Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

"Musisz się ruszyć, Romeo. Przetrwała wszystko, co na nią rzuciłem. Naprawdę cię kocha, Hex."
"A ja ją... Wiem że robiłeś dużo więcej, niż miałeś zrobić. Czy było warto? Jesteś częścią mnie. I ona jej pragnie tak samo, jak i tej dobrej."
Nie uzyskał odpowiedzi od swojego alter ego, w ciszy ściskając w swoich objęciach ciało i duszę osóbki, której żywot nie był mu obojętny, w porównaniu do wielu innych istot jakie zamieszkują ten padół.
Musiał się ruszyć.
Musiał coś zrobić.
Egzystencja Exa jednak odcisnęła piętno również na nim. Pokrwawione, stalowe szpony odpadły z jego palców, rozpływając się w powietrzu. Nie posiadał takiej siły, by faktycznie rozerwać klatkę piersiową swojego klona, użył pewnego sortu fortelu do tej kwestii. Dlaczego? Po co to wszystko?
Echo nie musi wiedzieć.
Ale udowodniła że jest warta jego serca. Jego oddania.
Jak nikt inny, nigdy dotąd.
Nie spodziewał się poczuć dotyku na swoim obliczu, lecz tak się stało. Poczuł jej dłoń, i niemal natychmiast przymilił się do niej, jak łaszący się kocur do ręki Pani, oczekując pieszczot.
Nie miała sił.
Powoli zwlekł się do góry, podnosząc ze sobą słabe, trzymające się resztkami sił życia ciało swojej ukochanej, obejmując ją wygodniej ramionami. Prawe pod kolana, lewe pod plecy. Wiedział że potrzebuje teraz odpoczynku, i z pewnością po tym co odniosła i krzykach jakie niosły się po sali, potrzebuje wody. Dużo odpoczynku. Dużo wody.
Czy był tego wszystkiego wart? Nie. Raczej nie. Ale skoro chce w to wierzyć, nie zamierzał jej tego odbierać. Sam chciałby w to uwierzyć tak bardzo, jak ona poświęciła sie dla tej wiary.
Ruszył w kierunku, gdzie powinna być komnata. Jego typowo kiepska orientacja w terenie teraz nie grała roli. Nie teraz, gdy był faktycznie zmotywowany by coś zrobić. By coś znaleźć.
Dlatego ruszył jak najbardziej w prostej linii do miejsca, gdzie powinna być komnata Proroka.
Przez ściany, które uciekały przed jego krokami i jego wzrokiem, jakoby z przerażenia, zamykając się tuż za jego plecami, niemal chcąc go zabić za to że zmusił je do ruchu.
Trochę minęło zanim dotarł do odpowiedniego miejsca, ale w końcu odnalazł ten pokój. Był tu chyba raz czy dwa, wiedział jak wygląda mniejwięcej i gdzie sie mniejwięcej znajduje, ale gdyby to była inna sprawa, mniej nagląca niż ta, pewnie by go nie odnalazł samemu.
Nie spodziewał się kogoś tam zastać, ale jednak tak się stało. Anja, miała na imię? Ta kobieta, która była jedną z najbliższych służek Echo. Z pewnością była zaskoczona, widząc otwierającą się ścianę i wychodzących z niej zielonowłosego kretyna we krwi, oraz pokrwawioną, pół-przytomną Prorokinię.
- Co ty...
- To nie jest ważne w tej chwili. Była wystawiona na niezwykle potężny ból, potrzebuje twojej pomocy. Teraz. Potem możesz mnie ukarać razem z nią za to wszystko, chętnie przyjmę karę.

-----------------

Doprowadzanie Echo do porządku dziennego zajęło dużo czasu, a Hex, nawet jeśli sam się słaniał na nogach od nadmiernego użycia obu ze swoich mocy, nie zamierzał jej opuścić. Nie zrobił tego, siedząc obok łoża w jakim złożono Prorokinię, by mogła dać swojemu ciału tyle odpoczynku, na ile zasługuje.
A Hex? Trzymał się przytomności, przez pierwsze kilka godzin, a potem odpadł, opierając się głową o krawędź łóżka, leżąc na zimnej posadzce. Nie chciał koca. Nie chciał pościeli. Nie chciał niczego.
Chciał być tylko i wyłącznie blisko osoby, jaka zdobyła jego serce, duszę i umysł, nie naruszając jej odpoczynku. Nie po tym, co kazał jej przeżyć.
Nie po tym wszystkim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciemność.
Chłodna posadzka w grocie ofiarnej. Kałuża krwi.
Wszystko do czego była przyzwyczajona. Koszmarny sen przeżywany wciąż i wciąż każdej nocy.
Podniosła się, wspierając o ołtarz.
- Zabiłaś ją.
Poczuła delikatne dłonie Taihen Shi na swojej szyi, przesuwające się w dół jej ramion, tylko po to by mara ułożyła na jednym z nich podbródek.
- Zabiłaś ich wszystkich. Pan cię za to pokarze Echo.
Echotale spojrzała smutno na płytę ołtarza, poprawiając ciemne włosy rozrzucone w nieładzie na kamieniu. Świat rozsypał się na kawałeczki, niczym rozsypane lustro.
I znów, ciemność, wszechobecna cisza.
Zacisnęła oczy, pozwalając grocie uformować się na nowo. Kałuża krwi, ołtarz, przejmujące uczucie strachu.
- Jak wielu jeszcze?- Wyszeptał Imrahil po drugiej stronie płyty, kryjąc ranę na szyi ofiary pod białym bandażem.- Kogo jeszcze poświęcisz?
Trzask. Oczekiwanie na kolejną zmorę. Ciemność. Cisza.
Jej omdlałe z wysiłku dłonie wsparły się ponownie na ołtarzu. Ukratkowe spojrzenie na kamień…
Pusty?!
Nie. Niemożliwe! Przecież tam była. Od lat!
Poczuła gorący, chrapliwy oddech na swoim karku, czując dreszcze niepokoju. Zbierając w sobie resztkę odwagi, dziewczyna odwróciła się powoli, by na widok mary wydać z siebie przerażony wrzask.

Poderwała się z krzykiem do siadu, przez chwilę wpatrując się w podobiznę Ion’a umieszczoną na witrażu okna naprzeciw łóżka.
Dopiero po paru, ciągnących się dla niej w nieskończoność sekundach, była w stanie spuścić wzrok na swoje dłonie, przyglądając się w milczeniu świeżym bandażom na nadgarstkach. Drżącymi palcami dotknęła chłodnej poszewki, chcąc się upewnić, że to nie jest dalsza część koszmaru.
Ale nie… Najwyraźniej rzeczywiście była w swojej celi, zarówno ciałem, duchem jak i umysłem. Przekręciła powoli głowę, dostrzegając, że w pomieszczeniu było praktycznie pusto. To nie zdarzało się zbyt często.
Ile godzin musiało minąć? Może to był czas na wieczorną modlitwę? Lub poranną?
Przez światło świec i uciążliwy ból głowy nie była w stanie oszacować nawet pory dnia. Dlatego też powoli odwróciła głowę w drugą stronę, dostrzegając śpiącego praktycznie na podłodze Hex’a. Powoli przesunęła palcami po pościeli chcąc dotknąć jego wspartej na łóżku dłoni, gdy nagle się zawahała.
Wspomnienie bólu dźgnęło prorokinię w tył głowy, dlatego posłusznie cofnęła się, wspierając się o poduszkę na półleżąco.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rzadko zdarza mu się mieć tak długi sen, jak teraz. Ile godzin spał? Nie miał pojęcia, ale było to dużo dłużej niż jego standardowe czasy snu. Skąd ta pewność?
W jego umyśle tworzyły się sny. Koszmary. Był ich całkowicie świadom, jako jedna z niewielu osób był zdolny rozróżnić świat snów od realnego. Za dobrze znał oba, by nie móc rozpoznać różnic i nie być w stanie nie zauważyć że coś jest nie tak. Często to właśnie tutaj mógł rozmawiać z Exem twarzą w twarz, bez obaw o swoje zdrowie psychiczne przez najbliższe kilka godzin i stan ludzi wokół.
Skorzystał z tego faktu, ale nie zamierzał się dzielić tym tutaj. Nie było powodu do tego.
No co? Czytacie w myślach? Ja nie.
Lekko jednak się przecknął, gdy wydawało mu się że usłyszał czyiś krzyk. Jego wzrok nieprzytomnie rozejrzał się wokół, i anioł nawet nie pomyślał o tym, by zerknąć na łóżko, do swojej ukochanej. Nie chciał? Bał się? Czuł wstyd wobec tego że w nią wątpił i udowodniła przed nim, jak bardzo się mylił? Tak. Każda z tych rzeczy, a także jeden, główny fakt.
Poczucie winy. Duże, silne i miażdżące jego myśli, gdy są przytomne.
A nie były tym razem, więc jedyne co robił po rozejrzeniu się, to zdjęcie kapelusza z głowy i położenie na udach, ponownie opierając głowę o łóżko i zasypiając w ciągu kolejnych kilku sekund. Był równie wymęczony tym wszystkim, co Echotale.
Tylko on nie potrzebował odpoczynku. Nie czuł że zasłużył.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Bez względu na to jak zmęczona by nie była, nie mogła nie przywołać na twarz łagodnego uśmiechu, gdy dostrzegła jak bardzo Hex musi być zmęczony.
Ale… wyglądał lepiej niż w chwili, gdy widziała go wcześniej. Podniosła się do siadu, dzięki czemu znalazła się jeszcze bliżej.
Teraz to nie było ważne, nic nie było równie ważne co śpiący przy niej Hex.
Wplotła drżące palce w jego zielonkawe włosy zupełnie jakby musiała mieć pewność, że tu jest - ciałem. Że nie śni.
- Dzień dobry mój oblubieńcu.- Wyszeptała niemal że bezgłośnie, przysuwając się na tyle, by jej ciepły oddech owiał ucho mężczyzny.
Uniosła palce do czoła, upewniając się, że nie krwawi i jest.. stabilna? Tak, można to było tak określić. Póki rany Echotale nie zaczynały się ujawniać, w zastraszającym tempie nie była nikim innym jak tylko drobną istotą, na której barki ktoś próbował złożyć cały ciężar świata.
Przygryzła dolną wargę, składając dłonie przed sobą na śnieżnobiałej poszewce. Zabawne. Obandażowane niemalże nie odznaczały się na tle materiału, była transparentna. Czy ktokolwiek by zauważył jej zniknięcie?
Zapewne ten jasnooki jegomość i jego chore alter-ego.
Poczuła niezrozumiałe ukłucie w okolicach serca, w żaden sposób nie mogąc go powiązać z myślą o Exie. Zniknął. to było najważniejsze.
Nie chcąc się za bardzo poruszyć, by przypadkiem nie zbudzić wiernego, wyciągnęła spod poduszki starą książeczkę aoizmu, wolną dłonią wciąż delikatnie drapiąc go to za uchem, to bawiąc się bezwiednie jego włosami, by skupić swoją uwagę na tekstach pierwszych proroków i porannej modlitwie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na krawędzi jego świadomości coś go dobudzało. Delikatne impulsy, cichy głos za ścianą mgły.
"Obudziła się."
"Wiem."
"Czemu więc nie gonisz do swej ukochanej, tylko kryjesz się tutaj, za ścianą snu? Łakniesz koszmarów? Chcesz kary?"
"Tak... Chcę kary. Zazwyczaj lubisz zadawać mi ból, widzieć i czuć moje cierpienie. Czemu nie korzystasz teraz?"
"..."
"Rozumiem."
Ta krótka wymiana zdań mogła trwać raptem kilka sekund, lecz czas płynie szybciej za ścianą ze snu. Ile minęło? Minuta? Kilkanaście? Ciężko stwierdzić, ale gdy w końcu wyciągnął swój umysł z letargu, pierwsze odczucie to ta znajoma mu sensacja w jego ciele, wywoływana przez dotyk tylko tej jednej, konkretnej osoby.
Nie chcąc wzbudzić jej uwagi, bardzo ostrożnie i powoli przymilił się mocniej do jej dłoni, chcąc ją poczuć dużo lepiej. Miło... Bardzo miło...
- Przepraszam... - Jego cichy, może nawet z lekka podłamany i niepewny głos wydobył się spomiędzy lekko uchylonych warg. Spod przymkniętych powiek oczy wpatrywały się w jego własne nogi. Nie zasługiwał na to, by patrzeć na nią. By czuć jej dotyk.
Ale też nie był zdolny tego odmówić. Nie potrafił powiedzieć że nie chce tego czuć.
"Nie odmówisz tego że jesteś żałosny, prawda?"
"Nie, tak samo jak ty że ona jest warta tego, by być żałosnym przed nią. Prawda?"
Owszem, Ex nie odpowiedział na tą zaczepkę. Zielonowłosy wiedział doskonale o tym że jego alter ego też było pod wrażeniem woli i siły, jaka kryła się w tym drobnym ciele, którego dłoń mógł poczuć delikatnie pieszczącą jego skołatane nerwy.
Nie mógł ukryć tego że była wyjątkowa.
Ani on.
Ani on.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

“Będziesz prześliczną koroną w rękach Pana , królewskim diademem w dłoni twego Boga . Nie będą więcej mówić o tobie Porzucona , o krainie twej już nie powiedzą Spustoszona. Raczej cię nazwą Moje w niej upodobanie, a krainę twoją Poślubiona. Albowiem spodobałaś się Panu…”
Była właśnie w połowie listu proroka Izajasza do ludów desperacji, gdy usłyszała to ciche “przepraszam”.
Podniosła spojrzenie znad zniszczonej książeczki.
- Za co mnie przepraszasz?- Zapytała, mrużąc swoje jasne oczy, marszcząc przy tym delikatnie brwi.
Echotale zamknęła książeczkę, układając ją na swoich kolanach. Stare zdezelowane kartki papieru, zszyte lnianą nicią. Z przybrudzoną od krwi okładką, naderwane, pozaginane, porysowane. Rzecz tak bardzo odstająca od pozycji proroka, że wręcz niesmaczna, śmieszna.
A jednak z jakiegoś powodu dziewczyna nigdy nie wymieniła zmaltretowanej książeczki na coś odpowiadającego jej roli na tym świecie.
- Spójrz na mnie.- Powiedziała łagodnie, przesuwając dłoń z jego włosów na policzek. Chciała… Nie, musiała mu spojrzeć w oczy. Musiała mieć pewność kto klęczy teraz u jej łóżka.
Co jeśli to nie ten, którego umiłowała? Co jeśli na wieki popadł w objęcia ciemności?
Wtedy będę musiała pojąć i pokochać ciemność, której uległ. i niech Ao Najwyższy mi wybaczy.- Sama odpowiedziała na swoje pytanie, choć żadne słowa nie opuściły już jej ust, gdy posłała Hexowi zmęczony uśmiech. Fakt, że wyglądała okropnie, nawet po takiej dawce snu i pobieżnym ogarnięciu niczego nie zmieniał. Ale to nie zmieniało faktu, że powinien na nią spojrzeć, choćby po to, by ujrzeć jak wiele przez niego przeszła i jak bardzo się to odbiło w jej oczach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Za to, na co cię wystawiłem. - Odpowiedział bez chwili zawahania czy niepewności. Dokładnie wiedział za co te przeprosiny, ale żadne słowa nie będą w stanie naprawić tego, co jej uczynił. Żadne słowa, gesty, czyny czy ofiary. Zmienił ją. Na zawsze.
Czy na lepsze?
Wątpliwe.
- Nie zasługuje, Elisabeth. Nie zasługuje spojrzeć na twój majestat. - Pokręcił głową przecząco, ale nie mógł odmówić już jej gestowi. Nie mógł tak po prostu go zignorować. Przeniósł się na kolana i klęcząc obok łóżka powoli uniósł swoje spojrzenie ku Echo. Nie chciał tego. Nie zasługuje, by móc na nią spojrzeć. Nie po tym wszystkim. Otworzył oczy, pozwalając sobie jednak na złamanie własnego wstydu i objęcie jej majestatu.
Widział po niej bez problemu, co jej uczynił. On. I Ex.
- Powiedziałem to Anji, powiem i tobie. Możesz mnie ukarać, jak tylko zapragniesz. Zasługuje na to. - Nie mógł się uśmiechnąć. Nie teraz, nie po tym, co jej uczynił. Nie mógł na to zareagować tak jak zwykle to robi, uśmiechem i zrzuceniem tego w tył umysłu. Obaj to czuli. Obaj to wiedzieli.
I obaj żałowali. O ile w wypadku Hexa można to jeszcze pojąć, to pierwszy raz gdy jego alter-ego żałowało faktu że wyniszczyło kogoś psychicznie.
Widząc jej zmęczony, wytrudzony uśmiech, próbował coś wykrzesać z własnej twarzy by go odwzajemnić, ale jedyne do czego zdołał dotrzeć to lekkie uniesienie kącików ust. W jego oczach widać było odbijający się ciężar za to, co jej uczynił. I choć ona nie miała prawa wiedzieć że to była jego zaplanowana machinacja, i nigdy Ex nie przejął nad nim kontroli...
To mogła widzieć ten fakt.
Zsuną spojrzenie w dół, nie chcąc patrzeć na nią zbyt długo. Nie dlatego że utraciła na pięknie.
Dlatego że nie zasługuje już. Uznał że jest człowiekiem takim samym jak inni, ale mylił się. Jest... Inna. Niezwykła.
Jest jedynym człowiekiem, jaki podjął się poświęcenia za jego złamanego grosza nie wartą duszę, którą i tak pewnie Jutrzenka ostatecznie zabierze ze sobą po śmierci tego ciała, i powita jak jednego ze swoich.
Tak...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down



- Nie musisz mnie za to przepraszać. Sama podjęłam tę decyzję. Wiedziałam jakie jest ryzyko Hex… Na co się piszę.- Uśmiechnęła się, wpatrując w te piękne oczy. Chciała mu tym uśmiechem przekazać wszystko. Że nie musi się już martwić, zadręczać i przepraszać.
I wtedy to się stało.
Nagle coś dostrzegła, a irracjonalna myśl uderzyła ją, niczym szpilka trafiając prosto w serce. Nim jednak zdążyła się nad ową myślą zatrzymać na dłużej, Hex odwrócił wzrok.
Szybko.
Zbyt szybko.
Uśmiech zniknął z twarzy prorokini, jej chude, drżące palce zacisnęły się gwałtownie na jego podbródku, a połamane na ołtarzu paznokcie wpiły się w jasną skórę mężczyzny.
Szarpnęła nim do góry, zmuszając do spojrzenia w swoje pełne niedowierzania źrenice.
Nie zrobił tego. Nie śmiałby...
Widziała. Z każdym uderzeniem swego słabe serca Echotale coraz bardziej wierzyła, że dostrzegła w jego twarzy coś co tłumaczyłoby to chore poczucie winy. Przez lata była spowiedniczką. Potrafiła rozróżnić każde niekontrolowane drgnięcie mięśni czy emocję skrywaną głęboko w oczach.
Nie puściła go, pozwalając by na jej twarzy pojawił się grymas najwyższej pogardy. Nie kryła go pod żadną maską uprzejmości czy pokory.
- A więc taka była twoja zapłata za moją miłość.- Wręcz warknęła, czując w jednej chwili i żal i wściekłość.
Jedno słowo Echotale. Jedno słowo, a już nigdy nie ujrzy światła dziennego. Jedno słowo za zawiśnie, spłonie lub padnie od ciosu inkwizytora. Jedno twoje słowo…- Cichy szept przy jej uchu sprawił, że poczuła przyjemny dreszcz ekscytacji.
- Nie zasługujesz na nic. Każda kara byłaby nierównomierna do twego przewinienia i zdrady jaką teraz odczuwam.- Odtrąciła go od siebie, układając dłonie na podołku. Wyprostowana jak struna, z zaciśniętymi w czystej złości wargami, Echotale sprawiała wrażenie porcelanowej lalki, wpatrzonej w martwy punkt przed sobą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

"Przejrzała cię."
"Nie zamierzałem tego ukrywać."
Nie odpowiedział na jej pierwszy uśmiech, jej słowa. Nie ukrywał tego, co czuł. Chyba jeden z niewielu razy gdy zrobił komuś krzywdę, i czuł z tego powodu faktyczną winę. Nie była skryta przez pogardę wobec innych. Nie była okryta poszyciem z wpływu Ex'a. Obaj ją czuli.
Hex nie zamierzał jej ukryć, i coś mu mówiło że raczej bez problemu osoba tak niezwykła jak Echo go przejrzy. I tak się stało. Poczuł zaciskające się na jego twarzy palce, niemal czuł jak jej puls przyśpiesza od narastających emocji. Uniósł wzrok, by napotkać spojrzenie jakie nie ukrywało tego, co czuła jego właśiccielka. Niechęć. Pogarda. Żal. Wściekłość. Nie licząc ostatniego, czuł to samo. Wszystko.
Nie odpowiadał na jej słowa. Nie miał jak się tłumaczyć, czemu, z czego, bo każda z jej emocji była uzasadniona. Odtrącony, podniósł się do pionu i nie spoglądając ku niej obszedł łóżko, przystając z drugiej strony. Ostrze jakiego wcześniej użył do wyzwolenia Ex'a ponownie poszło w ruch, lecz tym razem nie było potrzeby na pokaz. Naciął swoją skórę tylko odrobinę, tyle, by te kilka kropel krwi spadło na podłoże obok łoża prorokini. Ukrył nóż tuż po tym geście i wrócił z powrotem tam gdzie był, opierając się plecami o łóżko. Jego spojrzenie wbijało się w jeden, konkretny punkt przed sobą. Tak samo Ex'a, jaki objawił się z jego uzdolnień, siadając po drugiej stronie w ten sam sposób jak jego twórca. Jego aura była jednak dużo, dużo mniej bolesna i wpływająca. Była jakoby wygaszona, ledwie tląca się, jak płomień świecy w porównaniu do gorejącego ogniska jakim był wcześniej.
- Nie masz powodu by nam wierzyć, ale z tobą podzielę się tymi słowami. Jestem... Ostatnią osobą z mojej rasy. Nie jestem aniołem, nie takim jak te, które ginęły na ołtarzu czy pod moim ostrzem. Byłem innym duchem, innym tworem, o złotej duszy i złotym ciele, stworzonym po to, by służyć, służyć anielskiej rasie. Ja i inni tacy jak ja. Gdy On odszedł, anioły zwróciły swoją niechęć i zmieszanie ku nam. Byliśmy ich zwierzątkami, ich zabawkami. Zabijali nas. Każdego dnia traciłem kontakt z kolejnym z moich pobratymców i sióstr. Znikaliśmy. W końcu zostałem... Tylko Ja. Nikogo innego nie byłem już w stanie odnaleźć. Każdy dzień bezsilności, każdy dzień słabości wypełniał mnie gniewem. Nienawiścią. I gdy zostałem sam...
- Pierwszą rzeczą od jakiej zaczął, było przysięgnięcie sobie że już z nikim się nie powiąże. Nie w taki sposób, w jaki już był. A każdy anioł jaki wejdzie mu w drogę zginie.
- Szybko w mojej historii wpisało się morderstwo jednego ze skrzydlatych kretynów. - Prychną z lekkim, rozżalonym rozbawieniem, kręcąc głową na boki. Odetchną jednak głębiej i wrócił do mowy. Może trochę drętwiał, ale to mu nie przeszkadzało.
- Odszedłem z Edenu, i zostając samemu sobie, próbowałem jakoś żyć. Nim nauczyłem się jak przetrwać, głodowałem, byłem wykorzystywany, mordowałem, oszukiwałem i kradłem. I za każdym razem świat mi pokazywał że jedyny sposób na życie, to ograniczenie kontaktu z ludźmi i im podobnymi tworami do minimum. Ale...
- Ale bycie samotnym to niemal ludzkie odczucie, jakie pojawiło się w nim od kiedy zyskał materialne ciało. I tu powstałem Ja. Epicentrum jego gniewu, nienawiści, wstrętu i pogardy wobec ludzi i aniołów. Niemal zabrałem mu to wszystko swoim istnieniem, zostawiając go w... Dość niestabilnym stanie. Nie zaprzeczę że czasem "wpływam" na jego decyzje, bo chcę by cierpiał. By nie pozwolił sobie na to, by ktoś się do niego zbliżył. Nikt na to nie zasługiwał. Nawet KNW miało być dla nas czymś, co sami zniszczymy od środka i wykorzystamy, by zabić jeszcze kilku pierzastych. Ba, nawet zabiliśmy Archanioła, i pchnęliśmy anioły w ten cały stek pomyłek z osądami przypadkowych ludzi. I plan szedł dobrze...
- Aż do teraz. Ty przetrwałaś wszystko, co Ex przygotował dla Ciebie, i nawet więcej. Musiałem go samemu powstrzymać, chciał cię zabić za to że byłaś... Inna. Niezwykła. Nie uległaś jemu. Nie uległaś nam. Byłaś... Warta tych uczuć, a on nie chciał tego zaakceptować. Nie chciał...
- Nie mów tego. - Wtrącił się w połowie zdania, odchrząkując. - Nie chciałem cię zaakceptować. Pojąć, że ludzki pomiot może być tak "warty" zachodu jak ty. Nie chciałem też przyjąć tego, że... - Pokręcił głową, i najwidoczniej postanowił się wycofać, rozmywając się w powietrzu pokoju, nie kończąc zdania. Zielonowłosy skwitował to delikatnym uśmiechem na swojej twarzy i oparciem dłoni na karku, kręcąc szyją nieco na boki. No co, drętwiał.
- Ex pierwszy raz w swojej "egzystencji" spotkał się z faktem że ktoś może go chcieć. Cóż... Mógł. Mogłaś. Teraz już na to za późno, prawda? - Długa ta historia, ale nie było powodu mówić jej że jest jedyną, która usłyszała ją w całości. Od początku po koniec.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


Wysłuchała go, choć sprawiała wrażenie,że większość słów wypowiedzianych przez zielonowłosego, jak również przez jego cień, rozbija się o maskę uporu, którą kobieta wdziała na swoją twarz, całą postawą okazując teraz głęboki żal i niechęć.
Nie zamierzała komentować jego historii, nie zamierzała się w niej odszukiwać czy próbować go zrozumieć. Pokłady współczucia i miłości zostały zatrzaśnięte w sercu Echotale na mocną kłódkę, do której Hex już utracił kluczyk.
- Urodziłam się w Mieście-3, jako córka wojskowego i nauczycielki. Wiesz co to oznacza? Moje życie nie miało tak wyglądać. Miałam mieć piękne życie z dala od piekła Desperacji!- Zacisnęła palce na kołdrze, przerywając opowieść raz po raz, żeby wziąć głębszy oddech. Rozżalenie, gorycz i poczucie bycia tak okrutnie oszukaną… Te wszystkie uczucia sprawiały, że Echotale nie była w stanie powstrzymać się od płaczu. Mimo wszystko nie mówiła głośno, zupełnie jak gdyby obawiała się tego co mogą słyszeć ściany jej celi.- Ale mój ojciec umarł - po prostu został zabity podczas misji poza murami. Matka popełniła samobójstwo, brat poszedł do wojska… A mnie przekazano do domu opieki. Mogłam się tam wychować, zostać zwykłym obywatelem, mieć przyjaciół... Ao miał jednak inny plan. Zostałam porwana, aby być kartą przetargową między wywrotową organizacją, a władzą. Mój brat miał dostarczyć im projekt jakiejś broni. Kiedy tego nie zrobił odebrano mi przepustkę i wyrzucono poza mury. Sześcioletnie dziecko. Oni jeszcze spłoną w piekle, osobiście ich tam poślę jeśli trzeba będzie. Myślałam, że Pan się do mnie wreszcie uśmiechnął, gdy odnalazł mnie tam Imrahil. Był moim aniołem stróżem, ucieleśnieniem wszelkiego dobra i jedyną istotą, która obdarzyła mnie tak czystym uczuciem. To był piękny czas… Tylko po paru latach Desperacja postanowiła uświadomić mi jak głupia byłam wierząc, że mogę być tam szczęśliwa.
Odgarnęła włosy z ramienia ukazując swoją bliznę od próby poderżnięcia gardła, które wówczas przeżyła.
- Nie zginęłam, ale zachorowałam. Tylko ludzie z kościoła mogli mnie wyleczyć i Imrahil doskonale o tym wiedział. Wiedział też co go tu czeka. Co czeka mnie. A mimo to nigdy nie zakwestionował mojej siły, mojego poświęcenia czy miłości do Pana. Nawet kiedy prowadziłam go na śmierć i kiedy składałam go w Rytuale. Bo widzisz Hex… kiedy ktoś cię kocha to nie sprawdza czy będzie się wartym odwzajemnienia uczuć.
Łzy ściekały jej po policzkach, ale nie zamierzała spojrzeć na żadnego z nich, skulona w swojej własnej, małej bańce cierpienia i smutku.
- Powrót do Miasta uświadomił mi jak wielki grzech je trawi. Zrozumiałam jaką krzywdę uczyniła nam Taihen Shi. I wówczas poznałam ciebie. Pozwoliłam sobie ten jeden jedyny raz zaufać komuś, komu mój ból nie wydawał się tak straszliwie obcy. W tamtej chwili cię kochałam. Zniszczonego, w którego głowie czaiły się demony podobne do moich. A ty skazałeś mnie na cierpienie? Po tym jak oddałam ci całe moje serce. Miałam ci udowodnić, że jestem godna… warta abyś zwrócił na mnie swoją uwagę? Jestem głosem twego Stworzyciela na ziemi, jestem przywódcą i opiekunką ludu wybranego. Prorokiem. Ale przede wszystkim jestem Elizabth. Twoją Elizabth. Jak mogłeś z pełną premedytacją wystawić mnie na taki ból. Jak śmiałeś podważyć moje uczucia? To nie Ex jest tutaj potworem… Nie on.
Jej ostatnie słowa zawisły jeszcze w powietrzu, gdy kobieta ułożyła się z powrotem do pozycji leżącej, przekręcając głowę tak, by nie musieć spoglądać na osobę, której przecież tak bardzo ufała.
Nie odpowiedziała mu na ostatnie pytanie, przyciągając jedynie do twarzy poduszkę i pozwalając sobie na zwykły, ludzki szloch.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie kontynuował, gdy przerywano mu czy Ex'owi, lecz powoli kontynuował własną historię, obok tej opowiadanej przez Echo. W obu wypadkach ich losy nie były zbyt dobre. Oboje zostali skrzywdzeni, wzgardzeni, odrzuceni. I znaleźli się nawzajem. To mogła być miłość jak z "bajki". Tak bliskie sobie, tak podobne dusze.
Co więc poszło nie tak? Dlaczego Hex wątpił w nią?
To dość proste. I o ile nie wiele to da, zapewne zaraz to wytłumaczy.
- Jestem starym wytworem nieba. - Zaczął po przerwie, nie chcąc się wtrącać, jeśli jeszcze Echo chciała kontynuować. Słyszał jej płacz. Jej szloch. I jak nigdy dotąd, ten dźwięk powodował że jego serce pękało. Nie zasługiwał jednak, by spojrzeć na nią jeszcze raz. By zetrzeć łzy z jej oblicza.
- Nigdy wcześniej nie znałem uczuć, jakimi darzyli się ludzie. Nie znałem nienawiści. Nie znałem bólu. Nie znałem współczucia, czy litości. W miarę życia tutaj, zacząłem poznawać te emocje. Przejawiać je. To dzięki nim jestem taki, jaki jestem teraz. Lecz... - Zebrał swoje siły i resztki pewności siebie i podniósł swoje ciało z ziemi, siadając na łóżko, obok tej jednej osoby, jaka nie zdobyła jego ciała. Jego chwilowych pragnień czy żądzy.
A jego duszę.
Spoglądał na białą pościel łóżka, a jego prawa dłoń opierała się na takowej, blisko Echo, lecz nie pozwalał sobie zbliżyć się bardziej.
Nie może.
Nie zasługuje.
- Nigdy... Nigdy dotąd nie czułem miłości. Nie tej, jaką przejawia się ku innej osobie. Nie tego uczucia że twoja dusza i serce leży w jej dłoniach. Nie znałem tego uczucia. Bałem się go. Bałem się że jeśli mnie poznasz, jeśli zrozumiesz jaki jestem, nie będziesz mnie chciała. - Wydał z siebie cichy, rozżalony śmiech, chowając swoje oczy w lewą dłoń, opuszczając głowę. Jego zęby zaczęły zgrzytać o siebie w bardzo nieprzyjemnej manierze, a spod palców zaczynała upływać ta solanka, tak specyficzna dla jednej, konkretnej czynności.
- Jak daleko byłem od prawdy, Elizabth? Pokazałem ci siebie takiego, jakim naprawdę jestem. Przerażonego tym że mogę pokochać tak ulotną istotę, jak człowiek. Przerażonego tym że pomimo iż jestem tak wiekową i potężną istotą, zwyczajny człowiek może zmienić moje życie. Człowiek, jaki nie będzie żył tyle, co ja. Pokazałem ci to, co ukrywam pod każdą ze swoich masek pewności siebie, opętania czy zwyczajnego obłędu. Jestem dokładnie tym, czego nienawidzę. Prawdziwym aniołem. Prawdziwym potworem. I choć wiem że to nic nie zmieni... - Opuścił swoją lewą dłoń i zbliżył się, unosząc wzrok spod zaszklonych, czerwonych od płaczu gałek ocznych. Zbliżył się jeszcze odrobinę i wyciągnął ku niej dłoń, lecz ostatnie centymetry od jej ciała powstrzymał się. Opuścił zarówno ją, jak i twarz, zamykając oczy.
- Przepraszam Cię.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach