skoro leżał przed nią jej efekt, ale brak jakichkolwiek motywów, punku zaczepienia, konkretów całkowicie wybił ją z równowagi. Ktoś robił sobie bardzo niesmaczny żart, albo mieli do czynienia z intruzem.
  Przyśpieszyła kroku, by dogonić Gabriela, ale nie wyprzedziła go. Spojrzała w miejsce, do którego celował z lufy, ale tam także światło nie docierało. Normalnie tunele było co jakiś czas oznaczone i wyposażone w przygaszoną lampę, ale tym razem korytarz nikł w całkowitym mroku.
  Po kilku krokach szkło zazgrzytało im pod butami. Było jasne, że ktoś tędy przechodził pozbawiając ich normalnej wizji.
  — Nie powinno ci to chyba przeszkadzać — zwróciła się do Biela, którego sowie geny musiały wpływać na zdolność widzenia w ciemnościach. Jej własny wzrok, chociaż nie zwierzęcy potrafił przebić się przez gęstniejącą ciemność. W końcu większość swojego życia spędziła po ziemią.
  Dotknęła go lekko w łokieć, a potem kiwnięciem głowy wskazała chodnik wzdłuż opadającej wody. Innego przejścia nie było, chyba że intruz, wymordowany albo inna cholera poruszało się w głębokim na tym odcinku zalanym korycie. Woda szumiała na boku, odgłos opadających kropel ginął w odległym huku opadających hektolitrów. Zbliżali się do zbiornika, w którym kotłowała się woda z kilku punktów miasta.
  Tej części podziemia łowcy prawie nie wykorzystywali. Połączona była ze ściekami i kanalizacją zachodniej partii M-3. Smród był nie do wytrzymania, a pomieszczeń, poza tymi jakie pozostawili daleko za swoimi plecami nie było. Same sztolnie służyły do ewentualnej ucieczki.
  — Ile czasu? — zapytała cicho wymordowanego domyślając się, że jego natura perfekcjonisty kazała mu odmierzać uciekające minuty.
  Czas mijał. Łowczyni w towarzystwie Biela zbliżali się do wielkiej betonowej konstrukcji, a śladu po oprawcy nie było. Huk wzmagał się, ale echo zostało naruszone przez jakiś obcy odgłos. Jakby coś ciężkiego wpadło do basenu z nieczystościami.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach