Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

- Heaven's gift to me just the way you are, a new aged child always in my heart… There's so much in life for you to be, and so much to see... You are heaven's gift to me.
W korytarzu nie było słychać nic poza tą irytującą, starą kołysanką, nuconą monotonnie raz po raz.
Straciła rachubę czasu. Dnie zmieniały się w tygodnie, tygodnie w miesiące, a mimo to zegary zatrzymały się w miejscu. Lato przeszło w porywczą jesień, a jesień zakończyła się wraz z nadejściem pierwszej zamieci śnieżnej.
Mimo wszystko ona wciąż trwała - zamknięta w górach Shi jak porcelanowa zabawka Starszyzny, która wciąż debatowała co z młodą prorokinią zrobić, jak ją traktować i komu pokazywać.
Wówczas Echotale zadecydowała sama - “zbudujcie stos z anielskich skrzydeł, bo brzydzi się Pan ich widoku w świętych murach swego Kościoła”.
Popłoch padł na część nawróconych anielskich wiernych. Część próbowała zbiec, co zakończyło się dla nich jeszcze tragiczniej - Inkwizycja dostała kolejny jasny rozkaz od swej przewodniczki - zniewolić każdego zdrajcę Pana. Zdusić i doprowadzić do granicy między życiem, a śmiercią, lecz nim jego zadręczona dusza uwolni - połamać mu skrzydła i przypisać do prac na rzecz świątyni.
Większość aniołów posłusznie poddawała się zabiegowi, przerażona samą wizją sprzeciwienia się słowom proroka. Nie uczestniczyła w tym, przez większość czasu pogrążona w głębokiej modlitwie przy rosnącym wciąż stosie. Już niedługo… Niebawem zapłonie ogień ku chwale Najwyższego.
A jednak… dla jednego nawróconego zrobiła wyjątek. To on był przyczyną jej obecności w korytarzu prowadzącym do lecznicy. Miała przy sobie dar.
Złotą czarę zazwyczaj używaną przy rytuałach wypełnioną wywarem z mleka makowego. Nie była w stanie mu inaczej ulżyć w czekającym go cierpieniu, a jednak mogła zrobić wszystko by odczuwał je jak najmniej.
- Raphaelu?- Uchyliła drzwi do pomieszczenia, poszukując wzrokiem uzdrowiciela. Odetchnęła z ulgą dostrzegając jego cień w słabo oświetlonym pokoju. Bała się, gdzieś w głębi duszy bała się, że postanowi uciec. Ale przecież… znała go wystarczająco długo by wiedzieć, że te obawy są nieuzasadnione. Jego imienia użyła przypadkiem, odruchowo wywołując jedyną osobę, która mogłaby na nie zareagować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nadeszły nowe czasy dla Kościoła. Nowa prorokini przemówiła. Wszyscy posiadający brzemię anielskiego pochodzenia, mieli zostać poddani nowej próbie. Dzięki niej mogli udowodnić, że wierzą w świętą sprawę przed obliczem wybranki Ao. Wielu próbowało odejść w zapomnienie. Nie chcieli się zmierzyć ze świętą próbą, która była konieczna. W ten sposób tracili zaufanie, a do tego stawali się zdrajcami. Jedynie część odwróciła się plecami. Nie była na tyle znaczącą liczba, żeby żałować decyzji. Większość wciąż pozostała wierna i oddali się cierpieniu, który miał ich oczyści w oczach Pana. Jedna osoba była gotowa stawić czoła tej próbie. Nie odczuwała niepokoju, ani też strachu. Wiedział, że na niego czas przyjdzie i zostaną odcięte ostatnie więzy anielskiej przeszłości. Świecie przekonany był o losie, który mu dobrze sprzyjał. Setki lat spędził na samotnej wędrówce, aż do chwili spotkania aonisty. Konał w męczarniach i mimo bycia jeszcze wrogiem - udzielił mu pomocy. Chciał dołączyć do nich. Być częścią czegoś większego. Był im to bardzo winien. Zaakceptowali go, zaoferowali nowy dom i odkupienie w oczach Najwyższego. Naprawili jego rozstrzaskaną duszę. Teraz musiał powierzyć w ich ręce ciało. Taka jest cena do zapłaty. W chwili rozpoczęcia krwawych żniw, przebywał w lecznicy wewnątrz Góry Shi. Przebywał w niej sam na moment obecny. Panowała kojąca cisza. Wyjątkowy spokój. Jeszcze nim przyjdzie na niego pora wolał zdeponować zebrane medykamenty, które zdobył z owocnej wyprawy. Oddał się krótkiemu zajęciu. Czekał na właściwy czas. Wolał wykorzystać cenne sekundy swego żywota właściwie. Zadziwiał go fakt, że jeszcze nikt do niego się nie zjawił. Nie ukrywał swojej znów. Miał wrażenie, że znów jest sam niczym palec. Wieczny towarzysz, który zawsze szeptał mu złowrogie słowa był w ciszy. Nie przemówił tego dnia ani razu. Niepokoiła go właśnie ta samotność. Chciał usłyszeć czyiś głos. Raphaelu? Dawno nie słyszał tego imienia. Nie za dużo osób znało jego imię, a jeszcze mniej do niego się zwracało w ten sposób. Odwrócił się ciałem i wzrokiem w kierunku, skąd usłyszał wołanie. W drzwiach ujrzał osobę. Dobrze mu znaną. Była to kobieta, prorokini we własnej osobie.
- Moja Prorokini. - Wypowiedział te dwa słowa. Przyglądał się uważnie jej osobie. Przybyła tutaj nie bez powodu. Dostrzegł w jej rękach naczynie. Nie znał jego zawartości. Trudno było mu wypatrzeć coś więcej niż osobę w drzwiach.
- Czyżby teraz nastał czas na mnie? - Zapytał spokojnie. Był gotowy, jeśli to już ten czas nastał. Kiedy porzuci wszelką oznake bycia aniołem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Postąpiła krok do przodu zamykając za sobą wolną dłonią drzwi. Stuknęły, upewniając dziewczynę, że nikt niepożądany nie zakłóci ich spokoju. Nie chciała by żaden zbłąkany wierny wpadł na pomysł zgłoszenia się w tej właśnie chwili po jakąś głupotę do Incubusa.
Nie. Dzisiejszego popołudnia należał on tylko do Ao, a czy mógł się znaleźć bliżej niego niż dzięki niej?
W lecznicy panował jak zwykle chłód. Przyjemny, powodujący dreszcze zbiegające w dół kręgosłupa i gęsią skórkę na ramionach. Z tym kojarzyła to miejsce już od lat. Z chłodem, słodkim zapachem medykamentów, głęboką, przejmującą ciszą i obecnością anioła.
Do jej umysłu wślizgnęły się wspomnienia, gdy po raz pierwszy odważyła się mu pokazać swoje stygmaty. Następne były przyjemniejsze - podsłuchała gdzieś, że uzdrowiciel nie przepada za samotnością, dlatego pod pretekstem zmian opatrunków przyniosła herbatę, pragnąc jak najdłużej być przy nim nim nie zarządzą ciszy nocnej, a przebywanie poza celą stanie się niestosowne. Podeszła bliziutko, na parę chwil stając się ponownie tą wrażliwą na wszelką ludzką niedolę kapłanką.
- Tak bardzo nie chcę byś cierpiał…. Jednak wiem, że przetrwasz tą próbę z dumą godną oblubieńca Najwyższego i jego umiłowanego dziecka.- Powiedziała cicho, wyciągając w jego stronę czarę, pełną bladego płynu.
Nie musiała tłumaczyć medykowi dlaczego przyniosła właśnie mleko makowe. Troska malująca się na jej obliczu była aż nadto widoczna. Dbał o nią, pomagał w najtrudniejszych chwilach, gdy ból świętych ran stawał się nie do wytrzymania, czyścił je i chronił swoją Prorokinię przed wszelkimi zakażeniami, które mogły ją rychło posłać do grobu.
- Inkwizytorzy są skuteczni, ale okrutni. Jesteś wierny, oddany… Zasługujesz na więcej niż anioły służebne czy zdrajcy. Wypij proszę.- Przechyliła głowę układając dłoń na jego szacie, w okolicach serca. Chłód skóry uzdrowiciela przebijał się przez materiał, muskając łagodnie palce dziewczyny, gdy ta zadarła nieznacznie głowę do góry, z łagodnym uśmiechem oczekując wykonania polecenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spoglądał bacznie na damę, która postanowiła wejść do pomieszczenia. Nie przeoczył wzrokiem, że za nią drzwi do lecznicy zostały zamknięte. Utrzymywał wciąż spokój, a przynajmniej z pozoru. Zdziwiony był w głębi duszy na wyłącznie jej widok. Spodziewał się również towarzystwa inkwizytorów, którzy dobrze byli mu znani ze względu na swoje działania. Przez chwilę nie mógł zrozumieć braku ich obecności. Zdążył już usłyszeć, że osobiście zajmowali się usunięciem anielskich skrzydeł. Użyj głowy Raphaelu. Zmrużył skupione ślepia na Prorokini. Zaczął łączyć wszystkie wątki w jednolitą całość. Brak przybycia wiernych katów, a jedynie kobiecina z czarą. Teraz już rozumiesz, nieprawdaż? Szept cienia sprowadził go na ziemię. Wyjątkowo okazał się pomocny. Bardziej niż mogłoby się mu wydawać. Zamilcz Cieniu. Jedynie miał niewielką nadzieję, że nie będzie zakłócał jego spokoju. Przynajmniej nie teraz. Zmierzała w jego kierunku, a kiedy stanęła przyglądał się jej obliczu dokładniej. Ten obraz nigdy mu nie uciekł z głowy. Była to jedna z nielicznych rzeczy, która radowała jego duszę. Świat był dawno skąpany w ciemnościach, a jedynie był rozświetlany przez jej osobę. Wysłuchał z wielką uwagą słów, które wypowiedziała, a następnie spojrzał w czarę. Dostrzegł jej zawartość, która była mu bardzo znajoma. Mleko makowe. Wyczuwał od niej troskę, którą ją samą wcześniej obdarowywał. W obliczu próby rolę się zamieniły. Teraz ona zamierzała zadbać o niego. Nie zapomni tego gestu do końca swego życia. Zamknął na moment swoje niebieskie oczęta. Była to dla niego naprawdę bardzo ważna chwila.
- Cierpienie jest główną częścią naszego życia... - Wypowiedział te słowa, a chwilę później skierował swoje dłonie ku naczyniu. Trzymał na tyle uważnie, żeby nie uronić ani kropli podarowanego mu napoju.
- Za jego pomocą Najwyższy poddaje nas próbie, której musimy stawić czoła. Potem nas nagradza, żebyśmy mogli zwalczyć te wszystkie trudy. - Każde słowo wypowiadał z wielkim spokojem. Wystarczająco w życiu wycierpiał. Nieporadność dawnych pobratymców spowodowała, że go porzucili. Zostawili samemu sobie i Cieniowi. Przez setki lat będąc samotny. Nie znając swego miejsca w świecie. Teraz zrozumiał, że to była część większego. Planu.
- Echotale. Obdarowałaś mnie hojnie swymi podarunkami. Nigdy Ci tego nie zapomnę. - Mimo posiadania na sobie szat, czuł dotyk dłoni na swojej klatce piersiowej. Nie wiedząc czemu, ale napawał go nadzieją na lepsze jutro. Zamknął ponownie powieki, a następnie uchylił ku górze czarę. Przelewając wprost do gardła mleko makowe. Wykonując wydane mu polecenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jedyne czego pragnę to uwolnić cię od ciężaru odpowiedzialności i pokuty, która ciąży na twoich ramionach. I pragnę to uczynić nie sprawiając ci cierpienia.- Powiedziała cicho, przesuwając dłonią wzdłuż ramienia uzdrowiciela, cały czas się jednak cofając, przez co gdy jej palce spotkały jego, mogła jedynie musnąć go opuszkami.

Chodź ze mną.- Nakazała gestem, opierając się plecami o kozetkę, na której zazwyczaj leżeli schorowani wierni. I na której… ona sama spędzała ostatnio tak wiele czasu, gdy tylko rany zaczynały się brudzić.
Był ukojeniem w wiecznym bólu, zdejmował z jej ramion ciężar służalczego poświęcenia, jakie każdego dnia ofiarowywała Ao.
Ale tym razem to Echotale mogła pomóc, nie na odwrót.
- W każdej ciemności możemy odnaleźć światło Pana… Wystarczy tylko, że zamkniemy nasze oczy i otworzymy serca na miłość Najwyższego. W posłuszeństwie nasza szansa. Pokora pozwala nam wyczekiwać cierpliwie dni nagrody i szczęścia wiecznego. Pokaż mi je. - Zawiesiła głos, zupełnie jakby wypowiedzenie słowa “skrzydła” już sprawiało dziewczynie ogromną trudność. Ale przecież oboje wiedzieli o co chodzi, co już niedługo opadnie w kałuży krwi na podłogę, by ulec zniszczeniu raz na zawsze.
Czuła smutek.
Niemożliwy do opisania smutek i żal. Jej ukochany, jej brat i przyjaciel… musiał cierpieć, choć był bez winy. Rozkaz Pana był jednak jasny, kimże była by mu się sprzeciwić?
- Miałam sen. Ujrzałam w nim Kościół gorejący i anioły pomarłe.- Powiedziała cicho, spuszczając wzrok na swoje dłonie.- Zasmuciło mnie to, bo w głębi serca wiedziałam, że ogień strawił także ciebie mój Raphaelu. Dlatego zapłakałam gorąco, modląc się, by Ao cofnął swój okrutny czyn. Wówczas Pan przemówił do mnie. Rzekł “córo moja, czemu płaczesz? Czemu łzy moczą twe blade poliki? Czyż nie rzekłem Ci w pismach, że każdy kto we mnie wierzy nie spłonie lecz wieść będzie życie wieczne?”. Zasmuciłam się wówczas jeszcze bardziej i zapytałam:”Panie, lecz cóż się stanie z tymi, którzy pomimo naznaczenia oddali swe życie pod twoje rozkazy?”. I wówczas dostrzegłam Jego światłość, cudowną i czystą. I usłyszałam: “nakaż im zbudować u mego ołtarza stos z piór, a dnia sądnego naznaczysz ich znakiem wieczności i nie dosięgnie ich gniew mój. Nie karze bowiem Najwyższy tych którzy spomiędzy najpokorniejszych”.- Poczuła jak wzruszenie ściska jej gardło.
Dzieło Pana dokonywało się na ich oczach, za ich życia.
Czy mogło być coś piękniejszego?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności prowadzenia lub zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach