Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Krzyk uwiązł jej w gardle, choć wiedziała że już niedługo będzie zwijać się po posadzce z cierpienia, na które nie była gotowa. Odruchowo odwróciła głowę, lecz nim zdążyła otrząsnąć się po spoliczkowaniu przyszedł kolejny atak.
Świat zamarł zamieniając się w jedną wielką plamę czerwieni, a Echotale osunęła się po ołtarzu i zapewne opadłaby na ziemię, gdyby nie fakt, że zdołała utrzymać zaciśnięte palce na kamiennej płycie. Wygięta plecami do tyłu, wyglądała w tej chwili jak laleczka, porzucona na krzesło przez dziecko, które znalazło sobie lepszą zabawkę.
Mamrotała bezgłośnie coś co z jednej strony mogło być przekleństwem, a z drugiej rozpaczliwym błaganiem.
Rzeczywistość zacierała się z halucynacją, gdy traciła poczucie tego co należy do świata fizycznego, a co jest ponad nim. Mimo potwornego bólu, zdołała docisnąć dłoń do porażonego oka, zupełnie jakby w dziecinnym odruchu chciała powstrzymać źrenicę przed wypłynięciem, wsadzić ją na nowo do środka.
Jesteś tylko czuciem…
Póki gramy, póty żyję.

Nie była w stanie myśleć, czy mówić.
Ale musiała… musiała odpowiedzieć na pytanie.
- To było… jego… życzenie.- Wycharczała zwieszając głowę.- Miałam żyć, bez względu na wszystko miałam przykazane żyć. Nie chciałam… Nie pogardzałam nim, nie zasłużył na to, by go zarżnąć w Rytuale.. Ale musiałam przeżyć.- Odsunęła palce od oka, odpychając się delikatnie od ołtarza, aby zrobić jeden drobny kroczek w stronę demona. Czuła jak jej skóra parzy, jak serce zwalnia, a mięśnie odmawiają współpracy, nawet przy takiej czynności jak utrzymanie się w pionie.
Uniosła powoli lewą dłoń, strząsając materiał długiego rękawa i ukazując mu przebity na wylot nadgarstek.
- “I zaniósł mnie w stanie zachwycenia na pustynię, a ja ujrzałem Niewiastę, obleczoną w purpurę i szkarłat. Miała w swej ręce puchar zdobiony, a na czole jej wypisane było imię - tajemnica. Symbole ofiary i odkupienia namaściły jej ciało. I ujrzałem Niewiastę pijaną krwią aniołów i wyznawców bożków bluźnierczych…”- Ułożyła dłoń na jego policzku, zsuwając ją tak, by mieć wrażenie, że obejmuje szyję mary. Ręka natychmiast ścierpła, powodując ból towarzyszący zazwyczaj wyłamywaniu palców. Przygryzła wargę, czując już po sekundzie metaliczny posmak krwi w ustach.
Było w tym coś przerażającego. Jej lodowata obojętność kontrakstująca z niepohamowaną żądzą zniszczenia, które czytało się z każdego ruchu mężczyzny.
- Ja… jestem… biblijną Wielką Nierządnicą.- Jej głos, pomimo wszechobecnej ciszy był niemalże niedosłyszalny. Maska zagubionego i troszczącego się o wszystko co żyje dziecka opadła, pozostawiając na jej obliczu przepiękny uśmiech. A mimo to… coś powoli gasło w oczach dziewczyny. Zupełnie jakby dawka bólu, którą była w stanie przemienić w swoją tarczę, skutecznie ją zabijała.
- Jeśli widzę za mało to mi pokaż!- Nie miała już sił by płakać. Nie po trupach, nie po duchach przeszłości.- Istnieję tylko po to by spełnić słowa Boga. Jestem jego narzędziem. Ciałem, które przywdział, by nastał Dzień Ostateczny. Poniżano mnie, wzgardzano mną… Ale ja ich zabiję… Zabiję każdego, kto kiedykolwiek ośmielił się dotknąć mego ciała. Spopielę miasta, rzucą mi swych dyktatorów do stóp. Ale naucz mnie widzieć, pomimo ludzkiej słabości, Ex!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Anioł, którym nie pogardzałaś? Sługa tego starego durnia, który był jak dzieciak z lupą w słoneczny dzień, palący żywcem swoje małe mróweczki? Zabiłaś go. Zarżnęłaś jak brudną świnię, dla uciechy kilku słów i halucynacji ludzkich brudów. Patrzyłaś, jak osoba, która ci ufa pomimo tego wszystkiego, co zrobiła, umiera, dusząc się własnym oddechem. Wszystko dlatego, że musiałaś przeżyć. Chciałaś przeżyć. Żyjesz. - Przestał mówić, pozwalając jej kontynuować swoje słowa i swoje czyny. Widział, co mu pokazuje. Słyszał, co mówi.
- Bawi mnie, jak ludzie nazywają się tymi wielkimi tytułami... - Objął jej nadgarstek, wciskając palec w otwartą ranę i drażniąc parzącym dotykiem jej mięśnie i kości. - ... A są tylko marnym brudem, który umrze od byle powiewu wiatru. - Odpuścił jej nadgarstkowi, w praktyce wbijając swoją dłoń w jej pierś, zaciskając swój widmowy dotyk wokół jej słabnącego serca. Dosuną płomień świecy bliżej jej twarzy, bliżej jej oczu, dosuwając własną twarz bliżej do jej. Jego uśmiech był jednak przyjemny, czysty, wprost pogodny. To nie była twarz istoty, karmiącej się bólem i cierpieniem.
I o to chodziło. To nie była jego twarz.
- Dlaczego mam pozwolić ci żyć? Przekonaj mnie, bym pozostawił cię przy życiu. Dlaczego zgodziłem się na ten układ. Dlaczego zechciałem wyniszczyć twoją duszę i umysł, by już żadna słabość nie zamgliła twojego wzroku? Odpowiedz mi, dlaczego mam uformować Cię w potwora, jakim pragniesz być? - Wydobył powoli ramię z jej dekoltu, a następnie skrył je w kieszeni swojego ubioru. Nim jeszcze dał jej odpowiedzieć, lekko przechylił głowę na bok i wmusił swoje wargi w jej usta. Nie mógł złożyć pocałunku, nie mogła poczuć miękkości warg na jej. Jedyne co odczuła podczas tego, to żywy ogień, jakiego odczucia dostarczał jego język gdy lizał jej wargi, i odczucie niemal rozrywanych na strzępy ust. Jakoby jego wargi były kłami dzikiej bestii, która chce jej odgryźć twarz. Szybko przerwał jednak ten gest, wszak miała mu odpowiedzieć, prawda? To też odsuną twarz, wpatrując się w jej oczy, oświetlone blaskiem zielonego płomyczka świecy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie umrę… od byle wiatru…- Szepnęła, pozwalając mu wsunąć palec w swą ranę.- “I przyszedł Prorok, gdy drzwi były zamknięte, i stanął pośród nich, i rzekł: Pokój wam! Potem rzekł do Tomasza: Daj tu palec swój i oglądaj ręce moje, i daj tu rękę swoją, i włóż w bok mój, a nie bądź bez wiary, lecz wierz.”
Nie mogła czuć już większego bólu. Nawet Ex nie był w stanie sprawić, by święte znamiona, które nadał jej Najwyższy piekły bardziej niż każdego dnia. Parę kropel krwi spłynęło jej z niewielkich ran, które pojawiły się samoistnie na jej czole.
- Patrzysz, a nie widzisz…- Jęknęła, nie mogąc złapać oddechu. Tak bliskie spotkanie ze śmiercią po raz pierwszy tego dnia wywołało u niej panikę.
Źrenice dziewczyny zwężyły się gwałtownie, a ona sama przez chwilę wpatrywała się pustym wzrokiem w punkt gdzieś ponad ramieniem Ex’a.
Imrahil.
Jasne skrzydła błysnęły jej przed oczami,
Zginę?
Zginę.
Nie szkodzi.
Wrócę do ciebie.

Przymknęła oczy, przez ułamek sekundy licząc na tak upragniony koniec swojego nędznego żywota. Chciała odejść. Zniknąć. Rozpłynąć się raz na zawsze. Po tym czekałaby ją tylko cisza. Wieczny spokój u boku istoty, której zawdzięczała wszystko.
A jednak… oddech powrócił do jej złaknionej powietrza piersi. Serce ponownie zabiło, zmuszone do dalszej pracy rozpaczliwym sygnałem pragnienia przetrwania jaki wysyłało ciało dziewczyny raz po raz.
Chciała się cofnąć przed pocałunkiem, jednak nie była w stanie. Odchyliła się może rozpaczliwie o parę milimetrów do tyłu, łamiąc paznokcie na kamiennej płycie.
Ból trwał wystarczająco krótko, by zostać zapamiętanym przez jej drżące wargi. I wystarczająco długo, by wpisać się na zawsze w umyśle Echotale.
Nogi ją zawiodły, uginając się i zmuszając dziewczynę do osunięcia się po ścianie ołtarza na ziemię.
- Dlaczego… się zgodziłeś…?- Pytanie wisiało w powietrzu jeszcze przez długi czas, nim Echo nie spojrzała w stronę nieruchomego ciała Hex’a.- Jestem jedyną osobą… jedną… jedyną… którą interesujesz ty, nie on. Bo jeśli mnie zabijesz… nikt inny cię nie zrozumie i… nie doceni.
Przesunęła opuszkami palców po dolnej wardze, upewniając się w przekonaniu, że fizycznie jej oprawca jest bezsilny.
- Ale teraz jestem nic niewarta. Niegodna. Dlatego musisz stworzyć mnie na nowo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Udowodnij mi to. - Odpowiedział niemal natychmiast na jej szept, obserwując bardzo dokładnie jej reakcje na jego atak. Trzymał jej życie w garści, czuł, jak wysysa z niej życiową esensję swoim dotykiem.
Zostawił jej tyle, by powróciła do życia, o ile tego zapragnęła. Jak widać, faktycznie chciała tego. Chciała wrócić. Przetrwała każdy z jego ataków, każdą z jego porcji bólu, każde jego słowo, wszystkie fakty.
Być może faktycznie jest tego warta.
Jest warta poznać.
Przykucnął przed nią, splatając palce dłoni ze sobą i przechylając lekko głowę na bok. Czekał. Jego uśmiech wciąż był taki sam jak wcześniej. Pogodny. Ciepły. Zupełnie nie pasujący do sytuacji. Nie obejmował jednak oczu. Oczy wprost płonęły z ciekawości, z zainteresowania, czy Echo przetrwa. Czy jej dusza i jej wola życia jest wystarczająca, by zostać uformowana na nowo. By stać się nową istotą. Istotą, jakiej będą się bać.
A co ze świecą? Ciągle ją trzymał, w dłoniach, to nie problem. Oświetlenie jest cały czas. Chciał widzieć ją. Dokładnie. W pełni.
Obrócił wzrok ku Hexowi, gdy wspomniała o nim, a z jego ust wydobył się cichy, nieprzyjemny, gardłowy śmiech.
- On nie jest tym, o czym myślisz. On jest prawdziwym potworem, nie ja. Wiesz, że to on zabił Archanioła i zaiskrzył te anielskie sądy? Że to przez niego i jego namowy zabiłaś Taihen? Że jeszcze przed dołączeniem do Kościoła mordował ludzi i wyrywał im serca, tylko dla własnej przyjemności je zjadając, razem z kawałkami ciał? Ja jestem tylko narzędziem, nie potrzebuje rozpoznania. Jestem skutecznym alibi na wszystkie jego ekscesy. A ty? Kim jesteś, Elisabeth? - Obrócił spojrzenie ku dziewczynie. Coś zaczęło drżeć w jaskini, a to spowodowało jeszcze szerszy i wyraźniejszy uśmiech na twarzy widma. Tak. Hex nie jest taki niewinny, nieruchomy i kontrolowany przez Ex'a, jak się wydaje.
Mara, zbyt przejęta wszystkim, co działo się z nią i na linii z Exem nie była w stanie zauważyć, jak ołtarz się zmienia. Nie, dopóki kamienne bransolety nie docisnęły jej ramion i nóg do miejsc, w jakich była, skutecznie uniemożliwiając jej ucieczkę czy odsunięcie się. Widmo odstawiło świecę na bok i opadło na "czworaka", przesuwając się powoli co raz bliżej do kobiety. Jak mantrę, powtarzał ostatnie pytanie. "Kim jesteś, Elisabeth?" Z każdym ruchem, z każdą chwilą był bliżej, a pytanie brzmiało głośniej, i głośniej. Kim jesteś, Elisabeth?
Zamilkł dopiero, gdy jego twarz niemal stykała się z twarzą kobiety. Gdy jego oczy wwiercały się w jej duszę. Gdy jego oddech parzył skórę jej podbródka. Gdy niematerialny kapelusz wsuwał się między włosy, dając odczucie wyrywania ich, zapętlone w nieskończoność.
- Kim. Jesteś. Elisabeth? - Powtórzył po raz ostatni. Powoli. Z długimi przerwami. Kim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


- Nie bądź głupcem. Nie zabiłam jej dlatego, że mi ktokolwiek nakazał… Do grobu wpędziły ją, wszystkie złe decyzje jakie podjęła, grzech i obłuda, którą karmiła mnie latami.- Uchyliła przymknięte oczy, wpatrując się w jego puste źrenice, niczym mechaniczna lalka, podążająca dzięki czujnikom ruchu za towarzyszem.
Światło padające ze świecy boleśnie odbiło się na twarzy Echotale, ukazując jak parę zabiegów Ex’a było w stanie ją psychicznie zniszczyć. Głębokie cienie pod oczami i charakterystyczny szary odcień skóry były tylko dodatkami spowodowanymi zatrzymaniem akcji serca.
Kim jesteś?
- Jestem Echotale.- Wyszeptała pozwalając całemu ciężarowi ciała spocząć na skrępowanych nadgarstkach.- Pierwsza tego imienia, przewodniczka Kościoła i głos Najwyższego na ziemi. Jestem tą, która przyniesie jej wojnę, płomienie, która zburzy mury Miasta i za której panowania nastąpi Sąd Ostateczny.
Zamilkła, a jej puste źrenice powoli odzyskiwały pełnię życia. Niebezpieczny błysk świadczący o tym, że choć umysł powoli się łamał to fanatyczna wiara w swoją pozycję i Ao napędza ją jeszcze bardziej.
Najgroźniejsze połączenie.
Odchyliła głowę, wzdychając cicho, gdy tylko poczuła jego parzący oddech na swojej szyi.
- Nie rozumiesz…? Zamordował archanioła… Jak mogłabym oddać swoje serce komukolwiek innemu jak temu, kto podąża za wolą mego Pana, choćby robił to nieświadomie?- Kaszlnęła, czując jak zdrapane gardło domaga się wody.- Jak mogę nie pragnąć poznać go w całości… Jak mogę nie ubóstwiać tego, który czyni go w oczach Pana oblubieńcem i umiłowanym dzieckiem. Możesz mnie zabić, ale co z tego? Skoro nigdy dla nikogo nie będziesz choćby w połowie tak ważny jak on. Wiecznie w cieniu, wmówiono ci, że jesteś tylko alibi. Bez prawa głosu, drugoplanowy...
Nagle ją olśniło. Zrozumienie spłynęło na nią, zupełnie jak gdyby na nowo przechodziła Rytuał.
- Ty się bałeś… Bałeś się, że stanę się ważniejsza, że będzie szczęśliwy i przestaniesz mieć rację bytu. Nie będzie potrzebował nienawiści czy zazdrości.- Zaśmiała się perliście- Och Ex… Wiesz kim jestem? Jestem jedyną istotą na tym okrutnym świecie, która byłaby w stanie pokochać was obu. Bo widzisz… nie jestem dla ciebie żadną konkurencją...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Ale to były twoje dłonie, jakie skróciły jej żywot. - Zauważył oczywisty fakt. To jej ręce ją zabiły. Ręce jakie zostały nakierowane dzięki Tai, a także dzięki namowom Hexa.
Widok jej wyniszczonego oblicza był dokładnie tym, co chciał ujrzeć. Jej gasnącej woli, łamiących się resztek dobra i człowieczeństwa. Dooobrze. Nie potrzebujesz ich. Bez nich będziesz silniejsza. Lepsza.
Kim jesteś?
- Głośniej. Boisz się to powiedzieć? KIM. JESTEŚ? - Naciskał na nią, by przełamała tą ostatnią barierę. By przyjęła nowe imię. Nową siebie. Niech zostawi za sobą Marazm i Elisabeth. Nie jest już nawet w połowie taka, jak te dwie, słabe dusze. Teraz jest kim innym. Niech się nie boi tego. Musi się przestać bać. Nie może mieć w swoim sercu żadnego strachu. Nie może go posiadać przed nikim, jeśli chce zrealizować te cele, o jakich mówi. Nikim. Niczym.
- Jak możesz kochać takiego potwora jak on? Takiego jak Ja? Ja jestem Nim. On mną. Jesteśmy Jednym. - Dlaczego ktoś miałby kochać takie monstrum, jak Exa? Jest tylko odbiciem bólu i cierpienia jego nosiciela. Nie jest nikim ważnym, i godził się z tym, tylko czasem dawał mu w kość, działając na własną rękę. Nie mógł robić więcej. Częściej.
...
...
Jego wyraz twarzy zrzedł, gdy kobieta zaczęła mówić o tym, że to ON się boi. ON? BAĆ SIĘ?! W miarę słów, jego usta wypuszczały narastający i głośniejszy, nieprzyjemny rechot. To nawet nie był śmiech. To był najzwyklejszy w świecie, paskudny rechot. On? Bać się?!
- Za kogo ty mnie uważasz bym się BAŁ, kurwo?! Kontroluję jednego z ostatnich, najstarszych aniołów jacy jeszcze stąpają po tej dziurze! - Jego dłoń wystrzeliła do gardła Echo, zaciskając się na nim jak rozgrzany do białości drut kolczasty.
- Mnie NIE DA SIĘ kochać! Pokażę ci... Pokażę ci swój umysł. Jeśli to przeżyjesz... Co ja mówię. - Zrzucił kapelusz z głowy, odrzucając go gdzieś w dal, choć bez problemu można było dostrzec, że gdy już stracił kontakt z Ex'em, wyparował. Płomień świeci obok nich w miarę jak widmo było co raz bardziej poirytowane buchał co raz mocniej, aż do teraz, gdy był tak intensywny, że aż ciężko było nań spojrzeć, a zarówno sylwetka widma, jak i Echo i Hexa były doskonale widoczne. Znów na jego twarzy wykwitł uśmiech. Nieprzyjemny uśmiech. Paskudny uśmiech. Uśmiech kata. Mordercy. Gwałciciela.
- Nikt tego nie przeżyje. Nie będziesz inna. - Przysuwał swoją twarz co raz bliżej, podobnie jak i ciało. Nie zatrzymywał się, gdy jego nos "wpływał" w jej, gdy jego oczy przechodziły przez nie. Gdy jego głowa i jego umysł wchodziły do wnętrza jej głowy.
Gdy pokazał jej swoje "wnętrze".
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czyżbym cię zdenerwowała?
Och, mój drogi… Jakież to było proste.

Rozszerzyła gwałtownie źrenice, ale gdy dostrzegł tryumfujący uśmiech na jej zmęczonym obliczu było już za późno.
Przepadła.
Zresztą cóż… oboje w tej chwili przepadli, bo gdy tylko dostała szansę wniknięcia w umysł Ex’a… musiała otworzyć dla niego swój własny.
Niekontrolowany chaos uderzyłby ją o wiele mocniej, wspomnienia, wizje przyszłości, lęki i traumy… To wszystko byłoby nie do zniesienia, pogrążając dziewczynę na wieki w niekończącym się szaleństwie, gdyby jej własna podświadomość nie postanowiła odpowiedzieć na atak.
I nagle ten cały szalony wir stanął w miejscu, rozpadając się jak szklana tafla.
Upadła na podłogę oświetlonej groty ofiarnej.
Była sama.
W tym samym pomieszczeniu, na tej samej posadzce. Podniosła się z trudem, dopiero po ułamku sekundy orientując się, że jej dłonie spoczywały w kałuży gorącej juchy.
Wiedziała co zobaczy.
Wiedziała kto będzie leżał na ołtarzu, za czyją śmierć obwiniała się najbardziej, czyjej się bała i na czyją wyczekiwała każdego poranka.
Uniosła się, spoglądając na bladą twarz oświetloną blaskiem jasnych świec ustawionych na kamiennej płycie.
- Który to już raz umieramy?- Wyszeptała czując bolesne ukłucie w klatce piersiowej, nie dostając odpowiedzi. Ciemne włosy z wpiętymi kwiatami maku, łagodny uśmiech na zamarłej na wieki twarzy, czyste bandaże kryjące pod sobą stygmaty, biała sukienka…
Nie było noża.
Nie było ran.
Była tylko dotkliwa świadomość śmierci i przejmującego żalu. Ale w tym wszystkim… brakowało bólu.
Echotale odwróciła się gwałtownie od swojej własnej duszy spoczywającej martwo na kataflaku, by stanąć twarzą w twarz z Ex’em.
Kościste palce zacisnęły się boleśnie na jego ramieniu. W świecie koszmarów nie istniała fizyczność, wszystko było czuciem. A potem wszystko na nowo zniknęło.

Świadomość wróciła do Echo ze zdwojoną siłą, pozostawiając na wnętrzu jej lewej dłoni osmoloną bliznę.
- Nie waż się… Nie waż się mówić mi co mi wolno, a czego nie.- Wywarczała, po raz pierwszy odsłaniając oblicze, którego wcale nie chciała nikomu pokazywać. Oddychała ciężko, starając się powstrzymać paskudny grymas, któremu daleko było do uroczego uśmiechu jakim obdarzyła świat każdego dnia. Pytanie pozostawało jedno - co było w niej szczere.
- Uwolnij mnie z kajdan Ex.- Powiedziała powoli, tonem, którego jeszcze nie słyszał. Nie bała się. Co gorsza, nie było tam również zrezygnowania czy pogodzenia ze śmiercią. Niski, wwiercający się umysł szept człowieka, który stanął na granicy piekła, po czym zamaszystym gestem oznajmił “to wszystko będzie moim królestwem” by powrócić do świata żywych.
Nie prosiła.
Nie błagała.
Nawet nie żądała. Żądanie wiązałoby się bowiem z głębszymi uczuciami, które teraz z niej całkowicie wyparowały.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ex niestety jest łatwy do zirytowania. Między innymi wszak jest wizualizacją również gniewu Hexa, dlatego też ma odpowiednio "krótki lont", można by ująć.
Widmo przyglądało się, czując, że to nie było do końca to, co miał ujrzeć. To nie były wspomnienia Hexa, tylko jej. To nie była też żadna inna istota. Widział to stąd. To była ona.
Nim zdołał pojąć sens sytuacji, został złapany za ramię, i coś, jakaś siła, wypchnęła go z ciała Echo, zrywając tą wizję między nimi. Klęczał przed nią, połowicznie zmieszany, a połowicznie poirytowany tym, że sytuacja nie rozwinęła się tak, jak powinna.
- Zamknij się. Nie będziesz mi rozkazywać. - Wziął zamach prawym ramieniem, chcąc przywdziać jej kolejną, potężną dawkę bólu.
Lecz on nie widział.
Ona tak.
Nie on.
- Nikt nie... - Urwał, gdy dźwięk tąpnięcia ujawnił się za jego plecami. Coś w nim zadrżało, pchnęło go nieznacznie do przodu. To było dziwne uczucie. Nie czuł bólu, lecz czuł, że coś jest nie tak. Nie tak, jak powinno. Zastygł w takiej pozie, próbując zrozumieć sytuacje.
I dlaczego Echotale przed nim jest cała we krwi.
- Znam osobę, która może. - Znajomy szept i ciepły oddech owiał jego twarz. Wiedział, kto stoi za nim. Wiedział, czyją twarz ma obok swojej. Opuścił ramię, uśmiechając się delikatnie i spoglądając w dół.
Z jego klatki piersiowej wystawało znajome ramię, całe w jego krwi. Na jego końcu, w otwartej dłoni, tuż przed twarzą Mary, znajdowało się jeszcze bijące, rozlewające jego krew serce.
Puk puk.
Puk puk.
To ciekawe uczucie, słyszeć jego bicie poza klatką piersiową.
- Tak... W istocie. Zasłużyłaś na to, Echo.
- Posmakuj. To esensja naszego życia. Oddajemy ci je.
- Albowiem jesteśmy jednym.
- A ty wyrwałaś się z więzienia własnego umysłu. Ugryź, a będziesz wolna.
Zarówno Hex jak i kopia uśmiechały się serdecznie, prawdziwie. Ofiarowywali Echo swoje życie. Swoją duszę. Bo tylko ona zasłużyła na to, by mieć je na własność.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Zamknij się. Nie będziesz mi rozkazywać.
W tej złości, w tym zaślepieniu Ex popełnił jeden, karygodny błąd. Nie spojrzał na Echotale, która na dobrą chwilę przed zamachem odwróciła od niego wzrok, wpatrując się ponad jego ramieniem.
Uśmiechnęła się przepięknie.
- Nie wyobrażasz sobie jak bardzo się mylisz Ex…- Zaśmiała się histerycznie, niczym urocza odbitka jego własnego rechotu.
A wtedy ciemna krew trysnęła jej na przód brudnej tak czy inaczej szaty.
Wychyliła się do przodu, na co boleśnie zareagowały stawy, w jej wciąż unieruchomionych dłoniach.
Znajdowała się na granicy, wciąż ciągnięta przez własną świadomość w głąb ciemności umysłu. Z drugiej jednak strony była tu i teraz.
Nie możesz się wycofać.
Osiągnęłaś tak wiele.
Tylko tak zdołasz go ocalić od niego samego.

Każda następna, ciągnąca się w wieczność sekunda, była walką pomiędzy resztkami człowieczeństwa, a szaleństwem otulającym ją woalem upragnionego spokoju.
Uniosła pełen bólu wzrok znad serca, nie będąc już w stanie nawet dostrzec Hex’a.
- Oto ja… służebnica pańska… Niechaj się stanie wedle słowa twego.- Wyszeptała przez ściśnięte gardło, posłusznie przygryzając serce swojego oprawcy.
Echotale poczuła jak ciało odmawia jej posłuszeństwa, zupełnie jakby ten czyn był ostatnim, na jaki mogła się zdobyć. Opadła ciężko z powrotem na ścianę ołtarza, do której wciąż była przykuta, przytulając do niej policzek.
Nie straciła przytomności, jednak jej oddech z każdą chwilą stawał się coraz płytszy, a obraz zamazany przez zbierające się łzy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie widział tego, owszem. Będąc uosposobieniem niemal wszystkich siedmiu grzechów śmiertelnych Hexa, nie był najbardziej spostrzegawczą istotą. Może to i lepiej. Gdzieś muszą się gnieździć wady tego faceta, wszak inaczej nie byłby taki idealny, prawda?
Przecież, jakby nie było, daj jej swoje serce na dłoni.
Dosłownie.
Dobra, nie jest jego, tylko jego mrocznego alter ego, ale w jakimś stopniu jest jego, nie marudzić!
Gdy tylko jej usta zetknęły się z bijącym, emanującym aurą najbardziej głębokiego cierpienia i bólu sercem, i niemal poczuła jak zaciska zęby na krwistym kawale mięsa, wszystko się urwało. Zniknęło serce. Ex. Świeca. Kajdany. Jedynym śladem po egzystencji Exa była krew. Krew spływająca po ramieniu Hexa. Krew na sukni Echo. Na jej ustach. Na jej zębach.
Wystrzelił do przodu, łapiąc Echo i jej słabnące ciało i siadając tuż obok. Z pewnością trzymały ją przy ołtarzu już tylko te kajdany. Oparł jej plecy i głowę o swoje lewe ramię, układając jej ciało na swoich nogach. Nie bał się już ciemności. Nie bał się mroku. Nie bał się bólu. Nie, gdy czuł, że Ona jest tutaj. Nie, gdy wiedział, że Ona żyje. Uniósł swoją prawą, pokrwawioną dłoń do jej policzka. Ta krew wciąż była ciepła, lecz już nie emanowała z niej żadna moc. Żaden ból. Żadne cierpienie. Ono się już skończyło.
Delikatnie gładził kciukiem w ciszy jej polik, przyglądając się w ciemność, gdzie wiedział, co się znajduje. Nie musiał widzieć jej twarzy. Znał ją. Wiedział, gdzie znajduje się każdy, drobny elemencik jej pięknego oblicza. Milczał, i choć w mroku nie dało się tego dostrzec za dobrze, na jego twarzy kwitł uśmiech. Uśmiech, jaki jest zarezerwowany tylko i wyłącznie dla niej. Nikt inny nie otrzyma tego uśmiechu. Nigdy.
I nikt nigdy nie poczuje jego łez opadających na swoją skórę.
Podniósł ją leciutko do góry, tylko po to, by oprzeć w ciszy własną głowę o jej, a dłoń zsunąć niżej, obejmując ją. Mocno. Czule. Blisko. Wciąż nie odzywał się. Nie czuł tej potrzeby, ta chwila mówiła sama za siebie. Wdychał jej zapach. Cieszył się z każdej chwili, gdy czuł jej ciepło w swoich ramionach. Uzależniał się od odgłosu jej cichego oddechu.
Tkwił tak, w zawieszeniu, w ciszy, w jej obecności. Tylko On i Ona.
Czy potrzebne jest coś więcej?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W momencie, gdy jej usta dotknęły bijącego serca, wszystko się rozmyło.
Zniknęły kajdany, zniknął Ex, zniknęło niemal wszystko co przypominało jej o tym co się zdarzyło. Jedyne co pozostało to echo cierpienia i krew na jej białych szatach.
Echotale poczuła jedynie jak spada w kierunku posadzki, nie będąc w stanie poruszyć najmniejszym mięśniem swoich wykręconych boleśnie ramion. Ale… W tym momencie było jej wszystko jedno. Ból - to wciąż żywe wspomnienie, promieniował po jej ciele, wygłuszając wszystko inne.
W pierwszych chwilach nawet nie dostrzegła, że została złapana zamiast wylądować z trzaskiem na kamieniach. Bezwiednie wtuliła policzek w jego klatkę piersiową, choć jej oddech wciąż pozostawał płytki, a momentami zanikał, zupełnie jakby serce Prorokini wciąż nie było pewne czy to co przeżyłą nie było kroplą, która przelała czarę.
Ciemność przynosiła ukojenie jej zmęczonym oczom.
Drgnęła czując chłodne łzy na swoim policzku, po czym uniosła po omacku dłoń, odnajdując palcami podbródek Hex’a.
Dłoń szybko opadła, kiedy wysiłek utrzymania jej w górze okazał się ponad siły dziewczyny, jednak sygnał był jasny i prosty.
Jestem tu…
Splotła drżące palce niczym do modlitwy na podołku swojej zakrwawionej i przybrudzonej szaty, poruszając bezgłośnie ustami. Gdyby nie ciemność dałoby się dostrzec, że pomiędzy prośbami o wodę, wplotła się nieśmiała prośba do Najwyższego o zachowanie duszy w ciele i uratowaniu Hex’a, gdyby jednak przyszło jej umrzeć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach