Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Zaraz za drzwiami do sali wykonała zgrabny obrót na pięcie, nie poświęcając stojącej za nimi dziewczynie nawet marnego spojrzenia. Złote loki zafalowały w powietrzu, by zaraz opaść na plecy właścicielki, gdy ta oddalała się korytarzem od źródła swojego niepokoju. Taką przynajmniej miała nadzieję, bo dopiero po kilku sekundach dotarło do niej, że wcale nie uwolniła się od kłopotu. Co gorsza, nieznośna pannica postanowiła uwziąć się na Bogu ducha winną Cleo i iść za nią krok w krok, niemal dusząc młodszej w kark. Od kiedy stalking stał się rozrywką licealistek? Lepsze pytanie: dlaczego u licha musiała się uczepić właśnie jej? W tej szkole były setki innych, o wiele ciekawszych uczniów. Byli przede wszystkim tacy, w których ta sytuacja nie wywołałaby ścisku w płucach, galopowania serca i trzęsących rąk, które w tej chwili zaczęły towarzyszyć blondynce. Nie mogła nic poradzić na to, że bycie prześladowaną przez obcą osobę przerażało ją dość konkretnie i reagowała w sposób taki, a nie inny. Nawet nie musiała oglądać się za siebie, by czuć przewiercający się przez nią na wskroś wzrok brunetki.
Psycholka jakaś.
Przyspieszyła kroku i zagłębiła się w tłum uczniów, ale nie przyniosło to oczekiwanego skutku. Do następnej sali było coraz bliżej i wyglądało na to, że nie uda jej się już pozbyć osobliwego "ogona". Dwa zakręty przed odpowiednimi drzwiami zaczęła zbierać w sobie odwagę do konfrontacji. No dalej, powtarzała sobie w myślach, po prostu jej wygarnij, żeby się odczepiła. Co może być w tym trudnego? Ale w tym właśnie wszystko było trudne. Plan wymagał rozpoczęcie rozmowy, nawiązanie dialogu, a więc otworzenie ust, wydanie dźwięków i oczekiwanie na odpowiedź. A ta mogła być naprawdę różna, zaś Cleopatra wnioskując po usposobieniu i reputacji starszej dziewczyny spodziewała się raczej ostrej i nieprzyjemnej repliki. Nie, to się nie mogło skończyć dobrze. A jednak nie wiedziała, jak inaczej raz a dobrze pozbyć się prześladowczyni. Mogła liczyć na to, że Evelyn się po prostu znudzi. Niestety nikt nie mógł wiedzieć, ile to potrwa, jeżeli zostawi się sprawy samym sobie; Cleo zaś nie chciała tkwić w tym okropnym stanie ani chwili dłużej. Musiała coś z tym zrobić, ale musiała być ze sobą szczera - zwyczajnie nie miała na to odwagi. Wyglądało na to, że będzie odgrywać rolę bezbronnej ofiary.
Dotarłszy przed następną salę zatrzymała się gwałtownie, nie bacząc na to, czy pewien ktoś za chwilę nie wpadnie jej na plecy. Na chwilę ogarnęła ją swego rodzaju brawura, przez co odwróciła się frontem do panny Russell i spojrzała jej prosto w oczy. I w tym właśnie momencie cała odwaga uleciała z blondynki jak powietrze z przebitego balonika; na jej twarz wstąpiła mieszanka zażenowania i przerażenia, więc obróciła się czym prędzej i oparła prawym ramieniem o ścianę. Wzrok spuściła na podłogę, sfrustrowała własną bezsilnością. Nadęła na chwilę policzki, wściekła na samą siebie, a po części też oczywiście na sprawczynię całego zdarzenia.
Ta wredna krowa musiała mieć teraz niezły ubaw.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Evelyn bardzo, ale to bardzo starała się nie poświęcać nadto uwagi idącej ledwie dwa kroki przed nią blondynce. Bardzo. Błądziła myślami wśród domowych obowiązków, które od kilku dni uparcie przesuwała na „jutro”, powtarzała raz za razem, że musi wstąpić do sklepu po karmę dla Feliksa, ba! Zastanawiała się nawet, co u matki, od której nazbyt częstych – w swoim mniemaniu – telefonów nie zwykła odbierać. Robiła niemalże wszystko, by tylko nie skupiać się na kołyszących przed nosem lokach, na coraz wyraźniej nerwowych ruchach i śmiesznych, nieudolnych próbach wtopienia się w tłum nastolatków. Jak na złość, Cleopatra nieświadomie ogniskowała na sobie nie tylko natarczywy wzrok, ale i pełną koncentrację ciemnowłosej. Zdawać by się mogło, nic nie było w stanie uciec przed czujnym, przenikliwym spojrzeniem hebanowych ocząt o dziwacznie drapieżnym wyrazie. Ni drobne gesty zdradzające strach, ni przyspieszony oddech. Nic.
Mimowolnie przyspieszała wraz ze śledzoną dziewczyną i zwalniała, gdy ta napotykała na swej drodze przeszkody w postaci zbitych grupek uczniów. Zsynchronizowała się z nią dokładnie tak, jak łowca idący w ślad za umykającą ofiarą i tak też zaczynała się czuć, nie kryjąc narastającej z tegoż powodu ekscytacji. Nie wiedziała i wiedzieć bynajmniej nie chciała, skąd brało się owo bzdurne pobudzenie. Zresztą, nie zwykła dociekać przyczyn, a jedynie żyć chwilą, tu i teraz.
Nic dziwnego, że kiedy Cleo stanęła gwałtownie, Evelyn uczyniła to samo zaledwie moment później, umiejętnie zatrzymując mały, lecz stały dystans. Kolejne poczynania drugoklasistki nieco zbiły ją z pantałyku, acz zachowała iście kamienny wyraz twarzy, nie dając po sobie poznać lekkiego szoku. Zdumienie odbiło się jedynie na powierzchni nieznacznie przymrużonych ślepi, gdy Townsendówna odważnie odwróciła się w jej kierunku, krzyżując spojrzenia. Mogłaby przysiąc, iż zieleń tęczówek zaiskrzyła bojowo, nim cała brawura przygasła szybciej, niźli w ogóle rozgorzała. Kalejdoskop emocji malujących się kolejno na twarzy niedoszłej rozmówczyni zdecydowanie wart był czasu straconego w szkole. Eve nawet uchyliła usta, aby kąśliwie skomentować kruchą śmiałość jasnowłosej, ta jednak już tkwiła zwrócona plecami. Oblicze panny Russel momentalnie rozciągnęło się w perfidnym, niezwiastującym niczego dobrego uśmiechu. Dwa kroki później nachylała się nad lewym ramieniem młodszej, wciąż dziko szczerząc szeregi jasnych zębów o trochę skrzywionym górnym kle.
- Boisz się mnie? – Głos wahał się na granicy pomruku i z trudem pohamowanego parsknięcia, zdradzającego ogrom rozbawienia. Od Cleopatry dzieliły ją ledwie centymetry, na tyle nieznaczące, iż mogła poczuć zapach jej skóry. I vice versa, dziewczyna niewątpliwie czuła na szyi każdy oddech, kiedy ogrzane w płucach powietrze uciekało wraz z wydechem. Dopiero teraz starsza miała niezły ubaw. Tak niezły, że zamierzała pociągnąć to nieco dalej.


Ostatnio zmieniony przez Rayissa dnia 07.11.16 4:09, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z uporem godnym lepszej sprawy wciskała ramię w ścianę korytarza, jakby przy odpowiednim wytężeniu umysłu i ciała była w stanie przeniknąć na drugą stronę i odciąć się od swej prześladowczyni. Niestety, mimo najszczerszych chęci nie była w stanie na szybko wykształcić w sobie tak potężnej mocy magicznej, która pozwoliłaby jej na ratujący resztki godności manewr. Próba konfrontacji z przeciwnikiem okazała się kompletną klapą, a w dodatku przez te kilka sekund całkowicie się zbłaźniła. Już lepiej byłoby w ogóle nie udawać, że może cokolwiek zdziałać przeciwko starszej uczennicy. Czy jej się to podobało czy nie, musiała uznać swoją porażkę na tym polu. Dałaby głowę, że w tej chwili calutką twarz miała zaróżowioną ze wstydu i ze złości, toteż tym bardziej wlepiała wzrok w podłogę, pozwalając złotym lokom robić za naturalną zasłonę tego jakże przykrego zjawiska.
Nie pomagał fakt, że już chwilę później Evelyn znalazła się zdecydowanie za blisko. Już uprzednie siedzenie na ogonie było uciążliwe, a obecny stan rzeczy był wyraźnym pogwałceniem przestrzeni osobistej panny Townsend. Gdyby nie byłą taka nieśmiała, pewnie zaczęłaby krzyczeć i odepchnęłaby drugą dziewczynę, nie przejmując się żadnymi konwenansami. Niestety, w tej chwili jedynie wewnętrzny wrzask przerażonej duszy stanowił jakieś ujście dla gromadzącego się w blondynce niepokoju. Tak nachalna bliskość obcej osoby byłą wręcz paraliżująca. W dodatku ten zaczepny ton i postawione pytanie... teraz Cleo była już pewna, że Russell sobie z nią zwyczajnie pogrywa. Chamska prowokacja, ot i tyle. Nic dziwnego, że młodszą przeszedł dreszcz, a po chwili skrzywiła się marszcząc nos.
- Śmierdzi od ciebie dymem - powiedziała nagle pełnym wyrzutu, trzęsącym się głosem, jak gdyby temperatura spadła do minus trzydziestu stopni. Równocześnie przesunęła się o krok do przodu, starając się zwiększyć dystans. Zapewne byłą skazana na niepowodzenie, ale przynajmniej dzięki temu działaniu komunikat był o wiele wyraźniejszy. Cleopatra nie była fanką papierosów, dzięki czemu nawet udało jej się przekonać brata do rzucenia przykrego nałogu, którego ten nabawił się pod koniec liceum. Wystarczyło zastraszyć Jasona, że nie będzie przebywać w jego towarzystwie, dopóki nie pozbędzie się zapachu dymu tytoniowego i konsekwentnie się tej decyzji trzymać. Po kilku tygodniach starszy nie wytrzymał panującej między nimi atmosfery i rozpoczął walkę z uzależnieniem. Dziewczyna uznawała to po części za swój osobisty sukces.
Dodatkowo, co nie było wcale bez znaczenia, zmiana tematu pozwalała całkiem zgrabnie wymigać się od odpowiedzi na jakże prowokujące pytanie zadane przez Eve. Czy się jej bała? Oczywiście. Kto by się nie bał, gdyby jakaś dziwaczka chodziła za nim krok w krok, naruszała przestrzeń osobistą i jeszcze próbowała zastraszyć? Trudno było się dziwić blondynce, szczególnie gdy się znało jej ostrożny i wycofany charakter. Przekonanie jej do siebie wymagało mnóstwo cierpliwości i dobrej woli, przez co przyjaciół miała niewielu, za to pewnych i na całe życie. Było jej dobrze z tym, jaka jest, a tu znienacka ktoś próbował zburzyć starannie wybudowany wokół jej osoby mur bezpieczeństwa. A na to zdecydowanie nie zamierzała pozwolić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie myliła się. Satysfakcja rozciągnęła usta Evelyn w jeszcze szerszym, niemniej paskudnym uśmiechu, odsłaniając nieco pociemniałe od nałogu zęby. Nawet nie próbowała powstrzymać cichego parsknięcia, które wyrwało się z gardła, gdy tylko blondynka zrobiła krok naprzód. Mimo wyraźnego rozbawienia, nie kontynuowała zabawy, nie zaczepiała dalej. Litość? Znudzenie? Niejasnym było, czemu postanowiła odpuścić, pozwalając młodszej odzyskać odrobinę przestrzeni osobistej. Niezależnie od powodów, zwrócona tyłem Townsendówna mogła bardziej wyczuć, niźli zobaczyć, jak ciemnowłosa się wycofuje.
- Uznam to za odpowiedź twierdzącą. – Rzuciła na odchodnym, odwracając się i zmierzając ku jednemu z ogromnych, szkolnych okien wyglądających na pusty dziedziniec.  Latem dzieciarnia zwykła na przerwach oblegać wszelkie ławeczki, murki i inne zdatne do usadzenia zadu przestrzenie, jesienią zaś obszar robił wrażenie martwego, choć wewnątrz budynku trwała dzika, niepohamowana niczym wrzawa. Eve westchnęła ledwie zauważalnie, wspierając obydwie dłonie na chłodnym parapecie. Szybkim ruchem wciągnęła się nań i sadowiąc, zerknęła przez zabrudzoną, pooraną brudnymi smugami szybę. Nauczyciele już dawno przestali zwracać pannie Russell uwagę, najwyraźniej rezygnując z bezskutecznych prób przetłumaczenia uczennicy, dlaczego nie winna zasiadać w takich miejscach. Miast tego przechodzili obok obojętnie, nierzadko uciekając wzrokiem w drugą stronę, co budziło w dziewczynie delikatne uczucie wdzięczności, wciśnięte gdzieś między całą tę butność, złość i pogardę, którymi zwykła emanować na co dzień. Ot, maleńka, pozytywne iskierka zatopiona w gęstych ciemnościach. Chociaż czy rzeczywiście taka była, czy za zimnymi, nieomal czarnymi oczami nie kryło się coś więcej?
Znużona śledziła spojrzeniem umykające z wiatrem liście, nie skupiając myśli na niczym konkretnym. Trwała tak, dziwacznie zawieszona w bezruchu, aż ponad okrzykami rówieśników nie rozległ się zgrzytający dźwięk dzwonka. Jak zwykle skrzywiła się nieznacznie w reakcji na ów odgłos i z miną sugerującą znikome zadowolenie zsunęła z siedziska. Krótką chwilę szukała wśród sylwetek przelewających się korytarzem osób, które mogłaby przynajmniej kojarzyć z widzenia. Naturalnie, odnalazła. Cleopatrę. Lekkim krokiem pokonała dzielącą je odległość, by zatrzymawszy nieopodal, całkowicie zignorować blondynkę, jakoby bardziej zaciekawiona wszystkim innym, ku niewątpliwemu zadowoleniu niedoszłej ofiary. Z nikłym zainteresowaniem przyglądała się kolejno twarzom, które zapewne dobrze znałaby, gdyby nie opuszczała znaczącej ilości lekcji. Kontemplację przerwało dopiero pojawienie się wykładowcy, Pana… Jak mu tam? Ach, jakiegoś starego próchna o wzroście śmiesznie niskim, który nauczał… Czegoś na pewno. Na próżno poszukiwała w odmętach pamięci informacji o niewysokim, krępym dziadydze. Połączenie ubogich strzępków faktów okazało się niewykonalne.
Na wzór pozostałych uczniów weszła do ciasnawej salki i zajęła ostatnią z ławek, mieszczącą się pod oknem. Plecak wylądował na drewnianym blacie, wzrok powędrował w bok, ku otulonemu w jesienne barwy światu. Trochę słuchała, cóż nieciekawego dzieje się w pomieszczeniu, a trochę odpływała świadomością daleko stąd, w nadziei, że tym sposobem zajęcia miną odrobinę szybciej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Prychnęła z pogardą na odpowiedź sprzedaną jej przez starszą dziewczynę. Niech sobie myśli co chce, ale Cleo nie zamierzała przyznać na głos, że się po prostu boi. A przecież zresztą to nie było nic dziwnego! Tamta łaziła za nią krok w krok, gapiła się jak jakaś dziwna i jeszcze śmiała wytykać, że kogoś mogło to przestraszyć! Gdyby nie była taka strachliwa, pewnie już dawno wyrzuciłaby ciemnowłosej absurdalność i chamstwo jej zachowania, ale w takiej sytuacji raczej nie była w stanie za wiele zrobić. Próby postawienia się wyglądały w jej wykonaniu komicznie i choć nie chciała tego przyznać, musiała być ze sobą szczera - nie była typem wojownika, a ofiary. Przerażał ją sam pomysł odezwania się, a co dopiero konfrontacji.
Szczęśliwie Evelyn zadowoliła się samą świadomością tego, do jakiego stanu doprowadziła młodsza koleżankę, nie wymagając od niej stwierdzenia tego na głos. Dopiero kiedy się odsunęła, Cleopatra odetchnęła i rozluźniła się nieco, przekonana o oddaleniu niebezpieczeństwa. W takiej właśnie kategorii teraz pojmowała starszą i postawiła sobie za punkt honoru, żeby teraz za wszelką cenę jej unikać. Nie powinno to być takie trudne, gdyż z natury stanowiły swoje przeciwieństwa i bytowały na zupełnie innych zasadach. Poza szkolnymi salami nie było nic, co mogłoby je łączyć.
Weszła do klasy jako jedna z pierwszych i zajęła miejsce w drugiej ławce pod oknem, na wprost nauczycielskiego biurka. Było to jej stałe miejsce w większości sal i nikogo to nie dziwiło, a wręcz przeciwnie - mniej pilni uczniowie cieszyli się, że chociaż jedna osoba odpada w konkursie na szybkie zajęcie tylnych ławek. Jej tak zaś było wygodnie, bo wszystko dobrze widziała i słyszała, a reszta klasowej gromady mniej rozpraszała, gdy miało się ją za plecami zamiast przed twarzą. Wszyscy zresztą szybko przyzwyczaili się, że do blondynki nie ma co zagadywać w trakcie lekcji, bo prędzej się wystraszy niż cokolwiek odpowie. Wyrwanie z toku myślowego podczas zajęć było dla niej podobne do przerwania transu i przeszkadzało jej w nauce, dlatego wcześniejsze zachowanie Evelyn było aż tak denerwujące.
Zeszyt i przybory do pisania błyskawicznie wylądowały na ławce, ułożone równo i schludnie, gotowe do użycia. Lekcja geografii przebiegała dość gładko przez pierwsze pół godziny, kiedy nauczyciel tłumaczył przeróżne zagadnienia i opowiadał o pojęciach związanych z przedmiotem. Kartki w kratkę przez Cleopatrą z sekundy na sekundę zapełniały się schludnymi literkami. Dziewczyna zdziwiła się mocno, gdy prowadzący oznajmił, że zakończył omawianie tematu, skoro do końca lekcji pozostawało wciąż dobre piętnaście minut. Sprawa wyjaśniła się szybko, gdy padła informacja o czekających na uczniów zadaniu - pracy w grupach.
Niestety, życie nie zawsze może być sielankowe. Nie minęły dwie minuty, kiedy w klasie rozgorzała ostra kłótnia. Kilka osób nie mogło się dogadać co do doboru w pary, w których mieli przygotować referat, przez co poziom decybeli w pomieszczeniu przekroczył dopuszczalną normę co najmniej dwukrotnie. Cleo aż się skuliła w swojej ławce, jakby wciśnięcie się mocniej w krzesło miało ją ochronić przed narastającym hałasem i wymienianymi pomiędzy uczniami coraz ostrzejszymi słowami. Dyskusję przerwał dopiero nauczyciel, który bez skrupułów pieprznął dziennikiem o biurko, tym sposobem ściągając na siebie uwagę klasy.
- Skoro wy nie umiecie bez kłótni dobrać się w pary, sam to zrobię - zapowiedział, mierząc młodzież surowym wzrokiem. - A jak usłyszę chociaż pół słowa sprzeciwu, to możecie się pożegnać z promocją do następnej klasy.
O dziwo, nikt nie wątpił w słowa nauczyciela. Był w całej szkole znany z tego, że nie łamał danego słowa nigdy, choćby było to najbardziej brutalnym posunięciem. Uczniowie zamilkli jak zaczarowani, podczas gdy starszy mężczyzna pochylił się nad dziennikiem i począł namyślać się nad podziałem. W końcu wystosował na kartce listę par, każdej grupie dopisał nazwę państwa i przytwierdził całość magnesem do tablicy. Małych literek nie dało się przeczytać nawet z odległości pierwszej ławki, ale nikt nie odważył się wstać i sprawdzić swojego przydziału. Grobową ciszę znów przerwał nauczyciel, tym razem z zadziwiająco stoickim spokojem.
- Każdej parze przydzieliłem jeden kraj świata. Waszym zadaniem będzie przedstawić je całej klasie w formie referatu. Obowiązkowo podczas lekcji musi pojawić się informacja o położeniu geograficznym, klimacie, systemie politycznym, gospodarce... - tłumaczył, a ręka panny Townsend skrupulatnie notowała wszystkie obowiązkowe wymagania do uzyskania maksymalnej oceny z zadania. Ambicja nie pozwalała jej podejść do tematu bez kompletnego przygotowania. Ktokolwiek został przydzielony jej do pary, już mógł się cieszyć - na pewno miała w planie dopiąć wszystko na ostatni guzik.
- ... no i najlepiej jakieś ciekawostki. Macie mi zaimponować wiedzą, a klasy nie zanudzić na śmierć. Ilość osób przysypiających podczas referatu też będzie wliczana w ocenę. Prezentacji będą dokonywać dwie pary w ciągu jednej lekcji, od najbliższej lekcji, zgodnie z kolejnością wypisaną na liście. - zakończył, idealnie wstrzelając swoją wypowiedź w ostatnie sekundy przed dzwonkiem. Gdy tylko ten zabrzmiał, młodzież ruszyła pod tablicę, sprawdzić jaki los zgotował im geograf. Cleo postanowiła nie pchać się na siłę i spokojnie poczekać z tyłu, aż pozostali wyjdą z klasy. Nie miała pojęcia kogo nauczyciel mógł dobrać jej do pary i właściwie było jej to obojętne poza jednym typem, którego zdecydowanie nie chciała otrzymać. A poza nią, z kimkolwiek pracowałoby jej się względnie dobrze, jako że na pewnym poziomie dogadywała się z klasą bez problemu.
- Kurde, Russell to szczęściara - jęknęła z bólem jedna z dziewczyn, obracając się od tablicy i spoglądając wymownie na Townsendównę.
Że co?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Widok rozciągający się za oknem nie był wcale wiele ciekawszy od lekcji geografii. Okraszoną niewąskim chodniczkiem jezdnię od czasu do czasu przeciął pędzący samochód, większość z nich aktualnie przekraczała dozwoloną prędkość i Evelyn była pewna, że znaczna część kierowców zwyczajnie spóźniła się do pracy. Jeszcze rzadziej pojawiali się przechodnie – najwyraźniej wiszące nad miastem ciężkie, grafitowe chmury skutecznie skreślały wizję leniwego spaceru, grożąc rychłą ulewą. Szarobura, jesienna sceneria przytłaczała, nużyła, może wręcz odrobinę dołowała, a odbijający się od ścian pomieszczenia monotonny głos nauczyciela dodatkowo potęgował przykre wrażenia. Wszystko to jak gdyby osiadło na powiekach, ciążąc nieznośnie, zmuszając do zamknięcia oczu chociaż na moment. Panna Russell poddała się zmęczeniu bez walki, pozwalając sobie na lekką drzemkę, oparłszy policzek o materiał plecaka. Po raz kolejny musiała przyznać, że w roli poduszki sprawował się całkiem nieźle i nawet znajdujące się weń nieliczne przedmioty nie były w stanie zaburzyć komfortu wypoczynku. W końcu po coś go ze sobą targała.
Podniecone głosy uczniów zaburzyły spokojny sen, uparcie ciągnąc świadomość ku krawędziom jawy, lecz dopiero huk dziennika uderzającego o biurko szarpnął na tyle mocno, by obudzić Eve, skutecznie odganiając resztki senności. Ciche syknięcie przecięło niezmąconą niczym ciszę, wykładowca jednak nie usłyszał go, albo i wolał uznać, że jego uszu nie dosiągł żaden odgłos. Rozpoczął przemowę.
Skoro wy nie umiecie bez kłótni dobrać się w pary, sam to zrobię.
Co? Ciemnowłosa uniosła głowę, zdziwione spojrzenie kierując ku przodowi sali. Otarłszy oczy wierzchem dłoni, powstrzymała cisnące się na usta ziewnięcie, z niknącym zainteresowaniem wysłuchując kolejnych słów starszego mężczyzny. Promocja do następnej klasy? Zabawne. Tak zabawne, że nawet nie chciało jej się śmiać. Odwróciła wzrok, zaglądając w matowe szyby dokładnie w chwili, w której zaczęło padać. Duże krople deszczu znaczyły ulicę ciemniejszymi śladami, aż cała nie naszła wilgocią, zmieniając odcień o co najmniej kilka tonów. Świat za oknem pobladł i choć na zegarku ledwie wybiło wpół do dziesiątej, na zewnątrz wyraźnie poczerniało.
… no i najlepiej jakieś ciekawostki…
Głos nauczyciela wpadał jednym uchem i wypadał drugim, uprzednio szerokim łukiem ominąwszy mózg. Russell nie uznała żądania za dostatecznie interesujące. Ot, kolejny głupi wymysł pokracznego dziadygi, mający za zadanie zmotywować, czy też zwyczajnie zastraszyć. Jak dobrze, że w pewnym sensie nijak jej to nie dotyczyło… O wiele bardziej przejęła się jedną z licznych, jesiennych ulew, która sprawnie przekreśliła chęci wcześniejszego urwania się z lekcji. Dziewczyna zdecydowanie wolała przeczekać deszcz w szkole, niźli biec do domu odziana tylko w zwiewną kurtkę bez kaptura. Choróbsko przyszpilające do łóżka było ostatnim, na co miała ochotę.
… zgodnie z kolejnością wypisaną na liście.
Podniosła się równo z dzwonkiem, z zażenowaniem przyglądając kotłującym pod tablicą dzieciakom. Bynajmniej nie zamierzała pchać się w sam środek tego rozgardiaszu, ba, nie zamierzała spoglądać na wywieszoną listę wcale. Ktokolwiek miał to nieszczęście, by trafić właśnie na nią, mógł pożegnać się ze zrobieniem prezentacji w terminie. W najgorszym wypadku, z przejściem do kolejnej klasy. Russell nie planowała brudzić rąk bezsensowną – z jej punktu widzenia – robotą, ani tym bardziej robić z siebie debila, walcząc o uwagę uczniów podczas omawiania przydzielonego zagadnienia. Szczerze wątpiła w słuszność udzielania się, czy podjęcia jakichkolwiek starań, byleby tylko przejść dalej, coraz poważniej myśląc o rzuceniu liceum w cholerę. Pomysł znalezienia pracy dawno już zagościł w głowie osiemnastolatki i chcąc nie chcąc, skłaniała się ku niemu coraz mocniej.
Och, zresztą, pechowiec mógł zająć się prezentacją w pojedynkę, lub dołączyć do innej grupy, a jeśli nie było takiej możliwości… to trudno. Nie był to problem Evelyn, tego była pewna. Przekonana o własnej racji, dziarskim krokiem ruszyła prosto do wyjścia z sali, zupełnie ignorując ukradkowe spojrzenia i jękliwe skargi prawiące o jej rzekomym szczęściu. Naturalnie, wyszła jako pierwsza, bez słowa mijając podekscytowanych drugoklasistów. Korytarz dawno już zdążył wypełnić się uczniami wylewającymi z klas, toteż prędko zniknęła wśród tłumu, kierując się ku głównemu wejściu do budynku w celu dania upustu przykremu nałogowi. Po drodze z mniejszej kieszonki plecaka wygrzebała paczkę fajek, bez skrępowania wyciągając jedną z nich i ujmując ustami. Tak dzierżąc źródło przyszłej przyjemności, przystanęła dopiero pod okazałymi drzwiami, szukając zmiętego, zwiniętego w kulkę odzienia. Znalazłszy cienką kurtkę, prędko narzuciła materiał na ramiona, wychodząc na zewnątrz i delikatnie przygryzając koniec papierosa, gdy podmuch mroźnego powietrza musnął twarz. W poszukiwaniu zapalniczki przetrząsnęła kieszenie spodni, znajdując niewielki przedmiot wśród przerażającej ilości zużytych, jednorazowych biletów autobusowych, które przy okazji wyrzuciła do stojącego nieopodal kosza. Krótką chwilę bawiła się płomieniem, patrząc jak migoczące iskry przeistaczają się w zgrabne języki ognia tańczące na wietrze, nim przystawiła ogień do końcówki skręta. Odpaliwszy, zaciągnęła się dymem i spod daszka chroniącego przed opadami atmosferycznymi, obserwowała ulicę.
Wrzaski docierające ze środka placówki w znacznym stopniu tłumiły potężne mury, przez pozamykane okna nie wydostawały się ni strzępki gorliwych rozmów. Szum deszczu, świadomość nadciągającej burzy, chłód wkradający się pod ubranie i dym, przyjemnie rozgrzewający płuca... Wszystko to pozwoliło ciemnookiej się wyciszyć, uspokoić, odetchnąć. Smukłego papierosa wypalała powoli, rozkoszując się każdym oddechem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przy tablicy rozgorzała dyskusja. Nowo dobrane pary odnajdywały się i cieszyły z wspólnej pracy, lub ciskały na siebie gromy z oczu. Omawiano kiedy się zobaczyć, co zrobić, wychwalano lub wyklinano nauczyciela za lepszy lub gorszy kraj świata do opisu. Powoli ubywało uczniów, którzy nie potrzebowali już wpatrywać się w zapisaną na kartce w kratkę listę i wychodzili z sali, powoli rozrzedzając tłumek zebrany z przodu klasy. Cleopatra nadal pozostawała z tyłu, w myślach analizując czyjąś wypowiedź rzuconą wcześniej, której nie mogła wyrzucić z głowy, choć cały czas starała się nią nie przejmować.
Czy to może znaczyć, że... nie, niemożliwe! Przecież nikt nie mógłby być aż tak okrutny. To się skończy totalną katastrofą.
Dopiero kiedy ostatnia osoba odsunęła się od tablicy i zrobiła miejsce, wzrok blondynki padł na rząd literek, gdzie zaczęła gorączkowo szukać swojego nazwiska. Nie trwało to długo; znajdowało się ono już w trzeciej linijce, co oznaczało termin referatu przypadający za dwa tygodnie od obecnego dnia. Bardziej jednak niż termin dziewczynę martwiło to, co miała przed oczami.
Townsend, Russell; Chiny
Przez chwilę w ogóle nie dotarło do niej, co tak naprawdę widzi. Umysł nie chciał przyjąć do wiadomości, że właśnie spełnił się najczarniejszy scenariusz, jaki Townsendównie mógłby w ogóle przyjść do głowy. Oddałaby wszystko, żeby teraz móc się zamienić z kimkolwiek, ale na to nie było najmniejszych szans.
Co robić?
Przecież nie zacznie teraz łazić za Evelyn i udawać, że współpracują. Nie miała ochoty patrzeć na starszą i była przekonana, ona też nie będzie zbyt chętna do współpracy. Nie wyobrażała sobie ich we dwójkę, pochylonych nad materiałami do referatu. Prędzej obie wejdą na Everest niż zaczną pracować razem, a w dodatku Eve nie wydawała się być w ogóle świadoma tego, jaką rolę przydzielił jej geograf. No przecież, oczywiście że nie wiedziała, skoro wyszła z sali nawet nie zaszczyciwszy tablicy spojrzeniem. Głupio byłoby jednak, gdyby za rzeczone dwa tygodnie Cleo wyszła na środek sali sama, udając że tak właśnie miało być. Bo nie miało.
Biła się z myślami. Podejście do starszej dziewczyny i zaczęcie tematu wydawało jej się za trudne na własne nerwy i nie spodziewała się pozytywnego odbioru. To się nie mogło skończyć dobrze, a jednak chyba nie miała innego wyjścia, jeżeli chciała zachować twarz przed klasą i nie podpaść nauczycielowi. Nawet jeżeli była osobą bardzo podatną na zastraszenie, nie lubiła dawać tego po sobie poznać. Zresztą kto by chciał, żeby właśnie tak go postrzegano?
Nie chcąc zmuszać geografa do zbyt długiego pozostawania w sali, wyszła na korytarz i rozejrzała się po stojących tu i ówdzie ludziach. Evelyn oczywiście nie było nigdzie widać, bo po co. W ten sposób sytuacja stawała się jeszcze trudniejsza, zmuszając Cleo do poszukiwań. Tak, jakby ten dzień chciał wygrać konkurs na najgorszy dzień w życiu blondynki.
Zajrzała pod klasę, w której mieliby mieć następne zajęcia, jednak tam również po ciemnowłosej nie było ani śladu. A niech cię, wredna babo, rzuciła w myślach, przemierzając korytarz wzdłuż. Olśnienie nastąpiło dopiero wtedy, gdy przemierzając hol na pierwszym piętrze, dostrzegła znajomą sylwetkę przez okno, kiedy ta właśnie wychodziła z budynku.
Tu cię mam.
Prędko ruszyła na dół, nie chcąc zgubić obiektu swoich poszukiwań. Odetchnęła z ulgą, kiedy przystanęła za przeszklonymi drzwiami do szkoły i nadal mogła dostrzec plecy Eve. Zaraz jednak uczucie radości ustąpiło przerażeniu, gdyż oto nadchodził moment konfrontacji. Odetchnęła głęboko dla dodania sobie odwagi i pchnęła drzwi. Podmuch zimna uderzył ją prosto w twarz, ale już nie mogła się wycofać. Podeszła o krok, zachowując dystans nie tylko ze względu na komfort psychiczny, ale też dzięki temu skutecznie unikała wdychania dymu.
- Khm. - Chrząknęła nieznacznie, chcąc zwrócić na siebie uwagę koleżanki. Umierała ze strachu, ale trzęsący się głos można będzie równie dobrze uznać za skutek panującego na zewnątrz chłodu. W końcu Cleo nie miała na sobie nic poza szkolnym mundurkiem i z sekundy na sekundę odczuwała coraz mniej przyjemne skutki tego stanu. - Pewnie nie wiesz, ale jesteśmy w jednej parze. Dasz radę chociaż udawać, że cię to obchodzi? - wyrzuciła z siebie, próbując brzmieć nonszalancko i pewnie. Do jakiegoś stopnia jej się to udało, ale nadal drżała ze strachu przed odpowiedzią.
Bała się tej dziewczyny bardziej niż śmierci.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lekka kurtka kiepsko radziła sobie z coraz mocniejszymi podmuchami wiatru, nijak nie chroniąc przed wnikającym pod poły materiału zimnem. Chłód zachłannie lizał skórę, kąsał, drażnił, doprowadzał do drżenia, którego nie sposób było ignorować. Mimo to Evelyn stała hardo w miejscu, nie dając po sobie poznać zmarznięcia. Spięte mięśnie nie dygotały tak bardzo, sprawiając, iż poza odczuwanym przez dziewczynę przykrym wrażeniem drżenia, sylwetka stała całkowicie nieruchomo, na wzór kamiennej statuy. Trzeba przyznać, postawa doskonale pasowała do chłodnego charakteru, z jakiego uczennica była znana wśród rówieśników. Zabawne, że tak ją postrzegali, co było cokolwiek korzystne dla samej zainteresowanej. Nie narzekała na łatkę agresywnej, kłótliwej i nieobliczalnej, dzięki temu nikt niczego od niej nie chciał i nawet, jeżeli pojawiła się w szkole, przez wiele godzin miała święty spokój. A później wracała do domu.
Wsunęła wolną dłoń w kieszeń spodni, szukając choć odrobiny ciepła. Palce drugiej dawno już poczerwieniały i zdrętwiały, zdolne jedynie do przytrzymywania papierosa oraz nieskomplikowanego manewru podsuwania go do ust. Wbrew wszystkiemu, skręta wypalała powoli, nie spiesząc się z powrotem do pełnego krzyków wnętrza budynku, ani tym bardziej do ciasnych sal, czy nudnych lekcji. Za szkołą nie przepadała i bynajmniej tego nie kryła, wręcz afiszując się z wyolbrzymioną niechęcią. Wagary, spanie na lekcjach, bezczelne ignorowanie poleceń nauczycieli… Te oraz wiele innych zachowań wyraźnie dawały światu do zrozumienia, iż nie potrafiła odnaleźć się we wspomnianej placówce. Nie umiała, nie chciała, po prostu nie. Nie.
Khm.
Nie usłyszała, lub słyszeć nie chciała, permanentnie ignorując odgłos otwieranych drzwi oraz ciche odchrząknięcie. Zbyt zaaferowana wnętrzem własnego umysłu, rozważała, planowała i wspominała, mocniej skupiając się na tym, niźli bodźcach docierających z zewnątrz. Niezmiennie roztargniona, zaciągnęła się znów, chwilę przytrzymała dym w płucach i wolno, jakby niechętnie wypuściła przez uchylone wargi. Obłoczek zatańczył przed twarzą, zawirował i zniknął, szarpnięty wiatrem. Dokładnie tak, jak myśl w głowie panny Russell, zakłócona czyimś głosem. Spróbowała złapać ją, sięgnąć ku granicom świadomości, niestety bezskutecznie. Pustkę natomiast szybko zapełniła irytacja. Kto i dlaczego odważył się jej przerwać? Jakim prawem?!
Pewnie nie wiesz…
I nie chcę wiedzieć, kurwa twoja mać.
Odwróciła głowę, szukając wzrokiem oczu intruza.  Jej własne, pociemniałe ze złości, niemalże ciskały w blondynkę piorunami, gdy reszta ciała zwracała się ku niej mozolnym ruchem. Ev milczała, z końcem fajki opartym o usta. Oparłszy się barkiem o mur, czekała na dalsze wyjaśnienia, acz wyraz twarzy nie zdawał się wyrażać żadnego zainteresowania. Wręcz przeciwnie, znużenie tańczące na powierzchni mahoniowych tęczówek kazałoby Townsendównie wypierdalać w podskokach, gdyby tylko mogło mówić. Niefortunnie, nie posiadało takiej umiejętności.
… ale jesteśmy w jednej parze.
W zdumieniu uniosła brew, nim krótkie parsknięcie wyrwało się z gardła. Już miała wtrącić wzmiankę o kiepskim żarcie, jednak młodsza kontynuowała wypowiedź. Czyżby mówiła poważnie? Eve kosztem ogromnego wysiłku wstrzymała się z kąśliwym komentarzem, aż dziewczyna nie skończyła mówić. Moment jeszcze analizowała jej słowa, zastanawiając się nad odpowiednią odpowiedzią, nieświadomie przeciągając oczekiwanie Cleo i narażając ją na większą dawkę stresu. Nim się odezwała, kąciki ust podjechały ku górze w tak typowym dla starszej, drwiącym uśmiechu.
- Udawać, że mnie obchodzi? Czemu bym miała? – Wychrypiała wreszcie, głosem podrażnionym przez dym, co w parze z niezbyt przychylnym wzrokiem dawało dość upiorny rezultat. Chciała konkretów, argumentów, czegokolwiek, nie widząc najmniejszego sensu w zainteresowaniu się powierzonym przez nauczyciela zadaniem. Była to dla niej strata czasu, nic ponadto, pomoc zaś… Nie oszukujmy się, nie była pomocna. Ani trochę.
Nie dodając nic więcej, wróciła do palenia, uparcie świdrując ciemnozielone oczęta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Miała ochotę zemdleć z każdą sekundą, w jakiej Evelyn taksowała ją wzrokiem pełnym wyższości i pogardy. Zresztą wiele innych opcji też wchodziło w grę: zapadnięcie się pod ziemię, spłonięcie żywcem, porwanie przez ufo, pożarcie przez pterodaktyla... każda z tych perspektyw była o wiele bardziej optymistyczna niż pomysł dalszego wpatrywania się w oczy, które zdawały się przewiercać jej duszę na wylot. I to boleśnie. Ale tak samo, jak kiedy ogląda się zmasakrowane ofiary wypadku i nie da się przestać patrzeć, tak teraz i Cleo bała się odwrócić wzrok. Za wszelką cenę nie chciała już na starcie wyjść na słabą, mimo że od lekcji matematyki z pewnością w opinii starszej dziewczyny już za takową uchodziła. A przecież tak bardzo się starała! Tylko że ta wredna istota musiała robić jej na złość. Było dobrze tak, jak było, dopóki ona nie weszła Townsendównie ciężkimi buciorami prosto w prywatność.
- Czemu bym miała?
Na chwilę zacisnęła zęby, próbując powstrzymać je od szczękania. Odruchowo objęła się rękami wokół tułowia, chcąc zatrzymać ciepło w organizmie jak najdłużej. Jednocześnie przybrała hardą minę, która dla większości obserwatorów byłaby raczej żałosna, ale dla Cleopatry był to szczyt możliwości i to szczyt nie byle jaki. Postanowiła nie dać się zastraszyć i dalej brnąć, bo właściwie na razie nie miała nic do stracenia, a stawka, jaką mogła wygrać, była warta wysiłku.
- Bo nic cię to nie kosztuje? Z pracą i prezentacją poradzę sobie sama, potrzebuję tylko mieć oficjalnie parę. Korona ci z głowy nie spadnie, a mi zależy na ocenie - wyrzuciła z siebie, przekonana że albo powie to raz, a dobrze, albo obróci się i ucieknie z płaczem. Druga opcja stanowiłaby zbyt wielką ujmę na jej honorze, toteż nie było innego wyjścia, jak tylko storpedować Eve słowami i liczyć na to, że zgodzi się na taki układ. Nie mogła jednak wytrzymać zbyt wiele, więc zaraz po swoim urzekająco długim monologu wbiła wzrok w betonowe płyty ułożone na szkolnym dziedzińcu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uparcie, z przesadną butnością świdrowała okalane ciemnozieloną obręczą źrenice, wcale nie zamierzając przestać. Cała postawa, spojrzenie, gesty – wszystko to emanowało znużeniem przeplatanym niechęcią do młodszej, mając na celu zwyczajnie ją zgasić, byleby tylko zrezygnowała z pomysłu uprzykrzania jej życia i poszła zawalczyć pod pokojem nauczycielskim, prosząc o dopisanie do innej grupy. Czy tak nie byłoby łatwiej i lepiej dla ich dwójki? Jasne, że by było. Tyle, że Cleopatra najwyraźniej lubiła mieć pod górkę, wybierając cięższe rozwiązania. Szkoda, że przy tym musiała zakłócać jakże cenny spokój Evelyn. Kto tutaj pchał się z buciorami w czyjeś życie?
Ujmując ustami koniec skręta, zaciągnęła dym wraz z wdechem, wypełniając nim płuca. Z wydechem wstrzymała się przez całą, zaskakująco długą wypowiedź blondynki, wtórując ostatniemu słowu uczennicy cichutkim świstem. Gęsta, mleczna mgiełka wykwitła między dziewczynami, stając się swego rodzaju barierą, zanim nie pomknęła z wiatrem. Ev wciąż hardo patrzyła w szmaragdowe tęczówki. Mniej nachalnie, może jakby łagodniej, chociaż nie kryjąc odczuwanego niezadowolenia.
- No nie wiem. – Odparła niemalże natychmiast, by zaraz zamilknąć na dłużej, kończąc w tym czasie dogasającego szluga. Jeden krótki buch i panna Russell zdusiła papierosa, przytykając go do ściany. Peta wyrzuciła, o dziwo, do kosza za sobą, nie zaś na ziemię pod nogami i gdyby nie pociemniała smuga na jasnej farbie, ślad wszelki po wypalonej fajce by zaginął. Zachowała się prawie przyzwoicie. – Wciąż nie widzę w tym sensu. Najmniejszego.
Machnęła zmarzniętą dłonią zupełnie tak, jakby odganiała natrętną muchę. Lekko, nonszalancko. Po tym odkleiła ramię od muru i, wyminąwszy Townsendównę, wróciła do wnętrza budynku, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Niezależnie od tego, czy zielonooka podążyła za nią, skierowała kroki ku sali, w której prawdopodobnie mieli zajęcia.
Nie, żeby szła właśnie w zupełnie przeciwnym kierunku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Westchnęła w zbolałej manierze i wywróciła oczami, próbując powstrzymać się od mieszanki złości i rozpaczy. W tej chwili mogłaby jednocześnie wybuchnąć dziką furią i rozpłakać się z własnej bezsilności, ale starała się utrzymać nerwy na wodzy choćby jeszcze jedną, krótką chwilę. Obrzuciła zniesmaczonym spojrzeniem czarny ślad na niekoniecznie czystej, ale do tej pory jeszcze chociaż przyzwoicie wyglądającej ścianie. Zgrzytnęła nieznacznie zębami, tak naprawdę nie wiedząc, co ma powiedzieć. Bo niby czym mogłaby skutecznie zaszantażować Evelyn? Nie miała na nią żadnego haka, a wręcz na odwrót, mogła łatwo paść ofiarą starszej. Potrzebowała jakiejś karty przetargowej, jednak nie mogła wyłożyć żadnej, choćby najsłabszej. Skoro dziewczyny nie obchodziły oceny, uczucia innych osób ani opinia ludzi, to Cleo tak naprawdę nie miała jej nic do zaoferowania. I nie przychodziło jej do głowy dosłownie nic, z czym mogłaby jeszcze wyjść do Eve.
- No oczywiście, że nie - wyrzuciła, powstrzymując ostatkiem sił napływające do oczu łzy i drżenie głosu, które jeszcze bardziej przybrało na sile z powodu zimna. Teraz trzęsła się cała, jakby ją wsadzono do lodówki. - Skoro tobie na niczym nie zależy i wszystko masz gdzieś, to nie zrozumiesz, że dla mnie to ważne. - Gdy starsza minęła ją i weszła do budynku, zaraz obróciła się i zrobiła to samo, nie przerywając swojej przemowy. Teraz to blondynka szła za swoją rozmówczynią krok w krok, niemalże depcząc jej po piętach i nie odpuszczając nawet wtedy, kiedy trzeba było się rozpychać łokciami w zatłoczonych korytarzach. Nie zauważyła nawet, że idą zupełnie nie w tę stronę, co trzeba.
- Naprawdę tak cię zaboli zrobić coś dobrego? A może boisz się, ze na twojej reputacji nagle postanie skaza i ludzie cię zaczną wytykać palcami? Przecież cię to, cholera, nie obchodzi. - Pospiesznie otarła uwolnioną spod powieki łzę, której nie było dane zagościć na dziewczęcym policzku na dłużej niż kilka sekund. Nie ma co ukrywać, Cleo była przerażona i nie panowała nad sobą, a jeszcze nigdy nie wylała z siebie tak ostrego i tak długiego przemówienie do obcej osoby, której się w dodatku bała. Był to z jej strony spory wyczyn, ale też i ogromny stres, który mógł lada moment znaleźć ujście w histerycznym szlochu. A przecież nie mogła sobie na to pozwolić przy Evelyn, bo do końca straciłaby twarz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach