Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Rozdział 1. Szpital
czas: dwa lata przed aktualną fabułą, parę tygodni po wypadku na misji w Desperacji

Uporczywy, jednostajny dźwięk aparatury wybudził kobietę ze snu. Uchyliła nieznacznie powieki, natychmiast zaciskając je z powrotem, pod wpływem wszechobecnej bieli. Jęknęła bezgłośnie, z trudem łapiąc głębszy oddech. Każdemu kolejnemu towarzyszył jedynie tępy ból w klatce piersiowej, stłumiony nieznacznie przez podawane dożylnie leki.
Nie potrafiła określić miejsca swojego pobytu, czasu, ani nawet przyczyny. Wspomnienia zacierały się, pozostawiając w pamięci kobiety jedynie puste, czarne plany.
W końcu jednak, po kilku długich minutach powracania do świata żywych, Irina otworzyła oczy. Ulgę przyniósł fakt, że rozpoznawała miejsce i choć szpitale różniły się od siebie na całym świecie, symbol S.SPECu uspokoił ją całkowicie. W  porządku, zatem coś doprowadziło do tego, że wylądowała w szpitalnym łóżku, a za irytujący, wwiercający się w mózg dźwięk, odpowiadał kardiomonitor. Ale to wciąż nie tłumaczyło zaniku pamięci i bólu w praktycznie każdej komórce ciała.
Uniosła się na łokciach, zaciskając zęby i ignorując zbierające się w kącikach oczu łzy. Podniesienie się, chociaż do pozycji półleżącej było mocno ponad jej siły, ale potrzeba ogarnięcia sytuacji natychmiast zajęła priorytetowe miejsce w hierarchii.

Irina odetchnęła ciężko, zsuwając kołdrę i błądząc przez chwilę wzrokiem po własnym, posiniaczonym ciele, odzianym teraz w białą, bawełnianą koszulę nocną, ciężką do odróżnienia wśród bandaży na nogach i dłoniach. Podobne wymacała na żebrach i brzuchu.
Diagnoza była jasna – poważne obrażenia całego ciała. Śpiączka? A jeśli tak, to jak długa?
Na to pytania nie potrafiła sobie odpowiedzieć, dlatego oparła głowę z powrotem na poduszce, dociskając palce do powiek, rozmasowując opuchliznę po długim śnie.
Postanowiła nie wzywać pielęgniarzy. W końcu pewnie i tak ktoś do niej zajrzy, a rozgardiasz spowodowany nagłym wybudzeniem, z pewnością był ostatnią rzeczą, której aktualnie potrzebowała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nienawidził pracować z dzieciakami.
 Nie dlatego, że nie lubił ich samych — rzecz definitywnie nie tkwiła w tym. Problemem było właśnie to, że za bardzo lubił ludzi młodych, za bardzo było mu ich żal, przez co wykonywanie pracy, zwłaszcza za murami, zawsze było dla niego obarczone pewnym rozkojarzeniem. Chwila, w której dotarła do niego informacja o tym, że członek oddziału skrzydlatych zaginął w akcji, była dla niego raczej czymś typowym. Brzmiało to zbyt okrutnie, a jednak takie rzeczy działy się i po latach człowiek staje się na pewne rzeczy obojętniejszy. Przydzielenie go do oddziału poszukiwawczego też niezbyt poruszyło mężczyznę — kolejna robota, którą trzeba wykonać, w dodatku klasycznie dla czyjegoś dobra. Był tym niepoprawnym typem człowieka, który wolał przede wszystkim skupiać się na tym, co jest raczej dobre.
 Niemniej jednak, sytuacja, w której słyszysz, że ktoś, kogo znasz dość dobrze, zaginął z przytwierdzonym do ciała wadliwym sprzętem, jest zupełnie inna od takiej, gdy idziesz ratować kogoś, kogo nie znasz. I choć minęło już od tego wypadku parę tygodni, to pamiętał nieprzyjemny ucisk w sercu i gardle, wciąż pamiętał to dziwne uczucie kojarzące się z tym towarzyszącym spadaniu z wysokości. Nie potrafił pozbyć się uczucia nieznośnej ciężkości i bezwładności ciała dziewczyny, kiedy podnosił ją z ziemi na Desperacji. I wciąż nie umiał odpuścić odwiedzania Iriny Petrovnej dzień w dzień, odkąd tylko pozwolili na to lekarze.
 Przecież znał to dziecko. Pamiętał całą jej upierdliwość i mendowatość, które ukazywała mu jeszcze kiedy oboje byli w M-6. Pamiętał podłego, pryszczatego smarkacza, z którym przekomarzał się podczas prac nad projektem z superżołnierzem. Kto w ogóle dopuszcza dzieciaki do takich rzeczy, panowie naukowcy? Był człowiekiem prostym. Wciąż myśl o tym, że coś takiego spotkało znajomą osobę, wydawała mu się dziwna i odległa. To przecież nie powinno mieć miejsca, takie rzeczy spotykały obcych, przez co wydawały się fikcją, a tutaj ta zasada przecież nie mogła się spełnić.
 Traf chciał, że akurat tego dnia mężczyzna przyniósł ze sobą bukiet słoneczników, tej ozdobnej odmiany o mniejszych kwiatach, które ukierunkowane były raczej na aspekt estetyczny aniżeli na ten praktyczniejszy, spożywczy. Lubił te kwiaty. Kojarzyły mu się z prostotą, serdecznością i przyjemną, ciepłą pogodą. Trochę koloru przydałoby się tej sali. Samemu Rudemu szpitalna biel kojarzyła się raczej posępnie, a dodając do tego fakt, że ta barwa uznawana w Japonii była za symbol żałoby… Należy po prostu dodać dwa do dwóch.
 Na chwilę zatrzymał się przed drzwiami, opierając palce o klamkę. Zawsze towarzyszyło mu wrażenie, że dziś ktoś mu powie, że Irina już się nie obudzi. Musiał pokonać w sobie ten strach i robił to za każdym razem, gdy jednak wkraczał do pokoju, w którym leżała dziewczyna. Tym razem coś jeszcze dodatkowo rozwiało jego lęk czy wątpliwości — Irina siedziała na łóżku szpitalnym i wyglądała na racze żywą. Nogi miał jak z waty, kiedy podchodził do niej, a choć a twarzy pojawił się jedynie uśmiech, to wewnątrz mężczyzny tkwiło znacznie więcej rzeczy.
 –  Irina – Odezwał się spokojnie. Ten ton przypominał trochę mentorski, nauczycielski, jednak przemawiający w dobrej wierze i z troską.
 –  Wiesz, gdzie się znajdujesz? – Spytał powoli. Nie chciał na nią naciskać, powiedziano mu wszak, że może mieć problemy z pamięcią czy z kojarzeniem pewnych faktów. Ułożył kwiaty w wazonie przy łóżku, który zresztą prawie zrzucił ze stolika. Skrzywił się nieco i skulił, martwiąc się tym, że zrobił coś głupiego i niezdarnego.
 – Mam nadzieję, że lubisz słoneczniki  – Rzucił, chcąc rozluźnić atmosferę. –  I… Jak się czujesz?  
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W sali nie było zegara, przez co Irina na nowo straciła rachubę czasu. Ot leżała, próbując zapomnieć o bólu i znużeniu. Jedynym pocieszeniem było widoczne z jej łóżka okno, przez które wpadało trochę światła słonecznego i widoczny fragment dziedzińca głównego.  Obserwowała sobie poruszających się po nim ludzi, gdy wreszcie usłyszała kroki pod drzwiami.
Odwróciła powoli głowę, spodziewając się lekarza dyżurnego, przygotowana już na wszystkie czekające ją testy i badania. Tymczasem osoba, którą ujrzała lekarzem nie była nie z pewnością. Lekarze nosili białe kitle, nie bukiety kwiatów.
Zmrużyła oczy czując się jeszcze bardziej niepewnie.  Wtedy też usłyszała znajomy głos.
- Nikolaj..?- W głosie kobiety pojawiła się nuta zdziwienia, kiedy rozpoznała mężczyznę stojącego przy drzwiach. Nie spodziewała się gości, mało kto w tutejszym wojsku zdawał się w ogóle mieć ochotę przebywać w jej towarzystwie. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę opryskliwy charakter Petrovnej. Aczkolwiek teraz, nad wyraz mizerna i zdezorientowana Irina sprawiała wrażenie najbardziej bezbronnej istoty na świecie.
- W skrzydle szpitalnym. W M-3.- Odpowiedziała całkiem pewnie na pytanie, przechylając nieznacznie głowę, kiedy się zbliżył.

Przeniosła wzrok na kwiaty, siląc się na słaby uśmiech. Nawet nie zwróciła uwagi na mały wypadek z wazonem, wpatrując się w żółte płatki. Wyciągnęła w ich stronę nawet rękę, chcąc poczuć fakturę pod palcami, ale powstrzymała ją podpięta kroplówka.
- Lubię...- Przytaknęła, układając dłoń z powrotem na kolanach.- Nie musiałeś... Dziękuję.- Ostatnie słowo dodała po chwili ciszy.- Czuję się... Sama nie wiem. Obolała i słaba.
Westchnęła niemalże bezgłośnie, choć nawet i to wywołało bolesny sprzeciw w jej klatce piersiowej.
-...Co się stało? Czemu tutaj jestem?- Nie zadała tego ważniejszego pytania „jak długo tutaj jestem?” bojąc się odpowiedzi, którą mogłaby uzyskać. Czas był bezcenny.

Kobieta przymknęła oczy, próbując przypomnieć sobie cokolwiek, ale jej wspomnienia urywały się gwałtownie od pewnego momentu. Była w pracy, szykując się... Do czego? Misja? Możliwe. Nie była pewna. Gdzieś w przebłyskach doszukała się znajomych okolic i twarzy. Desperacja. Reszta oddziału. Jakiś idiotyczny żart rzucony przez jednego z podwładnych. Skrzydła na plecach.
Właśnie. Skrzydła.
Całkowicie bezwiednie przysunęła dłoń do ramienia i powędrowała nią niżej ku łopatce, gdzie był zamontowany cały mechanizm. Zachłysnęła się bólem, który pojawił się, gdy tylko musnęła opuszkami bandaż. Zamrugała gwałtownie czując jak łzy napływają jej do oczu i bezwiednie zacisnęła zęby, cofając dłoń.
Podniosła wzrok na Wolkowa oddychając ciężko i bezgłośnie błagając wręcz o jakiekolwiek wytłumaczenie. Pozorne opanowanie kobiety znikało momentalnie, gdy tylko problem dotyczył skrzydeł. Nie mogła sobie pozwolić na ich utratę.
Zbyt wiele poświęciła, aby dostać się do tego oddziału.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Irina wydawała mu się mniejsza i delikatniejsza niż zwykle. Czuł się zwykle przy niej jak Piotruś Pan przy Dzwoneczku (nawet wizualnie się zgadzali z disneyowską wersją…), jednak teraz jakoś to wrażenie było jedynie bardziej wyraziste. Wyszczekany, podły smarkacz wyglądał jak smutna parodia, jak zbity szczeniak. Skinął głową w reakcji na jej słowa — trafiła, istotnie była właśnie w tym miejscu. Na twarzy pozostawał widoczny uśmiech, przepraszający i pokrzepiający, jednak wyraz oczu mężczyzny wyrażał zmęczenie. Bywał tu tak często jak tylko mógł. Widok, jaki zastał, gdy ją odnalazł, wydawał się go złamać, a z doświadczenia wiedział, co było dla niego najbardziej kojące. Nie było tego szczęśliwie ani widać ani czuć od niego.
 –  A… Ostrożnie, mała niezdaro. Nie zrób sobie krzywdy – Skomentował jej ruch w kierunku kwiatów i sam przesunął wazon bliżej niej. I nie, wcale nie zanosiło się na to, że znowu go wywróci czy zrobi jakąś inną głupotę. –  Prawdziwe, podobno dzisiejsze. I nie, nie ma, że nie trzeba. Widzisz jak tu paskudnie? – Odpowiedział, siląc się nieco na przyjazny ton i powstrzymując od jakiegoś docinka porównującego jej charakter do sali szpitalnej. Nie miejsce na takie rzeczy przy tak ciężko poszkodowanej dziewczynie.
 –  Zdarzył się wypadek, najpewniej skrzydła uszkodziły się w locie i spadłaś z wysokości. Grupa ratunkowa ruszyła szybko i— Chryste, Irina! – Podskoczył do niej jak poparzony, jednak wiedział, że sam niewiele tutaj zdziała. Stał tak więc w niemądrej pozie, z uniesionymi do dziewczyny dłońmi, nie mając pomysłu na to, jak załagodzić jej stan.
 – N-nie dotykaj, proszę – Mogła nawet nigdy nie słyszeć, jak używa słowa „proszę”. Mogła, a nawet powinna kojarzyć go z bucowatością i lekceważącym podejściem do jakiegokolwiek szacunku innego niż wynikający z wojskowej hierarchii. W końcu przysiadł przy niej, czując, że jedynym, co może zrobić zanim zawoła lekarzy, jest uspokojenie jej. A sterczenie z rozhisteryzowaną miną na pewno w tym nie pomagało.
 –  Powiedzieli, że póki co nie możesz ich mieć – Wyjaśnił krótko, a z jego głosu nie znikał błagalny ton. –  Ale najważniejsze jest to, że żyjesz. Ale nie kończ na tym, że żyjesz, bo to nie o to chodzi, skrzacie. Trzeba… Musisz zawalczyć o swoje. Uporem i cierpliwością, a uporu to dużo masz. Słuchaj, powinienem poinformować kogoś o tym, że się obudziłaś. Nie wymagaj od siebie nie wiadomo czego, nie od razu. To wszystko wróci z czasem. Trzeba wierzyć i walczyć – Kontynuował stanowczo, ale możliwie najbardziej delikatnie, starając się nie urywać kontaktu wzrokowego. W końcu takie rzeczy były ważne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rzeczywiście, najwyraźniej nie dosłyszała magicznego słówka „proszę”, ale natychmiast odsunęła palce od zabezpieczonego mechanizmu, czując się przy tym jak skarcone dziecko.
… póki co nie możesz ich mieć...
Głos Rudego utkwił jej w umyśle, który z masochistyczną przyjemnością raz po raz odtwarzał wiadomość, będącą dla niej praktycznie zapowiedzią końca wszystkiego.
- To, że żyję nie ma żadnego znaczenia.- Wyszeptała niemal bezgłośnie, biorąc jedną z większych poduszek i przytulając ją do piersi. Podbródek kobiety spoczął na chłodnym materiale, kiedy przymknęła powieki, spod których spłynęły czyste, ludzkie łzy. Najwyraźniej, osłabiona i otumaniona lekami, nie miała już siły powstrzymywać się przed cichym szlochem.
Wszystko przepadło.
Całą motywacyjną przemowę żołnierza puściła mimo uszu, wpatrując się mu w oczy bez większych uczuć. Zareagowała dopiero na jego propozycję ściągnięcia do sali lekarzy.
Jej dłoń pochwyciła jego, zupełnie jakby próbowała go powstrzymać przed wstaniem, choć sam uścisk był tak słaby, że niemalże nieodczuwalny. Pokręciła przy tym głową, czując jak rozczochrane, brudne włosy przyklejają się do mokrych policzków.
- Nie...- Wymamrotała, nie odsuwając ust od poduszki, przez co jej głos zdawał się jeszcze bardziej niewyraźny.- Za chwilę... Proszę.
Przecież oboje wiedzieli jak to będzie wyglądało. Powiadomiony informacją o wybudzeniu dr Arata wpadnie do sali zachwycony, zabierając kobietę na wszystkie potrzebne badania, po czym radośnie poinformuje znienawidzoną koleżankę po fachu, że ta nigdy już nie założy skrzydeł.
Ba, może nawet w odruchu łaski, podrzuci jej parę ofert pracy, może nawet w recepcji w szpitalu!
Byleby się tylko „kochana Petrovna nie przemęczała za bardzo. Ale przecież... może też wrócić do M6, prawda? Na pewno rodzina ją przygarnie z miłością i otoczy opieką. Bo opieka! Ach opieki to ona będzie wymagała jeszcze bardzo, bardzo długi czas”- Irina wprost słyszała ociekający fałszem i zatuszowaną pogardą głos tutejszego ordynatora. Nie mogła pozwolić, aby zobaczył ją w takim stanie, roztrzęsioną, po prostu najzwyczajniej w świecie, przerażoną własnym losem.
Otarła łzy w poduszkę, zgarniając wolną dłonią niesforną grzywkę za ucho. Drugiej, wciąż jeszcze nie zabierała od Nikołaja, zupełnie jakby ta namiastka dotyku kogoś, kto najwyraźniej nią nie pogardzał, dodawała jej wystarczająco otuchy.

- A więc... spadłam.- Powiedziała po chwili, nieco już spokojniejszym tonem.- No cóż... To by tłumaczyło większość obrażeń i to, że nie pamiętam niczego... Ale to nie ma znaczenia. Pamięć, nie poskłada mi kości i nie przywróci do służby.
Odetchnęła, sprawiając wrażenie pogodzonej po części ze swoim losem, a z pewnością bardziej opanowanej niż w chwili tego gwałtownego kryzysu.
Dopiero teraz spojrzała na mężczyznę przytomniej, zmuszając się do bladego uśmiechu. Pomimo że zapewne sama Irina wyglądała jakby ją dopiero co z grobu wyciągnęli, to jednak musiała przyznać, że Nikołaj zmizerniał odkąd ostatni raz go widziała. To było tuż przed misją, prawda?
- Ile minęło?- Padło w końcu to nieszczęsne pytanie, choć dziewczyna nie zakładała nawet, że usłyszy o mniej niż kilku tygodniach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czuł się tak, jakby przeszedł go nieprzyjemny ładunek elektryczny przeszył całe jego ciało, kiedy dziewczyna zaczęła płakać. To było coś, czego się nigdy po niej nie spodziewał. Pyskówki, fochy — jak najbardziej, ale nie łzy. Łzy były zbyt delikatne, niewinne, zbyt niepasujące do niej. Spuścił wzrok na znak przegranej, starając się przełknąć żal. To wszystko postrzegał w znacznej części jak osobistą porażkę.
 Dopiero moment, w którym Irina złapała jego rękę, poniekąd wyrwał go z tego stanu. Sam czuł się w tej sytuacji paskudnie słaby i zawsze towarzyszyło mu to uczucie, gdy schodziło na temat emocji, pocieszania i innych takich dziwnych rzeczy. Był jak słoń w składzie porcelany. Niedelikatny i niepasujący, absurdalny wręcz.
 –  … Nie idę – Zapewnił cicho, ale z pewnym ociąganiem. Jakby bał się, że głos ją spłoszy. Zamiast mówienia zdecydował się na ujęcie jej dłoni w obie własne. Nie wiedział, czemu wolała, by nikogo nie wołał, ale liczył na to, że Skrzydlata wie co robi i że nie wkopie się w ten sposób bardziej. Nieufnie spojrzał na aparaturę, do której była podpięta, zupełnie tak, jakby groził urządzeniom, że jak coś zepsują, to ma je na oku.
 –  Jestem innego zdania. – Skontrował, kiedy się odezwała i uniósł dłoń, którą nakrywał wcześniej jej rękę, do policzka blondynki i przetarł delikatnie ślad łez kciukiem.
 – Pamiętaj, że też kiedyś prawie nie mogłem się ruszać – W końcu była przy projekcie, którego był efektem. Nie był wtedy w najlepszym stanie przez długi czas. –  Byłem wojskowym wcześniej, byłem później, wróciłem do formy też jednak dzięki własnej woli i sile. To trudniejsze niż może się wydawać, ale żeby bronić innych trzeba uratować siebie. – Powiedział alkoholik wracający do nałogu, ty paskudny hipokryto. – Trzeba zadbać o własną siłę, uzbroić się w cierpliwość. Chciałem być jak najlepszy dla innych. Tego ode mnie oczekiwano. Ledwo się podniosłaś więc nie powinnaś się skreślać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lata katorżniczej pracy, miesiące treningów i badań, udowadniania wszystkim, że jest w stanie sprostać służbie w tym konkretnym oddziale.
Wszystko stracone z powodu zwykłej usterki. Czuła się podle. Była zmęczona i wściekła, a najgorsze było to, że nie bardzo miała kogo obarczyć swoją złością. Bo tu nie zawinił żaden człowiek czy wymordowany. Zawinił jakiś pieprzony kawałek metalu. Jeden przypadek na tysiąc, który niweczył jej marzenia.
Przełknęła łzy złości.
Nie poszedł. Dobrze, naprawdę wbrew wszelkiej logice Irina pragnęła odsuwać moment poznania wyroku i opinii lekarskiej tak długo jak było to możliwe.

- Tamten eksperyment się powiódł. Zresztą nie mógł się nie powieść, skoro ja tam byłam, to jasne...- Stwierdziła, przechylając słabo głowę. Oho. Wracała stara dobra Petrovna, która jednak mimo wszystko nie uciekła od jego dotyku. Zapiszcie to w kalendarzu, podła wiedźma nie mordowała spojrzeniem, a na palcach Rudego nie pojawiły się żadne bąble. Ot cud medycyny i kroplówki nafaszerowanej środkami farmakologicznymi.
Wróciła wspomnieniami do tamtego okresu i Miasta-6. Poświęciła wojsku i projektowi super żołnierza te podobno magiczne lata „buntowniczej młodości”, czyniąc z niego swoją pracę doktorską. Nie zamierzała tego przyznać (nawet przed samą sobą), ale... gdyby nie Nikołaj, zapewne jej kariera naukowa zakończyłaby się jeszcze przed startem.

Nie spodziewała się, że mężczyzna otrze jej łzy. To było... niespotykane. Skołatany umysł Iriny nie potrafił do końca określić przyczyny takiego zachowania, ale z pewnością poczuła się... miło? Śmieszne, przyjemne uczucie.
Pogłaskała go niewprawnie po wierzchu dłoni, którą wciąż trzymał na jej bladym policzku. Zabawne. Znali się tyle lat, a po raz pierwszy rzeczywiście dotknęła Rudego. Bez sterylnych narzędzi, maseczek ochronnych i rękawiczek medycznych. Tak... po prostu? Po ludzku?
- Nie wiem co cię nakłoniło, żeby tu przyjść, рыжий. Ale...- Zamilkła na chwilę, przez chwilę szukając odpowiednich słów, zupełnie jakby to jedno, najbardziej pożądane nie przechodziło jej w żaden sposób przez gardło.
- Dziękuję.- Powiedziała, a raczej wymamrotała to w końcu. Czy ona kiedykolwiek komukolwiek okazała wdzięczność? Nie. Dlatego powinien to docenić i broń Boże to tego nie wracać. Nigdy.
- Well... Jestem ci coś winna za okazanie wsparcia.- Stwierdziła, rozglądając się niepewnie po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiejś inspiracji. Nie była dobra w utrzymywaniu relacji społecznych, z drugiej strony nie chciała wyjść na zimną harpię (serio Irinko, o paręnaście lat za późno).- Uh... Nie wiem. Może... Daj mi po prostu znać jak mogłabym ci wynagrodzić stracony czas. Pewnie jesteś zajęty, a ja cię odrywam od pracy...
Odsunęła się, wzdychając cicho i kładąc się z powrotem. Ciało powiedziało kobiecie wyraźne „dość”. Przebywanie w pozycji siedzącej i gwałtowne ruchy były zbyt dużym obciążeniem dla dopiero co operowanego kręgosłupa.
Nowa rzeczywistość ją wkurzała i przerażała wciąż tak samo, ale... poczuła się trochę lepiej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W tym też będziesz brać udział – Podłapał temat, zauważywszy, że właśnie przy nim odzyskała cząstkę swojego ducha. W oku rudego pojawił się pewien błysk.
 – Poprzednio nasza współpraca wyszła bardzo dobrze. Myślę, że nie ma opcji, by teraz poszło źle – Dodał, wzdrygnąwszy się lekko w reakcji na jej dotyk. Wcale nie to, że zdawało się to stresować go bardziej niż fakt, że przecież sam tę małą bliskość zaczął. Stare to i głupie.
 Twarz wojskowego narzędzia wyraziła zadumę, gdy dziewczyna mu podziękowała. Fakt faktem, patrząc parę lat wstecz, sam po sobie by się nie spodziewał, że w ogóle tu przyjdzie. Najpewniej albo poczekałby aż wszystko wróci do normy i zupełnie olał sytuację albo, gdyby tak jak teraz przydzielono go do jej rehabilitacji, po prostu odbębniłby swoje i tyle. Ta świadomość była dość bolesna, zwłaszcza że doskonale wiedział, że jest prawdziwa.
 – Zapiszę to sobie w kalendarzu, wróżko – Odezwał się po chwili i wsunął dłoń do kieszeni, zupełnie tak, jakby faktycznie chciał wyciągnąć stamtąd kalendarzyk albo chociażby telefon i zapisać w nim wiekopomne wydarzenie.
 – Doprowadzenie cię do porządku nie wymaga odwdzięczania się, to… – Obowiązek? Przyjemność? Co do drugiego, wydawało się to wątpliwe. Może czuł się  w jakiś sposób winien, że nie pojawił się wcześniej? Że szukał w złym miejscu? Nie potrafił zidentyfikować, czy idą w dobrą czy złą stronę. Sam, gdyby okazał przy kimś słabość i miał się pokazać od strony niekorzystnej dla siebie, byłby wściekły na nieszczęśnika, który go zobaczył. Oby ona nie myślała tym samym torem.
 – Jeżeli uważasz, że zabierasz mi czas w pracy, to ja sobie to odbiję na twoim czasie wolnym. Jak już wrócisz do zdrowia. – To brzmiało jak uczciwy układ. Miał nadzieję, że ani jedno ani drugie tego nie pożałuje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

-... Moim... „czasie wolnym”? - Zaśmiała się perliście, zasłaniając przy tym usta dłonią, zupełnie jakby było to wyjątkowo nie na miejscu.- Kiedyś już ten zabawny zwrot słyszałam... A może był w słowniku? To chyba taki moment kiedy się nie pracuje, prawda?
Pokręciła głową w charakterystycznym geście „nie wiem, nie znam się, nigdy z czymś takim nie obcowałam”.
- Muszę przyznać, że w życiu nie miewam zbyt wiele czasu wolnego... Ale.- Zawiesiła głos na chwilę, zastanawiając się nad czymś dość poważnie.- W aktualnej sytuacji będę mogła pozwolić sobie na kilka dni urlopu. Z przyjemnością się z tobą spotkam poza murami szpitala. Zadzwonię... Jak już stąd wyjdę.
Uniosła kąciki ust w słabym uśmiechu. Była zmęczona i ewidentnie miała już dość, szczególnie, że przez cieniutkie drzwi dało się słyszeć odgłos kroków. Ktoś zmierzał w ich stronę.

- Cóż za radość! Nasza śpiąca królewna nareszcie postanowiła się obu...- Starszej daty lekarz wkroczył do pomieszczenia z początku jakimś cudem nie zauważając siedzącego przy łóżku żołnierza. Na widok Rudego zamarł w połowie drogi od drzwi, marszcząc gniewnie brwi. Gdyby wzrok mógł zabijać prosektorium zyskałoby dwóch nowych gości.- Goście? Przy tak ciężkim przypadku? Nie przypominam sobie, żebym wyrażał zgodę.
Kobieta cała zesztywniała na dźwięk głosu swojego lekarza prowadzącego, zaciskając usta w wąską kreskę. Lewa powieka drgnęła niebezpiecznie jakby Petrovna wkładała ogrom siły w zachowanie choćby pozorów spokoju.
- Doktorze, to mój...- Zawiesiła głos na chwilę, nie bardzo wiedząc jak określić Rudego.-... dowódca mojego oddziału, Nikołaj Wolkow.
Magiczne słówko „dowódca” wywołało najwyraźniej całą masę skojarzeń z kontrolami i biurokracją, bowiem w tej samej chwili lekarz stał się obrzydliwie wręcz miły i uprzejmy. W jednej chwili znalazł się tuż przy nich, kłaniając się kilkakrotnie.
- Cóż za wspaniała wizyta.- Zaświergotał, łapiąc jednak przy okazji Wolkowa za ramię i stanowczo prowadząc go w stronę drzwi.- Niestety, w tej chwili pacjentka potrzebuje przede wszystkim spokoju. Ponadto mamy do przeprowadzenia szereg testów, zapewne kto jak kto ale pan, jako człowiek z wojska rozumie wagę badań podejmowanych przez naszych specjalistów....
Szczerze mówiąc, Irina przestała słuchać tego fałszywie cukierkowego trajkotania po kilku sekundach, odwracając z cichym westchnięciem głowę w stronę okna i powoli układając się na poduszkach. To będzie długi dzień...


Po trzech tygodniach spędzonych w szpitalnym łóżku, Irinie wreszcie wręczono wypis i kwitek na długie zwolnienie z obowiązków służbowych.
Urlop. Jej pierwszy w życiu przymusowy urlop, z którym kompletnie nie miała pojęcia co zrobić. Poza rehabilitacjami dzień wydawał się pusty i pozbawiony większego sensu. Nie minęło nawet kilka godzin odkąd wróciła do swojego mieszkania, a już miała wszystkiego serdecznie dość.
Zrobiła już wszystko co miała do zrobienia. Cały dom lśnił, kwiatki zostały podlane dwa razy (po pierwszym zapomniała, że już to zrobiła), a skrzynka pocztowa przejrzana. Ba, nawet dokumentacja ostatnich eksperymentów medycznych leżała poukładana w równe stosiki, gotowa do przesłania do siedziby S.SPECu.
Petrovna siedziała przy stole, od kilku dobrych minut wpatrując się w wygaszony ekran telefonu. Uniosła do ust kubek z letnią kawą.
- Nie patrz tak na mnie.- Ofuknęła żółwia, który wpatrywał się w nią przez szkło terrarium, żując liść sałaty.- Przecież powiedziałam, że zadzwonię... Nie sprecyzowałam tylko „kiedy”, prawda?
Biła się z myślami.
Z jednej strony... nie miała kompletnie pomysłu jak spędzić resztę tego okropnego dnia. Z drugiej zaś Rudy nigdy wprost nie stwierdził, że chciałby się z nią spotkać. Czy rzeczywiście nie spowoduje to ewentualnych spięć w ich całkowicie poprawnej, koleżeńskiej relacji?
Spojrzała na żółwia, który zdawał się kompletnie nie rozumieć jej dylematu.
- No dobrze, ale jak coś nie wyjdzie, to będzie wszystko twoja wina.- Mruknęła, wybierając odpowiedni numer z listy specowskich kontaktów. Przygryzła paznokieć, walcząc ze sobą, żeby się nie rozłączyć.- Nikołaj? Tu Irina, Petrovna.
Brawo kretynko, przecież S.SPEC ma jedną bazę numerów do swoich pracowników. Na pewno wyświetlił mu się kontakt. Przełknęła ślinę, przez chwilę żałując, że nie może zamienić się miejscami z Franciszkiem Ferdynandem.
-... mam akurat trochę wolnego czasu. Pomyślałam, że moglibyśmy wyskoczyć na jakąś kawę...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach