Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Początek jesieni roku 3004 w M3, okolice murów w południowej części miasta, zegar niedługo wybije północ.

Wyjście na nocny spacer zawsze było dobrą perspektywą dla Rudego, szczególnie jesienią, gdy temperatury stawały się bardziej przystępne do zniesienia. Mimo wszystko dalej wolał warunki delikatne, umiarkowane i spokojne aniżeli takie, gdzie wskazywana przez termometr ilość stopni uderzała w okolice trzydziestki. Wieczorami zdarzało się, że słupek rtęci ledwie zahaczał o piętnaście celsjuszy, rzadziej ocierał się o dziesiątkę, zatem dla Rosjanina było to w sam raz. Do raczej standardowo cywilnego ubioru, to jest niezbyt grubego płaszcza w kolorze piasku sięgającego do połowy ud, spranych, ciemnych spodni, granatowej koszuli przesiewanej przez wąskie, jaśniejsze pasy oraz wypastowanych (choć, cholera, już się zakurzyły) butów wojskowych, dołączył tym razem czarny, dość ciepły i szeroki szalik, owinięty luźno wokół szyi wojskowego.
Nogi zawiodły go w końcu na południowe krańce Miasta; zbyt pstrokate w swej wielobarwności, która sączyła się ulicami za zasługą billboardów i neonów. Nocą te okolice robiły jeszcze większe wrażenie aniżeli za dnia, gdzie po prostu zazwyczaj wydawały się wtapiać w jasność mającą źródło w słońcu. Traf chciał, że bywały tu też puby, bary czy kluby, a zatem nie brakło tu pijanych osób. Parę sztuk takich person Rudy już wychwycił spojrzeniem, jednakże naprawdę na dłuższą chwilę jego spojrzenie zatrzymało się na jegomościu z wyjątkowo zakazaną gębą. Nie wydawał się ani najweselszy ani najbardziej pokojowy, co też poskutkowało tym, że w głowie wojskowego zaświeciła się czerwona lampka.
Poszedł za nim, nie mając w tym celu większego niż dopilnowanie, by ten nie zrobił krzywdy ani sobie ani komuś, kogo napotka na swojej drodze. Poza tym nadprogramowa przechadzka dobrze staruszkowi zrobi… Szkoda tylko, że po pewnym czasie stracił typa z oczu. Dlaczego właściwie się tym przejął? Jakie przeczucie go ogarnęło, że czuł się wręcz zobowiązany do odnalezienia jakiejś pierwszej lepszej paskudy? Klucząc między tłumem ludzi — dlaczego Japończycy nigdy nie śpią i czemu ich jest aż tylu w jednym miejscu? — w końcu wychwycił śmiałka, który majaczył przy samych murach.
Otworzył szeroko oczy, zwracając w pierwszej kolejności uwagę na to, że zobaczył na murze świetnie znany sobie język; żyjąc i służąc w państwie, gdzie funkcję mowy urzędowej pełniła polszczyzna, niemożliwe było pomylenie jej z czymkolwiek innym. Dopiero w drugiej chwili poświęcił moment, by skupić się na treści.
„SPECE JEDZO GUWNO”, „HACZI PEDAŁ SHIN GO JEBAŁ” i parę innych o podobnym wydźwięku. I choć Nikołaj wiele w swym życiu widział, to teraz go zatkało. Przyglądał się wątpliwemu dziełu nieznajomego w osłupieniu, dopiero po dobrych dwóch-trzech minutach podchodząc do jegomościa. Jeśli się uda go zajść od tyłu, to Rudy złapie go za nadgarstek ręki, w której mężczyzna trzymał puszkę ze sprayem.
Mogę wiedzieć, dlaczego publikujesz szczegóły z życia intymnego mieszkańców na murze? – Zapytał po polsku ze stoickim spokojem, który krył burzę dziwacznych odczuć na ten temat.
Widzisz, to trochę nie wypada – Dodał, zaciskając palce mocniej i wpatrując się z czujnością w mężczyznę. Nie da mu tak łatwo uciec, szczególnie, że lubił się przechadzać tędy i kaleczenie polszczyzny by go za bardzo bolało w oczy.
Poza tym, cholera, ortografię to ty masz tak niemożebnie złą, że aż bolesną…


|| Laz mówi, że mogę bez karty, więc co złego to on. @@
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Noc była porą niemal idealną by szczurzyska mogły wypełzać z kanałów na żer. Nic więc dziwnego, że na ulicach miasta zawitał również Lazarus, w dodatku w południowej dzielnicy. Zwabiony darmowym alkoholem i utrudnioną kontrolą przez ogrom pijanych ludzi zwinnie lawirował w tłumie. Zdążył już nawet komuś podprowadzić butelkę taniego wina, które teraz systematycznie upijał, gdy w zasięgu jego wzroku nie znajdował się nikt kogo mógł posądzić o bycie krawężnikiem. Butelka co jakiś czas lądowała w wewnętrznej kieszeni rozpiętej kurtki.
- Zejdziesz mi z drogi czy mam cię kurwa przesunąć?
Podziałało. Zawsze działało. Morda typowego zakapiora działała w ciemnych ulicach lepiej niż taran. Co z tego, że gdyby trafił na równie charakternego przeciwnika to wróciłby do podziemi z na nowo skonfigurowaną twarzą. Lazarus poprawił ciemne okulary na nosie i rzucił ostatnie spojrzenie swojej niedawnej przeszkodzie, jakby chcąc się upewnić, że ta nie mruknie mu nic na odchodne bo jeszcze musiałby się do niego wrócić.
Cel jego wycieczki był bardzo prosty - podejść pod same mury. Za dnia upatrzył idealne miejsce by dać popis swoim artystycznym zdolnościom, a po alkoholu nic nie mogło go już odwieść od tego pomysłu. Upił ostatni łyk wina, wsunął butelkę do kieszeni i wyciągnął z innej puszkę czarnego sprayu. Wstrząsnął nią, ślepiami wyznaczając granice swojej artystycznej wizji i po chwili na ścianie wykwitł ociekający farbą napis "SPECE JEDZO GUWNO". Boris nawet nie przypuszczał, że tak miło mazia się po murze. Pożałował, że nigdy wcześniej się za to nie zabrał i szczerząc kiełki w radosnym uśmiechu nabazgrał obok kolejny przejaw swojej kreatywności w postaci "HACZI PEDAŁ SHIN GO JEBAŁ". Zawahał się dopiero przy pisaniu drugiego imienia. Co jeżeli to nie Nyacchi gwałcił Hachiro, a ten cały Ivo? Albo oboje? Rozumek łowcy zawiesił się na chwilę próbując rozwikłać tę zagadkę, ale na dobrą sprawę żadna konfiguracja nie zadowoliła go na tyle na ile zadowoliłaby hycla. Wzruszył ramionami, dopisując pod spodem "WARNER TO PAŁA" i już miał zabrać się za kolejny napis, powstało już nawet subtelne "RO", gdy poczuł czyjąś dłoń na nadgarstku.
- A co, zazdrosny? Ty go jebałeś? Mogę dopisać.
Nowe zajęcie pochłonęło go na tyle, że w porę nie zauważył, że ktokolwiek do niego podszedł, jednak jedno spojrzenie rzucone przez ramię upewniło go w tym, że nie ma absolutnie żadnego powodu do paniki. Jakiś stary dziad, pewnie społecznik. Za młody na wiszenie w oknie jako osiedlowy monitoring, więc jeszcze działa mobilnie. Nie spodobało mu się tylko, że ten mówi po polsku. Genialny plan tych napisów zakładał to, że wojskowi zbyt późno je zrozumieją.
- Nie wypada to przeszkadzać artyście gdy pracuje, dziadku - odparł, przerzucając się płynnie na polski i rzucając wymowne spojrzenie na swój uwięziony nadgarstek.
Drugą rękę miał wolną, więc przełożył do niej puszkę i totalnie ignorując jego obecność namalował obok napisu wychwalającego warnerowy artefakt jego podobiznę. Małą i krzywą.
Na ostatni komentarz wzruszył ramionami. Nigdy nie chodził do szkoły, jego ortografia i interpunkcja leżała i kwiczała nawet w ojczystym języku, chociaż i tak było już lepiej niż jakiś czas temu. Z męczeńskim westchnięciem poprawił błąd dopisując C przed HACZI.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To raczej nie jest coś, co powinno cię obchodzić, synku – Westchnął ciężko, przeczuwając, że ta dyskusja nie pójdzie za łatwo. – Niczego już nie do— EJ! DO CIEBIE MÓWIĘ! – Warknął już pozbawionym uprzejmości głosem, wolną ręką starając się w pierwszym odruchu dosięgnąć puszki trzymanej przez obcą łajzę w drugiej ręce, przez co przez moment musiał się z nim szarpać, a to zaś z kolei mogło wyglądać jak jakaś próba molestowania od tyłu. Dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie, że skoro już i tak za jedną rękę go trzyma i stoi do niego tyłem, to może mu na przykład wykręcić rękę. To też zrobił, nie bawiąc się w delikatność; na tę nie mógł sobie pozwolić przez to, że bydlak się miotał pewnie jak szatan.
A widzisz – Syknął, gdy już miał względną pewność unieruchomienia jegomościa. – Nie taki znowu dziadek, co? Choć dla ciebie mógłbym być raczej ojcem, ale tego, widzisz, wolę uniknąć – kontynuował, starając się go pozbawić tego sprayu. Należał raczej do silnych osób, więc nie powinno to być problemem, szczególnie, że był wyższy i miał dłuższe łapy.
Skądżeś się urwał, co? Aż wstyd na ciebie patrzeć, smarkaczu – I w tej chwili na ręce, którą tamten trzymał puszkę z farbą, wymacał brak czegoś, co powinno się tam znajdować. Przepustka. Otworzył szerzej oczy, uniósł brwi, poczuł większy napływ adrenaliny. Widać trafił na dość ciekawy przypadek, który definitywnie trzeba będzie przeszukać i przycisnąć.
Chyba coś zgubiłeś. – Warknął, chwyciwszy go za drugi nadgarstek i starając się jego też wykręcić za plecy nieznajomego. – Wiesz o czym mówię, prawda? O znajomości zawartości słownika poprawnej polszczyzny czy ortograficznego już nie wspominam… – Prychnął krótko z czymś na wzór mieszanki rozbawienia i zniesmaczenia słyszalnym w głosie.
A teraz słuchaj uważnie, albo dasz się wrzucić na wytrzeźwiałkę po dobroci… Albo po złości. – Żałował, że nie miał czym dziada skuć; wtedy byłoby dużo łatwiej w jego mniemaniu. W końcu nie miał szansy się dowiedzieć, że łajza potrafi się wydostawać z takich zabaweczek.
Ciesz się z tej perspektywy. Bez przepustki powinieneś od razu pójść do wojskowej paki. – Miał zamiar albo go tam faktycznie zaprowadzić jeśli wyjdzie, że będzie agresywny, albo postraszyć na tyle skutecznie żeby się poddał. Na pewno nie miał zamiaru puszczać wolno kogoś, kto będzie stwarzał zagrożenie nie tylko dla otoczenia, ale i dla samego siebie. Mimo wszystko wolałby, żeby żaden człowiek nie ucierpiał.
Dobra… Obiecasz mi, że będziesz grzeczny i po prostu sobie pogadamy? – Mruknął, usiłując brzmieć poważnie i spokojnie. Nie było to wielkim trudem, o ile ten drugi nie pyrgał się i nie sypał jakimiś dziwacznymi tekstami, których Rudy… No, może nie miał dość, ale które w pewnym stopniu go irytowały. Jego rozmówca nie wyglądał na kogoś, kto miał w ogóle gdzie pójść, co było dość dziwne jak na mieszańca M-3; o czymś takim raczej dało się wyczytać z książek napisanych przed epoką wirusa. Tego się nie widywało.
Jeśli zgodzisz się na rozmowę, to raczej cię puszczę. – Zapewnił, choć obcy nie miał żadnych podstaw, by mu w ogóle wierzyć. No, poza tym, że brzmiał na tyle przekonująco, na ile się da, kiedy trzyma się obcego typka i napastuje od tyłu. Miał zamiar wybadać, kim jest ten człowiek, a opcji było zdecydowanie zbyt wiele, by ot tak go wypuścić. Robił tutaj za jednoosobowy duet dobrego i złego gliny. Mało obowiązkowe podejście to było, ale zależy od tego, jak na to spojrzeć i od tego, jakie decyzje popełni nieznajomy. A wiele do zrobienia nie miał; albo poprawi swoją sytuację grzecznością, albo zrujnuje doszczętnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szarpanina, która wywiązała się między tą dwójką bawiła go i trudno było mu to ukryć bo kły szczerzył w uśmiechu, a na słowa faceta nawet zaśmiał się szczerze, nie próbując się bronić, a raczej uparcie starając się dokończyć ostatni z napisów.
- Aaaaaaa, czyli jebałeś tego dzieciaka, chory zwyrolu - parsknął śmiechem, trzymając puszkę z farbą poza zasięgiem jego rąk jakby bawił się z psem, a nie walczył z przeciwnikiem - Weź się nie ocieraj, nie jestem niiiiiiiim, no weź AŁA POJEBIE!
Nie żeby Lazarus nie był przyzwyczajony do takich zagrywek, w końcu wychował się w dość bojowym środowisku, a sam miał to szczęście, że otaczające go osoby wręcz kochały walkę, więc przynajmniej wycierano nim podłogę w iście profesjonalnym stylu. Spokorniał na chwilę, choć ani na trochę nie zepsuło mu to dobrego humoru. Po prostu teraz między rozbawionym rechotem pojawiały się syknięcia bólu. Boris nie powinien pić. Na trzeźwo wszystko było dla niego zagrożeniem, a gdy w jego żyłach płynęła zamiast adrenaliny siarka z tanich mózgotrzepów niebezpieczeństwo niemal nie istniało.
- No nie macaj mnie, mówię ci coś - prychnął, gdy ten nadal próbował zabrać mu jego własność.
Puszki nie miał zamiaru oddać. Jego narzędzie pracy, jego nowa muza, jego ostatni bastion artystycznego uzewnętrzniania się. Próbować mu ją zabierać to jakby wyrywać Michałowi Aniołowi dłuto, jakby da Vinci miał oddać wszystkie pędzle. Niedorzeczność. Rudy najwidoczniej nie miał duszy skoro nie potrafił docenić piękna sztuki.
- Co zgubiłem? - zainteresował się żywo jakby naprawdę nie miał pojęcia o co chodzi, przestając się szarpać, ale odpowiedź nie bardzo przypadła mu do gustu.
Przepustka zawsze stanowiła problem. Nie tylko w tym mieście, ale i w dwóch poprzednich. Lazarus przewrócił oczami, czego Rudy z tej perspektywy nie mógł zauważyć. Zawsze zapominał, że tego elektrycznego badziewia nie ma na ręku.
- No no no, już to widzę. Powiem wojskowym psom, że mi ją ukradłeś i będziesz miał prze-je-ba-ne - syknął jak niezwykle dumny z siebie dzieciak, który właśnie zamierza drugiego podkablować pani w przedszkolu.
Jakoś nie potrafił powiązać postaci mężczyzny z pracą dla wojska, nadal miał go za zwykłego upierdliwego dziada. Może gdyby słodkie wino nie przesłaniało mu zdolności logicznego powiązania faktów to zdołałby skojarzyć, że po raz pierwszy zwykły mieszkaniec dorównywał jego łowczej sile. No, i nie postanowiłby wpieprzyć Rudego w rolę jakiegoś zwyrola-gwałciciela przy innych mieszkańcach postanawiając wydrzeć się jak obdzierane ze skóry zwierzę byle tylko zwrócić na niego uwagę innych.
- Zresztą i tak masz już przejebane... NIECH MNIE PAN NIE DOTYKA, BOJE SIĘ, TO BOOOLI!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skąd się tacy biorą, doprawdy! Rudy warknął ostrzegawczo jak drażniony pies i przewrócił oczami, czując, jak powoli rośnie w nim chęć zastosowania naprawdę agresywnych i niedelikatnych środków. Zabawne, że zrobił praktycznie to samo co nieznajomy w niewielkim odstępie czasu, nie wiedząc tego nawet.
Rozum i godność człowieka zgubiłeś, głąbie – Syknął jeszcze na dokładkę, zanim tamten zaczął mu, no cóż, wygrażać z niesamowitą dumą w głosie. A potem drzeć mordę zdecydowanie zbyt głośno jak na standardy Rudego, który momentalnie się skulił, otrzymawszy niezdrową dawkę decybeli uderzającą prosto w jego uszy.
TOŻ NIC CI NIE ROBIĘ! – Odkrzyknął dalej po polsku, jednak zaraz dotarło do niego, że mimo zachowywania się jak skończony debil, tamten miał trochę racji. Trochę, bo jednak dalej czynił niesamowite głupoty i był spitym pajacem, który stanowił zbyt duże zagrożenie dla otoczenia.
Dobra… Dobra, słuchaj – Postarał się go przytrzymać w miarę w bezruchu. Niech się uspokoi. Im obu dobrze by to zrobiło.
Żadnych numerów, bo cię serio wywiozę – Ostrzegł go lojalnie. Wszak tak trzeba przed wklepaniem komuś jednostronnego biletu na archipelag Gułag. – Puszczę cię teraz. Pokażę ci w mojej przepustce, że jestem wojskowym. Ty stulisz pysk i grzecznie pójdziesz za mną. Bo żeś już narobił rabanu. Jak spróbujesz uciec, to i tak cię złapię. Mogę strzelić ci w plecy – Oczywiste, że blefował. Nie miał przy sobie żadnej broni, jednak jako wojskowy mógł takąż posiadać, a swoją tożsamość lada moment miał potwierdzić.
Ale coś za coś. – Wkraczasz na cienki lód, Rudy. Przestań. – Raz. Tożsamość za tożsamość. Nie mam zamiaru puszczać wolno kogoś bez przepustki – Pierwsze kroki postawione, ucisk jednej dłoni poluzowany. To nie jest dobra decyzja, staruszku. Miałeś nie być impulsywny. – Dwa – Wciąż masz czas to przemyśleć, Kolia. – Przespacerujesz się ze mną do miejsca, w którym wytrzeźwiejesz. Tam mi opowiesz czego tu szukasz, a jutro będziesz zmywał te napisy. – Masz ci los, zrobił to. Widać perspektywa cwaniaka, który dostanie za swoje, była aż nazbyt kusząca. To nie tak, że prowadzenie obcego w jakieś niesprecyzowane miejsce brzmiało nieprzyzwoicie.
Druga opcja jest taka, że faktycznie pójdziesz do paki, jak będziesz się miotał. Może nawet opatrzą ci przestrzeloną nogę, którą mam zamiar ci zafundować, jak spróbujesz jakichś numerów. Także ogólnie nie polecam, znaj dobre serce. – I w końcu puścił go zupełnie, odczekując chwilę na jakikolwiek jego ruch. Był gotów, by złapać go znowu w razie potrzeby, jednak póki co sięgnął do nadgarstka, wybrał w przepustce odpowiednią zakładkę i mu pokazał jej zawartość.
Szczęśliwy? – Zapytał i schował zabawkę, kiedy ten dostał chwilę na przyjrzenie się. Doprawdy, Rudy, co się z tobą dzieje, że dajesz się złapać na histerię byle głąba chlejącego po kątach? Aż tak zachciało ci się zabawy w kotka i myszkę na stare lata? A może po prostu lubisz mieć rację za wszelką cenę?
Powinien się raczej przygotować na pogoń. Raczej krótką, ale zawsze jakąś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Jak nic kurwa nie robisz jak mi czynisz jakieś pojebane rzeczy - odwarknął na jego próbę obrony, zadowolony, że jego darcie mordy podziałało - Weź mnie puść i się odsuń bo czuję twojego kutasa przy dupie, a jakoś nie mam nastroju na takie zabawy, pojebie. Zresztą cię pewnie na mnie nie stać.
Nie żeby dwadzieścia dolarów albo czterdzieści miźnięć po brzuszku było wystarczająco wygórowaną ceną, ale Lazarus nie zamierzał tracić czasu na bycie zabawką jakiegoś starego dziada. Zwłaszcza dzisiaj, gdy alkohol zaraz mu się skończy, a nową butelkę niekoniecznie będzie można dorwać tak łatwo jak poprzednią.
Bez większego zainteresowania wysłuchał całego wywodu, skupiając swoją uwagę bardziej na coraz to lżejszym uścisku na nadgarstkach i w końcu, gdy odzyskał wolność odwrócił się gwałtownie i bez wahania przodem do swojego przeciwnika. Jego wzrok natychmiast zjechał trochę za nisko i łowca parsknął śmiechem. Rudy żadnej lufy w dłoni nie trzymał, choć ostatnim z jego podejrzeń byłaby broń palna.
- Ja jebie, myślałem, że serio chcesz mi czymś strzelić w plecy.
W czasie, gdy Rudy włączał dane w przepustce Azarov oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie sięgnął po schowaną w wewnętrznej kieszeni kurtki butelkę by doprawić się kolejnym łykiem taniego wina. Najlepsze, z drapiącą w gardło siarą. Oczywiście rzucił okiem na personalia mężczyzny, chociaż z tej przepustki za wiele rozczytać nie mógł. Pokiwał jednak głową jakby całkowicie wszystko rozumiał. Poza brakiem umiejętności czytania wszelkich krzaczków Boris posiadał jeszcze słuch wybiórczy - słyszał to co w danej chwili chciał słyszeć. Mieli się gdzieś przespacerować, a jutro tu wrócić. Plan niemal idealny bo łowca zdążył już zapomnieć co miał dodać po "RO", wiec wnioskował, że do rana wymyśli jak to kontynuować. Wyłapał jeszcze słowa "zafundować" i "dobre serce", co w połączeniu z pokazywana mu przepustką dało mu jednoznaczny sygnał.
- Najszczęśliwszy! Dobra, idziemy na miasto skoro stawiasz. Kończy się wino to dokupimy nowe... i pizzę bo kurwa M-3 ma tak podłe kebaby, że nie tknę tego kijem przez szmatę. Nie to co w Szóstce.
Złapał wojskowego za rękaw płaszcza i pociągnął w kierunku, z którego sam wcześniej przyszedł jakby zapominając z kim ma do czynienia i, że przed chwilą dodatkowo widział go w roli jakiegoś gwałciciela. Jeżeli kiedyś coś go zabije to z pewnością będzie to własna głupota.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W tej kwestii już nie miał zamiaru wdawać w dalsze pyskówki, niech sobie myśli, że wygrał. Zresztą, co go to obchodziło, co on sobie na ten temat pomyśli? Dyskusje z pijanymi ludźmi nie prowadziły zupełnie do niczego, szczególnie, kiedy prowadziło się je z takim elementem. Wydał z siebie jedynie dźwięk będący czymś pomiędzy niezadowolonym pomrukiem a cierpiętniczym westchnieniem. Czasami zdawało mu się, że lepiej byłoby nie robić zupełnie nic, nie zaczepiać ludzi, ale… Chyba nie  to chodziło. Nie pozwalała mu na to moralność, podejście  do życia ani tym bardziej teraz fakt, że jegomość nie posiadał przepustki, czego Rudy nie mógł przepuścić w żadnym wypadku.
Mógłbym – Mruknął w odpowiedzi na tekst o strzelaniu. – I faktycznie jebiesz pan jak jakiś alkus – Dodał marudnym tonem. Powoli zaczynał mieć go dość, jednak na plus poszedł fakt, że nieznajomy względnie się uspokoił i nawet trochę ukorzył. Rosjanin skrzywił się jednak na widok tej zbunkrowanej w kurtce butelki, która zaraz znowu przyczyniła się do złowrogiego procesu napełniania brzucha alkoholem.
A potem… Potem Rudy dosłownie zdurniał. W którym momencie powiedział, że cokolwiek temu paskudowi kupi? Kiedy… Kiedy w ogóle coś takiego zasugerował? Jasne brwi rudzielca uniosły się ku górze, a z gardła dobyło się prychnięcie pełne niedowierzania, ale i niejakiego rozbawienia. W głowie mężczyzny ułożyły się dwie, no, może trzy wersje wydarzeń, jakie dotknęły tego mężczyznę. Raz, był Łowcą. Dwa, był wymordowanym. Trzy — utracił przepustkę i teraz zapija strach, że sprowadził na siebie kłopoty, a w urzędach coś nie pykło. Co prawda jego uwagę zwrócił fakt, że nieznajomy był wyjątkowo silny; mało kto potrafił mu w jakimkolwiek stopniu dorównać, a ten tutaj koleżka był w stanie się z nim szarpać. Albo pił jakieś mocarne ścierwo — zaraz, czy to w ogóle miało etykietkę? — albo faktycznie był kimś, kto nie powinien w ogóle pokazywać się w mieście.
Niemrawo dał się poprowadzić kawałek, jednak niekoniecznie za sprawą chęci stawiania temu czegokolwiek. W końcu zatrzymał  się, rękę trzymając cały czas przy sobie — co on, jego dzieciak, żeby w ten sposób Rudego ciągał? — i przybierając stanowczy wyraz  twarzy. Krył za nim rosnącą irytację, której okazywać bynajmniej nie miał zamiaru. Jeżeli miał do czynienia z cywilem, to już narobił przy nim sporo rzeczy, których w swoim mniemaniu nie powinien i rozumiał, że mężczyznę to burzy. Poczuł jakąś namiastkę wstydu.
Kolego, tak łatwo to nie ma – Odezwał się po krótkiej chwili milczenia i bezruchu, którymi miał zamiar zwrócić uwagę mężczyzny i nakłonić do odwrócenia się przodem do siebie  samego.
Jak już mamy się kolegować i iść na pizzę, to jednak wolę wiedzieć, jak się nazywasz. – Zaczął możliwie najbardziej przyjaznym tonem. – Ty widziałeś moją przepustkę, a swojej nie masz, więc nie masz mi jak pokazać. – Co właściwie robił? Co chciał osiągnąć? Póki co planował podejść go jak dziecko. Podpytać w miarę delikatnie, naprowadzić na sytuację, w jakiej są, może pobudzić moralność albo po prostu rozum. Naprawdę miał na to nadzieję, choć spodziewał się, że raczej nie dostanie tego, czego by chciał.
To jesteś z Szóstki, co? Ja też. Ale wina to ci chyba już styknie, przyjacielu. Pewnie kluczy od domu nie masz? Jak mi zaśniesz na ulicy, to dupnie będzie. Ja jeszcze jestem miły, ale gdybyś trafił na innych, to miałbyś przesrane – Powiedział, starając się brzmieć jak najprzyjaźniej. Chciał pokazać, że naprawdę nie ma się czego bać. Czuł się trochę jak właściciel psa, który zapewnia pupila, że idą na spacer, a później tak naprawdę zaprowadzi go do weterynarza, w dodatku na kastrację. Tutaj rolę weta pełniła izba wytrzeźwień.
No, może bez przycinania jajek. Ale to już nie sprawa Rudego.
Choć z drugiej strony, czy to był taki dobry pomysł? Jeżeli odstawi tam osobnika, którego on sam podejrzewa o bycia zagrożeniem, to narazi na niebezpieczeństwo niewinnych ludzi. Szczególnie, że ten po alkoholu wydawał się zbyt agresywny do interakcji z kimkolwiek, co zaś samemu Rosjaninowi w pewien sposób przypominało mu siebie samego. Przez co tym bardziej sytuacja mu się nie podobała.
I… ej, czekaj – Urwał nagle, unosząc przy tym rękę w sygnale mówiącym, że ma się zatrzymać. Zmarszczył brwi i ogarnęło go dziwne uczucie. Ukuło go zdziwienie, nostalgia, lekki strach; za dużo tego wszystkiego naraz. Z zewnątrz jednak nie pokazywał po sobie zbyt wiele — jedynie brwi poszły w górę, a oczy otworzyły się szerzej na moment.
Od jak dawna masz ten krzyżyk? – Skinął głową w jego kierunku, spojrzenie zaś utkwił we wspomnianym wisiorku, który wcześniej krył się za materiałem koszulki, a teraz, choć łańcuszek wydawał się splątany jeszcze z czymś innym, spoczywał na zewnątrz, wystawiony na coraz to bardziej chłodniejące powietrze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Łowca miał swoją misję do spełnienia. Musiał prowadzić swoje nowe stado ku lepszemu żarciu! Trzymając więc Rudego za rękaw płaszcza maszerował raźno na przód, nawet nie zataczając się aż tak bardzo. Przynajmniej do momentu, w którym wojskowy nie postanowił się zatrzymać. Buciory Lazarusa zaszurały na żwirze bocznej uliczki, a sam zainteresowany potrzebował dłuższej chwili by zrozumieć, że pełznie w miejscu. Obrócił się oburzony w kierunku swojego bankomatu.
- Azarov, ale możesz mi mówić Boris - rzucił łaskawym tonem.
Nie miał większych oporów przed zdradzaniem swoich danych w miastach. Tutaj i tak nigdy nie istniał jako prawowity członek społeczeństwa, więc nie niosło to żadnych zagrożeń. No, i w mieście nie było takiej zabawy z upieraniem się, że nazywa się Bruce Wayne. Tylko durne wymordowane ścierwa w to wierzyły bo nigdy nie oglądały Batmana. Dzikusy.
- Nie, nie, nie! - zapiszczał na samo wspomnienie o zaprzestaniu chlania alkoholu, wciskając w ręce gwardzisty puszkę sprayu żeby się odczepił i miał zbyt zajęte ręce by później sięgnąć po jego butelkę - Nie muszę mieć kluczy. Angie na mnie czeka. Powiedziałem, że wyjdę tylko po fajki, ale to wino... To wino! Ono przemówiło.
Wyciągnął butelkę z kurtki by w pełni zaprezentować jej walory wojskowemu i postukał w etykietkę na której widniała jakaś na pewno wymyślna nazwa w stylu Mózgotrzep i wizerunek upadłej Madonny z wielkim cycem.
- Wiesz co mi powiedziało? Nie wiesz, ale cię lubię to ci powiem. Powiedziało "nawet jak będziesz najebany jak meserszmit to nie będę ci groziła spaniem na wycieraczce". Jakie ono jest dobre, jakie ono jest miłe...
Jedną ręką tulił do siebie butelkę, w której alkoholu zostało może na jeden hejnał, a drugą nadal trzymał Rudego za rękaw. Zgodził się z jego słowami w zupełności. Pomacał jego płaszcz i pokiwał głową w nabożnym skupieniu.
- Tak, jesteś miły. Masz też miły płaszcz, miziasty. Wino też jest miłe... Wierzysz w przeznaczenie? Bo to znak, że musisz kupić mi drugie. Dwie miłe rzeczy się zsumują.
Wstawiony łowca był jak małe dziecko, które wleciało na wybieg dla lwów i zamiast jak najszybciej stamtąd spierdalać to podchodzi do największego lwiska by potargać mu grzywę i próbować urwać frędzel z ogona bo przecież co to za śmieszny kotek. Takich na osiedlu nie ma. Rudy również był w tym momencie śmiesznym kotkiem - wojskowym, który nie próbował go od razu zastrzelić. Co prawda Lazarus wcale nie musiał wiedzieć, że spowodowane jest to tylko i wyłącznie tym, że sam łowca zachowuje się bardziej jak nieznośny szczeniak niż zwykły terrorysta.
- Jaki krzyżyk? A, to.. - mruknął, przypominając sobie, że faktycznie ten badziew nosi na szyi, razem z łowczym nieśmiertelnikiem i pendrivem na łańcuszku - Matka mi go dała jak wyjeżdżałem z M-6. Na jakieś szczęście czy inny chuj, pewnie żebym szybciutko wrócił. Na szczęście nie wróciłem. A mogła mi dać hajs. Oooo! Albo samochód. Taką wypasioną terenówę. A co? Jesteś od tych pojebów od Ao? Razi cię krzyżyk? Wypala oczka? Uuuu~! Ej, chodź kupimy wino, ale takie kościelne. Zrobię ci egzorcyzmy. Prooooszę.
Wlepił błagalne ślepia prosto w oczy gwardzisty, na szczęście kryjąc nietypową barwę tęczówki za ciemnymi okularami i wrzucając z powrotem splątane łańcuszki za koszulkę. Może wreszcie znalazł kogoś, kto będzie chciał się z nim bawić. Bo nikt nie chciał. Zwykle dlatego, że jego pomysły prędzej czy później prowadziły do znęcania się nad kimś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Boris Azarov.
Imię nie mówiło mu zbyt wiele — poza tym, że właśnie takie chciałby nadać dziecku, psu lub kotu — natomiast nazwisko znał aż za dobrze. Cała sytuacja niezmiennie zaskakiwała go i wprawiała w jakiś dziwny stan skonfundowania, który nie należał do najprzyjemniejszych. Czuł się trochę tak, jakby efekty spożywania alkoholu odbijały się na nim samym zamiast na pijącym. Czuł się tak, jakby mentalnie właśnie przeżywał siermiężnego i katorżniczego kaca. Skrzywił się, kiedy tamten znowu zaczął jazgotać, Rudy raz jeszcze się skulił nieznacznie, a w głowie wyklinał Borisa po tysiąckroć i na każdy możliwy sposób.
Kim jest Angie? – Spytał odruchowo, trochę od niechcenia, zanim w ogóle pomyślał o ugryzieniu się w język. Przygotowywał się na to, że dostanie zaraz wielki wywód na temat tego, kim jest ta dziewczyna… I w zasadzie to przeszło mu przez myśl, że współczuje nieszczęsnej damie tego, że musi się z nim użerać. To jego żona? Dziewczyna? Narzeczona? Wzdrygnął się, a jego mina stała się cokolwiek współczująca.
Ech— Okej, wino mówi, znam to, wiesz. Jestem pradawnym zaklinaczem alkoholi  – Odparł z udawanym entuzjazmem i przyjął od niego puszkę z farbą, starając  się wziąć ją tak, by nie rozmyć jego odcisków palców. Przezorny zawsze ubezpieczony, a nuż się przyda…
A lada moment zaliczył zwiechę — ten dziwny typek najwidoczniej miał jeszcze jakieś odruchy homoerotyczne i dziwaczne fetysze pchające go w łapki starszych mężczyzn. Ten dzień powinien być zapisany jako święto narodowe, jako dzień, w którym miejsce miało niezwykłe wydarzenie o nazwie „Wolkow tak wysoko i tak często unosił brwi, że w końcu odleciały”. Już miał warknąć z rozkazem niedotykania, jednak postanowił nie wychodzić ze swojej roli miłego człowieka. Podobno jego nerwy i cierpliwość były ze stali, jednak temu elementowi udawało się je naginać. Odetchnął, policzył w myślach do trzech, zamknął oczy i znowu przybrał uśmiech.
I powiedziało mi, że  – Rudy, przestań. – Mogę znać kogoś z twoich bliskich. Przypadek chciał, że – „że powstałeś, Boris” – Pewnej kobiecie o tym nazwisku zostawiłem właśnie taki krzyżyk i— Nie jestem od tych pojebów. Jestem katolikiem, wierzącym w dodatku.  – Westchnął ciężko, w sposób pełen zrezygnowania i przewrócił dramatycznie oczami. Chyba jednak wolał nie mieć z nim żadnych powiązań, choć ta perspektywa dalej budziła w nim najbardziej ludzki odruch, który krok za krokiem zmuszał go do pokonywania kolejnych stopni prowadzących prosto do piekła.
Nie potrzebuję egzorcyzmów, ale napić się mogę – Bo przecież jako rodowity Słowianin nie mógł sobie odmawiać alkoholu. Wiedział, do czego to prowadzi, ale chyba jedno wino nie zetnie go z nóg.
To… Masz gdzieś jakieś dokumenty czy cokolwiek, gdzie  są dane o tobie? Albo imię matki?  – Podpytał jeszcze, tym razem samemu prowadząc go uliczkami, choć nie do końca wiedział, dokąd idą. Niech tamten naprowadzi go na właściwy tor i jeszcze pokaże, gdzie sprzedają jadowite alkohole. – Ten nieśmiertelnik na przykład. Weź no mi go pokaż, swój to wziąłem gdzieś i zgubiłem – Zagadał, przypominając sobie o tym drobiazgu, z którego sporo można było zwykle wyciągnąć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Sam łowca, mimo lubowania się w gadaniu o przeznaczeniu, niebywałym szczęściu i spotkaniach zapisanych w gwiazdach nie wierzył w takie brednie. Był aż nazbyt ostrożny, czego nie potrafił zniwelować nawet alkohol. Szybko się upijał, ale mocny ruski łeb nie pozwalał mu za szybko odpłynąć trzymając go w tym radosnym stanie, pilnując jednak by dawkowane innym informacje nie wykraczały poza pewne granice.
- Mieszkam u niej - odparł lekceważąco, reflektując się jednak szybko - Ale to nie jest moja dziewczyna czy coś. Tylko z nią śpię.
Słowa powtarzane tysiące razy w podziemnych korytarzach łowczej kryjówki, najpewniej z każdym kolejnym razem psując opinię biednej Angel jeszcze bardziej. Lazarus nie widział jednak w tym nic złego. W końcu przecież nic co powiedział nie było kłamstwem. Ważne by nikt nie podejrzewał ich o jakieś związki, choć wcale nie wpadł na to, że aktualna wersja brzmi jeszcze gorzej. Nie wiedzieć czemu rzucił Rudemu podejrzliwe spojrzenie. Zupełnie jakby chciał się upewnić czy nic dziewczynie nie wygada. Naprawdę było czego łowczyni współczuć.
Wojskowy był najwyraźniej przekonany, że to Boris go gdzieś prowadzi, a łowca od czasu niespodziewanego postoju uznał, że przywództwo nad ich dwuosobową armią najwyraźniej przejął rudzielec. Szli więc bez celu, zbliżając się powoli do tych bardziej uczęszczanych uliczek. Gdzie oczywiście na samym wejściu Azarov staranował innego pijaka, ale na szczęście obyło się bez rękoczynów, a skończyło na wzajemnych niezbyt cenzuralnych powarkiwaniach.
- Nie licz, że ci go oddam. To nie ten sam krzyżyk - odparł zbyt pewnym siebie tonem - Raisy się żaden facet nie trzymał dłużej niż do spustu na ryj, a to chyba trochę za mało żeby dawać jej jakieś prezenciki.
Zgrzytnął zębami, wyrażając swoją niezwykle pochlebną opinię o własnej mamusi. Dopił całą resztę wina, najwyraźniej na uspokojenie i wrzucił pustą butelkę z hukiem do śmietnika. Zaczynali wchodzić za dość niebezpieczne tereny, zarówno w rozmowie jak i spacerze. W mijanej uliczce stał rząd automatów. Na nieszczęście ich obu większość z nich stanowiły maszyny wypełnione puszkami alkoholi i paczek papierosów. Boris automatycznie przykleił wzrok do pierwszej witryny.
- Mówiłem, Raisa Azarov.
Trudno było nie wyczuć niechęci jaka pojawiła się w głosie mężczyzny, gdy powtórzył jej imię. W dodatku to pytanie o jego nieśmiertelnik. Ponownie rzucił podejrzliwe spojrzenie wojskowemu. Doskonale wiedział jaki symbol ma wybity na jednej z blaszek. Ponownie wrócił spojrzeniem do automatu.
- Numer 8, 12, 44... - zaczął wymieniać, błądząc wzrokiem po puszkach i szybko przeskakując na papierosy - A z fajek weź... 23! Albo nie, weź 38 one mają pieska. Chcę fajki z pieskieeeem.
Nienawidził piesków, wypali im te radosne kreskówkowe oczka pierwszym odpalonym papierosem, spełniając tym samym swój łowczy obowiązek. Trzeba mieć tylko nadzieję, że Rudy lubi zwierzęta o wiele bardziej i z chęcią wspomoże sępa. Boris nawet gdyby chciał, nie mógłby dorwać się do tych towarów bez przepustki. System nie tylko pobierał kasę, ale i sprawdzał wiek kupującego. To już za dużo zabezpieczeń jak na majstrowanie w obwodach na środku ulicy.
- Kup mi to pokażę ci nieśmiertelnik.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Trwoga nie opuszczała spojrzenia mężczyzny, kiedy tamten zaczął wyjaśniać, kim jest Angie. Biedna, biedna dziewczyna… Czymże  sobie zasłużyła na to, że miała na utrzymaniu takiego pasożyta, w dodatku pijaka i palacza? Skrzywił się nieznacznie na myśl o tym, jakie piekło musi przeżywać ta kobieta. Ale postanowił przemilczeć ten temat i po prostu najwyżej kiedyś naśle na typa jakiś ośrodek pomocy społecznej i tyle.
Nie pilnował, szczerze powiedziawszy, dokąd szli; aż głupio było się przyznać do tego, że jakoś łatwo i  szybko mijał mu przy tamtym czas. No, nie licząc tego, że Boris wpadł na jakiegoś pijaczynę, przez co poszkodowany puścił jakąś donośną, wulgarną wiązankę, jednak poradzili sobie bez większych obrażeń czy innych ciekawostek, które miały umilić im czas w cokolwiek niekonwencjonalny sposób. Dopiero po chwili zauważył, w jakie miejsce doszli; ciemna uliczka, nieprzyjemne zapachy, jeszcze mniej przyjemni ludzie, zapewne będący źródłem przynajmniej znacznej części woni, które się tutaj unosiły.
Mhm, nie musisz mi oddawać – Wzruszył ramionami niby to obojętnie, a jednak odnotowując w głowie imię, które w końcu padło z ust młodszego. – … Aha, całkiem możliwe, że właśnie coś takiego było. – Bo to była prawda. Jego romans z kobietą, która nosiła to imię, był dość krótki, raczej pozbawiony emocji, skupiający się jedynie na pożądaniu. Starał się jednak teraz tłumić emocje, co zresztą przyszło mu ze znaczną łatwością. Lata służby w wojsku  przysłużyły się nie tylko do wyrobienia sobie formy, ale i do pewnej samodyscypliny, bez której nie wytrzymałby ani chwili z tym… Tym elementem. Raz jeszcze zapach taniego wina dotarł do jego nozdrzy, na co wojskowy zakrył usta i nos dłonią, krzywiąc się nieznacznie. No, ale dobrze, że przynajmniej się skończyło—
Ech… I co jeszcze? Może chcesz gwiazdkę z nieba? Albo balonika? I może frytki do tego? – Odpowiedział marudnie, patrząc, jak tamten niby dzieciak przykleja się do maszyn, no, gdyby tylko zastąpić papierosy cukierkami, a alkohol puszkami coli czy innego zębopsuja.
Z pieskiem, jasne. Lubisz pieski? – Zdecydowanie zaczynał postrzegać tego typa jako swojego dzieciaka. Zresztą faktycznie chyba tak było, wszystko na to wskazywało; pochodzenie, imię matki, prawdopodobnie wiek, pewnie i łowcą był. To by miało sens; nie wiedział, jak prezentowały się kwestie dziedziczenia tego przeklętego paskudztwa.
Dobra, kupię ci, ale potem wszystko mi wyśpiewasz. I pokażesz wszystko, co chcę zobaczyć – Mruknął, zastanawiając się, dlaczego i po ką cholerę w ogóle robi coś takiego. Dlaczego nie wrzucił go za kratki, dlaczego nie odbierał go ładny samochodzik, który robi ijo ijo, dlaczego pan policjant nie pilnuje porządku, dlaczego parkingowy—
Nie, dość. Tak też Rudy dał mu wybrać papierosy, jakiś alkohol i co tam sobie jeszcze chciał, następnie płacąc za to z własnej kieszeni. DLACZEGO. Patrzył na niego z dezaprobatą, ale i pewną… Troską? Może trochę czułością? Przez to,  że prawdopodobnie byli powiązani, nagle budziły się jakieś ojcowskie odczucia. W co ty się wpakowałeś, staruszku?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach