Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Nie ma chyba niczego bardziej irytującego od bycia jedynym trzeźwym wśród bandy pijanych ludzi. Jednak Rudy nie mógł nawet w minimalnym stopniu liczyć na zrozumienie w tej kwestii od samego łowcy bowiem ten już odpowiednio wstawiony nie zauważał absolutnie żadnych związanych ze swoim stanem niedogodności. Podejrzana uliczka? A gdzie tam, ładniej niż w ściekach. Niezbyt trzeźwe towarzystwo? Raczej ewentualni kompani, gdyby wojskowy wymiękł. Boris zdawał się nie zauważać nawet niechętnego spojrzenia kilku przebywających w pobliżu typów. Najpewniej nie bardzo przypadły im do gustu obce mordy, w dodatku mało mające wspólnego z Japończykami.
I co jeszcze? Lista życzeń Borisa mogłaby być niesamowicie długa bowiem nie miał żadnego problemu z naciąganiem innych na kasę. Zupełnie jakby pieniądze rosły na drzewach. No tak, w Miastach rosły. Rząd dbał o obywateli dając im wszystko niemal za darmo. Łowca nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Poczekał aż mężczyzna zapłaci za jego wybór i pozgarniał swoje nowe zdobycze z szuflad automatów. Dwie puszki wylądowały w wewnętrznych kieszeniach kurtki zastępując puste miejsce po tanim winie, a trzecia natychmiast została otwarta z cichym sykiem.
- Nienawidzę psiarni. Tej zapchlonej i tej wojskowej - odparł z typową dla siebie wdzięcznością, odbierając od niego fajki i bezceremonialnie odwracając się od mężczyzny.
Słodkie pytania o pieski, sugerowanie, że Lazarus cokolwiek mu będzie pokazywał i to dziwne spojrzenie, którego łowca nie mógł rozgryźć. Darmowe rzeczy są fajne, ale jeżeli ten psychol naprawdę się na niego czai to trzeba jak najszybciej się stąd zmyć.
- Jesteś największą bułą wśród mundurowych - rzucił mu na odchodne, unosząc puszkę nad łeb jakby chciał wznieść toast za piękne działanie służb bezpieczeństwa - Wracaj lepiej za biurko, tam się nadasz. Miłej służby, panie władzo.
Azarov zarechotał złośliwie, zapijając swoją dumę kolejnym łykiem za słodkiego piwa i szybko skręcając za róg by zniknąć z oczu całej zgromadzonej tu gawiedzi. Niezbyt mądre posunięcie biorąc pod uwagę, że ktoś najwyraźniej szykował się by obić mu mordę za sam fakt jej istnienia, ale kilka uliczek dalej znajdzie się w sektorze z magazynami, a stamtąd już cichutko wkradnie się z powrotem do ścieków żeby zamęczać Angel opowieściami jak to wymknął się specowi bez ani jednego zadrapania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Był niezmiennie i stoicko wręcz spokojny, choć cała sytuacja budziła w nim różne myśli. Możliwe, że był za bardzo skupiony na tym, co rysowało się między nimi. Możliwe, że nadmiernie ciekawiło go to… Możliwe, że chciał odkupić w jakiś sposób swoje błędy, oczywiście jeżeli to wszystko było tym, czym się zdawało być. Wciąż w głowie wojskowego tkwiły jednak obawy, że to wszystko było jedynie zbiegiem okoliczności, zbieżnością nazwisk i innych czynników, które wzbudziły w nim to coś, co było reakcją na tę dziwaczną perspektywę. Nie potrafił określić tego, co w tej chwili czuł, no, nie licząc czysto fizycznych aspektów samopoczucia, na przykład zmęczenia czy bolącej głowy.
Och, ale poza tym był dobrym psem. A dobry pies powinien umieć ugryźć delikwenta, który stara się niebezpiecznie igrać z jego właścicielem, a to właśnie się działo. Poczuł napływ irytacji spowodowany bezczelnością Borisa, która osiągnęła dość szybko taki punkt, jaki miała na początku ich spotkania, jednak dalej nie dawał po sobie tego poznać. Był w końcu dorosłym człowiekiem, ponadto profesjonalistą, który nie—
O kurwa.
Spierdolił.
Czekaj! – Wykrzyknął po chwili (co za powolny czas reakcji, ktoś się chyba starzeje) i lada moment ruszył biegiem za mężczyzną. Przemierzanie ulic, które stawały się coraz bardziej zatłoczone, zaczynało stanowić lekki problem. Jednakże dzięki swojemu wzrostowi nie spuszczał delikwenta z oczu i wciąż go widział. Miał dłuższy moment na działanie zanim zataczające się, zapijaczone bydlę znowu coś odwali i zanim w ogóle dotrze do miejsca, gdzie ludzi faktycznie będzie więcej.
W końcu go dopadł — brutalnie szarpnął w tył za materiał jego kurtki, chcąc go zatrzymać, natomiast w kolejnej chwili przycisnął go mocno do ściany. Doświadczył małego deja vu, bowiem znowu wykręcał jego ręce do tyłu, tym razem jednak nie pozwalając mu na żadne gierki. Nie to, że uniósł się w tej chwili dumą czy czymś innym niż poczucie obowiązku, ale po prostu nie mógł w tej chwili tkwić bezczynnie.
Boris, do kurwy nędzy – warknął, wyraźnie tracąc cierpliwość. Uprzejmość nie pasowała, więc zostanie pogłaskany pod włos. – Ani mi się waż drzeć mordę. Zrozumiano? Nie mam zamiaru dotykać cię w żaden nieprzyzwoity sposób, a pamiętaj, że jestem milutki. Hałas sprawi, że przyjdzie tu ktoś inny. Wojska na ulicach jest coraz więcej, nie widzisz? Idąc za tobą widziałem przynajmniej kilku. Dlatego – Przycisnął go do ściany mocniej.
Idziesz ze mną. Dziękuj matce za jej błędy, bo już siedziałbyś w niebieskim samochodziku, który robi ładne ijo ijo. Potem by cię pokroili, w najlepszym wypadku zostałbyś zabity. Zakładam, że oczy masz po niej, a po mnie nawet nazwiska nie. To trochę niesprawiedliwe, nie uważasz? – Palce zacisnęły się na jego nadgarstkach, a wszystkie mięśnie się napinały, by nie pozwolić mężczyźnie na wyrwanie się. Dał mu natomiast możliwość do namysłu i zastanowienia się. Sam oczywiście nie miał pewności co do swojej tezy, że faktycznie spotkał synalka, zwłaszcza, jeśli Boris mówił prawdę o matczynych zwyczajach.
Nie krzywdzę cię dopóki jesteś grzeczny. Nie wydam cię, jeśli nie sprawisz mi problemów. Doprowadzę cię do stanu trzeźwości a ty pójdziesz w swoją stronę. – Wycedził sztywno. – Nie chcę, żebyś wpakował się w niebezpieczeństwo. Zrozumiano?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie znał się na wymyślnych miejskich alkoholach, puszki piwa wybierał na zasadzie wyliczanki i wpadających w oko rysunków na opakowaniu. Nie sugerował się nawet napisami czy kolorami, to już przerastało umiejętności poznawcze podziemnego szczura. Gardło miał przyzwyczajone do wlewania w nie najpodlejszych bimbrów, więc słodkie piwo było naprawdę miłą odmianą. Opróżnił puszkę w ekspresowym tempie i zgniótł ją w dłoni. Mocny rosyjski łeb i równie mocny desperacki żołądek nie były dobrym połączeniem dla kogoś, kto w piciu nie zna zupełnego umiaru. Przekonanie o własnej niezniszczalności niemal nie pozwoliło mu nawet pomyśleć o tym, że wojskowy mógłby za nim ruszyć. Nie słyszał też jego nawoływania, zbyt zajęty rzucaniem prowokujących spojrzeń napotkanym ludziom. Dopiero gwałtownie szarpnięcie za kurtkę i przygwożdżenie go do najbliższej ściany sprowadziło go do rzeczywistości. Szybkie spojrzenie rzucone za siebie kątem oka upewniło go, że ma do czynienia z tą mundurową bułą w cywilu. W przypływie satysfakcji, przypisując sobie małe zwycięstwo w bolesnym ukłuciu dumy śmiało poczynającego sobie wojskowego, już otwierał mordę żeby na powrót zacząć swoje przedstawienie, w którym grał rolę niewinnej ofiary. Na tej ulicy miał znacznie większą widownie. Już nawet nawiązał kontakt wzrokowy z przechodzącą tamtędy kobietą by na swoją wyuczoną bezradność zwabić więcej gapiów, gdy Rudy zdążył go uprzedzić. Lazarus poczuł się nieswojo słysząc własne imię. Rzadko kiedy ktokolwiek go używał, a usłyszeć je od osoby, która teoretycznie nie powinna go wymawiać w danej sytuacji było podwójnie dziwnym uczuciem.
- Nie mów tak do mnie - odwarknął natychmiast, wchodząc mu w słowo i próbując ignorować ból spowodowany wykręceniem mu rąk za plecy.
Alkohol krążący w żyłach i tak tłumił odczuwane bodźce, ale nawet mimo to tyle wystarczyło by unieruchomić łowcę w jednym miejscu. Wyrywanie się pogarszało sprawę, a nagłe szarpnięcie, na które Rudy odpowiedział jeszcze większą siłą sprawiło, że Lazarus pisnął z bólu jak skrzywdzony szczeniak. Od tamtej chwili nawet nie drgnął. Serce biło mu jak oszalałe, nie tylko ze strachu gdy mężczyzna wspomniał o losie jaki czekałby go, gdyby tylko trafił do laboratoriów władzy, ale i z upokorzenia, że taki stary dziad umiał zmusić go do pozornego posłuszeństwa.
- Co, poczuwasz się do roli tatuśka? Nie mam nazwiska po własnym ojcu, a oczekujesz, że dałaby mi je po randomowym bolcu - prychnął byle kolejnymi złośliwymi szpilami wbitymi w jego dumę zrekompensować sobie, to że mimo swoich zapewnień koleś jednak robił mu krzywdę - Na co ty kurwa liczysz? Nie zyskasz w jej oczach broniąc jej szczeniaka.
Azarov swojego ojca nigdy nie poznał. Miał za to wątpliwą przyjemność robić za ostateczny odstraszacz kolejnych fagasów swojej matki. Nie pamiętał by Rudy był wśród nich, ale skoro był wojskowym to mało prawdopodobne by pozwoliła mu się chociażby przelotem zobaczyć z łowczym dzieciątkiem. Zbyt duże ryzyko.
- Chcesz się dowartościować? Mam ślepia i po niej i po wojsku z Szóstki, to prawie jakby po tobie - wycedził przez zaciśnięte z bólu zęby i poruszył łbem na tyle by ciemne okulary zsunęły mu się po nosie ujawniając zarówno czerwone tęczówki jak i większą część wypalonych blizn - Teraz sprawiedliwe? No dalej, wydaj mnie komukolwiek. Nie zapomnij wspomnieć, że dokarmiasz łowców fajeczkami i słodkim piwkiem. Czeka cię awans.
Boris zerkał na Rudego z ponurą satysfakcją, a prowokacja nie czaiła się wyłącznie w jego głosie, ale i dzikich ślepiach. Nawet jeżeli wojskowy postanowi cokolwiek zrobić to łowca będzie starał się wykorzystać ten jeden moment rozproszenia czy nieuwagi by się wyrwać. Nawet jeżeli miałby to być moment przekazania go w ręce któregokolwiek żołnierza na służbie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mam mówić do ciebie tak, jak rzeczywiście powinienem? „Skurwysyn” to dość dopasowane określenie – Jak zostawali w temacie warczenia do siebie nawzajem, to Rudy nie miał zamiaru wyłamywać się z tego mało przyjaznego schematu. Jakąś frustrację wywoływało w nim to, że jeden błąd przeszłości teraz postanowił się na nim odgryźć. Dlaczego tak wielką rolę, poza goryczą i irytacją, odgrywało tutaj poczucie winy? Dlaczego zasłaniało mu skutecznie chłodne spojrzenie na sytuację?
Nie muszę być randomowym bolcem, cokolwiek to, kurwa, znaczy – Był człowiekiem starej daty, który mimo doświadczeń z młodymi wojskowymi nie potrafił za dobrze chłonąć wszelkich smarkatych slangów. – I nie mam zamiaru zyskiwać czegokolwiek w jej oczach. Chuj mnie ona obchodzi, w tej chwili bardziej mnie interesujesz właśnie ty. Dociera do ciebie? – Czuł jego strach, tudzież raczej domyślał się go po reakcjach jego ciała. Nie przepadał za rozwiązaniami siłowymi, choć szczerze mówiąc były typem, który znał najlepiej. Aż wstyd przyznawać się do tego nawet przed samym sobą.
A co gdyby odjąć z tego „prawie”? – Odparł szorstko, jednak gdzieś pod tą warstwą rysowała się jeszcze inna, którą dało się nazwać jedynie żalem. Obserwował jednocześnie ruch, jaki tamten wykonał, by w końcu skupić spojrzenie na jego oczach. Były wściekłe jak u pochwyconego zwierzęcia, nadające Borisowi wyglądu takiego, że Nikołaj spodziewał się większej ilości warczenia, szarpania się i pewnie gryzienia. Jednak… Kiedy tak mu się przyglądał, postrzegał go też jako istotę w pewien sposób żałosną.
Nie mam żadnego interesu w wypuszczaniu cię. Łapiesz? Jedyne, czego chcę, to dotrzeć do prawdy. Masz sporo rzeczy do zaryzykowania i zyskania, Boris. – Starał się uspokoić głos, chcąc nadać mu łagodniejsze brzmienie. Prawie dobrze mu szło wcześniej, a teraz po pewnego rodzaju pokazie siły może bardziej nakłoni go do współpracy.
Data urodzenia. Dokładna. I grupa krwi jeśli znasz – Oznajmił chłodno. – To twoja szansa. Jeżeli trafisz, to albo masz farta, albo, kurna, właśnie zyskałeś ojca. Ojca, który mógłby być skłonny do ocalenia twojego parszywego dupska tym razem. – Jemu samemu w żadnym stopniu się to nie podobało. W pewnej chwili poczuł, że drży. Trząsł się tak już od jakiegoś czasu, czy to tylko wrażenie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Zaraz złamiesz mi rękę - odwarknął takim tonem jakby miał zamiar sam sobie zrobić krzywdę byle tylko wina spadła na mężczyznę, próbując zagrać mu na emocjach skoro już wcześniej łowca wyczuł od niego jakiekolwiek chęci pójścia na ugodę.
Skoro wspomniał, że nie chce by Lazarus wpakował się w jakiekolwiek niebezpieczeństwo to pewnie nie zależy mu na tym by szczeniakowi stała się jakakolwiek krzywda. Łowca chyba był nawet gotowy sobie tę rękę faktycznie wyłamać, idąc tropem uwięzionych we wnykach zwierząt, a przynajmniej zaczynał nastawiać się psychicznie na bolesne szarpnięcie. Pierwsze poruszenie skwitował syknięciem na pojawiającą się falę bólu, ale najwyraźniej szykował się do kolejnej próby uwolnienia się. Teraz główną myślą była desperacka ucieczka i znalezienie się jak najdalej stąd. Powoli zaczynała go łapać panika, nawet warczenie nie brzmiało już tak groźnie z powodu trzęsącego się głosu. Mimo, że zwykle alkohol tłumił większość objawów choroby to Boris wyraźnie czuł, że jeszcze trochę i wpadnie w histerię.
Uspokój się, uspokój się, uspokój się. - powtarzał jak mantrę w głowie, choć na niewiele się to zdało. Zwłaszcza, gdy wszystkie słowa Rudego zaczynały nabierać sensu zawoalowanych gróźb.
Nie docierało do niego, nie łapał, nie rozumiał. Ale posłusznie kiwał głową na wszystko co wojskowy powiedział. Nie miał absolutnie żadnego zamiaru współpracować z mundurowymi, a z tą bułą tym bardziej. Nic dla niego nie znaczyło, że znał jego matkę. Może byłoby mu znacznie łatwiej, gdyby ta kiedykolwiek cokolwiek o Rudym wspomniała, ale Raisa wolała wychować małe łowczątko w kłamstwie.
- Wszystko jest na nieśmiertelniku. Chciałeś go zobaczyć. Metal nie skłamie.
Właśnie na to Lazarus liczył. Rudy będzie musiał zwolnić uścisk żeby sięgnąć po łańcuszki na jego szyi, a wtedy łowca pokaże mu co sądzi o bezprawnym wycieraniem nim ściany. Mimo rosnącego przerażenia, czerwone ślepia nie straciły nic z ukrytej w nich wściekłości. Jakby jedynym sposobem na zwalczenie strachu było rzucenie się komuś z kłami do gardła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na jego słowa zareagował jedynie tym, że zaczęło w nim wzrastać uczucie wyjątkowo podłej bezkarności. Skrzywdzenie łowcy z pewnością nie zostałoby potraktowane jako wykroczenie ze strony wojskowego, ale obawiał się czegoś zgoła innego. Jakże naiwny był, wygłaszając od razu wszystkie swoje podejrzenia na temat ich powiązań… Jak wiele wykazać mogły różne testy na pokrewieństwo łowcy i człowieka? Jak działały organizmy tych pierwszych, jak należało traktować ich krew?
Już… Nie skrzywdzę cię, obiecuję – Nieznacznie poluzował uścisk, jednak było to spowodowane przede wszystkim tym, że martwiło go przeholowanie w użyciu siłowych rozwiązań. Wiadomo, że potrafił je stosować, jednakże brakło mu umiaru, gdy tracił nerwy tak, jak na przykład teraz. Spodziewał się tego, że mężczyzna raczej nie będzie zbyt skory do współpracy, ale do trzech razy sztuka — jak łowca zwieje raz jeszcze, to tym razem faktycznie zawoła wsparcie i przekaże go w łapki SPEC, samemu wykręcając się kłamstwem. Nie chciał na siłę obrywać za wątpliwej jakości znajomość z takim elementem.
Nie zależy mi na życiu przypadkowego szczura. – Odezwał się spokojniej, jednak stanowczość nie opuszczała jego głosu. – Ale – Odezwał się po chwili, robiąc jednak kolejną przerwę na krótkie obliczenia i przelecenie po paru innych tematach odnoszących się do kwestii dziedziczenia. Bał się gdzieś podskórnie i to było pewne. Bał się, że pożre go poczucie winy, bez względu na to, jaki będzie wynik tej sytuacji i że nie zmaże tego z siebie jeszcze przez długi czas.
Jeżeli urodziłeś się w październiku czy listopadzie trzydzieści cztery lata temu… Tak, metal nie kłamie. Ale zważ na to, że ja bym mógł – Patrzcie go, jaki uczciwy nawet wobec kogoś, kto traktuje go źle i myśli o nim jeszcze gorzej. – Mógłbym odczytać datę i jakakolwiek by ona nie była, pokiwać głową i powiedzieć „witaj, synku, tyle cię szukałem”, a potem w najmniej spodziewanym momencie skręcić ci kark jak bezbronnemu kociakowi. Mógłbym, prawda? Nie miałbyś najmniejszych podstaw, żeby mi wierzyć. – Zrobił kolejną pauzę, licząc na to, że tym sposobem zdoła nakłonić go do współpracy. Chciał mu pokazać, że nie ma się czego bać, zupełnie jakby starał się założyć obrożę przerażonemu psu. W czasie burzy,  w dodatku w Nowy Rok, kiedy ludzie strzelają fajerwerkami. To bardzo adekwatne porównanie.
Sprawdzę te dane zaraz. W mojej przepustce podana jest grupa krwi, możemy ją porównać – Bo wątpił, by ten faktycznie rzucił okiem na te informacje wcześniej. – Widzę, że się boisz. – Starał się wychwycić jego spojrzenie własnym, twardym i nieustępliwym, ale gdzieś głęboko nawet i współczującym, przepraszającym. – … Ja sam nie wiem, czego oczekuję. W pierwszej chwili pomyślałem, że powinienem ci wynagrodzić te lata. – Ale z każdą kolejną tracił pewność siebie i zamiast tego rósł w nim strach. Ten zresztą też kwitł w jego oczach, choć nie aż tak, jak tamte inne uczucia.
Powinieneś być jej wdzięczny za jedno. Nie miałeś pełnej rodziny, ale nie wylądowałeś na stole operacyjnym. Doceń to. Nie umiałbym cię przed tym ochronić wtedy. Ale… Teraz bym mógł. Tylko musisz współpracować. W tym stanie nawet, jak uciekniesz mi, to naprawdę ktoś inny się tobą zainteresuje. Więc się uspokój, bo… – Wziął głębszy wdech. – Nie pozwolę cię zranić. – Ale to tylko, jeśli podejrzenia okażą się prawdziwe. Nie miał zamiaru chronić tyłka przypadkowego terrorysty, jednak również nie miał zamiaru za szybko mu tego przyznawać. Szansa na to, że miał rację, istniała, jednak naraz nie zapominał o tym, że mógł się mylić. W takim układzie odda go w odpowiednie miejsce.
Puszczę jedną twoją rękę. Wyciągniesz nieśmiertelnik i mi go pokażesz. Tylko spokojnie. – Jesteś beznadziejny, staruszku, jeszcze może poklep go po główce i pochwal za to, że ładnie sobie mazia po murach. – Potem cię przenocuję. A rano pójdziesz tam, gdzie twoje miejsce. Nie mieszkam na Północy, żeby nie było, że zastawiam pułapkę i ciągnę cię w paszczę SPEC. Puszczam rękę. Tylko żadnych numerów, bo przegapisz naprawdę dużą szansę. – Jak rzekł, tak też zrobił. Lewa ręka łowcy została wyzwolona, natomiast prawa wciąż tkwiła w uścisku. Sam gwardzista spiął się, przygotowany na jakikolwiek przejaw agresji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lazarus nie raz miał do czynienia z władzą i aresztowaniami. Co prawda nie tutejszą, a tą ze swojej ojczyzny, ale na dobrą sprawę oni oboje stamtąd pochodzili i stare, zakodowane we wspomnieniach łowcy mało przyjazne schematy powinny się powtórzyć. Ale Rudy nie zachowywał się jak typowy pies na służbie, co wprawiało Borisa w coraz większą dezorientację. Uspokajające zapewnienia, w których na próżno łowca próbował doszukać się jakichkolwiek przejawów nieszczerości przeplatane z przypominaniem mu, że jako czerwonooki szczur powinien być wdzięczny wszystkim dookoła, że jeszcze nie rozsmarowali jego mózgu na chodniku i nie wywalili bezwartościowych zwłok na wysypisko powodowały niemały zamęt w jego głowie. W co ten typ pogrywa?
Wizja skręcenia mu karku, zgodnie z groźbą mężczyzny, wcale nie wydawała się aktualnie taka zła. Już miał nawet zamiar go o tym poinformować, ale jakimś cudem udało mu się wytrwać bez kłapania dziobem, co dla pijanego Lazarusa było naprawdę sporym wyczynem. Wszystko za sprawą zarejestrowania jak powoli, z wypowiedzi na wypowiedź zmienia się jego głos. Łowca przełknął nerwowo ślinę. Sporo faktów się zgadzało poza jednym jedynym - Lazarus był szczeniakiem jakiegoś przypadkowego komputerowego nerda z korporacji, co nawet pasowało jeżeli miałby brać pod uwagę kwestie dziedziczenia. Co miałby mieć po tym wojskowym? Mimowolnie spojrzał na kolor jego włosów. Nie potrafił ich zidentyfikować, ale był pewny, że nie były czarne. Ale skoro tak rozpaczliwie szukał swojego dziecka, a to mogłoby pozwolić mu uciec to nie powinien mieć absolutnie żadnych wyrzutów sumienia.
Kiwnął powoli głową, zgadzając się na propozycję wojskowego, choć druga jej część wywołała w nim jakiś wewnętrzny bunt. Przejechał obolałym nadgarstkiem uwolnionej ręki o swój bok jakby próbował pozbyć się z niego nieprzyjemnego uczucia. W pierwszej chwili poprawił okulary na swoim nosie, a dopiero w następnej sięgnął nieśmiertelnik. Niech myśli, że z jego wzroku wcale nie znika wściekłość. Chwilę zajęło mu rozplątanie trzech łańcuszków, w dodatku lewą ręką i będąc niezbyt trzeźwym ale w końcu się udało. Z pogardą niczym kasjerka z supermarketu paragon przerzucił nieśmiertelnik na plecy.
- Halloween w siedemdziesiątym roku - poinformował go łaskawie o dacie, która i tak widniała na kawałkach blaszki.
Obiecał sobie w duchu, że przez chwilę może zachować spokój. Może facet się nabierze i go wypuści. Może uniknie jakiejkolwiek walki. Może kolejny raz wystarczy ich wszystkich chwilę pooszukiwać by osiągnąć to co się chce. Może... Nie zamierzał jednak zajmować jedynej wolnej ręki czymkolwiek innym niż ewentualnym przygotowaniem się do zadania ciosu. Zabrał ją z zasięgu dłoni Rudego, przyciskając ją do brzucha z udawanym cierpieniem. Lazarus wyczuł, że tamten był za silny jak na zwykłego człowieka. Skoro już się tak nad nim rozczula to niech myśli, że cokolwiek mu przez to zrobił. Co jak co, ale Boris potrafił robić z siebie ofiarę.
- Nic nie przeczytałem z twojej przepustki. Nie umiem czytać - przyznał się z rozbrajająco szczerym uśmiechem, jakby próbował na złość pokazać Rudemu w ludziach jakiego sortu szuka sobie właśnie syna - Ale nie myśl sobie, że gdziekolwiek z tobą pójdę. Żadnego nocowania, żadnego włóczenia się po żadnych domach. Jakbym chciał siedzieć w zamknięciu to nie wyszedłbym na ulicę, więc daj mi spokój. Puścisz mnie czy nie? Mam zamiar porządnie się urżnąć, a ty mi tak trochę przeszkadzasz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie chciał walczyć, nie chciał więcej się z nim szarpać, więcej robić mu jakiejkolwiek krzywdy. Nie wiedział też, jaki właściwie cel przyświeca jego własnym zachowaniem. Nie potrafił tego określić, nieważne, jak bardzo się starał. Widocznie głupiał na starość albo to wszczepione mu przed laty ustrojstwo zaczynało sprawiać, że mu odbijało. Wstrzymał oddech, kiedy padła data zgodna z jego podejrzeniami. Zaraz będzie trzeba to sprawdzić na nieśmiertelniku, choć wszystko w nim naraz chciało i nie chciało wierzyć w to wszystko. A już najbardziej chciałby zapomnieć o tym dniu. Przynajmniej znalazł sobie powód do spicia się.
… Przepraszam – Mruknął w końcu. W dalszym ciągu był jednak nieufny, ale co mógł w tej sytuacji obdarzyć zaufaniem? Zbieg okoliczności nie wydawał się dobrym materiałem. Sięgnął w końcu po kawałek metalu. Wszystko się zgadzało — Azarov, data urodzenia, grupa krwi, symbol łowców niestety też. Nie kłamał, ale to dobrze; sam Rudy również nie był nieszczery ani przez chwilę. Czuł się w pewien sposób lepiej dzięki temu, jakby dostał maleńki powód do posiadania nadziei.
Chodzi o znaki? Przestawię na polski, jeśli tak wolisz – Powiedział głosem zmęczonym ale uprzejmym, trochę jak dziadek, który mówi swoim wnukom, że dziś nie przeczyta im bajki. W sumie niewiele by go obchodziło gdyby faktycznie wcale nie umiał czytać, ale z drugiej strony to by znaczyło, że łowcy nie przystosowują swoich dzieciaków do życia wśród zwykłych ludzi. To z kolei byłoby dość bezużyteczne.
Mógłbyś przynajmniej słuchać – Ale zgodnie z prośbą, puścił go. – Nie powinieneś łazić sam. Załatw sobie chociaż jakąś fałszywkę. – Stróż prawa nie powinien sugerować takich rzeczy… – Poza tym jesteś hałaśliwy i robisz wokół siebie syf. Nie gadam do ciebie po to, żeby się czepiać, wiesz? Teraz to naprawdę nie chcę, żeby cię pokroili. – Mówił raczej ze spokojem i bez większych emocji, starając się też używać niezbyt nacechowanych nimi słów. Chciał podchodzić do niego ostrożnie i nienachalnie, choć to drugie chyba już zdążył zepsuć jakiś czas temu.
No i… Zobacz na siebie. Nawet szalika nie masz. – Westchnął, patrząc na niego już nie jak na potencjalne zagrożenie, terrorystę, a jak na kogoś, komu jest coś winien. Dalej miał pewne obawy, ale to nie przeszkadzało mu w ściągnięciu własnego szalika i w wyciągnięciu go ku mężczyźnie, a potem nagłej zmianie zdania. Zaraz rozłożył materiał, otrzepał go, po czym owinął go wokół szyi Borisa. Co za troska... Głupie to było. Bardzo głupie. – Trzymaj. Przyda ci się. Nie chciałbym musieć cię wydobywać z aresztu ani słuchać informacji o tym, że pijany Łowca został złapany przez SPEC, Boris, dlatego proszę, bądź ostrożny i nie szalej. W tej chwili obchodzi mnie najbardziej twoje bezpieczeństwo.
A nie powinno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Trudno zgrywać bohatera, gdy strach skutecznie szarpie nie tylko głosem, ale i samymi myślami, ale jedynym czego nauczyła go Desperacja było zgrywanie kogoś, kim się zdecydowanie nie jest. Nieważne jakim robakiem jesteś, jeżeli sprawisz by przeciwnik bał się ciebie bardziej niż ty jego, może zachowasz życie. Lazarus stosował się już do tego niemal bezwiednie, ale doskonale widział, że tutaj to zupełnie nie działało. Był jak kot, który wściekle prycha na zagrożenie, ale Rudy najwyraźniej ciągle widział w nim kociątko, które aż się przewraca od prób wysyczenia swojej nienawiści. Trudno było łowcy stłumić odetchnięcie z wyraźną ulgą, gdy druga ręka również została uwolniona. Potarł nadgarstki, które nieprzyjemnie dawały o sobie znać. Odwracając się do mężczyzny nie mógł powstrzymać się przed obrzuceniem krytycznym spojrzeniem jego ramion. Gdzieś w duchu, najpewniej by skierować swoje myśli na inny tor, podejrzewał wojskowego o jakieś techniczne ulepszenia. Jego siła go irytowała.
- Nie obchodzi mnie twoja przepustka - warknął nadal trzęsącym się głosem.
Chociaż zmiana znaków z pewnością bardzo by mu pomogła, to nadal jednak główny problem polegał na tym, że w życiu nie słyszał tego nazwiska. Gościa też wcześniej nie widział. Nie będzie wydzwaniał też do Raisy z pytaniem czy spała z takim gościem prawie trzydzieści lat temu. Przecież szansa na to, że będzie pamiętała typa przy tak sporej rotacji łóżkowej o jaką Boris ją podejrzewał, była zbyt mała by była w ogóle realna.
Słuchał uważnie słów wojskowego, coraz bardziej nie wierząc czy to co słyszy jest prawdziwe czy może słodkie piwo miało w gratisie jakąś magiczną tableteczkę, która na tyle zmienia postrzeganie świata. Rzadko zdarzało się by ktokolwiek z własnej, nieprzymuszonej woli okazywał łowcy jakąkolwiek troskę, a to najwyraźniej właśnie teraz rozpoznawał u Rudego. Wspomnienie o fałszywce, mentorskie kazanie, które aż kusiło się o odpyskowania i wzmianka o pomocy przy wydostaniu się z ewentualnego aresztu nie bardzo pasowała do tego, czego spodziewał się po mundurowym. W dodatku ten szalik...
Boris cofnął się gwałtownie, gdy miękki materiał otarł się o jego szyję, jakby spodziewając się, że Rudy wymyślił właśnie nowy sposób żeby go udusić i gdyby nie znajdująca się zaraz za jego plecami ściana, w którą przypieprzył to najpewniej zwiałby stąd z podkulonym ogonem. Dezorientacja sprawiła, że pozwolił go sobie jednak założyć.
- Do czego przyda? Jako obroża? - spytał natychmiast, przejeżdżając dłonią po szaliku i przełykając nerwowo ślinę, gdy ten przesunął się kawałek po jego karku.
Już niejedna osoba wpadała na taki pomysł, więc Boris nie był nawet za bardzo zaskoczony takim obrotem spraw.
- Wiesz co teraz zrobię? Podejdę do pierwszego lepszego umundurowanego patrolu, napluję im w mordę i zdejmę okulary. Obronisz mnie? - rzucił prowokująco, po czym zadał pytanie, które od pewnego czasu boleśnie kołatało mu się po głowie - Jaki jest napis z tyłu krzyżyka?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strach na ogół niezbyt był mu w smak kiedy chodziło o kontakty cywilne, niemal prywatne, jednak jeżeli w tym przypadku chyba nie było innego wyjścia, prawda? Jeżeli jedynie dzięki temu staruszek mógł go zmusić do zachowania spokoju, to był skłonny zachować tę taktykę tak długo jak trzeba. W dodatku jego malutka łowieczka wydawała się wyraźnie zaskoczona czymś w jego osobie — Rudy strzelał, że chodziło o siłę albo o zbyt młody wygląd — sam wojskowy jednak nie zareagował na to niczym innym niż wzruszenie ramionami z miną mówiącą „nie moja wina”.
Wy naprawdę macie coś do tych przepustek. Bo jeszcze pomyślę, że cała wasza rebelia wzięła się od chęci zmiany trendów przymusowej mody – Zażartował, powtarzając ruch ramion. – Wolkow, Nikolaj. Bo wątpię, żeś wcześniej przeczytał. – No i w zasadzie właśnie tym sposobem wojskowy pozbawił się w ciągu minuty, może dwóch, już drugiej przewagi nad łowcą — anonimowości. Cóż, może w ten sposób jego ukochane dzieciątko uzna go za mniej groźnego a bardziej zdatnego do lubienia? W końcu posłużenie się własnym nazwiskiem zamiast jakiegoś kryptonimu było charakterystyczne dla zwykłych ludzi, a nie dla potworów w mundurach.
Zawiązując mu na szyi szalik nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, jednak naraz jego dłonie poruszały się tak, jakby właściciel nie chciał nawet myśleć o przyjęciu odmowy czy o pozwoleniu na ucieczkę. To wrażenie jeszcze potęgował wyraz twarzy mężczyzny, który pod troską miał jeszcze stanowczość typową w sumie dla wojskowych. Obserwował go jednak uważnie i nie umknęło mu, z jakim strachem i niepewnością Boris przyjął podarek. No cóż, przynajmniej dał go sobie założyć, niemniej z jasnych oczu dało się wyczytać „przepraszam”, które mignęło w nich na moment.
Mówię, że przyda się tobie, Boris. Nie mam żadnego interesu w tym, żeby trzymać cię krótko. Choć jeśli to twoja matka miała tak ciekawe odloty, to nawet by mnie nie zdziwiło – Lawina współczucia. Najpierw współczuł tej całej Angie, kimkolwiek by ona nie była, teraz zaś samemu łowcy.
Ale to naprawdę zwykły szalik, służący po prostu do tego, żeby szyja ci nie zmarzła. Jak sobie mordujesz alkoholem śluzówkę w gardle a pogoda jest taka, że zachorować łatwo, to przynajmniej powinieneś się jakoś bronić przed zimnem. To ona tak cię zaniedbywała, że nie wiesz takich rzeczy, czy szybko uciekłeś z domu?  – Zdecydowanie włączyła mu się dzisiaj nadmierna troska, połączona w dodatku z podśmiewaniem się z byłej kochanki (ach, duma zabolała) i z małym wykładem  pseudomedycznym. Kolejne pytania, układające się w groźbę, sprawiły, że Rudy wypuścił powietrze ze świstem z ust, unosząc przy tym brwi.
Myślę, że nie byłbyś na tyle durny, żeby coś takiego faktycznie odjebać. Ale jeśli jednak, to po prostu bym cię złapał znowu i dostałbyś kolejną mowę o tym, że trzeba używać mózgu. Na wytrzeźwienie bym cię nie oddał, dostałbyś po głowie i nieprzytomnego, zapijaczonego zabrałbym do siebie taksówką. Rano dostałbyś kopa w zadek, bon na kawę, żeby ci złagodziła kaca i byś poszedł w swoją stronę. Ale wiesz – Westchnął cicho. Męczące było takie szukanie luk z jego strony. Męcząca była też perspektywa tego, że naprawdę nie przepuściłby okazji do uratowania go. Przecież jeśli to był jego dzieciak, to chociaż tyle należało mu się jako pewne odszkodowanie za te wszystkie lata, kiedy zwyczajnie o nim nie wiedział.
Biorąc pod uwagę to, jak panikowałeś na same suche słowa o tym, że mogliby cię pokroić, nie zrobisz tego. Nie traktuj tego czasem jako wyzwanie, to tylko stwierdzenie faktu. I wierz lub nie, nie każdy w S.SPEC chce bezwarunkowo krzywdy innych.  – Jemu już to zdecydowanie przeszło. Szczęśliwie dosięgnął go proces dorastania, który sprawił, że Rudy stał się łagodniejszy. Może nawet zbyt łagodny.
„Wiernością i stałością” w łacinie. Dostałem go od dziadka, kazał kierować mi się właśnie tym.  – Dodał prawie zapomnianą odpowiedź na pytanie o krzyżyku. Samo wspomnienie o tym sprawiało, że nieprzyjemnie zaciskał mu się żołądek, a sam czuł się tak, jakby spadał z wysokości. To nie było zbyt przyjemne.
Poza tym, proponowałeś mi alkohol.  – Urwał, pozwalając, by brzmiało to zarówno jak początek jakiejś groźby o treści „próby rozpijania funkcjonariuszy są karalne” albo czegoś bardziej jak… – Dalej aktualne?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Wiesz, to o to cały ten bunt. Dopóki nie będzie do wybrania w kolorze oczu czerwieni, a w rubryczce krwi nie da rady zrobić dopisku, że zmutowana to ich nie założymy - odwarknął na jego żarciki takim tonem jakby najzabawniejszą rzeczą z jego strony miało być ugryzienie Rudego za sam fakt żartowania z tego tematu.
Na dobrą sprawę, gdyby nie ciążąca nad nim kara śmierci to Boris z chęcią założyłby lokalizator na nadgarstek i byczył się wesoło całe dnie przed telewizorem narzekając, że mu wiecznie mało hajsu, a dostawca pizzy wiecznie się spóźnia. Pewnie skończyłby jako gruba, ale przeszczęśliwa kulka pełna oburzenia na wszystko dookoła. Póki co mógł swoje oburzenie okazywać jedynie wojskowemu. Wcześniej nie bardzo zwrócił uwagę na jego personalia, więc dobrze, że ten je powtórzył.
- I mam ci mówić po imieniu niby? - spytał podejrzliwie, mając nadzieję, że ten nie wyskoczy z innym pomysłem, który właśnie przemknął mu przez głowę i, nie ukrywając, niezbyt mu się spodobał.
Wystarczająco miał ochotę zgrzytać zębami za każdym razem gdy słyszał własne imię z jego ust. To była kolejna rzecz, zaraz po jego sile, która zaczynała go irytować. Wolał nie przekraczać kolejnej granicy.
Na kolejne wspomnienie o matce poruszył się nerwowo i korzystając z nikłej wolności sięgnął po sprezentowaną mu wcześniej paczkę pieskowych fajek. Odpalił jedną, najwidoczniej wcale nie mając zamiaru dzielić się nimi z ojcem. Najpewniej złośliwie bo rzucił mu jeszcze kwaśny uśmiech.
- No, miała dzikie odloty czasami - przytaknął mu aż nazbyt ochoczo - Kiedyś odjebała naprawdę pojebaną akcję. Akcję, której nie ogarniesz. Wzięła odpowiedzialność za swoje dziecko i je wychowała. Nie wrzuciła do rzeki, nie odcięła mu łapek i nie wywaliła do lasu, nie udusiła poduszką jak jeszcze nie potrafiło się bronić ani tym bardziej nie zapomniała o nim na jakieś trzydzieści lat. Nie do ogarnięcia co jej się we łbie ubzdurało, nie?
Im dłużej Lazarus mówił, tym bardziej jego głos z typowej dla niego rozbawionej złośliwości zamieniał się w ponury warkot pełen wyrzutów. Najpewniej zza ciemnych szkieł okularów zdążył rzucić mu kilka niemych gróźb. Zupełnie jakby poprzednie przerażenie powoli z niego wyparowywało, podobnie jak procenty alkoholu, które musiał natychmiast uzupełnić. Albo zwyczajnie zająć czymś obie dłonie by komuś tutaj nie przypieprzyć w ten zardzewiały czerep. Otworzył kolejną puszkę z piwem, a cichy syk zakończony pstryknięciem najpewniej zwrócił uwagę przechodzących ludzi. Lazarusa nigdy nie obchodziło jak mieszkańcy zapatrują się na picie i palenie w miejscu publicznym.
Skrzywił się z niesmakiem nie tylko na wylosowane przez siebie piwo, ale i komentarz wojskowego.
- Wziął się kurwa za wychowywanie teraz - skomentował kpiąco - Pewnie, przypierdol mi. No dalej. Możesz nawet napierdalać mi łbem o ścianę, ale wiesz... tak powoli żebyś zdążył w tym czasie jeszcze raz powtórzyć, że... jak to szło? Nie każdy w S.SPEC chce bezwarunkowo krzywdy innych!
Nie można było chyba sobie wybrać gorszego połączenia niż tatuś wśród mundurowych i dzieciątko należące do rebeliantów. Rudy może i przez te lata spokorniał, ale w Borisie nienawiść do przeciwnej drużyny stale rosła. Kiedyś to powinno pieprznąć, oby tylko nie w samobójczym zamachu gdzieś w centrum handlowym. Puszka, którą łowca trzymał w dłoni niczym skarb narodowy przeżyła bliskie spotkanie z klatką piersiową wojskowego, nie oblewając go piwem tylko i wyłącznie dlatego, że szczeniak to łapczywe ścierwo i zdążył już wypić jej połowę. Zmusił jednak mężczyznę by ten cofnął się chociaż pół kroku w tył.
- Jeszcze raz mnie tkniesz to pożałujesz. Mam połamane żebra i z chęcią zobaczę jak się płaszczysz przed medykami żeby nigdzie nie donieśli, że nie mam przepustki jak będą łaskawie próbowali sprawić żebym nie poszatkował sobie płuc samym oddychaniem.
Najwidoczniej zwierzę rozwarczało się na dobre, zupełnie nie zauważając, że właśnie przyznał się w ślepą wiarę co do jego dobrych intencji i chęci obronienia go przed każdym złem tego miasta. Lazarus już nie jedną osobę sprawdzał w kwestii mówienia prawdy bezczelnie ładując się w największe tarapaty by przekonać się kto skoczy za nim w ogień. Co do Rudego miał dziwną, choć niepokojącą pewność nawet bez niepotrzebnego denerwowania pobliskich patroli. Zwłaszcza, że jego słowa pokryły się z faktycznym napisem na krzyżyku. Łowca mimowolnie prychnął słysząc je z jego ust. Brzmiały tak absurdalnie w tej sytuacji.
- Pewnie wiernością matce swoich dzieci i stałością co do przebywania w jednym mieście miałeś się kierować, nie? Idealnie ci to wyszło, nawet ja czuję dumę. Ogarnij więcej takich pojebanych krzyżyków z wartościami, którymi miło będzie sobie mordę wytrzeć to dam je twoim wnukom... I tak proponowałem... Chodź bo niepotrzebnie zamieszanie robisz.
Zwinnie podchwycił zmianę tematu, zwalając oczywiście całą winę za gapiących się na nich ludzi na Rudego i wymijając go ruszył przed siebie ulicą. Po drodze pozbył się wypalonego już papierosa i spokojnie dopijał piwo jakby wcale nie był tutaj intruzem. W końcu miał ze sobą ochroniarza, więc czego miał się bać. Był jeszcze bardziej bezkarny niż zazwyczaj. Nawet nie sprawdzając czy jego nowy daddy idzie za nim, skręcił w boczną uliczkę, taranując przy tym złośliwie inną osobę. Musiał znaleźć takie miejsce do chlania, w którym nie narazi ani siebie ani wojskowego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach