Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Desperacja, około 550-600 lat temu.

Ból był nie do zniesienia. Roznosił się wręcz po całym ciele, po całej twarzy.
Nie wiedziała, co tak naprawdę działo się wokół niej. Nie była pewna, czy w ogóle była w stanie stać prosto, gdy próbowała oddalić się z tego miejsca. Skąd? Co, do jasnej cholery, wydarzyło się niespełna 10 minut temat?
Carramura miała wrażenie, jakby jej głowa miała zaraz eksplodować. Złapała ciężko oddech - tylko po by, aby zaraz zacząć się krztusić, próbując przypomnieć sobie, że oddychanie, wbrew pozorom, było czymś naprawdę przydatnym w życiu. Zrobiła kolejny krok, a potem powoli zaczęła się odwracać.
Widziała tylko ogień.
Na sam jego widok robiło jej się niedobrze, a jej lewa część twarzy jakby zaczynała jeszcze bardziej piec. Niewiele myśląc, zamknęła oczy i odwróciła się plecami do tego niszczycielskiego żywiołu, próbując się oddalić z miejsca zdarzenia. Ktoś zaatakował? Ją? A może była tylko świadkiem? Nie, pamiętała dobrze te nienawistne spojrzenie... A może jednak było kurewsko chłodne?
Wydostać się stąd. Jak najdalej.
Błagam, nie. To chyba jakiś żart, nie chcę umierać.
Dobrze jednak wiedziała, że na Desperacji na próżno szukać litości i pomocy. Na jej widok prędzej spróbują ją dobić, przelecieć, okraść, cokolwiek. Dlaczego miała wierzyć w jakąkolwiek litość?
Jednak, mimo wszystko, Federica chciała wierzyć, że jakoś to przeżyje. Jednak wszystko ją bolało, twarz piekła, w kącikach oczu czaiły się łzy, a ona z każdym krokiem ostro łapała powietrza. W końcu jednak opuściły ją siły, a ona oparła się plecami o jakąś pojedynczą skałę na pustkowiach, która idealnie mogła grać jej nagrobek. Spojrzała na nocne niebo i przymknęła oczy, czekając, aż w końcu uśnie. Na wieki.
                                         
Nove
Bernardyn     Opętana
Nove
Bernardyn     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Federica Vanessa Carramusa


Powrót do góry Go down

Kto wie czy spotkanie tej dwójki było zapisane na kartach przeznaczenia czy było zwykłym zbiegiem okoliczności. Rain otrzymała zlecenie dostarczenia listu do jednego z aniołów, który zamieszkiwał Desperację. Może nie był to priorytet, ale anielica chciała mieć to z głowy. Może to ręka losu delikatnie pchnęła ją w stronę tej decyzji? Lecąc na swych anielskich skrzydłach na tle nocnego nieba dziewczyna rozglądała się dookoła wypatrując sama nie wie czego. Za jedną z górek coś dawało podejrzanie jasny blask. Zwabiona tym zjawiskiem Rain po przekroczeniu wzniesienia ujrzała pożar. Chęć dostarczenia listu zeszła na dalszy plan. Teraz liczyło się to, aby uratować ewentualne istnienie w zagrożeniu. Pikując ku ziemi zauważyła sylwetkę opierającą się o samotny kamień. Kierunek lotu zmienił się, a anielica wylądowała nieopodal niezidentyfikowanej osoby.
-Hej żyjesz? Co tu się st...-lawinę pytań przerwał widok śmiertelnie rannej dziewczyny.
"C-co teraz? Nie mogę jej tu tak zostawić, a nie mam..." myśli szybko przelatywały przez głowę Rain. Rozdarła część swojej koszulki i zawinęła nim ranną twarz nieznajomej. Kolejne strzępy ubrania anielicy służyły za prowizoryczne bandaże. Teraz jedynie strzępki ubrań okrywały jej własne ciało. Tylko co dalej? Tyle nie wystarczy, aby nieznajoma przeżyła. Bez większego namyślenia Rain rozpięła swoje anielskie skrzydła.
-M-może boleć i będzie zimno, ale wytrzymaj! N-nie dam ci umrzeć!-wypowiadając te słowa przykucnęła przy rannej i delikatnymi, a zarazem stanowczymi ruchami pomogła jej oprzeć się o swoje plecy.
Po chwili mordowania się z ledwo przytomną i większą od siebie dziewczyną jakoś udało jej się wziąć ją na plecy.
-Trzymaj się mocno.-rzuciła sama mocno trzymając ciało rannej dziewczyny wzbijając się w powietrze.
Po osiągnięciu odpowiedniej wysokości i ustabilizowaniu lotu ryzyko spadku nieznajomej zmalało. Rain wyciskała z siebie siódme, a nawet dziesiąte poty, aby jak najszybciej wrócić do edenu.
"Obym zdążyła." myśl ta nie opuszczała myśli anielicy choćby na chwilę.
-W domu jakoś się tobą zajmę! I-I zawołam lekarza! Jego moce są niezwykłe, więc wyleczy twoje rany przynajmniej do takiego stopnia, abyś przeżyła, więc nie poddawaj się jeszcze!-wykrzykiwała, aby dodać otuchy nieznajomej, aby resztki nadziei niezgasły.
                                         
Rain
Ratler     Anioł Stróż
Rain
Ratler     Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rain


Powrót do góry Go down

Choć raz w życiu jakieś plany mogły wyjść, przynajmniej zdechłaby w miejscu, które sama sobie wybrała - choć ciężko je uznać za dobre, a i same warunku nie były najlepsze. Kurewsko bolesne. Włoszka pracowała na tyle długo z chorymi i rannymi by wiedzieć, jak długa i bolesna jest śmierć od zatrucia i poparzeń, szczególnie jak w pakiecie masz jeszcze proszenie o wszystko co święte, żeby nikt cię nie napadł.
Nie była skora do żartów, ale... Widocznie Bóg, którego dawno nie było, miał ochotę wyśmiać jej dramatyczne chwile.
Na początku Federica w ogóle nie zarejestrowała nieznanego jej głosu. Czuła tylko, że ktoś właśnie zainteresował się jej stanem, był kobietą, i coś do niej mówił. Chyba. Dźwięki wokół Włoszki zlepiały się w jakieś dziwne dźwięki, a ból tak pulsował, że nie mogła się skupić. Miała wrażenie, że wywołuje to jeszcze gorszy ból. Nagle jednak zerwała się i zacisnęła zęby, czując, jak napływa go coraz bardziej, jakby ktoś zaczął przykładać coś do jej ciała. Albo ran...?
No tak. Opatrywanie oparzonych nie było łatwe. Było bolesne i niewdzięczne. Czy ona próbowała jej pomóc?
"...będzie zimno, ale wytrzymaj!"
- Puszczaj - warknęła przez zęby, nieskora do współpracy. - Nie mam nic wartościowego przy sobie-
Nie zdołała dokończyć zdania, kiedy znowu zerwała się z bólu. Nawet uporem nie wygrała, nieznajoma osoba zdołała ją w jakiś sposób złapać. Carramura działała instynktownie, i wciąż pewna, że jest w niebezpieczeństwie, próbowała się wyrwać - aż do chwili gdy nagle jakaś siła zaczęła przeć do góry, a ona sama nie potrafiła wyczuć gruntu pod swoimi stopami. Przestała się wyrywać, a w zamian za to próbowała się jakoś rzeczywiście złapać, nie wiedząc, co się działo. Czuła przyjemny wietrzyk, więc spróbowała otworzyć oko ostatkami sił. Zobaczyła skrzydła, niebo, i wysokość. Coś do niej krzyczała, ale ucho Włoszki wyłapało tylko skrawki. Jednak spróbowała, zanim całkowicie odpłynęła, wykrzywić usta w uśmiechu.
Więc jednak anioły wciąż istniały.


Kiedy Federica zaczęła się powoli wybudzać, nie była w stanie powiedzieć, co się stało i gdzie była.
Z pewnością nie widziała bram Niebios, bo wszystko ją wciąż bolało, a dach nie przypominał wpajanego jej wieki w głowę obrazu Edenu. Powoli przechyliła głowę na prawo, podświadomie czując, że będzie to mniej bolesne. Spróbowała się rozejrzeć, albo przynajmniej wyłapać w tle nieznaną jej dziewczynę. Ktoś ją uratował? Chyba tak. Ciężko było sobie przypomnieć, co się działo.
                                         
Nove
Bernardyn     Opętana
Nove
Bernardyn     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Federica Vanessa Carramusa


Powrót do góry Go down

Droga powrotna do Edenu nie była długa, gdyż miejsce z którego Rain zabrała ranną nie znajdowało się, przynajmniej dla niej, aż tak daleko. Jednak podróż z dodatkowym pasażerem okazała się dość męcząca. Nie zapominajmy o tym, że anielica starała się jak najszybciej pokonać dystans dodatkowo wysilając swoje ciało. Dziękowała teraz za predyspozycję fizyczne, które otrzymała oraz sama nabyła dzięki ciężkiej pracy. Gdyby nie to, to mogła by nie być w stanie uratować nieznajomej. Po bliżej nieokreślonym okresie czasu kobiety znalazły się w Edenie, a dokładniej w domostwie Rain. Anielica szybko otworzyła drzwi i wniosła nieprzytomną Nove do środka, przy okazji dematerializując skrzydła. Ułożyła ranną na swoim łóżku. Sprawdziła czy blondynka nadal oddycha oraz czy ma puls. Na całe szczęście oba były nadal obecne. Odetchnęła z ulgą. Następnie wybiegła szybko z domu w kierunku miejsca zamieszkania jednego z aniołów posiadających umiejętności w udzielaniu pomocy rannym oraz moce leczące. Po mimo późnej godziny zapukała głośno do jego drzwi.
-Ezjaszu! Szybko! Jesteś mi potrzebny!-wykrzyczała.
Po krótkiej z okna wydobył się blask świecy. Był to znak dla anielicy, aby zaprzestać swoich nawoływań. Drzwi otwarł wysoki, szczupły anioł o delikatnych rysach twarzy oraz platynowych nierozczochranych włosach, ubrany w długą białą szatę.
-Rain na wszystko co święte dlaczego tak hałasujesz? Zapewne obudziłaś już połowę Edenu.-powiedział widocznie zaspany-Ktoś umiera czy jak?-dodał.
-A żebyś wiedział. Po drodze na Desperację... A zresztą nie ważne. Bierz swoje rzeczy i idziemy.-pospieszyła go zmartwiona-Dziewczyna jest poważnie poparzona... N-nie wiem czy ma jeszcze jakieś rany.-dorzuciła uznając to za ważną informację.


Od tamtej nocy minęły dwa dni. Rain siedziała przy stole pisząc coś w notatniku kiedy Nove zaczynała się budzić. Pochłonięta swoim zajęciem nie zwróciła na to uwagi. Pomrukiwała przy okazji coś pod nosem. Część jej myśli zajmowała osoba nieznajomej śpiącej w jej łóżku. Ezjasz postarał się jak tylko mógł. W rękach anielicy pozostawił dalsze zajmowanie się ranną. Zamartwiała się ciągle faktem, że pomimo jej starań kobieta nadal się nie budziła. Nawet na jej prośbę anioł przychodził, aby upewnić się czy wszystko jest w porządku. Za każdym razem słyszała, że wszystko będzie dobrze, a nieznajoma obudzi się jak tylko wypocznie. No ale ile można spać... Czasami zdarzało się jej samej zasnąć na kilka dni, ale tylko kiedy była ekstremalnie wycieńczona, po bardzo ważnych zadaniach... Może nieznajoma też jest skrajnie wycieńczona? Tego typu myśli dręczyły biedną anielicę od tamtej nocy.
                                         
Rain
Ratler     Anioł Stróż
Rain
Ratler     Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rain


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach