Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Go down

Lokacja: Góry Shi, głębokie odmęty tuneli Kościoła Nowej Wiary.
Czas: Nieco po śmierci ostatniego Proroka, Taihen Shi.
Uczestnicy: Hex i Echotale

- Zostaw mnie. Natychmiast. Nie idź za mną. Nie masz prawa tego zrobić!
...
Jeszcze kilkanaście minut temu, Hex miał uczcić sukces Elisabeth. Udało jej się, może w niezbyt "legalny" sposób przejąć władzę od Taihen, ale to miało wyjść lepiej im wszystkim. Miał ją wesprzeć, dać jej siłę, dać jej całego siebie. Czuł coś, czego nigdy nie czuł wobec zwyczajnej istoty ludzkiej. Tego niewartego brudu pod paznokciem pomiotu.
Ale jednak, on poczuł coś, czego jego serce nigdy nie czuło, a co dogłębnie wstrząsnęło całym jego niestabilnym umysłem. Ex czuł, jak traci grunt pod nogami, więc zaczął reakcje.
I gdy spotkali się, tuż po tym, gdy "to" się dokonało, gdy poprosiła go, by otworzył się przed nią, ujawnił swoje utrapienia i pozwolił sobie pomóc...
Wtedy Ex zaatakował. Próbował wyrwać się na zewnątrz, przejąć kontrolę, rozszarpać na strzępy osobę, jaka śmiała sprawić, że jego ofiara poczuła... Szczęście.
Więc Hex uciekł. Biegł, nie zważając dokąd, ani jak daleko. Nigdy jego wyczucie kierunku mu nie pomagało, ale teraz, raz ta cecha się przydała. Zanurzył się głęboko w tunelach KNW, biorąc tylko jedną z pochodni ze sobą. Nie mógł pozwolić mu zniszczyć wszystkiego, nie kolejny raz.
Nie kolejny raz.
"Jesteś słaby. Zawsze byłeś słaby. Poddaj się mi, tchórzu. Zrób to, co zawsze robisz, gdy boisz się stawić czoła problemom. Oddaj mi kontrolę. Oddaj kontrolę swojemu najlepszemu przyjacielowi. Oddaj mi te dłonie. Oddaj mi ten umysł. Oddal się... Wszystko przeminie. Sprawię, że wszystkie twoje utrapienia odejdą. Tylko pozwól mi..."
- Zamilcz, zamilcz! ZAMILCZ! Przepadnij, odejdź, wróć do najczarniejszych skrawków umysłu, w jakich się zawsze chowasz! Proszę... Choć ten jeden raz... - O ile z początku jego głos był zdecydowany i mocny, tak w miarę wypowiedzi, i w miarę szeptów Exa i jego ataków na jego umysł, słabł. Jego kroki zwalniały z biegu do chodu, do pociągania nogami, aż padł na kolana, upuszczając pochodnie. Mrok otoczył jego ciało z każdej strony. Wnikał w niego. Połykał go.
"Heeeex. Heeeeeeeex~ Może chcesz, bym znów zaśpiewał ci jakiś utwór? Obaj znamy ideał do tej okazji."
- Nie... Proszę... Przestań... - Osuną się z kolan, opadając na bok i dociskając dłonie do uszu, jakby chciał uciszyć ten głos. Niestety, w żaden sposób to nie pomagało. Podwiną nogi, zaciskając palce na czaszce do tego stopnia, że bielały mu kostki.
"She's wearing the face of my victim
A well known silhouette
I've seen her, I've touched her before
She won't survive to tell about it
Only her dead body
Such a beautiful thing...
Such a beatiful thing...
Chcesz, bym kontynuował?"

Podszepty Ex'a kontrastowały się z potwornym bólem, jaki zielonowłosy znosił od istoty, jaka tkwiła na granicach jego umysłu. Od potwora, jaki w tej chwili bił żelazną pięścią w bramę jego umysłu, niszcząc cały mur fortecy, jaką on był.
Wydał z siebie wprost agonalny, długi wrzask bólu i przestał zaciskać dłonie na głowie. Uchwyt palców poluzował się, a jego dłoń powoli wędrowała w dół, ku ostrzu...
"Dokładnie tak, mój przyjacielu. Jedno, płytkie cięcie. Kilka kropel krwi... To wystarczy..."
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down


- Widzę, że cierpisz Jenevier… Pozwól mi sobie pomóc.- Wyszeptała układając dłoń na jego policzku, przechylając głowę tak by wpadające do oczu kosmyki, nie zasłaniały jej widoku oblicza, które w jakimś stopniu tak bardzo sobie ukochała.
Była zmęczona.
Zupełnie tak, jakby ciężar złożonego na jej barki brzemienia odebrał dziewczynie ostatni oddech. Wianek z kwiatów makowych na skroniach, krwawy płaszcz pierwszych proroków… Była cesarzem-głupcem wystawionym przed oblicze ludu. Umarł król, niech żyje król.
Zmęczenie odbija się na twarzy Echotale, uwydatniając jej chorobliwą bladość i ciemne cienie pod oczami. Rany, siniaki i blizny zsyłane przez Ao przyjmowały kolor niezdrowej purpury, a oczy zwykle tak pełne miłości zionęły pustką. Czuła się martwa, lecz pomimo tego (a może właśnie dzięki temu?) znalazła w sobie siłę, by zakończyć cierpienia Hex’a.
- Pokaż mi…- Wyszeptała znamienne słowa. Słowa, które już niebawem miały obrócić jej świat o 180 stopni. Ale przecież nie mogła tego przewidzieć, prawda?
Może gdyby wówczas za nim nie poszła? Może gdyby pozwoliła mu uciec i przeczekać…

Och Echo, naiwne stworzenie, dlaczego…
… by nie cierpiał jak ja.
Ludzie są stworzeni do cierpienia, przecież wiesz…
Ale on nie jest człowiekiem… Dlatego chcę mu pomóc. Bo nie ma w nim grzechu, który mnie związał z tobą, Imrahilu.
Potrząsnęła głową, próbując się uwolnić od niszczących ją myśli i znaleźć towarzysza. A jednak... Nie było go w celi, ani w żadnym z bliskich pokoi. Nie mógł uciec daleko, nie mniej.. zajęło jej to trochę czasu. W końcu jednak dostrzegła niewielki płomień w pustej grocie ofiarnej.
Wślizgnęła się do środka, ruszając powoli w stronę ołtarza, gdzie znajdowało się źródło światła - ta jedna... dogasająca pochodnia.
Nie miał prawa jej usłyszeć, zresztą nikogo tu nie było. Nikt nie zapuszczał się w tak odległe tereny Kościoła bez powodu. Tym bardziej unikano tak przerażającego miejsca jak jaskinia, z obawy przed zaburzeniem spokoju dusz złożonych na kamiennym blacie ofiar.
Dostrzegła ostrze w dłoniach Hex’a i dopiero ten widok ją przeraził.
- Jenevier…- Wyszeptała cicho licząc, że choć na moment skupi na niej swoją uwagę i nie zapragnie przelać własnej krwi na kamienną posadzkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdy został znaleziony, zdołał się podczołgać do jednej ze ścian i oprzeć o nią plecy, wpatrując się w ciemność, jaka zakrywała jego lewe przedramię, które uniósł na wysokość klatki piersiowej. W prawej dłoni tkwiło ostrze sztyletu, jakie już rozcięło materiał rękawa, jaki krył jego rękę. Dobrze że nie było oświetlenia. Ilość ran i blizn była wprost paskudna już, a miała dojść kolejna.
Dobrze, że nikogo tu nie ma. Ex nie znajdzie drogi. Skoro Hex nie będzie mógł, to i on nie.
- I tak nic nie osiągniesz. Jestem tu s-... - Urwał, słysząc znajomy głos, ułożony w cichą, szeptającą tonacje. Jego imię.
Jego prawdziwe imię.
Świst przecinającego powietrze metalu w ciszy tego miejsca był doskonale słyszalny dla ich obojga. Czubek narzędzia zbrodni został skierowany prędkim gestem w stronę kogoś, kogo nie powinno tu być, a zaraz za nim, błagalny wprost ton ze strony zielonowłosego. Śmiech jego "alter-ego" rozbijał się właśnie o wnętrze czaszki, niczym uderzenia młota. Wiedział, że nie ma wiele czasu, więc musiał spróbować jeden, ostatni raz.
- Elisabeth... Proszę, posłuchaj mnie. Odejdź. Teraz. Jak najszybciej. Zostaw mnie. Skrzywdzę Cię. Skrzywdzę Cię mocniej, niż ktokolwiek dotąd był w stanie. Proszę. Odejdź. Nie bądź głupia, nie bądź tak głupia, jak każdy inny człowiek, i jeśli naprawdę mnie kochasz... Odejdź. Błagam. Zrób to, zanim będzie za późno. - Ramię podtrzymujące sztylet między nim a kobietą powoli opadało i wracało do dawnej pozycji, nieubłaganie zbliżając się do jednej z najłatwiej dostępnych żył w ciele, której przecięcie nie miało natychmiastowych skutków śmiertelnych. Ex nie chciał go zabić.
Chciał, by czuł ból. By cierpiał. By nigdy nie zaznał szczęścia. A każdą jego drobinkę chciał zgnieść pod swoim butem. Dawno nie miał okazji tego robić, i gdy teraz się nadarzyła takowa, chciał sobie odbić za te wszystkie czasy, gdy nie miał nikogo, na komu Hexowi zależało.
"To będzie prawdziwa uczta, wiesz? Będę poił się twoim cierpieniem, i karmił twoim bólem, bo ona jest człowiekiem. I jak każdy człowiek, jest głupia. Za głupia, by posłuchać rady."
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wysłuchała go w milczeniu, obserwując ostrze noża, które nieubłaganie zbliżało się do jego skóry.
Jeśli naprawdę mnie kochasz…
Pokręciła głową. Nie mogła odejść, nie mogła go zostawić, bez względu na wszystko. Gdyby straciła jeszcze jego…
Jesteś słaba Echotale… Nie możesz go ocalić, twoim przeznaczeniem jest patrzeć jak umierają wszyscy na których ci zależy. Przecież znasz słowa pisma…
Cisza zamarła między nimi, gdy dziewczyna podeszła bliżej. Jeden krok… dwa… W końcu przez ścianę nie miał się gdzie wycofać.
I właśnie wtedy w nią wycelował. Przełknęła ślinę, czując przez ułamek sekundy cichy głosik z tyłu głowy radzący jej stanowczo rozważyć możliwość ucieczki. Przynajmniej dopóki jeszcze miała czas…
Taka słaba.
Zacisnęła usta, przygryzając delikatnie dolną wargą, po czym… uklękła przed nawróconym, pozwalając by ostrze dotknęło szaty na wysokości piersi.
- Nie jesteś w stanie mnie skrzywdzić bardziej niż czynią to demony mojej przeszłości Jenevier.- Powiedziała stanowczo, ujmując jego dłoń, jednak pozwalając by przyłożył sztylet do żyły.
W oczach kapłanki było wszystko – począwszy od pragnienia zrozumienia, przez chęć niesienia pomocy oblubieńcowi, aż po upór i niezłomną wolę. Nie odejdzie. Nie mogła i nie zamierzała okazać słabości, bez względu na cenę jaką miałaby ponieść.
Uniosła kąciki ust, przenosząc wzrok z jego przerażonych oczu, na nóż błyszczący w świetle pochodni. Kiedy ta zgaśnie… Lampka nie będzie w stanie oświetlić nawet maleńkiej części tego pomieszczenia.
Będzie sam na sam z ciemnością.
Nie boisz się?
Nie. Ciemność spowiła moją duszę, gdy przelałam krew prorokini w imię Jedynego Boga. Jeśli od ciemności zginę, utonę, zatracę się na wieki, ale będę w stanie mu pomóc – nie będzie szczęśliwszej istoty na tym świecie.

- Zabiłam Taihen Shi… Już nikt mi nie powie, że czegoś nie mogę, że mi nie wolno.- Wyszeptała przysuwając wargi do jego rozedrganych ust i składając na nich krótki pocałunek.- Jeśli to cię zabija… pokaż mi. A ja ci pomogę… Lecz nie zrobię tego póki nie zrozumiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

"Ona naprawdę nie wie, w co się pakuje. Aż mi jej szkoda, wiesz? Tak odrobinkę. Wierzy w Ciebie. Wierzy, że dasz sobie radę i że tylko jej pokażesz, na czym to polega. Że nie skrzywdzisz jej mocniej, niż lata służby jako dziwka czy niewolnica. Że nie zrobisz jej więcej, niż już czuła."
- On jest w mojej głowie. Mówi. Śmieje się. Rozdziera mój umysł na strzępy, i z każdą chwilą jest co raz bliższy wydostania się. To on. I to ja. On jest ciemnością mojego serca. On jest wszystkim, co we mnie złe. Echo, ja jestem jednym z pierwszych. Widziałem powstanie świata. Widziałem upadek ludzi, widziałem to wszystko. Byłem poniewierany przez anioły. Odrzucony, bity i torturowany, lecz każdą zrazę, każdy ból i każdą obelgę kryłem w głębii swojego serca, aż w końcu nabrała kształtu. Aż w końcu nabrała osoby. Mnie. To ostatnie chwile, nim on sie wydostanie z mojego umysłu. Ciała, nad którym przejmie kontrolę niezdolny do logicznego myślenia szał. Skrzywdzę Cię. Zniszczę Cię... - Nie był w stanie podnieść wzroku na swoją ukochaną. Jego oczy gasły, z każdą chwilą co raz mniej i mniej "jego" było widać wewnątrz tęczówek, a więcej "Jego". Nie reagował na gesty, na słowa, na bliskość jego ukochanej. Nie był w stanie.
- Wybacz... Mi... - Wyszeptał, zagłębiając ostrze w przedramieniu. Nie wydał żadnego dźwięku związanego z bólem jaki był powodowany rozcinaniem skóry i docieraniem do żył, pełnych życiodajnej krwi. Nie było potrzeba wiele. Kropla. Dwie. Trzy. One wystarczyły, by jego umysł w praktyce odpłyną w odmęty ciemności, jaka ich otaczała.
...
Cisza. Narastające napięcie było niemal wyczuwalne w powietrzu, choć jedynie oni dwoje byli w tej ciemnej grocie. Tylko oni...
...
I jeszcze ktoś.
- Nie podchodź bliżej.
Sztylet w niemal nieludzkim tempie został wyrwany z rany i przeniesiony do drugiej dłoni, wykonał silne, mocne pchnięcie w nadgarstek dłoni która trzymała Hexa. Mocno, bezpośrednio. Miało być na wylot.
- Nie podchodź bliżej.
Zawtórował głosowi jaki pobrzmiał tuż obok, a z którego rozchodzące się uczucie wprost nie pozwalało spojrzeć ku niemu.
- Nie znasz go, i nigdy nie poznasz. - W razie trafienia, brutalnie wyrwany sztylet powędrował teraz z tym samym zamiarem w kierunku drugiego nadgarstka, a usta Hexa z martwymi, pozbawionymi blasku oczyma zawtórowały po raz drugi głosowi.
- Nie znasz go, i nigdy nie poznasz.
Kroki rozeszły się echem po jaskini. Mocne kroki, jeden po drugim. Były blisko, bardzo blisko, a z każdym z nich atmosfera robiła się co raz gorsza. Oddech był tak trudny, jakby byli na szczycie tych gór, a mięśnie traciły jakiekolwiek siły do ruchu.
Szmer przesuwających się ubrań niemal na wyciągnięcie lewej ręki Echo. A zaraz po nim, poczucie jakoby przez policzek przejechał czysty płomień, wgryzający się aż do wnętrza czaszki i wychodzący drugą stroną.
- Elisabeth. Hex pewnie mnie nie przedstawił. Jestem Ex, i sprawię, że najbliższe godziny będą dla ciebie koszmarem, po których Hex cię własnoręcznie zabije, i może zje. A teraz, uśmiechnij się do mnie. - Widmo skierowało swoją dłoń ku jej podbródkowi. Nie mogło jej chwycić, ale sam ból, ból jaki każdy jego dotyk i gest powodował mógł spowodować, by obróciła wzrok ku niemu.
Był jak Hex. Wprost taki sam. Ten sam ton. Ten sam głos. Te same oczy. Ta sama twarz.
Ale wewnątrz czaiła sie kompletna ciemność, a zajrzenie mu w te złote, niemal fosforyzujące oczy sprawiało, że chciało się wydrapać własne, byleby więcej nie widzieć tego obrazu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Miała mniej niż sekundy na reakcję. Dlatego, kiedy sztylet przeszył jej szatę, opatrunek i gładko przeszedł na drugą stronę rany, wyszarpnęła się, rzucając w odruchu jedyną rzecz, którą miała pod ręką - wygaszoną lampką oliwną.
Szkło trzasnęło na Hexie, nie powodując niczego groźniejszego poza paroma drobnymi rankami. Mimo to cała oleista ciecz spłynęła mu po twarzy, mocząc ubranie i skórę.
Zdążyła się odsunąć przed kolejnym ciosem, korzystając z tego, że najwyraźniej Hex nie był w stanie na razie się podnieść.

A potem poczuła czyjąś obecność.
Obecność, która wydała jej się… znajoma. Dlatego tak gwałtownie obróciła głowę oczekując widma swojego własnego anioła stróża.
Ta istota…
… była tym samym co Imrahil.

Rozumiała. Oświecenie przyszło wraz z falą przeraźliwego cierpienia.
W pierwszej chwili w oczach Echotale błysnął tak wyczekiwany przez Ex’a ból. Przejmował ją do głębi, przeszywał umysł i ciało, dekoncentrował… A jednak, gdy tylko spojrzała do góry, w te puste źrenice, dziewczynę wypełniły inne uczucia, zmieniające jej twarz na ułamki sekund, to rozjaśniając ją, to na nowo przywołując ponurą aurę.
Pierwsza niczym przewodniczka pojawiła się fascynacja - głębokie pożądanie wiedzy o czymś co nigdy nie miało być jej znane. Zaraz potem - psychiczne cierpienie, ciekawość i… chciwość. Chciała go więcej.
Był potęgą. Zbiorem krytych w sercu urazów, gniewu, tortur…
Niszczącą siłą, która była w stanie wypalić ostatni okruch słabości.
Kolejna fala bólu powaliła dziewczynę na kolana, a mimo to uniosła głowę, oddychając z wyraźnym trudem.
Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w nieregularnym tempie, gdy zrobiła coś niezwykłego.
Uśmiechnęła się przepięknie, ba - wręcz nieludzko, unosząc zakrwawioną dłoń w jego stronę. Charakterystyczny gest, zgięty nadgarstek, łagodnie ułożone palce, z których powoli spływała na podłogę ciepła krew.
Kobietę należy na powitanie ucałować w dłoń panie Ex.
Nie musiała tego mówić na głos. W tej chwili jej wzrok mówił wszystko. Choć cierpiała, nie obawiała się demona niszczącej jej oblubieńca. Zmagała się z mu podobnym od lat, lecz wciąż...
- Lecz nim mnie zabije i spożyje wciąż mamy tych parę godzin.- Powiedziała słabo, przesuwając wzrokiem wzdłuż sylwetki bytu.
Bez względu na to czy plaga złożyła na jej skórze pocałunek śmierci, czy też nie, Echo podniosła się na nogi, odwracając się od niego, by spojrzeć smutno na Hex’a. Jej biedny, kochany Jenevier… Był tylko kukiełką w rękach istoty, którą sam stworzył.
Sięgnęła po pochodnię, którą w ułamku sekundy przysunęła niebezpiecznie blisko zielonowłosego. Tego, który żył, który był ciałem, nie jedynie duchem. Tego, który żywił, będącego początkiem i końcem. Była na tyle blisko, że nie było znaczenia jak zareagowałby Ex, duchem czy ciałem - ogień przeszedłby na Jeneviera w czasie krótszym niż uderzenie serca, a wzmocniony rozlaną oliwą spopieliłby oboje.
Nie, nie zawahałaby się.
- Jak silny byłbyś bez niego?- Zapytała całkowicie spokojnie.- Nie zależy mi na życiu, możesz je ode mnie zabrać. Ale wówczas ja odbiorę je tobie. Dlatego proponuję układ…
Zawiesiła głos pozwalając by parę pojedynczych włosów Hexa się przypaliło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z początku wszystko szło po myśli widmowej kopii glonowłosego. Sama jego obecność wyniszczała kobietę, a byle dotyk zmusił ją do zejścia na kolana. Typowe, ale nie mogło nie sprawić na jego twarzy szerokiego uśmiechu. Lubił to uczucie, nawet jeśli za każdym razem było takie samo. Tak samo się uginali, tak samo padali. Niezależnie od tego, jak silni czy odporni. Tylko kilka istotek, do których umysłu nie miał wstępu było w stanie go znieść. I wtedy czuł się dziwnie, gdy poprostu stał obok i mógł jedynie założyć na siebie ramiona.
Nie tym razem jednak.
...
...
Ściągnął brwi na widok faktycznego uśmiechu w tym słabym, nieznacznym świetle pochodni. On był szczery. Prawdziwy. Widział to w jej oczach. Widział w nich więcej niż zwykle widywał. Nie to samo. Nie były to tak samo rozszerzone w przerażeniu źrenice, za którymi widział każdy obraz jaki przelatywał przez ich umysły.
Tu widział coś innego. Widział coś, czego nie oczekiwał ujrzeć swoimi oczyma, tylko przez oczy swojego nośnika.
Pragnienie.
Pożądanie.
Jego uśmiech zrzedł, zastąpiony wyrazem skonfudowania. Pierwszy raz od kiedy pamiętał miał do czynienia z kimś, kto odczuł jego obecność i nie był przerażony. Nie tracił zmysłów. Był zainteresowany.
To było... Niezwykłe. Tak samo jej gest. Ona chciała jego dotyku. Ona chciała być "zobaczona" przez widmo. To nie to samo. Nie to, co normalnie widział. Nie to, co normalnie inni czuli wobec niego.
Podszedł bliżej i przyklękną na jednym kolanie z bardziej neutralną miną niż zwykle miewał, delikatnie ujmując końcami palców jej nadgarstek, swoją dłoń układając pod jej. Jego dotyk pewnie przypominał w tej chwili dotyk parzydeł meduzy, a delikatny pocałunek złożony na dłoni wylanie butelki kwasu na takową, ale chyba Echo jest w stanie to przetrwać, prawda? Puścił ją jednak po tym geście i pozostając na kolanie, badawczo zaczął ją owijać spojrzeniem od góry do dołu. Nie odpowiadał na jej słowa, a gdy Echo się podniosła, on też to zrobił, obejmując swoje biodra dłońmi. Nie wiedział, co w tej chwili ma myśleć, ani robić. Normalnie Hex już rozszarpywał by ją na kawałki, wabiony jej konwulsjami i bólem jak rekin do krwi.
A tak...
Nawet nie drgną na groźbę z jej strony. Miał nawet zasugerować dlaczego ta groźba nie jest zdolna do bycia wykonaną, gdy znowu został zaskoczony.
Układ.
Z nim?
- Zaczynam dostrzegać, co ujrzał w Tobie. Kontynuuj więc, wysłucham Cię. - Stwierdził, klękając przed nią i opierając swój tyłek na stopach, dłonie kładąc na udach. Oczekiwał, ciekaw tego, co chce mu zaproponować.
Jeśli powie coś w stylu "zostaw nas oboje, przepadnij" czy coś w tym stylu, to chyba zacznie się turlać ze śmiechu.
A potem upewni się, że poczuje fakt pobudzenia jego ciekawości bez powodu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie zaatakował jej, nie próbował wytrącić pochodni z ręki, nie zdmuchnął nawet pochodni, choć w głębi duszy wiedziała, że to było do zrobienia. Po prostu zapragnął wysłuchać.
Niesamowite
Zainteresował się. Dobrze. To da jej czas i odciągnie uwagę… Znała cenę.
- Zaczynam dostrzegać, co ujrzał w Tobie.
Ale ty chcesz widzieć coś innego. Ciebie karmią zupełnie inne emocje, nieprawdaż?
Pozwoliła mu z siebie czytać jak z otwartej księgi, nie ukrywając żadnych emocji. A jednak ich… ogrom mógł być ciężki do okiełznania w jednej chwili.
Uśmiech nie zmalał, pożerający światło w oczach ból, strach który spowił jej oblicze białym całunem, pragnienie w drżących wargach… Wszystko się wykluczało, a przy tym tworzyło zgrabnie ułożone puzzle.
- Gdy zapadnie ciemność, zacznie się odliczanie. Będziesz miał pięć godzin na to, by zniszczyć we mnie tą namiastkę duszy, której słabość mnie ogranicza. Tą, która płakała, gdy napoiłam przyjaciółkę trucizną… gdy opiekunowi wbiłam nóż ofiarny w serce. Jeśli to przeżyję świat stanie w płomieniach, a ja posłusznie będę torturować, palić i niszczyć ku twojej uciesze, jeśli nie… Trudno. Zabijając mnie uchronisz wiele istnień. Układ jest prosty, pytanie czy ty masz na tyle siły, aby mnie spopielić i przywrócić do życia.- Machnęła lekko pochodnią, sprawiając, że jej światło jeszcze przygasło. Od zgaśnięcia dzieliły ich minuty… może nawet sekundy.- Możesz też mnie torturować, zabić i pożreć, niekoniecznie w tej kolejności. Ale przyznaj… To nie będzie nawet w połowie tak zabawne. Decyzja należy do ciebie, ja chcąc nie chcąc i tak się dostosuję.
Spuściła wzrok po raz ostatni może w życiu spoglądając na puste oblicze Hex’a
Przepraszam Jenevier… Przepraszam, że tylko tak mogę cię ocalić.
Pojedyncza łza spłynęła po policzku dziewczyny, gdy odrzuciła pochodnię. Wiedziała, że jeśli pozwoliłaby mu zmusić Hex’a do zamordowania jej … pocierpi parę godzin, by następnie znaleźć się po prawicy Boga Ojca. Ale on… on będzie cierpiał nadal. Przeżarty do samego dna duszy, przekonany o swojej winie będzie egzystował przez kolejne stulecia zatracając się w swoim szaleństwie.
Jeśli tylko się uda...
… nigdy nie wstąpisz do królestwa niebieskiego.
Wiem.
… nigdy już nie odkupisz swoich grzechów.
Wiem.
… warto, Echotale?
Warto.

Zacisnęła powieki, dokładnie w tym ułamku sekundy, w którym pochodnia uderzyła o posadzkę, gasnąc z cichym sykiem.
Natychmiast straciła orientację, próbując zrobić krok, w którąkolwiek ze stron, byle z dala od ukochanego, nawet jeśli miałoby ją to zbliżyć do mary z piekła rodem.
Ból ucałowanej dłoni nie malał, a jednak w tym wszystkim był jedynym konkretnym punktem odniesienia, czymś dzięki czemu miała pewność, że wciąż jeszcze żyje. Przez sekundę, dwie… może nie więcej, ale jeszcze istniała.
Wpadła na coś twardego, rzeźbionego..
Ołtarz.
Pomimo całej odwagi jaką starała się zachować do samego końca… była tylko człowiekiem. Zwykłą ludzką kobietą, która miała świadomość, że już za parę chwil skona w mękach. Łzy ciekły jej po policzkach jedna po drugiej, opadając bezszelestnie na przybrudzoną szatę, ramiona drżały, nie była w stanie oddychać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pięć godzin. Trzysta minut. W dalszym przeliczeniu to powinno być osiemnaście tysięci sekund.
Czemu więc nie sprawić, by zapamiętała każdą z tych sekund, i by każda dłużyła się jej latami?
- Interesująca oferta. Chcesz posłużyć cię moimi zdolnościami, by wyniszczyć to, co zostało w tobie dobre. Hmmm. Nie boisz się, że stracisz wtedy uczucia, które żywisz do niego? - Spodziewał się, że Echo wie, kogo ma na myśli. Jeśli faktycznie wypleni z niej całe dobro i współczucie jakie tylko pozostało, to powinna zdawać sobie sprawę z faktu, że na miłość już nie będzie miejsca. Zostanie tylko ból. Rozgoryczenie. Rozpacz i narastający z każdą godziną obłęd.
- Zgodzę się na ten układ, ale nadam jeden, własny warunek. Musisz mi odpowiedzieć na każde pytanie jakie zadam. Jeśli opuścisz choć jedno z nich, Hex cię zabije. Krótko i szybko. A ja, nienasycony, będę musiał poszukać nowych ofiar, gdzieś w tych górach. Jak myślisz, jak wiele osób wierzyłoby dalej w Ao, gdybym ruszył pozwiedzać? - Choć nie była tego w stanie dostrzec, uniósł prawy kącik ust do góry, uśmiechając się przy podnoszeniu z podłogi. Nie spieszył się, zbierał swoje widmowe gnaty z podłoża cierpliwie i powoli. Szmery jego ubrania, ocierającego się o powierzchnie wskazywały na jego kierunek, ale tak samo jej ruch wskazywał na kierunek, w jakim się znajdowała. Podążał krok za krokiem za źródłem dźwięku. Nie spieszył się, mają dużo czasu. Bardzo dużo.
[color=#003300] - Nie spieszmy się. Pięć godzin to bardzo, bardzo długo, a w ciemności takiej jak ta, ciężko jest rozpoznać właściwy czas.
- Wiesz, nigdy nie miałem przyjaciela. Opowiedz mi proszę, jakie to uczucie, zabić kogoś, kto wierzył, że zawsze ma w tobie oparcie? Kto myślał, że mógł się do ciebie zwrócić w każdej potrzebie? Jakie to uczucie było, patrzeć jak dusi się od trucizny, jak pada martwa u twych stóp? Jakie to uczucie, gdy wiedziałaś, że to byłaś Ty? To jedna z tajemnych doktryn Ao, o której wiedzą tylko kapłani? Czy może... - Urwał, podobnie też urwały się dźwięki jego ruchu. Chwila ciszy dłużyła sie w nieskończoność, aż do momentu, gdy po grocie rozniósł się dźwięk dość podobny do odpalania zapałki. Zaraz po nim, metr-może półtora przed Echo, rozpaliło się źródło zielonkawego światła. Świeca z cienkim, podskakującym płomieniem, która w praktyce wyrastała z twarzy Ex'a. Szeroko uśmiechniętej, przechylonej nieznacznie na bok i wpatrującej sie w Echo, wyczekując odpowiedzi.
- ... czerpałaś przyjemność z widoku twojej przyjaciółki w konwulsjach i agonii? Zazdrościłaś jej pozycji? Może odrzuciła twoją miłość, i skoro ty jej nie mogłaś mieć, to nikt inny również? Powiedz mi, proszę, dlaczego, i jak się czułaś, widząc to. Słysząc to. Czując to. Chcę usłyszeć każdy szczegół. Czy jej oczy wpatrywały się w Ciebie z winą, gdy umierała? A może przeklinała twoje imię? Proszę, opowiadaj.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kochała go nad wszystko, co jej w życiu zostało dane lub odebrane przez Pana. I gdzieś w głębi duszy wiedziała, że też nie jest mu obojętna.
Dlatego właśnie nie mogła go skazać na wieczne katusze, nawet jeśli miała pozwolić zabić wszystko co było w niej dobre. Ale tego nie mógł zrobić Jenevier, nie swoimi dłońmi.
Wysłuchała warunku, czując się jak dziecko przed pierwszą spowiedzią. Choć w jej przypadku… ta mogła być ostatnią.
- Dobrze, to akceptowalny warunek.- Powiedziała cicho, zaciskając mocniej palce na kancie chropowatego ołtarza. Nie miała nic do ukrycia, nie przed nim.
- Nie sztuką jest wymordować lud Ao. Sztuką jest ich uwieść, by byli na każde twoje skinienie dłoni, by umierali z twoim imieniem na ustach i ku tobie kierowali swe najdrobniejsze myśli. A wówczas to ty staniesz się ich Bogiem i Prawdą. Jedynym Prorokiem.
Zbliżał się.
Wyczuwała to podświadomie, mając wrażenie, że jej słuch zaczyna płatać figle. Szelesty i szmery zbliżały się to oddalały, pogrążając ją w głębokim poczuciu braku pewności czegokolwiek. Ból.
Skoncentruj się na bólu, tylko on jest tu rzeczywisty.
Wtedy padło pierwsze pytanie.
Objęła delikatnie ramię dłonią, starając się choć w ten sposób uchronić. Nie, nie przed Ex’em.
Przed samą sobą. Widmem przeszłości, na którą sama się zesłała w przypływie głupoty i chorych aspiracji.
- Taihen Shi była chora… Rana na nodze, nic poważnego. Opiekowałam się nią, widziałam jak słabnie i zdrowieje na zmianę…- Zawiesiła na chwilę głos, czując, że dusi się własnymi łzami. Fakt, że w tej chwili ciemność rozproszyło zielonkawe światło świecy, wcale nie ułatwiał jej zebrania myśli.
Musiała spojrzeć w te puste źrenice, na widok których czuła ja sama zatraca się we własnej śmierci, balansując na granicy zgnilizny i zepsucia. I choć miała wrażenie, że w gardle zbiera jej się krew, którą powoli zaczyna się dławić… to nie mogła odwrócić wzroku. Było w nim coś o wiele bardziej fascynującego niż dostrzegała to wcześniej.
- Była dobrym człowiekiem.. Za dobrym na ten świat. Popełniła w ostatnim czasie tak wiele błędów, które sprawiły, że Starszyzna chciała ją zamordować. Skazać na pohańbienie i publiczny proces. Pozwoliłam jej umrzeć we własnym łóżku…- Przymknęła na chwilę oczy, wiedząc, że w końcu nie zdoła ukryć prawdy. Zresztą czy był jakikolwiek sens w zatajaniu faktów i uczuć?
- Ja też jej nienawidziłam.- Wyszeptała z trudem, czując się z każdym wyplutym słowem coraz gorzej. Wszelka władza korzyła się przed wyrzutem sumienia i wspomnieniami..- Mogłam ją wyoędzić... Ale nie chciałam. Splugawiła nasz dom, obdarła mnie z szat czyniąc zwykłą dziwką. Zasługiwała na śmierć. Co noc cierpiałam, gdy Pan posyłał mi demony szepcące do ucha najgorsze wizje. Naznaczył mnie symbolami anielskiej męki. Wkupienie się w łaski starszyzny nie było trudne… Szukali sposobu, a tym byłam ja. Tamtej nocy wszystko było ustalone. Otrzymałam fiolkę z trucizną, którą wcierałam wcześniej w jej ranę, by upozorować zakażenie. Wiedziała co się stanie, ale w ostatnie dni nawet już nie otwierała oczu. Napoiłam Taihen zatrutą wodą, pozwalając by ta zabijała ją jeszcze przez następne godziny…
Na parę długich sekund zapadła w pomieszczeniu cisza.
- Czułam jej oddech, czułam jak opuszcza ją ciepło, a mimo to nie rozumiałam co się właściwie stało. Zaślepiona nienawiścią i pragnieniem oczyszczenia Domu Ojca… Dopiero, gdy ogłoszono śmierć Prorokini, gdy włożono na me ramiona święte insygnia… Wtedy uświadomiłam sobie, że już nigdy jej nie zobaczę, nie usłyszę śmiechu czy nie dotknę jej warg.
Łzy pociekły po jej policzkach, gdy spuściła głowę, wczepiając paznokcie mocno w ramię.
-... Jak się czułaś...
- Czułam się przerażona, ale... było w widoku jej martwego, nieruchomego ciała, w tych bladych ustach... coś uspokajającego. Nie mogła mnie zdradzić będąc trupem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Zatem akceptuje ten pakt. - Stwierdził dość oficjalnym tonem, jakoby podawał jej pokwitanie sklepowe. Nawet gdyby nie chciała tego zrobić, zadałby te wszystkie pytania, chcąc z niej wyciągnąć temat, na jaki go naprowadziła. Bo po co ma zaczynać, skoro ona sama może wciągnąć się w tą spiralę, a Ex tylko zakręci nią mocniej?
- Czemu założyłaś, że ja ich zabiję? Kościołowi nie przyniosłoby wielkiej sławy, gdyby z jaskiń wylały się tłumy ludzi, jacy postradali zmysły. Ludzie boją się nieznanego. Wolą je zniszczyć, niż poznać. Nie ja bym ich zabił, Elisabeth, tylko oni siebie nawzajem. - Wytłumaczył swój zamiar, gdyby nie chciała dopełnić warunku umowy. Nie chciał ich zabijać. Chciał zaszczepić w ich umysłach choć część chaosu, jaką posiadał w sobie Hex. Część tego, z czego Ex jest właściwie złożony. Nawet fragment tego by wystarczył, by rozeszło się jak plaga. Jak choroba weneryczna podczas orgii, które są tu dość częste. Heh. Dekadencja. Piękne czasy dla ludzi, czyż nie?
Miał się wtrącać w jej słowa, ale oczekiwał odpowiedzi. Niemiłe z jego strony byłoby tak poprostu wbicie się butami w połowę wypowiedzi, dlatego cierpliwie czekał, słuchając. Można było mieć wrażenie, że z każdym momentem nieznacznie, delikatnie, praktycznie niezauważalnie się przesuwa. Jakby z każdym mrugnięciem oka dokonywał bezszelestnego kroku.
Dobrym człowiekiem.
Parskną gburczym śmiechem, słysząc to określenie. W tym świecie nie ma już dobrych ludzi. Są tylko ci, którzy potrafią zaakceptować zło i je wykonać i ci, którzy bronią się swoimi zasadami i prawami, jakimi następnie graweruje się ich nagrobki. Dobry dowcip.
- Co za mdła historyjka o dobrej przyjaciółce. Gdyby to tylko była prawda, mógłbym poczuć się źle. Więc? - Wciął się jednak ostatecznie tuż po tym, jak Echo opowiedziała, że "pozwoliła jej umrzeć we własnym łóżku". Dobry dowcip. Gdyby faktycznie chciała dokonać eutanazji na swojej przyjaciółce, pozwolić jej cierpieć katusze w łóżku nie byłoby zbyt przyjemnym wyjściem z jej strony.
Aha! Złamała się. Ex nachylił sie ku Echo, będąc niepokojąco blisko i słuchając dokładnie każdego jej słowa. Wiedział, że ta mdła historyjka jest za słodka. Na jego twarzy w miarę słów pojawiał się co raz szerszy uśmiech, a gdy w końcu stwierdziła, że widok martwej ciała przyniósł jej ulgę, zabrał głos.
- Truchła nie kłamią. Byłaś przez nią manipulowana, zmuszana do sprzedawania swojego ciała brudom Desperacji by zadowolić jej wizję wyznawania Ao. Wizję, w której kobiety nie były więcej, jak przedmiotem do wykorzystania. Zabrała ci dom, zabrała ci co miałaś. Zabiłaś ją, i przyniosło ci to ulgę. Otworzyłaś swoje oczy na to, że przyjaźń to złudne uczucie, które służy tylko do wiązania się przysięgami i przysługami... - Doskoczył do kobiety, wolną ręką zmuszając ją do spojrzenia na siebie, opierając całą dłoń na jej policzku z taką siłą, że gdyby nie był widmem, byłby to siarczysty policzek. Bolesny, jakby dłoń była zakuta w stal i najeżona rozgrzanymi kolcami.
Obrócił świecę w dłoni i jednym, szybkim ruchem wykonał zamach jaki miał wbić świecę do jej oka, płomieniem do wnętrza. Nie spowodowałoby to żadnych, faktycznych ran, lecz ból. Nie był tak mocny, jak dotyk, lecz był innego typu. Mogła poczuć ogień wewnątrz swojej czaszki, wewnątrz oka, spalający jej gałki oczne i mózg, a samo uderzenie świecy tworzyło uczucie jakoby właśnie zmiażdżył jej wyżej wymienioną gałkę oczną tym gestem.
- ALE WCIĄŻ NIE DOSTRZEGASZ WSZYSTKIEGO! Widzisz za mało! Otwórz oczy, Elisabeth. - Wyrwał świecę z wnętrza jej czaszki i odsuną się, obracając ją ponownie by była płomieniem do góry. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Za dobrze się bawił.
- A twój anioł stróż? Istota, która została stworzona, by cię ochronić przed złem? Jak się czułaś, zabijając istotę, której bardziej zależało na tobie, niż na kimkolwiek innym na świecie? Jak czułaś się, przebijając serce, które było twoją własnością, dla bożka, jakiego widziałaś tylko przez słowa naćpanej dziwki? Jak czułaś się, gdy jego ciepła krew przepływała ci między palcami, gdy blask jego oczu gasł, gdy w końcu zdawał sobie sprawę, że popełnił błąd, wierząc w ludzi? Jakie to było uczucie, gdy oddał za Ciebie życie, bo taki miałaś kaprys, by zadowolić coś, co nigdy nie widziałaś ani nie poczułaś? Jak. Opowiedz mi, jak. Jak kogoś, kto był ci wierny nad życie pozbawiłaś go jedynej rzeczy, jakiej nie chciał oddać tobie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach